
Przy okazji jednej z naszych wcześniejszych Topek zahaczyliśmy o temat muzyki oraz piosenek z filmów i seriali. Zachęceni Waszymi komentarzami postanowiliśmy pociągnąć temat i tak powstał poniższy ranking naszych ulubionych/najciekawszych utworów z wielkiego i małego ekranu. Nie przyjęliśmy żadnych ostrych kryteriów, więc na listach znajdują się zarówno fragmenty ścieżek dżwiękowych (angielskie „music score”) jak i piosenki, często takie, które nie były pisane specjalnie na potrzeby danej produkcji. Miało być też ograniczenie „ilościowe”, ale wyszło nam… średnio. Potraktujcie to jako niedzielną listę przebojów. Życzymy przyjemnego słuchania, oto Redakcyjna topka: Najlepsze utwory z filmów i seriali.
kuba
Over the Rainbow – Judy Garland (Czarnoksiężnik z krainy Oz)
Moja ulubiona piosenka musicalowa. Ponadczasowa (mająca 86 lat) kompozycja. Za każdym razem kiedy słucham Judy Garland wykonującą „Over the Rainbow” mam ciarki. Wszystko tu się zgadza, dykcja, głośność, tempo. W dzisiejszych musicalach zdecydowanie nie jest to norma, ale w 1939 roku potrafiono zrobić to na nieprawdopodobnie wysokim poziomie.
Is That Alright – Lady Gaga (Narodziny Gwiazdy)
Wszyscy zachwycają się „Shallow” (ta piosenka została zresztą nagrodzone Oscarem), ale ja uważam, że w tym filmie są co najmniej trzy lepsze piosenki. W tym zdecydowanie najlepsza „Is that allright”. Tutaj wszystko się zgadza, talent Gagi wybrzmiewa w tym utworze najpełniej, dodatkowo tekst jest wzruszający. Świetnie napisane i doskonale zaśpiewane.
California Dreamin’ – Jose Feliciano (Pewnego razu… w Hollywood)
Tarrantino jest mistrzem dobierania ścieżki muzycznej do swoich filmów. Można by wymieniać i wymieniać, ale mi najbardziej w pamięci zapisał się ten motyw. Uznana piosenka w przerobionej mocno spowolnionej formie idealnie oddaje klimat tego filmu. W połączeniu z obrazem to wszystko tworzy małe arcydzieło. Sam film jest genialny, ale lubię sobie odpalić tę pojedynczą scenę, w której podkład doskonale uwypukla emocje.
Phantom of the Opera (Upiór w operze)
Genialny musical. Niestety w wersji filmowej nie wypada to aż tak dobrze, aczkolwiek piosenka jest tak dobra, że nawet w duecie Emmy Rossum Gerard Butler brzmi to tak, że zwyczajnie chce się słuchać. Oczywiście daleko temu do wykonania Antonio Banderasa i mistrzowskiej Sary Brightman, ciekawa jest także bardzo nowoczesna aranżacja tego utworu przez Lindsey Stirling. Tak czy owak jest to utwór wybitny, wpadający w ucho i zostający w głowie.
Gabriel’s Oboe – Ennio Morricone (Misja)
Chyba najpiękniejszy motyw muzyczny, jaki w życiu słyszałem. Moricone to wielki arcymistrz muzyki filmowej. To, jak tutaj potrafił zgrać ze sobą te wszystkie skrzypce w tle, z wybijającym się na pierwszy absolutnie przepięknie brzmiącym fletem… Plus sama scena – Jeremy Irons w dżungli siedzi na kamieniu i gra dla przyglądających mu z krzaków Indian. Zawsze kiedy tego słucham, robi mi się niezwykle ciepło na sercu. Gorąco polecam ten utwór, ale warto obejrzeć także sam film. Doskonały Robert De Niro, wspomniany wyżej Irons i Liam Neeson. Cudo. Cała ścieżka muzyczna tego filmu to jedno z większych dzieł sztuki. „On Earth as It Is in Heaven” to jest monument, pomnik, w dodatku uzupełniony o nieprawdopodobnie poruszające sceny. Tymczasem Akademia oczywiście wiedziała lepiej i za o wiele lepszą uznała muzykę w filmie „Około Północy”.
Taniec Eleny – Michał Lorenc (Bandyta)
Michał Lorenc stworzył muzyczne arcydzieło. To narastające i znów zwalniające tempo, ta mnogość wątków i instrumentów. Mogę tego słuchać w zapętleniu przez naprawdę długi czas. I teraz przyznam się do ignorancji. Kompletnie nie znam filmu Bandyta. W życiu go nie widziałem, jednak Taniec Eleny uważam za jeden z największych utworów muzyki filmowej.
Hungry Eyes – Eric Carmen (Dirty Dancing)
Doskonała dylogia (drugą część lubię tak samo, a może nawet jeszcze bardziej niż pierwszą) i doskonała piosenka. Oczywiście do świadomości szerszej publiczności przebija się „Time of my life”, ja jednak zdecydowanie wyżej cenię „Hungry Eyes” Erica Carmena. Cóż mogę napisać? Ta piosenka jest urzekająca, ta chrypka w refrenie, plus cudownie lekko płynące zwrotki wypełnione pewną sensualnością. Idealnie pasuje do tego filmu, ale i bez tego to jest zwyczajnie rewelacyjna piosenka.
Who Wants to Live Forever – Queen (Nieśmiertelny)
„Nieśmiertelny” – to polski tytuł filmu (w oryginale jest wszakże „Highlander”). Nieśmiertelna jest także piosenka zespołu Queen. Fredy Mercury to jeden z najwybitniejszych muzyków, jacy chodzili po tej ziemi. Wszechstronnie utalentowany muzycznie, potrafiący zaśpiewać chyba wszystko, mieszający style. Tutaj prezentuje niezwykle piękną, klimatyczną, wzruszającą do łez balladę, która ociera się nawet o pewną operowość. Słucha się tego wspaniale, a w połączeniu z filmowym obrazem działa jeszcze mocniej. Któż chciałby żyć wiecznie?
Crowley
Dobrze, że Kuba wspomniał „Who Wants to Live Forever”, to zwolniło mi się miejsce na liście. O muzyce na ekranie mógłbym długo i obszernie, bo słucham, kiedy tylko mogę. Wybór nie był łatwy, kilka(naście) wspaniałych utworów musiało z wylecieć z wstępnej listy. Nie spodziewajcie się u mnie „pościelówek”. Jest dużo lepszych rzeczy. Na wstępie jeszcze kilka wyróżnień:
- SBB – „Memento z banalnym tryptykiem” („Jan Serce”, odcinek 6) – w serialu znalazła się tylko gitarowa solówka Apostolisa Antimosa, ale jaka to jest solówka… Trwa niemal 4 minuty (cały utwór ponad 20, więc niech młodzież czuje się ostrzeżona) i powoduje, że mózg wypływa przez uszy.
- Pat Benatar – „Love is a Battlefield” („Stranger Things”, sezon 2, odcinek 9) – chciałem dać go na listę, bo utwór jest wspaniały, tak jak wspaniała jest Pat Benatar (z domu Andrzejewska!), ale pojawia się dosłownie na kilka sekund w momencie, kiedy Justin przygotowuje się na bal. Uznałem, że to trochę za mało, żeby trafić na listę.
- King Crimson – „The Court of the Crimson King” („Ludzkie dzieci”) – utwór pojawia się w scenie przejazdu przez Londyn i jego brzmienie jest naprawdę złowieszcze (tym bardziej dziś), ale znowu nie chciałem zanudzać emeryckimi melodiami. Zresztą w tej scenie ciekawsze jest co innego. Otóż w kolejnym ujęciu widać za oknem latającą dmuchaną świnię. Dokładnie taka świnia fruwa nad elektrownią Battersea (gdzie dzieje się ta scena) na okładce płyty „Animals” Pink Floyd. Kto zna teksty z tego albumu, ten zrozumie geniusz całej sekwencji.
Sound of Silence – Simon & Garfunkel (Absolwent)
Skoro jeden z najwspanialszych utworów w historii trafia na ścieżkę dźwiękową filmu, to ciężko, żeby go tu nie było. To dość zabawne, że początkowo „Sound of Silence”, tak jak cały debiutancki album Simona i Garfunkela, nikogo nie zaciekawił i mało kto go zauważył. Jeden z najbardziej ponadczasowych i poruszających tekstów mógł zupełnie przepaść i nikt by o nim dziś nie pamiętał. Dopiero dzięki kilku stacjom radiowym zyskał pewien rozgłos, więc nagrano go na nowo, tym razem z dołożoną perkusją i gitarą elektryczną. Ta wersja trafiła potem do filmu Mike’a Nicholsa, a reszta jest historią. Szkoda, bo wersja akustyczna jest jeszcze ładniejsza, jeszcze bardziej przejmująca i po prostu lepsza, bo muzyka bardziej koresponduje z tekstem. A jak ktoś wspomni o tej paskudnej przeróbce Disturbed, to nie będziemy sobie podawać ręki (ha tfu!).
Cat People (Putting Out Fire) – David Bowie (Ludzie koty, Bękarty wojny, Atomic Blonde)
David Bowie grywał w filmach, grywał i śpiewał do filmów. Pewnie gdybym się uparł, to uzbierałbym całą piątkę z muzyką Bowiego, bo to wielki muzyk był. „Cat People” został napisany do filmu o tym samym tytule. Nie widziałem go, ponoć nie mam czego żałować. Potem Bowie na potrzeby albumu „Let’s Dance” nagrał nową, bardziej skoczną wersję z partiami gitarowymi Steviego-Ray Vaughna i wyprodukowaną przez legendarnego Nile’a Rodgersa (oryginał z kolei wyszedł spod konsolety Giorgio Morodera, więc stężenie legendarnych muzyków na minutę utworu jest tu wyjątkowe). I pewnie słuch by po oryginalnej wersji zaginął – była wydana tylko na składankach, nie trafiła na żaden album Bowiego – gdyby nie pewien Quentin. Ścieżki dźwiękowe do filmów Tarantino nie bez powodu są legendarne, a że tekst znakomicie pasował mu do sceny podpalania sali kinowej, to odgrzebał pierwszą wersję, która dzięki „Bękartom wojny” zyskała drugie życie. I dobrze, bo to kapitalny kawałek z długim wstępem, mięsistą sekcją rytmiczną i oczywiście niesamowitym wokalem Bowiego.
Relax – Frankie Goes to Hollywood (Policjanci z Miami, sezon 1, odcinek 11)
Muzyką z „Policjantów z Miami” można by obdzielić dwie topki. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie w Wikipedii, zresztą mam nadzieję, że przynajmniej jeden utwór z tej produkcji jeszcze się tu pojawi (Mike Tyson go lubi). Ja wybrałem może trochę nieoczywiście. „Relax” to oczywiście über-klasyk z lat 80-ych, jak zresztą cały album „Welcome to the Pleasuredome”, ale tu trzeba dodać jeszcze kontekst, w jakim się pojawia, czyli scenę otwierającą 11 odcinek pierwszej serii. Jest zmontowana trochę jak teledysk, muzyka raz cichnie, kiedy indziej słychać tylko ją, a w tle sceny z nocnego życia Miami oraz Krokiet i Tabs w Ferrari Daytona robią zasadzkę na młodego Ginacarlo Esposito. No przecież nie da się lepiej otworzyć serialu. Dla porządku dodam, że jest to wersja utworu mocno inna od albumowej. Zremiksowana ze znacznie dłuższym wstępem, pasującym do obrazu, niemal identyczna z wersją maxisinglową (tak zwany „New York Mix”).
American Pie – Don McLean (Czarna Wdowa)
O filmie nie ma co opowiadać, o profanacji w wykonaniu Madonny tym bardziej (ha tfu!), ani nawet o komedii z szarlotką na plakacie. Niestety oryginalny utwór McLeana jest u nas mniej znany niż wszystkie przywołane wyżej „dzieła”. A szkoda, bo to wspaniała pieśń z cudownym, pełnym metafor tekstem opowiadającym o przemianach kulturowych w latach 60-ych, utracie niewinności i spięte klamrą „dnia, w którym umarła muzyka”, kiedy w katastrofie lotniczej zginęli Ritchie Valens, Buddy Holly i The Big Bopper. Mnie osobiście przypomina jeszcze studniówkową noc, ale nie powiem Wam dlaczego. Po prostu posłuchajcie, zwłaszcza tekstu. Zapewniam, że warto.
Blaze of Glory – Jon Bon Jovi (Młode strzelby II)
To chyba najbliższe „filmowej ballady”, co mogę wymyślić. Film był mocno średni, cały soundtrack też nie powala, ale jak Bon Jovi się postara, to trafia w sedno tarczy. Podobno „Blaze of Glory” powstał, bo Emilio Estevez chciał użyć w kontynuacji „Młodych strzelb” utworu „Wanted Dead or Alive”, ale Jon uznał, że napisze mu coś lepszego. I napisał, a potem nagrał z Jeffem Beckiem na gitarach. Jest tu wszystko – charakterystyczne „westernowe” brzmienie, wokalista w szczytowej formie, bogata aranżacja, dynamika (to wejście werbli przed finałem!). Niby power ballada, ale taka bardziej power niż do przytulania. Niestety Oscara zgarnęła wtedy Madonna za piosenkę, której dziś nawet ona pewnie nie pamięta.
kr4wi3c
Do muzyki w filmach, grach czy serialach mam podobne podejście: lubię, kiedy mi wszystko ze sobą harmonijnie współgra, tworząc spójną całość. Lubię, kiedy muzyka buduje nastrój, przełamuje konwencje i akcentuje sceny. Oglądając czy grając zawsze staram się zwracać uwagę właśnie na muzykę, aspekt często pomijany i niezauważany. Celowo lub nieumyślnie. Muzyka bowiem towarzyszy nam cały czas, stała się dla nas czymś tak naturalnym, że często nawet nie zwracamy na nią należytej uwagi. Często stanowi bardzo ważną część dzieła, a będąc kiepską, może całe dzieło położyć, choćby nie wiadomo jak było wybitne. Genialna muzyka może zaś z przeciętnego filmu zrobić ikoniczny, który wiele braków będzie nadrabiał właśnie ścieżką dźwiękową.
Danger Zone – Kenny Loggins (Top Gun)
Top Gun to jeden z tych moich ulubionych filmów, do których lubię po latach wracać. Chociaż oglądałem go wielokrotnie, niemal do zajechania kasety VHS, to nigdy mi się nie znudził. Jak się miało te kilkanaście lat, to te wszystkie startujące z lotniskowca F-14 robiły niesamowite wrażenie. Fabularnie dawał radę, ale to właśnie przez dynamiczną czołówkę, ilustrowaną świetną muzyką rockową zapamiętałem go na lata. Ależ bym to jeszcze raz obejrzał w 4K!
Radar Rider – Jerry Riggs (Heavy Metal)
Heavy Metal to jeden z tych dziwniejszych filmów, w których do końca nie wiadomo, o co chodzi. Tym bardziej że wyprzedził swoją epokę. W tamtych latach w filmach raczej stawiano na skupienie na jednej historii, a nie wrzucenie kilku shortów powiązanych ze sobą jedynie symboliczneie i ulepienie z tego filmu. Dzisiaj zbiór takich miniaturek filmowych nie jest niczym nowym, chociaż zwykle są one realizowane jednak w postaci minierialu, a nie filmu – idealny przykład to „Miłość, śmierć i roboty. Tak czy siak Heavy Metal to nie tylko dziwne historyjki, specyficzna animacja, ale także niesamowita ścieżka dźwiękowa, dzięki której poznałem sporo nowych brzmień. Jak dla mnie jeden z najbardziej przebojowych filmów. Kiedy padł pomysł na tą topkę, od samego początku wiedziałem, że to będzie jeden z moich mocnych typów. Ciężko się było jedynie zdecydować na jeden konkretny utwór, bo tu są same sztosy. BTW, kolejna część już mi tak bardzo nie siadła. Wyszła z tego strasznie oklepana historia. Fajnie zrealizowana, ale płytka.
Girl U Want – Devo (Tank Girl)
Kolejny blast from the past. Film może i głupawy, ale za to z szaloną rock’n’rollową dziewczyną, ilustrowany równie dziwną muzyką postrzelonych chłopaków z Devo. Jeszcze długo po obejrzeniu tego filmu miałem fazę na Devo i ogólnie muzykę którą ciężko sklasyfikować.
For Whom the Bell Tolls – Metallica (Zombieland)
Pierwszy Zombieland pozamiatał dzięki swojemu luzackiemu, nieco komicznemu podejściu do tematu zombie. A także dzięki świetnej roli Woody Harrelsona. Mnie jednak kupił przede wszystkim openingiem, w który świetne wkomponowano jeden z moich ulubionych kawałków Metalliki.
Mad World – Gary Jules and Michael Andrews (Donie Darko)
Donie Darko to jeden z najlepszych filmów, jakie oglądałem. Nieoczywisty i pełen symboliki, zakończony w mistrzowski sposób kawałkiem „Mad World” stawiając tym samym kropkę nad „i”. Ciężko by było znaleźć inny równie idealnie pasujący tu utwór.
Always Look on the Bright Side of Life – Monty Python (Żywot Briana)
Na zakończenie nieco przewrotnie. Coś, co tym razem nie pojawia się w czołówce i raczej nikomu przedstawiać tego nie trzeba. Klasyka 🙂
Dżądżen
Nie znam się specjalnie na muzyce ani filmach, ale co to przeszkadza, żeby się wypowiedzieć? Zatem moja lista:
Bang Bang – Nance Sinatra (Kill Bill vol. 1)
Tak naprawdę praktycznie cały soundrack z obu części mógłby znaleźć w tej topce, ale na coś zdecydować się trzeba. Zatem wspaniała klasyczna ballada otwierająca jedną z moich ulubionych opowieści o zemście, która – jak mawiają Klingoni – najlepiej smakuje na zimno.
Far From Any Road – The Handsome Family (True Detective – 1 sezon)
Sama piosenka pewnie nigdy, nawet przy odsłuchaniu, nie zapadłaby mi w pamięć, gdyby nie została wykorzystana w fenomenalnej czołówce świetnego pierwszego sezonu Detektywa. I zważywszy na tematykę oraz przede wszystkim miejsce akcji serialu, niesamowicie to żre.
Millenium – Mark Snow (serial Millenium)
Jeśli już jesteśmy przy nastrojowych czołówkach: wszyscy kojarzą Z archiwum X Chrisa Cartera, ale niewielu wie, że producent ma na koncie również „telewizyjną odpowiedź na film Siedem”. Tą odpowiedzią był serial Millenium z Lancem Henriksenem w roli Franka Blacka – byłego agenta FBI, zajmującego się profilowaniem zabójców. Przy Blacku nawet Edd Cierpiętnik wydaje się wesołkiem, sam serial jest równie ponury, natomiast jego czołówka posiada naprawdę jeden z najpiękniejszych muzycznych motywów, który miałem okazję usłyszeć w telewizji.
Techno Syndrome – The Immortals (Mortal Kombat)
A oto przykład utworu, który zrobił znacznie większą karierę niż film, do którego go napisano. Nie musieliście tego oglądać, nie musieliście również grać w pierwowzór, ale z pewnością to słyszeliście. MORTAL KOMBAT!
A dla czytelników pełnoletnich: wpiszcie sobie na YT: Mortal Kombat+Game of throne;)
Cwał Walkirii – Wilhelm Richard Wagner (Czas Apokalipsy)
Kawalkada amerykańskich śmigłowców nadlatuje znad morza, puszczając z głośników Wagnera, niosąc śmierć i zniszczenie. Jedna z najbardziej ikonicznych scen w historii kina, która sprawia, że to arcydzieło muzyki światowej już zawsze kojarzyć mi się będzie ze śmigłowcami.
Can you Feel the Love Tonight – Elton John (Król Lew)
Studio, szkice i gotowe rysunki, rzutniki, gigantyczny czarny fortepian i ON: Elton John. Dla mnie do dziś nikt nie nakręcił lepszego teledysku promującego jakikolwiek film, nie tylko animowany. Nikt też nie nakręcił lepszego filmu animowanego. I nie nagrał piękniejszej piosenki do niego.
SithFrog
Moi redakcyjni przedmówcy wybrali z pewnością wiele muzycznych hitów z filmów i seriali, ale jednak – lecąc przez listę – mam wrażenie, że szukali mniej popularnych wyborów. Ja pójdę trochę pod prąd… czyli tak naprawdę z prądem w tym wypadku, bo przecież…
Céline Dion – My Heart Will Go On (Titanic)
Tak tak, wiem, po roku od premiery wszyscy mieli tego kawałka serdecznie dość. Celina wyskakiwała z lodówki, czaiła się pod łóżkiem i czekała na nas w każdym pokoju, przedpokoju i w łazience. Tylko z czego to wynikało? Ano z tego, że nie ma chyba bardziej legendarnej piosenki z filmu, która tak dobrze trafiła we wszystkie nuty. Jest liryczna, romantyczna, odpowiednio wzniosła, teledysk okraszony scenami z monumentalnego filmu, a finałowy refren do dziś potrafi postawić włosy na karku. Hit absolutny i nie zapraszam do dyskusji. Piosenka może się nie podobać, ale nie da się odebrać jej wielkości.
Ray Parker Jr. – Ghostbusters (Pogromcy duchów)
Znacie tego dziwnego „robala usznego” (z ang. ear worm, u nas chyba nie ma określenia na melodię, która wchodzi w głowę i nie chce wyjść) jak „dłuższe życie każdej pralki to Calgon”? Albo „włączamy niskie ceny”? Nie da się powiedzieć normalnie, muzyka spięta z wyrażeniem na wieki. No, a tacy „Pogromcy duchów” po prostu nie istnieją bez piosenki Raya Parkera Juniora. Możesz nie znać filmu, a wiesz, po kogo trzeba dzwonić, jak coś dziwnego dzieje się w sąsiedztwie. Prosty tekst, wpadający w ucho refren, dobry bit, wszystko się zgadza. Może poza lekko niezręcznym dziś klipem gdzie prócz scen z filmu mamy panią w samej bieliźnie uciekającą przed duchami. Szalone lata 80te musiały odcisnąć tu swoje piętno…
Bradley Cooper and Lady Gaga – Shallow (Narodziny gwiazdy)
Kuba napisał, co napisał, ja zgłaszam zdanie odrębne. Są w filmie piosenki na podobnym poziomie, ale „Shallow” jest jedyną w swoim rodzaju. Dla mnie to jest wyjątkowy utwór pod tyloma względami, że mógłbym pisać i pisać, ale nie napiszę, bo to są rzeczy (zbyt) osobiste i tyle. A piosenka jest doskonała i trzeba znać.
Kansas – Carry on Wayward Son (Supernatural)
Genialny rockowy utwór, który od chwytliwego intro po ostatnią nutę czaruje, zachwyca i hipnotyzuje. W swoim czasie gigantyczny hit, w serialu „Supernatural” pojawił się dopiero w przedostatnim odcinku pierwszego sezonu. Twórcy uznali, że nada się na podkład do podsumowania serii przed nadchodzącym finałem. Ciekawe, czy już wtedy czuli, że utwór stanie się (nie)oficjalnym hymnem i motywem przewodnim całej produkcji. Mimo że serial stał się najwyżej średni w sezonach 6-10 i zaliczył żenujący zjazd w sezonach 11-15, to piosenka pozostała w nim do końca, bo jest po prostu genialna.
Bryan Adams – (Everything I Do) I Do It for You (Robin Hood: Książę złodziei)
Jeśli jakaś piosenka może konkurować z hitem Céline Dion, to właśnie ta Bryana Adamsa. Na pewno sam film nie ma ani tego budżetu, ani rozmachu co „Titanic”, ale dla mnie zawsze będzie jedną z najlepszych wersji przygód Robina z Sherwood. A kawałek, który nagrał i zaśpiewał Adams to ponadczasowy hit, który uprzyjemni absolutnie każdy romantyczny wieczór i zapewni wiele parkietowych emocji podczas tańczenia „wolnego” z dziewczyną/chłopakiem, która/y ci się podoba, ale nie masz śmiałości zagadać. Romantyczny, rockowy, z genialną solówką i odpowiednio mocnym finałem, gdzie ciągle i ciągle słyszymy, ile on by dla niej nie zrobił. Perełka.
Eminem – Lose Yourself (8. Mila) oraz Coolio feat. L.V., Gangsta’s Paradise (Młodzi gniewni)
Tu małe oszustwo, ale rap i hip-hop pożenię w jedno i dam dwa kawałki, bo nie byłem w stanie się zdecydować na któryś z nich. Utwór Eminema jest o tyle ciekawy, że mam wrażenie, iż zrobił większą karierę i trafił do większej publiki niż film, który promuje. Ma świetny wstęp, a potem jest jak lawina, od kamyczka do kamyczka, żeby potem zmiażdżyć słuchacza rozmachem i dramatyzmem opisywanej, bardzo osobistej historii. Utwór Coolio również skradł serca i umysły, nie tylko młodych gniewnych. Zasłużenie królował na listach przebojów i mało kto był w stanie przejść obok obojętnie, nawet jeśli nie był wielkim fanem rapu. Mnie ta piosenka zaprowadziła w takie rejony jak Wu Tang Clan czy Bone Thugs-N-Harmony. Warto było.
Ja tylko w ramach ciekawostki dodam, że Ray Parker Jr. zerżnął ten charakterystyczny pulsujący rytm od Huey Lewis and the News (ci, co grali w Powrocie do przyszlosci). Oryginał ma tytuł I Want a New Drug.
No a te rapery z Młodych gniewnych to oczywiście przeróbka klasycznego utworu Steviego Wondera – Pasttime Paradise.
I jeszcze jako PS. muszę dopisać, że liczyłem na to, że ktoś dorzuci In the Air Tonight Phila Collinsa, który sam w sobie nie jest może jakimś wybitnym utworem (choć na pewno fajnym), ale w połączeniu z nocna scenerią Miami i podczas jazdy Ferrari brzmi wyjątkowo.
Ja pod uwagę zawsze brałem tylko oryginalne ścieżki dźwiękowe lub rekompozycje.
I na swojej setliscie soundtracków mam tylko to:
– Władca Pierścieni – wszystko
– Mokadelic i ścieżkę do Gomorry
– Max Richter i ścieżki do Leftovers oraz My Brilliant Friend
– pojedyncze kawałki jak motyw z Twin Peaks, Requiem dla Snu lub… Janosik 😀 I chyba ten słynny utwór jeszcze z Ojca Chrzestnego
Władca Pierścieni – wszystko
Zawsze będę się zastanawiał, co napisałby Wojciech Kilar, gdyby dogadał się z Jacksonem. Podobno nawet zaczął coś tworzyć. W książce o filmowanuu Trylogii nie ma chyba żadnej wzmianki na ten temat (jeszcze nie czytałem, ale w skorowidzu nie widzę nazwiska Kilar). Nie wyobrażam sobie, żeby można było zrobić to lepiej niż Shore, zresztą podobno Kilar obawiał się, że jego wizja nie będzie pasowała do stylu filmów Jacksona, ale wizja jest naprawdę intrygująca.