Seriale

Paradise (sezon 1)

„Kiedy Prezydent Stanów Zjednoczonych zostaje zamordowany, szef jego ochrony staje się głównym podejrzanym”. Mniej więcej taki opis „zachęca” do obejrzenia serialu Paradise. Dlaczego słowo „zachęca” wziąłem w cudzysłów? Bo po pierwsze sugeruje on, że nie zobaczymy w tym serialu nic odkrywczego, po drugie… nie ma prawie nic wspólnego z faktycznymi wydarzeniami. Nie sugerujcie się więc tym oficjalnym opisem i szykujcie się na kilka zaskoczeń.

Trouble in paradise

Omówienie „Paradise” trzeba zacząć od dużego spojlera, bez tego nie pójdziemy na przód. Twórcy serialu bardzo lubią ukrywać prawdę i niechętnie dzielą się swoimi tajemnicami, przez co często coś dzieje się nagle i bez większej podbudowy. Wygląda to czasami tak, jakby twórca kryminału, chcąc ukryć tożsamościowy zabójcy, w ogóle go nie pokazał ani nie dał żadnych wskazówek, a na sam koniec wyciągnął go jak królika z kapelusza, zadowlony, że nikt z czytających/oglądających się tego nie spodziewał.

Co prawda tu i ówdzie odnajdziemy pewne tropy, ale są one niemal niemożliwe do wyłapania. Zatem nie przedłużając zdradzam, że „Paradise” to serial z bardzo popularnego ostatnimi czasy gatunku „post-apo”. Wszystko dzieje się w mieście pod górą, które ocalało mimo końca świata.

Czy to oryginalna sceneria? I tak i nie. Ten serial bowiem w niczym nie przypomina klasycznej post-apokalipsy z „Fallouta„, „Silosu„, „The Last of Us” czy „Walking Dead”. To obraz prawdziwej utopii stworzonej przez społeczeństwo idealne. Do czasu oczywiście. Główną osią fabularną jest bowiem wspomniane w opisie morderstwo prezydenta Stanów Zjednoczonych.

W tym momencie należy wspomnieć o roli Sterlinga K. Browna, aktora, którego twórcy dumnie przedstawiają jako nominowanego do Oscara (ta nominacja była po prostu śmieszna – rola w „Amerykańskiej Fikcji” była naprawdę marginalna i prawie niezapadająca w pamięć, ale taki tytuł to fajny chwyt marketingowy). Trzeba przyznać, że aktor stara się naprawdę dobrze wypełnić swoją rolę w „Paradise”, praktycznie cała produkcja spoczywa na jego barkach, i wychodzi z tego starcia obronną ręką. Jego Xavier Collins to ułożony, bardzo rygorystyczny wobec samego siebie agent secret service. Wykonuje rozkazy bez zawahania z kamienną miną i chirurgiczną precyzją. Bohater bez skazy, ostatni sprawiedliwy, promień słońca w mrocznych czasach, które nastały po końcu świata.

Hotel Paradise w stanie Colorado

Wspomniałem, że twórcy niechętnie dzielą się swoimi tajemnicami i niestety jest to jedna z większych wad tego serialu. Przez to ukrywanie prawdy większość odcinków jest rozwleczona do granic możliwości, akcji nie ma za wiele, są za to półsłówka, powtarzane w nieskończoność komunały, banalne rozmowy, mające udawać coś wzniosłego i mądrego. Wszystko kręci się w kółko, choć wydaje się, że można by to wszystko opowiedzieć o wiele szybciej, ewentualnie zadbać o większą różnorodność wątków.

Poziom serialu faluje, naprawdę dobre odcinki przeplatane są o wiele słabszymi, w których naprawdę niewiele się dzieje. Na przykład po zupełnie przegadanym, nużącym do granic możliwości odcinku trzecim, następuje dynamiczny, bardzo emocjonujący, pełen nieoczywistych zwrotów akcji odcinek czwarty, a wszystko po to, by odcinek piąty znów zupełnie stracił tempo.

Ta dynamika rozprasza i nie pozwala do końca cieszyć się tym serialem. Gdyby nie naprawdę wybitny odcinek siódmy (jeden z najlepszych pojedynczych epizodów, jakie widziałem w telewizji) nie wiem, czy w ogóle warto byłoby skusić się na seans całości. Jednak to, co dzieje się pod sam koniec tej historii, wynosi „Paradise” na naprawdę wysoki poziom. Wreszcie dostajemy odpowiedni dynamizm, a napięcie skłania do wstrzymywania oddechu. Całość wydaje się bardzo rzeczywista i prawdziwa, a jednocześnie tak odległa i obca.

Jeszcze jeden dzień w raju

Ważnym elementem „Paradise” jest muzyka. Stare kawałki lecące w tle, kilka niezłych przeróbek oraz całe udźwiękowienie budują świetne „filmowe” wrażenie. Na gratulacje zasługuje chociażby znakomita gra ciszą oraz umiejętne budowanie napięcia samym tylko dźwiękiem. Scenografia także robi piorunujące wrażenie, idealne amerykańskie miasto wygląda… idealnie.

A jednak mimo wszystko czegoś mi w tym serialu brakuje. Choćby ciekawych, godnych zapamiętania i charyzmatycznych postaci drugoplanowych (z wyjątkiem agenta Billy’ego). Jest tu też zbyt dużo zabawy w moralizatorstwo, niepoparte wydarzeniami na ekranie. Oczywiście ukazanie ludzkiego egoizmu i parszywej natury w obliczu końca świata wyszło świetnie, ale jest sporo rzeczy, które nie wybrzmiewają dostatecznie mocno. Mam wrażenie, że twórcy zatrzymali na chwilę świat dookoła swoich bohaterów, trwa stagnacja, a wszyscy czekają biernie na ich ruch. Świat wokoło nie żyje, chociaż powinien.

Aż do genialnego (powtarzam się, ale w pełni świadomie) siódmego odcinka wydawało mi się, że możemy tutaj dostać coś na wzór filmu „Osada” (kto widział, ten zapewne wie o czym piszę). Nic bardziej mylnego, to wszystko okazuje się być rzeczywistością, a stawka nagle szybuje do góry. Tyle tylko, że kiedy wreszcie ma nastąpić punkt kulminacyjny, kiedy wszystko ma na nowo wybuchnąć, twórcy chłodzą sytuację.

Raj utracony

Niestety ostatni odcinek niezwykle rozczarowuje, najpierw swoim tempem, typowym dla początku sezonu, a potem zupełnie niepotrzebną na tym etapie, rozwleczoną retrospektywą, wyjaśniającą działania osoby, z którą nijak nie jesteśmy związani. Następnie poprzez rozwiązanie kolejnych zagadek w sposób, o którym już wspominałem – przez wyciągnięcie królika z kapelusza i wmawianie widzowi, że on cały czas tam był.

Twórcy nie potrafią na nowo rozbudzić zainteresowania. Ten finałowy odcinek kompletnie rozczarowuje dramaturgią zupełnie niegodną zwieńczenia sezonu. Następuje w nim wypłaszczenie emocji po burzy i mocnym uderzeniu z odcinka przedostatniego. Takie coś sprawdziło się przy okazji Gry o Tron, gdzie najważniejsze wydarzenia działy się w dziewiątych epizodach, by te dziesiąte przywracały widzowi oddech. Jednak tutaj sytuacja wygląda zgoła inaczej. Finałowy odcinek jakby na siłę próbował powiedzieć, że nie było warto czekać na te wszystkie rozwiązania, że za tymi wszystkimi tajemnicami praktycznie nic się kryło, że nie ma nic więcej.

Twórcy pokazują tym odcinkiem także to, że nie potrafią wycisnąć absolutnie nic ze statystów, których poustawiali wokół głównego bohatera. Żadne z nich nic nie wnosi do historii. Są, bo są – na sztukę, kompletnie nie do zapamiętania.

Podsumowanie

Za doskonałą scenografią ukrywa się niedoskonała, pełna luk i wad historia. Twórcy te wady celowo pomijają, jakby w przekonaniu, że jeśli nie będą o nich wspominać, to widz o nich zapomni. I chociaż z uwagi na gatunek, można na większość z nich przymknąć oko, to jednak nie można tego zrobić w kwestii wiarygodności postaci, jakości dialogów, i nierównego tempa akcji. Nie można przymknąć oka na wypełnienie większości odcinków nieistotnymi czaso-zapychaczami.

Gdyby nie niezwykle satysfakcjonujący odcinek siódmy, który zasługuje na dychę, ten serial należałoby ocenić jako średni, mimo dość odważnego pomysłu, stojącego u jego podstaw. Niestety finał rozczarował na naprawdę bardzo wielu poziomach, marnując energię wykrzesaną przy okazji wcześniejszego odcinka, który w pojedynkę wynosi „Paradise” ponad przeciętność. Przez to cały serial nie może stać się pozycją obowiązkową ani dla fanów gatunku, ani dla tych, którzy chcą obejrzeć od początku do końca naprawdę dobrą historię.

„Paradise” ma naprawdę wiele satysfakcjonujących momentów i tyleż samo rozczarowujących. Jeżeli nie przeszkadza wam przebijanie się przez tony niepotrzebnych, sztucznie przedłużonych dialogów i powolnych, zawiłych scen, które meandrują w drodze do wyjaśnienia zagadek, mających często bardzo proste rozwiązanie, to możecie zaryzykować i poświęcić te kilka godzin. Ja nie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, czy to, co twórcom wyszło naprawdę dobrze, jest tego warte i czy rekompensuje te wszystkie braki. Oparcie serialu praktycznie na jednej osobie było sporym ryzykiem i chyba nie do końca się opłaciło. Po prostu tło dla głównego bohatera oraz jego otoczenie są bardzo nijakie nie pozwalają na pełną immersję. Polecam podejść do „Paradise” z pewną dozą ostrożności oraz wytrwałości.

Paradise (sezon 1)
  • Ocena kuby - 7/10
    7/10
To mi się podoba 2
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Jeden komentarz

  1. A ciekawi mnie jaki rodzaj końca świata jest podłożem, np zderzenie z asteroidą / wojna nuklearna / potop / pandemia / osobliwość ?
    Bo to zazwyczaj ma spore znaczenie dla fabuły.

    Dla mnie na tych fotkach oni jak na postapo są trochę za bardzo w garniakach. Wydaje mi się mało prawdopodobne by komukolwiek chciało się to prać i prasować gdy świat się wali.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button