
Sandor Clegane to nie jest kompan milutki. I to nie tylko z powodu braku niebieskiego kabacika i żółtych butków.
Streszczenie
Leje.
Ze szczytu wzgórza Arya i Ogar spoglądają na wzburzoną rzekę. Z powodu nieustannych deszczy już dawno opuściła swoje koryto i na oko Starkówny ma teraz z milę szerokości. Z wody wystają wierzchołki zatopionych drzew.
Dziewczynka i Clegane siedzą w jednym siodle – Arya czuje, jak w plecy wbijają jej się ogniwa kolczugi mężczyzny. Pyta porywacza, czy rzeka, na którą patrzą, jest Czarnym Nurtem. Ten zbywa ją: nie musi wiedzieć nic więcej poza tym, że muszą ją pokonać.
W dniu, gdy ją porwał, udzielił jej mnóstwa ostrzeżeń. Ma nie pyskować. Jeśli znowu go uderzy: skrępuje jej ręce. Jeśli znowu spróbuje ucieczki: nogi. Jeśli będzie mu nadal grozić, że go ugryzie: zaknebluje ją. I tak dalej, i tak dalej.
Faktem jest, że pierwszej nocy, gdy rozbili obóz, zaczekała, aż zaśnie, i znalazła wielki kamień, którym zamierzała rozkwasić mu łeb. Gdy się do niego zakradła, okazało się jednak, że Ogar nie śpi. Wyrwał jej kamień i ostrzegł, że kolejna próba skończy się dla niej boleśnie. Od tego czasu każdej nocy zawijał ją w końską derkę, którą następnie związywał tak, że nie mogła się ruszyć.
Arya jest przekonana, że rzeka, na której brzegu się znajdują, to Czarny Nurt, a Ogar wiezie ją do Królewskiej Przystani, wydać Joffreyowi i królowej. Żałuje, że nie ma słońca, dzięki któremu mogłaby się upewnić, dokąd zmierzają. Rzeka jest znacznie szersza, niż zapamiętała, ale gdy wtedy ją pokonywała, trwało słoneczne lato.
Clegane nie wierzy, że uda im się znaleźć możliwy do pokonania bród. Arya cały czas liczy, że ludzie Dondarriona ich odnajdą mimo intensywnych prób Ogara, by zmylić trop. Wśród nich jest przecież Thoros, który może zobaczyć ją w płomieniach. Dopóki są po tej stronie rzeki, jest nadzieja.
Ogar stwierdza, że niedaleko jest Miasteczko Lorda Harrowaya, a w nim dwugłowy wodny koń starego króla Andahara. Może na nim uda im się przejechać. Arya nie wie, co to za król ani koń. Woli jednak nie pytać.
Przez nieustający deszcz zdążyła się pochorować, co jednak nie obeszło Clegane’a. Rzadko się zatrzymują, nawet na noc. Ogar często drzemie w siodle, najwyraźniej pokładając nadzieję, że jego koń nie zboczy z wiejskich dróg czy leśnych ścieżek. Był to wielki ogier – prawie tak duży jak rycerskie, za to znacznie od nich szybszy. Clegane nazwał go Nieznajomym. Próbowała raz go ukraść, korzystając z tego, że Ogar poszedł w krzaki, ale koń omal nie rozszarpał jej twarzy zębami. Nigdy nie widziała równie złośliwego i niebezpiecznego wierzchowca, dla swego pana był jednak łagodny.
Gdy docierają do miasteczka, okazuje się, że zostało opuszczone, a większość zabudowań znajduje się pod wodą. Ponad powierzchnię wystają nieliczne budynki i mnóstwo kominów.
Przynajmniej w wieży są jednak ludzie, których zdradza unoszący się z okna dym. Przycumowano przy nim płaskodenną łódź, pośrodku której znajduje się drewniana nadbudówka, zaś oba jej końce wieńczą rzeźbione końskie łby. Połowa zagadki konia Andahara się rozwiązała.
Z nadbudówki wychodzi dwójka ludzi, trzeci pojawia się w oknie wieży z narychtowaną kuszą. Ogar chce, by przewieźli ich na drugi brzeg. Transport będzie kosztować, na co Clegane bez problemu się godzi, Arya zaś zastanawia się, jak zamierza zapłacić, skoro obrabowali go Banici. Dochodzi do wniosku, że być może Dondarrion zostawił mu trochę srebra czy miedziaków.
Po chwili do trójki miejscowych dołączają kolejni mężczyźni, zaś prom przybija do brzegu, na którym znajdują się Clegane i Arya. Przewodzący przewoźnikom starszy mężczyzna za każdego z pasażerów, łącznie z koniem, żąda złotego smoka. Clegane odpowiada, że za tę cenę mógłby kupić cały ten prom. Przewoźnik przyznaje, że jeszcze rok temu pewnie tak by było, ale przy obecnym stanie rzeki potrzebuje więcej ludzi, których musi z czegoś opłacić. Ogar w końcu przystaje na warunki, ale zapłaci dopiero na drugim brzegu. Przewoźnik nie chce się na to zgodzić, ale zaczyna zmieniać zdanie, widząc położoną na rękojeści miecza dłoń Clegane’a. Ma co prawda za sobą kilkunastu ludzi uzbrojonych w wiosła i tyczki, ale ci nie wyglądają na skorych do pomocy.
– Skąd mam wiedzieć, czy nam zapłacisz? – zapytał po chwili przewoźnik.
Nie zapłaci – chciała krzyknąć Arya, przygryzła jednak tylko wargę.
– Słowo honoru rycerza – odparł Ogar bez uśmiechu.
Nawet nie jest rycerzem. Tego również nie powiedziała.
– To wystarczy. – Przewoźnik splunął.
Początkowo prom bardzo powoli posuwa się pośród wystających z wody kominów. Porusza go dwunastu wioślarzy, zaś czterech kolejnych ludzi odpycha ich tyczkami od zagrażających im przeszkód. Gdy w końcu opuszczają zabudowania i wpływają na właściwą rzekę, nurt staje się znacznie silniejszy. Arya na drugim brzegu dostrzega przystań, ale szybko rozumie, że nie dotrą do niej, gdyż nurt ściąga ich w dół rzeki.
Załoga mocuje się z wiosłami unikając jednocześnie przeszkód na wodzie, które pędzą ku promowi z niebezpieczną prędkością, Nieznajomy kwiczy i wierzga z przerażenia, a Arya zastanawia się, czy wykorzystać ogólne zamieszanie i skoczyć do wody. Ogar jest zbyt zajęty niespokojnym koniem, by zdążył zareagować. Lepszej szansy na ucieczkę mieć nie będzie. Starkówna świetnie pływa, ale ma wątpliwości, czy dałaby radę w obecnych warunkach dotrzeć do brzegu. Pytanie, czy utonięcie nie będzie lepsze od losu, który czeka ją w Królewskiej Przystani.
Jest już właściwie zdecydowana, by zaryzykować, ale w ostatniej chwili słyszy z tyłu krzyk, który odwraca jej uwagę. Widzi biegnących na dziób przewoźników z tyczkami. W ich stronę zbliża się wyrwane z korzeniami drzewo. Prom zmienia kurs, ale zbyt wolno. W ostatniej chwili udaje się odepchnąć je tyczkami, a przynajmniej tak się przez chwilę wydaje. Niestety – jeden z potężnych konarów uderza w prom, Arya traci równowagę i upada na pokład, a jeden z przewoźników wylatuje za burtę i znika we wzburzonej, brązowej wodzie. Starkówna traci ochotę na pływanie.
Ostatecznie przybijają do brzegu dwie mile dalej w dół rzeki, niż planowali. Starzec żąda sześciu smoków: dodatkowe mają być rekompensatą za człowieka, którego stracili. Clegane mówi, żeby wziął dziesięć i wciska mu w rękę zmięty pergamin. Zbitemu z tropu przewoźnikowi Ogar wyjaśnia, że kwit opiewa na kwotę dziewięciu tysięcy złotych smoków. Z tego dziesięć jest dla niego. Reszty ma nie wydawać, bo kiedyś wróci po nie.
– Pismo. Co mi po piśmie? Obiecałeś złoto. Dałeś rycerskie słowo honoru.
– Cholerni rycerze nie mają honoru. Pora, byś to zrozumiał starcze. – Ogar spiął Nieznajomego ostrogami i oddalił się cwałem w deszcz.
Ogar nie zostawia Aryi złudzeń: nie dość, że przeprawił ich na drugi brzeg, to jeszcze unieruchomił na nim przynajmniej do rana jedyny w okolicy prom. Ponadto wzbudził nieufność przewoźników do kolejnych potencjalnych klientów. Jeśli Banici są na ich tropie, lepiej żeby dobrze pływali. Przybita dziewczynka nie odpowiada. W myślach odmawia swą specyficzną litanię.
Gdy ulewa w końcu ustaje, Arya jest już naprawdę mocno przeziębiona. Ogar robi postój i próbuje rozpalić ognisko. Drewno jest jednak zbyt wilgotne. Wściekły Clegane rozrzuca je kopniakiem. Nienawidzi cholernego ognia!
Gdy kroi dla nich jedzenie, widzi, jak Arya spogląda na sztylet. Ostrzega ją, że mimo iż nigdy nie zbił jej siostry, młodszą Starkównę spierze na kwaśne jabłko, jeśli nie przestanie myśleć, jak pozbawić go życia. Musi jednak przyznać, że przynajmniej ma odwagę spojrzeć mu w twarz. Jak się jej podoba?
Arya odpowiada zgodnie z prawdą, że jest paskudna. Ogar dalej kroi żarcie, którym dzieli się z dziewczynką. Cóż by jej dała ucieczka? Mogłaby wpaść tylko w łapy kogoś jeszcze gorszego. Gdy Arya stanowczo stwierdza, że nie ma kogoś takiego, Ogar zauważa, że najwyraźniej nie zna jego brata. Zabił kiedyś własnego człowieka tylko dlatego, że chrapał.
Starkówna po zastanowieniu musi przyznać, że Góra rzeczywiście jest gorszy. Odpowiada, że poznała go tak jak i Dunsena, Pollivera, Raffa Słodyczka oraz Łaskotka. To wyraźnie zaskakuje Ogara. Jakim cudem ich spotkała, skoro Gregor trzyma ich daleko od dworu? Gdy Arya wyjawia, że wpadła w jego ręce w okolicach Oka Boga, Ogar nie może uwierzyć, że jego bratu przeszedł koło nosa taki jeniec. Z pewnością mu o tym opowie, nim go zabije.
Arya nie może zrozumieć, jak można chcieć pozbawić życia własnego brata. Ogar pyta, czy sama nigdy o czymś takim nie myślała. O zabiciu brata, a może… siostry? Wściekła Starkówna odpowiada, że to jego zamierza zabić. Clegane chce wiedzieć, czy to z powodu tego chłopaka, którego przeciął na pół? Zabił dużo więcej ludzi i całkiem możliwe, że czyni to z niego potwora. Ale uratował też życie jej siostrze, gdy w czasie zamieszek motłoch ściągnął ją z konia. Nic nie wiesz, Jonie Snow! Nawet tego, gdzie się znajdują. Ani dokąd zmierzają.
Arya faktycznie jest coraz bardziej tym wszystkim skołowana, ale nie ma zamiaru się do tego przyznawać, stwierdza więc, że do Królewskiej Przystani. Ogar zaprzecza: skończył z Lannisterami. Rzeką, którą pokonali, był Trident, a oni zmierzają do Bliźniaków. Zamierza oddać ją matce. Dondarrion zabrał mu pieniądze, więc on odebrał mu okup za nią. Jest pewnie dwa razy więcej warta niż to, co mu ukradli Banici. Być może Lannisterowie zapłaciliby jeszcze więcej, ale nawet pies może mieć dość kopniaków, więc nie wyda im jej. Może nawet brat Aryi przyjmie go na służbę i zrobi lordem, a on zabije dla niego Gregora. A jeśli nie: weźmie złoto i odjedzie. Jej brat powinien albo przyjąć jego miecz, albo go zabić, nie zrobi tego jednak, gdyż z tego co słyszał, za bardzo przypomina swego ojca. Niezależnie czy dostanie same pieniądze, czy też tytuł i ziemie: wygrywa. A ona wraz z nim. Jeśli będzie robić, co jej każe, to kto wie: może zdążą na wesele jej wuja.
Postaci występujące w rozdziale
- Arya Stark
- Sandor Clegane
- przewoźnicy
Wspomniani
- Joffrey Baratheon
- Robb Stark
- Cersei Lannister
- Tyrion Lannister
- Eddard Stark
- Catelyn Stark
- Sansa Stark
- Beric Dondarrion
- Thoros z Myr
- Gregor Clegane
- Dunsen
- Polliver
- Raff Słodyczek
- Łaskotek
- Gendry
- Gorąca Bułka
- Lommy Zielona Łapka
- Mycah
- lord Roote (być może stoi w oknie wieży)
- król Andahar
- Ilyn Payne
- Merynt Trant
- Lollys Stokeworth
Poniżej znajdują się informacje dotyczące dalszego rozwoju fabuły w Nawałnicy mieczy i kolejnych tomach.
Ważne informacje
- Serial łagodniej obchodzi się z wyglądem zewnętrznym Ogara niż książka, w której wygląda naprawdę strasznie. Arya dostrzega, że Clegane w poparzonej części twarzy nie ma warg oraz częściowo ucha, dręczą go też tiki.
- Nieznajomy jest naprawdę groźnym i złośliwym wierzchowcem, ale nie wobec swego pana. Zwierzęta lubią również Grabarza na Cichej Wyspie, którym według Szalonej Teorii DaeLa jest właśnie Ogar.
- Góra ma na tyle zdrowego rozsądku, by nie zabierać na dwór swojej bandy wykolejeńców…
- …ale nie na tyle, by zaprzestać mordowania ludzi z różnych absurdalnych powodów.
Kwestia tłumaczeniowa
- [W końcowym fragmencie tego rozdziału, który w przekładzie przybrał postać: „może nawet zdążymy na ten cholerny ślub twojego wuja”, znajduje się gra słów, oparta na znaczeniach słowa „bloody”. Gdy w oryginale Sandor wypowiada słowa „maybe we’ll even be in time for your uncle’s bloody wedding” ma na myśli „bloody” użyte jako wulgaryzm, a nie w dosłownym znaczeniu jako „krwawy”, ale nieświadomie zapowiada tu przyszłość. – BT]
Komentarz
Krótki rozdział, którego dużą część wypełnia świetna scena przeprawy promem przez wzburzoną rzekę. Opisana jest niezwykle plastycznie: widzimy kotłujące się wody, słyszymy je! To naprawdę pierwszorzędna scena akcji zaserwowana nam dodatkowo w specyficznym, działającym na wyobraźnie klimacie zalanego przez powódź miasteczka.
Rozmowa Clegane’a z Aryą po przeprawie jest równie świetnie napisana. Dwójka co chwilę sobie grozi czy to pobiciem, czy wręcz śmiercią, ubliżając wzajem zarówno temu drugiemu, jak i jego bliskim, co nie przeszkadza dzielić im się jedzeniem. Martin jest zdecydowanie niedoceniany pod względem talentu komicznego. W Pieśni jest kilka podobnych perełek.
Wszystko to czyta się naprawdę świetnie, ale sam rozdział nie wnosi szczególnie dużo do fabuły. Poznajemy trochę lepiej charakter Ogara, który uwielbia straszyć i grozić, ale poza słowami, fizycznie nic Aryi nie robi. Trudno stwierdzić, na ile wynika to z jego charakteru, a ile z wyrachowania, które każe dobrze obchodzić się z cennym jeńcem, jeśli chce się dostać za niego okup od najbliższej rodziny. Prawdą jednak jest, że nad Sansą również się nie znęcał, w przeciwieństwie do swych braci z Gwardii Królewskiej.
Wydaje się, że Ogar faktycznie nie jest okrutnikiem, bywa jednak nawet bardziej bezwzględny od swych dawnych panów, jeśli ktoś staje mu na drodze. Nie dba o własne życie, czemu więc miałby cenić cudze? Odróżnia jednak dobro od zła – wie, że dopuścił się potwornych czynów. Umie to przyznać nie tylko przed innymi, których być może po prostu chce w ten sposób zastraszyć, co przede wszystkim samym sobą. Jedynej rzeczy, której zdaje się nienawidzić na równi z ogniem, jest hipokryzja. Stąd jego nienawiść do rycerstwa – stanu, do którego wstąpił jego brat. Góra jest zaprzeczeniem wszystkiego, co ślubował, by dostać pas i ostrogi. Okaleczony przez niego Ogar nie chce mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy kogoś takiego jak Gregor uważają za jednego ze swoich, mając się jednocześnie za lepszych od innych: honorowych i szlachetnych. Woli być pogardzanym i wzbudzającym strach „Psem”. Na swój przewrotny, zgorzkniały sposób, to jedna z bardziej uczciwych postaci w całej Pieśni.
Jest także inteligentny. Jednym, co prawda niehonorowym, ale za to sprytnym posunięciem, przeprawia się na drugi brzeg i pozbawia tej możliwości depczących mu prawdopodobnie po piętach Banitów. Na samym Dondarrionie też mści się całkiem subtelnie, trafnie uznając, że Arya jest znacznie więcej warta niż odebrane mu złoto. W dalszej drodze do Bliźniaków również wykaże się sprytem, który w połączeniu z jego niezłym rozeznaniem ludzkich charakterów, doprowadzi go bez większych przeszkód do zamku Freyów. Kłopoty zaczną się dopiero tam…
Sama Arya w rozdziale ma więcej szczęścia niż rozumu, chociaż przyjmując jej punkt widzenia, że Ogar prowadzi ją do Królewskiej Przystani, utonięcie może faktycznie prezentować się bardziej zachęcająco niż wpadnięcie w łapy Jofreya. Szczęśliwie dla niej głodna rzeka zadowala się inną ofiarą. Już niedługo ponownie jej szaleńcza odwaga zaprowadzi ją na skraj zguby, ale znów wbrew wszystkiemu, w tym samej sobie, zostanie uratowana. Niektórzy powiedzieliby, że być może Bóg o Wielu Twarzach ma jeszcze dla niej jakieś zadanie.
Bloody wedding. Sprytne…
Jedną z najfajniejszych rzeczy jaką zrobił serial była podróż Aryi i Ogara. Tym bardziej niech płoną w piekle za to co robili w ostatnich sezonach.
Jest coś niesamowitego gdy w książce fantasy przez długi podróżuje dwójka ludzi, często zgoła odmiennych od siebie. Już nie będę mówił o motywie wędrówki, drogi ponad cel etc. W dzisiejszych czasach w tych zgniłych korporacjach mało kto to zrozumie.
Zgadzam się. Motyw wspólnej podróży Ogara i Aryi był świetny zarówno w książce, jak i serialu. Przynajmniej tego wątku Dedecy nie skopali 😉
A z tym „bloody wedding” świetna obserwacja! Martin jest naprawdę mistrzem, że potrafi wplatać foreshadowingi nawet w takie pozornie mało znaczące dialogi, używając zwykłej gry słów. Szkoda, że w polskim tłumaczeniu takie smaczki uciekają i czytelnicy, którzy nie mieli okazji zapoznać się z oryginalną angielską wersją albo chociaż tymi Czytajami, nie będą w ogóle świadomi ich istnienia.
BlueTiger jest niezawodny w tych sprawach:)
Wspólna droga do Bardowtown Lorda Namiestnika Boltona i Theona wypełniona była ciekawa rozmowa.
A właściwe monologiem Boltona.
I teraz nasuwa się pytanie- czemu Lord Pijawka aż tak bardzo się otworzył przed Theonem- opowieść o spłodzeniu Ramseya, Fetorze, o tym że ludzie Ramseya to tak naprawdę ludzie Lorda Roose’a, o podejrzewaniu o zdradę lordów północy?
Mogł po prostu wysłać po Theona, a z jakiegoś powodu stawił się po niego osobiście i odbył z nim tę rozmowę.
Ma ktoś jakąś ciekawą teorię czemu?
Ps. Jak zwykle super robota, dobrze się czytało. Uwielbiam tu zaglądać:)
Dzięki!
Uwielbiam tą scenę o której piszesz. Pozwala w końcu zajrzeć w głąb mrocznej duszy Boltona:)
Czemu przyszedł po Theona osobiście? Ponieważ w mojej ocenie uważał, że Ramsay nie posłucha rozkazu przekazanego przez pośrednika. Po odesłaniu pośrednika z niczym, nim stawił by się w końcu Roose, mógłby nawet zabić Theona, byle tylko nikt mu jego Fetora nie odebrał. A Theon był wtedy Roosowi bardzo potrzebny i nie mógł ryzykować jego utraty.
A czemu powiedział to wszystko Theonowi? Cóż, być może nawet ktoś tak zimny i okrutny jak Roose Bolton potrzebuje się czasem wygadać i głośno podzielić się wątpliwościami i dręczącymi go myślami. Przed kim innym ten działający na zimno i nie ufający nikomu człowiek mógłby się otworzyć? Przed żoną, dzieląc się przewidywaniami, że Bękart zabije jej dzieci? Przed wasalami, którym nie ufa? Przed przyjaciółmi, których wszystko wskazuje, że nie ma? Zwróć też uwagę, jak wszyscy lekceważą Theona, jak nim gardzą. Lady Dustin też jest przed nim szczera. Czemu (nie licząc rzecz jasna wymogów fabularnych)? Ponieważ ich zdaniem Theon nikomu nie może zagrozić. W ich oczach to podła, tchórzliwa kreatura, ostatecznie złamana przez Bękarta. Theon ostatecznie odradza się, co fajnie pokazuje zresztą Martin w kolejnych tytułach jego POV-ów, ale to kompletne zaskoczenie dla wszystkich, w tym najbardziej dla samego Theona.
Dla mnie to wyglądało tak, jakby potrzebował się wyspowiadać. Dlaczego Theonowi? Cóż, odpowiedź brzmi „A dlaczego nie?”
Z lordami północy nie mógł rozmawiać o tym, że podejrzewa ich o zdradę. Jego ludzie zapewne będą kiedyś ludźmi Ramsaya, więc nie może podkopywać jego autorytetu. Kto zostaje? Sam Ramsay? To jeszcze bardziej niedorzeczne.
A Theon był bardzo wygodnym powiernikiem. Słuchał, nie przerywał, prawdopodobieństwo że coś wypaple też było bardzo, bardzo niskie…
Niestety, nie zgodzę się z kolegami powyżej, monolog służy za trywialny element wyjaśnienia ekspozycji świata przedstawionego. Taki trochę na siłę – bo autor chciał przedstawić pobudki Roose’a, ale zrobił to w ten sposób dlatego, że nie miał na podorędziu nikogo, komu mógłby się „wyspowiadać”. GRRM musiałby utworzyć jakiś nowy, specjalny POV (tu kandydatem wg mnie byłby kapitan Walton, co odprowadzał Jaimiego z Harrenhall do Królewskiej Przystani ), komu mógłby przedstawić to wiarygodniej – ale to by musiało mieć inną formę, podobną do niektórych dialogów Tywina z Tyrionem w Nawałnicy Mieczy.
Nie wiem skąd te zachwyty tą formą „spowiedzi” – to wg mnie czysty, stereotypowy amerykanizm GRRMa – co to trzeba wyłożyć czytelnikom kawę na ławę szczegółowo, bo się nie połapią o co chodzi lub chodziło.
Wg mnie Roose nie musiałby się z niczego spowiadać i wyszłoby nawet lepiej – ale byłoby to kosztem nudy w rozdziałach Theona. To mogło się i powinno się skończyć na „podziękowaniach” za zdobycie Winterfell.
Tak – Walton byłby dobry. I wiadomka – chodziło o zaprezentowanie Boltona. Ale Theon jako nieszkodliwe dziwadło myślę też nie jest zły w tej roli😉
Szanowny Panie,
Dobrze, ze Nawalnica Mieczy zostala wydana jeszcze w miare normalnych czasach. Gdyby byla pisana dzisiaj, watek Aryi i Ogara nigdy by nie powstal. Dlaczego? Cale to lewactwo, ktore opanowalo cywilizacje bialego czlowieka, od razu wystosowaloby atak o promocje pedofilii. Jak to jest, ze w ciagu 20 lat cywilizacja, ktora podbila caly swiat, ktora uksztaltowala to, jak nasz swiat wyglada, upadla tak bardzo. Oczywiscie zaczelo sie to duzo, duzo wczesniej…
I to jest temat na serie reportazy! Powazny temat! A pan woli sie zastanawiac,
czy lord Varys posiada narzedzie gwaltu. Wstyd!
Pozdrawiam
Prawak
Tak to już jest: jedni codziennie myślą o Cesarstwie Rzymskim, drudzy o Varysie…
Szanowny Panie,
Ja mysle o tym, co bedzie z bialym czlowiekiem za 100-200 lat. Przyszlosc nie wyglada kolorowo. Pan tego oczywiscie nie widzi. Jest pan albo najemnikiem, ktory dostaje za to pieniadze, albo po prostu glupcem, ktorego otepila lewacka propaganda. Pana dzieci i wnuki tego panu nie wybacza.
Pozdrawiam
Prawak
Przyszlosc nie wyglada kolorowo? Wręcz przeciwnie 🙃
Kolorowo, ale też i czarno… 😀
Szanowny panie,
Zabawne. Bardzo zabawne. Boki zrywac. To sama na pewno pomysli pana prawnuczka za 100 lat. Wstyd. Po prostu wstyd. Niech pan dalej sie smieje…
Pozdrawiam
Prawak
Myślę, że będzie na tyle mądra by nie zrzucać na dziadka odpowiedzialności za nieuniknioną ewolucję społeczeństw 😛
Hmm, rozmawiając poważnie, to myślę, że jeżeli wszystko potoczy się dotychczasowym trybem, to dla naszej rasy nie będzie żadnego „za 100 lat” ani żadnej prawnuczki. A jeżeli nawet jakaś będzie, to podejrzewam, że nie będzie znała nawet swojego ojca, nie mówiąc o pradziadku. Wszystko to jednak wróżenie z fusów. Jest tyle zmiennych, że za 10 lat świat może wyglądać tak, jak żadnemu z nas nawet się nie śniło. Trzeba robić swoje i starać się przetrwać. Jako rasa, jako naród i jako Polska. Na tę chwilę trzeba robić wszystko, żeby odebrać władzę wrogim agentom i kosmopolitom.
Świetny tekst, ciekawy, szczegółowy, ale bez zbędnych udziwnień. Mam nadzieję, że Bluetiger zacznie brać przykład i nauczy się nie wplatać do swoich tekstów gówna ze śródziemia. Tekst z gry o tron powinien być tekstem z gry o tron, a nie hobbita, władcy pierścieni czy innego ścieku. Jeszcze ten żenujący pretekst, że na siłę wpycha to, bo gdzieś podobieństwa zobaczył typu podobny żywopłot w obu powieściach, las w którym drzewa rosną, czy pieprzenie o jakiejś tam postaci ze srilmariliona, która imie ma jakby tolkien nachlał się i na maszynę do pisania ryjem przewrócił. No ale trzeba na 5 akapitów opisać tą postać, bo ona w jakiejś scenie miała miecz, a w grze o tron też jest postać z mieczem, więc pewnie Martin czerpał inspirację od tolkiena. Weź się chłopie ogranicz do jednej powieści, bo skakanie po różnych ci nie idzie
No i nie podobasz mi się.
Mnie też się Florian bardzo ale to bardzo niepodoba. A na pewno nie podoba mi się treść jego komentarzy.
Zawsze tak jest jak ktoś jest jedynie sumą porażek, frustracji i trudnego dzieciństwa. Nie potrafi stworzyć niczego sam, ale za to potrafi innym dosrać tak, żeby poczuli się ujowo czyli tak jak on się czuje przez cały czas. Wielki wojownik klawiatury, a w środku nieszczęśliwy, niekochany i z poczuciem głębokiej niesprawiedliwości świata. Tylko sprowadzając innych do swojego poziomu jest w stanie jakoś funkcjonować. Przykre. Współczuję Florianowi, mam nadzieję, że znajdzie pomoc.
hej misiaczki, ktoś tu Was trolluje albo sami siebie trollujecie – ja nie napisałem tego wysrywu wyżej, sprawdźcie sobie IP.
Nie wiem skąd tak przykra opinia na mój temat, chyba niezbyt uważnie czytacie moje komentarze. Do redaktorów, poza słabym kubą, w ogóle się tutaj nie czepiam, a Dzadzena i Bluetigera to mogę tylko pochwalić. Naparzanke miałem tu z niejakim Mickiewicziem, których znacznie bardziej pasuje to powyzszego opisu.
Sorry, nie chciałem Ci osobiście nic wrzucić, nie śledzę wszystkiego na bieżąco w komentarzach. Wpis był do autora tego wpisu, jeśli to nie Ty to przepraszam za pomyłkę.
Może jednak wprowadzić komentarze tylko dla zarejestrowanych/zalogowanych użytkowników? Pozwoliłoby to uniknąć podszywania się trolli i zaprowadziło jako taki porządek?
Waćpan przypomina mi pewnego opoja i awanturnika, imć Dontosa Hollarda. Ten też próbował być zabawny, aż w końcu skończył jako błazen. I szanownemu wielmoży przepowiadam podobny los. Ognie są nieubłagane. Kruk zwrotny nie będzie konieczny. Życzę wiecznej zimy.
Obraził się na Tolkiena, bo nie potrafił przeczytać do końca xD Jak ten Walsh czy jak mu tam.
Zgadzam się, że czasem przesadza z tymi nawiązaniami i czasami wydają się na siłę ALE, często nie, po drugie forma twojej prośby skłania mnie tylko do stwierdzenia żeby tego nie robił i dalej grał ci na nerwach.
Co sądzicie o ostatnich doniesieniach od Martina o tym, że książka jest w 75% ukończona?
Chodzi o Wichry oczywiście
Że to samo mówi od lat:) Swoje credo Martin przekazał słowami Barristana, którego wypytywano w Meeren o Daenerys, gdy ta odleciała na Drogonie: „Królowa wróci kiedy wróci”. A Martin napisze książkę, kiedy napisze. Ja nie wierzę w żadne jego zapewnienia. W 2015 był ponoć przekonany, że do skończenia książki brakuje mu kilku miesięcy i że wyrobi się przez 6 sezonem „Gry o tron”. Przyznaję, że to dla mnie niesamowite, że gość, który jest zawodowym pisarzem nie potrafi choćby w przybliżony sposób oszacować ile brakuje mu do skończenia książki, ale najwyraźniej tak jest. Więc szczerze: naprawdę przyjmuje wszelkie informacje o „postępach” wzruszeniem ramion i czekam aż faktycznie ją napisze.
Odpowiadam Ci trochę jako artysta. Nie ma nic gorszego od tworzenia czegoś na siłę. Zdarzyło mi się przez prawie 8 lat nie malować, później jakieś 4 lqta zaczynałam i nie dokończyłam żadnego z obrazów. Przyszedł czas gdzie w ciągu kilku dni namalowałam 3 i później kolejne i kolejne. A teraz znowu nic. Nie zawsze da się zrobić coś na zamówienie. Martin ma ogromną presję, pewnie już nienawidzi wichrów zimy. Ja bym nienawidziła:D ale nie jestem R.R Martinem 😉
Zatem, wróci kiedy wróci 🙂
Aneta, powiedz mi, ale czy obiecywałaś w 2015 roku, że Twoja obrazy lada moment będą gotowe?
Trafia to do mnie, co napisałaś. Być może źle podchodzę do Martina, traktując go jednak bardziej jako zawodowca, nie zaś artystę. Tak czy inaczej nadal trudno mi pojąć jak można aż tak rozminąć się w swoich przewidywaniach jak on.
Prawda. Kiedyś potrafiłem napisać całe opowiadanie w jedną noc. Teraz od lat nie potrafię sklecić jednej strony czegoś sensownego. Z drugiej strony Martin mógłby wziąć kogoś do pomocy. Nie wiem czemu tego nie zrobi.
A faktycznie powiedział coś ostatnio nowego na ten temat? Bo ponoć to info o ukończeniu Wichrów w 75% pochodzi z 2022 roku i ktoś to nagle wyciągnął na światło dzienne 😉
https://rozrywka.spidersweb.pl/wichry-zimy-george-r-r-martin-stary-news-fake-ksiazka-premiera-gra-o-tron
Rzeczywiści, sorry za zamieszanie, chyba zwyczajnie łudziłem się, że coś ruszyło albo może po prostu chciałem się łudzić
Każdy z nas się łudzi😉
Teoretycznie skoro w 2022 miał 75% książki to teraz powinien mieć więcej, może już nawet być blisko końca… ale to Martin więc z nim nigdy nic nie wiadomo 😉 Znając jego manierę do poprawiania w nieskończoność czy przepisywania rozdziałów od nowa to może mieć tyle samo albo nawet mniej gotowych stron niż wtedy 😛
Jak zwykle dobry odcinek, dzięki. Choć tym razem nie mam nic do dodania. Aha, kolejny fajny obrazek Aryi. Tak trzymać. 🙂
Haha, dzięki!
Na świecie zachodzą dynamiczne zmiany.
Sądzę, że jeszcze nie tak dawno temu w latach 90, nikt w Polsce nie uwierzyłby, że niemiecka policja może na terenie Polski dokonać zattzymania obywatela polskiego.
Nikt nie uwierzyłby że niemiecki policjant może nam podrzucić nam przez granicę uchodźcę bez dokumentów, który na koszt podatnika będzie miał robione badania szpitalu.
A teraz? Jest sporo głosów, że NIEwpuszczanie do kraju każdego jak leci, to faszyzm.
Moi dziadkowie, którzy doświadczyli ceny jaką ponosi się za wolność, za polską ziemię nigdy nie dopusiliby do tego co się teraz dzieje.
Niestety pokoleniu ludzi walczących, znających wartość dobrobytu odchodzi, a coraz więcej wykształconych durniów, zakompleksionych zachodem, którzy wstydzą się dbać o bezpieczeństwo we własnym kraju.
I nie, nie jestem przeciwnikiem migracji.
Jestem za migracja, za przyjmowaniem uchodźców, ale na naszych zasadach i tych których chcemy.
Zgadzam się z większością wpisu. Choć ja już jestem za niewpuszczaniem nikogo. Dziś ludzie są niewdzięczni, nawet ci, którym pali się nad głową. Dobrą wolę biorą za słabość. :/