FilmyKlasyka Kina

Gorączka (1995)

W historii kina było wiele pojedynków twardzieli, ale chyba żaden nie jest w stanie dorównać starciu gigantów w filmie Gorączka. Chociaż Robert De Niro i Al Pacino grali już wcześniej w drugiej części Ojca chrzestnego, to nigdy nie spotkali się razem na planie zdjęciowym. Dopiero Michael Mann obsadził ich w swoim opus magnum: w Gorączce z 1995 roku i doszło wtedy do zderzenia talentów na niespotykaną skalę. Reżyserski i scenopisarski kunszt Manna scalił się z potęgą aktorskiego geniuszu dwóch wielkich bohaterów Hollywood i w ten sposób powstało dzieło niezapomniane. Kamień milowy w kategorii filmów sensacyjnych i niejako ukoronowanie ewolucji tego gatunku na przestrzeni dwóch ostatnich dekad ubiegłego wieku.

Jak nietrudno się zorientować po powyższym wstępie, uważam Gorączkę za film wybitny i mam do niego stosunek bałwochwalczy, więc nawet nie będę silił się na pozory obiektywizmu. To po prostu jest wzorzec, do którego powinni równać inni. Zdziwiłem się przy okazji niedawnego, któregoś z kolei seansu, że Gorączka trwa niemal trzy godziny. Kiedyś uwielbiałem długie filmy, ostatnio jednak coraz mocniej przeszkadzają mi dłużyzny, mało odważne cięcia montażowe i generalny przerost czasu nad treścią. Tym bardziej więc doceniam dzieło Manna za to, że potrafi przykuć do ekranu na tak długi czas i nie nudzi przy tym ani trochę. Owszem, jest w nim sporo wolniejszych fragmentów, ale coś musi równoważyć te momenty, kiedy dzieje się dużo i szybko. A kto oglądał, ten wie, że jak już zacznie się dziać, to nikt nie bierze jeńców.

Film opowiada o pojedynku zawodowego złodzieja – Neila McCauleya granego przez Roberta De Niro – z Vincentem Hanna (w tej roli Al Pacino), detektywem, który depcze mu po piętach. McCauley to profesjonalista w każdym calu. Jego ekipa pracuje z zegarmistrzowską precyzją, na podstawie planów opracowanych do ostatniej sekundy. Członkowie grupy to inteligentni, metodyczni ludzie. Nie wahają się pociągać za spust w razie konieczności, ale nie to jest ich celem. Kradną, aby zdobywać pieniądze, nic więcej, nic mniej. Pech chce, że w czasie jednego ze skoków, zrekrutowany naprędce najemnik zabija cywila, co rozpoczyna spiralę wydarzeń, która doprowadzi w finale do starcia głównych bohaterów. Śladem rabusiów podąża bowiem grupa detektywów zdeterminowanych, żeby dorwać zuchwalców.

Film Manna to drobiazgowo wymyślona historia, odrobinę tylko doprawiona precyzyjnie wstawionymi zbiegami okoliczności. Toczy się na dwóch równoległych płaszczyznach, bo oprócz tej warstwy sensacyjnej, reżyser serwuje jeszcze wątki obyczajowe. Na tle innych wydarzeń obserwujemy związki głównych bohaterów z ich partnerkami, rodzinami. Fantastycznie wymyślono to, że bandyta w życiu prywatnym sprawia wrażenie tego bardziej cywilizowanego, łagodniejszego i empatycznego w porównaniu do policjanta. Hanna przechodzi właśnie przez kryzys w swoim trzecim małżeństwie, jest przy tym pracoholikiem, dla którego liczy się tylko dorwanie McCauleya. Dopiero pewne dramatyczne wydarzenia sprawiają, że jest w stanie normalnie porozmawiać z żoną, ale i tak wiadomo, że to związek skazany na porażkę. Neil z kolei jest szarmancki i romantyczny, więc bez trudu podrywa śliczną artystkę i ten romans wydaje się bardzo autentyczny. Tym bardziej więc uderza widza moment, kiedy dobiega on końca. Wątek rodzinny jest bardzo mocno zaakcentowany i tworzy kontrapunkt dla kolejnych sekwencji sensacyjnych. Znakomicie też Mann gra widzowi na nosie, zamieniając tradycyjne role i tworząc niejednoznacznych bohaterów. A może raczej antybohaterów? Bo można w Gorączce kibicować zarówno złodziejowi, jak i policjantowi, ale tak naprawdę obydwaj są godni pożałowania i budzą odrazę. Tylko w pracy są doskonali. Są najlepsi w tym, co robią i w ich życiu tak naprawdę nie ma miejsca na sentymenty. Mann zdaje się mówić, że sukces absolutny da się osiągnąć wyłącznie kosztem rodziny i życia prywatnego.

Choćby nie wiem, jak dobre były wątki obyczajowe, to dopiero we fragmentach “napadowych” film pokazuje pazur. Co ja gadam? Nie pazur, a prawdziwy śmiercionośny arsenał. Nie było i do tej pory nie ma bardziej emocjonujących scen strzelanin i napadów, niż te stworzone na potrzeby Gorączki. Kropka. Zaczyna się od skoku na ciężarówkę przewożącą papiery dłużnicze. To tu mamy zaczynek nieszczęśliwych wydarzeń, ale też pokaz możliwości McCauleya i jego drużyny. Atak jest precyzyjny, brutalny i obliczony co do sekundy. Mann nie epatuje przy tym żadnymi efekciarskimi technikami, jego filmowi dużo bliżej do dokumentu niż tradycyjnego filmu sensacyjnego. Kamera często znajduje się w samym sercu akcji, cięcia są szybkie i dokładnie w punkt, więc ani na moment widz nie gubi się w przebiegu wydarzeń. Potem jest scena zasadzki i kolejna niesamowita strzelanina, kiedy Val Kilmer osłania swojego szefa z karabinem snajperskim w dłoni. Tu mamy z kolei pokaz umiejętności budowania napięcia, bo zanim padnie choć jeden strzał, wszystkie pionki muszą być odpowiednio rozstawione na szachownicy. Później jeszcze dostajemy policyjną zasadzkę, podczas której można wyjść z siebie w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń i wreszcie to wszystko znajduje swój finał w najsłynniejszym fragmencie Gorączki.

Napad na bank z tego filmu obrósł legendą. W mojej ocenie to najdoskonalsza, najlepiej zrealizowana strzelanina w historii kina. Mann wysłał aktorów na katorżniczy obóz treningowy, żeby nauczyć ich obsługi broni oraz sposobów poruszania się i prowadzenia ognia. Panowie aktorzy sprawili się tak dobrze, że podobno Val Kilmer w akcji był pokazywany rekrutom amerykańskich Marines jako przykład idealnie przeprowadzonego odwrotu pod wrogim ostrzałem. No i jest jeszcze dźwięk… Sekwencja po napadzie na bank miała być udźwiękowiona tradycyjnie w studiu, w postprodukcji. Tymczasem trochę przypadkiem zarejestrowano wszystkie wystrzały ślepaków, które padły podczas kręcenia i niosły się po opustoszałych ulicach Los Angeles. Efekt jest taki, że suche odgłosy serii z automatów rozwalają bębenki uszne, a kakofonia tłuczonego szkła i dźwięku opróżnianych magazynków sprawia, że widz czuje się, jakby był w samym sercu akcji. Do tego balet kamer i aktorów wygląda po prostu wspaniale. Po raz kolejny nie dostajemy żadnych ozdobników, podążamy jedynie za bohaterami, razem z nimi wychylamy się zza węgła, chowamy za autobusami i przebiegamy chyłkiem do kolejnych osłon. A jeszcze trzeba dodać, że cała sekwencja rozpoczyna się absolutnie mistrzowskim rabunkiem, kiedy nasi bohaterowie wchodzą do banku, robią szybkie rozpoznanie i wreszcie kradną, po co przyszli. Wszystko to w rytmie pulsującej muzyki, nadającej sprawom znakomity rytm. Cały ten kawałek filmu to absolutne mistrzostwo realizacyjne i dzieło dopracowane do ułamka sekundy. Perfekcja w każdym calu.

Gorączka to wielkie dzieło. W momentach spokojnych, jak na przykład rewelacyjnej konfrontacji Vincenta z Neilem w barze, pokazuje pazur świetnymi, autentycznymi dialogami. Kiedy trzeba, buduje napięcie do niebotycznych poziomów. Czy chodzi o napady, czy nawet o przepiękną scenę balkonową pod koniec filmu – zawsze zanim padnie strzał, potrzebna będzie odpowiednia podbudowa. Gorączka powala autentyzmem. Policjanci zachowują się na służbie jak policjanci. Profesjonalni złodzieje zachowują się jak prawdziwi profesjonaliści. Non-stop czuć też w powietrzu aurę zagrożenia oraz świadomość, że każda chwila może być ostatnią, a sukces od porażki dzieli niejednokrotnie drobny przypadek. To jeden z najlepszych, najdoskonalszych filmów w historii. Nie ma wad. Jest długi, czasem powolny, ale taki ma być. Ekscytacja widza powinna mieć kształt sinusoidy i oscylować wokół skrajnych wartości. Nie jest efektywne trzymanie napięcia ciągle na najwyższym poziomie. Trzeba wiedzieć, kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć i Michael Mann w 1995 roku dokładnie wiedział, jak to zrobić. W tamtym czasie był królem i mistrzem.

Gorączka (1995)
  • Ocena Crowleya - 10/10
    10/10

Related Articles

Komentarzy: 8

  1. To ja poproszę jeszcze więcej recenzji dzieła Manna, chyba jeden z najlepszych reżyserów pod względem doboru muzyki do swoich filmów

  2. Aż tak bym się nie podniecał, ale rzeczywiście jak na akcyjniaka to bardzo dobry. De Niro przestałem lubić, ale każdy znajdzie tam jakiegoś bohatera dla siebie.
    Ale ja w kwestii technicznej, mianowicie tagów. Ojciec Angeliny Jolie pisze swoje imię jako Jon (jak nasz znajomy Lord Dowódca), nie John. Jako Johna raczej nikt go nie będzie szukał. 😉

  3. To ja sobie pododaje. Kilka ciekawostek:

    – De Niro i Pacino i tak praktycznie nie spotkali się na planie. Poza dwoma scenami, które nakręcono w jeden dzień, panowie się mijali – akcja jest dwutorowa więc kręcili w odrębnych lokacjach i czasie.
    – „naprawdę” De Niro i Pacino spotkali się na planie dopiero w 2007 roku przy okazji pracy nad „Zawodowcami” Johna Avneta. Film na etapie zapowiedzi miał potencjał (i chyba celował) na bycie jakimś tam spadkobiercą „Gorączki” ale potem okazało się, że scenariusz jest cienki jak barszcz i to są po prostu popłuczyny. jedno z największych moich rozczarowań w sali kinowej;
    – „Gorączka” jest też 100% filmem noir, właściwie neo-noir, co sprawia że bywa nazywana Łabędzim Śpierwem czarnego kina. osobiście się z tym nie zgadzam, ale faktycznie – poźniejsze neonoir z lat .90 to już fantastyka (Mroczne Miasto, Matrix), a tutaj mamy kino sensacyjne, które wyszło bezpośrednio od kryminału;
    – Michael Mann bardzo chce nakręcić kontynuację, na którą pomysł miał już w czasie premiery „Gorączki”. Mało tego, w 2022 ukazała się książkowa „Gorączka 2”, którą Mann napisał razem z Meg Gardiner. Akcja zaczyna się już drugiego dnia po finale filmu. Jest to taki trochę prequel/sequel filmu, bo opowiada zarówno o przeszłości bohaterów, jak i wydarzeniach po skoku. Książka ukazała się również w Polsce i spotkała z pozytywnymi opiniami. Czy jest szansa na ekranizację? Mann w październiku ub. potwierdził, że jego następnym filmem ma być właśnie „Heat 2” a hollywoodzkie ptaszki co jakiś czas ćwierkają, że rolę McCauleya (DeNiro) miałby dostać Adam Driver.

    A tak poza tym to świetny tekst i wybitny film. A stwierdzenie „przerost czasu nad treścią” kradnę bezwstydnie na swoje potrzeby 🙂

    1. Tę książkową kontynuację mam na półce. Zaraz zamierzam zacząć.
      Film ma się kręcić na jesieni. Zobaczymy.

  4. Heat2 właśnie czytam. Bardzo obiecujący scenariusz. Heat to też genialna ścieżka dźwiękowa. Przeróbka New Down Fades Joy Division dokonana przez Mobego to arcydzieło. Elliot Goldenthal, Lisa Gerard, U2, Brian Eno.
    Gorączkę cenię za profesjonalizm „policjantów i złodziei”. To, co widzimy na codzień w mediach to żałosna amatorszczyzna.
    Nie wiem ile razy widziałem Gorączkę. Sporo. Polecam też odpalić na słuchawkach beż obrazu. Wyobraźnia pięknie pracuje!
    Dzięki za dobrą recenzję 🖐

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button