Filmy

Fantastyczne serie #2 (Harry Potter)

Słówko o świecie czarodziejów i J.K. Rowling

Druga Fantastyczna seria: Harry Potter, czyli osiem filmów, siedem lat z życia bohaterów. Fani serii dorastali razem z Harrym, Hermioną i Ronem. Połączenie young adult z odrobiną heroic fantasy, dark fantasy, a nawet high fantasy. Ach, ileż walki było o tę serię. Pokrótce przypomnę tylko, że dzieło J.K. Rowling było niemal wyklęte przez kościół. Odbywały się nawet publiczne palenia tych książek jako tworu, przy którym palce maczał sam diabeł. Nasłuchałem się, że czytanie tego jest ciężkim grzechem, a oglądanie filmów to już w ogóle wyższy poziom okultyzmu. Był taki czas, wcale nie tak dawno temu, kiedy całe trzydniowe szkolne rekolekcje były skupione na tym, by wyrwać dzieci ze szponów Harry’ego Pottera.

A potem nastał rok 2007 i wielkie wyznanie Rowling: Dumbledore był gejem, a jego ukochanym okazał się być nie kto inny jak Gellert Grindewald. Rowling stała się na chwilę pierwszą damą lewicy, twarzą antyklerykalizmu i walki o prawa homoseksualistów. W tamtym momencie mogłaby ubiegać się o dowolny urząd i ludzie wychodziliby tłumnie na ulicę, żeby ją poprzeć.

Tyle że nastała kolejna wolta. Teraz Rowling jest najbardziej znienawidzoną kobietą na świecie, homofobką pierwszej wody, której Stephen King nie chcę podać ręki. Oczywiście dla odmiany prawica zaczęła brać ją w obronę jako tą, która dzielnie walczy o tradycyjne wartości. Odbiegłem od tematu, ale uwielbiam te fikołki, jakie ludzie wykonują wokół osoby, która dała nam wspaniałego, choć niepozbawionego wad Harry’ego Pottera. Przejdźmy więc do ocenienie samej serii. Różdżki w dłoń, widzimy się na ulicy Pokątnej.

Zanim przejdziemy do omawiania kolejnych filmów oddajmy jeszcze hołd
Trójka aktorów, których już z nami nie ma. Przedwczoraj opuściła nas Maggie Smith, dołączając między innymi do Richarda Harrisa i Alana Rickamana. Oby teraz grali dalej w lepszym miejscu.

Harry Potter i Kamień Filozoficzny (2001)

Minęły już 23 lata? Kiedy to się stało? Dobra, trzeba przyznać, że ten film mocno się zestarzał. Wygląda biednie, o efektach specjalnych lepiej nie mówić. A historia? Czy się broni? I tak i nie. Otóż mamy tu wiele niedopowiedzeń, coś dzieje się za kulisami, a my dostajemy tylko strzępki informacji, jak choćby w przypadku punktacji domów, o których ktoś czasem coś napomknie, ale nie ma w tym konsekwencji. Dodatkowo pojawia się absurdalna wyprawa jedenastolatków do Zakazanego Lasu.

Mimo wszystko mam ogromny sentyment do tej części. Pierwsza scena z Dumbledorem, McGonagall i Hagridem zwyczajnie porusza mnie za każdym razem. Tu zaczyna się podróż, która zawładnęła mną bez reszty i dlatego tej części należy się niski ukłon i wysoka ocena. Za doskonały casting, za walkę z trollem i za Voldemorta siedzącego Quirellowi z tyłu głowy, za pierwszy mecz Quidditcha i oczywiście za Snape’a, który w każdej części jest doskonały.

Jest to otwarcie godne tej serii. Jak na pierwszy film twórcy dali z siebie maksa, by wytwórnia zobaczyła, że warto inwestować dalej pieniądze w ten kolosalny projekt.

Na sam koniec trzeba przyznać, że Gryffindor wygrał Puchar Domów zupełnie uczciwie i nie ma co przyglądać się tej sprawie. Nie ma znaczenia, że Albus był dość blisko związany z tym domem, w gabinecie trzymał miecz Gryffindora oraz niemal całe życie spędził w miasteczku o nazwie Dolina Godryka. Gryffindor wygrał całkowicie uczciwie.

Ocena: 8/10

Harry Potter i Komnata Tajemnic (2002)

Mam z tą częścią duży problem. Fabularnie jest nierówna, czasami nawet gorsza od Kamienia filozoficznego, a efekty specjalne i charakteryzacje wcale się nie poprawiły. Oczywiście Hogwart wciąż jest idealny, a klimat szkoły bije z każdego piksela ekranu. Tutaj nic nie zmieni się przez całą serię. Tylko że jakoś zwyczajnie ten film mi nie podpasywał. Oczywiście wszystko, co dzieje się wokół Gilderoya Lockharta, wywołuje uśmiech na twarzy. Akcja po meczu Quidditcha z ręką Harrego to szczyt komedii. Jest też Zgredek, który w tej części mnie do siebie nie przekonał. Nie lubię scen, w których wstępuje, bo są zwyczajnie przesadzone i pełne niepotrzebnego chaosu. I wreszcie Lucjusz Malfoy. To, jak ojciec Draco w przypływie gniewu prawie rzuca avada kedavra (zaklęcie uśmiercające) na dwunastolatka pośrodku szkolnego korytarza, jest obłędne.

Za mało jest Snape’a. No i ten nieszczęsny Ron ze złamaną różdżką, któremu nikt nie chce pomóc mimo ewidentnych szkód, jakie nieintencjonalnie wyrządza. Uznaję tę cześć za drugą najgorszą w serii. Nie kupuję na przykład tego bazyliszka i walki z nim. To zbyt wczesny etap na tak hardkorowego stwora-mordercę. Nie kupuję dziennika Toma Riddle’a ani podążania za pająkami i samochodu, który zyskuje nagle niemal ludzką świadomość. A na sam koniec jest jeszcze niezawodny w każdej sytuacji eliksir wielosokowy, który będzie wracać jak bumerang w dalszych odsłonach.

Ocena: 7/10

Harry Potter i więzień Azkabanu (2004)

Wreszcie mamy arcydzieło w świecie Harry’ego Pottera. Ten film jest kompletny, a wizualnie nie do pobicia.  Reżyserem jest tutaj Alfonso Cuarón, a więc człowiek z pięcioma Oscarami na koncie i niemal nieskończoną liczbą nominacji. On zwyczajnie i bezdyskusyjnie umie w artystyczne obrazy a tutaj zabawił się kolorem i emocjami widza.

Dodatkowo „trójka” ma chyba najbardziej kompletną fabułę. Od początku, od nadmuchania siostry Vernona Dursleya, poprzez Ponuraka w krzakach, podróż zaczarowanym autobusem, aż po naprawdę straszliwych dementorów i ostateczne rozstrzygnięcia. Nie ma tutaj grama nudy ani dłużyzn. A wszystko, co dzieje się po rzekomej egzekucji Hardodzioba, to już w ogóle rewelacja.

Sekwencja we wrzeszczącej chacie jest pełna napięcia i doskonale zagrana. Garry Oldman jak zwykle nie zawodzi (nie pamiętam jego słabej roli, on zawsze daje z siebie maksa). Dodatkowo to, jak ograna jest tutaj zabawa czasem, zasługuje na najwyższe uznanie. Wszystko dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach.

Nie pozostaje mi nic innego jak się tylko powtórzyć: arcydzieło. Mogę do tej części wracać i za każdym razem podoba mi się tak samo mocno. Nie powiecie, że nie czuliście się dziwnie niepewnie, kiedy szyby pociągu zaczęły zamarzać, dookoła zrobiło się ciemno, a jakaś postać zaczęła powoli zmierzać w kierunku przedziału, w którym siedział Harry? Skrupulatność, cierpliwość, tempo, plus sceny wciskające w fotel, jak choćby pocałunek dementorów nad jeziorem.

Na koniec mała dygresja. Nie wiem, jak to się stało, ale profesor Filius Flitwick w ciągu roku odmłodniał o co najmniej sto, sto pięćdziesiąt lat. Jak on to zrobił? Kolejna tajemnica Hogwartu.

Ocena: 10/10

Harry Potter i Czara Ognia (2005)

Już w poprzedniej części dostaliśmy namiastkę horroru, ale dopiero teraz nasi bohaterowie na zawsze tracą swoją dziecięcą niewinność. Znów mam problem. Bardzo lubię tę część, ale jest ona napakowana zbyt dużą liczbą wątków. Mistrzostwa Świata w Qudditchu wyglądają fantastycznie, ale dostajemy tylko odprysk, malutki fragmencik większej całości. I tak jest ze wszystkim w tym filmie. Pędzimy na łeb na szyję, bo trzeba już przejść do następnej akcji.

To nie jest zły film, ale zwyczajnie nie dało się tego zrobić tak, by jakiegoś wątku nie potraktować po macoszemu. Ostatecznie fabułę książki mocno poszatkowano. Zdaję sobie sprawę, że jestem dość dziwny, więc dla mnie najmocniejszym punktem tej części jest bal bożonarodzeniowy, przygotowania do niego oraz relacje między Złotą Trójką. Wiem, to takie nastolatkowe dramy, ale bliskie mojemu sercu wtedy i z jakimś rozrzewnieniem wspominane dzisiaj.

Narzekałem wcześniej na efekty specjalne, ale problemy w tym aspekcie odeszły bezpowrotnie. Teraz dostajemy wspaniałego smoka goniącego Pottera i rozwalającego przy okazji kawałek Hogwartu. Jest  masa efekciarstwa i wodotrysków, a scena na cmentarzu to dark fantasy najwyższej próby. Siedzi sobie dziecko przed telewizorem, ogląda wesołego Pottera, aż tu nagle Glizdogon odcina sobie dłoń i wrzuca ją do kotła. Szok i autentyczne przerażenie. Dopiero tutaj seria pokazuje nam, czym jest prawdziwe zło.

Znów dygresja. Nieco irytuje mnie wprowadzanie bohaterów w życie Harrego ot tak. Złota Trójka chodzi do tej szkoły trzeci rok i w życiu nie spotkali Cedrica? Tak samo będzie później z Luną.

Ocena: 8/10

Harry Potter i Zakon Feniksa (2007)

Najsłabsza, najnudniejsza część. Tutaj praktycznie nic się nie dzieje. Zakon gdzieś tam działa, ale my tego nie widzimy. Ministerstwo gdzieś tam rozgrywa swoje gierki, ale my tego nie widzimy. Dodatkowo Dumbledore kompletnie oszalał i uznał, że najlepszym sposobem na ochronę Harrego jest totalnie go zlewać.

W tej części z mniejszych rzeczy ujęła mnie postać Stworka. Wątek Skrzata jest ciekawy i mimo wszystko komediowy, na pewno wart zapamiętania. Jest też wspomniana wyżej Luna, jedna z moich ulubionych postaci. Jej relacja z Harrym jest taka ciepła, przyjemna, naturalna. Szkoda, że wprowadzono ją kompletnie znikąd.

Kolejny dobry wątek, który w tym filmie aż tak nie wybrzmiewa, ale w kontekście ostatecznych rozstrzygnięć jest ciekawym smaczkiem, to relacja Snape’a z Harrym. Na ile to jest prawdziwe, a na ile udawane? Wiemy, że Severus nienawidził Jamesa i miał po temu co najmniej dwa powody, dużo później dowiemy się także, że zobowiązał się chronić Harry’ego za wszelką cenę, ale tak, by chłopak się o tym nie dowiedział. Tutaj muszę wyrazić ogromne uznanie za perfekcyjne zakamuflowanie prawdziwych intencji Severusa. To, jaką cierpliwością w tak ważnym wątku wykazała się autorka, jest nie do przecenienia.

Tylko że ten film ma ogromne problemy z tempem, które momentami kompletnie siada. Co prawda Dolores Umbridge doskonale wywiązuje się ze swojej roli i staje się jedną z najbardziej znienawidzonych przez fanów postaci w tym uniwersum, ale nie do końca mnie to przekonuje. Ten wątek jest bardzo chaotyczny, zresztą jak cały film.

Zakulisowa rozgrywka między ministerstwem magii a Harrym i Albusem są pokazane w naiwny sposób. Ćwiczenia gwardii Dumbledora są nijakie, jakby pozbawione napięcia, ot taka tam uczniowska zabawa. Późniejsza misja dzieciaków w Ministerialnym Departamencie Tajemnic to za wiele, nawet jak na tę serię.

Mamy jeszcze naprawdę mało emocjonującą walkę Zakonu ze Śmierciożercami, podczas której umiera Syriusz Black. Nie jest to scena specjalnie przykuwająca uwagę: kilka rozmazanych postaci ciska w siebie małymi fajerwerkami. Ostatecznie ten film mocno ratuje finałowa walka Albusa z Tomem Riddlem. To jest prawdziwe widowisko, ale trzeba na nie czekać zwyczajnie zbyt długo.

Ocena 7/10

Harry Potter i Książę Półkrwi (2009)

Klimat bardzo mocno się zagęszcza. Jest jeszcze bardziej mrocznie i mniej przyjemnie niż wcześniej, a w powietrzu wisi odór śmierci. W takiej właśnie atmosferze wkraczamy w decydujące momenty serii. Ten film to jest totalny odlot. Jest Harry, który jest uzależniony, prawie opętany przez książkę należącą ongiś do tyłowego Księcia Półkrwi. Jest płynne szczęście i efekt placebo występujący u Ronna. Jest wreszcie wątek dwóch związków, Hermiony i Wesleya oraz Harrego i Wesleyówny. No i jeszcze klub Ślimaka. Jak mi się miło na sercu zrobiło, kiedy Potter zaprosił na imprezę Lunę!

Ta część to naprawdę miła odmiana po powolnym Zakonie Feniksa. Scena z opętaną uczennicą robi piorunujące wrażenie, tak samo jak ratowanie otrutego Rona. Natomiast scena pojedynku w łazience pokazuje, że rywalizacja Potter versus Malfoy wchodzi w ostateczne stadium.

I tylko ta końcówka całkowicie nie pasuje. Jakby była dopisana do całej historii naprędce i tak samo przeniesiona na ekran. Sceny w jaskini są mocne, ale nie są odpowiednio podbudowane. To taki królik wyciągnięty z kapelusza. Dodatkowo tutaj znów zaczynają kuleć technikalia: jaskinia jest zbyt kartonowa, a sceny są zwyczajnie zbyt ciemne. Po raz pierwszy od dawna w tej serii na widok efektów specjalnych zwyczajnie bolą oczy. I choć na szczęście nie trwa to zbyt długo, to jednak stanowi dość poważną wadę.

Tę część przez większość czasu naprawdę ogląda się z przyjemnością. Dodatkowo dla fanów, którzy nie przeczytali wcześniej książek, ujawnienie się prawdziwego Księcia Półkrwi jest ogromny zaskoczeniem. Zresztą takim samym jak wcześniejsza śmierć Albusa z ręki Snape’a.

Ocena: 9/10

Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.1 (2010)

Wiem, że idę pod prąd, ale podzielenie ostatniego filmu na dwie części uważam za jak najbardziej dobrą decyzję. Twórcy filmu mieli czas, żeby spokojnie przygotować sobie grunt pod ostateczne rozstrzygnięcia. Ktoś z kolei powie, że przedostatnia część to nudy. Mogę się zgodzić, ale tylko po części. Zobaczcie: płomienna przemowa nowego Ministra Magii, potem potężna scena przetransportowania Harrego do Nory. Jest wizyta wcześniej wspomnianego ministra u Złotej Trójki, jest ucieczka z wesela i walka w kawiarni. Po prostu nie ma kiedy się wynudzić.

Wizyta w ministerstwie jest odrobinę koślawa. Z kolei eliksir wielosokowy jest receptą na wszystko, ale nie ma się też co pastwić nad tym wątkiem. Później tempo spada, ale fabuła skupia się na tym, jakim potwornym przedmiotem jest horkruks. Jak nawet w najbardziej zgraną paczkę jest w stanie wbić potężny klin.

Zazdrosnemu Ronowi wreszcie ulewa się z powodu życia wiecznie w cieniu Harrego i Hermiony. Jej emocje w tej części są niemal cały czas na wierzchu i uważam, że ta część to popis Emmy Watson. W każdym z wcześniejszych filmów jest świetna, ale tutaj wchodzi na sam szczyt i gra fantastycznie. Hermiona odwala 90% roboty, na jej barkach spoczywa ciężar osłonienia obozu i deportowania się z miejsca zagrożenia.

Umówmy się na jeszcze jedną rzecz: scena tańca Harrego i Hermiony nie powinna była się wydarzyć, jest fatalna pod wieloma względami. Koniec kropka. Za to sentymentalny powrót do Doliny Godryka jest nieprawdopodobnie klimatyczny i nawet umiarkowanie dobra walka z Nagini jakoś tam się broni. Zniszczenie horkurksa jest wizualnym majstersztykiem, podobnie jak późniejsza opowieść o tytułowych Insygniach Śmierci.

Za to zupełnie nie przemawiają do mnie sceny w dworze Malfoyów. Zwyczajnie czegoś tutaj brakuje – energii, tempa, odrobiny charyzmy u antagonistów. Nawet śmierć Zgredka jakoś mnie nie ruszyła. Miał to być moment podniosły, idealny na pozostawienie widza z dziurą w sercu, ale skoro nie polubiłem Zgredka w drugiej części, to jakoś specjalnie nie opłakiwałem jego odejścia w siódmej.

Ocena: 8/10

Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.2 (2011)

Grande Finale. Zwieńczenie dziesięcioletniej przygody (siedmioletniej dla bohaterów filmu). Nie jest do film doskonały, jest dobry, ale ma tak wybitne momenty, które zdecydowanie podnoszą ocenę. Jednak po kolei. Bank Gringotta wygląda, jakby żywcem wyjęto go z pierwszej części (i to wcale nie jest komplement). Dodatkowo jeszcze bardzo dziwi mnie scena, kiedy Hermiona nie chce podać różdżki do weryfikacji, chociaż jest w jej posiadaniu. I jeszcze ta łatwość z jaką bohaterowie trafili do odpowiedniej skrytki, chociaż wszyscy w banku już w tej chwili wiedzieli, że to złodzieje.

W ogóle bank Gringotta to najbezpieczniejsze miejsce dla twoich skarbów, skoro tak łatwo się tam włamać? Spiżobrzuch ukraiński wygląda rewelacyjnie, a zemsta Voldemorta na goblinach to już w ogóle szczyt mroku. Czy spodziewaliście się kiedykolwiek zobaczyć w tej serii scenę, w której ktoś będzie bosymi stopami stąpał po zalanej lepką krwią posadzce? Mocne jak na film dla młodzieży.

Wreszcie zaczyna się bitwa o Hogwart. Przemowy Voldemorta do dzieci są przerażające. Tutaj trzeba wskazać skalę tej bitwy i to, jak szkoła wygląda po kolejnych atakach. Scenografowie dowożą, charakteryzatorzy również, spece od efektów nie popełniają błędów. Każdy, kto pracował przy tym filmie, dał z siebie wszystko. Nie ma już technicznych potknięć, za to odrobinę brakuje fabuły. Jakby ktoś chciał analizować finał scena po scenie, to jest tu sporo dziwnych decyzji, ale widz może ich nie dostrzegać, zaślepiony bólem, który towarzyszy mu, kiedy widzi, jak miejsce, które zdążył pokochać, obraca się w absolutną ruinę. Ładunek emocjonalny w tej części jest przytłaczający.

A potem następuje plot twist, którego nie dało się przewidzieć, bo był tak dobrze ukryty, tak zamaskowany, a jednocześnie tak kapitalnie wymyślony. Severus Snape otwiera swoje serce i zdradza wszystkie swoje sekrety. Sekwencja krótka, ale wyładowana treścią po brzegi. Najwybitniejsza, najlepiej zagrana scena w całej serii, której dramaturgię dodatkowo podbija świetna muzyka. Dla niej warto było to wszystko oglądać.

I tak powoli docieramy do końca. Do miejsca, w którym pojawia się kamień wskrzeszeń (właściwie nie wiem po co), a Harry, choć sam tego nie wie, na chwilę staje się posiadaczem wszystkich trzech Insygniów Śmierci (z filmu nie wynika, czy ma to jakieś znaczenie i co właściwie oznacza stanie się Panem Śmierci). Wiemy natomiast, że na potrzeby pociągnięcia fabuły dalej dostajemy scenę, która nieco obraża inteligencję widza: Narcyza Malfoy idzie sprawdzić, czy Harry naprawdę zginął (oczywiście nikt tego potem nie weryfikuje, a przecież nie jest to takie trudne). To jest wcale nie taki mały koszmarek, ale widzowie przymykali oko na dziury fabularne i tak muszą też uczynić w tej chwili.

Nie przedłużając, scena po dziewiętnastu latach na peronie dziewięć i trzy czwarte absolutnie mnie nie kupiła. Jest moim zdaniem mało potrzebna i odrobinę zabija emocje, które w widzu powinien wywołać finał.

I tak kończy się przygoda w świecie Harryego Pottera.

Ocena: 9/10

Słowo podsumowania

Na sam koniec chcę jeszcze napisać dwie rzeczy. Po pierwsze z niecierpliwością czekam na serial od Maxa osadzony w tym świecie. To może być naprawdę wielka rzecz, jeśli tylko uda się ponownie trafić z castingiem i jeśli J.K. Rowling będzie żywo zaangażowana w ten projekt. Każdy sezon ma odpowiadać jednemu tomowi powieści, powinniśmy więc otrzymać rzeczy, które w filmach się nie znalazły. Oby tylko nie próbowano naprawiać tego uniwersum, wszak błędy i głupotki są jego częścią i żeby nie przesadzono z CGI. Mam spore nadzieje i póki co dość mało obaw, ale zobaczymy, jak to będzie finalnie wyglądało.

I już naprawdę na sam koniec. Długo zastanawiałem się, czy dołożyć do tego tekstu omówienie serii Fantastyczne Zwierzęta, ale te filmy są tak bardzo złe, tak bardzo niepasujące do tego świata, tak bardzo nie mają na siebie pomysłu, że zwyczajnie szkoda o nich pisać. Zwłaszcza że w tytułach nie ma żadnego nawiązania do Harry’ego Pottera, więc spokojnie możemy je uznać za serię zupełnie osobną. Taką, która zwyczajnie nie jest godna, by w rozmowie o Harrym Potterze się znaleźć.

Seria Harry Potter
  • Harry Potter i Kamień filozoficzny (2001) - 8/10
    8/10
  • Harry Potter i Komnata Tajemnic (2002) - 7/10
    7/10
  • Harry Potter i Więzień Azkabanu (2004) - 10/10
    10/10
  • Harry Potter i Czara Ognia (2005) - 8/10
    8/10
  • Harry Potter i Zakon Feniksa (2007) - 7/10
    7/10
  • Harry Potter i Książę Półkrwi (2009) - 9/10
    9/10
  • Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.1 (2010) - 8/10
    8/10
  • Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.2 (2011) - 9/10
    9/10
To mi się podoba 4
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 3

  1. Problem z serią o Harrym jest taki że filmy są zdecydowanie za krótkie w stosunku do materiału książkowego chociaż Więzień Azkabanu faktycznie daje radę. Do tego głupotki, mniejsze lub większe i moim zdaniem najgorzej jest z Insygniami. Tarcza jaką Lily nieświadomie stworzyła dla Harrego, do tego to przechodzenie różdżki z jednego właściciela na drugiego. Przez większość fabuły miałam wrażenie, że czytam/oglądam jakieś fanfiction.
    No i dzieci walczące przez całą serię z mocami, którym dorośli, doświadczeni czarodzieje nie potrafią stawić czoła. Kiedy byłam młodsza robiło to na mnie wrażenie jednak teraz jest to dla mnie wręcz niedorzeczne.
    I nie rozumiem za co wszyscy tak uwielbiają Snape’a 😜 Chłop przez 7 tomów wyżywa się na Harrym i reszcie dzieciaków (oczywiście bezceremonialnie faworyzując Ślizgonów), poniża członków Zakonu a na koniec okazuje się, że jest tajnym agentem Dumbledora, wielkim bohaterem? Meh… może jestem jakaś dziwna ale ja tego nie kupuję 😜
    Wiem, że narzekam ale serial na pewno obejrzę, jednak chyba tylko dlatego, że poznałam się z tą serią kiedy byłam dzieckiem i jestem po prostu ciekawa jak przedstawią wątki, których nie ma w filmie.
    Ciężko mi ocenić te filmy w jakiejś skali ale klasyfikując je od najlepszego do najgorszego (pod względem fabularnym) wyglądałoby to tak:
    1. Więzień Azkabanu
    2. Czara ognia
    3. Książę półkrwi
    4. Kamień filozoficzny
    5. Komnata tajemnic
    6. Insygnia Śmierci
    7. Zakon Feniksa

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Bo od pewnego momentu książki to było fanfiction.
      Siedziałem jako dzieciak na tych forach i te wszystkie brednie z opowiadań Rowling dała do ostatnich części.
      Też nie kupiłem zmiany u Snape’a.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Moje ulubione książki to 3 i 5. I 3 film faktycznie był niemal idealny. 5 niestety w drugą stronę.
    I filmy od 4 były mniejszym lub większym rozczarowaniem. Dzisiaj może to nie wydaje się takie złe, ale wtedy te pierwsze przypadki psucia worldbuildingu raziły strasznie.
    6 część była już lepsza. A insygnia nawet lepsze niż książka. Bo dla mnie ostatnia książka to zbiór fanfików napisany przez jakieś średnio uzdolnione dzieci.

    Dla dzieci to jest świat idealny. Im człowiek starszy to więcej głupot wychodzi na jaw.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button