RóżneSeriale

Redakcyjna Topka: Serialowe czołówki

Seriale bywają lepsze lub gorsze, dłuższe i krótsze, ale wszystkie je łączy jeden element – czołówka. Sekwencja otwierająca, która po pierwsze ma odróżnić produkcję od setek innych, a po drugie na zawsze ma zapaść w pamięć widza, żeby ten rozpoznawał swój ulubiony tasiemiec już po pierwszych taktach tytułowej piosenki. Na przestrzeni lat powstały setki takich wstępów i dziś prezentujemy Redakcyjną Topkę naszych ulubionych serialowych czołówek.

Alexandretta

Star Trek

Space: the final frontier. These are the voyages of the starship Enterprise. Its five year mission: to explore strange new worlds; to seek out new life and new civilizations; to boldly go where no one has gone before.

Zdanie: „Śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek” to motto całej serii, a przy tym absolutny klasyk, zapowiadający kosmiczne przygody, eksplorację nieznanych zakamarków i odkrywanie nowych zjawisk, planet i ras. Ten fragment zawsze rozbudza wyobraźnię, jednocześnie powodując ukłucie nostalgii, gdy przypomnę sobie oryginalną serię, od której zaczynałam swoją przygodę z tą franczyzą. Na potrzeby tego zestawienia wybrałam sekwencję z bardzo udanego „Strange New Worlds”, bo oglądanie tej z lat ’60 już dość mocno kłuje dziś w oczy.

Futurama

Tu czołówkę cenię najbardziej za dwie rzeczy – bardzo charakterystyczny motyw muzyczny oraz pojawiający się na początku krótki tekst, za każdym razem inny, raz zabawny, raz ironiczny, często nawiązujący do bieżącego lub innych odcinków. Te teksty idealnie wpisują się w konwencję całego serialu i stały się jego nieodłączną częścią. Kilka przykładów:
„Not a substitute for human interaction”
„You can’t prove it won’t happen!”
„Not the one with the dead dog”
„Featuring a new invisible character who doesn’t speak”

Arcane

Sam serial jest wykonany po mistrzowsku, a i czołówka niczym tu nie odstaje. Seria figur, przedstawiających postaci, do tego zabawa światłem i perspektywą, a w tle „Enemy” od Imagine Dragons to coś, od czego naprawdę ciężko odwrócić wzrok.

kuba

Roswell

Czołówka niby najzwyklejsza w świecie: ot na ekranie pojawiają się poszczególne postacie, mamy podpisy, kto kogo gra. Ale dopiero idealnie dobrana piosenka wieńczy dzieło: Dido z utworem „Here with Me”. Ta czołówka wprowadza w niesamowity klimat  i naprawdę zapada w pamięć. Z samego serialu nie pamiętam już za wiele, ale utwór zostanie ze mną i zawsze będę go wspominał jako ten z „Roswell”.

Continental: W świecie Johna Wicka (The Continental: From the World of John Wick)

Świeżynka. O samym serialu nie mam zbyt dobrego zdania, co opisałem w recenzji. Jednak sama czołówka jest bardziej „bondowska” niż większość Bondów. Idealny miks muzyk klimatycznych obrazków – świetnie się to ogląda i świetne słucha. Co prawda całość średnio pasuje do tego serialu, ale sama stylistyka i wykonanie naprawdę mocno przypadło mi do gustu. Nie pamiętam serialu z ostatnich 3-4 lat, który tak zachwyciłby mnie swoim otwarciem. Zazwyczaj są to przekombinowane obrazki, ludzie chcą naśladować stare sprawdzone sposoby (jak choćby kopiowanie Gry o Tron, które w sposób karykaturalny robi Korona Królów). Tutaj twórcy poszli w oryginalność, w teatr kolorów i cieni, z dodatkiem krwi. Kapitalny opening mocno średniego serialu.

Black Sails

Muzyka plus czarno-biały sztafaż – kupuję to w całości. Pomijam fakt, że cały serial to złoto, ale ta czołówka zwyczajnie jest przepiękna i pełna cudownych szczególików, jak choćby czarny szkielet tulący się do „białogłowy”. Muzyka buduje napięcie, podbija je i nadaje całej historii epicką nutę. Moim ulubionym fragmentem jest ten wytrysk czarnej krwi.

SithFrog

Ile ludzi tyle zdań, ale tutaj muszę koniecznie napisać mini-wstęp. Jestem zachwycony wyborem czołówek. Swoje, wiadomo, uwielbiam, ale praktycznie pod każdym wpisem tutaj mojej koleżanki i kolegów mógłbym się podpisać każdym z odnóży. Fantastyczna lista, a Crowleya nie pierwszy raz podejrzewam o to, że mamy wspólnego przodka, bo SWAT Kats było pierwszym tytułem jaki przyszedł mi do głowy. Byłem pewien, że niewiele osób oglądało, a już na pewno prawie nikt nie pamięta. Cudo!

True Detective

Mało jest czołówek tak bardzo oddających klimat, którym ocieka serial. Seks, okultyzm, mrok, wiara, fanatyzm, narkotyki, fantasmagorie, dwóch niezbyt sympatycznych detektywów, krew, dym, błoto, a wszystko wśród cuchnących bagien Luizjany. Doskonała i jednocześnie oszczędna oprawa graficzna sekwencji otwierającej, idealnie uzupełniona utworem „Far From Any Road” grupy The Handsome Family, to coś, co zostaje z człowiekiem jeszcze długo po obejrzeniu. Tak odcinka jak i całego sezonu. Żadne inne serialowe intro nie wprowadza w nastrój produkcji tak dobrze jak to do pierwszego sezonu „True Detective”.

Co ciekawe, w drugim sezonie jest prawie tak samo dobrze, ale jakość serialu tak mizerna, że można zobaczyć intro na youtube, bo nie warto się męczyć i oglądać reszty. Druga seria była tak słaba, że nigdy nie obejrzałem kolejnych…

Peacemaker

Najlepsza czołówka serialowa z kategorii „chociaż widzisz po raz n-ty, nie pominiesz” i nawet nie zapraszam do dyskusji. Fantastyczny serial, który muszę w końcu opisać w recenzji, zaczyna się zabawnym i hipnotyzującym układem choreograficznym, gdzie niemal wszyscy bohaterowie dostają swoje kilka sekund na zaprezentowanie się. Energetyczne i skoczne „Do Ya Wanna Taste It” ekipy Wig Wam pasuje tu idealnie, bo jest tempo, jest groteska, jest wreszcie John Cena tańczący z giwerą jak jakiś członek boys bandu. Oglądam to na potrzeby poniższego tekstu i znów mam ochotę włączyć Max i odpalić serial. Czołówka, która ma na sobie pieczęć Jamesa Gunna od pierwszej do ostatniej sekundy.

Słoneczny patrol (Baywatch)

Tu du du du dum! Tu du du du dum! Słyszysz te bębny i już wiesz. Tyle wystarczy. Tak jak nie da się beznamiętnie przeczytać na głos sloganu „Dłuższe życie każdej pralki to Calgon!”, tak nie da się uciec od ekspresowego skojarzenia owych bębnów z wszystkim, co znamy z serialu. Seksowne ratowniczki, przystojni ratownicy, plaża, charakterystyczne czerwone stroje i bojki ratownicze, szybkie łodzie i mnóstwo półnagich ciał opalających się na plażach Kalifornii. Pośród nich dzielny i męski Micz Bjukanen z lekko zarośniętym torsem ratujący nieodpowiedzialnych plażowiczów, a w wolnych chwilach rozwiązujący zagadki jak rasowy detektyw. Serial zdobył nieprawdopodobne uznanie na całym świecie, w Polsce ma status niemal kultowego.

Czołówka jest godną wizytówką i skupia jak w soczewce wszystko, czego możecie oczekiwać, oglądając „Słoneczny patrol”. Przy okazji łyżka dziegciu: nigdy nie wybaczę twórcom wyeliminowania fabułą a’la „Szczęki” Jill Riley (granej przez Shawn Weatherly) z serialu. Była wielką ekranową miłością mojego wczesno-nastoletniego ja (2x ładniejsza od Eriki Eleniak :P) i chodziłem struty tygodniami po tym, jak wyemitowano odcinek, w którym dokonała żywota.

Crowley

SWAT Kats

Dorośli mieli „Airwolfa” i „Knight Ridera”, dzieci miały „SWAT Kats”. Wszystkie produkcje opowiadały o bohaterach walczących ze złoczyńcami z pomocą jakiegoś wypasionego, supernowoczesnego sprzętu. Wszystkie też miały rewelacyjne intro, a SWAT Kats po prostu ocieka wspaniałością lat dziewięćdziesiątych, kiedy wszystko było możliwe, wszystko było kolorowe i na bogato. Jak przystało na kreskówkę dla prawdziwych chłopaków, co się pokrzywom nie kłaniają, w tle przygrywa kapitalna metalowa melodia. Jest też niesamowity, przypominający F-14 odrzutowiec Turbokat, taki sam obowiązkowo trzeba było zbudować z klocków Lego. No i wreszcie naprawdę znakomite animacje, które sprawiały, że była to jedna z ładniejszych kreskówek swoich czasów.

Brygada specjalna (Police Squad!)

Czołówkę Nagiej Broni powinni kojarzyć wszyscy. Policyjny kogut jadący przez najbardziej idiotyczne miejsca, jakie tylko można sobie wyobrazić, to jeden z popisowych numerów braci Zuckerów. Nie wszyscy jednak pamiętają, że wcześniej porucznika Franka Drebina mogliśmy podziwiać w serialu „Police Squad!” i to z niego wziął się pomysł na sekwencję z kogutem. Brygada specjalna została niestety skasowana już po 6 odcinkach, ale każdy z nich otwierała nieco zmodyfikowana wersja intra. Czego tam nie ma… Są strzelaniny, płonący człowiek, Rex Hamilton w roli Abrahama Lincolna strzelającego do swojego zamachowca (nie pojawia się nigdzie poza wstępem). W każdym odcinku jest też gość specjalny, który niestety ginie w czasie napisów początkowych, więc tak jak Lincolna, nigdy go już nie zobaczymy (jednym z gości był William Shatner, czyli kapitan Kirk ze „Star Treka”). A na sam koniec lektor zawsze podaje inny tytuł odcinka, niż ten wyświetlany na ekranie. Cudownie absurdalna i przekomiczna rzecz. Podobnie jak sam serial.

Magazyn Morze

Jak zwykle trochę oszukuję, bo to intro do programu telewizyjnego, nie serialu, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Zresztą technicznie to sekwencja otwierająca magazyn Morze jest żywcem przekopiowana z australijskiego filmu pod tytułem „The Pirate Movie” (jest do obejrzenia na Youtube, straszny gniot), więc sprawa jest dość skomplikowana. Nie jestem pewien, czy autorzy oryginału wiedzieli o tym, że fragment ich dzieła co tydzień rozbrzmiewa w niemal każdym polskim domu. Nie ważne! Genialna piosenka i walka okrętów zawsze będą mi się kojarzyć z niedzielnym schabowym jedzonym w rodzinnym gronie. Nigdy nie obejrzałem nawet pół odcinka magazynu Morze, bo wydawał mi się jakimś nudziarstwem. Nie znam się na żeglarstwie, nie pływam łodziami, ale na pierwsze dźwięki tej piosenki mam ochotę założyć piracką czapkę i dokonać abordażu.

Razorblade

W ogóle za to, że można wybrać tylko 3 seriale i ich czołówki, to ktoś powinien tutaj wisieć. A jeszcze zdecyduj, które lepsze! Więc w moim przypadku wjechała trochę nostalgia. I wspomniany przez Crowley’a „Airwolf” nawet się nie załapał, a powinien!

Drużyna A (The A Team)

Co tu dużo mówić? Nostalgia level master. Pamiętam ten serial z dzieciństwa. Idealne wprowadzenie w historię oddziału „skazanego za niewinność”, a następnie wjeżdżająca TA muzyka Mike’a Posta oraz Pete’a Carpentera, połączona z wystrzałem z działa. Do tego w fajny sposób przedstawienie wszystkich członków „Drużyny A”. No czego chcieć więcej? Chyba tylko zabrakło w czołówce kultowego vana GMC Vandura. „Drużyna A” budzi wiele wspomnień z dzieciństwa. Niezapomnianą rolę stworzyli George Pepparda jak Hanibal Smith czy obwieszony złotem Mr. T jako B.A. Baracus. Rozwałka, przewracane samochody, wieczne wyciąganie Murdock’a z zakładu psychiatrycznego i… 0 widocznej krwi i trupów. Takich seriali już się nie robi!

Sherlock

Zdecydowanie nowsza pozycja – adaptacja historii Sherlocka Holmes’a i przeniesienie jej do XXI w. Muszę przyznać, że serial sam w sobie zrobił na mnie świetne wrażenie. Genialna rola tytułowa zagrana przez Benedicta Cumberbatcha, wspieranego przez Bilb… ekhm, Martina Freemana jako dr. Watsona. I ta czołówka – co prawda każdy sezon miał ją minimalnie zmienioną, ale ja skupiam się w niej przede wszystkim na fantastycznej muzyce oraz Londynie przedstawionym w formie makiety. I co ciekawe – odkryłem „Sherlocka” już po zakończeniu serialu i niczego nie żałuję – dzięki temu mogłem zanurzyć się i pochłonąć od razu całą historię.

Gra o tron (Game of Thrones)

W tym przypadku pewnie narażę się paru osobom, ale… generalnie to ja za serialem „Game of Thrones” nie przepadam. Oglądałem chyba 3 sezony i dałem sobie spokój. Co do książek to również mówiąc wprost: „Taniec ze Smokami” zmęczył mnie na tyle, że na dalsze części nie czekam (i tak pewnie bym się nie doczekał). Jednak intro do serialu na pewno w mojej klasyfikacji jest w topce. Na tyle wysoko, że postanowiłem wciągnąć je na tę listę (choć serio – z głowy przychodzą mi co najmniej 3 kolejne typy „na równi”, jak wspomniany nostalgią „Airwolf”). To zbliżenie na mapę Westeros, „mechaniczne” budowanie miast i generalnie pokazywanie kluczowych lokacji okraszone idealnie dopasowaną i skomponowaną muzyką. No i nie zapominajmy, że czołówka adaptowała się do wydarzeń! Czapki z głów!

kłantalupa

Biały Lotos (The White Lotus)

Absolutnie genialna, klimatyczna i wyróżniająca się czołówka (zbyt)mało znanego serialu o perypetiach gości i pracowników hotelowych w luksusowym kurorcie. Ta z pierwszego sezonu ma nieco bardziej tropikalny motyw, zgodnie z miejscem akcji sezonu – Hawajami (którą swoją drogą również polecam), druga natomiast przenosi nas na Sycylię, stąd bardziej śródziemnomorskie, barokowe klimaty.

Narcos

Tego serialu o baronach narkotykowych i ścigających ich agentach DEA chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, ale to grzech nie wymienić go w tej kategorii. Charakterystyczna czołówka idealnie oddaje klimat serialu piosenką autorstwa Rodrigo Amarante „Tuyo”, z przewijającymi się w tle archiwalnymi zdjęciami i filmami dokumentującymi Kolumbię z lat 70. i 80.

Battlestar Gallactica

Chociaż wielkim fanem „Battlestara…” nie jestem, bo obejrzałem zaledwie pierwszy sezon i na tym poprzestałem, muszę przyznać jedno – nigdy nie przewinąłem czołówki, bo uwielbiam taką podniosłą muzykę, budującą niezwykły „kosmiczno-wojenny” klimat tego serialu.

kr4wi3c

Przeglądając sobie jakiś czas temu Twittera trafiłem na świetną nitkę. O czołówkach seriali, które grzechem byłoby pominąć. Nitka ta zainspirowała mnie do rzucenia pomysłu wśród redakcji na niniejszą topkę. Jest to bowiem jeden z tych tematów, które ciężko wyeksploatować, a zarazem fajno tak sobie wrócić myślami do dawnych lat i pogrzebać w pamięci, jakie to seriale się zapamiętało z młodzieńczych  lat. Już wcześniej przewinęło się sporo świetnych typów – absolutne top of the top, a jednak mam wrażenie, że temat został co najwyżej liźnięty, a co lepsze smaczki czekają na wygrzebanie z odmętów pamięci. Przygotowując swoją topkę chciałem polecieć klasykami, czymś, co każdy zna. Jednak dobrych openingów jest tak wiele, że ciężko się zdecydować tylko na 3.

Z Archiwum X (The X Files)

Bardzo długo się zastanawiałem, co wybrać na pierwszy strzał, ale nie mogło być po prostu inaczej. „Akta X” to mój ulubiony serial, który dopiero całkiem niedawno udało mi się nadrobić w całości. Za czasów, gdy leciał w telewizyjnej dwójce, zamiast nowych sezonów byliśmy skazani na oglądanie powtórek. Jednak kiedy przychodziła godzina emisji kolejnego odcinka, to i tak rzucałem wszystko, by zasiąść przed tv i razem z dwójką agentów FBI rozgryzać kolejną tajemniczą sprawę. Świetny serial i równie świetna czołówka, z jedną z najbardziej charakterystycznych melodii, którą bez problemu rozpoznają nie tylko fani serialu.

Nie samą klasyką człowiek żyje. Dark to jeden z najlepszych i najbardziej niesamowitych seriali ostatnich lat. Udowadnia w każdym praktycznie aspekcie, że Niemcy też potrafią robić ambitne serie. Serial świetny i równy od  początku do samego końca. Czołówka tym bardziej niesamowita, bo dopiero z czasem odkrywania zawiłości coraz bardziej pogmatwanej fabuły, zaczynamy dostrzegać jej symbolikę.

Nie lubię przepychu i taniego efekciarstwa. Najbardziej przemawia do mnie minimalizm. Dlatego pewnie ta czołówka z serialu Wikingowie jest jedną z moich ulubionych. Nieco tajemnicza, trochę mroczna, w której nastrój podkreśla świetnie dobrana muzyka. Takie właśnie klimaty lubię najbardziej .

To mi się podoba 2
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Related Articles

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button