C.S. Lewis i jego dzieło
Wiem, to nie jest pełnoprawna seria, bo została brutalnie przerwana po trzech częściach, zamiast pełnych siedmiu jak książkowy oryginał. Tym niemniej dostaliśmy trzy solidne pozycje, która można omówić. Zwłaszcza że w przyszłym roku do kin ma wejść nowa wersja w reżyserii Grety Gerwig. Te trzy filmy z pewnością można pochwalić za dość zgodne z wizją CJ Lewisa przeniesienie Narnii na ekran (przynajmniej w kwestii budowy świata, a nie fabuły kolejnych powieści) oraz brak nachalności w przedstawianych treściach. Nie przedłużając, zapraszam do pewnej drewnianej szafy na spotkanie z lwem i złą czarownicą.
Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa (2005)
Jak to jest, że kiedyś można było zrobić piękną, kolorową baśń, która jest przystępna zarówno dla dzieci, młodzieży i dorosłych? Taką, żeby była pełna niebezpieczeństw, przemocy, a nawet śmierci, a jednak dająca nadzieję, niosącą jakieś przesłanie i przekazującą w sposób prosty i ciekawy uniwersalne prawdy.
I choć nie lubię fantastyki, w której okazuje się, że to wszystko tylko wyobraźnia, że z tego się wyrasta i że prawdziwy świat to nie bujanie w obłokach, a raczej zmartwienia dnia codziennego, to jednak pierwsza część opowieści z Narnii kupiła mnie w całości.
Trzeba oddać twórcom, że kapitalnie udało im się zbudować ten film. Oczywiście materiał źródłowy jest doskonały, ale ile razy na takim samograju scenarzyści i reżyserzy wywalili się i rozwalili głupi ryj?
Tutaj nigdzie się nikomu nie spieszy, na wszystko jest czas. I na herbatkę u Pana Tumnusa, i na słodkie przekupstwo, i na rodzinę Bobrów. Nie popełniono tu błędów, typowych dla dzisiejszych produkcji. Do minimum ograniczono własne pomysły twórców. Nikt tutaj nie odleciał i nie przeszarżował, chociaż pole do popisu było rozległe. Łatwo można było na wiele sposobów zepsuć choćby scenę ze Świętym Mikołajem, a udało się doskonale przenieść na ekran ten bardzo ciepły wątek.
Wizualnie też nie ma się do czego przyczepić, a Narnia na ekranie doskonale oddaje wizję Lewisa. Spójrzmy chociażby na przeprawę przez zamarzniętą rzekę albo sceny w obozach, zarówno tym należącym do Czarownicy, jak i tym, gdzie zbierają się zwolennicy Aslana.
I jeszcze słówko o castingu. Są lepsze i gorsze wybory, synowie Adama i córki Ewy paradoksalnie nie są tu najważniejsi, choć grają bardzo poprawnie. Prawdziwą gwiazdą tej produkcji jest Tilda Swinton – to jest castingowy strzał w dziesiątkę. Zły charakter w jej wykonaniu hipnotyzuje widza. Jest piękna i przerażająca jednocześnie, łagodna i skora do gniewu, lodowata i nieprzejednana. Królowa Lodu trzymająca Narnię w swoim lodowatym uścisku.
W pewnym momencie historia rozdziela nam się na dwa wątki. Pierwsza to poświęcenie Aslana. Sceny kiedy ten wielki lew kładzie się na ołtarzu, jest upokarzany i poniewierany zwyczajnie wzruszają. Wiem, że to może nazbyt oczywiste nawiązanie do Jezusa, ale moim zdaniem jednak jest to pokazane bardzo subtelnie. Aslan jest symbolem, nie odzwierciedleniem wiary. Jest próbą pokazania, że dobro może mieć wiele twarzy. Nie ma tutaj próby indoktrynacji na konkretną religię, jest za to obraz nadziei, miłości i tego, że warto trwać przy swoim, nie poddawać się i nie porzucać przyjaciół. Wielkie słowa skumulowane w historii o minotaurach, centaurach, gadających zwierzętach, cyklopach i faunach.
I jest jeszcze druga część historii, która skupia się na bitwie. To niesamowite widowisko. Z ekranu nie wylewają się co prawda hektolitry krwi, kończyny nie fruwają w powietrzu, ale emocji nie brakuje i ogląda się po prostu bardzo dobrze. Tylko to zakończenie kompletnie mi nie podeszło, ale taki był zamysł C.S. Lewisa i trzeba to uszanować.
Ocena: 9/10
Opowieści z Narnii: Książę Kaspian (2008)
Narobili mi twórcy smaka pierwszą częścią. I to takiego, że z wielką niecierpliwością czekałem na drugą odsłonę. W momencie premiery byłem autentycznie podekscytowany. Czy słusznie? I tak, i nie, bo tempo tego filmu jest mocno średnie, a Ben Barnes nie dźwiga roli tytułowego księcia.
Na szczęście rzeczy, które działały przy pierwszej części, działają i teraz. Relacja Łucji z Aslanem jest taka czysta i dobra, jak to tylko możliwe. To delikatnie zakamuflowana mądrość dotycząca tego, jak pięknym zjawiskiem jest dziecięca miłość.
Fajnie przedstawiono też Telmarów, którzy są jak Nilfgaard z sagi o Wiedźminie – najeźdźcami ogarniętymi rządzą władania całym światem. Nie podoba mi się tylko wyjaśnienie, skąd wzięli się w Narnii, ale wszystko inne jest jak najbardziej przekonujące: ich knowania, chore ambicje, brak poszanowania dla tradycji Narnii i wreszcie brak szacunku dla jej mieszkańców. Pięknie zobrazowani okrutnicy, którzy nie cofną się przed niczym by podporządkować sobie wszystkie żyjące istoty. Kapitalna jest scena w obozie wojskowym Telmarów, gdzie widzimy jak doradcy kręcą swoim królem i pokazują, kto tak naprawdę rządzi.
Tylko że to jest prawie ta sama historia, co w pierwszej części. Narnia niczym nie zaskakuje. Może tylko tym, że minotaury przeszły na stronę dobra i walczą, całkiem efektownie zresztą, za sprawę Kaspiana. W zasadzie w tej części jedną z osi fabularnych ma być konflikt rodzeństwa z księciem oraz pretensje mieszkańców Narnii o to, że czwórka władców zostawiła ich na pastwę okrutnego losu. I gdzieś w tle to pobrzmiewa, ale nigdy nie wybrzmiewa do końca.
Moim zdaniem jest to co najwyżej średni powrót do tego świata. Bo choć Aslan mówi, że nic nie zdarza się dwa razy tak samo, to jednak ta część pokazuje, że właśnie nie do końca. Dodatkowo jeszcze ta dziwaczna końcówka z ludźmi z Narnii, którzy teraz nagle mieliby się odnaleźć w XX wieku… Druga część zwyczajnie niczym nie zaskakuje, ciężko ją nawet traktować jako kontynuację, bardziej jako osobny, mało odkrywczy twór.
Ocena: 6/10
Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu (2010)
14 lat temu powstała jak na razie ostatnia filmowa część Opowieści z Narnii. Pierwsza bez Piotra i Lucji (którzy stali się zbyt dorośli na fantastyczny świat), za to z irytującym kuzynem Eustachym. Historia na pewno jest bardziej oryginalna niż ta w części drugiej, ale niestety bardzo mało angażująca. Tak naprawdę zapamiętałem z niej dwie rzeczy: wyspę czarodzieja z gadającymi jednonogimi stworkami oraz Smoka Eustachego. Cała reszta jest jakaś nijaka, z niejasnym, mało konkretnym zagrożeniem i średnio udanym zakońćzeniem. Dodatkowo C.S. Lewis poszedł już w totalną dosłowność jeśli chodzi o postać Aslana, co uważam za mocno średnie rozwiązanie.
O tym, jak słaba jest ta część, niech świadczy fakt, że pogrzebała całą serię na lata. Nikt nie chciał brnąć dalej w historię Narnii. Dopiero jakiś czas temu powstał pomysł, żeby przedstawić to uniwersum jeszcze raz od początku i to w formie serialu, ale wygląda na to, że prędzej dostaniemy wspomniany we wstępie reboot kinowy. Obawiam się jednak, że ten świat poza Lwem, Czarownicą i Starą Szafą zwyczajnie nie ma potencjału, że nie ma z czego wyciskać dobrej treści, a ta historia powinna się skończyć po wyjściu z szafy, albo nawet jeszcze wcześniej – po włożeniu na głowy koron władców Narnii. Pewne rzeczy są nie do przełożenia z kart książek na wielki ekran.
Ocena: 5/10
(Opowieści z Narnii)
-
Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa (2005) - 9/10
9/10
-
Opowieści z Narnii: Książę Kaspian (2008) - 6/10
6/10
-
Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu (2010) - 5/10
5/10
Czytałeś książki? Jak pozostałe części wypadają jakościowo i czy mają predyspozycje do bycia bazą pod kolejne ekranizacje? Ja jestem za stary, żeby wpaść na popularności Narni (czy Potera), więc ani nie oglądałem ani nie czytałem i nawet nie wiem na ile to kontynuacje przygód tych samych bohaterów, a nie ile kolejne pozycje w tym samym świecie.
Przeczytałem cztery, ale moim zdaniem z każdą kolejną częścią coraz mniej czuć klimat Narnii. Pierwszy tom jest wspaniały, późniejsze jak dla mnie nie dojeżdżają. Czwarty zniechęcił mnie na tyle, że nie sięgnąłem po kolejne, ale to było już dość dawno. Może niedługo wrócę i dam całemu cyklowi jeszcze jedną szansę. Bohaterowie ciągle się tu mieszają. Całe rodzeństwo występuje w tomach jeden i dwa. W trzecim jest tylko dwójka z nich, w czwartym nie zostaje już żadne. Piąty tom jest zdaje się historią poboczną, a szósty to prequel całej serii. W siódmym chyba wszystkie wątki się łączą, ale z tego co czytałem o fabule tej części dzieje się to w sposób daleki od satysfakcjonującego.
To w takim razie dodatkowo utrudnia ekranizacje całości, bo jest mniejsze przywiązanie klienta.. znaczy widza 😉
Narnię ciężko uznać za taki tradycyjny cykl, bo poszczególne toy dzieją się niekiedy w zupełnie osobnych czasach i zmieniają się główni bohaterowie. To z jednej strony mogłoby działać na niekorzyść serii filmowej – nie da się wypromować jednej grupki bohaterów jak w Harrym Potterze. Ale z drugiej strony bardzo ułatwiłoby robotę filmowcom, bo nie byłoby problemu ze starzejącymi się dziećmi w obsadzie.
Ja czytałem wszystkie siedem tomów i żałuję, że trójka była tak mało udana. Jej bezpośrednia kontynuacja, czyli „Srebrne krzesło” naprawdę trzyma poziom. Pozostałe trzy są dość przeciętne, a ostatnia jest przesycona biblijną symboliką, co się bardzo nie podoba ostatnio w postępowym zachodnim świecie. W ogóle Lewis miał mocno konserwatywne poglądy (chociaż raczej w innym znaczeniu niż dziś), co miało odzwierciedlenie w jego książkach i nie spodziewałbym się, że w najbliższym czasie dostaniemy jakieś wierne adaptacje Narnii.
Narnia to fantasy baśniowe, bardziej dla młodszego widza. Oglądałam te filmy tyle że już dość dawno i mało pamiętam. Pierwszy film najmniej, nawet niewiem czy on mi się zbytnio podobał.
Książę Kaspian podobał mi się dość mocno, pamiętam że występował tam nasz Tyrion z GoT w roli krasnoluda. Ben Barnes jako tytułowy książę, pamiętam jaka byłam zaskoczona kiedy po latach zobaczyłam go w serialu Westworld i okazało się że to ten sam aktor, jak bardzo zmienił się wizualnie i warsztat aktorski też mocno podszkolił.
A jeszcze Podróż Wędrowca do Świtu, też mi się dość mocno podobał, było zabawnie, wzruszająco i ogólnie film sprawił mi frajdę. Zaskoczona jestem tak niskimi ocenami części 2 i 3, ja bym dała mocne 7.
Moim zdaniem poza pierwszą częścią nie ma w tym świecie potencjału na ciekawą historię. Brak tak mocarnego antagonisty, brak tak naprawdę dużej stawki, dużo mniejsze zaangażowanie głównych bohaterów w świat Narnii.