
Pozostajemy w Darze. Niby pusto, a ciągle ktoś na siebie wpada.
Streszczenie
Ygritte jest oszołomiona widokiem mijanego przez nich zamku. Zastanawia się głośno, czy zbudował go dla siebie jakiś król. Jon również jest oszołomiony, tyle że jej ignorancją. „Zamek” jest zwykłą kamienną wieżą, którą jej mieszkańcy dawno już opuścili. W Darze, którego mieszkańcy w robociźnie i naturze uiszczali podatki Nocnej Straży, obecnie zostało niewielu ludzi.
Jon zastanawia się, co by powiedziała, gdyby pokazał jej Winterfell. Wie jednak, że to niemożliwe. Zamek nie należy do niego, ponieważ nie jest Starkiem, a Snowem. Do tego wiarołomcą i renegatem! Dziewczyna, nieświadoma jego ponurych myśli, pyta go, czy potem, gdy to wszystko już się skończy, chciałby zamieszkać z nią w takiej wieży. Jon zastanawia się, co właściwie oznacza: potem? Wtedy gdy Dzicy zaleją Północ?
Przypomina sobie, jak jego ojciec i wuj Benjen snuli plany ponownego zasiedlenia Daru. Eddard Stark chciał osadzić na wyludnionych ziemiach nowych lordów, którzy broniliby przed Dzikimi terenów położonych bardziej na południe. Wymagałoby to odstąpienia przez Straż części Daru, ale zdaniem Benjena lord dowódca mógłby na to przystać, gdyby podatki szły do Czarnego Zamku, zamiast Winterfell. Kto wie, może jednym z takich lordów mógłby być nawet Jon? Tyle że Eddard Stark nie żył, jego brat zaginął, a ich plany przepadły wraz z nimi.
Ygritte nie może zrozumieć, dlaczego ludzie porzucili te ziemie. Jon stwierdza, że z powodu jej pobratymców: mieli dość napadów, w wyniku których mogli stracić życie, żony i dobytek. Ygritte uważa to za tchórzostwo. Jeśli zależało im na tej ziemi, powinni o nią walczyć. Klękacze nazywają Wolnych Ludzi złodziejami, a tak naprawdę to oni ukradli świat i przegrodzili go Murem.
Oprócz rozważań prawno-filozoficznych dziewczyna dzieli się z Jonem refleksjami natury matrymonialnej: lepiej być ukradzioną na żonę przez silnego mężczyznę, niż oddana przez ojca słabemu. Snow próbuje się dowiedzieć, czy myślałaby tak samo, gdyby ukradł ją pijak lub znęcający się nad nią zwyrodnialec. Ygritte na wszystkie jego wątpliwości znajduje odpowiedź. Ostatecznym argumentem na podłego męża jest nóż w ręku żony. Zaś argumentem na śmieszne pretensje południowców do władztwa nad ziemiami: Mance Rayder i jego armia.
Snow, upewniwszy się wcześniej, że nikt ich nie podsłuchuje, mówi dziewczynie wprost: Dzicy nie mają szans. Przegrają wojnę, tak jak zawsze się to działo, gdy próbowali przekroczyć Mur. Są nieustraszeni, ale gdy dojdzie do bitwy, ważniejsza od odwagi okaże się dyscyplina, a tej im brakuje. Wszyscy z nich zginą.
Wszyscy z nas – poprawiła go z naciskiem. – Ty również Jonie Snow. Nie jesteś już wroną. Przysięgłam, że nie jesteś, więc lepiej żebyś nie był.
Jon zastanawia się, co by zrobiła dziewczyna, gdyby poznała prawdę. Wydałaby go? Chciał wierzyć, że nie, ale nie mógł ryzykować, bo od tego, czy uda mu się ostrzec Czarny Zamek, zależało życie zbyt wielu ludzi.
Z muru zeszli przy Szarej Warcie, wykorzystując do tego częściowo zachowane kamienne schody, potem zaś udali się w głąb Daru, gdzie prawdopodobieństwo natrafienia na patrol Nocnej Straży było znacznie niższe niż przy samym Murze. Dzięki znającemu te tereny z poprzednich wypraw Griggowi Kozłowi udało im się ominąć nieliczne zamieszkałe wioski. Jak dotąd Jon nie miał ani jednej okazji, by się wymknąć. Thennowie mieli go wciąż na oku, nie wysyłano go też na polowania czy zwiady.
„Walcz razem z nimi”. Tak powiedział mu Qhorin, nim Długi Pazur odebrał mu życie, lecz na razie do tego nie doszło. Kiedy przeleję krew brata, będę zgubiony. Przejdę za Mur na dobre i nie będzie dla mnie powrotu.
Magnar praktycznie codziennie wypytywał go o Czarny Zamek i pozostawiony w nim garnizon. W przesłuchaniach uczestniczyli również łupieżcy, którzy byli dobrze zorientowani o sytuacji po tej stronie Muru, Jon zatem musiał bardzo oszczędnie kłamać. Prawda była jednak przerażająca. Czarny Zamek nie był prawdziwą twierdzą: nie miał żadnych umocnień poza górującym nad nim Murem. Mormont zabrał też ze sobą dwustu najlepszych ludzi z garnizonu. Obecnie mogło tam być jeszcze czterystu braci – w zdecydowanej większości budowniczych i zarządców. Naprzeciw nich mieli stanąć Thennowie – w przeciwieństwie do innych Wolnych Ludzi odznaczający się sporą dyscypliną, nic zatem dziwnego, że to właśnie ich skierował do tej misji Mance.
Załogą Czarnego Zamku dowodził Bowen Marsh, który z pewnością był doskonałym zarządcą, ale nikt nie słyszał o jego przewagach wojskowych. Jeśli da się zaskoczyć, całkiem możliwe, że w ogóle nie dojdzie do walki, bo obrońcy zostaną pozabijani we własnych łóżkach.
Jon miał coraz mniej czasu, by ich ostrzec. Jednocześnie – gdyby nawet jakoś udało mu się uciec – bał się, co może spotkać Ygritte z rąk Styra. Nie mógł jej zabrać ze sobą, choć bardzo tego chciał. Przez to każdy spędzony z nią dzień był jednocześnie darem i udręką.
Misja zlecona przez Qhorina ciążyła mu coraz bardziej. Wiedział, że musi zdradzić ludzi, z którymi przeszedł Mur, co prawdopodobnie doprowadzi do ich śmierci. O ile z mówiącymi w starym języku Thennami kontakt miał ograniczony, sprawa inaczej się miała z łupieżcami, których wziął ze sobą Jarl. Starał się robić wszystko, by się z nimi nie zaprzyjaźnić, jednak z każdym dniem poznawał ich coraz lepiej, co czyniło jego misję jeszcze trudniejszą.
Do tego wszystkiego brakowało mu Ducha. To nie była zwykła tęsknota za zwierzęcym przyjacielem, lecz pustka w jego własnej jaźni, której nie była w stanie wypełnić nawet Ygritte. Zastanawiał się, czy dotarł do Czarnego Zamku, czy zamiast tego grasuje teraz w Nawiedzonym Lesie na czele własnej watahy. Nie wyczuwał go, nawet w snach.
Widząc zbliżającą się burzę, za radą Grigga Kozła Styr postanawia poszukać schronienia w opuszczonej wiosce. Gdy do niej docierają, jest już ciemno, a deszcz siecze w najlepsze jezioro, nad którym leży. Wszystkie zabudowania zdążyły się zawalić, nawet z gospody ocalały zaledwie dwie ściany. Gdy błyskawica rozświetla niebo, Jon dostrzega wyrastającą z wysepki na jeziorze kamienną wieżę. Bez łodzi jednak nie mają szans tam dotrzeć.
Wioska nie jest jednak całkowicie bezludna – w ruinach gospody zwiadowcy Styra chwytają chroniącego się przed deszczem starca. Nie licząc jego wierzchowca, jest sam. Jon wie, jaki los go spotka – nie po to omijali wioski, by teraz puścić wolno mimowolnego świadka. Nie ma ochoty w tym uczestniczyć. Idzie nad brzeg jeziora, gdzie siada pod osłaniającą go od deszczu ścianą zawalonej lepianki. Tam znajduje go Ygritte.
Jon przyznaje, że zna to miejsce. Każe jej patrzeć na szczyt wieży, gdy niebo ponownie przetnie błyskawica. Dziewczyna odpowiada, że kilku Thennów miało usłyszeć dobiegające z niej krzyki. Jon proponuje, że mogliby tam zajrzeć. Ygritte nie ma ochoty pływać w trakcie burzy, ale Jon twierdzi, że zna inny sposób, by tam dotrzeć. Ja z kolei znam mnóstwo sensowniejszych aktywności, niż włażenie do wody w czasie burzy, ale jestem tylko zwykłym zjadaczem chleba, a nie nieustraszonym zwiadowcą.
Nim zakochani zdołają omówić szczegóły genialnego planu Jona, w jezioro uderza piorun. W świetle błyskawicy Ygritte dostrzega, że blanki pomalowano na żółto. Jon wyjaśnia, że uczyniono tak na pamiątkę tego, że na jedną noc w wieży zatrzymała się królowa Alysanne, żona Jaeherysa Pojednawcy. W czasie gdy jej mąż przebywał w Winterfell, na swoim smoku postanowiła odwiedzić Mur.
Rozmowę o królowych, smokach i dawnych przyjaciołach, którzy mimo mikrego wzrostu marzyli o ognistych gadach, przerywa przybycie jednego z Thennów. Magnar wzywa Jona. Ygritte idzie razem z nim.
W ruinach gospody Styr stoi nad klęczącym staruszkiem. Nakazuje Jonowi go zabić. Starzec milczy, wpatruje się tylko w Jona, który zastanawia się, czy dostrzega wystający spod okrywającej go baranicy strój Czarnego Brata. Sięga po miecz, przypominając sobie słowa Qhorina o ogniu, który w górach może oznaczać życie, ale też śmierć. Tyle że nie są w górach, a w domenie Starków. Człowiek nie powinien bać się rozpalić tu ogniska.
Jon wie, że dla jeźdźca nie ma już ratunku. Jeśli nie zrobi tego on, starca zabiją Thennowie. I tak niewiele życia przed nim zostało. A jednak, dostrzegając w jego oczach nieme błaganie, nie jest w stanie unieść miecza. Przypomina sobie, jak jego ojciec ściął na ich oczach dezertera z Nocnej Straży, a także słowa lorda Eddarda, które wtedy wypowiedział. Oraz jego twarz.
Styr pyta, dlaczego się waha. Naciska też na niego Ygritte – tylko w ten sposób udowodni, że jest jednym z nich. Gdy zabijał Orella nie miał takich oporów. To to samo. Nie mogą zostawić przy życiu żadnego świadka.
Tyle że to nie to samo. Orell był zwiadowcą, a oni byli na wojnie z Dzikimi. Starzec żołnierzem nie jest. Odmawia. Styr jest wściekły, ale Ygritte jeszcze bardziej. Błyskawicznym ruchem wyciąga nóż i sama podrzyna starcowi gardło.
Magnar wydaje jakiś rozkaz w starym języku. W tym samym momencie w wieżę uderza piorun. A w otaczający Jona tłum Dzikich wskakuje coś warczącego i rozdzierającego gardła. Jon przez chwilę myśli, że jakimś cudem Duch przedostał się na drugą stronę Muru, ale w świetle kolejnej błyskawicy dostrzega, że wilk jest szary, nie biały.
W ciemności rozświetlanej co jakiś czas piorunami, trudno walczyć z przerażającą bestię. Chaos pogłębia oszalały ze strachu koń staruszka, zaś dzieła zniszczenia dopełnia sam Jon, który wciąż ma w ręku miecz i teraz robi z niego użytek. Udaje mu się złapać konia za grzywę i wskoczyć na jego grzbiet. Pędząc na oślep, przebija się przez Thennów.
Kilka godzin później deszcz w końcu przestaje padać, a Jon uciekać. Czuje ból w nodze i ze zdumieniem odkrywa, że wystaje z niej strzała. Dojeżdża do strumienia, gdzie złazi z konia, i nadludzkim wysiłkiem wyjmuje ją, nie mdlejąc przy tym. Wcześniej odłamuje pióra, zastanawiając się, czy to Ygritte go trafiła. Jako tako opatrzywszy ranę, wciąga się na konia, nie mogąc uwierzyć, jak zdołał zrobić to wcześniej, bez siodła i strzemion, z mieczem w jednym ręku.
Kieruje się na północ, w stronę Czarnego Zamku.
Wracam do domu – pomyślał. Jeśli jednak było to prawdą, dlaczego czuł się tak przygnębiony?
Postaci występujące w rozdziale
- Jon Snow
- Ygritte
- Styr
- Grigg Kozioł
- Errok
- Quort
- Bodger
- Konopny Dan
- Del
- Chwytna Stopa
- Kamienny Kciuk
- Henk Hełm
- Lenn
- Wielki Czyrak
- pechowy staruszek
- Thennowie
- Lato
Wspomniani
- Jaehaerys I Targaryen
- Alysanne Targaryen
- Alaric Stark (tu ogólnie jako namiestnik północy, jego imię podaje Ogień i krew)
- Robb Stark
- Eddard Stark
- Benjen Stark
- Tyrion Lannister (niewymieniony z imienia)
- Jeor Mormont
- maester Aemon
- Bowen Marsh
- Qhorin Półręki
- septon Cellador
- Wynton Stout
- Clydas
- Donal Noye
- Eddison Tollett
- Głuchy Dick Follard
- Trzypalcy Hobb
- Halder
- Todder
- Pypar
- Albett
- Mance Ryder
- Harma Psi Łeb
- Lord Kości (Grzechocząca Koszula)
- Jarl
- Orell
- Brandon Stark (ten, który przekazał Straży pierwotny Dar)
- Stara Niania
- maester Luwin
- Duch
- Szary Wicher
- Srebrnoskrzydła1Nazywana tu „Srebrnoskrzydłym”, podobnie jak w trzecim rozdziale Brana. Gdy powstawał przekład, płeć smoka Alysanne nie była jeszcze chyba znana. – BT
Ważne informacje
- Mieszkańcy Daru płacą podatki Nocnej Straży. Obecnie terytoria te, na skutek ciągłych ataków łupieżców zza Muru, są praktycznie wyludnione.
- Nazwę jednej z twierdz Nocnej Straży – Śnieżnej Bramy – na cześć królowej Alysanne Targaryen zmieniono na Bramę Królowej.
- Czarny Zamek – jak zresztą wszystkie twierdze Nocnej Straży – jest pozbawiony murów, przez to narażony na ataki ze wszystkich stron, oprócz północy, gdzie strzeże go Mur.
- Wieża na jeziorze to Korona Królowej, w której w momencie gdy ma miejsce akcja rozdziału, przebywa Bran, Meera, Jojen i Hodor. To właśnie krzyki tego ostatniego słyszą Thennowie.
- Wilk, który uratował prawdopodobnie Jonowi życie, a na pewno pomógł mu uciec, to wilkor Brana, Lato. Sam Bran znajduje się wtedy w jego skórze.
- [Przedstawiony przez Jona przebieg odwiedzin królowej Alysanne nie pokrywa się z tym, jak te wydarzenia zostały opisane w Ogniu i krwi2George R.R. Martin, Ogień i krew, t. 1, cz. 1, ilust. Doug Wheatley, przeł. Michał Jakuszewski, wyd. I (Poznań: Zysk i S-ka, 2018), „Jaehaerys i Alysanne. Ich triumfy i tragedie”, 401-412. Wzmiankę o rzekomym przybyciu z nią sześciu smoków można wytłumaczyć tym, że Stara Niania ubarwiła opowieść. Jednak pozostałe rozbieżności zapewne wynikają z tego, że George R.R. Martin dopiero później ustalił dokładne okoliczności wizyty królewskiej na Północy. Wbrew temu, co podaje ten rozdział, Alysanne najpierw sama udała się w drogę, bo Jaehaerysa zatrzymały w stolicy rozmowy pomiędzy Tyrosh i Pentos, w których pośredniczył. Dopiero po ich zakończeniu monarcha mógł dołączyć do małżonki na Północy. Gdy zatem Alysanne leciała na Mur, zatrzymując się w Koronie Królowej, Jaehaerys wcale nie przebywał w Winterfell u namiestnika północy, tylko wciąż w Królewskiej Przystani. – BT]
Komentarz
Niewdzięczna misja Jona, jaką jest udawanie renegata, który przyłączył się do Wolnych Ludzi, w końcu dobiega końca, chociaż w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Martin świetnie opisuje dylematy człowieka, który grając swoją rolę, zaczyna gubić się w tym, co jeszcze jest udawaniem i wiernym wykonywaniem pierwotnego zadania, a co sprzeniewierzeniem się mu i faktycznym przejściem na drugą stronę. Jon – niezwykle wobec siebie surowy oraz mający w pamięci obraz swego starającego trzymać się zasad ojca – mimo olbrzymich trudności nie gubi drogi, którą nakazywał mu iść honor i obowiązek. Nie zabija więc niewinnego bezbronnego człowieka – to jest właśnie ta granica, której przekroczenie w jego własnych oczach byłoby czymś nieodwracalnym.
Oczywiście w prawdziwym życiu podobne skrupuły miałyby fatalne konsekwencje zarówno dla niego, jak i wszystkich jego braci ze Straży, ale Martin pozwolił sobie na jeden z nielicznych momentów w swoich książkach, gdzie brutalna rzeczywistość nie mieli sprzeciwiających się jej szlachetnych person. Stąd cudowne ocalenie w postaci prawie że nadprzyrodzonej interwencji sił natury i akurat przebywającego w tej samej okolicy znajomego warga.
Kto właściwie uratował Jona: Bran czy Lato? W późniejszym rozdziale młody Stark niechętnie wraca do tamtych wydarzeń, jednak w jego wspomnieniach wyraźnie przebija się myśl, że to Lato pozabijał dzikich, on wyłącznie oglądał to jego oczami. Na ile to prawda, a na ile wypieranie niewygodnych faktów, które często widzimy chociażby u Stannisa? Z rozdziału Jona ponownie się dowiadujemy, jak mocna jest więź łącząca warga z jego wilkorem. Snow pozbawiony kontaktu z Duchem czuje, jakby utracił część siebie. Nie wydaje się, by powodem tego była odległość – gdyby tak było, Arya także nie miałaby wilczych snów. Duch znajduje się nadal po drugiej stronie Muru i to prawdopodobnie jego działanie blokuje kontakt między Jonem a wilkorem. W kolejnym rozdziale Brana dowiemy się o potężnych zaklęciach wplecionych w tę budowlę, które nie pozwalają niektórym istotom przejść na drugą stronę, możliwe więc, że i w tym przypadku mają one jakiś wpływ.
Podwójna rola, którą Jon musiał tak długo grać, na zawsze go już zdefiniuje, ale zamiast złamać jego osobowość, przyczyni się raczej do jej wzbogacenia. Będzie postrzegał siebie jako łącznik pomiędzy dwoma światami ludzi, które wspólnie muszą przeciwstawić się nieludzkiemu zagrożeniu. Wzmocni jednocześnie poczucie wyobcowania Snowa, który bez przerwy zadaje sobie pytanie o to, kim jest, i gdzie jest jego miejsce. Wydaje się, że próba odpowiedzi na nie okaże się jeszcze trudniejsza po jego śmierci i powrocie do życia. Jeśli doczekamy się końca Pieśni, w mojej ocenie będzie on miał dla Jona bardziej gorzki niż słodki posmak.
[W niektórych wydaniach Nawałnica mieczy jest podzielona na dwie części czy tomy – tak jest w przypadku edycji brytyjskiej w miękkiej oprawie albo edycji polskiej. Polskie wydanie zachowuje tytuły „Stal i śnieg” oraz „Krew i złoto” z wydania brytyjskiego, ale podziału dokonano w innych miejscach. W wersji brytyjskiej to właśnie rozdział Jon V jest ostatnim w części pierwszej. Jest to czterdziesty pierwszy rozdział Nawałnicy (nie licząc prologu). W polskiej wersji „Stal i śnieg” obejmuje jeszcze rozdziały Daenerys IV i Arya VIII. Jednak w wydaniu brytyjskim w części pierwszej znajduje się jeszcze dodatek, podczas gdy w polskich wydaniach Nawałnicy, Uczty i Tańca dodatki są drukowane tylko w częściach drugich3W polskich wydaniach jednostki, na które podzielono Nawałnicę i Ucztę, są nazywane tomami, natomiast Taniec składa się z dwóch części, które jednak nie mają podtytułów. Gdyby zachowano te z edycji brytyjskiej, jak przy Nawałnicy, byłyby to: „Sny i pył” („Dreams and Dust”) oraz „Po uczcie” („After the Feast”). Sama Uczta dla wron w edycji brytyjskiej nie jest podzielona. W zasadzie nie wiadomo, jak nazywać pięć dotychczas wydanych utworów tworzących Pieśń Lodu i Ognia: amerykańscy i brytyjscy wydawcy na stronach tytułowych i listach nazywają je „księgami” PLiO (np. Book Five – A Dance with Dragons), ale już sam GRRM w nocie o chronologii w Tańcu używa słowa „volume” (tom) na określenie Uczty i Tańca, a księga to jednostka niższego rzędu niż tom – np. Władca Pierścieni składa się z sześciu ksiąg rozłożonych na trzy tomy.. – dopisek BT]
Ech Miłość w czasie wojny.
Uciekasz od ukochanej, ktorej nie powinieneś pokochać, a ona szyje do ciebie z łuku.
Dla mnie Jon i Ygritte to westerowscy Romeo i Julia.
Wzrusza mnie ich wątek miłosny.
Dobra robota! Cieszę się, że seria została wskrzeszona.
Dzięki:)
Cudem nie było pojawienie się wilkora Brana, tylko fakt, że ktoś taki jak Jon przeszedł i ukończył – właściwie udanie – taką misję. Wyobrażacie sobie Neda Starka jak undercover infiltruje wrogie stronnictwa? 😀 Jon zagryzał zęby, męczył się, ale jednak zaliczył sprawność westeroskiego Bonda. Chyba jednak zdecydowanie więcej w nim Targaryena niż Starka.
Nie ukrywam, że gdyby Martin w końcu łaskawie coś napisał, liczę na jakieś sceny z Nedem – z perspektywy Brana prawdopodobnie. Przy kolejnych lekturach ta postać naprawdę zyskuje i nie wydaje się tak naiwna jak na początku.
A Jon decyduje się rzeczywiście na rzeczy, na które nie zdobyłby się Ned – chociażby ma zamiar zabić Mance’a Rydera w czasie negocjacji.
Nie uważam Neda za naiwniaka. On często doskonale wie, co należałoby zrobić w danej sytuacji. Jednak nie decyduje się na to, bo jest więźniem swoich sztywnych zasad. Trochę jak Stannis, choć zestaw zasad inny. Jon wydaje się mniej skrępowany tym gorsetem.
W punkt.
Jonowi chyba łatwiej było działać pod przykrywką, bo był Snowem, a nie Starkiem i choć ze Starkami się wychowywał to nie był do końca jednym z nich, co odczuwał choćby ze strony Catelyn. Ned od początku do końca wiedział kim jest i komu być wiernym – Starkom i rodzinie. Jon praktycznie przez całe życie poszukuje tej tożsamości, dla niego rodziną byli najpierw Starkowie, potem bracia z Nocnej Straży, a następnie w pewnym sensie również i wolni ludzie, z którymi trochę się zdążył zżyć. Musiał wybierać pomiędzy nimi, ale jednocześnie osobom z zewnątrz łatwiej było uwierzyć, że on jest z nimi. Wolni ludzie raczej nie kupiliby ściemy, że Stark porzucił nocną straż, by się z nimi zbratać. Ze Snowem było o wiele łatwiej.
A że dla Jona to było trudne, to inna sprawa. Martin świetnie zobrazował w tym rozdziale dylemat, przed jakim Jon musiał stanąć. A przecież to jeszcze nie koniec, jeśli okaże się, że on faktycznie jest Targaryenem. Wtedy ponownie będzie musiał wybierać…
„ Wolni ludzie raczej nie kupiliby ściemy, że Stark porzucił nocną straż, by się z nimi zbratać.” – to prawda: Jon nawet używa argumentu, że jest bękartem, w pierwszej rozmowie z Mancem.
Jon z każdym tonem ma coraz większy problem z odpowiedzią na pytanie kim jest, a będzie tylko gorzej, tak jak piszesz. Do mnie w tym zakresie trafia serialowe zakończenie wątku Jona, tj jego odejście na Północ. Moim zdaniem po powrocie do życia – jeśli w ogóle przeżyje już do końca powieści – nie będzie potrafił sobie znaleźć miejsca po południowej stronie Muru.
Zgadzam się. O ile wiele serialowych pomysłów do mnie nie przemawia, zwłaszcza z ostatnich sezonów, o tyle rozwiązanie wątku Jona wydaje mi się być prawdopodobne. No chyba, że to on ostatecznie zostanie królem. Ale jeśli nie to pewnie będzie szukał swojego miejsca do życia właśnie za Murem, gdzie nikt go nie będzie oceniał jako bękarta.
Ja jeszcze dodam, że miał naprawdę sporo szczęścia, że wieści o przybyciu Roberta do Winterfell dotarły nawet za Mur i Mance udał się na wycieczkę. I to, że w tych tygodniach Jon właśnie zachowywał się tak a nie inaczej, podobnie zresztą do otoczenia. Dużo łatwiej było tym kupić Mance’a. Gdyby Manca tam nie było, albo Królem za Murem byłby ktoś inny z aspirujących do tego miana, to Jon szybko mógł stracić głowę a jego słowa mogłyby zostać uznane za niewiarygodne.
Ten zbieg okoliczności jest równie duży jak spora część intryg tworzona przez Littlefingera – ale tym razem – ładnie ułożyło się w całkiem wiarygodną całość.
Szanowny Panie,
Kazdy myslacy czlowiek doskonale wie, kim Jon Snow jest. Otoz jest zdrajca stanu! Zdradzil Krolewsko i kara za to jest jedna! A pan tutaj stara sie w jakis sposob wybielic tego czlowieka. To przez takich jak pan Krolewstwo jest w tragiczny stanie i upada! To przez takich jak pan ludzie pokroju Snowa i Manderly’ego maja tyle do powiedzenia w Westeros!
Pozdrawiam
Prawak
To zupełnie nie o to chodzi. A w każdym razie nie w przypadku misji Jona. Jon mógłby nazywać się Mazin i zupełnie nie identyfikować się z rodem Starków. Ale to Ned go wychował, nauczył myślenia o świecie i był jego autorytetem. A jaki był Ned wszyscy wiemy. Gdyby chodziło o jakiegoś innego Starka, nie wiem, dajmy na to Cregana albo Theona (tego od ozdabiania wybrzeży głowami andalskich cywilów) to nie byłoby w tym niczego dziwnego. Mnie dziwi, że uczeń Neda poradził sobie z misją wymagającą przebiegłości i nie mającą nic wspólnego z honorem.
Cóż, zgaduję, że to wpływ Mormonta. O ile Lord Dowódca był człowiekiem honoru, jego stosunek do świata jawił się jako bardziej pragmatyczny od Neda Starka. Przypomina mi się, jego rozmowa z Jonem, że Robb jest królem, ożeni się z jakaś księżniczką i będzie mieć zaszczyty, a Snow zostanie na Murze jako brat, wypełniający przysięgę.
Zapewne częściowo tak. Myślę jednak, że to po prostu sam Jon jest zdolny do takich rzeczy, w odróżnieniu np. od Neda.
Z jednej strony wychowywał go Ned, a z drugiej Catelyn. Obydwoje mieli przecież na niego wpływ. Tyle, że Ned pozytywny, a Catelyn negatywny. Nedowi Jon zawdzięczał trzymanie się zasad i silne poczucie lojalności, a Catelyn „zawdzięczał” poczucie, że jednak nie jest do końca Starkiem, jest bękartem i zawsze nim będzie. I przez to musi szukać własnej drogi. Jedno i drugie spowodowało, że wybrał Nocną Straż – bo z jednej strony wierzył, że ta organizacja robi coś dobrego i broni królestwa, a z drugiej wiedział, że nie ma dla niego przyszłości w Winterfell. Ostatecznie zasady wpojone mu przez Neda sprawiły, że chciał być wierny Nocnej Straży, a jednocześnie poczucie, że jest bękartem i kimś, kto nie pasuje do końca do żadnej z tych grup – że był rozdarty. I to mu paradoksalnie też ułatwiło misję, bo łatwiej mu było przeniknąć do wolnych ludzi jako bękart odtrącony przez żonę lorda Winterfell.
Rzekłbym, że niechęć Catelyn raczej go kształtowała, nie wychowywała. I z późniejszą misją nie miała nic wspólnego. Fakt, że był bękartem, faktycznie mu trochę pomógł we wkupieniu się w łaski Mance’a Raydera. Ale zasługi Catelyn nie było w tym żadnej. Równie dobrze Ned mógł w ogóle nie mieć żony.
Ciekawe, jak wyglądałoby życie Jona, gdyby Lady Catelyn zmarła po porodzie Robba. Czy Ned chciałby się kolejny raz żenić…
Chciał, nie chciał, prawdopodobnie by to zrobił. Jeden dziedzic to za mało…
Cóż, Hoster Tully martwiłby się o sukcesję wnuka. Inna żona mogłaby łatwo zabić małego Robba, aby jej dzieci odziedziczyły.
Tak, to był problem wielu władców. Zwłaszcza w monarchiach patrymonialnych, gdzie państwo było własnością prywatną króla, a w których nie było żelaznych praw regulujących dziedziczenie, zaś wszystko opierało się na widzimisię władcy. Doświadczyli tego choćby Piastowie. Choć akurat sytuacje, w których nowa żona morduje dotychczasowego dziedzica, zdarzały się stosunkowo rzadko. To był kiepski pomysł. Prędzej to sam król, podpuszczony przez nową małżonkę, wydziedziczał dotychczasowego następcę. Ewentualnie po jego śmierci bracia skakali sobie do gardeł, a kraj stawał w ogniu lub rozpadał się.
„Rzekłbym, że niechęć Catelyn raczej go kształtowała, nie wychowywała.”
Można to tak ująć. Niemniej nie zgadzam się, że Ned równie dobrze mógłby nie mieć żony i miałoby to taki sam wpływ na Jona, bo wtedy pewnie nie czułby się tak odrzucony i widziałby swoje miejsce w Winterfell. A tak wiedział, że Catelyn zawsze będzie go zwalczać i traktować jako wroga więc trzeba iść gdzie indziej. Wybrał Straż (na co miało wpływ podejście Neda do NS, ale też obecność tam Benjena), ale tam też byli ludzie, którzy nim gardzili ze względu na pochodzenie – choćby Alliser Thorne. I Jon dalej szukał swojej tożsamości i swojego miejsca na świecie. Ostatecznie pozostał lojalny wobec NS, ale myślę, że to, że miał takie rozterki (spowodowane m.in. przez Catelyn) sprawiło, że był bardziej autentyczny w przekonaniu dzikich do siebie, nawet jeśli robił to nie do końca świadomie.
Krótki mówiąc Jon, mimo że oficjalnie uchodził za syna Neda, nie mógł być taki jak on, bo dorastał w innych warunkach, bez wsparcia ze strony „matki”, a wręcz z jej wrogością. I dlatego musiał być bardziej elastyczny i po prostu potrafić zaadaptować się do sytuacji.
„że Ned równie dobrze mógłby nie mieć żony i miałoby to taki sam wpływ na Jona”
Mówiłem o braku wpływu na misję, nie na Jona. To różnica.