Różne

Redakcyjna Topka: Nasze ulubione światy

Dziś prezentujemy nasze ulubione światy w czterech kategoriach: Film, Serial, Książka i Gra. Założeniem było, wybrać wykreowany (niekoniecznie wymyślony!) świat, w którym coś szczególnie nas urzekło lub zainteresowało. Może chodzić o ogólny klimat, jakiś szczególny element czy pomysł albo ogólną oryginalność. Każdy powód jest dobry. Nie ograniczamy się do dzieł wybitnych, liczą się realia i światotwórstwo.

Alexandretta

Film: Dystrykt 9 (2009)

W filmach sci-fi często spotykamy wymyślne światy. „Dystrykt 9” stawia na prostotę – oto nasza zwykła Ziemia, ale z twistem w postaci kosmicznych przybyszów zamieszkujących tytułowy Dystrykt w okolicy Johannesburga. Nie są to jednak ładne osiedla jak z prospektu od dewelopera, ale pełne slumsów i przemocy getta. Obcy, potocznie zwani przez ludzi „krewetkami”, mają fioła na punkcie kociego żarcia. Zrobią dla niego niemal wszystko, jest ono też swoistą walutą wewnątrz Dystryktu.

Wszystko to było nowatorskie i stanowiło świeże podejście do szeroko pojętego tematu obcych. Na tyle, że do dziś mi ten film siedzi w głowie. Świetny pomysł na ukazanie realiów wizyty przybyszów z kosmosu. W efekcie mamy niejako dwa światy żyjące obok siebie, niezupełnie w zgodzie. Ten film udowadnia, że nie trzeba wymyślać całych skomplikowanych uniwersów, żeby zrobić solidne sci-fi.

Serial: Avatar: Ostatni władca wiatru (Avatar: The Last Airbender – 2005-2008)

„Woda. Ziemia. Ogień. Powietrze. W dawnych czasach cztery narody żyły ze sobą w pokoju. Jednak kiedy naród ognia zaatakował, wszystko się zmieniło…”
Cały serial jest świetny, o tym nawet nie ma co dyskutować – fajna historia i zaskakująco kompleksowe postaci, biorąc pod uwagę, że to „tylko bajka dla dzieci”. Ale nie o tym jest topka. Dlaczego Avatar znalazł się na mojej liście? Ze względu na system magii w ogólności i magię ziemi w szczególności.

Kojarzycie, jak w innych uniwersach podstawową magią bojową jest najczęściej ogień, a magia ziemi sprowadza się do więzi z naturą, roślinek i druidów? To dość częsty widok. To, co urzeka mnie w magii z Avatara, to balans między poszczególnymi żywiołami. Każdy jest potężny, jeśli się wie, jak go używać. Walki magów są bardzo widowiskowe i kreatywne.

W szczególności zaś cieszy mnie ukazana tu magia ziemi. To pełnoprawna magia bojowa z ogromnym potencjałem, który rozwija i wykorzystuje jedna z towarzyszek głównego bohatera. Ja ogólnie lubię szeroko pojęte skały i kamyki (muzeum geologii, wystawy kamieni, wycieczki górskie etc.), i zawsze uwierał mnie brak ciekawego przedstawienia magii związanej z ziemią właśnie, podczas gdy taki ogień jest eksploatowany na wszystkie możliwe sposoby. Za ten właśnie element uwielbiam świat Avatara, a fakt, że to nie jest jedyna dobra rzecz w tym serialu, tylko zachęca do kolejnych rewatchy.

PS. Jak w drugim sezonie netfliksowej adaptacji zepsują mi Toph, to nie ręczę za siebie.

Książka: Przedksiężycowi (Anna Kańtoch)

Lunapolis. Miasto, które dąży do Przebudzenia poprzez samodoskonalenie się mieszkańców oraz tworzenie Wynalazków. Niektóre z nich przybliżają do sądnego dnia, i to dosłownie – następuje Skok i miasto przenosi się w czasie o kilka lat do przodu. W przeszłości zostają ci, którzy okazali się niewystarczająco doskonali pod jakimś względem. Skazani na szybkie starzenie się, głód, choroby i w rezultacie powolną śmierć. Takich odrzuconych światów jest wiele, a z każdym Skokiem przybywa kolejny. Jednocześnie populacja miasta zmniejsza się, jest coraz więcej sierot i opustoszałych dzielnic.

Nikt nie zna reguł rządzących tym morderczym przesiewem, tak samo jak nie są znane przyczyny, dla których Przedksiężycowi pozwalają na jedne technologie, a zakazują innych. Na dodatek całe miasto ma charakter artystyczny, niemalże każdy element, użytkowy jak i nieużytkowy, jest większym bądź mniejszym dziełem sztuki. Dzieci się nie rodzą, ale są zamawiane u Duszoinżynierów według jakiegoś wzorca; rodzice mogą sobie zamówić dziecko piękne, mądre, o szczególnym talencie… Starają się dobrać takie cechy, które pozwolą potomkom przetrwać jak najwięcej Skoków.

W tym właśnie mieście wyrasta Kaira, córka bogatego człowieka, która właśnie przetrwała swój pierwszy dorosły Skok. Była tym faktem nieco zdziwiona, bo uważała, że nie ma żadnych szczególnych talentów. Czując się winna, że przetrwała, podczas gdy inni zostali w tyle, zaczyna obmyślać plan, dzięki któremu mogłaby uwolnić ludzkość od kolejnych Skoków.

Świat przedstawiony w „Przedksiężycowych” jest fascynujący, nietuzinkowy i zdecydowanie jeden z najciekawszych, jakie spotkałam. To jeden z tych, do których często będzie się wracać myślami, podczas gdy o innych szybko się zapomni.

PS. 1. Ta autorka naprawdę potrafi wykreować interesujące światy. Jeśli nie znacie, to polecam zbiór opowiadań „Światy Dantego”.

PS. 2. Ciekawostka – powstaje gra, Expedition 33, w której świat ma nieco podobne założenia, z tym, że tam „wymazuje” ludzi o określonym wieku.

Gra: Horizon Zero Dawn (2017)

Sama gra do idealnych nie należy, fabularnie mogło by być nieco lepiej (szczególnie jeśli chodzi o zadania poboczne), ale jednego nie można jej odmówić – intrygującego świata. Połączenie nietechnicznej cywilizacji, zaawansowanych zwierzo-maszyn i ruiny starego świata w tle to połączenie mocno działające na wyobraźnię.  Projekty maszyn są mistrzowskie, widoki epickie. Do tego historia, której powolne odkrywanie sprawia, że całość zaczyna nabierać sensu – wszystko to ma swój niepowtarzalny i niezaprzeczalny urok. O ile postaci czy zadań raczej nie zapamiętamy na długo, o tyle sam świat jak najbardziej tak.

kuba

Film: Władcy Ognia (Reign of Fire – 2002)

Niby Ziemia, ale jednak opanowana przez smoki. Klimatyczny angielski zamek i surowy, prawie postapokaliptyczny świat. Bardzo lubię ten film, zwłaszcza jego oryginalny pomysł, gdzie świat nie został zniszczony przez wojnę atomową czy jakąś chorobę, a latające jaszczury. Dodatkowo jeszcze świetna rywalizacja dwóch samców alfa granych przez Christiana Bale’a i Matthew Mcconaughey’a. Zwłaszcza wjazd tego drugiego na czołgu robi piorunujące wrażenie, dodatkowo podbite przez jego niesamowitą posturę. Lubię wracać do tego filmu. Jeszcze raz podkreślę: świat w nim jest naprawdę super oryginalny.

Serial: Carnival Row (2019-)

Mroczny kryminał w świecie fantasy oraz Orlando Bloom jako skrywający ciemne sekrety detektyw. Ależ doskonały klimat ma ten serial (tylko pierwszy sezon!). Rasizm, uprzedzenia, rozwarstwienie społeczeństwa, rywalizacja klas, a także krew i flaki latające po ekranie. Świat przedstawiony jest bardzo ciekawy, intrygujący, ale też wiele przed widzem ukrywający. Kupił mnie tym niepowtarzalnym sposobem opowiedzenia historii, tą metaforą getta i „szaro-burością”.

Książka: Ruda Sfora (Maja Lidia Kossakowska)

Mam do tej książki ogromny sentyment. Zwłaszcza jedna scena zapadła mi w pamięć: nieprawdopodobnie dobrze napisana rozmowa matki z synem, gdzie kobieta z kamienną twarzą, bez żadnych emocji posyła swoje dziecko na pewną śmierć. No, ale miało być o świecie, a ten jest, trzeba przyznać, wykreowany doskonale. Religia Jakutów (z minimalną domieszką innych Syberyjskich wierzeń) w starciu z Rudą Sforą (nie będę wam spojlerował czym owa Ruda Sfora jest, podejrzewam, że domyślicie się po jakiś pięciu-dziesięciu stronach). Paleta bogów, bezsilnych wobec najeźdźcy, kilka świetnych rozmów, wątek miłosny oraz niewielka, ale zauważalna dawka humoru. Bardzo polecam tę książkę. Jest wzruszająca, jest mądra i przede wszystkim znakomicie przemyślana.

Gra: Heroes of Annihilated Empires (2006)

Ta gra ma tylko jedną wadę: oferuje raptem jedną kampanię fabularną. I co prawda jest to kampania wspaniała, ale mimo wszystko zostawia duży niedosyt. Fenomenalne są wstawki między misjami (a’la komiks), a przerywniki filmowe to już w ogóle dzieło sztuki. Historia jest niezwykle dobrze napisana, genialny jest też rozwój bohatera i wybór przedmiotów. Dodatkowo potężni adwersarze, całe armie wrogów, które tylko czekają, by paść od uderzenia miecza, bądź celnie wypuszczonej strzały z łuku. Są jeszcze świetnie wyglądające czary. Szkoda tylko, że nie mogliśmy podobnej kampanii dostać dla bohatera mechaników i Rasy Krio.

No dobra, znalazłem jeszcze jedną wadę. Wszędzie na mapie porozrzucane są wraki maszyn z naszego świata, F-16 czy innych latających machin rodem z XXI wieku, a na sam koniec na pole bitwy wjeżdża ogromny czołg nie pasujący kompletnie do tego świata. Ponoć twórcy chcieli, by kolejna część była umiejscowiona bliżej naszych realiów. Nic z tego nie wyszło i może to dobrze.

Warto zagrać choćby po to, by zobaczyć te świetne filmiki. Kawał historii i naprawdę dobra, wciągająca zabawa.

Crowley

Film: Piąty element (The Fifth Element – 1997)

Lubię wracać regularnie do tego filmu, żeby jeszcze raz przypomnieć sobie fantastyczny świat, żywcem przeniesiony z kart europejskiego komiksu. Toż to nic innego jak luźna adaptacja „Valeriana” i „Incala” z tymi wszystkimi latającymi taksówkami, dziwacznymi kosmitami i brudnym, ale fascynującym kosmosem. Uwielbiam ekstrawaganckie stroje, kompletnie odjechanego Gary’ego Oldmana z połówką plastikowej miski na głowie, piszczącego Chrisa Tuckera, kosmiczny wycieczkowiec i wiele wiele innych elementów. Ten świat jest dziwaczny i wszystko może się w nim wydarzyć, bo czemu miałby być nudny i sztampowy? To kosmos w XXIII wieku, tu wszystko jest możliwe. Jednocześnie uwielbiam „analogowość” „Piątego Elementu”. Chociaż zbliża się już do trzydziestki, nadal robi wrażenie i nie wydaje się być cyfrową wydmuszką. Intencją Bessona było pokazanie kolorowego i wesołego świata w kontraście do bardziej realistycznego i mrocznego, typowego dla „poważnego” science-fiction i efekt ten osiągnął. Można nie lubić samego filmu z jego nierówną i momentami sztampową fabułą, ale pod względem światotwórstwa Besson sięgnął gwiazd.

Serial: Opowieści z pętli (Tales From the Loop – 2020)

Najpierw był album z grafikami autorstwa Simona Stålenhaga, potem oryginalny system RPG (u nas znany jako „Tajemnice Pętli”, polecam), a w 2020 roku Amazon nakręcił ośmioodcinkowy serial, nawiązujący stylistyką do dzieł Stålenhaga. Ponure lata osiemdziesiąte gdzieś w stanie Ohio. Małe miasteczko, pod którym znajduje się podziemny ośrodek badawczy, tytułowa Pętla, gdzie „niemożliwe staje się możliwe”. Senna atmosfera, myślące roboty, anomalie i paradoksy czasowe. Wielka szkoda, że serial jest tak koszmarnie nudny i nie polecę go wam z czystym sumieniem. Ale jeśli zależy wam na leniwym, choć nieco niepokojącym nastroju, trochę w stylu „Stranger Things” (ale bez akcji i horroru), to możecie spróbować. Mnie sam klimat nie wystarczył, ale świat przedstawiony mnie zauroczył, na tyle, że zainteresowałem się RPGiem (w rodzimej wersji oprócz Pętli w USA i Szwecji jest też trzecia, PRLowska, niedaleko Warszawy). Ilustracje Stålenhaga przypominają nieco steampunkowe dzieła Jakuba Różalskiego, ale zamiast parowych mechów widzimy na nich tajemnicze, obco wyglądające budowle, androidy i lewitujące kombajny. Urzekające.

Książka: Top 10 (Alan Moore, Gene Ha, Zander Cannon)

Trochę naginam zasady i pod kategorię „książka” podciągam komiks. Nie byle jaki, bo autorstwa samego Alana Moore’a. Top 10 nie jest może jego najbardziej znanym (i uznanym) dziełem, ale według mnie bez wątpienia zasługuje, żeby umieścić go na tej liście. W 12 odcinkach opowiada on historię 10 posterunku policji w Neopolis – mieście zamieszkałym wyłącznie przez postacie obdarzone super mocami (albo chociaż noszącymi kolorowe wdzianka). Jak pisze sam autor w przedmowie, pojawienie się pierwszych superbohaterów w pierwszej połowie XX wieku szybko doprowadziło do prawdziwej eksplozji trykociarzy. Każdy taki osobnik powodował pojawianie się kolejnych, zarówno dobrych, jak i złych, to z kolei doprowadziło do powstania w społeczeństwie nieznanych wcześniej problemów, które rozwiązano budując Neopolis. Tam, superłotrzy żyją obok superbohaterów, kosmitów, bogów i innych wariatów, a nad wszystkim próbują zapanować superpolicjanci. I właśnie ich pracę śledzimy na kartach komiksu, niczym w jakimś serialu kryminalnym.

W Neopolis roi się od różnych dziwolągów. W mieście szaleje tajemniczy morderca prostytutek (tak, niektóre superbohaterki zarabiają i w ten sposób), można spotkać Godzillę, rzymskie bóstwa, albo Mglistego Macacza (nie pytajcie). Niezwykle szczegółowe rysunki Gene’a Ha skrywają setki popkulturowych nawiązań, a sama fabuła zręcznie zahacza o problemy naszego świata. Moore jak zwykle bawi się konwencją, kpiąc z superbohaterskiej mitologii i wyśmiewając głupoty tego gatunku, jednocześnie pokazując zaskakująco przyziemne trudy i znoje policyjnej roboty. Fantastyczna rzecz, efektowna, zachęcająca do kilkukrotnej lektury w poszukiwaniu ukrytych motywów i nawiązań, ale nawet bez tego stanowiąca po prostu świetną rozrywkę. Top 10 pokazuje, że wcale niełatwo byłoby być super.

Gra: The Neverhood (1996)

Trzy tony gliny zużyto do stworzenia świata gry „Neverhood”, który następnie trzeba było poklatkowo animować. Efektem była jedna z najbardziej oryginalnych, zakręconych i zabawnych przygodówek w historii. Plastelinowy (w zasadzie to gliniany, ale plastelina jakoś bardzie tu pasuje) świat pełen jest dziwacznych maszyn i miejsc, a bohater gry – Clayman musi rozwiązań momentami koszmarnie trudne zagadki logiczne, żeby uratować krainę Neverhood. Ciężko nie polubić tej gry za jej absurdalny humor i jedyny w swoim rodzaju design. Nie ważne, czy na ekranie widzimy krabowego potwora, koszmarnie długi korytarz (kto grał, ten wie), czy wreszcie animację łączenia dwóch części Neverhood w całość. Zawsze będzie to coś oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju. Twórcy, niezrażeni słabymi wynikami finansowymi, porwali się co prawda na kolejną grę w podobnym stylu graficznym (konsolowe „Skullmonkeys”), ale poza tym nikt nigdy nie zrobił już czegoś tak zwariowanego.

Dodatkowym smaczkiem i plusem dodatnim jest rewelacyjna oprawa muzyczna towarzysząca rozgrywce. Terry S. Taylor stworzył genialny, jazzująco-bujający soundtrack, który nadaje rozgrywce jedynego w swoim rodzaju nastroju. Każda lokacja ma inne tło dźwiękowe i choćby dlatego warto w tę grę zagrać.

Pquelim

Film: Idiokracja (Idiocracy – 2006)

Komedia z 2006 roku, która powoli staje się dziełem profetycznym. Spoilerem tego, co czeka ludzkość, jeżeli nie zatrzymamy się w kapitalistycznym pędzie ku sukcesowi mierzonemu przez popularność, merkantylizm, hołubienie ego i rozpad rzeczywistych więzi społecznych. Uwielbiam ten film za udanie skonstruowaną wizję świata, w której twórcy zakopali bardzo poważne ostrzeżenia. Niby jest to głupia komedia romantyczna oparta na schemacie znanym nam chociażby z „Seksmisji”. Oto dwoje sobie współczesnych przeciętniaków zgadza się wziąć udział w eksperymencie kriogenicznym, a w wyniku splotu gatunkowo spodziewanych okoliczności ich lodowy sen potrwał znacznie dłużej niż planowano. Główny bohater budzi się w postapokaliptycznym świecie wyjętym żywcem z teledysków dla nastolatków.

Prezydentem USA jest czarnoskóry wrestler i król porno. Ludzie zajmują się absolutnie niczym, ponieważ wszystkie prace wykonuje sztuczna inteligencja, a umiejętność wykonania zadań przewidzianych dla dzisiejszych dwulatków oznacza natychmiastowy awans w drabinie społecznej na sam szczyt najinteligentniejszych żyjących obywateli. Pola uprawne podlewane są Gatorade, a reklamy i propaganda niewidzialnego nigdzie sukcesu stanowią główne medium informacyjne (jesteśmy już całkiem blisko „dzięki” social mediom). Cała ta konstrukcja to oczywiście hiperbola, ale film – w otwierającej sekwencji – bardzo wyraźnie tłumaczy, jak doszło do tego, że świat w nim przedstawiony składa się z samych idiotów. Doceniam tę prostotę przekazu, a jednocześnie wartościowe wnioski, jakie – mimo ogólnego przeciętniactwa samego filmu – niesie ze sobą wizja przyszłości w „Idiokracji”. Prawie dwie dekady temu był to film znacznie zabawniejszy, niż dzisiaj.

Serial: Twin Peaks (1990-1991)

Oczywiście chodzi mi tu o dwa pierwsze sezony, które co jakiś czas regularnie goszczą na moim ekranie. Historia opowiedziana w tym serialu doczekała się kilku moich tekstów na FSGK (np. tutaj i tutaj), tym razem jednak chcę zwrócić uwagę na misternie budowany świat małego miasteczka z domieszką surrealistycznej grozy. Twin Peaks to ekstrakt z naukowych dokonań psychologów społecznych, które Lynch z Frostem ubrali w niezwykle przystępny klimat, znakomicie uzupełniony delikatną muzyką Angelo Baldamentiego. Pozornie całe miasteczko jest idyllą dla poszukujących odpoczynku i spokoju. Fasadowość ta jest już dzisiaj kanoniczna i do niej odwołują się twórcy kolejnych opowieści wykorzystujących podobny pryzmat narracji (można wymieniać w nieskończoność: od „The Wire” przez polskiego „Belfra” i dziesiątki innych przykładów). Twin Peaks to tak naprawdę bohater zbiorowy, składający się z mieszkańców miasteczka, ich indywidualnej specyfiki oraz wzajemnych relacji. Czego tu nie odnajdziemy? Jest niedobrane małżeństwo, jest prostackość i naiwność, jest gorycz po niepełnionych marzeniach, są imperialistyczne plany, jest pozornie słodka niewinność i nonkonformistyczny bunt. Wszystkie te historie ewoluują w trakcie opowieści, zmieniając ton i wydźwięk bohaterów, których dotyczą. A całość uzupełnia kontrastująca z tym wszystkim uprzejmość i uczciwość Agenta Coopera oraz kubek dobrej kawy. Odnajduje w tym świecie ludzkich krzywych zwierciadeł perwersyjną przyjemność za każdym razem, kiedy się w nim przeglądam.

Książka: Śródziemie

Czy trzeba uzasadniać ten wybór? Zakochałem się w Śródziemiu jeszcze jako nastolatek czytając prolog do „Hobbita”. Z biegiem lat, ten świat stał się moim bezpiecznym miejscem, ciepłym kątem przepełnionym przyjaźnią, heroizmem i poświęceniem. Sposób, w jaki Tolkien opisywał Śródziemie, stanowi dla mnie wzór literatury beletrystycznej. Stoi on w kontrze do wielu współczesnych światotwórców, których wizje przepełnione są przemocą, gwałtem, podstępem i beznadzieją. Tolkien zrobił to zupełnie inaczej: odmalował baśniowy świat z pietyzmem i elegancją właściwą mistrzowi słowa. To imaginacja, z definicji nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistością, stąd stanowi jej romantyczne zaprzeczenie. Uwielbiam się w niej zanurzać: w pochwale prostego życia hobbitów, w dostojeństwie i egocentryźmie elfów, w zagubieniu Rohanu, przebrzmiałej chwale Minas Tirith i w gorzkim żalu krasnoludów. Nawet przerażający Mordor ze swoją wypełnioną krwią historią jest w każdej mierze fascynujący, magiczny i mroczny. Śródziemie jest dla mnie ideałem baśni, która opowiada potężną i wartościową historię świata prosto z moich sennych marzeń. Nie zliczę, ile razy siadałem wieczorem w fotelu i czytałem losowy fragment powieści „Władca Pierścieni” tylko po to, żeby ponownie poczuć się częścią tego świata. Tam są moi znajomi, przyjaciele z innego uniwersum. Dobrze jest mieć ich zawsze pod ręką.

Gra: Planescape Torment (1999)

Wieloświat. Sigil, Miasto Drzwi. I Pani Bólu, enigmatyczna władczyni tego miejsca ponad wszystkim czasem. Ten wybór jest trochę oszukany, bo setting Planescape powstał na potrzeby papierowych gier fabularnych, jednak znalazł się również w jednej, jedynej w swoim rodzaju grze komputerowej. A robota, jaką przy okazji adaptacji Planescape do świata komputerów wykonało w 1999 roku studio Black Isle, po prostu wymaga wspomnienia. „Torment” to w moim przekonaniu najlepsza gra komputerowa wszech czasów. Dodać należy, że została w sposób wybitny zlokalizowana przez CD-Projekt. Jednym z jej największych atutów jest chory, pokręcony, niemożliwie surrealistyczny świat, w którym ta fenomenalna przygoda się rozgrywa.

Bohaterem gry jest Bezimienny – nieśmiertelny bohater, który budząc się na stole w miejscowej Kostnicy, rozpoczyna ostatni rozdział swojej nieskończonej wędrówki. Fabuły zdradzać nie chcę, bo jest to istny majstersztyk storytellingu i proszę ze mną nie dyskutować, bo nie ma o czym. Cała przygoda rozpoczyna się w Sigil – Mieście Drzwi, w którym przecinają się portale do wszystkich wymiarów we wszechświecie. Ten zabieg jest genialny, bo pozwala „Tormentowi” swobodnie nawiązywać do dziesiątek znanych światów fantastycznych (m. in. Forgotten Realms, Greyhawk), tworząc przy tym niepowtarzalną mozaikę osobliwości. Bohaterowi w jego wędrówce towarzyszy na przykład latająca czaszka, kwadratowy robot i pochłonięty wiecznym płomieniem czarodziej. W samym Sigil wszystkie przedmioty potencjalnie są portalami – drzwiami do innych wymiarów, toteż grając zwiedzimy również inne Plany egzystencji – od Otchłani, przez Tartar, po Plany Zewnętrzne, w których prawa fizyki i logiki funkcjonują na własnych zasadach. Wszystkiego możemy się zresztą dowiedzieć, przebijając się przez dziesiątki tysięcy stron dialogów i tekstów wyjaśniających wszelkie te mechanizmy i zależności. Oryginalność zaprezentowanego w „Tormencie” Wieloświata jest nieprawdopodobna i niepodrabialna. Opowieść w wyrazisty sposób nawiązuje do mrocznego kryminału – zagadką do rozwiązania jest nieśmiertelność i historia bezimiennego bohatera, a cała atmosfera Miasta Drzwi przepełniona jest tajemnicą, rozpaczą i cierpieniem. Żaden świat w grze komputerowej mnie tak nie pochłonął i nie zachwycił swoją konstrukcją. Cudowna Udręka.

Kr4wi3c

Film: Pitch Black

Kiedy statek kosmiczny przewożący niebezpiecznego skazańca zostaje uszkodzony i rozbija się na nieznanej planecie, rozbitkowie zaczynają walkę o przetrwanie. Szybko okaże się, że więzień na wolności nie jest ich największym zmartwieniem.

Tak niepozornie rozpoczęło się jedno z najbardziej zarąbistych uniwersów w historii kina, z charyzmatyczną rolą Vina Diesla jako Riddicka. Do tej  pory otrzymaliśmy trzy filmy kinowe (czwarty ponoć w przygotowaniu), jedną, krótką animację będącą spinoffem oraz dwie świetne gry komputerowe.

„Pitch Black” stanowi dobry przykład, jak mając do dyspozycji mały budżet, można zrobić jeden z najbardziej ikonicznych horrorów sci-fi. Nieprzyjazna planeta, grupka rozbitków, walka z czasem i zapadającą ciemnością w której czyha coś, z czym widzowie do tej pory się nie spotkali. Film, jak na lata w których powstał, miał bardzo świeże i niesamowite pomysły, ale nie ustrzegł się też kilku głupotek – jak chociażby początkowa scena z rozbiciem się statku. Owszem, widowiskowa, ale niewiele mająca wspólnego z rzeczywistością. Film utrzymany raczej w mrocznym klimacie, z lekkim wątkiem humorystycznym w postaci niewybrednych żartów Riddicka – obecnie mających status kultowych.

Serial: Peryferal

Jeden z najlepszych seriali na PrimeVideo, będący adaptacją powieści Gibsona. Niestety został skasowany po pierwszym sezonie. Kompletnie nie wiem, jak do tego doszło, ale do rzeczy.

Niedaleka przyszłość. Flynne Fisher, młoda dziewczyna mieszkająca ze starszym bratem oraz z mamą gdzieś na zadupiu w Teksasie. Za dnia pracuje w drukarni 3D, a wieczorami, próbując się oderwać od trudów codziennego życia, pogrywa sobie w symki. Coś, co stanowi bardziej rozwiniętą technologię VR, jaką znamy z naszego podwórka.

Życie całej rodziny zmienia się pewnego dnia, kiedy to brat Flynne otrzymuje tajemniczą paczkę od jeszcze bardziej tajemniczej korporacji. W przesyłce znajduje się bardzo zaawansowane urządzenie do VR, zapewniające niesamowite doznania, pozwalające dosłownie uczestniczyć w symulacji. Korzystanie z urządzenia nie jest jednak do końca bezpieczne i ma dość destrukcyjny wpływ na organizm użytkownika. W dodatku to, co było uważane za symulację, nie do końca jest symulacją.

Serial świetnie pokazuje rozwój technologii i to, gdzie może nas zaprowadzić. To chyba też jedyny taki przypadek, w którym temat gier potraktowano z należytym szacunkiem. Wielka szkoda, że być może nigdy nie ujrzymy finału tej historii. Za co należy się karny wang dla Amazona.

Książka: Modyfikowany Węgiel

Wyobraźcie sobie świat, w którym zapewnienie sobie nieśmiertelności jest tylko kwestią pieniędzy. W San Francisco na Starej Ziemi, gdzieś w dalekiej przyszłości, w której ludzkość już dawno zapomniała, czym jest wartość ludzkiego życia, stare nawyki nie przepadły. Ludzie dalej knują, spiskują, walczą o dominację. Nawet „nieśmiertelni” nie mogą czuć się bezpiecznie.

Stosowana w książkach technologia zapisywania osobowości opiera się o stosy korowe. Osobliwe „czarne skrzynki” montowane między kręgami szyjnymi, pozwalające na zapis pamięci – coś w rodzaju cyfrowego backupu wspomnień i osobowości nosiciela. Technologia, która pozwoliła na zmienianie powłok (czyli ciał) jak rękawiczek. Zwłaszcza w połączeniu z kolejną, transferem strunowym, pozwalającym na przesłanie osobowości na odległość do innego stosu korowego, znajdującego się w innej powłoce. Transfer ten był możliwy także pomiędzy planetami, co pozwoliło na szybkie podróże pomiędzy systemami.

Cykl zapadł mi w pamięć nie tylko dzięki świetnie przemyślanej i opisanej technologii. Dużą zasługę ma w tym główny bohater – Takashi Kovacs, który jest cynicznym sukinsynem, pozbawionym empatii. Do wszystkiego podchodzi ozięble, racjonalnie i z wyrachowaniem. Typowy antybohater, którym wielu z nas chciałoby być w głębi duszy. Były emisariusz – bardzo dobrze wyszkolona i genetycznie zmodyfikowana maszyna do zabijania, a obecnie najemnik, który nie cofnie się przed żadnym wyzwaniem.

Gra: MechWarrior

 

To nie tyle gra, co całe uniwersum rozwijane do dziś, w którym walki toczą klany uzbrojone w potężne maszyny bojowe, zwane potocznie mechami. Nie ma drugiej serii gier, która zrobiłaby na mnie takie wrażenie. Początkowo miałem okazję ją poznać tylko na papierze – czytając peany na jej temat w gamblerowych recenzjach i opisach. Nie dane mi było pograć, bo w tamtych latach nie dysponowałem sprzętem, który byłby w stanie gry z tego uniwersum uciągnąć w zadowalającej jakości.

Czy jednak w ślad za zapotrzebowaniem na moc obliczeniową idzie wielka grywalność? Owszem. Nie grałem tylko w pierwszego „MechWarriora” (rok 1993), który zniechęcił mnie do siebie potężną pikselozą i uproszczeniami. Natomiast „MechWarrior 2: 31st Century Combat” to już było to, co takie misie jak ja uwielbiają. Może i kokpity nie obfitowały w szczegóły, wszystko było uproszczone, ale zdecydowanie gra nadrabiała klimatem. Lądowanie na planetach. Ciepły, żeński głos naszego komputera pokładowego, informującego o stanie systemów mecha – kultywowany do ostatnich odsłon. A do tego niesamowicie klimatyczne misje nocne rozgrywane w zgliszczach miast, w których kluczymy pomiędzy budynkami namierzając i eliminując wrogie jednostki. Walcząc jednocześnie z własnym mechem, uważając, by strzelając z laserów nie przeciążyć reaktora, co skutkować będzie chwilowym, awaryjnym wyłączeniem maszyny. W momencie, kiedy walczymy z dwoma lub więcej wrogimi mechami na raz, jest to równoznaczne z wyrokiem śmierci.

Niesamowita seria dająca gigantyczną frajdę z wykańczania wrogich mechów. Warto sobie ją przypomnieć, tym bardziej, że w produkcji jest kolejna gra z serii. Nie wiem jak Wy, ale już niedługo po raz kolejny rozsiądę się wygodnie w kabinie, by usłyszeć znajome słowa swojego mecha:

SithFrog

Film: Braterstwo Wilków (Le pacte des loups – 2001)

Jest rok 1766. Genialny młody naukowiec Gregoire de Fronsac przybywa do Gevaudan, by naszkicować portret budzącej grozę Bestii. Poznaje tam przedziwny świat zblazowanej francuskiej szlachty, tajnych stowarzyszeń, spisków, morderstw i tajemnic, które czekają na odkrycie.

Gdyby ktoś mi powiedział, że da się ożenić francuską prowincję z XVIII wieku, indiańskie rytuały, zabobony, wschodnie sztuki walki i klimat kryminału z dużą domieszką noir – nie uwierzyłbym. A jednak!

Niesamowity nastrój grozy, horroru i tajemnicy niemal wylewa się z ekranu. W tej krainie prawie nie ma słońca, jest za to deszcz, mrok, błoto i krew. Nigdy nie wiadomo, co się wydarz i, nie warto nigdzie wybierać się po zmroku, zwłaszcza samemu. Wszędzie coś czyha, a przynajmniej takie ma się wrażenie.

Uwielbiam tę wersję francuskiej prowincji za kostiumy, fryzury, ówczesną etykietę, ale też za te elementy zupełnie współczesne, wyjęte niemal żywcem z filmowego Matrixa. Żałuję, że powstał tylko jeden film, obejrzałbym całą sagę, gdzie de Fronsac odwiedza różne miejsca w królestwie Ludwika XV i rozwiązuje kolejne zagadki kryminalne. Czasem tomahawkiem, a czasem siłą swojego przenikliwego umysłu. Oczywiście paradując z kołnierzem postawionym na sztorc, w charakterystycznej czapce z okresu i obowiązkowo w rzęsistym jesiennym deszczu.

Serial: Rozdzielenie (Severance – 2022, sezon 1)

Wiedziesz normalne życie, chodzisz do pracy, po pracy jakieś hobby, randki, nic nadzwyczajnego. Oprócz tego, że masz w mózgu urządzenie, które aktywuje i dezaktywuje się w korporacyjnej windzie. Sprawia, że twoje biurowe „ja” i „ja” po wyjściu z firmy to dwie różne świadomości i każda nie ma pojęcia o drugiej, poza tym, że ta druga istnieje.

Jaźń korporacyjna nie zna nikogo poza ludźmi z pracy, nie była nigdy świadoma na zewnątrz, nie zna snu, odpoczynku, nie ma hobby. Albo jest dezaktywowana, albo pracuje. Nie ma nic pomiędzy. Sama robota też wygląda podejrzanie i trochę bez sensu. Niewiele lepiej ma się świadomość „pozapracowa”. Nie ma pojęcia, czym się zajmuje zawodowo i co się z nią dzieje po wejściu do biurowej windy. Wyobrażacie sobie implikacje wynikające z tak dziwacznego i niebezpiecznego, tytułowego rozdzielenia?

W teorii wszystko wygląda jak marzenie korpoludka: nudna robota odbywająca się poza „główną” świadomością, a człowiekowi pozostaje tylko radość z czasu wolnego i wydawania kasy na przyjemności. W praktyce mamy dwóch różnych ludzi zamkniętych w jednym ciele, zamieniających się miejscami i chcących różnych rzeczy. Serial genialnie pokazuje wszystkie niedogodności i niebezpieczeństwa związane z taką wizją. Zadaje pytania o to, co definiuje nasz byt, jak się kształtuje nasza świadomość w zależności od warunków zewnętrznych i jakie mechanizmy uruchamiają się w razie kryzysu.

Do tego wnętrze biura jest przepięknie i minimalistycznie zaprojektowane, kolory chłodne, wyblakłe, jakby wyprane z emocji. Technologia niczym retro-futurystyczne wizje z Fallouta przed zagładą. Wszystko to tworzy interesujący świat, zarówno powierzchownie jak i pod kątem eksploracji ciemnych zakamarków ludzkiego umysłu. Nie mogę się doczekać drugiego sezonu, żeby zobaczyć, jak twórcy rozwiną dalej tę abstrakcyjną rzeczywistość.

Książka: Diuna

Nie będę oryginalny. Kocham na zabój Arrakis i całą jej filozoficzno-religijno-survivalową otoczkę. Od tego, jak bardzo planeta jest piękna, przez to, jak bardzo jest niebezpieczna i nieprzyjazna, aż po to, jak bardzo jest cenna w kontekście przyprawy.

Plus oczywiście Fremeni. Zaprawiony w boju o własne przetrwanie naród, który opanował technologię „zero waste” do perfekcji. Filtraki, krysnoże, dudniki, filtrnamioty czy oddzielacze wiatru. Żadna kropla wody nie może się zmarnować, żaden cień nie jest za mały, żadna okazja do pokonania najeźdźców nie powinna pozostać niewykorzystana. A przecież Arrakis to dopiero początek!

Mamy w książkach kilka ośrodków mniej lub bardziej oficjalnie sprawowanej władzy. Od Imperatora przez kobiecy zakon Bene Gesserit czy wysokie rody, aż po przemytników, kampanię KHOAM i Gildię Kosmiczną. Frakcji multum, interesów multum, wiele wzajemnie wykluczających się i stanowiących doskonałą okazję dla poddanych, aby oddać życie za swoich przywódców.

Dodajmy do tego przebogatą i ciekawą historię (Dżihad Butleriański!) i dostajemy wielowymiarowy, skomplikowany i ciekawy świat, z którego można chłonąć i chłonąć. Szkoda, że poza pierwszymi 2-3 powieściami, kolejne nie dostarczają tak dobrych historii, na jakie zasługuje to cudowne uniwersum.

Gra: Saga Mass Effect

Kolejny generyczny świat skrojony pod jedną z najlepszych space oper w grach? W żadnym wypadku. Ograłem całą trylogię („Andromedę” przeszedłem raz i niestety – to zwykłe odcinanie kuponów) ze trzy razy i na pewno to nie jest koniec. Lubię historię Sheparda, lubię fabułę, ale przede wszystkim pokochałem świat. Różnorodność ras robi duże wrażenie, nie wszystkie rozumne są humanoidalne, niektóre porozumiewają się własnym językiem, nawet jeśli da się go przełożyć na angielski. Wystarczy wspomnieć Hanarów albo Elcorów.

Do tego mamy skomplikowany system zależności, oparty o trudne doświadczenia z przeszłości, które gracz poznaje w miarę upływającego czasu. Mamy tu kosę między Salarianami i Kroganami z powodu genofagium. Mamy konflikt Turian z Gethami. Każda z tych waśni ma swoje powody, w każdej z nich nie ma czarno-białych poglądów i trudno jednoznacznie opowiedzieć się po jednej ze stron. Ba! Nawet przedstawiciele tych ras nie zawsze patrzą na te wydarzenia wyłącznie z pojedynczej perspektywy.

Jakby tego było mało – dostajemy wielowarstwową i przemyślaną historię z Cytadelą jako centralnym punktem znanego wszechświata, zagadkowymi przekaźnikami i jeszcze bardziej tajemniczymi Keeperami, dbającymi o techniczną sprawność głównej stacji kosmicznej. Nie chcę zdradzać za wiele, ale jeśli nie graliście – a warto – wątek pewnych przybyszów bywa naprawdę zaskakujący ale też dziwnie logiczny i zimny.

Mógłbym długo opisywać konkrety i swoje wspomnienia z czasu ogrywania trylogii, ale napiszę po prostu tak: kosmosów w  popkulturze jest wiele, jednak mało który tak mnie wciągnął w swój świat, tak bardzo zżył nie tyle z postaciami, co ze sobą i chyba z żadnego nie pamiętam tylu detali i faktów, co z Mass Effect. Polecam wszystkim fanom space oper, bo to grzech nie pominąć tak cudowne i bogate uniwersum.

To mi się podoba 6
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Related Articles

Komentarzy: 30

  1. Film – Jeżeli bierzemy pod uwagę głównie wykreowany świat, to najbardziej mnie zafascynował Pacific Rim. Film nie jest wybitny, ale realia świata atakowanego przez jakieś starożytne potwory mnie mocno uderzyły.

    Serial – To zależy. Jeżeli chodzi o świat z własnymi zasadami, magią itd. to raczej Supernatural.
    Jeżeli po prostu historia z naszego świata, ale lekko alternatywna – to musi być The Leftovers. Prawdopodobnie najlepszy serial w historii, pod każdym względem.

    Książka – błagam. Wiadomo że Tolkien. I zabawne jest to jak jeszcze kilka lat temu mało rozumiałem wspaniałość tego świata. Podziękowania dla Bluetigera, który mnie zachęcił by znów spróbować z Silmarillionem. A Dzieci Hurina to jest najlepsza książka w historii… Jeżeli zapomnimy o Trylogii 😉

    Gra – Nigdy nie byłem typem gracza. Ale są dwa światy do których regularnie wracam. Natężenie sentymentu i nostalgii wywala tu poza skalę. Moim wnukom będę pokazywał te gry. Mianowicie:
    – Heroes 3 z wszelkimi dodatkami i modami
    – Jagged Alliance 2 – z wszelkimi dodatkami i modami.
    Nie mogę się zdecydować którą grę i który świat kocham najbardziej. Przystawcie mi pistolet, to będę musiał wybrać śmierć 🙂

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 1
  2. Gdyby kilka lat temu mnie ktoś zapytał o najlepiej wykreowany świat w książce, bez zastanowienia odparłbym, że Diuna. Pierwszy raz się z nią spotkałem mając lat 16/17. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Nie tylko dzięki planom w planach, ale także przez niesamowitą autentyczność tego świata. Te wszystkie wielkie żniwiarki służące do wydobywania przyprawy, zgarniarki krążące gdzieś w pobliżu, gotowe na to by gdy tylko pojawi się czerw zawinąć maszynę wraz z urobkiem i ornitoptery kręcące się wokół jako eskorta. To wszystko miało sens i było niesamowite. Podobnie jak intrygi rządzące tym światem, w którym kilka rodów walczyło o dominację nad Diuną. Tylko im dalej tym było gorzej. Nie przeczytałem całej sagi. W którymś momencie poczułem znużenie tą historią, która z tomu na tom stawała się coraz mniej ciekawa, za to coraz bardziej surrealistyczna.
    Nie mniej Diuna nadal pozostawała dla mnie wzorem świata sci-fi przedstawionego w książce, do momentu kiedy nie poznałem się bliżej z prozą Simmonsa i jego cyklem Hyperion/Endymion. To jest dopiero kawał porządnej literatury sci-fi, po której przeczytaniu już mało co będzie robić wrażenie 😉

    To mi się podoba 4
    To mi się nie podoba 1
    1. Ja się zastanawiałam, ale – mimo całego mojego uwielbienia dla tej serii – świat tam to jest „tylko” bardziej lub mniej generyczne fantasy z różnymi twistami. Świat Dysku zdecydowanie stoi postaciami, i jeśli kiedyś będziemy robić topkę o nich właśnie, to zdecydowanie będzie z czego wybierać (rezerwuję Patrycjusza!).

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 1
    2. Przeczytałem 2-3 książki z początku serii, Kolor Magii i dwie kolejne. Jedno wielkie zieeeew. Podobno dalej jest fajniej, ale nie starczyło mi cierpliwości.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. Braterstwo Wilków to gotyckie cudo jeszcze opisujące nieprawdopodobne ale rzeczywiste wydarzenia do jakich doszło (ataki Bestii z Gevaudan) Francuzi umieją w takie klocki

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 1
  4. SithFrog:
    „Szkoda, że poza pierwszymi 2-3 powieściami, kolejne nie dostarczają tak dobrych historii, na jakie zasługuje to cudowne uniwersum.”

    Zgadzam się. Konkretnie: 2,5 powieści. 1 tom Diuny to arcydzieło. Połowa 3 tomu zapowiadała się bardzo dobrze, w jej perspektywie nawet podniosłem ocenę 2giego tomu – taki średniak, ale w miarę, zwłaszcza jako przejściówka między 1 i 3 tomem. Ale to co się dzieje dalej w 3 tomie…
    To nie chodzi tylko o to, że historia poszła w niesatysfakcjonującym kierunku. Do dziś nie rozumiem tego zabiegu jaki autor zrobił z czołowymi postaciami: Paul, Alia, Stilgar – po ludziach których znamy z wcześniejszej fabuły, pozostały imiona, nic więcej. Całkowicie inne postaci, inne charaktery, inne postępowanie. Stali się swoimi antytezami (odniesienie do rozkminy z 2 tomu). W dużej mierze to też dotyczy Jessici. Paul z uosobienia siły i władzy w rozchwiany, zniszczony wrak. Stil z człowieka czynu w niezdecydowanego, bojącego się dokonać wyboru. Do dziś, jak wracam do tego myślą, to zastanawiam się wtf.
    Po latach zacząłem podejrzewać, że Herbert podjumał komuś pierwszy tom i pociągnął tę historię sam. 😉 Słowa uznania za stworzenie niezwykłego świata, rozumiem spadek poziomu pisarza, ale ten spadek to pikowanie na każdej płaszczyźnie: budowanie świata, ciekawość historii, prowadzenie narracji, kreowanie postaci…

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 1
    1. To skopanie Diuny jest efektem tego, że Herbert się obraził na swoich czytelników i krytyków. Uważał, że pierwsza Diuna była niezrozumiana, bo jego intencją było ukazanie Paula w ostatecznie negatywnym świetle. A gawiedź zrobiła z niego gwiazdę o ulubieńca, więc późniejsze części poświęcił na demitologizowanie własnego mitu. Dla mnie wszystko poza pierwszym tomem to większą lub mniejsza kaszanka.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Niestety. A to w ogóle jest zabawne, bo ja nawet czytając książkę w liceum – czyli byłem niezbyt jeszcze rozgarnięty i nie czytałem za dużo między wierszami – widziałem, że Paul zmierza bardzo brzydką ścieżką i kibicowałem mu do pewnego momentu, a potem miałem trochę WTF i pytanie: czy to nie jest już moment, żeby się zatrzymać?

        To, że sporo ludzi nie zrozumiało wcale nie umniejsza książce, szkoda, że Herbert odebrał to tak osobiście.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  5. Ciekawy temat. Muszę to dobrze przemyśleć. Zastanawiam się też na ile autorzy wątku chcieli być oryginalni, a na ile to ich rzeczywiste preferencje. Ja aż tak oryginalny na pewno nie będę. 🙂

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 3
  6. Odnośnie Mechwarriora: Tam też jest świetny lore. Niby świat gdzie wielkie korpo są na tapecie, ale równie silne są klany, rodem ze Szkocji. Najbardziej uwielbiam Czwórkę – Mercenaries, gdzie odpowiednio wybierając misje można finale odrzucić żywot najmity i za darmo walczyć o honor upadającej frakcji.
    Typ gier, gdzie można spędzić godziny na wertowaniu mniej, lub bardziej oficjalnych wiki

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Mechwarrior 4 (ale wolę podstawkę) uber alles! Niedawno znowu grałem i nic się nie zestarzała jeśli chodzi o grywalność.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Dzisiaj walczyłem z czwórką pod win10. Poległem. Jak to zmusić do działania? Z dwójką nie ma żadnych problemów, trójka powyżej 800×600 nie chce poprawnie działać, za to czwórka w ogóle.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Wersja pudełkowa bez modyfikacji nie będzie działać. Trzeba poszukać w sieci wersji pod dgVoodoo i spaczowanych.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  7. Co do światów książkowych: rzecz jasna Planetos Martina, ale także uniwersum Tysiąca Światów, na czele z uroczą planetą Worlon, opuszczaną, nim zamarznie uciekając w kosmiczną pustkę, przez ostatnich kolonistów.

    Do tego dodałbym światy stworzenie przez Le Guin, i nie chodzi mi tylko o Ziemiomorze, ale też ponure planety, w tym praktycznie wyludnioną Ziemię, z jej twórczości S-F (mamy tam też m.in. planetą z myślącym lasem, czy planety, gdzie pory roku trwają dekady).

    Smutny umierający świat (podobnie jak Worlon) nakreślił Vance w „Umierającej ziemi”. Depresja skąpana w świetle gasnącej gwiazdy.

    Lubię też świat wykreowany przed Tada Williamsa w jego ponurej trylogii „Pamięć, Smutek, Cierń”. Wszystko, co powinno być w fantasy jest tam odhaczone: posępne lodowate góry na północy, prastary las, niekończące się równiny, a także bagna zamieszkałe przez przerażające stwory.

    Zakochałem się w planecie Hyperion, świecie jak z koszmaru, siedzibie Dzierzby, Króla Bólu (Dann Simons).

    Do tego chciałbym dodać Solaris Lema, tylko że zamiast myślącego lasu, mamy myślące morze. Idealne miejsce na wakacyjny wyjazd.

    Świat Pośredni w sadze Kinga Mroczna Wieża – postapokaliptyczne pustkowia zamieszkałe przez demony i mutanty, z gdzieniegdzie porzuconymi instalacjami North Central Positronics. Świat leżący w sercu setek innych światów, dosłownie rozłażący się w szwach (puchnie jak Wszechświat), w centrum którego znajduje się chyląca ku upadkowi tytułowa Wieża.

    Więcej grzechów nie pamiętam, ale intensywnie myślę…

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Cykl Hyperion/Endymion jest niesamowity. Żeby ogarnąć ten świat i to co się tam dzieje to całość trzeba ze dwa razy przeczytać. Wtedy fragmenty układanki powinny powskakiwać na swoje miejsca.
      Co do Solaris Lema to przeczytałem ale na siłę. Uważam, że pozytywne opinie są zdecydowanie przesadzone 😛

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Solaris połknąłem w dwa dni. Poza Fiaskiem i Śledztwem nic Lema mnie tak mocno nie wciągnęło. Przeczytałem sporo jego książek, ale większość, chociaż mi się podobała, nie wywołała we mnie aż takiego entuzjazmu. Ale rozumiem, że nie wszyscy ten entuzjazm mogą podzielać;)

        Hyperion stawiam o oczko wyżej niż Endymion. Pierwszy ma niesamowity, gęsty wręcz klimat. I jak dla mnie jest po prostu lepszy literacko. Endymion bardziej zaangażował mnie emocjonalnie, bardzo przejmowałem się losami bohaterów, co niezbyt często mi się zdarza, zwykle podchodzę do nich raczej na chłodno. Simonsa przeczytałem jeszcze Terror, który mimo że mi się podobał, uważam, że do końca jednak nie dowiózł oczekiwań. Na półce czeka jeszcze Abominacja i Pieśń bogini Kali.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Nie jestem bardzo oblatany w twórczości Lema. Za mną póki co Solaris, który średnio mi przypadł do gustu oraz świetny Niezwyciężony. Solaris miał ciekawy koncept, który moim zdaniem został zmarnowany, a może to po prostu na mnie nie robi wrażenia. Bardziej podszedł mi właśnie Niezwyciężony, z powoli budowanym napięciem, próbą zmierzenia się z nieznanym.
          Co do Hyperiona/Endymiona to totalnie się zgadzam.
          Terror zacząłem czytać tuż po obejrzeniu serialu, więc wiedząc czego mniej więcej mogę się spodziewać specjalnie mnie nie zaskakuje. Jednakże książka dużo bardziej niż serial oddaje relację między postaciami, pustkę lodowej pustyni, wyobcowanie i poczucie zagrożenia.
          Abominacja przede mną. Jest gdzieś na liście książek do przeczytania w ciągu najbliższego dziesięciolecia 🙂
          Z Simmonsa jeszcze czytałem Letnią noc. Świetna powieść, jak na Simmonsa lekka, nieprzekombinowana. Jest jakaś tajemnica, dzieciaki z typowych przeciętnych rodzin nie do końca akceptowane przez otoczenie i proza życia na zadupiu.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  8. Film – to oczywiście świat Obcego. Ma się rozumieć bez prequeli i AvP. No i chyba (jeszcze) świat Gwiezdnych Wojen.
    Serial – niewiele seriali oglądam, a jeszcze mniej lubię, więc tutaj zdecydowanie świat Gry o Tron i Rodu Smoka. Gdybym miał sięgnąć głębiej to może jeszcze Xena i Robin z Sherwood.
    Książka – znowu świat martinowskiego PLiO i OiK. Do tego uniwersum Wiedźmina, howardowskiego Conana i Karla Edwarda Wagnera. A gdyby sięgnąć po komiksy to jeszcze świat Thorgala i Szninkla.
    Gry – tutaj również zdecydowanie AGOT (A Game of Thrones) i Wiedźmin. Tworzenie historii alternatywnej się liczy? No to jeszcze Total War.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Myślałem o Obcym, ale jak dałem w grach Mass Effect to nie chciałem być monotematyczny. No i mam kosę, bo o ile wcześniej temat Inżynierów wydawał się tajemniczy i fascynujący, o tyle Scott popsuł go spłaszczając wątki w Prometeuszu i zamykając całość zagładą w 5 sekund w Covenancie. Na pewno jednak jest to świetne uniwersum, warte odnotowania.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  9. Film: Bright
    Oryginalny pomysł z przeniesieniem postaci fantasy do naszych czasów.
    Serial: The Boys
    Zdecydowanie bardziej do mnie trafia niż uniwersum marvela i dc.
    Książka: Świat Dysku
    Tu chyba nie trzeba za dużo pisać.
    Gra: Fallout
    Tutaj miałem problem z wyborem (mało gram) ale niech już będzie.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0
    1. U mnie The Boys było na drugim miejscu i ostatecznie wziąłem Severance jako bardziej pokręcone, ale Chłopaki też mają świetny świat. Szkoda, że tak słabo go eksplorują w serialu i drepczą w miejscu od 2 sezonów.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  10. Mass Effect to gra wydmuszka. Spoko się gra dla obserwowania relacji między postaciami, ale tak poza tym? Tak, świat nudny i zwyczajny. Gra robi za cRPG, a nim nie jest. Walka? Tragiczna. Interakcje ze światem? Prawie zero. Jedna z dziwniejszych gier…

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  11. Film:
    Władca Pierścieni – za jego magię i baśniowość. Lubię też światy starożytne przedstawione w takich filmach jak Troja i Gladiator. A także świat w filmach Mumia i Mumia Powraca.
    Serial:
    Najbardziej uwielbiam seriale gdzie można się przenieść w odległe czasy, a także fantasy.
    Świat Xeny i cała starożytność więc też Spartakus.
    Świat Gry o Tron, Rodu Smoka.
    Świat Wikingów, Last Kingdom, Piratów, ogólnie wszystko gdzie można zobaczyć walki na miecze, szable, topory i każdą inną broń.
    Lubię też świat nie tylko starożytny ale i średniowieczny przedstawiony np. w Dynastii Tudorów.
    Uwielbiam też świat nadnaturalny gdzie można zobaczyć wampiry, wilkołaki i inne stwory przedstawiony w serialach Vampire Diaries, The Originals i Teen Wolf.
    Książka:
    Najbardziej fantasy.
    Gra:
    Nie gram ogólnie w gry, tylko w jedną przeglądarkową grę sobie grywam, nazywa się Tiwar – wojna tytanów.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button