
W omawianiu Nawałnicy mieczy dotarliśmy do rozdziału Aryi, którym w polskim wydaniu kończy się tom pierwszy, „Stal i śnieg”. Nim jednak zabierzemy się za „Krew i złoto”, w cyklu „Czytamy…” nastąpi dwutygodniowa przerwa. Nie oznacza to jednak, że pozostawimy Was bez tekstów o Pieśni Lodu i Ognia. Oto pierwszy z nich. Miłej lektury!
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego ani Stannis, ani Melisandre, mając super broń w postaci zabójczych cieni, nie wyeliminowali naprawdę poważnych przeciwników, takich jak choćby Tywin Lannister? Główna przeszkoda rzecz jasna jest natury fabularnej, ale w świecie przedstawionym również mamy tego uzasadnienie i to innej natury, niż powszechnie się uważa.
Ten konar już nie zapłonie
Zacznijmy od tego, że Stannis miał powody, by najpierw rozprawić się z innymi wrogami. Sytuacja średniego z braci Baratheonów, który uważa się za jedynego prawowitego władcę Siedmiu Królestw, na początku wojny Pięciu Królów jest beznadziejna. Dysponuje siłami nielicznych i dość słabych lordów Wąskiego Morza, po jego stronie jest też część Florentów, z których wywodzi się jego żona oraz najbardziej niepewny z sojuszników, czyli flota lyseńskiego pirata Salladhora Saana. Nie jest to armia, która mogłaby poważnie zagrozić któremukolwiek z przeciwników, szczególnie w porównaniu z siłami zgromadzonymi przez jego młodszego brata Renly’ego, wokół którego zebrali się lordowie Krain Burzy oraz Reach. Nie mogąc pokonać go w bitwie, Stannis zdaje się na mniej konwencjonalne środki.
– Błagam cię w imię Matki… – zaczęła Catelyn, lecz nagle wejście do namiotu otworzył gwałtowny powiew. Zdawało jej się, że dostrzega jakiś ruch, ale gdy odwróciła głowę zobaczyła jedynie cień króla przemieszczający się na jedwabnych ścianach. Usłyszała, że Renly chce odpowiedzieć jej jakimś żartem, potem jego cień poruszył się, uniósł broń, czarną na zielonym tle, świece zamigotały, a później zobaczyła, że królewski oręż nadal tkwi w pochwie, ale miecz cienia…
– Zimno – odezwał się Renly cichym, zdławionym głosem, na uderzenie serca przed tym, nim stal naszyjnika hełmu rozstąpiła się niczym gaza pod ciosem miecza, którego nie było. Zdążył jeszcze westchnąć cicho, nim z gardła chlusnęła mu krew.– Starcie królów, Catelyn IV –
Po śmierci Renly’ego lordowie Krain Burzy zmieniają front i przyłączają się do Stannisa. Nim jednak ostatni z Baratheonów wyruszy na Królewską Przystań, musi zapewnić sobie spokój na tyłach, zdobywając rodzinną twierdzę swego rodu – Koniec Burzy – bronioną przez nieustępliwego kasztelana Cortnaya Penrose’a. Ten również ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, my zaś dowiadujemy się, skąd biorą się cienie.
Jej oczy stały się gorejącymi węgielkami, a pot zraszający skórę zdawał się lśnić własnym blaskiem. Melisandre świeciła.
Przykucnęła, dysząc ciężko, i rozłożyła nogi. Po jej udach spłynęła krew, czarna jak inkaust. Krzyknęła z bólu albo z ekstazy, czy może z obu naraz. Davos ujrzał wypychającą się z jej ciała główkę dziecka. Potem wysunęło się dwoje ramion. Czarne wijące się palce zacisnęły się na napiętych udach Melisandre i pociągnęły, aż wreszcie cały cień wychynął na świat i zaczął rosnąć. Przerósł Davosa i sięgnął do sklepienia tunelu, górując nad łódeczką. Przemytnik miał tylko chwilę, by mu się przyjrzeć, nim widmo zniknęło, przeciskając się przez kratę i sunąc po czarnej tafli wody. To jednak wystarczyło.
Wiedział, czyj to cień. Znał człowieka, który go rzucił.– Starcie królów, Davos II –
Melisandre jest matką cieni. Do tanga trzeba jednak dwojga. Z innego rozdziału Davosa, tym razem w Nawałnicy mieczy, dowiadujemy się, kto też ten cień w Melisandre „umieścił” oraz dlaczego nie może już tego powtórzyć.
– Czyżby dzielny ser Cebula aż tak przestraszył się ulotnego cienia? Nie obawiaj się. Cienie mogą żyć jedynie wtedy, gdy zrodzi je światło, a ognie króla płoną teraz tak słabo, że nie ośmielę się nic z niego zaczerpnąć, by stworzyć kolejnego syna. To mogłoby go zabić. – Melisandre podeszła bliżej. – Ale z innym mężczyzną… mężczyzną, którego ognie nadal palą się jasno… jeśli naprawdę chcesz pomóc sprawie swego króla, przyjdź pewnej nocy do mojej komnaty. Mogłabym dać ci rozkosz, której nigdy nie zaznałeś, a dzięki ogniowi twego życia stworzyłabym…
– Monstrum – Davos odsunął się od niej.– Nawałnica mieczy, Davos III-
Mamy tu wyłożone wszystko kawa na ławę. By zrodzić cień, najpierw trzeba go spłodzić. Jak dotąd ojcem był Stannis, ale trzeci syn mógłby go zabić. Okazuje się jednak, że zastąpić go może inny mężczyzna. Davos co prawda nie jest zainteresowany wdziękami czerwonej kapłanki, ale amatorów urody Melisandre nie brakuje. Nawet jeśli założyć, że mężczyzna nie może być przypadkowy, lecz musi posiadać jakieś wyjątkowe cechy, jak choćby nieustanne zgrzytanie zębami czy zamiłowanie do cebuli, kogoś nasza ognista bohaterka z pewnością by znalazła. Zatem nie tu leży problem z wysyłaniem cieni-asasynów.
Kto może paść ofiarą cienia?
Śmierć zarówno Renly’ego jak i Penrose’a nastąpiła w chwili, gdy Stannis i czerwona kapłanka znajdowali się niedaleko od nich. By zabić tego drugiego, chronionego zaklętymi murami Końca Burzy, Melisandre musiała zakraść się aż do zamku. Czy zatem cień jest bronią krótkiego rażenia, którego nie można posłać na dalsze misje? Cóż w tej sytuacji stałoby na przeszkodzie, by zaryzykować i wysłać władczynię cieni z Asshai w pobliże Oka Boga, by dopaść z pewnością najgroźniejszego z wrogów, jakim był Tywin Lannister? Otóż wydaje się, że aby czary Melisandre zadziałały, trzeba czegoś więcej. Żeby dowiedzieć się czego dokładnie, przeanalizujmy wydarzenia, które poprzedziły śmierć zarówno Renly’ego jak i Penrose’a.
Melisandre uczestniczy w pertraktacjach z obydwoma. Niby nie powinno to nikogo dziwić: w końcu była najbardziej zaufanym doradcą Stannisa. Tyle że lord Smoczej Skały nie był człowiekiem szczególnie skłonnym do negocjowania z ludźmi, których uważał za zdrajców. I to nawet wtedy, gdy jego sytuacja była beznadziejna. Widzimy to już w Prologu Starcia królów, gdy do rozsądku próbował przemówić mu maester Cressen.
– Twoimi prawdziwymi wrogami są Lannisterowie, panie – odparł maester Cressen. – Gdybyś połączył siły z bratem…
– Nie będę pertraktował z Renlym, dopóki każe się tytułować królem – odparł Stannis niedopuszczającym sprzeciwu tonem.
– W takim razie nie z Renlym – ustąpił maester. Jego pan był uparty i dumny. Gdy raz podjął decyzję, nic nie mogło jej zmienić. – Możesz sprzymierzyć się z innymi. Syna Eddarda Starka ogłoszono królem północy. Stoi za nim cała potęga Winterfell i Riverrun.
– To nieopierzony chłopak i kolejny fałszywy król – skontrował Stannis. – Czy mam się pogodzić z rozbiciem królestwa?
– Z pewnością lepsze jest pół królestwa niż nic – przekonywał go Cressen. – Jeśli pomożesz mu pomścić śmierć ojca…
– Dlaczego miałbym mścić Eddarda Starka? Nic dla mnie nie znaczył.– Starcie królów, Prolog-
Dlaczego zatem dochodzi do negocjacji? Wyjaśnienie pojawia się w innym rozdziale Davosa w Nawałnicy mieczy i jest mocno zaskakujące. Cebulowy Rycerz, siedzący dotąd w lochach Smoczej Skały, zostaje wezwany przed oblicze Stannisa. Król pyta go, dlaczego chciał zabić czerwoną kapłankę.
– Na Czarnym Nurcie spłonęło czterech moich synów. Oddała ich płomieniom.
– Krzywdzisz ją. To nie ona wywołała pożary. Przeklinaj Krasnala, piromantów i tego głupiego Florenta, który wprowadził moją flotę prosto w pułapkę. Albo przeklinaj mnie za moją upartą dumę, za to, że odesłałem ją wtedy, gdy była mi najbardziej potrzebna. Ale nie przeklinaj Melisandre. Ona służy mi wiernie.
– Maester Cressen służył ci wiernie. Zabiła go, tak samo jak ser Cortnaya Penrose’a i twojego brata Renly’ego.
– Nie wygaduj głupstw – zbeształ go król. – To prawda, że widziała śmierć Renly’ego w płomieniach, ale nie jest jej winna bardziej ode mnie. Kapłanka cały czas była ze mną. Twój Devan może to potwierdzić. Zapytaj go, jeśli wątpisz w moje słowa. Melisandre oszczędziłaby Renly’ego, gdyby tylko mogła. To ona nalegała, bym spotkał się z nim, dać ostatnią szansę zejścia ze ścieżki zdrady.– Nawałnica mieczy, Davos IV-
Melisandre gołąbkiem pokoju, robiącym wszystko, by ratować zbłąkane dusze? Cóż: Jon Snow chyba lepiej zna się na ludziach, gdyż jedną z jego pierwszych decyzji jako lorda dowódcy Nocnej Straży było odesłanie Aemona Targaryena oraz syna Mance’a Raydera jak najdalej od czerwonej kapłanki, tak by nie kusiła jej ich „królewska krew”. Lordowie Sunglass oraz Florent również mogliby mieć pewne zastrzeżenia względem humanitaryzmu kobiety w czerwieni. Podobnie jak Davos i wierni mu ludzie, którzy uratowali przed nią Edrica Storma. Nie: Melisandre z pewnością nie chciała spotkać się z bratem Stannisa, by go ocalić. Najwyraźniej by nasłać na kogoś morderczy cień, musi go najpierw spotkać. Dlatego nalegała na negocjacje z najmłodszym z Baratheonów. Miała już plan, który przedstawiła Stannisowi jako jej rzekomą wizję.
Te płomienie nie kłamią. Ujrzała w nich zgubę Renly’ego, jeszcze na Smoczej Skale. Powiedziała o tym Selyse. Lord Velaryon i twój przyjaciel Salladhor Saan chcieli bym zaatakował Joffreya, ale Melisandre powiedziała mi, że jeśli pożegluję do Końca Burzy, zdobędę większą część sił brata. Miała rację.
– Starcie królów, Davos II –
Chciała też zapobiec temu, co faktycznie dostrzegła w płomieniach.
Melisandre zobaczyła w swych płomieniach również inny dzień. Dzień, w którym Renly nadciągnął z południa w zielonej zbroi i rozbił moje zastępy pod murami Królewskiej Przystani.
– Starcie królów, Davos II –
Temu ostatniemu nie zdołała zapobiec, bo jak zwykle źle zinterpretowała wizję, sam plan przejęcia wojsk Renly’ego był jednak genialny i skuteczny. Wykorzystała do jego realizacji potężną broń, która jednak, jak każde narzędzie, ma swoje ograniczenia.
Czy zdoła jeszcze z niej skorzystać? Zobaczymy w kolejnych tomach, o ile się ukażą. Jedno jest pewne: jeśli Melisandre bardzo nalega na spotkanie z kimś, to ta osoba nie pożyje zbyt długo.
[Co ciekawe, obie dotychczasowe ofiary cieni Melisandre prawdopodobnie łączy targaryeńskie pochodzenie. Babką Stannisa i jego braci była Rhaelle Targaryen (córka Aegona V), natomiast ser Cortnay Penrose jako członek głównej linii rodu Penrose’ów (syn obecnego lorda) jest zapewne potomkiem Elaeny Targaryen (córki Aegona III) i Ronnela Penrose’a. Być może i to odgrywa tu jakąś rolę. – BT]
Dobre, nie pomyślałem o tym.
Nie nadaje się to do szalonych teorii?
Dzięki!
Nie wiem, czy jest to specjalnie przełomowe odkrycie:)
Chodzi mi po głowie, że nie tylko Davosowi, ale też Jonowi w „Tańcu ze smokami” Mellisandre proponowała wspólne rzucanie cieni. Dobrze zapamiętałem?
Muszę sprawdzić. Na pewno było w serialu, ale nie pamiętam w książce, przy czym nie chcę mówić, że tego tam na pewno nie było.
Wow ciekawe, nie zwróciłem na to nigdy uwagi, ale ta teoria jest bardzo prawdopodobna. Artykuł godny daelowych Szalonych Teorii 😉
A właśnie, co się dzieje z Daelem? Mam nadzieję , że nic złego… Dawno się nie odzywał na FSGK.
Szefu odkąd pamiętam porusza się w pewnym cyklu:
Dowiadujemy się, że ma zawirowania życiowe / jego kot ma problemy zdrowotne -> przeprasza za zachowanie -> obiecuje poprawę -> następuje krótkotrwały wystrzał entuzjazmu i pracy -> zapal szybko znika -> ludzie narzekają -> dowiadujemy się, że ma zawirowania życiowe…
Myślę, że chłop powinien rozważyć karierę polityka
Dzięki!
Nie mam wiedzy co do Daela – osobiście liczę, że jest na tajnej misji w Nowym Meksyku, zdyscyplinować pewnego brodatego pisarza, by przyśpieszył z pisaniem.
Co się dzieje z Daelem? Coś dawno go nie było a w ostatnich wpisach był jakiś taki niezdrow
Zupełnie nie przekonuje mnie ta teoria. Tzn. pewnie są jakieś ograniczenia w używaniu Cieni, tak jak zapewne muszą mieć swoje ograniczenia LBT. Inaczej jedni i drudzy już dawno opanowaliby świat. Nie szedłbym jednak w ich poszukiwaniu w tę stronę. Negocjacje z Renlym można łatwo wytłumaczyć. Żadna z wymienionych w tekście ofiar Melisandre nie była rodzonym bratem Stannisa. Stannis mógł się dąsać, ale w duchu byłby wdzięczny, gdyby udało się dopiąć swego, a Renly by przeżył. Zresztą negocjacje mogły też się powieść. Była na to mała szansa, ale należało spróbować. Cień to ostateczność. Równie dobrze chorąży Renly’ego mogli zwrócić miecze przeciw Stannisowi, albo wrócić do domu. Ja myślę, że kluczem jest czas i odległość. Cień zapewne nie może utrzymać się w Melisandre zbyt długo (może tylko jedną noc?) ani sam wędrować po kraju. Żeby więc zabić Tywina, Melisandre i Stannis musieliby znaleźć się w pobliżu jego obozu. Gdyby zrobili to sami, bądź z niewielkim oddziałem, byłoby to ekstremalnie ryzykowne. Zaś z armią nie dałoby się zachować tajemnicy. W przypadku Renly’ego i Penrose’a nie było tych ograniczeń.
W westeros nie ma FB czy Insta więc kapłanka raczej potrzebowała wpierw zobaczyć ofiarę. Nigdy nie czarowałem (poza sekretariatem na uczelni) ale zgaduje że ciężko się czaruje „na ślepo”. W jakiś sposób cień musi rozpoznać ofiarę, tak? Niby możnaby go magicznie zaprogramować węchem… Ale w namiocie Renlego po jego harcach z Lorasem, Loras może pachnieć Renlym… Cóż o pomyłkę nietrudno.
Zgaduje, że tak jak piszesz, cień jest ograniczony czasem i dystansem i kto wie czy sam czar nie jest ryzykowny / wymagający / obciążający dla Melki.
Lepiej bym tego nie ujął:) Przy czym pełna zgoda, zakładam że cień jest również krótko zarówno dystansowy jak i czasowy.
Melisandre nie czaruje (a przynajmniej nie sensu stricto, bo urodą pewnie tak). Jest tylko pośredniczką. Zresztą Cień jest alter ego Stannisa, nie Melisandre. Zna zarówno Renly’ego jak i Penrose’a. Nie trzeba mu niczego pokazywać.
Oj Robercie moim zdaniem teraz to Cię poniosło. Już wyjaśniam o co mi chodzi.
Obaj NIE wiemy jak do końca działa magia u Martina. Magia w GoT nie jest oczywista, to nie Harry Potter, że uczą jej w szkołach. To coś okrytego tajemnicą.
I teraz różnica w rozumowaniu:
Ja nie wiem jak działa magia, więc biorąc po uwagę wydarzenia z książki (Melka nalegała na spotkanie z Renlym) staram się odgadnać zasady. Wydaje mi się logiczne, że to Melka powołuje do „życia” cień, zaś Stannis to jedynie dawca spermy. I stąd mój wniosek o tym, że kapłanka potrzebowała wpierw zobaczyć Renleygo.
Ty też nie wiesz jak działa magia, ale jednak wiesz! Bo wiesz że Melka nie czaruje, tylko jest pośredniczką, wiesz też, że cień nabrał cech stannisa (a czemu nie jest po prostu emanacją nienawiści / zła etc – po co cień miałbym miał cechy kogokolwiek, skoro żyje raptem chwilę i ma jednak zadanie? Skąd pomysł że ma jakąś świadomość? Może jest tylko taka „kulą ognia” z DnD tylko że po prostu wygląda ludzko?)
Wiesz też cień zna Renlego, bo dostal spermę Stannisa. Trochę dziwna zależność. W sensie w białku jest świadomość Stannisa?
Podkreślam nie wiem jak to działa, jednak wersja z tekstu jest bardziej wiarygodna, ponieważ posiada argumenty inne niż „ja wam powiem jak jest!”
Już odpowiadam. To nie tylko to, że Cień przybrał oblicze Stannisa. Stannis opowiada Davosowi też o dziwnych snach czy też wizjach, jakie miał w noc śmierci Renly’ego. Moim zdaniem to nie żaden sen tylko wspomnienie obecności Stannisa w Cieniu. Przecież dokładnie takie same „sny” miały dzieciaki Neda podczas obecności w swoich wilkorach, gdy jeszcze tego nie rozumiały i nie nauczyły się kontrolować. Zgodne z zasadą działania magii u Martina? Cieszę się.
Ponadto, skoro Cień jest tak nierozgarnięty, że trzeba mu łopatologicznie, jak krowie na rowie, pokazać kogo ma zabić, to jakim cudem trafił z sekretnych podziemi Końca Burzy prosto na pokoje Cortnaya Penrose? Zamiast do dzisiaj błąkać się po lochach i pobrzękiwać łańcuchami? Może dlatego, że po prostu zna swój rodzinny zamek jak własną kieszeń?
Wierzyć się nie chce, że nie bierzecie tych dwóch oczywistych faktów pod uwagę. :/
Tzn ja uważam, że jedno drugiemu nie przeczy. Cień może mieć pamięć Stannisa i raczej jest krótkodystansowy. Natomiast uważam, że Melisandre jako rzucająca zaklęcie na kogoś, musi go zobaczyć. Tak jak przy rzucaniu na kogoś uroku według różnych podań: trzeba kogoś widzieć lub mieć jakiś należący do tej osoby przedmiot.
Nie bardzo rozumiem, czemu Melisandre miałaby nalegać na spotkanie z Renlym z jakiegokolwiek innego powodu. Jeśli przyjąć za dobrą monetę jej twierdzenie, że zobaczyła w ogniach zdobycie przez Stannisa armii brata, trochę dziwne, że nie zobaczyła iż rokowania nie mają sensu. Oczywiście mogło tak być, ale wciąż nie rozumiem dlaczego to ona miałaby na nie nalegać. Zresztą: nawet gdyby tak było, to jakie ma uzasadnienie fabularne? Co nas jako czytelników obchodzi, że Melisandre chciała rozmawiać? Po co nam tę informację przekazywać? Takie zachowanie nie jest też zgodne z charakterem Melisandre, która wszystkich ludzi traktuje instrumentalnie, by zrealizować swój cel. Zarówno Stannis jak i Renly nic jej nie obchodzą.
Cel rozmów jest więc oczywisty – zdobycie armii Renly’ego, nie zaś troska by bracia się nie pozabijali. Tylko czy naprawdę była tak naiwna, że wierzyła, iż rozmową można przekonać Renly’ego do zdjęcia korony i oddania jej bratu? Gdy zdobył już poparcie Wysogrodu? O Melisandre dużo można powiedzieć, ale o naiwność jej nie podejrzewam.
„Melisandre jako rzucająca zaklęcie na kogoś, musi go zobaczyć.”
I tu się właśnie różnimy. Ja nie uważam, żeby Melisandre „rzucała zaklęcia”. A już na pewno nie rzucała ich na Renly’ego i Penrose’a. Jeżeli już, to na siebie lub Stannisa, żeby utworzyć Cień.
Dlaczego zatem nalegała na negocjacje? Przecież to oczywiste. Zawsze tak się robiło. To przedszkole strategii. Uda się lub nie, ale spróbować zawsze warto. Pisałem już, że przecież taki Cień to ostateczność. Równie dobrze, po śmierci Renly’ego, jego ludzie tym bardziej mogli zwrócić się przeciw Stannisowi lub przyłączyć się do wojsk Reach. Albo przynajmniej olać Stannisa i wrócić do domu. Zdziwiłbym się raczej, gdyby takiej próby negocjacji nie było. Zwłaszcza w przypadku Penrose’a, który przecież ambicji królewskich nie miał.
Szanowny Panie,
Widze, ze pan Dael ma swojego nastepce. Kultywuje pan jego glowna prace, czyli haniebne niszczenie ludzi. Jaki prawem, pytam sie?! Nie ma pan moralnego prawa, ani tym bardziej jakiegokolwiek prawa rzucac na prawo i lewo oskarzeniami wobec pani Melisandre! To sa pana cele w zyciu? Ze siedzi z panem czworka kolegow i klepie pana po plecach mowiac „ales jej dowalil, brawo!”? Przeciez, gdyby pan spotkal pani Melisandre to w zyciu pan by jej tego w twarz nie powiedzial! W takich czasach wlasnie zyjemy. Tylko zapomina pan o jednym. Karma wraca.
Pozdrawiam
Prawak
O, to coś nowego. Jeszcze niedawno chciał pan surowo karać zbrodniarzy wojennych, a teraz pan ich broni? I jeszcze atakuje prawo do wolności wypowiedzi? Nie wstyd panu? Albo jest pan zwykłym hipokrytą albo agentem Stannisa, nie wiem co gorsze.
Wszystko prawda, poza tym, że mam aż tylu kolegów.