Ponad 2 lata temu (jak ten czas leci…) opublikowałem na łamach FŚGK recenzję jednej z najbardziej znanych gier familijnych: „Wsiąść do pociągu: Europa”. Seria ta doczekała się wielu różnych wariantów, reimplementacji (w tym wersji dla dzieci), oraz na bieżąco otrzymuje rozszerzenia w postaci nowych map na których toczyć się może rozgrywka. Mająca już 16 lat na karku pozycja w dalszym ciągu jest rozwijana i wciąż potrafi zaskoczyć czymś nowym. Dziś chciałbym Wam przedstawić jej odrobinę nietypową wersję, wydaną w Polsce pod nazwą: „Wsiąść do pociągu: Londyn”.
Recenzję zacznijmy od opisu wykonania gry. To, jak przystało na wydawnictwo „Days of Wonder”, stoi na wysokim poziomie – fantastyczne modele wago… autobusów, dobrej jakości karty i gruba plansza bezproblemowo znajdują miejsce w świetnie zaplanowanej wyprasce. Dodatkowo pudełko, karty pojazdów jak i mapa okraszone są świetnymi grafikami oddającymi klimat Anglii i Londynu. Można przyczepić się do pewnych drobnostek takich jak rozmiar kart czy też jakość znaczników punktów, niemniej uważam iż byłoby to szukanie dziury w całym. Bo choć nie ma tu niczego, co powalałoby na kolana swoją jakością, to żaden z elementów nie schodzi poniżej bardzo solidnego poziomu. To wszystko sprawia, iż wrażenia organoleptyczne (ale mam nadzieję, że nie smakowe – przyp. DaeL) związane z obcowaniem z grą są w pełni zadowalające. Za polskie wydanie odpowiada wydawnictwo „Rebel”, więc tutaj również nie ma absolutnie żadnego pola do narzekań.
Na wstępie nazwałem jednak „Wsiąść do pociągu: Londyn” nietypowym przedstawicielem rodziny. I podtrzymuję swoją opinię już na starcie podkreślając tylko, iż nie ma w tym absolutnie nic złego. Nietypowość tego dziecka ze stajni „Days of Wonder” to przede wszystkim jego wielkość oraz czas niezbędny do rozegrania jednej partii. Kontynuuje ona linię „młodszych sióstr” zapoczątkowaną w roku 2018 poprzez grę „Wsiąść do Pociągu: Nowy Jork” – dostajemy zdecydowanie mniejsze pudełko niż u starszego rodzeństwa, zdecydowanie mniej „wagoników” i mniejszą planszę, a czas rozgrywki jest krótszy (partia zwykle zamyka się w 15 minutach). Natomiast sama gra rządzi się dokładnie tymi samymi mechanizmami, przez co gracze zaznajomieni z serią będą się czuć jak w domu.
No dobrze, gwoli ścisłości musimy przyznać otwarcie – każda kolejna odsłona „Ticketa…” (zarówno pełna jak i pakiet map) stara się być pod pewnym względem „unikatowa”. Naprawdę można podziwiać autora za to, że nie odcina tylko i wyłącznie kuponów, lecz stara się wprowadzić choćby drobną, ale jednak zmianę w mechanice gry. Nie inaczej dzieje się we „Wsiąść do pociągu: Londyn”. Również młodsza siostra dostała unikatową cechę. Opracowując strategię, która ma nam dać wygraną w partii, trzeba wziąć pod uwagę łączenie punktów turystycznych należących do danej dzielnicy. Jeśli połączymy wszystkie, taka dzielnica da nam dodatkowo od 1 do 5 punktów na koniec rozgrywki. Niby nie jest to wiele, jednak w przypadku mocno skondensowanej rozgrywki, w której każdy wagonik się liczy, to właśnie punkty za połączone dzielnice potrafią przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Do kogo zatem jest skierowana ta pozycja i czy ma ona w ogóle jakikolwiek sens oraz rację bytu w sytuacji, w której na rynku jest już tak wiele innych gier z tej serii. Należałoby w tym miejscu powiedzieć… „to zależy”. Zacznijmy więc od tego dla kogo ta gra niemal na pewno nie jest dobrą ofertą – jeśli macie ekipę z którą często się spotykacie, lubicie posiedzieć dłużej przy planszy, a seria „Ticket to ride” szczególnie przypadła Wam do gustu, to… najprawdopodobniej małe wersje (a więc i „Wsiąść do pociągu: Londyn”) możecie sobie odpuścić. Brzmi być może dziwnie i na przekór, ale serio – nie uważam aby ta gra była dedykowana dla fanów tego cyklu. Nawet jeśli jesteście jego kolekcjonerami to zapewne po 1-2 partiach gra na stałe wyląduje na półce. Więc kto, jeśli nie zagorzali fani, jest targetem?! Teraz zaprzeczę sam sobie. Jeśli jesteście maniakami „Ticketów”… ale zdarza się Wam spotkać w ciągu dnia na szybką kawę, a przy okazji pojawia się możliwość rozłożenia czegoś naprawdę błyskawicznego – to jest pozycja idealna. Ponadto, jeśli wprowadzacie dzieci w świat gier planszowych, a przy okazji chcecie z nimi poćwiczyć proste liczenie, czytanie czy też myślenie strategiczne – również warto się w tę wersję gry zaopatrzyć. Tutaj właśnie czas rozgrywki okaże się Waszym sprzymierzeńcem! Dzieci często mają problem z wysiedzeniem nad planszą przez 60-90 minut niezbędnych w przypadku „dużych Ticketów”. W wersji „Londyn” w 30 minut możecie rozegrać 2-3 partie z których każda będzie mocno zacięta, a spore ucieczki punktowe pozostają bardzo utrudnione. Może to być także swoisty „gateway do gateway’a”. Tak, zdarzają się osoby zainteresowane nowoczesnymi grami planszowymi, które również uważają godzinę czasu na poznanie nowego tytułu za czas zmarnowany. Takim osobnikom można więc zaprezentować swoisty „creme de la creme” serii w bardzo krótkim czasie, co być może pozwoli złapać im bakcyla i spowodować przesiadkę na „duże” części serii. Dlatego, choć samo „Wsiąść do pociągu: Londyn” nie jest szczególnie odkrywcze, a czasem rozłożenie partii trwa niemal tyle co jej rozegranie, wystawiam tej pozycji solidne:
-
werdykt Razora - 7/10
7/10
User Review
( votes)
My mieliśmy z tymi maluchami jeden problem, nie ważne jaką kto przyjmował strategię na koniec zwycięzca był zawsze niespodzianką, czasami osoba, której „gorzej” szło. A różnice punktowe są minimalne. W podróży na tylnym siedzeniu samochodu można grać 🙂
Troszke tak jest, chociaż akurat w Londynie fajnie starają się to niwelować dzielnice.
No i nie oszukujmy się – Tickety są mocno losowe 🙂
Chyba dla klimatu machnęli też Harry’ego Pottera na pudełku. 😀
gdzie ?
od lewej : królowa Elżbieta, John Lennon, londyńskie taxi, piętrus, Kate Middleton i jakiś koleś w meloniku