FilmyRecenzje Filmowe

Norymberga (2025)

Zacznę od tego, że w tej recenzji nie będę skupiał się na kwestiach historycznych, choć film siłą rzeczy o nich traktuje. Opowiem tylko o tym, jak go odebrałem i jak na mnie zadziałał. Rozważania na temat tego, czy proces w Norymberdze był farsą, ustawką, grą pod publiczkę, czy jednym z najważniejszych wydarzeń prawa międzynarodowego, zostawmy na inną okazję. Podobnie jak to, czy Amerykanie potraktowali Polskę niegodnie, tak jakby nas II Wojna Światowa w ogóle nie dotyczyła i była kwestią tylko okołożydowską. To napisawszy przechodzę do omówienia tego, czy „Norymberga” czymkolwiek mnie urzekła. Od razu powiem, że nie, i już wyjaśniam dlaczego.

Po pierwsze spójność, po drugie cel

Zacznę od osoby Jamesa Vanderbilta, scenarzysty i reżysera. Jest to człowiek odpowiedzialny za scenariusz do bardzo dobrze przyjętego przez większość krytyków „Zodiaka”, który kompletnie nie przypadł mi do gustu. Jednak jest to film znany. Czy poza nim James zasłynął czymś jeszcze? „Niesamowitym Spider-manem 2”, dwoma filmami o zabójczej parze („Zabójczy rejs” i „Zabójcze wesele”), drugim „Dniem Niepodległości” i truskawka na torcie: „Fontanną młodości” z tego roku. Jako reżyser miał do tej pory na koncie jeden film – „Niewygodną prawdę” 10 lat temu. Oczywiście zdarza się, że ktoś bez wielkiego doświadczenia za kamerą lub taki, który zwyczajnie nie odnosił sukcesów, nagle tworzy arcydzieło. „Norymberga” miała wszystko, by być filmem wielkim, a okazała się ogromnym rozczarowaniem.


Przede wszystkim film cierpi na tym, że nie potrafi na całej długości określić swojej tożsamości. Ma elementy dokumentalne, próbuje silić się na moralizatorstwo, próbuje być momentami wielkim kinem historycznym, próbuje wreszcie w dość oryginalny sposób przedstawić dzieje powojennego świata. Tyle tylko, że na próbach się to wszystko kończy. Bo „Norymberga” nie jest filmem spójnym. Przez to, że twórca (pan Vanderbilt) dość luźno podchodzi do instytucji czasu, nie wiemy tak naprawdę, ile mija go między poszczególnymi scenami. Czasami są to godziny, czasami miesiące, a być może nawet lata. W tej kwestii panuje absolutny chaos.

Poza tym brakuje w tym wszystkim zarówno napięcia, jak i odpowiedniej podbudowy dla finalnego przesłania. Nie czuć tego, że twórca uniósł ciężar tego, co sobie założył. Przez złe rozłożenie akcentów wychodzi z tego obraz stąpający po bardzo cienkiej granicy, z której można wyciągnąć bardzo złe i błędne wnioski.

Hitler nie wiedział o Holokauście”

Są w tym filmie sceny, które mrożą krew w żyłach. Jak na przykład to, że 80 lat temu na potrzeby procesu adwokaci broniący nazistowskich, niemieckich zbrodniarzy, wymyślili absurdalną linię obrony. Narrację, jakoby najwyżsi urzędnicy Rzeszy nie mieli pojęcia o tym, co się w ich państwie dzieje. Obrońcy dwoili się i troili, by sprzedać tę historię (oczywiście ten wątek jest w filmie mocno spłycony, ale jako jeden z niewielu wybrzmiewa dość głośno), która w dzisiejszych czasach jest bezmyślnie powtarzana i takie zachowanie nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji (ale miało być przecież mało o polityce).

Jednak o tym poniekąd jest ten film. O zwycięstwie człowieka bezwzględnie wykorzystującego bezmyślny tłum. O sile ideologii, która może w każdej chwili powrócić i o niebezpieczeństwie, które to ze sobą niesie. Szkoda tylko, że jest to tak głęboko zakamuflowane przesłanie, że niemal niewidoczne, i że w pełni wybrzmiewa dopiero na sam koniec filmu, kiedy widz jest już zmęczony tym festiwalem przeciętności, prowadzonym bez większego sensu.

Norymberga, czyli poradnik, jak nie robić filmów

Zanim przejdę do najistotniejszej rzeczy, chciałbym napisać jeszcze parę słów o tym, jak wielkim regresem w historii kina jest film „Norymberga”. Nie zostanie na pewno zapamiętana ani ze wspaniałej, podniosłej, epickiej muzyki, której tu zwyczajnie nie ma, a powinna towarzyszyć produkcji aspirującej do wielkości. Nie ma w „Norymberdze” ani jednego dialogu, który by zelektryzował widza. Nie ma nawet porządnej scenografii – zamiast tego jest masa kartonowo wyglądających lokalizacji. Nie ma też bogatego drugiego planu (do tego tematu jeszcze wrócę).

„Norymberga” odhacza po kolei wszystkie elementy, które charakteryzują film przeciętny/słaby. Jakby twórca uznał, że sam temat wystarczy, a jego realizacja to kwestia trzeciorzędna. „Norymberga” w każdej minucie wygląda jak ubogi krewny produkcji o tematyce związanej z Holokaustem i końcem II Wojny światowej. Na dodatek kompletnie nie zadbano po pierwsze: o choćby minimalną wiarygodność/realizm, a po drugie: o szczegóły. Rozmowa z papieżem jest groteskowa i absurdalnie nieprawdopodobna, wepchnięta na siłę i niemająca żadnego znaczenia dla fabuły. Jest też kilka mniejszych nieścisłości. Sam proces norymberski przedstawiony jest pobieżnie i wygląda, jakby to było coś małego, opartego nie na dowodach, a tylko na emocjach i kruczkach rodem z kiepskiego dramatu sądowego.

Aktorstwo niezrównoważone

Przechodzę wreszcie do tematu aktorstwa i tu chyba będzie najwięcej ewentualnych kontrowersji. Russel Crowe wypadł świetnie, choć nie aż tak wybitnie, jak to sobie wyobrażałem. To głównie wina scenariusza, który nie pozwolił mu w pełni rozwinąć skrzydeł i być rzeczywistym graczem realnego thrillera psychologicznego. Nie pomógł także jego kompan z planu – Rami Malek, który z kolei zaprezentował się z naprawdę kiepskiej strony. I tu znów kamyczek do ogródka scenarzysty i reżysera w jednym, który do samego końca nie mógł się zdecydować, kto ma być głównym bohaterem tego filmu. I czy widz ma być (o, zgrozo!) urzeczony Goeringiem, czy nim rozczarowany.

W efekcie widzimy jakieś cztery-pięć wersji tego samego bohatera, które wzajemnie się wykluczają. I w zasadzie można by powiedzieć, że tak miało być, że doktor grany przez Maleka zagubił się we własnej głowie, ale jest to mocno naciągana kwestia, której na ekranie zwyczajnie nie widać. Bo przemiany bohatera zachodzą jakby za kulisami i nie są w żaden sposób wyjaśnione. To mógł być naprawdę wielki wątek tego filmu. Wpadnięcie w uzależnienie od złego, ale niewątpliwie wielkiego człowieka, zauroczenie się nim, zaprzyjaźnienie się. Niestety każda scena jest tutaj potraktowana po macoszemu, jakby reżyser nie potrafił skupić się na żadnym wątku przez dłużej niż maks dwie-trzy minuty. I właśnie przez to film jest tak szarpany i nieatrakcyjny.

Wspomniany drugi plan

Wielkie widowiska historyczne zazwyczaj mają bardzo bogatą obsadę, wypełnioną bohaterami epizodycznymi. Idealnym przykładem jest tutaj chociażby „Oppenheimer„. U Nolana drugi plan żył, był czymś ważnym, istotnym dla fabuły. W „Norymberdze” drugi plan wygląda, jakby przeszkadzał twórcy, jakby go rozpraszał. Są tutaj dwa wyjątki, ale to raczej pogranicze pierwszego i drugiego planu. Chodzi o sędziego Jacksona (w tej roli jak zawsze świetny Michael Shannon) i nadzorcę więzienia (również niezawodzący nigdy John Slattery) – charyzmatycznego pułkownika Andrusa. Poza nimi ciężko kogokolwiek wyróżnić in plus. Za to in minus? Tu można przebierać i wybierać. Najjaskrawszy przykład to Richard E. Grant jako brytyjski lord, tak groteskowy, jak tylko się da, który praktycznie jedyne co robi, to dolewa sobie cały czas alkohol do herbaty. Jednak znów, w absurdalnych okolicznościach to właśnie on, mimo tego, że wcześniej nie przejawiał większego zainteresowania procesem, ratuje sytuację i jest jedyną osobą, która potrafi geniusza zła zapędzić w kozi róg.

Sierżant Howie Triest – postać podobno autentyczna. Towarzysz doktora, który okazuje się być uosobieniem tego, że Niemcy także byli ofiarami nazizmu, personifikacja niemieckiego sumienia. Vanderbilt kompletnie nie wie, jak tę postać wyeksponować, ale usilnie stara się to zrobić aż do samego końca filmu, gdzie nie wiedzieć po co, umieszcza go w podsumowaniu jako jednego z najważniejszych aktorów tego teatru. Żeby jakoś uzasadnić obecność Howie’go, reżyser wykonuje desperacki ruch, serwując łzawą historię rodzinną, mającą poruszyć nawet najtwardsze serca. Szkoda tylko, że jest to tak nachalne i źle napisane, że zęby bolą od wsłuchiwania się w ten dialog.

Jest też drugi lekarz, który nie wnosi do filmu absolutnie nic, i praktycznie nie wchodzi z nikim w interakcję. Kolejna dziwna decyzja scenariuszowa, bo skoro nie było pomysłu na tę postać, to po co ją wprowadzono? Wreszcie jest też pani dziennikarz, poprowadzona tak nieumiejętnie, jak tylko się da. Wpada na chwilkę, za każdym razem nie wiadomo skąd i po co, a następnie wypada równie niespodziewanie. Taki to absolutnie niekompetentnie zrobiony film zaprezentował James Vanderblit.

Podsumowanie

Norymberga to festyn zmarnowanych szans i zaprzepaszczonego potencjału. Przez beznadziejny montaż, fatalną reżyserię, scenariusz dziurawy jak szwajcarski ser i kiepską formę aktora odgrywającego główną rolę ten film ogląda się bardzo źle. Tylko delikatnie ratuje go Russell Crowe, wyciągający maksa z tego, co przygotował dla niego Vanderblit.

To miała być jedna z produkcji tego roku, a wyszło ogromne rozczarowanie. Będę ogromnie zły, jeśli ten produkt pseudo-filmowy zdobędzie więcej niż jedną nominację do branżowych nagród. Naprawdę przydałoby się trochę profesjonalizmu i sprawiedliwości w tym hollywoodzkim świecie. Doceńcie Russella Crowe, ale nie wmawiajcie ludziom, że „Norymberga” ma coś więcej do zaoferowania. Miałaby przesłanie do ludzi, miałaby opowieść o radykalizmie i o współczesnych raczkujących nacjonalizmach, ale koncertowo ukrywa to przed widzem pod całą masą żałosnych rozwiązań fabularnych.

Norymberga (2025)
  • Ocena kuby - 4/10
    4/10
To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 0

Polecamy także

Jeden komentarz

  1. Filmu na pewno nie obejrzę, bo trailer mnie zażenował. W sumie mało który tego nie robi, ale w grę wchodzi ten temat…

    Zamiast tego polecam wszystkim przeczytać książkę Sprawiedliwość w Dachau, o zapomnianych już procesach i zbrodniarzach 🙂

    P.S. Wybaczenie to kwestia indywidualna, ale zapomnieć nie wolno Niemcom nigdy.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button