
„Zabierz mnie na Księżyc” opiera się na poplarnej teorii spiskowej, mówiącej, że całe lądowanie na Księżycu było sfabrykowane, nakręcone w studiu (konkretnie przez niejakiego Stanleya Kubricka). Wyraźnie widać tu zabawę tą konwencją, ubraną w szaty lekkiej komedii. Trochę się obawiałam, że ta „szokująca” i sensacyjna tematyka będzie jedynym elementem, mającym przyciągnąć widza, resztę traktując po macoszemu i serwując w ten sposób niezbyt strawną papkę. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca – „Zabierz mnie na Księżyc” jest obrazem całkiem udanym i dobrze wyważonym. Trzeba przy tym zaznaczyć, że nie ma co oczekiwać po fabule stuprocentowej historycznej dokładności, bo zupełnie nie o to w niej chodzi.
Wyścig kosmiczny i zbliżające się wielkimi krokami planowane lądowanie na Księżycu załogi Apollo 11 jest tu dość oczywistą osią wydarzeń. Nie czuć jednak zbyt dużego napięcia związanego z tym wielkim wydarzeniem, nie poruszane są też żadne kwestie techniczne związane z samą misją Neila Armstronga i spółki. Nacisk jest położony na socjologiczną otoczkę całego tego przedsięwzięcia, to znaczy próby rozkochania społeczeństwa w programie kosmicznym, wypromowania go i zebrania niezbędnych funduszy, od których zależy zresztą los całej misji. Zadanie to przypada dynamicznej, pewnej siebie i obrotnej specjalistce od PR, Kelly (Scarlett Johansson). Dziewczyna nie szczędzi sił ani talentu, by wypełnić powierzone jej zadanie. Nie jest ono łatwe, a staje się jeszcze trudniejsze po tym, jak odwiedza ją tajemniczy jegomość i składa propozycję z rodzaju tych nie do odrzucenia. Kelly musi więc nie tylko zadbać o powodzenie swojego głównego zadania, ale do tego jeszcze potajemnie zrealizować to nowe. Jakby tego było mało, sprawy nie ułatwia rozwijający się powoli, delikatny romans między dziewczyną i dyrektorem misji, Colem (Channing Tatum), oraz narastający w międzyczasie konflikt interesów. Będzie dużo kombinowania i kilka niełatwych decyzji do podjęcia.
Historię śledzi się przyjemnie i jest ona bardziej angażująca, niż się tego spodziewałam, a film gładko płynie od sceny do sceny, pokazując kolejne wydarzenia osadzone w kolorowej, nieco szalonej końcówce lat ’60 XX wieku. Scarlett Johansson świetnie sprawdza się w swojej roli i wygląda zjawiskowo w strojach z tego okresu. Jest niekwestionowanym motorem napędowym niemal każdej sceny. Przy niej Channing Tatum wypada nieco blado, zabrakło mi u niego charyzmy. Nie jest zbyt przekonujący jako dyrektor misji, i na pewno nie pomaga mu to, że jego ekranowa partnerka zwyczajnie przyćmiewa go swoją osobą. Na szczęście postaci drugoplanowe wypadają bardzo dobrze – są odpowiednio barwne i obdarzone charakterem.
Film jest okraszony mianem komedii romantycznej i to się zasadniczo zgadza. Nie jest to jednak komedia z rodzaju tych, na których będziecie się śmiać w głos, bo humor jest tu delikatniejszej natury. Towarzyszy nam prawie cały czas, raz w postaci słownej, raz sytuacyjnej, na koniec pozostawiając w głowie bardziej takie ogólne, miłe uczucie zadowolenia niż konkretne gagi. Podobnie jest z wątkiem romantycznym, również poprowadzonym dość delikatnie. Widać, że coś iskrzy, ale zapomnijcie o scenach pełnych namiętności. I żebyśmy mieli jasność – w obu przypadkach uważam takie podejście do tematu za zaletę.
W kwestiach technicznych nie ma się do czego przyczepić. Apple dostarczyło kolejną udaną produkcję. Nie przełomową, ale po prostu zrealizowaną pod każdym względem poprawnie i solidnie. „Zabierz mnie na księżyc” świetnie sprawdzi się jako lekka rozrywka na niedzielne popołudnie. Dość oklepaną już tematykę kosmicznego wyścigu zobaczymy tym razem z zupełnie nowej perspektywy, a historia i bohaterowie powinni dość szybko zaciekawić widza. I na pewno nie dadzą mu się nudzić.
Zabierz mnie na Księzyc (2024)
-
Ocena Alexandretty - 7/10
7/10
Tatum jest tak drewniany, że nawet na zdjęciach wygląda sztywno. 😀 On by pasował do roli astronauty/pilota. Scarlett to jego kompletne przeciwieństwo.