
Dispatch wziął mnie z zaskoczenia. Po pierwsze, to jest bardziej interaktywny serial z wplecionym tu i tam gameplayem. Po drugie, to historia o superbohaterach, a ja akurat za takowymi nie przepadam. Mimo to skończyłam ją dwa razu z rzędu i chętnie wróciłabym jeszcze raz do tego świata. W czym tkwi magia?
Zdecydowanie w postaciach. W grze wcielamy się w Roberta Robertsona, byłego herosa, który podejmuje pracę w Superhero Dispatch Network – agencji zarządzającej superbohaterami – wysyłając ich do pojawiających się zgłoszeń. Działa to trochę jak agencja ochroniarska, tylko zamiast emerytów z orzeczeniem o niepełnosprawności mamy do dyspozycji grupę zabójczych, charakternych osobistości z nadprzyrodzonymi mocami. Odbieramy więc zgłoszenia i na podstawie krótkiego opisu sytuacji musimy ocenić, kogo wysłać – każdy z naszych podopiecznych ma swoje mocne i słabe strony.
Nasza wesoła gromadka składa się nawet nie tyle z superbohaterów, ile z byłych superprzestępców, którzy z różnych względów postanowili wkroczyć na ścieżkę dobra, dołączając do programu Feniks. I naszym zadaniem jest przekształcenie tej bandy w funkcjonalną jednostkę do zwalczania wszelakiego zła. Robimy więc nie tylko za dyspozytora, ale i mentora. Szczególną uwagę poświęcamy Invisigal, która wierzy, że urodziła się, by zostać złoczyńcą. Czy (sterowanemu przez nas) Robertowi uda się przekształcić ją w pełnoprawnego bohatera?
Członkowie naszej drużyny (oraz inne postaci towarzyszące) są świetnie napisane. Każdy obdarzony jest solidną dawką indywidualnego charakteru, świetnie zaprojektowany od strony wizualnej, pieczołowicie zanimowany (z różnymi subtelnymi detalami w zależności od rozwoju sytuacji) oraz również świetnie zagrany przez aktora podkładającego głos. Na plus są też dialogi, które brzmią naturalnie, i nie sprawiają wrażenia kolejnych kwestii czytanych z kartki. Dzięki temu szybko polubimy się z postaciami na ekranie, a ich losy przestaną nam być obojętne (i o to przecież chodzi). Nie raz i nie dwa się też zaśmiejemy, bo wpleciono tu mnóstwo humoru, od pogadanek naszej drużyny podczas wykonywania misji, po sporo nawiązań do kina superbohaterskiego i szeroko pojętej popkultury – a i tak jestem pewna, że nie wyłapałam wszystkiego.
Rozgrywka dzieli się na pracę, w ramach której ogarniamy zgłoszenia i dbamy o bezpieczeństwo miasta; czasem trzeba będzie coś zhakować, co ma postać prostej mini-gry logicznej. Po pracy lub w przerwach od niej Robert realizuje własne cele – opowieść prowadzona jest po filmowemu, a my wybieramy, co w danej sytuacji powiedzieć czy jak zareagować, rozwijając relacje z innymi postaciami. Trzecim elementem są Quick Time eventy, przeważnie podczas sekwencji akcji. I to tyle, jeśli chodzi o interaktywność rozgrywki. Czy to źle? Niekoniecznie, bo dzięki temu gra może precyzyjniej sterować opowiadaną historią i dyktować tempo. Ciekawą sprawą jest fakt, że nie tylko nasze słowa mają znaczenie, ale czyny także. Jeśli więc będziemy mówić A, ale robić B, to zostanie to odnotowane i wpłynie na rozwój historii (oraz jej zakończenie).
Bardzo mi podszedł styl wizualny tej produkcji. Wygląda to jak film animowany, kolorystyka jest prosta i wyrazista, sekwencje akcji widowiskowe i dynamiczne – oglądanie tej gry to sama przyjemność. Słuchanie jej zresztą też, bo oprócz wspomnianych wcześniej aktorów głosowych odwalających kawał świetnej roboty, muzyka również w niczym tu nie ustępuje.
No dobra, same tu pochwały, a czy jest na co ponarzekać? Nie za bardzo, bo to gra stworzona przez weteranów gatunku gier fabularnych – współtwórców takich tytułów jak „The Wolf Among US”, „The Walking Dead” czy „Tales from the Borderlands”. Widać, że ludzie wiedzieli, co robią i co chcą uzyskać. Mimo to chciałabym spędzić więcej czasu w świecie Dispatch i mieć więcej możliwości interakcji z drużyną – biorąc pod uwagę sukces gry, myślę, że możemy liczyć na jakąś dodatkową zawartość. W zasadzie jedyne, co trochę zaburzało rytm opowieści, to mini-gry hakerskie. Samo w sobie nie jest to złe, ale podczas rozwiązywania zagadki wszystko inne się „pauzuje”, powodując chwilowy przestój w biegnącej poza tym płynnie historii. Nie jest to jednak wielki problem, raczej drobna rysa na klejnocie. Większym problemem może być brak polskiego języka, nawet napisów. Warto też mieć na uwadze, że owszem, nasze wybory wpływają na historię, ale zmiany, jakie w niej zajdą, nie będą aż tak spektakularne.
Sięgajcie po Dispatch śmiało, jeśli lubicie fajnie opowiedziane historie, do tego w superbohaterskich klimatach. Gra nie jest długa, składa się z 8 epizodów po 45-60 minut każdy. To świetny przerywnik od innych, bardziej wymagających tytułów.
Dispatch
-
Ocena Alexandretty - 9/10
9/10
Ciekawostka: w projekcie brali udział członkowie grupy Critical Role (ci od kampanii D&D, na podstawie których powstała „Legenda Vox Machiny” i wypuszczanego aktualnie „The Mighty Nein”). Gra nie miała też łatwego procesu produkcyjnego, bo studio w pewnym momencie straciło finansowanie. Na szczęście po premierze los się do nich uśmiechnął, a gracze docenili owoc pracy i pasji twórców.







Obejrzałem jakieś zwiastuny i… kurcze, jak to świetnie wygląda! Trochę szkoda, że nie można sobie jednego epizodu kupić na próbę. Zastanawiam się po prostu, ile jest tu gry w grze. 😀