FilmyRecenzje Filmowe

Powrót Odyseusza (2024)

„Mamo możemy dostać nowy film o Odyseuszu? – Ale mamy film o Odyseuszu w domu.” The Return (po naszemu Powrót Odyseusza) to właśnie ten film o Odyseuszu, który „mamy w domu”. I tak jak w słynnym memie, nie jest to nic satysfakcjonującego – wręcz przeciwnie, pod każdym względem jest to produkcja fatalna. Techniczne niedostatki próbuje się maskować przeciągniętą do granic możliwości powolną narracją oraz grą aktorów, których zamiast eksponować, chowa się w cieniu.

Odyseja – Czekając na Nolana

Christopher Nolan pracuje nad własną wersją Odysei, z Mattem Damonem, Zendayą, Tomem Hollandem i ogromnym budżetem. Zapowiada się hit. Tymczasem zanim ten monumentalny projekt trafi do kin, na ekranach pojawił się Ralph Fiennes w towarzystwie Juliette Binoche, prezentując niemal teatralną wersję klasycznego mitu, która wygląda jak niskobudżetowa produkcja z lat 60. ubiegłego wieku. Praktycznie nic w tym filmie się nie zgadza. Przypomina to wymuszoną kontynuację Bravehearta o Robercie de Bruce – tyle że Powrót Odyseusza jest jeszcze nudniejszy i dzieje się w nim jeszcze mniej.

Zacznijmy od tego, że jest to historia Odyseusza, ale nie Odysei. Cała podróż spod Troi została tutaj pominięta. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy tytułowy bohater zostaje wyrzucony na brzeg przez fale. Historia ma potencjał na pół godziny powolnej narracji, tymczasem w jakiś nieprawdopodobny sposób zostaje rozciągnięta do dwóch godzin. Powiedzieć, że ten film ma wolne tempo, to jak nie powiedzieć nic. Ta produkcja wręcz się wlecze.

Co ciekawe, paradoksalnie jest tu pełno długich scen pełnych milczenia i pozornej ekspozycji, stwarzających nikomu niepotrzebne miejsce na zadumę – bo i nie ma nad czym dumać. Jednak oprócz nich pełno tu nieumiejętnych przejść między nic niewnoszącymi migawkami. Oto Penelopa stoi w swojej sypialni, przez trzy sekundy gapi się przez okno – cięcie, następny obraz. Główny pseudoantagonista stoi w komnacie, nic nie robi, po czym kamera przenosi go na drogę, którą zmierza w stronę rozbitego pod zamkiem obozu. Tak wygląda ten film, proszę państwa. Zmontowany totalnie nieumiejętnie, jakby za całość odpowiadał ktoś, kto nigdy wcześniej nie montował żadnej produkcji.

Odyseusz i bolesne technikalia

W kwestii technicznej niemal nie ma się do czego przyczepić – ale tylko dlatego, że w tej produkcji brakuje czegokolwiek, co mogłoby się wyróżnić. Kostiumy, scenografia i zdjęcia są po prostu biedne. Grecy zostali przedstawieni niemal jak pospolici barbarzyńcy, bez żadnego konkretnego konceptu – co kto znalazł, to na siebie założył. Mamy więc miszmasz rzymskich tog, dziwnych przepasek biodrowych i narzut wyglądających jak zdjęte prosto z łóżka.

A scenografia? Wystarczy rzut oka na kompletnie niepasujący do epoki i sytuacji zamek, kilka fatalnie zaprojektowanych wnętrz i nic niemówiący plener. Skoro już jesteśmy przy zamku i wnętrzach – zalotnicy kilkukrotnie wspominają, że chcą poślubić Penelopę dla jej bogactwa. Cóż to za bogactwo? Nie mam pojęcia, bo twórcy filmu postawili na zasadę, że taniej jest o czymś opowiedzieć, niż rzeczywiście to pokazać.

Nie ma tu nic, na czym można by zawiesić oko. Wszystko jest do bólu nijakie, a gra aktorska – sztywna. Dialogi są kompletnie o niczym, tak jak morał tej historii, a właściwie jego brak. W klasycznej Odysei chodziło o wytrwałość w dążeniu do celu oraz o bogów rzucających bohaterowi kłody pod nogi. Tutaj, ponieważ porzucono wątek podróży, wychodzi na to, że historia dotyczy walki z zespołem stresu pourazowego, radzenia sobie z wojenną traumą i wstydu spowodowanego własną porażką. To eksperyment odważny, ale – jak się okazuje – całkowicie nietrafiony.

Nijacy wrogowie Odyseusza

Banda zalotników ubiegających się o rękę Penelopy to zbieranina mętów bez jakiejkolwiek charyzmy. To po prostu okrutnicy o niemal zerowej inteligencji. Brak im polotu, finezji, a nawet realnego zagrożenia dla głównego bohatera. W teorii jest tu jeden wróg godny uwagi, ale po pierwsze – jego motywacje co chwilę się zmieniają, a po drugie – jego intrygi są nielogiczne i mało subtelne. Sceny z jego udziałem nie mają sensu, jakby twórcy do końca nie mogli się zdecydować, w którą stronę to wszystko ma zmierzać. Raz gra agresywnie, raz udaje wspaniałomyślnego, innym razem pokazuje, że sam jest w tej sytuacji ofiarą.

Taka mieszanka nie tylko wprowadza chaos, ale sprawia, że film staje się jeszcze bardziej nużący. Może jednak chociaż finał jest widowiskowy? Może rekompensuje wcześniejsze niedogodności? Nic z tych rzeczy. Kulminacyjna walka to niezamierzona komedia. Nie ma słów, by opisać, jak złe jest to, co dzieje się na ekranie. Walki przypominają taniec staruszków – ruchy wojowników są powolne, tak żeby przypadkiem nikt nikomu nie zrobił krzywdy. Nie starczyło pieniędzy na efekty specjalne, więc trzeba było improwizować. Fiennes przedziera się przez swoich przeciwników, ledwie ich dotykając.

A wszystko to na oczach Penelopy, która – nie wiedzieć czemu – zachowuje się w sposób zupełnie niepasujący do postaci znanej z mitologii. Scenariusz odpływa w niezrozumiałe rejony, a widz z każdą minutą coraz bardziej pragnie, by ta męczarnia wreszcie się skończyła.

Podsumowanie

W ostatnich pięciu minutach filmu poszczególne postacie kilkakrotnie zmieniają zdanie w najważniejszych dla siebie kwestiach. Rodzina jednoczy się, by zaraz znów się rozdzielić. Penelopa przeżywa dylematy, ale są one przedstawione w najgorszy możliwy sposób – w jednej scenie przemawia z pasją i nieustępliwością, by w kolejnej stać się łagodna i uległa w tej samej sprawie. Nie ma tu nic, za co można by ten film pochwalić. Gra aktorska nie zachwyca, mimo znanych nazwisk, bo nie ma tu miejsca na jakąkolwiek ekspozycję talentu.

Lubię powolne filmy, długie sceny pełne ciekawych dialogów, spokojny klimat i introspekcję bohatera. Powrót Odyseusza nie robi jednak żadnej z tych rzeczy dobrze. Tragiczny montaż, złe rozłożenie akcentów i braki warsztatowe biją po oczach z taką mocą, że trudno to znieść. Jeśli jeszcze się nie zorientowaliście – absolutnie nie polecam tego filmu, bo jest fatalny pod każdym względem. Jestem tym seansem ogromnie rozczarowany, choć już na etapie zwiastunów można było podejrzewać, że nie jest to kino najwyższej klasy. Tylko jak u licha udało im się namówić do współpracy dwa tak wielkie nazwiska? Wygląda na to, że ich gaże były tak wysokie, że nie starczyło na nic więcej i trzeba było szyć za grosze.

Powrót Odyseusza (2024)
  • Ocena kuby - 1/10
    1/10
To mi się podoba 2
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Jeden komentarz

  1. Ale Fiennes zrobił taka rzeźbę, że nie wierzyłem, ze to nie fotomontaż. Co prawda trochę go tam podkręcili, ale są zdjęcia z siłowni i no… jestem pod wrażeniem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button