Książki

Jak stworzyłem Tsubasę (Yōichi Takahashi)

Dlaczego nikt w latach dziewięćdziesiątych nie wierzył w płaską Ziemię? Bo wszyscy oglądaliśmy kreskówkę “Kapitan Jastrząb” i na własne oczy widzieliśmy, jak piłkarze wyłaniają się zza linii horyzontu na boisku piłkarskim, co niewątpliwie potwierdzało kulistość globu. Serial anime pokazywała u nas wtedy telewizja Polonia 1 i cieszył się on niebywałą popularnością. Przygody młodego piłkarza Tsubasy śledzili nawet ci, którzy za “japońskimi bajkami” nie przepadali (w tym niżej podpisany), ale nie wszyscy zdawali sobie sprawę, że była to adaptacja komiksu pod tym samym tytułem. W 1991 roku TM-Semic wydał kilka pokolorowanych zeszytów “Captain Hawk”, ale dopiero kilka lat temu, za sprawą wydawnictwa J.P. Fantastica manga pojawiła się u nas w oryginalnej formie. Tymczasem w tym roku wydawnictwo Open Beta sprawiło nam miłą niespodziankę w postaci autobiografii autora przygód Tsubasy – Yōichiego Takahashiego. O ile się nie mylę (a w zasadzie o ile nie mylą się internetowe wyszukiwarki i chaty), jest to pierwsze wydanie tej książki poza Japonią, więc mamy do czynienia z nie lada gratką.

Trzystustronicową autobiografię wydano w formie przypominającej mangi – niewielkich rozmiarów książeczki w miękkiej oprawie i z okładką utrzymaną w jasnej tonacji oraz uśmiechniętym Tsubasą na pierwszym planie. Od pierwszej strony widać, że nie jest to pozycja szczególnie obszerna ani rozbudowana. Takahashi jest niezwykle oszczędny w słowa i można odnieść wrażenie, że kieruje swoją opowieść do raczej młodszego odbiorcy, którego może zainspirować historia chłopaka, który kiedyś postanowił zostać mangaką i stworzył komiks, który dosłownie zainspirował miliony ludzi. Można się bowiem śmiać z piłki rozrywającej siatkę bramki, powietrznych akrobacji i wspomnianego horyzontu na boisku, ale faktem jest, że anime “Kapitan Hawk” przyczyniło się bardzo mocno do popularyzacji piłki nożnej w ojczyźnie autora, ale też w innych częściach świata. W momencie debiutu Tsubasy nie istniała nawet profesjonalana japońska liga, więc pisanie o futbolu było pomysłem dość karkołomnym.

Ze słów Takahashiego wyłania się specyficzny obraz powojennej Japonii. Opowiada o dzieciństwie w niezbyt zamożnej rodzinie, pierwszych próbach jako rysownika oraz niesamowicie ciekawym świecie wydawnictw mangowych. Skala ich fenomenu jest według mnie nie do ogarnięcia umysłem Europejczyka. Jak inaczej nazwać komiksowy tygodnik, który ukazuje się w kilkumilionowym nakładzie od ponad pół wieku? Do jednego z takich wydawnictw wysłał swoje prace młody Takahashi jako zgłoszenie do konkursu dla amatorów, a następnie rozpoczął współpracę z jednym z redaktorów. W tamtym czasie przyjęte było, że taki redaktor brał pod swoje skrzydła nieopierzonego mangakę i wspólnie próbowali stworzyć jakąś serię komiksową. Mangi sportowe były w latach 70-tych i później bardzo popularne, ale przed Tsubasą skupiały się głównie na baseballu. Piłka nożna była w kraju kwitnącej wiśni mało znana, dzięki czemu młody autor nie musiał konkurować bezpośrednio z weteranami branży. Opowiada jednak, że czerpał garściami z dokonań starszych kolegów, a także jak odkrywał sposoby na dynamiczne pokazanie futbolu oraz rywalizacji archetypicznych postaci.

W kolejnych niezbyt długich rozdziałach Takahashi zdradza, co inspirowało różne decyzje fabularne oraz przede wszystkim skąd wzięli się w jego głowie poszczególni bardzo charakterystyczni zawodnicy. Ważnym wydarzeniem z pewnością były Piłkarskie Mistrzostwa Świata z 1978 roku, rozgrywane w Argentynie, ale ogólne zasady tworzenia bohaterów były zgodne z mangowym kanonem. Takahashi pisze, że chociaż tematyka mangi była na swój sposób nowatorska, bo opowiadała o mało popularnej dyscyplinie, to tak naprawdę inspirowały go wspomniane komiksy baseballowe. Jednak dla mnie najważniejsze w “Jak stworzyłem Tsubasę” jest nie to, skąd wzięli się zawodnicy Nankatsu i ich boiskowi rywale, ale coś zupełnie innego.

Kariera Takahashiego to przede wszystkim inspirująca historia młodego chłopaka, który z pomocą talentu, ciężką pracą i niezwykłą determinacją wywalczył sobie drogę na sam szczyt. “Kapitan Hawk” rozpędzał się powoli, ale szybko zyskał grono oddanych czytelników i stał się komiksem bardzo popularnym. Tak by się nie stało, gdyby jego autor zrezygnował po którymś kolejnym przegranym konkursie dla młodych talentów. Nie poddawał się jednak i przystępował do kolejnych prób z jeszcze większą determinacją. Myślę, że w znacznej mierze kieruje on swoją autobiografię do młodego czytelnika, którego być może zainspiruje do podążania za marzeniami i realizowania się w twórczych formach. Przez wszystkie przypadki odmienia słowa o wytrwałości w dążeniu do celu i realizowania swoich planów. Takahashi unika ozdobników, a jego styl można nazwać ascetycznym. Pewnie niektórzy będą narzekać, że w rzeczywistości to naprawdę mało obszerna lektura, którą można było rozbudować choćby o jakieś anegdotki związane z produkcją serialu i cotygodniowymi wydaniami w magazynie Shūkan Shōnen Jump.

Mnie się ta krótka, nostalgiczna podróż podobała. Takahashi jawi się w niej jako człowiek skromny, choć utalentowany. Do innych twórców zawsze odnosi się z ogromnym szacunkiem, wspomina też o przemiłych rozmowach z piłkarzami, którzy otwarcie mówią o tym, jak Tsubasa zainspirował ich do zajęcia się tym sportem (tak tak, nie tylko w Polsce kreskówka była bardzo popularna). Myślę, że dla każdego, kto zawsze czekał na nowy odcinek “Kapitana Jastrzębia”, lektura “Jak stworzyłem Tsubasę” będzie niezwykłą, pełną nostalgii wycieczką. Może niezbyt dużą i napisaną w bardzo prosty sposób, ale bardzo szczerą i do tego inspirującą do działania. Z kolei dla takich laików jak ja, stanowi możliwość zajrzenia za kulisy powstawania mangi w Japonii, co samo w sobie jest bardzo ciekawe, ale też oczywiście wywołuje miłe uczucie wspomnienia szczenięcych lat. Zdecydowanie warto mieć na półce, zwłaszcza że bardzo mało jest na naszym rynku podobnych książek.

Jak stworzyłem Tsubasę (Yōichi Takahashi)
  • Ocena Crowleya - 7/10
    7/10

Egzemplarz do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Open Beta, za co serdecznie dziękujemy.

To mi się podoba 4
To mi się nie podoba 0

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Polecamy także

Jeden komentarz

  1. Za stary byłem już na oglądanie tego ale z tego co pamiętam z migawek w TV to boiska, na których grali bohaterowie serialu miały około 2 km długości 😉

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button