W większości opowieści zwykle mamy jednego bądź kilku głównych bohaterów, odpowiednio więcej postaci drugoplanowych i resztę która występuje epizodycznie bądź robi za tło. „Pieśń lodu i ognia” przemnaża te standardy w stylu typowym dla Martina. Na planszy mającej tysiące mil zarówno w pionie jak i w poziomie przewijają się ich dziesiątki, jeśli nie setki. Niniejszy tekst będzie próbą uporządkowania tego, czego imię jest Legion, w eleganckie kohorty tudzież inne centurie. Jak każda klasyfikacja jest ona obarczona koniecznymi uproszczeniami i z góry przyjętymi założeniami, tak by wpasować się z przyjętą wcześniej tezą. W rzeczywistości jest zaproszeniem do dyskusji na temat Waszej klasyfikacji poszczególnych bohaterów jak i tego czy takie rozważania w ogóle mają sens.
Na wstępie chciałbym przedstawić ogólne kryteria, którymi się kierowałem. Przede wszystkim dzielę postaci na te, z których perspektywy oglądamy wydarzenia (pierwsze cztery kategorie) oraz całą resztę, która w tej perspektywie występuje. W drugiej kolejności szukam cech wspólnych poszczególnych bohaterów, ale nie (a przynajmniej nie przede wszystkim) w kontekście świata przedstawionego, a roli, które pełnią dla czytelników. Przyjęcie takiej perspektywy rzecz jasna uwypukla pewne atrybuty, które moim zdaniem je łączą, kosztem takich, które przyjmując inne założenia, czynią je kompletnie do siebie nie pasującymi. W końcu: jest to moja subiektywna ocena, wskazująca czego sam szukam w opowieściach, co zwraca moją uwagę i co jest dla mnie ważne. Stąd niektóre podziały dla wielu Czytelników mogą wydawać się niezrozumiałe bądź wydumane. Licentia poetica.
1. Pięciu Wspaniałych
Tu akurat zero twórczego wkładu. Bazuję na danych, które można znaleźć w tekstach na FSGK. Za Lai: „Pięciu głównych protagonistów przetrwa przez wszystkie trzy tomy, aczkolwiek dzieci staną się dorosłymi, zmieniając świat i siebie samych. W pewnym sensie moja trylogia jest niemal sagą pokolenia, opowiadającą historię życia tych pięciu postaci, trzech mężczyzn i dwóch kobiet. Kluczowymi graczami są: Tyrion Lannister, Daenerys Targaryen i trójka dzieci z Winterfell, Arya, Bran i bękart Jon Snow. Wszyscy z nich zostali wprowadzeni w rozdziałach, które trzymasz”. O archetypach bohaterów na łamach FSGK pisał Dael, zatem do tych tekstów odsyłam. Tutaj pragnę tylko wskazać, że przy tworzeniu mojej klasyfikacji trzymałem się tego, co powiedział Martin: ta piątka jest głównymi bohaterami powieści. Tylko oni mieli dotrwać do ostatniego tomu (wtedy trylogii, ale wydaje się uzasadnionym pogląd, że także sagi). Zatem wszystkie inne postaci, łącznie z Sansą, Catelyn, Nedem czy złotowłosymi bliźniakami nie należą do tej kategorii. Pięciu bohaterów prezentujących pięć zupełnie innych postaw, ale którzy każde z osobna zaczynają tę drogę jako jednoznacznie pozytywni i w swoim mniemaniu takimi pozostają.
2. Ci, których losy nas interesują
Wbrew pozorom nie jest ich tak wielu. Ale czyja historia nas zajmuje? W moim mniemaniu tych, którzy ewoluują bądź się degenerują. Tych w ruchu, którzy w trakcie powieści przemierzają drogę, zarówno ku zbawieniu, jak potępieniu. Piątka wspaniałych również ją przemierza, to jest oczywiste, ale oni są przez autora wyodrębnieni, znajdują się w centrum powieści. U Martina możemy śledzić tę drogę również u tych, którzy przez pewien czas byli drugoplanowi, zniknęli z kart powieści na dłuższy czas, lub ich los został przerwany w jej trakcie. O kim mówię? To Sansa, znajdująca się na pograniczu, praktycznie główna bohaterka, ale jeśli spotka ją coś złego, powieść będzie toczyć się dalej. Oglądamy jej przemianę, kibicujemy by ograła Paluszka i doprowadziła go do ostatecznego upadku. To poczciwy i lubiany przez wszystkich Sam, stereotypowy pierdoła, który w czasie próby zawsze zdaje egzamin i pokonuje drogę od zera do bohatera, ale w tym zdrowym, nie disneyowskim stylu. Oferma nie stanie się nagle wyrzynającym wszystkich superbohaterem, lecz pokaże, że za odwagą stoją nie tylko mięśnie, lecz także umysł i przyzwoitość. To fenomenalnie nakreślony Jaime, którego kalectwo nie tyle przemienia, co raczej uwypukla cechy, których ten nieznający strachu zabijaka sam przez długi czas nie dostrzegał. To równie fantastycznie przedstawiona Cersei, osuwająca się w alkoholizm i szaleństwo. To tragiczna, przetrącana kolejnymi tragediami Catelyn, która nie znalazła ukojenia nawet w śmierci. To równie przetrącony Theon, który być może dlatego, że w proch starto jego, nie zaś mu najbliższych, ostatecznie mimo okaleczenia, jako człowiek wyszedł z tych prób zwycięsko. Cała ta grupa, przynajmniej na tym etapie powieści, zdaje mi się ciekawsza od pięciu wspaniałych, być może dlatego, że główny protagonista nie może zostać aż tak sponiewierany, by wciąż pozostawać wiarygodnym bohaterem.
3. Poruszani Nieruchomi
W trzeciej grupie mamy postawy moralne, które w starciu ze światem muszą iść na kompromisy. Ludzi z ukształtowanymi systemem wartości i poglądem na świat, naginającymi je do okoliczności, ale te okoliczności zasadniczo ich nie zmieniają. Przynajmniej w ich własnych oczach. Na pograniczu tej grupy i poprzedniej jest Brienne, która szlachetne ideały rycerskie próbuje wcielać w brutalnym, cynicznym świecie. Czy ten ma nią jakiś wpływ? Z pewnością, ale w mojej ocenie ostatecznie niewielki. Być może Wichry Zimy zmienią moją opinię, ale na tym etapie Brienne nie różni się od tej z początków powieści (nie licząc odgryzionego policzka). To Ned, główny bohater pierwszego tomu stojący za szeregiem wydarzeń, które determinują losy kluczowych postaci. Człowiek, który poza Bloodravenem mógłby wyjawić nam najwięcej zagadek, jednocześnie wierny swoim przekonaniom. Nawet naginając je tak naprawdę pozostaje dokładnie taki, jaki był od pierwszych stron. Gdyby był inny, inaczej by skończył. To z jednej strony godny podziwu, z drugiej zaś groteskowy Barristan Selmy – w oczach swoich i większości świata wzór lojalności i oddanej służby, co zresztą w dużej mierze jest prawdą, nie licząc tych momentów, gdy zmienia tej lojalności obiekt, wcześniej wiernie służąc szaleńcom, pijakom i okrutnikom. To jednoznacznie pozytywny Davos, najmniej chyba sprzeniewierzający się swoim ideałom, stosujący zdroworozsądkowe podejście starego przemytnika, który może i był przestępcą, ale nigdy łotrem. To interesująco zarysowana perspektywa, osobiście niezwykle mnie fascynująca: gdzie przebiega granica między pragmatycznym dostosowaniem się do twardych reguł rzeczywistości, a zdradzeniem wszystkiego w co się wierzy.
4. Pochwaleni niech będą Obserwatorzy
Ostatni z POV-ów. Możemy ich lubić jak Ashę, wyśmiewać jak Victariona, bądź irytować się jak na Aerona, ale nie ma to większego znaczenia. O ile Asha ma być może zadatki na grupę drugą, to większość z niewymienionych wcześniej POV-ów służy głównie temu, byśmy zobaczyli interesujące nas wydarzenia i miejsca. I chociaż możemy się rozczulać nad przywiązaniem Aero Hotaha do swojej halabardy, czy zazdrościć Arysowi podbojów miłosnych w Dorne, równie dobrze mogliby zastąpić ich inni bohaterowie i nie miało by to większego wpływu na bieg powieści. Zafascynowała mnie perspektywa Mellisandre i uwielbiam oglądać świat z perspektywy głąba Victariona, ale ci bohaterowie nie są po to, byśmy śledzili ich losy, a poznawali Westeros i Essos oraz przyglądali się, jak zbliża się ich ponury koniec.
5. Typy idealne
Tak oto przeszliśmy od postaci, które podzieliły się z nami swoją perspektywą i niektórymi myślami, do tych, których możemy jedynie obserwować – i to nie z perspektywy obiektywnego narratora, a mających swoje sympatie i uprzedzenia POV-ów. Do pierwszej z tych grup zaliczyłem postaci fascynujące, ale w pewnym stopniu umowne. Nie twierdzę, że ludzie o takich cechach faktycznie nie istnieją, szczególnie, że nadano im wiele atrybutów – przede wszystkim wad – cudownie ludzkich, ale w powieści służą jako przedstawiciele pewnych postaw, w dużej mierze napędzając też fabułę. Mamy więc mojego ulubieńca: Stannisa – autystyka wierzącego szczerze w nieuchronność obowiązku i przestrzeganie norm. Westeroską wersję Machiavellego w postaci Tywina, który nie potrafi wznieść się ponad mściwość i uczucie zranionej miłości własnej. Szlachetnego i utalentowanego dowódcę Robba Młodego Wilka. Mistrzów szachów 3D w osobach Paluszka i Varysa. Grającego w tę samą grę, ale z przysłowiowym refleksem szachisty, Dorana Martella. Jedną zgryźliwą tetryczkę o humorze ostrym jak różane ciernie. Idealnego przyszłego władcę w postaci Młodego Gryfa. Tacy bohaterowie są niezbędni, by przykuć uwagę czytelnika i pchnąć fabułę do przodu. By chłonąć powieść z zapartym tchem i stanowić tło, czy raczej lustro, dla prawdziwych bohaterów cyklu.
6. Ci wszyscy ludzie…
Dotarłem do swoich ulubionych bohaterów. Często złych, sfrustrowanych, oportunistycznych albo po prostu głupich. A czasem też szlachetnych, ale przytłoczonych życiem lub swoimi ograniczeniami. Takich jakich widzimy w telewizji, czytamy o nich w prasie bądź Internecie i przede wszystkim spotykamy na co dzień. Zacznę znowu od postaci granicznej, ale też jednak pozytywnej. Kevan Lannister – zdolny, obowiązkowy, w pewnym stopniu bezinteresowny, ale zawsze w cieniu starszego brata, którego wolę wypełniał nawet po jego śmierci. Do tego być może bardziej utalentowany, ale w przeciwieństwie do Kevana sfrustrowany Randyll Tarly. Zdecydowanie mniej utalentowany, ale lepiej urodzony Mace Tyrell. Rozkosznie oportunistyczny, ale wiedzący skąd wieje wiatr Wielki Maester Pycell. Skrzywdzony i krzywdzący potem innych Alister Thorne. Doskonale nijaki, aczkolwiek podejmujący w końcu odważną i okrutną decyzję Bowen Marsh. Zagubiony i przez to być może ostatecznie oszukany Thoros z Myr. Szukający odkupienia i miłości Jorah Mormont. Chcący jak najlepiej, a osiągający efekty jak zawsze Edmure Tully. Zgorzkniała Lady Dustin. Można tak wymieniać w nieskończoność, ale każda ze wskazanych powyżej postaci kupiła mnie totalnie. Nie są złe z natury, ale życie doprowadziło je do momentu, gdzie większość z nich zło popełnia, a jeśli próbuje postępować dobrze, i tak prowadzi do to katastrofalnych rezultatów. Nie wiem jak Wam, ale mnie łatwiej się z nimi utożsamić niż z dzielnym Jonem czy ceniącym nad życie honor Nedem.
7. Kochamy ich nienawidzić
W każdej dobrej opowieści muszą być antybohaterowie. Moim zdaniem tym, o czym wielu autorów zapomina, jest pokazanie, że zło jest… złe. Zbrodniarze zwykle nie są subtelnymi intelektualistami w stylu Hanniballa Lectera. To w przeważającej mierze głupi, zdegenerowani bądź sfrustrowani ludzie. I Martin tak ich przedstawia. Kreacją serialowego Jofreya GRR był zachwycony, gdyż grający go aktor doskonale oddał charakter postaci. Zepsuty pozycją, odrzucony przez ojca i otoczony niezdrową opieką przez matkę człowiek o ograniczonych horyzontach, sfrustrowany niespełnianiem postawionych wysoko oczekiwań, rozumiał swoją pozycję i wykorzystywał ją, tak jak można się było tego spodziewać. Z kolei o ile serialowy Ramsey Snow/Bolton faktycznie kradł sceny i ta kreacja, przynajmniej dla mnie, była interesująca, nie mógł równać się z książkowym: złym, głupim i ograniczonym. Potwornie prawdopodobnym w zarysowanych okolicznościach. W porównaniu do wyżej wymienionych Góra wydaje się co najwyżej pozbawionym hamulców moralnych, udręczonym nieznośnymi migrenami zabijaką.
Oczywiście każda opowieść musi rozwijać się według ściśle określonych reguł. Pojawia się więc w końcu arcyłotr, który nas fascynuje: Euron „Wronie Oko” Grejoy. Ten zabieg również kupuję, bo po pierwsze Martin pokazuje nam wcześniej wyżej wymienionych złych, w których nie ma nic, co można by romantyzować, czy się tym fascynować; po drugie, jak już wspomniałem, budowa dramaturgii ma swoje wymagania i bez tej postaci cykl wiele by stracił; po trzecie zaś: to niezwykle utalentowany szaleniec, świetnie funkcjonujący w magicznym świecie. Łamiąc tu określone na wstępie zasady, w tym miejscu przyjmuję logikę świata, w którym ktoś taki mógłby się pojawić.
Oprócz zła banalnego oraz magicznego, mamy zło reprezentowane przez ludzi, którzy zrobią wszystko, by osiągnąć założone cele. Roose Bolton i Walder Frey dopuścili się zbrodni w walce o awans do politycznej pierwszej ligi. Martin pokazuje ich jako cynicznych graczy, którzy jednak również w życiu prywatnym wykazywali się brutalnością (Bolton) lub bezdusznością (Frey). Okoliczności polityczne wyciągnęły z tych ludzi wszystko co najgorsze, ale co było w nich już wcześniej.
8. Strach się bać
Pieśń Lodu i Ognia to fantasy, a moim zdaniem najlepsze fantasy to takie, gdzie mamy mroczny klimat na pograniczu horroru i tajemnice, które wyjaśniają się na koniec, bądź zagadka pozostaje nierozwiązana (pozdrowienia dla Bluetigera i odsyłam do jego rozważań o Tomie Bombadillu i Zimnorękim). A zatem w tej grupie umieszczam, obok kawalerzysty na łosiu, rzecz jasna Bloodravena (który mógłby też trafić do grupy z Tywinem), ale też panią w lakierowanej masce, wytatuowanego Stańczyka, nierozumiejącego prawdopodobnie do końca swoich mocy patrona mojego nicku oraz tajemniczego – bardziej przez swoje niewystępowanie na kartach powieści – ojca tegoż patrona. Nie zapominam też o wesołej kompanii ze Starego Miasta: Mastiffie i jego relegowanym z uczelni znajomym.
9. Był taki film z Dannym Trejo w roli głównej
Zawsze sobie radzący, każdego zabijający (chociaż zdarzają im się pewne, makabrycznie zakończone, potknięcia), niekiedy tragiczni, ale gdy sięgają po miecz, wiemy, że napotkana wroga drużyna przestanie istnieć: team #Ogar, #Bronn, #Żmija.
10. Gabinet osobliwości
Tacy ludzie w ogóle nie występują w prawdziwym świecie, a przynajmniej chcę w to mocno wierzyć: Edd Cierpniętnik, Ilyn Payn, Tormund Zabójca Olbrzyma, Silny Belwas, Wronojad, Kurwistrach, Gębosraj (ten ostatni niestety istnieje).
11. Jak ich nie lubić?
Naprawdę ktoś ma problemy z Goździk, Meerą, Maesterem Luwinem czy Pypem i Grenem?
12. Nie wiem co o nich myśleć, ale z pewnością nic dobrego
Głównie Wolni Ludzie, ale liczę na Waszą inwencję: Manca Rayder, Ygritte, Val, Shireen.
13. Gorąca Bułka
Nie mieścił się w żadnej kategorii, więc musiała powstać osobna.
Trzynaście punktów, czyli tyle ile liczyła drużyna Ostatniego Bohatera (nie licząc psa; i konia – czemu wszyscy zapominają o koniu?). Jeśli zainteresował Was tekst, zapraszam do dyskusji.
Pierwszy! (zawsze chciałem to napisać).
Dzięki Redakcjo za publikację.
Gratulacje, bardzo fajny tekst!
Dzięki!
Nie zgadzam się z tym podziałem. Jest nieprzemyślany, spłycony i chyba pisany z ChatemGPT.
Tak, bo ja jestem tym gościem, z którym piszesz, gdy zadajesz pytanie ChatowiGPT.
Dżądżen, świetny tekst, nie przejmuj się odpowiadaniem na takie zaczepki. Mówisz, że jesteś tym typem, który odpowiada jak Lui zadaje pytanie chatowiGPT, ale ja sądzę, że szczyt tego co Lui potrafi to pytanie zadać, ale na stronie z pornosami
Dziękuję za miłe słowa:) a jeśli się komuś nie podoba, też z tym problemu nie mam.
Czekamy na jakiś twój tekst. Do narzekania to pierwszy, ale jak coś od siebie dać, to tylko takie gówno w komentarzach. Denerwują mnie tacy ludzie, co to sami nic nie potrafią, ale jak już ktoś chce coś zrobić, to od razu japę otwierają, żeby bezwartościową opinię wyrazić.
„Naprawdę ktoś ma problemy z Goździk”
Nie cierpię jej, jakaś taka niby zaradna, a rozmemłana 😛
Mam słabość do takich ludzi, pewnie dlatego ją lubię 😀 za to Grosik mnie do szału doprowadza…
Ogólnie ostatni tom obfituje w postaci, które denerwują 🙂
A które byś wskazał?
Grosik to na pewno. Generalnie cały wątek Tyriona i postacie spotkane po drodze. Postacie z Mereen też. Daenerys za długo tam siedziała i też zaczęła wkurzać 🙂
I wątek Aryi jeszcze.
Generalnie od 4 tomu, to się czytało ciężko. Najlepiej jakby wrócił Dael z Czytajami, bym to przyswoił jeszcze raz 😀
Fakt, zdecydowanie się Deanerys w tym Meeren zasiedziała, natomiast jakoś ten wątek mimo wszystko lubię, plus bawią mnie te wszystkie golone łby i mosiężne bestie.
Wątek Aryi lubię, bo kojarzy mi się ze starymi książkami fantasy, które czytałem za młodu i których tytułów już nie pamiętam. Plus podoba mi się klimat Bravos, ale ja w ogóle bardzo lubię ten świat i zawsze chętnie czytam o kolejnych krainach i miastach, więc nie jestem może dobrym przykładem czytelnika.
Grosik to jest tak absurdalna postać, że szkoda gadać. Co tam się odwaliło w ogóle, że ona została wprowadzona. Nie wiem czy gdzieś jest równie irytująca postać co Grosik.
Goździk rozumiem, robi za sumienie upadłego Tyriona i jest żywym przykładem na to, że Karzeł nie jest najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na Planetos (a on tak o sobie właśnie myśli). Natomiast naprawdę jej nie trawię…
Grosik*
Hehe, sorki:D za dużo kobiet na G
Goździk przynajmniej umiała zamknąć jadaczkę (gadaczke?). Za to Grosik … mogła polecieć krew z uszu podczas czytania jej dialogów. Dodałbym jeszcze Dzikich i Genne Lenister co oni ćpali to ja nawet nie chcę wiedzieć
Teraz sobie przypominam, że bardzo irytowała mnie Ygritte – wiecznie mająca pretensje, że ktoś czegoś nie wie
Jak ja jej nielubie, a szczególnie tej serialowej. Mlotkiem bym tlukł 😬
dobra kim jest patron twojego nicku, bo mam mindfucka?
Jojen
No dobra, ale właściwie o czym mamy dyskutować? Przypisać swoich ulubionych bohaterów do tych kategorii? Stworzyć własne?
Przede wszystkim nie zgodziłbym się co do tej wielkiej piątki. Może i początkowo rzeczywiście Martin miał taki zamiar, ale – na bogów – minęło pięć kolejnych tomów i prawie 30 lat! Ideologie i religie powstawały i upadały w krótszym czasie, a co dopiero pomysł na sagę literacką. Doszły nowe postaci i nowe wydarzenia. Okoliczności się zmieniły. To co było 30 lat temu, to było 30 lat temu, a dzisiaj jest dzisiaj. Rozumieją to Chińczycy, dla których nie ma czegoś takiego jak „na wieczne czasy”. Na wieczne czasy znaczy dopóki okoliczności się nie zmienią. Dla większości dzisiejszych fanów Arya, Bran czy nawet Tyrion nie są już żadnymi bohaterami.
Brak zgody na „Wielką Piątkę” jest właśnie dyskusją:) To fakt, przez tyle lat plany z pewnością się zmieniły, zresztą sam Martin wprost pisze, że niektóre wątki przepisuje po ileś razy. Natomiast wydaje mi się, że przystępując do prac nad cyklem Martin miał w głowie choćby ogólną wizję zakończenia wątków Piątki. Serial prawdopodobnie pokazał nam coś co do tego zakończenia jest zbliżone (nie 1:1, ale np. szaleństwo Deanerys, Jon za murem, niepotrafiąca znaleźć dla siebie miejsca na ziemi Arya mają sens z punktu widzenia rozwoju tych postaci w książkach). Większy problem mam z Branem i Tyrionem i tym jak serial pokazał ich losy. Osobiście od lat zakładam, że tak jak PLIO zaczął się od rozdziału Brana (nie licząc Prologu:D), tak na rozdziale Brana się skończy. Obecnie najmniej jestem pewny losu Tyriona, ale też stawiam, że dożyje do ostatniego tomu.
Natomiast zmiana planów nie może wymazać – przynajmniej w mojej ocenie – że ta Piątka jest jednak głównymi bohaterami, a wynika to po prostu z reguł tworzenia powieści. Nawet jeśli plan Martina przez te 30 lat się zmienił, nie ma to wpływu na to, że Piątka była głównymi bohaterami w pierwszych tomach, a to oznacza, że muszą być głównymi bohaterami kolejnych. Bo jeśli takiemu Tyrionowi poświęciłem ileś tam rozdziałów w tomie pierwszym, drugim czy trzecim, nie wytniesz go nagle w tomie szóstym, bo nie po to budowałeś tę postać przez pierwsze tomy, nie po to oparłeś fabułę na jej wątku. Nie taką umowę zawarłeś z czytelnikami, którzy tym bohaterom poświęcili czas i uwagę (inna rzecz, że cała umowa się rypnęła i Martin nie skończy cyklu).
To o Chińczykach, to się właśnie odnosiło głównie do umów z nimi. Biały człowiek nie może zrozumieć, że zawiera umowę z Chińczykiem, a ten mu po pięciu latach mówi „Co? Zapomnij. Przecież to było pięć lat temu. Wszystko się od tamtej pory zmieniło”. Co więcej, nie ma z tego powodu żadnego poczucia zrobienia czegoś niewłaściwego. Bo dla białego wszystko jest stałe, dla Chińczyka płynne i zmienne. Martin może mieć takie samo podejście do umów z czytelnikami. Trzeba renegocjować, bo okoliczności się już zmieniły. 🙂 Ale nie, nie mam na myśli uśmiercenia czy zapomnienia tych postaci. Po prostu ich wątki mogą już nie być ani najciekawsze, ani najważniejsze dla autora. Bo w międzyczasie pojawiły się nowe postaci i nowe watki, daleko bardziej zajebiste. Tamte stare trzeba będzie doprowadzić do końca, ale już bez fajerwerków, przy użyciu niezbędnego minimum. Moim zdaniem powstanie Ognia i Krwi jest jednym z sygnałów zmiany zainteresowań autora. W PLiO doszło kilka istotnych postaci: Euron, Aegon itd. Myślę, że PLiO przestało już być sagą o Starkach i Lannisterach. Większość z tych dawniejszych bohaterów poutykało na jakichś zadupiach i nie widać dla nich niczego sensownego do roboty w tych ostatnich dwóch tomach. Tyrion pewnie wróci do Westeros z najemnikami odbijać swoje dziedzictwo (być może u boku Daenerys). Ale co może robić Arya? Bran? Pewnie szybko pozamykać wątki, które stały się dla Martina nieprzyjemnym obciążeniem – Inni, LBT. 🙂
Starki z każdym tomem były coraz bardziej irytujące.
Watki Tyriona po ucieczce też.
Daenerys za długo w Essos.
Najciekawsze są wątki i te postacie, które już nie żyją 😀
Ewentualnie Jaime jeszcze i Davos.
Aha i najbardziej irytujący wątek – Quentyn 😁
A co myślisz o wątku Brienne? Mnie za pierwszym razem doprowadzał do szału, ale jak przeczytałem ksiązkę drugi raz – wydał mi się interesujący, tylko jednak za długi trochę, jak na to co wniósł w fabułę (czyli trochę niewiele).
Osobiście bardzo lubię też wątki Żelaznych Ludzi, a przy pierwszej lekturze uważałem je za w większości niepotrzebne.
Wątki Davosa i Jaimiego obok Jona i Theona jak dla mnie są zdecydowanie najlepsze. Plus Cersei, którą uwielbiam za głupotę i szaleństwo.
Musiałbym wrócić do Uczty. Ale wtedy chyba mnie nużył po prostu, oprócz ostatnich scen.
fajne obrazki
Mnie się też podobają, zastanawiam się tylko kim jest ten siwy z tytułowego obrazka
To Davos. Przynajmniej według Skynetu. 😉
Dziękuję! Pasuje w sumie
O gustach się nie dyskutuje, ale przyznam, że jakoś zawsze miałem problem z bohaterami książek Martina. „Pieśń Lodu i Ognia” czytałem w 2013 roku i jest bardzo prawdopodobne, że przez pryzmat czasu oceniłbym ją inaczej, może kiedyś wrócę, ale właśnie ta nieuchronna katastrofa postawy i przekonań jest dla mnie bardzo zniechęcająca do bohaterów. Nie twierdzę, zwłaszcza że zostałbym zlinczowany 🙂 , że nie lubię tych książek, bardzo je szanuję i chętnie czytam zamieszczane na FSGK artykuły, teorie i analizy. Po prostu świat, w którym jak się wydaje każdy jest skazany na zło albo upadek (Ned) mnie nie przekonuje w literaturze. Nawet jeśli być może jest to świat w którym żyjemy i nadaje to powieściom realizmu.
No i właśnie dlatego w przeciwieństwie do autora tekstu zawsze najbardziej mnie interesowały losy postaci z kategorii 1 i 3. Brakuje mi u Martina takiego pokazania, że jednak można być prawym i, owszem, świat tobą wymiecie podłogi, ale czasem ma to sens. No niemal moralizująco się zrobiło. 😀 Może jakiegoś takiego wątku nie pamiętam lub nie zwróciłem na niego uwagi.
Ale ja jestem tym typem czytelnika, który lubi dość czarnobiały charakter LOTR (choć i tu uważam, że nie docenia się złożoności postaci jak Denethor, Galadriela czy Boromir, nie wspominając już chociażby o Maethrosie). 🙂
Z wymienionych postaci chyba najbardziej ciekawi mnie Bowen Marsh. W Wichry Zimy już nie wierzę, ale nieważne czy Jon przeżyje, czy nie przeżyje, chyba najbardziej ciekawiło mnie co czyn zrobi z zabójcą, charakterologicznie.
Widać było, że zdrada nie przyszła mu łatwo. To mógłby być bardzo głęboki wątek psychologicznie.
No właśnie, nie przeszkadzają mi zmiany charakterologiczne, postacie w odcieniach szarości czy sprzeniewierzające się swoim zasadom, po prostu u Martina mam wrażenie że dostajemy prawie wyłącznie takie.
Fajny tekst, dobrze się czytało i chyba co do zasady zgadzam się z podziałem. A przy okazji pozwolił sobie przypomnieć o wielu postaciach.
„świat, w którym jak się wydaje każdy jest skazany na zło albo upadek (Ned) mnie nie przekonuje”
To są tylko pozory, że u Martina zło i nieprawość są nagradzane. Ned zginął nie przez honor, ale przez błędy wynikające z braku doświadczenia w intrygach. Można być honorowym i skutecznym. Ale weźmy choćby Tywina. Taki był okrutny i podstępny i gdzie on dzisiaj? Skonał na kiblu zabity przez własnego syna, a jego ród jest w czarnej de. Do świata PLiO dobrze się sprawdza to, co Yoda mówił o ciemnej stronie mocy. Jest szybsza, łatwiejsza, ale nie potężniejsza. Ostatecznie się okazuje, że jednak warto mieć zasady.
Z perspektywy czasu i po nowym serialu stwierdzam, że Ned się prosił o śmierć
Przyjechał do KP i myślał że każdy ma ten sam system wartości. Myślę że jego postać to też jakaś przestroga.
Poza tym, jak można zostać Namiestnikiem i nie zrobić tak podstawowej rzeczy jak obsadzenie różnych funkcji swoimi.
System wartości to jedno, a zaufanie do różnych Littlefingerów to drugie. Niepowiedzenie Robertowi o Cersei, póki jeszcze żył i odrzucenie pomocy Renly’ego czy niewtajemniczenie odpowiednio wcześnie Barristana to trzecie.
Dzięki za miłe słowa:) u Martina znajdziemy przyzwoitych bohaterów: to choćby Jon, Davos, Sam. I ostatecznie Martin w mojej ocenie próbuje nam pokazać, że warto być szlachetnym i przyzwoitym, chociaż często trzeba zapłacić za to wysoką cenę. Widzimy (przynajmniej w moim odczuciu) z kim autor sympatyzuje. Ned jest ukazany jako prawy – kończy źle, gdyż nie potrafi dostosować się do podłych reguł gry. Ginie, ale pozostaje sobą. Davos twardo walczy o to w co wierzy, i nawet jeśli idzie na kompromisy, to wie, kiedy nie można przekroczyć granicy. Deanerys ma szlachetne motywy, nawet jeśli doprowadzą do katastrofy, nie znajdziemy u Martina podważania tych motywów. Wręcz przeciwnie. PLiO jest moim zdaniem wielkim manifestem przeciwko wojnie, przeciwko odbieraniu wolności, przeciwko złu jako takiemu. I chociaż to co mnie w tym świecie pociąga to właśnie ta schyłkowość, to zmierzenie ku zagładzie nie tylko bohaterów, ale całego świata, to jednak ostatni tom to Sen o wiośnie. A legendy, które tak naprawdę opowiadają nam o przyszłych losach występujących w książce postaci, mówią że na końcu pojawi się Ostatni Bohater, który w imię walki o dobro ludzi gotowy będzie ponieść najwyższą cenę. I to będzie to słodko-gorzkie zakończenie
Na telefonie chyba wkleiło się nie tam gdzie chciałem, zatem poprawiam komentarz:
Dzięki za miłe słowa:) u Martina znajdziemy przyzwoitych bohaterów: to choćby Jon, Davos, Sam. I ostatecznie Martin w mojej ocenie próbuje nam pokazać, że warto być szlachetnym i przyzwoitym, chociaż często trzeba zapłacić za to wysoką cenę. Widzimy (przynajmniej w moim odczuciu) z kim autor sympatyzuje. Ned jest ukazany jako prawy – kończy źle, gdyż nie potrafi dostosować się do podłych reguł gry. Ginie, ale pozostaje sobą. Davos twardo walczy o to w co wierzy, i nawet jeśli idzie na kompromisy, to wie, kiedy nie można przekroczyć granicy. Deanerys ma szlachetne motywy, nawet jeśli doprowadzą do katastrofy, nie znajdziemy u Martina podważania tych motywów. Wręcz przeciwnie. PLiO jest moim zdaniem wielkim manifestem przeciwko wojnie, przeciwko odbieraniu wolności, przeciwko złu jako takiemu. I chociaż to co mnie w tym świecie pociąga to właśnie ta schyłkowość, to zmierzenie ku zagładzie nie tylko bohaterów, ale całego świata, to jednak ostatni tom to Sen o wiośnie. A legendy, które tak naprawdę opowiadają nam o przyszłych losach występujących w książce postaci, mówią że na końcu pojawi się Ostatni Bohater, który w imię walki o dobro ludzi gotowy będzie ponieść najwyższą cenę. I to będzie to słodko-gorzkie zakończenie
Dokładnie. Zło zaatakowało wykorzystując zaskoczenie oraz nieprzygotowanie dobra i wytrąciło świat z równowagi. Ale równowaga w końcu wróci, bo życie premiuje społecznie pożądane cechy. I owszem, też myślę, że Martin nie wyśmiewa szlachetnych motywów. Raczej piętnuje głupotę, pychę i porywanie się z motyką na słońce.
Bowen Marsh i reszta zamachowców była prawdopodobnie opętana przez Bloodravena ich zachowanie podczas zamachu było co najmniej dziwne
Proszę się odczepić od Edda Cierpiętnika. Ja na przykład dziele z nim wiele cech charakteru.
Tak naprawdę to ja też, ale próbuję udawać, że tak nie jest 😜
Jakoś mi to umknęło wcześniej. Dobre tekściwo. Mnie się podoba przekrój bohaterów, każdy znajdzie wśród nich kogos dla siebie…no i jak gdyby to, że powieść wcale nie daje znać na każdym kroku, że opłaca się być dobrym lub złym. Nie wszystko zależy od nas…
Dzięki! Tak, u Martina często wręcz wyczuwam fatalizm kolejnych postaci, szczególnie Cat, która która nieświadomie odgaduje swój ponury los, to samo zresztą Jon, oglądający swoje odbicie w lodowej celi i zastanawiający się czy w niej umrze, oraz wielu innych…
Do kategorii „Jak ich nie lubić” dopisałbym jeszcze Podricka Payne’a
True!