FilmyRóżne

Redakcyjna topka: nietrafione castingi

Czasami źle dobrany aktor potrafi zniweczyć niezły poza tym film czy serial, pozostawiając spory niesmak. Kiedy indziej po prostu nie da się odgadnąć, co autorzy castingu mieli na myśli, obsadzając tego czy innego aktora/aktorkę. Zapraszamy na redakcyjny przegląd takich właśnie przypadków.

Alexandretta

Aaron Morten jako Maximus (serial Fallout)

Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by do roli typa w wielkiej zbroi wziąć chłopaka bez krzty charyzmy. Aaron w tej roli po prostu nie działa. Jest doskonale nijaki, psując tym zarówno postać z fajnym potencjałem, jak i chemię między nim a Lucy. Szkoda, bo wszyscy dookoła są zdecydowanie „jacyś”.

Alicia Vikander jako Lara Croft (Tomb Raider)

Alicia nie jest złą aktorką, ale do roli Lary zwyczajnie nie pasuje. Nie ma w sobie tej niezbędnej awanturniczce iskry. Angelina Jolie wypadała tu znacznie lepiej. Tomb Raidery nigdy nie były filmami ambitnymi, i wiem, że te z Angeliną były wzorowane na innych grach niż film z Alicią, więc siłą rzeczy i Lara była inna, ale mimo wszystko główna postać mi tu nie gra.

Hugo Weaving jako Elrond (Władca Pierścieni)

Hugo nie pasuje na elfa, kropka. A fakt, że chwilę wcześniej zasłynął z roli agenta Smitha w „Matrixie”, zdecydowanie mu tu nie pomaga.

kr4wi3c

Arnold Schwarzenegger (Batman i Robin)

„Batman i Robin” był niewypałem i pozostaje po dziś dzień najgorzej ocenianym filmem z franczyzy. Z poważnego i ponurego Batmana w bezpardonowy sposób stworzył durną, cukierkową komedyjkę kierowaną raczej do młodszej publiczności. Duża w tym zasługa obsadzenia w głównej roli Clooneya, który zupełnie nie pasował do poważnego i cynicznego Człowieka Nietoperza. To jednak nie był najbardziej nietrafiony casting. Moim zdaniem znacznie przebija go parodystyczno-komediowy Arnold Schwarzenegger jako Mr. Freeze. Totalnie przerysowany, kiczowaty i cringe’owy. Ta rola to taki typowy Arnold kina rozrywkowego klasy B, sypiący średniej jakości onelinerami, palącym te swoje cuchnące cygara i sprawiający wrażenie wyrwanego z zupełnie innego uniwersum.

Jason Clarke (Terminator: Genisys)

Najgorszy John Connor ze wszystkich filmów o mechanicznym zabójcy. Pozbawiony charyzmy i nijaki. Przywódca rebeliantów walczących z terminatorami powinien być twardy jak stal i zahartowany w boju. Totalny badass, na którego widok uginają się kolana. Tymczasem postać, którą otrzymaliśmy, nie miała żadnej z tych cech i zupełnie mi nie grała. W scenie, w której mieliśmy pierwszy raz zobaczyć Johna, pomyślałem – no w końcu będzie jakiś mocny moment, już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tego twardziela. Kiedy tymczasem okazało się, że jest nim Jason, mocno śmiechnąłem z rozczarowania i niedowierzania. To ma być John Connor? Przecież to jest jakaś popierdółka, a nie John Connor. 

Nicolas Cage (Ghost Rider/Johnny Blaze)

Nie jestem fanem Nicolasa Cage’a i jego drętwej gry aktorskiej. Uważam, że to aktor jednej twarzy. Chociaż w takim na przykład „60 Sekund” dał radę, świetna była również „Zapowiedź” z jego udziałem. W „Ghost Raider” niestety nie był nawet średni. Jego postać była płaska i nijaka, mająca ciągle ten sam wyraz twarzy. Nie przekonał mnie do siebie jako jeździec z piekła. Jest strasznie sztywny i sprawia wrażenie, jakby nie potrafił odnaleźć się w roli.

Crowley

Idris Elba / Matthew McConaughey (Mroczna wieża)

Tu nawet nie chodzi o kolor skóry odtwórcy głównej roli. Elba jest dobrym aktorem i zasadniczo podołał wyzwaniu, chociaż musiał walczyć z tragicznym scenariuszem. Co prawda daleko mu do fizys Clinta Eastwooda, na której wzorowany był Rewolwerowiec, ale pal licho. Problemem jest to, że on znacznie lepiej pasowałby do roli Człowieka w czerni, a Matthew McConaughey (który też jest świetnym aktorem i w żadnym wypadku nie położył swojej roli) byłby wprost idealnym Rolandem. To mógł być wspaniały pojedynek wielkich aktorów i wielkich bohaterów, a wyszło wiadomo co, z dodatkowo absolutnie idiotycznym castingiem.

Nick Offerman i Tramell Tillman (Mission: Impossible – The Final Reckoning)

Z powodu tych dwóch panów pojawił się w ogóle pomysł na tę topkę. O filmie pisałem jakiś czas temu i raczej nie wzbudził mojego zachwytu z wielu powodów. Jednym z nich byli dwaj jegomoście kompletnie niepasujący do swoich ról. Nie oglądałem „Parks and Recreation”, ale Offermana nie da się nie kojarzyć. Nawet jak zgolił wąsy, cały czas oczekiwałem, kiedy spojrzy wprost w kamerę i rzuci jakimś sucharem, a tymczasem jego postać jest jak najbardziej na serio.

Podobnie Tillman gra niby super poważnego kapitana okrętu podwodnego, ale cały czas na jego twarzy błądzi uśmieszek, tak jakbyśmy oglądali jakąś nową wersję „Rozdzielenia„. Kompletnie nietrafione pomysły castingowe, które położyły i tak słaby film.

George Clooney (Batman i Robin)

Nie zgadzam się z kolegą Kr4wc3m. Freeze Schwarzeneggera był taki, jak powinien – kampowy, głupkowaty i przeszarżowany – bo taki był cały pomysł na ten film. Większym problemem był Batman Clooney, bo wtedy Clooney nie był jeszcze Clooneyem, którego znamy dziś. Wtedy był modnym, przystojnym aktorem z popularnego serialu. Ładny, gładki, można powiedzieć wymuskany i niestety jeszcze bez charyzmy. Zresztą żeby pasować do wspomnianej konwencji on musiałby być niczym Adam West z tego starego serialu o Batmanie, a niestety nie miał w sobie tyle luzu. Nie miał żadnego luzu.

Za to teraz, po latach, kiedy Clooney jest ikoną poważnego, zabójczo przystojnego i eleganckiego mężczyzny, jak najbardziej widziałbym go na przykład w aktorskiej wersji „Batman Beyond” jako starego Bruce’a. Myślę, że byłby nie gorszy niż Keaton. On po prostu nie trafił w odpowiedni czas i moment kariery, a poza tym nikt tak naprawdę nie rozumiał, jaki miał być ten film.

SithFrog

Keanu Reeves (Dracula)

Dla fanów klasyki i ludzi tak starych jak ja. „Dracula” (lub „Bram Stoker’s Dracula”) z 1992 roku autorstwa legendarnego Francisa Forda Coppoli. Mroczny, gotycki i operowy obraz księcia ciemności próbującego odnaleźć utraconą dawno miłość. Niesamowity Gary Oldman w roli głównej, zagadkowy Anthony Hopkins, efemeryczna Winona Ryder i ON. Keanu Reeves. Aktor, który ma wachlarz umiejętności jak przeciętny piłkarz ekstraklasy. Uwielbiam go, ale nadaje się wyłącznie do ról pisanych pod jego… hm… wąską specjalizację. „Speed„, „Point Break”, „John Wick„, „Matrix„. W „Draculi” Keanu sili się na brytyjski akcent (w każdej scenie trochę inny), a gesty i emocje ma tak przesadzone, że jeśli – jak napisałem – film jest niemal operą, to postać Jonathana Harkera pochodzi z taniego ulicznego teatru improwizacji dla amatorów. Każde pojawienie się Reevesa na ekranie wybija z seansu i burzy immersję. Koszmar. Jak Coppola tego nie widział?

Tom Holland, Mark Wahlberg (Uncharted)

Sam Holland jest w porządku i jest świetnym Spider-Manem, ale tu twórcy po prostu padli ofiarą własnej chciwości. A co ma do tego chciwość? Cieszę się, że pytacie! Otóż gdyby eGranizacja „Uncharted” była wierna, grany przez Hollanda Nathan miałby 35 lat, a jego przyjaciel Sully (w tej roli równie nietrafiony Mark Wahlberg) byłby pod sześćdziesiątkę. W grze to ma sens i wszystkie perypetie oraz więź między bohaterami wynikają właśnie z tego, ile mają lat i jak długo się znają. Natomiast twórcy filmu liczyli na długą serię hitów, kolejne uniwersum kinowe, więc wzięli odpowiednio młodszych aktorów (z myślą o krociowych zyskach w przyszłości), ale zamiast rasowej przygody dostaliśmy film bliższy powieściom spod znaku „young adult”. Wyszło słabo, infantylnie i niby majaczy na horyzoncie sequel, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że będzie to ostatnia odsłona. Nathan Drake z „Uncharted” był odpowiedzią Sony na Larę Croft i Indiana Jonesa, a nie na Doogie Housera drogie… Sony. Nie rozumiecie własnej marki, smutne.

Michael Gambon (seria Harry Potter, filmy nr 3-8)

Pierwsze dwie odsłony kinowej serii Harry Potter to Albus Dumbledore z książek. Richard Harris był na ekranie ciepłym, dobrodusznym, jowialnym staruszkiem. Dziadkiem, którego Harry tak bardzo potrzebował. Niestety choroba zabrała aktora z łez tego padołu w 2002 roku i zastąpił go Michael Gambon. Nagle Dumbledore schudł, zapadł się w sobie, stał się narwanym, dziwnym i krzyczącym staruszkiem. Spojrzenie dziadunia zmieniło się w spojrzenie wariata, który nie wiadomo, co myśli, ale zawsze gotowy jest się odpalić z jakimś krzywym numerem. Zepsuło mi to kompletnie postać i do dziś nie mogę spokojnie oglądać trzeciej części, bo tam pojawia się po raz pierwszy. Podobnie jak Oldman jako Syriusz Black, który – jak już jesteśmy w temacie – też moim zdaniem kompletnie tu nie pasuje. Zachowuje się, jakby był cały czas na jakiejś narkotycznej fazie, krzyczy, macha łapami, a wreszcie cały czas wygląda, jakby był niedomyty. Brrrr…..

Tom Cruise (Jack Reacher: Jednym strzałem)

Nieoczywisty wybór, bo tu mamy do czynienia ze swoistym dualizmem. Cruise to beznadziejny Reacher, bo jest niski, raczej drobny i generalnie lichej postury. W książkach Lee Childa tytułowy bohater ledwie mieści się w drzwiach. Wielki kloc, który ma taką budowę, że nawet jego mięśnie mają mięśnie. Łapa jak bochen chleba, szeroki na dwa metry, milczący kawał chłopa. Fizycznie nie mają punktów wspólnych. Skąd więc dualizm? Ano mimo totalnego przeciwieństwa na zewnątrz, Reacher w wersji Cruise’a to nadal dwa przyzwoite kryminały, a główny bohater da się lubić i wzbudza zaufanie. Niedawno odświeżyłem sobie obie części i po latach podobały mi się bardziej niż w momencie premiery. Może przez 2 i 3 sezon serialu, który głównego bohatera portretuje idealnie, ale z narracją (i całą resztą) ma problemy?

Emilia Clarke (Terminator Genisys)

Najlepsze zostawiłem na koniec. Crème de la crème nietrafionych castingów. Bo kim jest Sarah Connor? Ikoną, legendą, instytucją. Matką zbawcy ludzkości, cyberpunkową Maryją, największą – obok Ellen Ripley – bad-assiarą w historii kina. Linda Hamilton stworzyła kreację, która nie zostanie zapomniana nigdy. Od młodej, naiwnej i przerażonej kelnerki w jedynce, po wojowniczkę i żołnierkę w dwójce. Bezlitosną, nastawioną na cel, konsekwentną i zawsze gotową na starcie. A potem ktoś obsadził w tej roli Emilię Clarke. Dziewuchę, która wygląda i zachowuje się jak zbuntowana nastolatka, z pistoletem wygląda jak sześciolatek z patykiem (piu! piu!), na T-800 mówi „pops” (tatko) i generalnie wygląda jak żywcem wyjęta z serialu typu Hannah Montana. Co ja przeżyłem w kinie podczas premiery… jakby mnie zawiódł najlepszy przyjaciel, jakby mi ktoś w mordę dał. Ogólna klapa filmu i tak samo słaby i żenujący Jay Courtney jako Kyle Reese (Michaelowi Biehnowi nie jest godzien sandałów całować) trochę przykryły mizerię, jaką odstawiła Clarke, ale dla mnie to jest trauma na całe życie. Kreacja absolutnie niepasująca fizycznie, żenująca, infantylna i obrazoburcza dla oryginału. I jeszcze na koniec anegdotka (podobno nieprawdziwa, ale zabawna), może znacie:

Kiedyś podczas wywiadu zapytano Johna Lennona o to, czy Ringo Starr był wówczas najlepszym perkusistą na świecie. Ten odparł, że Starr nie jest nawet najlepszym perkusistą w The Beatles. 😉 I wiecie co? Był taki serial „Terminator: Kroniki Sary Connor”, wcale niezły, a biorąc pod uwagę, jak słabe były kolejne sequele pełnometrażowe, to nawet bardzo dobry. Tam Sarę portretuje Lena Headey, czyli… odtwórczyni roli Cersei w pewnym znanym serialu HBO. Headey nie jest tak dobra jak pierwowzór, ale wypada naprawdę znakomicie. Parafrazując więc wspomniany żart: Clarke nie tylko nie jest dobrą Sarą Connor, ona nie jest nawet najlepszą Connor z obsady Gry o Tron…

Dżądżen

Ludi Lin jako Liu Kang oraz Chin Han jako Shang Tsung (Mortal Kombat z 2021 r.)

Nie mogę się zdecydować, który z nich jest gorszy. Liu Kang wygląda, jakby miał problem ze zdaniem WF-u na trzy, a nie na najgroźniejszego wojownika ziemskiego wymiaru, z kolei Shang Tsung – w oryginale przerażający czarnoksiężnik pochłaniający duszę pokonanych wrogów – robi jakieś dziwne miny, w swoim mniemaniu chyba groźne, ale efekt osłabia fakt, że paraduje w sukience. Ja wiem, że ten film po prostu był kiepski, ale taki Josh Lawson jako Kano stworzył bardzo fajną, zapadającą jakoś w pamięć kreację. Może w kontynuacji wspomniana dwójka wypadnie trochę lepiej, ale trudno mi to sobie wyobrazić.

Pilou Asbæk jako Euron Greyjoy (Gra o tron)

Po części to rzecz jasna znowu wina scenariusza, ale nie można wszystkiego zwalić na Panów Benioffa i Weissa. Książkowy Wronie Oko to pirat, czarownik i szaleniec. Najgroźniejszy z dotychczas przewijający się na kartach powieści „złoli”, a konkurencję ma przecież naprawdę imponującą. Nie do końca znamy jego plany, ale z opublikowanych dotąd książek i fragmentów Wichrów Zimy można je uznać za wręcz apokaliptyczne. Tymczasem serialowy Euron to prostacki szołmen, którego największą ambicją jest zaliczenie królowej. I o ile ambicje te zredukowali właśnie scenarzyści, nie zdejmuje to winy z pana Asbæka, który zamiast przerażającego Króla-Czarownika zaprezentował na nam pozbawionego zasad pajaca.

Henry Cavill jako Geralt z Rivii (Wiedźmin)

Za duży. Za ładny. Za młody. Przy całej sympatii do aktora, którego pozytywny stosunek emocjonalny do projektu i świata wiedźmina był chyba szczery, jego aparycja nie jest stworzona do tego, za co wszyscy kochamy Geralta: to jest do uśmiechania się paskudnie. Do tego jego wiedźmin (przynajmniej przez pierwsze dwa sezony, bo trzeci już sobie darowałem) to jakiś mruk, który w żaden sposób nie przypomina melancholijnego – ale przecież ponadprzeciętnie inteligentnego – książkowego Białego Wilka. Dużo lepiej dobrali Geralta polscy twórcy, obsadzając w tej roli Michała Żebrowskiego.

To mi się podoba 11
To mi się nie podoba 1

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Dżądżen

Fan twórczości Martina i dobrego wina. Lubię historię i suchary. Wolny czas spędzam w ogrodzie przeklinając Matkę Naturę za jej hojność.

Polecamy także

Komentarzy: 24

  1. No ja akurat zdejmuje odpowiedzialność z Asbaeka. Jeśli D&D napisali że ma być wariatem, wymachiwać ozorem i robić z siebie kretyna, to zrobił to wyśmienicie.

    To mi się podoba 8
    To mi się nie podoba 0
    1. Fakt, ale ta profanacja mnie boli😉 to tak jakby z Gandalfa zrobiono hobbitowego Radagasta.

      To mi się podoba 6
      To mi się nie podoba 0
      1. Nie: Victarion nie ma poczucia humoru. I generalnie to prosty facet bez wyobraźni, który chyba boi się kobiet. Serialowy Euron to po prostu jakiś twór scenarzystów.

        To mi się podoba 2
        To mi się nie podoba 0
        1. Victarion nie tyle boi się kobiet (wszak sobie ze smagłą kobietą, zatrutym darem od Wroniego Oka, robi co chce), co ma traumę związaną ze swoją żoną (numer dwa chyba, ale pewności nie mam), którą Euron uwiódł (gdyby ją zgwałcił to Victarion by go po prostu zabił, a na pewno dowiedzielibyśmy się tego z jego POV-a) wymuszając niejako, aby Victarion się jej pozbył.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Ja się nie będę upierał, bo mam za mało danych, ale generalnie jednak mam takie wrażenie, że on się tych kobiet boi, przynajmniej silnych, stąd pierwsza kobieta, która ma po zabiciu żony, to właśnie niewolnica. Ale to moje wrażenie tylko. Co do braku poczucia humoru zaś – mamy to w książce wyłożone wprost:)

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Gdyby w książce bał się silnych kobiet po śmierci swojej morskiej żony, to nie planowałby poślubienia Deanerys w zemście. A to, że zatłuczenie pięściami kobiety, którą się kochało, a także niemożność zabicia człowieka, przez ktorego to się stalo (Balon zakazał), powoduje u Victariona traumę jest dla mnie sensowne.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
  2. Dla mnie serialowy Euron to nie jest postać z sagi Martina (może jakiś ukrywany brat-idiota?). Podobnie zresztą jak Asha. Tej na szczęście zmienili imię, nie muszę więc udawać, że paskudny babon jest znaną z urody i zamiłowania do flirtów córką Balona Greyjoya. Natomiast serialowy Robert robi i z grubsza zachowuje się jak Robert książkowy, ale w niczym go nie przypomina. To jest właśnie nietrafiony casting.
    Co do sugestii, iż Żebrowski był lepszym Wiedźminem niż Cavill to po prostu śmiechłem. 🙂 Cavill może nie jest idealnym kandydatem do tej roli, ale Żebrowski to mógłby się w jego buty schować. Ani razu nie widziałem w nim Geralta.

    To mi się podoba 4
    To mi się nie podoba 5
    1. „Dla mnie serialowy Euron to nie jest postać z sagi Martina (może jakiś ukrywany brat-idiota?)”

      Ten fragment przypomniał mi, że serial wyciął Victariona…

      To mi się podoba 3
      To mi się nie podoba 0
      1. W książkach wspomniany jest słabowity idiota imieniem Robin, który był najmłodszym bratem Balona, Victariona, Eurona, itd.
        Coś może więc być na rzeczy.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
    2. Oj ten fragment z Żebrowskim tez mnie mocno rozbawił 😀 Szczególnie, że obaj aktorzy należą do tych klasycznie przystojnych Panów i nijak facjatą do Geralta nie pasują (nie żeby mi to przeszkadzało jakoś specjalnie).

      To mi się podoba 4
      To mi się nie podoba 4
      1. Nie to, żebym uważał, iż Geralt powinien być brzydalem. W końcu jednak te czarodziejki na niego lecą. 🙂 Ale Żebrowski to laluś, w dodatku był za młody na tę postać. To powinien być z jednej strony ktoś mocno sterany, żeby od razu było widać te lata trudów. A z drugiej strony z błyskiem skur…. w oku, bo Geralt święty nie był. Tę drugą cechę posiadał Cavill. Nie wiem, kiedyś może Gary Oldman? Teraz to nie wiem, chyba z kolei już za stary. 🙂

        To mi się podoba 3
        To mi się nie podoba 3
        1. Poza nieco zbyt młodą twarzą to Cavill na Geralta – książkowego – pasuje, zwłaszcza sylwetką. Twarz można przeboleć, to co mu dawali do grania nie. Moze, kto wie, za 15-20 lat Cavill już ze starszą twarzyczką zagra w dobrym Wiedźminie?

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Wątpię. Wiedźmin ma pecha do ekranizacji. Pewnie to kara od losu dla Sapkowskiego, który zupełnie z kopa potraktował gry, a napalał się na te „ekranizacje” jak szczerbaty na suchary. 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 1
    3. Jeśli chodzi o Roberta i castingi w GOT to (wnioskuję z kadrów, nie oglądałem serialu), generalnie zepsuli wyglądowy wiek wielu postaci – Ned jest zbyt stary, Robert jest zbyt stary, Catelyn jest zbyt stara (Ned i Robert giną jako około 35 latkowie, Cat przed 35 rokiem życia, a ich postacie są wizualnie moim zdaniem postarzone odpowiednio o jakieś 10, 15-20, 10 lat.

      Coś jak Severus Snape – nikt patrząc na Rickmana (choć zagrał świetnie) nie powie, że jego postać ma w chwili rozpoczęcia akcji HP z 33 lata, a umiera koło 40.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. To samo można też powiedzieć o np. Tyrionie, który w książkach ma bodajże 25 lat czy o Jaime’m albo Cersei (7 lat starsi), a jednak tutaj cała trójka aktorów była dobrana świetnie. Aktorzy mający więcej lat niż odgrywane przez nich postaci to akurat norma w wielu filmach i serialach. W przypadku Roberta nie pasował po prostu wygląd aktora do książkowego opisu.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
      2. Ned by jakoś przeszedł, bo aktor charyzmatyczny, wyjątkowo dobrze prezentujący się w średniowiecznych kostiumach. Ale Catelyn spier… po całości. Nie dość, że za stara, to i aktorka daleka od klasycznej urody. Zresztą jeżeli chodzi o kobiety w GoT to chyba panował w ekipie jakiś kult brzydoty, bo właściwie wszystkie panie (może poza Daenerys) są brzydsze niż opisują je książki. Niektóre do przymknięcia oka (Cersei, Margaery, Żmijowe Bękarcice), ale niektóre koszmarnie (Catelyn, Lysa, Asha Greyjoy).

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 2
  3. Zdecydowanie popieram wybór Dumbledore i Eurona.

    Pilou znałem już wcześniej z duńskiego serialu (Rząd?). Co ciekawe tam grał razem z aktorką, która zagrała w odcinku Hardhome. Zupełnie nietrafiony pomysł.

    To mi się podoba 3
    To mi się nie podoba 0
  4. Moim zdaniem Hugo Weaving super zagrał Elronda i nie wyobrażam sobie dziś kogokolwiek innego w tej roli. A że chwilę wcześniej wcielił się w agenta Smitha, który zapadł w pamięć? Tym większy szacun dla aktora, że potrafi zagrać tak dwie skrajne postaci. Nietrafiony casting we Władcy Pierścieni to dopiero by był, gdyby Gandalfa zagrał Sean Connery, a Aragorna Nicolas Cage. Były takie plany, ale na szczęście do tego nie doszło 😉

    A z Euronem jest szerszy problem, bo tu po prostu scenarzyści spieprzyli sprawę po całości i wymyślili jakąś postać, która ma niby być groźnym wojownikiem, a w rzeczywistości pajacuje i rzuca głupie żarty i nie ma nic wspólnego z książkowym Euronem. Prędzej z Victarionem, ale też w niewielkim stopniu. Nie czepiałbym się aktora, bo każdy inny aktor na jego miejscu też miałby ten sam problem. Zresztą tak było wszędzie, gdzie Dedeki olewali książkę i wprowadzali swoje autorskie pomysły. Wystarczy wspomnieć choćby wątek Dorne. Tam nie tylko wyglądem, ale też zachowaniem praktycznie wszyscy odbiegali od książkowych postaci. Doran, Areo Hotah, Ellaria, żmijowe bękarcice… Ale takie dostali role do zagrania i niewiele tam się dało zrobić, skoro cały ten wątek napisano w totalnie idiotyczny sposób, byle tylko go uciąć jak najszybciej.
    Bardzo fajny przykład z nietrafionym castingiem z Gry o tron podał Robert Snow. Mark Addy starał się grać króla Roberta, robił i mówił mniej więcej to co książkowy pierwowzór, a mimo wszystko i tak nie pasował do tej roli, bo po prostu odbiegał wizualnie od tego co było w książkach. Pamiętam zresztą swoją reakcję, gdy po raz pierwszy przeczytałem o obsadzie, jaka znajdzie się w 1 sezonie. Jak zobaczyłem np. Aidana Gillena z tym wąsikiem to od razu pomyślałem, że to idealny Littlefinger i casting trafiony w 100%. Podobnie np. z Varysem. A jak zobaczyłem kto ma zagrać króla Roberta to od razu pomyślałem: „Nie, on mi kompletnie nie pasuje do książek”.

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. No, raczej mało który czytelnik PLiO wyobrażał sobie Roberta Baratheona jako braciszka Tucka. 🙂

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
  5. O, Cavill i Asbaek – bardzo popularni w swych rolach a mi też nie odpowiadali. Fajnie, ze ktoś mysli podobnie.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button