FilmyRóżne

Redakcyjna topka: nietrafione castingi

Czasami źle dobrany aktor potrafi zniweczyć niezły poza tym film czy serial, pozostawiając spory niesmak. Kiedy indziej po prostu nie da się odgadnąć, co autorzy castingu mieli na myśli, obsadzając tego czy innego aktora/aktorkę. Zapraszamy na redakcyjny przegląd takich właśnie przypadków.

Alexandretta

Aaron Morten jako Maximus (serial Fallout)

Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by do roli typa w wielkiej zbroi wziąć chłopaka bez krzty charyzmy. Aaron w tej roli po prostu nie działa. Jest doskonale nijaki, psując tym zarówno postać z fajnym potencjałem, jak i chemię między nim a Lucy. Szkoda, bo wszyscy dookoła są zdecydowanie „jacyś”.

Alicia Vikander jako Lara Croft (Tomb Raider)

Alicia nie jest złą aktorką, ale do roli Lary zwyczajnie nie pasuje. Nie ma w sobie tej niezbędnej awanturniczce iskry. Angelina Jolie wypadała tu znacznie lepiej. Tomb Raidery nigdy nie były filmami ambitnymi, i wiem, że te z Angeliną były wzorowane na innych grach niż film z Alicią, więc siłą rzeczy i Lara była inna, ale mimo wszystko główna postać mi tu nie gra.

Hugo Weaving jako Elrond (Władca Pierścieni)

Hugo nie pasuje na elfa, kropka. A fakt, że chwilę wcześniej zasłynął z roli agenta Smitha w „Matrixie”, zdecydowanie mu tu nie pomaga.

kr4wi3c

Arnold Schwarzenegger (Batman i Robin)

„Batman i Robin” był niewypałem i pozostaje po dziś dzień najgorzej ocenianym filmem z franczyzy. Z poważnego i ponurego Batmana w bezpardonowy sposób stworzył durną, cukierkową komedyjkę kierowaną raczej do młodszej publiczności. Duża w tym zasługa obsadzenia w głównej roli Clooneya, który zupełnie nie pasował do poważnego i cynicznego Człowieka Nietoperza. To jednak nie był najbardziej nietrafiony casting. Moim zdaniem znacznie przebija go parodystyczno-komediowy Arnold Schwarzenegger jako Mr. Freeze. Totalnie przerysowany, kiczowaty i cringe’owy. Ta rola to taki typowy Arnold kina rozrywkowego klasy B, sypiący średniej jakości onelinerami, palącym te swoje cuchnące cygara i sprawiający wrażenie wyrwanego z zupełnie innego uniwersum.

Jason Clarke (Terminator: Genisys)

Najgorszy John Connor ze wszystkich filmów o mechanicznym zabójcy. Pozbawiony charyzmy i nijaki. Przywódca rebeliantów walczących z terminatorami powinien być twardy jak stal i zahartowany w boju. Totalny badass, na którego widok uginają się kolana. Tymczasem postać, którą otrzymaliśmy, nie miała żadnej z tych cech i zupełnie mi nie grała. W scenie, w której mieliśmy pierwszy raz zobaczyć Johna, pomyślałem – no w końcu będzie jakiś mocny moment, już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tego twardziela. Kiedy tymczasem okazało się, że jest nim Jason, mocno śmiechnąłem z rozczarowania i niedowierzania. To ma być John Connor? Przecież to jest jakaś popierdółka, a nie John Connor. 

Nicolas Cage (Ghost Rider/Johnny Blaze)

Nie jestem fanem Nicolasa Cage’a i jego drętwej gry aktorskiej. Uważam, że to aktor jednej twarzy. Chociaż w takim na przykład „60 Sekund” dał radę, świetna była również „Zapowiedź” z jego udziałem. W „Ghost Raider” niestety nie był nawet średni. Jego postać była płaska i nijaka, mająca ciągle ten sam wyraz twarzy. Nie przekonał mnie do siebie jako jeździec z piekła. Jest strasznie sztywny i sprawia wrażenie, jakby nie potrafił odnaleźć się w roli.

Crowley

Idris Elba / Matthew McConaughey (Mroczna wieża)

Tu nawet nie chodzi o kolor skóry odtwórcy głównej roli. Elba jest dobrym aktorem i zasadniczo podołał wyzwaniu, chociaż musiał walczyć z tragicznym scenariuszem. Co prawda daleko mu do fizys Clinta Eastwooda, na której wzorowany był Rewolwerowiec, ale pal licho. Problemem jest to, że on znacznie lepiej pasowałby do roli Człowieka w czerni, a Matthew McConaughey (który też jest świetnym aktorem i w żadnym wypadku nie położył swojej roli) byłby wprost idealnym Rolandem. To mógł być wspaniały pojedynek wielkich aktorów i wielkich bohaterów, a wyszło wiadomo co, z dodatkowo absolutnie idiotycznym castingiem.

Nick Offerman i Tramell Tillman (Mission: Impossible – The Final Reckoning)

Z powodu tych dwóch panów pojawił się w ogóle pomysł na tę topkę. O filmie pisałem jakiś czas temu i raczej nie wzbudził mojego zachwytu z wielu powodów. Jednym z nich byli dwaj jegomoście kompletnie niepasujący do swoich ról. Nie oglądałem „Parks and Recreation”, ale Offermana nie da się nie kojarzyć. Nawet jak zgolił wąsy, cały czas oczekiwałem, kiedy spojrzy wprost w kamerę i rzuci jakimś sucharem, a tymczasem jego postać jest jak najbardziej na serio.

Podobnie Tillman gra niby super poważnego kapitana okrętu podwodnego, ale cały czas na jego twarzy błądzi uśmieszek, tak jakbyśmy oglądali jakąś nową wersję „Rozdzielenia„. Kompletnie nietrafione pomysły castingowe, które położyły i tak słaby film.

George Clooney (Batman i Robin)

Nie zgadzam się z kolegą Kr4wc3m. Freeze Schwarzeneggera był taki, jak powinien – kampowy, głupkowaty i przeszarżowany – bo taki był cały pomysł na ten film. Większym problemem był Batman Clooney, bo wtedy Clooney nie był jeszcze Clooneyem, którego znamy dziś. Wtedy był modnym, przystojnym aktorem z popularnego serialu. Ładny, gładki, można powiedzieć wymuskany i niestety jeszcze bez charyzmy. Zresztą żeby pasować do wspomnianej konwencji on musiałby być niczym Adam West z tego starego serialu o Batmanie, a niestety nie miał w sobie tyle luzu. Nie miał żadnego luzu.

Za to teraz, po latach, kiedy Clooney jest ikoną poważnego, zabójczo przystojnego i eleganckiego mężczyzny, jak najbardziej widziałbym go na przykład w aktorskiej wersji „Batman Beyond” jako starego Bruce’a. Myślę, że byłby nie gorszy niż Keaton. On po prostu nie trafił w odpowiedni czas i moment kariery, a poza tym nikt tak naprawdę nie rozumiał, jaki miał być ten film.

SithFrog

Keanu Reeves (Dracula)

Dla fanów klasyki i ludzi tak starych jak ja. „Dracula” (lub „Bram Stoker’s Dracula”) z 1992 roku autorstwa legendarnego Francisa Forda Coppoli. Mroczny, gotycki i operowy obraz księcia ciemności próbującego odnaleźć utraconą dawno miłość. Niesamowity Gary Oldman w roli głównej, zagadkowy Anthony Hopkins, efemeryczna Winona Ryder i ON. Keanu Reeves. Aktor, który ma wachlarz umiejętności jak przeciętny piłkarz ekstraklasy. Uwielbiam go, ale nadaje się wyłącznie do ról pisanych pod jego… hm… wąską specjalizację. „Speed„, „Point Break”, „John Wick„, „Matrix„. W „Draculi” Keanu sili się na brytyjski akcent (w każdej scenie trochę inny), a gesty i emocje ma tak przesadzone, że jeśli – jak napisałem – film jest niemal operą, to postać Jonathana Harkera pochodzi z taniego ulicznego teatru improwizacji dla amatorów. Każde pojawienie się Reevesa na ekranie wybija z seansu i burzy immersję. Koszmar. Jak Coppola tego nie widział?

Tom Holland, Mark Wahlberg (Uncharted)

Sam Holland jest w porządku i jest świetnym Spider-Manem, ale tu twórcy po prostu padli ofiarą własnej chciwości. A co ma do tego chciwość? Cieszę się, że pytacie! Otóż gdyby eGranizacja „Uncharted” była wierna, grany przez Hollanda Nathan miałby 35 lat, a jego przyjaciel Sully (w tej roli równie nietrafiony Mark Wahlberg) byłby pod sześćdziesiątkę. W grze to ma sens i wszystkie perypetie oraz więź między bohaterami wynikają właśnie z tego, ile mają lat i jak długo się znają. Natomiast twórcy filmu liczyli na długą serię hitów, kolejne uniwersum kinowe, więc wzięli odpowiednio młodszych aktorów (z myślą o krociowych zyskach w przyszłości), ale zamiast rasowej przygody dostaliśmy film bliższy powieściom spod znaku „young adult”. Wyszło słabo, infantylnie i niby majaczy na horyzoncie sequel, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że będzie to ostatnia odsłona. Nathan Drake z „Uncharted” był odpowiedzią Sony na Larę Croft i Indiana Jonesa, a nie na Doogie Housera drogie… Sony. Nie rozumiecie własnej marki, smutne.

Michael Gambon (seria Harry Potter, filmy nr 3-8)

Pierwsze dwie odsłony kinowej serii Harry Potter to Albus Dumbledore z książek. Richard Harris był na ekranie ciepłym, dobrodusznym, jowialnym staruszkiem. Dziadkiem, którego Harry tak bardzo potrzebował. Niestety choroba zabrała aktora z łez tego padołu w 2002 roku i zastąpił go Michael Gambon. Nagle Dumbledore schudł, zapadł się w sobie, stał się narwanym, dziwnym i krzyczącym staruszkiem. Spojrzenie dziadunia zmieniło się w spojrzenie wariata, który nie wiadomo, co myśli, ale zawsze gotowy jest się odpalić z jakimś krzywym numerem. Zepsuło mi to kompletnie postać i do dziś nie mogę spokojnie oglądać trzeciej części, bo tam pojawia się po raz pierwszy. Podobnie jak Oldman jako Syriusz Black, który – jak już jesteśmy w temacie – też moim zdaniem kompletnie tu nie pasuje. Zachowuje się, jakby był cały czas na jakiejś narkotycznej fazie, krzyczy, macha łapami, a wreszcie cały czas wygląda, jakby był niedomyty. Brrrr…..

Tom Cruise (Jack Reacher: Jednym strzałem)

Nieoczywisty wybór, bo tu mamy do czynienia ze swoistym dualizmem. Cruise to beznadziejny Reacher, bo jest niski, raczej drobny i generalnie lichej postury. W książkach Lee Childa tytułowy bohater ledwie mieści się w drzwiach. Wielki kloc, który ma taką budowę, że nawet jego mięśnie mają mięśnie. Łapa jak bochen chleba, szeroki na dwa metry, milczący kawał chłopa. Fizycznie nie mają punktów wspólnych. Skąd więc dualizm? Ano mimo totalnego przeciwieństwa na zewnątrz, Reacher w wersji Cruise’a to nadal dwa przyzwoite kryminały, a główny bohater da się lubić i wzbudza zaufanie. Niedawno odświeżyłem sobie obie części i po latach podobały mi się bardziej niż w momencie premiery. Może przez 2 i 3 sezon serialu, który głównego bohatera portretuje idealnie, ale z narracją (i całą resztą) ma problemy?

Emilia Clarke (Terminator Genisys)

Najlepsze zostawiłem na koniec. Crème de la crème nietrafionych castingów. Bo kim jest Sarah Connor? Ikoną, legendą, instytucją. Matką zbawcy ludzkości, cyberpunkową Maryją, największą – obok Ellen Ripley – bad-assiarą w historii kina. Linda Hamilton stworzyła kreację, która nie zostanie zapomniana nigdy. Od młodej, naiwnej i przerażonej kelnerki w jedynce, po wojowniczkę i żołnierkę w dwójce. Bezlitosną, nastawioną na cel, konsekwentną i zawsze gotową na starcie. A potem ktoś obsadził w tej roli Emilię Clarke. Dziewuchę, która wygląda i zachowuje się jak zbuntowana nastolatka, z pistoletem wygląda jak sześciolatek z patykiem (piu! piu!), na T-800 mówi „pops” (tatko) i generalnie wygląda jak żywcem wyjęta z serialu typu Hannah Montana. Co ja przeżyłem w kinie podczas premiery… jakby mnie zawiódł najlepszy przyjaciel, jakby mi ktoś w mordę dał. Ogólna klapa filmu i tak samo słaby i żenujący Jay Courtney jako Kyle Reese (Michaelowi Biehnowi nie jest godzien sandałów całować) trochę przykryły mizerię, jaką odstawiła Clarke, ale dla mnie to jest trauma na całe życie. Kreacja absolutnie niepasująca fizycznie, żenująca, infantylna i obrazoburcza dla oryginału. I jeszcze na koniec anegdotka (podobno nieprawdziwa, ale zabawna), może znacie:

Kiedyś podczas wywiadu zapytano Johna Lennona o to, czy Ringo Starr był wówczas najlepszym perkusistą na świecie. Ten odparł, że Starr nie jest nawet najlepszym perkusistą w The Beatles. 😉 I wiecie co? Był taki serial „Terminator: Kroniki Sary Connor”, wcale niezły, a biorąc pod uwagę, jak słabe były kolejne sequele pełnometrażowe, to nawet bardzo dobry. Tam Sarę portretuje Lena Headey, czyli… odtwórczyni roli Cersei w pewnym znanym serialu HBO. Headey nie jest tak dobra jak pierwowzór, ale wypada naprawdę znakomicie. Parafrazując więc wspomniany żart: Clarke nie tylko nie jest dobrą Sarą Connor, ona nie jest nawet najlepszą Connor z obsady Gry o Tron…

Dżądżen

Ludi Lin jako Liu Kang oraz Chin Han jako Shang Tsung (Mortal Kombat z 2021 r.)

Nie mogę się zdecydować, który z nich jest gorszy. Liu Kang wygląda, jakby miał problem ze zdaniem WF-u na trzy, a nie na najgroźniejszego wojownika ziemskiego wymiaru, z kolei Shang Tsung – w oryginale przerażający czarnoksiężnik pochłaniający duszę pokonanych wrogów – robi jakieś dziwne miny, w swoim mniemaniu chyba groźne, ale efekt osłabia fakt, że paraduje w sukience. Ja wiem, że ten film po prostu był kiepski, ale taki Josh Lawson jako Kano stworzył bardzo fajną, zapadającą jakoś w pamięć kreację. Może w kontynuacji wspomniana dwójka wypadnie trochę lepiej, ale trudno mi to sobie wyobrazić.

Pilou Asbæk jako Euron Greyjoy (Gra o tron)

Po części to rzecz jasna znowu wina scenariusza, ale nie można wszystkiego zwalić na Panów Benioffa i Weissa. Książkowy Wronie Oko to pirat, czarownik i szaleniec. Najgroźniejszy z dotychczas przewijający się na kartach powieści „złoli”, a konkurencję ma przecież naprawdę imponującą. Nie do końca znamy jego plany, ale z opublikowanych dotąd książek i fragmentów Wichrów Zimy można je uznać za wręcz apokaliptyczne. Tymczasem serialowy Euron to prostacki szołmen, którego największą ambicją jest zaliczenie królowej. I o ile ambicje te zredukowali właśnie scenarzyści, nie zdejmuje to winy z pana Asbæka, który zamiast przerażającego Króla-Czarownika zaprezentował na nam pozbawionego zasad pajaca.

Henry Cavill jako Geralt z Rivii (Wiedźmin)

Za duży. Za ładny. Za młody. Przy całej sympatii do aktora, którego pozytywny stosunek emocjonalny do projektu i świata wiedźmina był chyba szczery, jego aparycja nie jest stworzona do tego, za co wszyscy kochamy Geralta: to jest do uśmiechania się paskudnie. Do tego jego wiedźmin (przynajmniej przez pierwsze dwa sezony, bo trzeci już sobie darowałem) to jakiś mruk, który w żaden sposób nie przypomina melancholijnego – ale przecież ponadprzeciętnie inteligentnego – książkowego Białego Wilka. Dużo lepiej dobrali Geralta polscy twórcy, obsadzając w tej roli Michała Żebrowskiego.

To mi się podoba 2
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Dżądżen

Fan twórczości Martina i dobrego wina. Lubię historię i suchary. Wolny czas spędzam w ogrodzie przeklinając Matkę Naturę za jej hojność.

Polecamy także

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button