Kilka słów z prawdziwego Śródziemia
Zacznijmy od początku. Postanowiłem, że nie będę aż tak bardzo czepiał się odstępstw, które twórcy dokonują względem materiału źródłowego. Nie uniknę tego całkowicie, ale postaram się traktować to „dzieło” jako oddzielny byt, średniej jakości fanfik i skupię się stricte na tym, co na ekranie. Jednak zanim do tego dojdzie, muszę wam powiedzieć, dlaczego według mnie dwie postacie zostały w tym serialu skompromitowane i zniszczone. Muszę to zrobić, żebyście wiedzieli, jak boli mnie patrzenie na to, co zrobiono.
O pięknej lady Galadriel
Najpierw Galadriela, czyli jedna z najpotężniejszych postaci w Śródziemiu, mentorka, członkini Białej Rady. W wielu sprawach to właśnie ją proszono o pomoc, to u niej szukano odpowiedzi na najważniejsze pytania. Ona także, jako jedna z niewielu żyjących w Śródziemiu, widziała Valinor, bo tam się urodziła i tam dorastała.
Widziała Dwa Drzewa, widziała ich upadek i widziała jak tworzono Silmarile. Ten przydługi wstęp piszę po to, by wyrazić swój sprzeciw wobec robienia z niej dziwnej pseudo-wojowniczki, obrażonej nastolatki, która nie wie, co się wokoło niej dzieje. I jeszcze ten brak szacunku, który okazuje jej chociażby Gil-Galad, czy mówienie do niej per „dowódczyni” – coś okropnego. Tej zmiany względem materiału źródłowego nie jestem w stanie zaakceptować. Niezmiennie irytuje mnie także aktorka ją grająca, z tymi wiecznie rozchylonymi ustami ukazującymi zajęcze jedynki. Przepraszam, pewnie nie powinienem tak pisać, ale ona jest okropna. Chociaż oczywiście nie jest to w 100% jej wina, ona tylko zgłosiła się na casting, kto inny ją wybrał.
Słówko o Sauronie, potężnym Majarze
Drugą postacią godną pożałowania jest Sauron. Znów cofnijmy się do materiału źródłowego (tylko na chwilkę, proszę o cierpliwość), gdzie był Sługą Wielkiego Mrocznego Pana, jego prawą ręka, istotą w stu procentach zdeprawowaną przez zło. Tam gdzie stanął, wypaczał wszystko, co piękne, a jego ulubionym zajęciem były tortury. To ważne już w kontekście pierwszej sceny serialu.
Odcinek 1: „Dla królów elfów pod otwartym niebem”
Bunty, Krakeny i inne bajery
Zacznijmy więc drugi sezon. Z napisu, który pojawia się ekranie, wiemy, że znajdujemy się we Forodwaith i jest to ponoć kres drugiej ery (nie mam pojęcia dlaczego, ale obiecałem, że nie porównujemy tego do materiału źródłowego, więc patrzmy dalej, co się wydarzy). Widzimy paru orków (o skali w tym serialu jeszcze napomknę), przed którymi stoi Adar oraz wydawać by się mogło fałszywy Sauron. Nie jest to bowiem Halbrand, którego znamy z poprzedniego sezonu, a i z zachowania niczym nie przypomina Saurona. Pan Ciemności nie powinien być bowiem spiętą ciapą, która nie wie, co powiedzieć. On o nic nie prosi, bo po prostu wszystko sobie bierze. A orkowie nie są jego sługami, to są niewolnicy, absolutnie poddani jego woli. Tutaj jest jednak inaczej. Orkowie boją się Saurona, nie chcą mu służyć, sprzeciwiają się tej służbie.
Po chwili okazuje się, że orkowie są pierwszymi ofiarami Saurona i pierwszymi, którzy się przeciwko niemu buntują. Adar dźga Saurona (wcale nie fałszywego, a jak najbardziej prawdziwego) koroną z ostrzami, a później orkowie sztyletują go na śmierć. Scena wizualnie bardzo dobra, można powiedzieć widowiskowa i choć mało sensowna, to można uznać, że w jakimś stopniu się broni.
Podobnie jak broni się powolna wędrówka szlamowatego Saurona do odzyskania jako takiej chodzącej na dwóch nogach postaci. Znów wizualnie na plus i powiedzmy, że można to uznać za niezgorszy pomysł. Po chwili Sauron, jeszcze jako maź, zabija Bogu ducha winną starszą panią i staje się już pełnoprawnym Halbrandem, który idzie w kierunku swoich dawnych poddanych. Traf chce, że na swojej drodze spotyka bandę obdartusów. Z jednym z nich wchodzi w dialog (te dialogi są bardzo złe, a ktoś, kto je pisze, nie ma za grosz talentu i ucha). Staruszek zaprasza nowo poznanego przybysza, by im towarzyszył.
Tu znów mamy do czynienia ze skrótem myślowym, brakiem logiki i zerową znajomością mapy Śródziemia, ale to żadna nowość. Jakimś cudem obdartusy zdobyły statek i płyną. Gdzie i po co? Zważywszy na to, gdzie znajduje ich lady Galadriel, zapewne chcieli dopłynąć do Valinoru. Brawa dla scenarzystów. Niemniej jednak statek atakuje wielki potwór, Halbrand nagle przechodzi niczym wcześniej niezapowiedziany hell turn (termin z wrestlingu oznaczający przejście na ciemną stronę mocy), a później mamy już naszą znaną z pierwszego sezonu „Tratwę Meduzy”. Kurtyna, tyle tytułem wstępu, już wiemy, jaką drogę przeszedł Halbrand i jak poznał Galadrielę. Możemy wreszcie ruszyć dalej z zupełnie nową treścią.
Ścigany czy Ściągany
Przechodzimy do dwójki jeźdźców. Galadriela i Elrond urządzili sobie przejażdżkę na koniach. Wygląda to na sielską zabawę tej wesołej dwójki, jednak nic bardziej mylnego. Okazuje się, że Elrond ukradł Trzy pierścienie i uciekł, szkoda, że to kolejny przejaw braku talentu scenarzystów. Ta dwójka jedzie cały czas obok siebie, żaden to pościg, dodatkowo Galadriel kilka razy ociera dłonią o torebkę z pierścieniami. Słabe to po prostu i nie każcie mi uważać inaczej. Później w jakiś znany tylko sobie sposób Elrond Galadrielę gubi i dociera do Gil-Galada przed swoją przyjaciółką. Swoją drogą, to czy ktoś, kto lepiej ode mnie zna się na Śródziemu, powie mi, gdzie znajduje się ta siedziba Gil-Galada?
Tak czy inaczej Galadriela jest przyjęta dość chłodno i musi się tłumaczyć przed swoim królem. Tak jak pisałem wyżej, Lady Galadriel powinna być raczej równa Gil-Galadowi, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia i przejdźmy do kolejnego słabego dialogu (będzie to chyba motyw przewodni tego sezonu). Elrond sprzeciwia się swojemu królowi w sposób bardzo ostentacyjny, a następnie ucieka. Jakaż ta scena była zła, jaka naiwna. Elrond po prostu podchodzi do wodospadu i skacze w dół. Rzecz jasna przeżywa, nie martwcie się na zapas.
Gil-Galad jeszcze wysyła do Celebrimbora posłańca z pismem mówiącym, że Halbrand to Sauron. Oczywiście posłaniec jest jeden i będzie musiał przemierzyć doliny, góry, knieje i potoki. Dodatkowo zwracam uwagę, że Galadriela i Elrond wcześniej pokonali tę drogę bez przeszkód, jednak tym razem to nie będzie takie łatwe, zwłaszcza dla randoma z góry skazanego na niepowodzenie.
Mordor i pustynia, czyli czas rozpocząć kolejne wątki
Pamiętamy wszyscy (mam nadzieję) zakończenie pierwszego sezonu i Halbranda na tle wypluwającej lawę Góry Przeznaczenia. Otóż teraz okazuje się, że potężny Sauron poszedł tam tylko po to, by dać się złapać Adarowi. Adarowi, który odtrąbił wielkie zwycięstwo i teraz znakuje swoje ofiary. Znów kwestia skali tego serialu jest niesamowita (ten temat powróci jeszcze raz). Kilku orków szarpie się z kilkoma obdartusami, niczym w jakimś teatrze telewizji. Żeby zobrazować relację orków i ludzi, pokażmy jednego człowieka, który nie chce się podporządkować i tego ork zabije w bardzo śmiesznej scenie, następnie pokażmy takiego, który chce się ukorzyć, i składa hołd Adarowi.
No dobra, ale przecież Halbrand przyszedł tu po coś, prawda? Tak i nie. Rozpoczyna swoje manipulacje, ale chyba tylko dlatego, że lubi sobie czasem pogadać z kimś, kto grozi mu śmiercią. W ogóle nie rozumiem, po co to wszystko, skoro sprowadza się do tego, że Adar ma uwolnić jego ludzi (nie wiadomo jakich ludzi i właściwie po co) oraz ma go wypuścić. Tyle. Naprawdę. Dał się złapać po to, by go puszczono, bo rzekomo ma odnaleźć Saurona. Na upartego można powiedzieć, że Halbrand chce zasiać ziarno niepewności w orkach, którzy boją się powrotu Saurona i chce ich przestraszyć. Skoro więc już zepsuto ideę całego orkowego ludu (swoją drogą w serialu nazywa się ich urukami, nie wiem po co), to można brnąć w to dalej.
Tymczasem Gandalf i hobbitka (nie każcie mi sprawdzać, jak się nazywa, w tym odcinku ani razu nikt nie wypowiedział jej imienia) idą przez pustynię i błądzą. Są głodni, Gandalf opowiada jakieś niestworzone brednie, a później próbuje wyczarować jedzenie. Udaje mu się, ale nie tak, jakbyście się spodziewali. Za pomocą zaklęć wyczarowuje całą masę oślizgłych robali, na co nowoczesna hobbitka reaguje, jak na nowoczesną osobę przystało. Raduje się, widząc swoje ulubione przysmaki.
Patrzymy na jakieś wizje Gandalfa (śmieszne, że laskę, którą widzi, nazywa jakąś gałęzią), ale za szybko, żeby można było dokładnie rozpoznać, co to. Chyba widzimy tam Balroga oraz aktora Ciarana Hindsa, który ma grać postać „Czarnego Czarodzieja”, cokolwiek by to znaczyło. Potem, już w realnym świecie, pojawia się Tusken z lornetką, który zabłądził na Tatooine i, nie wiedzieć jak, znalazł się w Środziemiu (to wiedzieliśmy już po zwiastunach). Następnie jest bardzo nudny dialog przy ognisku i zasadzka na Poppy, koleżankę małej hobbitki. Zasadzka, która wygląda koszmarnie źle. Nie wiem, czy ktoś to oglądał przed wypuszczeniem ostatecznej wersji. Przecież to jest parodia.
Szara Przystań, czyli Wielka Elfia Stolica versus wyobraźnia twórców
Kiedy zobaczyłem pojawiający się na ekranie napis „Szara Przystań”, mało nie uderzyłem pięścią w ekran. To jest to wielkie miasto, stolica Lindonu, jedno z najpiękniejszych miejsc w Środziemiu? Wiecie, jak wygląda Szara Przystań według scenarzystów? Mały mostek, a za nim kilka marnych chałup i drewniane pracownie rzemieślników, w których wyrabiają para-statki (nie mylić z paro-statkami). Żenująca komedia. Tu po raz trzeci powtórzę: skala, skala i jeszcze raz SKALA. Śródziemie jest tutaj przedstawione jako mała krainka zamieszkana przez parę osób. Fatalnie, tragicznie, beznadziejnie. Nie ma w językach elfów, entów, ludzi czy krasnoludów słów wystarczająco mocnych, by opisać to, co tu się dzieje.
Wiem, miałem aż tak nie narzekać. No więc postać Cirdana jest naprawdę dobrze odwzorowana i to pod wieloma względami. Po pierwsze wygląda dość podobnie do pierwowzoru, po drugie można odnieść wrażenie, że rzeczywiście jest starym elfickim mentorem. Oczywiście to pierwsze wrażenie scenarzyści postanawiają delikatnie popsuć. Cirdan bez żadnego logicznego wytłumaczenia postanawia zniszczyć pierścienie, które dostarcza mu Elrond. Nie zagląda wcześniej do torebki, nie chce zobaczyć, z czym ma do czynienia, po prostu mówi: „dobra, chcesz je zniszczyć chłopcze, to ja ci w tym pomogę”. To jest tak naiwne i tak płytkie!
Kolejna sprawa to kwestia odległości między miejscami. Gdzie jest ta siedziba Gil-Galada? Pytam po raz drugi, bo wydaje się, że musi być bardzo blisko Szarej Przystani, ale gdzie? Nieważne, uznajmy, że tak blisko, że można z niej dojść do domu Cirdana w ciągu dosłownie kilku chwil. Trudno, Śródziemie w Amazonie jest cholernie małe i trzeba się z tym pogodzić.
Trzynaście dla elfów… Oj przepraszam coś się pokićkało
Wróćmy jeszcze na chwilę do Mordoru, bowiem zanim Adar ostatecznie wypuścił Halbranda, opowiedział mu swoją historię. A właściwie historię Trzynastu elfów, którzy zostali wybrani przez Morgotha i których Czarny Pan miał pobłogosławić. Nie znałem tej historii i nadal jej nie znam, nie wiem, o co z tym chodzi. Wątpię także, czy ktokolwiek będzie chciał widzom to wyjaśnić. To taki niestrawny smaczek, wrzucony przez jakiegoś pisarskiego geniusza. Za grosz w tym polotu, za grosz inwencji. Jest i tyle.
Końcówka odcinka to już ostra jazda bez trzymanki. Cirdan jednak decyduje się zajrzeć do torebki, od razu bierze sobie jeden z Trzech, a pozostałe dwa oddaje Gil-Galadowi. Ten wypuszcza je z dłoni, a my otrzymujemy kopię sceny z Trylogii Jacksona z upadającym w zwolnionym tempie pierścieniem. A kiedy Trzy mają już właścicieli, złote, umierające drzewo, które wymyślili scenarzyści, zyskuje drugie życie. Wszyscy się cieszą, poza Elrondem, który, nie wiedzieć czemu, jest obrażony.
Tymczasem w Eregionie Celebrimbor sprawił sobie nowe kowadło i ewidentnie jest z siebie zadowolony. Przybywa posłaniec, ale nie ten z Lindonu, który miał zdecydowanie bliżej. To posłaniec-Halbrand, który jeszcze przed chwilą był w Modorze. Powiedziałbym, że kłania się mapa i oferuje swoje skromne usługi, ale to byłoby niepotrzebne czepialstwo, nieprawdaż? Lepiej jest oglądać ten serial bezmyślnie, podziwiać kolorki i chwalić, nawet jeśli naprawdę nie ma za co.
Dobra, po pierwszym odcinku nie ma tragedii, ale nie jest też dobrze. Wszystkie głupoty pierwszego sezonu powróciły. Załóżmy optymistycznie, że druga połowa sezonu będzie pewną rekompensatą za to, co się teraz dzieje. Dostaniemy widowiskowe bitwy, ale póki co męczarnie moi drodzy, męczarnie.
Odcinek 2: „Gdzie gwiazdy są osobliwe”
Podziemne uprawy i inne ważne sprawy
Początek tego odcinka zapowiada, że skupimy w nim się bardziej na krasnoludach z Khazad-Dum.
Fajnie, że widzimy mapę Śródziemia, a więc gdzieś ona jest i ktoś czasem na nią zerka. Widzimy, jaki dystans dzieli Mordor od krasnoludzkiej domeny i… nie jest to wcale zbyt blisko. O tym, że w podziemiach Khazad-Dum uprawiana jest rola wiedzieliśmy już od jakiegoś czasu, twórcy przebąkiwali o tym w wywiadach. Teraz jednak zobaczyliśmy to na własne oczy. Seria ustawionych pod odpowiednim kątem luster sprawia, że do miasta-kopalni dochodzi światło słoneczne. Niestety wskutek trzęsienia ziemi wszystkie lustra zostają zniszczone. Przypadek? Nie sądzę.
Po kilku wstrząsach i opadnięciu paru wielkich głazów, możemy wrócić do Galadrieli i jej snu, w którym to spotyka Celebrimbora. Elf-kowal zostaje opleciony przez korzenie rośliny, której nasiona zasiała Galadriela – subtelna przenośna. Potem Celebrimbor zostaje przebity (co prawdopodobnie również jest pewnym nawiązaniem). Ten wątek jest znośny, nie nudzi aż tak bardzo jak późniejsza „kolosalna” narada wojenna. Sprowadza się ona do pytania, od której strony najechać Mordor – od północy, południa, wschodu (ten pomysł podoba mi się najbardziej, zwłaszcza, że nie wiadomo, jak daleko na wschód sięga ta kraina i co tam się właściwie znajduje), wreszcie Galadriela, jako dowódczyni wojsk, rzuca pomysł ataku od zachodu, na co wszyscy ochoczo przystają.
Rzut oka na Eregion (stolica Eregionu nazywa się tak, jak nazwa krainy, więc nazwę Ost-in-Edhil całkiem porzucono). Dowiadujemy się także, że nie dotarł tam żaden poseł z Lindonu. Potem jeszcze widzimy zabitych posłańców w środku lasu, którzy są gdzieś ciągnięci przez grube, metalowe łańcuchy. Sauron nie jest więc w swoim planie sam i ktoś mu pomaga. Póki co nie jest najgorzej.
Czyżbyśmy widzieli „Oko Saurona”? Pustynnej przygody ciąg dalszy
Na pustyni widzimy samotnego jeźdźca Tuskenów, który dociera do Caras Gaer w Zachodnim Rhun. Przy okazji możemy zobaczyć, że na fladze, którą posługują się Tuskeni, widnieje białe oko na czarnym tle. To pewnie nadinterpretacja, ale czy to możliwe, żeby twórcy jako znak Saurona wybrali oko, na długo zanim tym okiem Sauron rzeczywiście się stał?
W Caras Gaer swoją siedzibę ma czarny czarodziej, ten sam, którego Gandalf widział w swojej wizji. On to przeprowadza jakiś dziwny rytuał z krwią i ptakami, który pozwala mu przywołać swojego akolitę/akolitkę. To chyba ta sama postać, która ścigała Gandalfa w poprzedniej części.
Przy okazji dowiadujemy się także, że na pustyni Rhun działają zbieracze soli oraz… złodzieje mumakili (serio, nie zmyślam). Wreszcie możemy wrócić do naszego Istari oraz dwójki jego małych przyjaciółek. Nori próbuje odgadnąć imię przyjaciela (sprytne, nieprawdaż?) Odpowiedzią Gandalfa na tę zabawę są słowa: „nie można nadać człowiekowi imienia, ono już wcześniej do niego należy” – nie rozumiem, ale szanuję tego, kto na to wpadł.
Potem mamy dwa nawiązania do Trylogii Jacksona. Pierwsze z „Drużyny Pierścienia”, kiedy niziołki chowają się przed nazgulem, a on stoi tuż nad nimi. I drugie, kiedy Easterling stoi tuż przed Samem i Frodem, ale ich nie widzi, gdyż zasłaniają się płaszczem od elfów.
W Khazad-Dum czas leci bardzo szybko, a Elrond jest obrażony
Wystarczyła dosłownie chwila, by bez światła uschły wszystkie rośliny uprawne w krasnoludzkim mieście-kopalni. Żona księcia stara się jakoś pomóc swojemu ludowi, idzie więc na audiencję do króla Durina. Najpierw mamy pokaz zdolności scenarzystów, którzy wymyślili doskonałe przysłowie, że „plotki są jak skowronki – ładnie wyglądają, ale się niemi nie najesz”. A potem serial przypomina nam, że w pierwszym sezonie wprowadził instytucję zwaną „śpiewające skałom”. Może to i głupio brzmi, ale za to fatalnie wygląda w praktyce. Podobnie jak nabijanie się z księcia przez krasnoludy pracujące w kopalni. Naprawdę mało krasnoludzkie zachowanie. A jest jeszcze druga metafora od księżniczki: „uparty jak ukorzeniony pasternak”. Brawo.
Obrażony Elrond postanowił, że zostanie cieślą okrętowym, a Galadriela słyszy od Gil-Galada, że „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Przychodzi więc do Elronda i rozmawiają. Gadka rzecz jasna się nie klei, co tylko potwierdza, że dialogi będą zdecydowanie najgorszym punktem tego sezonu. Mamy coś o melodii wygrywanej na harfie i nawiązanie do „Więźnia Labiryntu”. Galadriela rzuca też tekstem, że nie może Halbranda ponownie w siebie wpuścić (nie, nie będę z tego żartował).
Nawiązania do Tolkienowskiego Śródziemia, ktoś tu chyba dokupił sobie trochę praw
Chwaliłem za Cirdana w poprzednim odcinku, więc musieli to chrzanić. Otóż Cirdan wziął i się ogolił, choć nie powinien był tego robić. Dodatkowo w rozmowie z Elrondem wspomina legendarnego Rumila (postać z Pierwszej Ery), którego nazywa opojem, co kłóci się troszeczkę z tym, że elfowie stronią od alkoholu (a Legolas w scenie w „Powrocie Króla” pokazał, że alkohol na elfów nie wpływa). Mniejsza o większość, rozmowa między Elrondem i Cirdanem przynajmniej jest jakaś. Wyprzedzając nieco fakty, w tym odcinku padnie też słowo „Valarowie” oraz „Feanor”, więc chyba możemy spodziewać odrobiny więcej nawiązań do „Sillmarilionu”.
Cirdan mówi jeszcze, żeby w przypadku wielkich dzieł oceniać je same, a nie ich twórców. Ich bowiem oceni „ten, który wszystko widzi” – nie jesteśmy jeszcze gotowi na Eru Iluvatara? Zresztą to nie on oceniał uczynki, tylko Valarowie, a tak naprawdę nikt za bardzo się uczynkami mieszkańców Śródziemia przez długi czas nie interesował.
Wątek pustyni i manipulacje Saurona
Podróż Gandalfa i niziołków jest tak bardzo niezajmująca, jak to tylko możliwe, niemniej trzeba przez to przebrnąć. Nie zawsze dostajemy tylko akcję, w Trylogii Jacksona też były nudne wątki wędrówki Sama i Froda (co prawda i tak ciekawsze niż to, co zaoferował nam Tolkien, u którego torturą było czytanie o powolnej podróży Powiernika Pierścienia). Najpierw więc Gandalf ciągnie swoje towarzyszki, potem one jego. Scena przy studni to znów dość nachalne nawiązanie do „Drużyny Pierścienia” i sceny z Pipinem w Morii. Tutaj też głośna studnia przywołuje nieprzyjaciół. A potem Gandalf wywołuje piekło przywołując Twistery. Niziołki gdzieś odlatują, a my z pustyni przenosimy się do Eregionu.
Och, jakże łatwo jest Sauronowi wpłynąć na Celebrimbora. Wreszcie naprawdę dobrze i mądrze (jak na zaniżone standardy tego serialu) poprowadzony watek. Halbrand doskonale uderza w czułe punkty kowala, bawi się w snucie przypuszczeń, oszukuje i zataja informacje po to, by wkraść się jego w łaski. I udaje mu się. Celebrimbor nazywa go nawet przyjacielem. Następnie Halbrand przechodzi do ofensywy. Mówi prawdę o sobie, choć pomija niewielkie szczegóły. Zdradza, że jest Majarem, choć nie mówi prawdziwego imienia. Następnie przemienia swą postać w taką, która bardziej przystoi istocie, jaką jest. Nawet przedstawia się tak, jak to Tolkien wymyślił: Annathar – Pan Darów. Nie powiem, ten wątek, pomimo moich wcześniejszych obaw, dość dobrze się broni. Chociaż jedna rzecz w serialu jest niemal dokładnie taka, jaka powinna być.
Co innego u Galadrieli i Elronda. Ten drugi zmienia zdanie i uzyskuje względy Gil-Galada. Ta pierwsza cieszy się, że będzie mogła włączyć Elronda do swojej drużyny. Jakież zdziwienie maluje się na jej twarzy w momencie, kiedy okazuje się, że to nie ona, lecz właśnie Elrond będzie dowodzić ową drużyną. To było słabe, ale można przymknąć na to oko.
Ostatnim aktem tego momentami całkiem przyjemnego odcinka jest zaproszenie od Celebrimbora dla krasnoludów. I to może być naprawdę ciekawe.
Odcinek 3: „Orzeł i berło”
Koń na ratunek i porządki po Numenoryjsku
Wygląda na to, że trzeci odcinek skupi się głównie na ludziach, a zwłaszcza na Numenoryjczykach. Zaczynamy w nieokreślonym miejscu w Mordorze, jakiś most nad przełęczą. Najpierw widzimy Elendila próbującego okiełznać konia, który mocno się wyrywa. Gdzieś w tym uniwersum widzieliście podobną scenę? Może w „Dwóch Wieżach”? Zapewniam, że nawiązań do historii Brego będzie więcej. Na razie trzeba wam wiedzieć, że koń nazywa się Berek i należał do Isildura.
Ów koń zaczyna przemierzać dziką krainę Mordoru. Tutaj trzeba oddać twórcom, że naprawdę się postarali. Jest mrocznie, wygląd jak po apokalipsie, to się chwali. Na dzielnego konia napadają orkowie. Jeden z nich ginie w oparach dość tandetnych efektów specjalnych, inni dają zwierzęciu uciec twierdząc, że wstąpił on do „Czarnego Lasu”. Las w Mordorze? Trudno, przeżyjemy.
Tak samo jak przeżyjemy sekwencję w jaskini Szeloby… to znaczy innego wielkiego pająka, który Szelobą zdecydowanie nie jest. Kiedy już koń odnajduje swojego pana i odgrywa scenę z „Dwóch Wież”, gdzie Brego znajduje półżywego Aragorna nad brzegiem rzeki, możemy przejść do rozwałki. Ogląda się to całkiem przyjemnie, chociaż to może nieodpowiednie słowo. Ogląda się dobrze, ale żadnej przyjemności raczej nie uświadczyłem, bardziej obrzydzenie i niepokój, co w tym przypadku jest dobrą oznaką. Walka z pająkami zdecydowanie na plus.
Jednak żeby nie było tak kolorowo, już po chwili dostajemy bardzo żenującą scenę. Elendil stoi obok królowej Numenoru. Kobieta przyjmuje kondolencje w obliczu śmierci jej ojca, jednak nie wszyscy królową miłują. Starsza pani postanawia wymierzyć jej policzek. W zamian królowa przytula ją do swojego serca. Brawo scenarzyści.
Córka Elendila spiskuje z Farmazonem a orkowie chcą tylko żyć w spokoju
Kolejna piękna wtopa scenarzystów to scena, w której Farmazon wraz z innymi spiskowcami otwarcie szkaluje królową i nawołuje nawet do zdrady stanu. Miejsce, w którym rozmawiają, jest pełne ludzi, ale oni zdają się nic sobie z tego nie robić. Dodatkowo jest jeszcze córka Elendila, która zdaje się wspierać Farmazona w jego dążeniu do przejęcia władzy. Głupia scena, która po chwili staje się jeszcze głupsza. Pojawia się bowiem przyjaciel Isildura, który z kolei otwarcie grozi synowi Farmazona, a jego ojciec tylko się uśmiecha.
Przenosimy się z powrotem do Mordoru. Tutaj Adar rozmawia z jednym ze swoich orków. Ów wojownik mówi do swojego „Ojca”, że nie chce iść na kolejną wojnę, bo lud orków zdobył wreszcie swoją krainę i chce żyć w niej w harmonii i spokoju. Adar mówi, że orkowie nie zaznają tego wszystkiego, póki żyje Sauron. Od początku twierdzę, że to, jak scenarzyści wymyślili sobie orków, jest najbardziej skrajną ze wszystkich głupot, na jakie tylko mogli wpaść.
Dodatkowo widzimy jeszcze orkowe dziecko trzymane prawdopodobnie przez orkową matkę. Ciekawe. Tak samo jak to, że Adar posłał po trolla (znowu w zupełnie nieodpowiedniej skali). Pod Minas Tirith w armii orków było kilka setek trolli, tutaj o jednego jest wielkie halo i jest witany w orkijskim obozie jak wielki bohater. Dodatkowo ów troll pała najwyraźniej chęcią zemsty na Sauronie. Przy okazji zabija jeszcze posłańców i przynosi ich głowy, ale to drobny szczegół.
Wielka narada u Celbribora to oszustwo. Na innych krasnoludów zabrakło pieniędzy czy pomysłu?
No i mamy ową naradę u Celebrimbora, na której pojawili się… książę Durin wraz z żoną. I to wszystko. Czyżby jeden krasnoludzki naród miał dostać wszystkie Siedem pierścieni? Póki co wszystko na to wskazuje. Celebrimbor i Annathar rozmawiają bowiem tylko z nimi i nikt nawet półsłówkiem nie wspomina o innych królach czy narodach krasnoludów. Sama rozmowa nie jest zbyt interesująca, w przeciwieństwie do rozgrywki, którą toczą ze sobą elf i Majar. Ten wątek jest prowadzony tak, jakby do scenariusza na chwilę dorwała się osoba obdarzona talentem. Annathar rewelacyjnie szczuje przeciwko Gil-Galadowi, a Celebrimbor daje się mamić. Elfi kowal myśli, że robi to, czego chce, a tak naprawdę coraz bardziej podporządkowuje się woli ukrytego pod postacią Annathara Saurona. Ta dwójka jest naprawdę dobrze napisana.
Co innego Durin Młodszy i jego partnerka. W nich nie ma za grosz charyzmy ani pomysłu na coś ciekawego.
O słodka naiwności czyli Isildurowej drogi ciąg dalszy
Pierwszy etap podróży syna Elendila kończy się dźgnięciem w udo przez nieznajomą dziewczynę. Tutaj znów wychodzi na jaw profesjonalizm scenarzystów, którzy chyba w życiu o tętnicy udowej nie słyszeli. Isildur powinien był bardzo szybko się wykrwawić, tymczasem już po chwili jest gotowy do dalszej jazdy. Oczywiście dziewczyna, która zadała mu cios, od teraz podróżuje razem z nim.
Chłopak wraz z nową towarzyszką zmierzają do Pelargiru czyli dawnej Numenoryjskiej kolonii w Śródziemiu. Jednak na ich drodze staje, a właściwie leży, zaatakowany przez zbójów mężczyzna. Isildur oczywiście chce mu pomóc, wręcza mu więc jednego surowego ziemniaka. Mężczyzna za ten hojny dar odpłaca się jednak żelazem. To była zasadzka. Bandyci kradną konia i zabiliby Isildura oraz jego towarzyszkę, gdyby nie akrobata Arondir. To naprawdę nie wygląda dobrze.
Ostatni raz wspomnę o skali, w jakiej robiony jest serial. Poszły na to grube miliony, tymczasem nie dostajemy potężnych miast, ogromnych armii, wielkich konfliktów. Zamiast tego jest garstka obdartusów, którzy kłócą się między sobą o łachmany i buble.
Arondir opłakuje swoją ukochaną. Wiedzieliśmy, że uzdrowicielka umrze, bo już jakiś czas temu aktorka zdradziła, że nie chce dalej grać w tym serialu.
Później dostajemy cały szereg absolutnie beznadziejnych dialogów między kolejnymi postaciami: synem uzdrowicielki, Arondirem, Isildurem i poznaną dziewczyną. Festiwal samookaleczenia dziewczyny, kiedy przykłada rozgrzany nóż do pleców to kolejny pokaz inteligencji scenarzystów.
Historia Isildura i jego matki jest tak gówniana i do niczego, że aż szkoda o niej mówić, ale to zrobię. Okazuje się, że Isildur odpłynął za daleko od lądu, porwał go prąd, matka rzuciła się na ratunek i umarła. Isildur nikomu o tym nie powiedział, za to poprzysiągł, że zrobi coś niezwykłego, by ofiara matki nie poszła na marne.
Złodzieje koni, entowie i koronacja czyli niech ten odcinek się już skończy
Nasz kochany Isildur nie ruszy się nigdzie dalej bez swojego konia, więc syn uzdrowicielki (chyba Theo) chce mu pomóc odzyskać wierzchowca. W tym celu udaje się do obozu koniokradów i odwraca ich uwagę od Isildura. Kiedy syn Elendila oddala się od obozu, słyszy krzyki. To entowie postanowili zemścić się za wycinkę lasów. Swoją drogą scena z drwalem uderzającym siekierą w drzewo niemal do złudzenia przypomina tę z „Dwóch Wież”, gdy orkowie i uruk-hai rozbili obóz na obrzeżach Fangornu.
Później mamy już właściwą koronację w Numenorze. Królowa przemawia do swojego ludu. Trzeba przyznać, że ma w sobie tyle charyzmy, co polscy politycy przemawiający do tłumów. Jej odezwa do ludu jest fatalna, mówienie o jakimś Numenoryjskim żalu i innych pierdołach jest zwyczajnie nużące.
Na szczęście wtedy pojawia się córka Elendilla, która przynosi do sali Palantir. Nie rozumiem co prawda, czemu używanie Palantiru miałoby być czymś złym, ale wszyscy są oburzeni. A najbardziej Farmazon, który każe zniszczyć kamień. Rozpętuje się niemałe zamieszanie, które zakańcza przylot orła. Nie wiedzieć czemu, tłum uznaje to za wsparcie dla Farmazona. Orzeł, o dziwo, nie protestuje i tym sposobem nasz kanclerz zostaje królem, ot tak po prostu. Nie doszukujmy się logiki, bo jej tam zwyczajnie nie ma.
A więc Farmazon zostaje królem Numenoru, a nam została jeszcze ostatnia rzecz przed wyczekiwanym końcem odcinka. Celebrimbor i Annathar wykuwają Siedem. Dziękuję, dobranoc.
Ten odcinek był po pierwsze za długi, po drugie nużący, po trzecie dobre momenty przeplatał tymi tragicznymi. Ciężko się to ogląda, naprawdę ciężko.
Pierścienie władzy (sezon 2) odcinki 1-3
-
Odcinek 1: "Dla królów elfów pod otwartym niebem" - 4/10
4/10
-
Odcinek 2: "Gdzie gwiazdy są osobliwe" - 5/10
5/10
-
Odcinek 3: "Orzeł i berło" - 4/10
4/10
Siedziba Gil Galada znajduje się w Lindonie. Na krańcu Śródziemia.
A jak jechali? Z wschodu czy zachodu? Bo w pierwszym sezonie jechali z wschodu na… Wschód 🤣🤣🤣
Nie o to chodzi. Wiem, że w Lindonie, ale dokładne miejsce w tej krainie, to znaczy czy znajduje się daleko od „Szarej Przystani”? Bo tutaj od momenty kiedy postanowili wyruszyć do momentu kiedy do przystani docierają mija dosłownie kilka minut.
Elfy mogą się upić. Scena z filmu to raczej odstępstwo. Albo kwestia trunku 😜
W tym zdaniu bardziej chodziło o to, że twórcy traktują trylogię Jacksona jako punt wyjścia, bardziej niż to co napisał Tolkien 🙂 więc dla nich ważniejsze powinna być ta scena z Legolasem 🙂
„Elendil stoi obok królowej Numenoru.”
A chwilę wcześniej był w Mordorze? To musi być niezła mapa jak w Heroes 3 🤣
„Ten wątek jest prowadzony tak, jakby do scenariusza na chwilę dorwała się osoba obdarzona talentem. ”
Hmmm, czyli Tolkien 😜
Swoją drogą, to bardzo dużo czytałem pieśni pochwalnych. Niesamowita kampania marketingowa, której nawet nie było przy 1 sezonie. Przyznam że aż prawie mnie przekonali 🤣🤣🤣 ponoć jest dużo lepiej i w sumie to arcydzieło. Nie ma już błędów i jest cudownie.
Na razie jednak pozostanę przy swoim i poczekam aż ktoś rzetelny faktycznie uzna, że jakiś odcinek jest świetny. Do tego czasu streszczenia są nawet lepsze, bo nie muszę tracić kilku godzin na krwawienie z oczu. Nie muszę też oglądać pseudo Galadrieli.
Theo zostanie Królem-Czarnoksięznikiem, pierwszym Nazgulem. Wspomnicie moje słowa!
Nie spodziewałem się, że to zrobię, ale chciałbym spróbować obronić pomysł orczej rodziny. To jest całkowicie zgodne z książkami, Orkowie nie rodzili się z błota jak u Jacksona tylko byli zdeprawowaną wersją ludzi/elfów ( dokładne pochodzenie nie gra tutaj istotnej roli ) więc rozmnażają się też w taki sam sposób. No i w Powrocie Króla, gdy Sam i Frodo uciekają z Cirith Ungol podsłuchują orków narzekających, że nie chcą walczyć i woleliby prowadzić proste życie i spokojnie sobie napadać na ludzkie wioski i podróżnych. Potem przychodzi inny ork i im grozi, że zgłosi ich za niesubordynację 😀
U Jacskona z błota rodzili się Uruk-hai o orkach chyba nic nie było. Samego pojawienia się orkijskiego dziecka nie skrytykowałem, ale pomysł na cały lud już tak. Co prawda nie czytałem, „Ostatniego Władcy Pierścieni”, ale tam chyba było spojrzenie na świat z perspektywy orków? Czy coś pomieszałem?
Jackson wprowadził orki rodzące się z błota chyba tylko dlatego, żeby mu się zgodziła natychmiastowa industrializacja Isengardu i produkcji orków – licentia poetica, trudno.
Zgadzam się z tezą, że pomysł na dobre/neutralne orkijest co najmniej średni – lorowo by się zgadzało gdyby orkowie chcieli spokojnego życia aby zyskać możliwość napadania, rabowania i tak dalej ( tak jak w rozmowie podsłuchanej przez Sama i Froda w Mordorze ).
Co do Ostatniego Władcy Pierścieni: jest to co najwyżej fanfik i wg mnie tak go trzeba traktować. Nawet nie jak fanfik, bardziej jak ragebait i to w dodatku słaby, bo Jeskow specjalnie zrobił wszystko „na opak” w porównaniu do Władcy – seks, przekleństwa, , dobry Mordor/Rosja/ZSRR i źli, tępi ludzie sterowanie przez podłe cwaniaczkowate elfy… zero polotu. uważam, że ciężko to nawet traktować jako próbę dekonstrukcji Śródziemia. Ale może po prostu nie rozumiem go.
Z orkami jest jak z czarnymi czy azjatami ze wschodu. Ludziom wydaje się że każdy jest podobny. A oni tak naprawdę wszyscy są bardzo zróżnicowani. Masz inne orki w Minas Morgul, inne w Mordorze, inne w Górach. Uruki to orki hodowane typowo na wojnę.
Ale w tej materii najlepszy byłby wykład Bluetigera.
Te orki z serialu wyglądają beznadziejnie.
Mało tego, w Mordorze były nawet pola uprawne, gdzie była hodowana żywność dla rosnącej populacji orków. Orkowie, mimo że zdegenerowani, byli jednak rasą jak każda inna i mieli swój język, swoją kulturę i swoje „życie codzienne”.
>> co kłóci się troszeczkę z tym, że elfowie stronią od alkoholu
Dobrze, że Bilbo o tym nie wiedział
Brawo dla autora za posłuchanie sugestii czytelników i ocenianie serialu laskawiej.
Tak trzymać!!!
A mnie się podobało. Widać spory progres w porównaniu do 1 sezonu. Obejrzałem z przyjemnością i nie uważam seansu za zmarnowany czas. Nie jest to może produkcja na poziomie Rodu Smoka (zwłaszcza 1 sezonu), ale w porównaniu do takiego Wiedźmina – arcydzieło. 🙂 Jak na serial telewizyjny (ba, zwłaszcza jak na serial telewizyjny dzisiaj) źle nie jest. Zaznaczę tylko jeszcze raz, że chociaż szanuję Tolkiena i doceniam jego wkład w kulturę, to żadnym wielkim fanem nie jestem. Z jego twórczości przeczytałem tylko dwa opowiadania i kilka pierwszych rozdziałów Władcy. Świat Tolkiena znam więc wyłącznie z filmów Jacksona i tego co mi czasem syn wyjaśnia. Podejrzewam więc, że łatwiej mi przychodzi przymykanie oka na odstępstwa od materiałów źródłowych niż prawdziwym fanom. Czekam zatem na kolejne odcinki. 🙂
Fakt przynajmniej dało się obejrzeć, w przeciwieństwie do Wiedźmina, które nie da rady zdzierżyć. No nic się nie poradzi, że obecni scenarzyści nie potrafią pisać dialogów. Na przykład taki trzeci odcinek do połowy był naprawdę bardzo udany, ale jak już trzeba było, żeby bohaterowie ze sobą trochę porozmawiali, to było to złe. Ja nie jestem wielkim fanem samej trylogii Tolkiena, ale Silmarillion to jest dla mnie coś wspaniałego.
Na szczęście dla serialu twórcą jakimś cudem udało się wybrnąć z pułapki w jaką się wpakowali, trzeba oczywiście na chwilę zapomnieć o pewnych rzeczach, ale wątek Celebrimbor – Halbrand naprawdę im się udał. Pozostaje tylko niewybaczalna kwestia Galadrieli – i doboru aktorki. Odnoszę jakieś dziwne wrażenie, że jest jakiś deficyt dobrych aktorek w serialach – na przykład w wiedźminie co jedna to gorsza, tam nie uświadczysz jednej dobrej kobiecej roli, a przecież jest ich tam w bród.
Nie chcę nikogo tu obrazić, ale obawiam się, że może to być związane z ogólnym deficytem kobiecości. Dzisiejsze dziewczyny do pięt nie dorastają swoim matkom. Jakieś same nierozgarnięte Julki, „ciałopozytywne” pyskacze i dziewczyny mające ze sobą ewidentne problemy psychiczne. Mówcie co chcecie, ale kiedyś tego nie było. A w każdym razie nie w tej ilości i nie było afirmowane.
Bo mamy kryzys kobiecości 🙂 Ale fajne babki są, tylko je te durne zakrzykuja. Jak tylko jakaś coś powie rozsądnego to ja aktywistki canceluja.
Żona Deadpoola na przykład? Choć czy można ją zaliczyć do kategorii mądrych?
Blake Lively – akurat to jak promowała swój ostatni film sprawia, że zaczynam wątpić w jej mądrość.
Ja właściwie też. Wydaje się być prowokacyjna na siłę
Nie znam tematu, z dala od Deadpoola staram się być i Marvel 😀
Ale kojarze sytuacje, gdzie jakieś aktorki czy inne sławne kobiety były besztane tylko i wyłączenie za…brak popierania tego co trzeba popierać 🙂 Taka kultura, że aktorka musi głównie być teraz feministką, adwokatką praw kobiet itd. Masakra jakaś jak któraś się pojawi obok zwolenników nie tego co trzeba, jak np. Sydney Sweeney.
Chory przemysł.
Najbardziej chore jest to, że dzisiaj z prawami kobiet utożsamia się jakieś lewicowe brednie. A wszystko co wymyśli lewactwo prędzej czy później odbije się rykoszetem właśnie na kobietach. Jak choćby to majstrowanie przy tożsamości płciowej. Lewackie feministki tak walczyły o prawa kobiet, że dzisiaj zbir skazany za wielokrotne gwałty może siedzieć w kobiecym więzieniu. :/
Raczej scenarzyście coraz mnie potrafią pisać postacie kobiece.
Nawet ta aktorka grająca Yenefer jak dostała scenariusz w jakiejś większej części bazujący na książkowym pierwowzorze – mówię tu o opowiadaniu Ostatnie Życzenie – to w jednym jedynym odcinku zagrała poprawnie.
Nie jakoś wybitnie czy coś, ale w większości pozostałych jest naprawdę słabo i w niczym nie przypomina książkowej Yenefer, a w tamtym odcinku dało radę ją oglądać.
Miałam właśnie się do tego odnieść. Jak scenariusz, dialogi i wypaczenie postaci wejdzie w grę, to nawet świetna aktorka tego nie uratuje. A do seriali zazwyczaj nie angażują najbardziej znanych twarzy z filmów. Co najwyżej jakiś aktor wybije się na serialu.
Ale jak w serialu HBO ktoś coś lekko zmieni, to ok? 😜
Tu z recenzji wynika, że podstawowe prawa logiki i geografii są dalej gwałcone. Nie trzeba znać materiału źródłowego.
Właściwie, to pewnie tylko mały odsetek ludzi przeczytał coś więcej niż Hobbita i Władcę. Więc też nie jest tak, że to rzeszy specjalistów się serial nie podoba.
A poza Bluetigerem i promilem fanów to pewnie nikt nie czytał wszystkich książek o Naturze czy Historii Śródziemia.
W zasadzie sam Silmarillion to nie jest końcowe dzieło i nie wiadomo czy autor dokładnie to miał na myśli. Jedyne co można brać za pewnik to przypisy do trylogii.
Powyższa dyskusja o orkach to idealny przykład tego, że serial mógł rozbudzić zainteresowanie lore, gdyby podszedł do tego poważnie. Gdyby celem nadrzędnym było ukazanie świata, a nie przepychanie swojej agendy. Czyli jak Ród Smoka.
Wierności książkom to oczekiwali chyba tylko nieliczni. Nie w tym tkwi problem.
Jak się denerwujesz na to co zrobili z Alicent i Rhaenyra, to wyobraź sobie że z kilkoma postaciami zrobili coś o wiele gorszego 🙂
Chyba się poddam i to obejrzę. Ale najpierw nadrabiam Rzym, którego nigdy nie widziałem. I szczerze mówiąc też zachwycony nie jestem.
Dałem przecież disclaimer. 🙂 Jak się nie wie, jak wspaniale było coś pokazane w książce, to już tak nie razi, gdy w serialu jest zaledwie jako tako. Ja jakiś większych głupot nie zauważyłem, może po tym, czym raczy nas ostatnio telewizja, mam obniżone oczekiwania. W paru momentach uśmiechnąłem się z politowaniem, ale to nic na co nie można by przymknąć oka. Chyba faktycznie mamy teraz w lokacjach mniej ludzi, ale może to i lepiej, nie muszą ich rozmnażać tandetnym CGI. Jak się nie ma możliwości wiarygodnego oddania epiki, to lepiej z niej w ogóle zrezygnować. Wydaje mi się, że poprawiły się także kostiumy. Na pewno za to poprawiły się przejścia między wydarzeniami. W 1 sezonie wciąż miałem wrażenie, że te wszystkie lokacje leżą najwyżej godzinę spacerem od siebie. Teraz w sporej części udało im się pozbyć tego efektu. Najmniej podobały mi się sceny w Numenorze. Za łatwo ten Farmazon wydymał królową i przejął władzę. Nie wiem jednak, jak silna jest władza królewska w Śródziemiu, może tam jest tak przyjęte? W Westeros by nie przeszło. Sceny z Istarim i niziołkami to znowu najnudniejsza część serialu. Jest jednak spory postęp w stosunku do 1 sezonu, kiedy musiałem oglądać całą tę bandę. 🙂
Aha, jeszcze co do Galadrieli. Jeżeli już uznamy, że nie jest to ta sama Galadriela, co w książkach i filmach Jacksona, to myślę, że się poprawiła. Chyba trochę zrezygnowali z tego imidżu „silnej kobiety” (czyli w ich wykonaniu niesympatycznej i wkurzającej) i Galadriela trochę wyluzowała, przez co od razu lepiej się ją ogląda. Chyba nawet ani razu nie zobaczyliśmy w jej dłoniach miecza. W odróżnieniu od autora recenzji, uważam, że lepsza Galadriela uległa, niż wredna, rozstawiająca wszystkich po kątach i pozbawiona empatii. 🙂
Co do Rzymu to jestem trochę zdziwiony. 1 sezon był świetny.
Kurde, serial fajny. Ale ten nadmierny seks mi psuje oglądanie. Wiem że to było wtedy, ale nigdy nie lubiłem wkładania porno do seriali. Można to lepiej zrobić i dalej ukazać to co się zamierzało.
Do tego za dużo przeskoków. Ale być może więcej napiszę później w stosownym wątku.
Może i za dużo. Tym niemniej jest to raczej seks neutralny, nie mający za zadanie epatowania, jak w tym nieszczęsnym serialu o Spartacusie. Ale spoko, poczekajmy, może ktoś napisze coś o Rzymie?
Mi się bardzo podobał, zwłaszcza pierwszy sezon. Drugi lekko zniżył loty ale to nadal dobry serial. Trochę zdziwiłem się ze tak szybko doszło do zdrady ale polubiłem postać Hindsa. Na plus również Tytus i Lucjusz. W odróżnieniu od sporej większości polubiłem Marka Antoniusza i dziwi mnie tak negatywny odbiór postaci.
Marek Antoniusz był zarąbisty, choć wolałem go w 1 sezonie, gdy był jeszcze na drugim planie. W ogóle wszystkie postaci były OK. Na nerwy działała mi tylko ta żona Worenusa, a zwłaszcza dzieci.
Marek jest świetny.
Dwaj legioniści też.
A ta żona również mnie wkurza. I nie pomaga fakt, że ją znam z innych seriali.
Ten od Lucjusza robił później karierę w Chirurgach. A aktor Tytusa wiadomo. Klasa.
Fajny jest też ten Oktawiusz.
Ale tylko ten młody. Dorosły też mnie wkurza. Aktor ma twarz zboczonego psychola.
Masz na myśli, że grała w GoT? Fakt, serialową Ellarię raczej trudno lubić. Ale w Rzymie jej nie lubiłem za to jaka była w Rzymie. 🙂 Zresztą wtedy jeszcze nie znałem jej z GoTa.
Ona grała też w innych dużych produkcjach. W zasadzie typowy przykład tego jak aktorka może się „przejeść”
Wkurzające role, wszystkie na jedno kopyto. Zwłaszcza w Lutherze.
Ale to problem wielu aktorek teraz.
DaeL kiedyś pisał: https://fsgk.pl/2017/09/czekajac-na-gota-rzym-rome/
🙂 Niewiele już pamiętam z tego serialu, ale wtedy na pewno zrobił na mnie duże wrażenie. Szkoda tylko tych cięć w drugim sezonie, spowodowanych brakiem pieniędzy.
Może w 2005 bylbym bliższy tej recenzji, ale dziś niestety nie.
Jak obejrzę do końca, to tam napisze więcej 🙂
Z tego co ja słyszałem, to Rzym scancelowano nie z braku kasy, tylko przez to, że HBO przymierzał się już do GoT i nie chcieli ciągnąć dwóch dużych seriali. Ponoć Rzym miał mieć 5 sezonów. I te 4 kolejne upchano w jednym. Choć oczywiście jedno nie wyklucza drugiego.
Też lubię serial Rzym, zwłaszcza 1 sezon, w 2 wszystkiego upchali za dużo, dodatkowo były przeskoki czasowe, zmiany aktorów np. ten co grał Oktawiusza, ale to przez to że serial skasowali na 2 sezonie. Z tego co ja czytałam to serial skasowali bo był za drogi w realizacji, niechcieli dużo wydawać na serial czy też nie mieli kasy. Pierwotnie miało powstać 5 sezonów, powstało tylko 2 i w tym 2 wszystko upchali.
Fajna recenzja, dość mocno mnie rozbawiła , dużo bardziej niż te odcinki. Obejrzałam te 3 odc (w końcu), strasznie opornie mi to szło, naprawdę ciężko się to ogląda.
Ród Smoka nawet nudne odcinki oglądało mi się lepiej niż to, wszystko było dużo bardziej angażujące. Ale dobra wróćmy do Pierścionków Amazonu, odcinki są dość długie, nużące, często nudne. Losy bohaterów też często nie interesują, nie angażują. Najnudniejszy wątek to zdecydowanie wycieczka Nieznajomego z Nori i Poppy (rany boskie jak ja ich nie znoszę). Zresztą te dwie hobbitki to jest totalne odwzorowanie Froda i Sama, ślepy by to zauważył. Twórcy tego serialu nie potrafią wymyślić swoich wątków to papugują i zbierają co najlepsze z trylogii, przecież takich podobieństw jest więcej. Najlepszy wątek tych odcinków, hmm niewiem, nie potrafię wskazać, nic mnie szczególnie nie zachwyciło. Postacie które polubiłam przy 1 sezonie nadal je lubię i ich wątki w jakimś tam stopniu mnie interesują. Durin, Elrond i Elendil, te postacie aż trzy mnie interesują. Poszczególne sceny są często długie, za długie, nużące, dialogi słabe. Wizualnie jest pięknie, widoki, jest na co popatrzeć, jest czym oko nacieszyć, ale to tyle a tak nie powinno być. To jest serial który się ogląda dla aspektów wizualnych.
Guys, czy ktoś sprawdza te teksty pod kątem ortografii? Jak widzę „nie karzcie mi”, „pokarzmy”, to mnie trochę serduszko boli.
Nie wiem, co tu się wydarzyło. Przejrzałem teraz cały tekst i poprawiłem to, co od razu rzuciło mi się w oczy (a było tego sporo). Ten tekst powinien wyglądać inaczej, bo pamiętam, że sam go redagowałem. Podczas zapisu WordPress musiał coś pochrzanić i do publikacji poszła wersja sprzed edycji. Czasami takie rzeczy się dzieją, zwłaszcza z dużymi postami. Niestety potem przegapiłem już po publikacji, że coś jest nie tak.
Sorry, będziemy się bardziej pilnować.