Przepraszam za lekką obsuwę, ale podobnie jak DaeLa, dopadły mnie problemy techniczne. Nie tracąc więc czasu zapraszam na analizę odcinków numer 6 i 7 pierwszego sezonu serialu Akolita.
Uczyć / Zatruwać
Odcinek 6 rozpoczyna się nie po kolei, bo od przebudzenia Oshy w siedzibie Qimira. Przelot tam musiał chwilę trwać, a do Mae i Sola przeniesiemy się za moment, krótko po odlocie z Khofar, więc tak naprawdę wcześniej. Pomieszanie z poplątaniem. Cały odcinek skaczemy od jednej siostry do drugiej, pozwólcie więc, że kilka razy też zaburzę chronologię i będę łaczył ze sobą kilka scen, które nie następują bezpośrednio po sobie, chociaż w zasadzie powinny.
Qimir mieszka w jaskini nad brzegiem morza na planecie Unknown, dziwnie przypominającej Ahch-To, gdzie wiele lat później schronił się Luke Skywalker. Po przebudzeniu, uzbrojona w znaleziony sztylet Osha rusza kamienistą plażą za Qimirem.
Wspomniani wcześniej Sol i Mae w przebraniu siostry odlatują z Khofar. Mistrz jedi nawiązuje kontakt z bazą i próbuje zgłosić śmierć swoich towarzyszy (tych, których ciała zostawił na pastwę wielkich ciem), ale z nieznanego powodu komunikacja się rwie. Mae rozpoznaje wnętrze statku, na którym kiedyś była poddana próbom jedi, a z ukrycia podgląda ją świstak tropiący – Bazyli. Sol idzie naprawić transmiter, a w chwili osamotnienia wydaje się być zdruzgotany. Chodzi tylko o śmierć towarzyszy, czy o coś więcej? Jak na mistrza jedi, facet jest dość emocjonalny. W międzyczasie Bazyl przymierza się do naprawy odnalezionego wcześniej robocika Oshy.
Wracamy na Unknown. Qimir idzie wykąpać się w sadzawce. Niewiele brakuje, a zobaczylibyśmy jego nagie pośladki, co podobno rozzłościło niektórych ludzi w Stanach. Zamiast tego widzimy jedynie wielką bliznę na plecach. Według mnie jej kształt może sugerować, że została zadana biczem lub czymś podobnym. Qimir prowokuje swoją nową uczennicę, żeby wzięła jego miecz i staje przed nią kompletnie bezbronny, rozpoczynając swoje nauki. Wszystkie ich dalsze rozmowy można streścić następująco: Osha powinna poczuć w sobie na powrót moc. Jedi sami sobie narzucają bezsensowne ograniczenia. Osha jest przepotężna, ale jedi ukryli przed nią ten fakt, bo uważają, że moc trzeba trenować i ćwiczyć, inaczej zanika. Qimir twierdzi, że jest zupełnie inaczej – ze talent magiczny jest czymś wrodzonym. Wszystkim zaś kierują emocje i za ich pomocą można moc kontrolować. Osha dostrzega oczywiste, że to tak naprawdę ciemna strona, ale przecież to tylko semantyka. Qimir wspomina też, że kiedyś, dawno temu, był jedi oraz usprawiedliwia bez trudu każdą śmierć, jaką zadał. Ponadto zasiewa w Oshy ziarno niepewności w kwestii intencji jedi wobec niej. Czy ona sama odeszła z zakonu, a może została do tego sprowokowana, a w zasadzie wyrzucona?
Pomimo kilku dziwacznych stwierdzeń i zabiegów, ta rozmowa jest chyba najlepszą z całego serialu. Zawsze chciałem zobaczyć w Gwiezdnych wojnach czarny charakter, który nie będzie wrzeszczał “MORE POWER” strzelająć piorunami z tyłka, a zamiast tego będzie chciał wykorzystać moc do robienia, co mu się podoba. Tak by postąpił każdy rozsądny człowiek. Szkoda, że kuszenie Anakina przez Palpatine’a nie było zrealizowane w podobny sposób. Byłoby wtedy na pewno bardziej przekonujące. Ale żeby nie było za słodko, nauki “sitha”, że dopiero kiedy odetniesz się od wszystkiego, stajesz się prawdziwie wolnym, brzmią jak… nauki jedi. Scenarzyści błądzą po omacku i czasem coś trafią przez przypadek, ale na ogół walą w kulochwyt.
Tymczasem na statku Sol zwierza się Mae, że nadszedł już czas, aby stanął przed obliczem Rady i wyznał całą prawdę. Musi mieć coś okropnego na sumieniu i nieźle się kamufluje, skoro przez 16 lat udawało mu się unikać kłopotliwych pytań o zdarzenia na Brendock. Kiedy ponownie udaje się nawiązać łączność ze stolicą, wysiada napięcie. Osha, jak przystało na mechanika, ma się tym zająć. Bazyl i Pip rozpoznają oszustkę. W odwecie Mae resetuje robota, a skopany świstak gdzieś ucieka. Dzięki Pipowi dziewczyna naprawia padnięty generator.
Na Coruscant mistrzyni Vernestra rozmawia o jakimś ambitnym senatorze, który forsuje wprowadzenie nadzoru nad jedi. Bardzo oryginalne, nieprawdaż? Ich rozmowę przerywa wejście młodego jedi, przynoszącego wieści od Sola. Vernestra zarządza wyprawę ratunkową na Khofar. Jako comic relief mamy jej ciamajdowatego padawana, który wspomina, że mistrzyni cierpi na chorobę lokomocyjną i nie lubi latać. Jest też przekonany, że wyprawa padła ofiarą lokalnych form życia.
Sol zastanawia się, dlaczego nie wyczuł prawdziwych intencji Qimira. Prowadzi też bardzo dziwną rozmowę z Mae, która wreszcie namawia go na opowiedzenie prawdy o Brendock. Zdziwiłem się, bo byłem pewien, że Mae wiedziała, co tak naprawdę się wydarzyło i dlatego mści się na jedi. Niestety kiedy Sol już ma zacząć gadać, na statku wraca zasilanie i pryska nastrój do zwierzeń. Mae idzie do kokpitu nawiązać łączność z Coruscant i… zostaje obezwładniona przez Sola, który następnie wyłącza radio i odlatuje, dosłownie chwilę przed przybyciem Vernestry do systemu. Dlaczego Sol zwiał? Bo kiedy zorientował się, że ma na pokładzie nie tę siostrę, co potrzeba, postanowił chronić ją przed resztą jedi? Albo ma jakieś niecne plany. Innego rozwiązania nie widzę, ale i tak jego zachowanie jest bardzo dziwne.
Wyprawa ratunkowa dociera na Khofar. Młody padawan dowiaduje się, że w okolicy grasują wielkie ćmy, które mogły zabić ekipę Sola, ale Vernestra nie wierzy w tak proste rozwiązanie i zarządza wymarsz do dżungli. Jak chce znaleźć drogę do siedziby Kelnakki bez Bazylego lub Qimira w roli przewodnika? Jest żoną showrunnerki, więc nikt nie będzie jej mówił, którędy ma chodzić.
Na Unknown Qimir lutuje swój hełm, w bardzo podobny sposób do Kylo Rena. Mówi też Oshy, że pragnie “potęgi dwóch”. Ten tekst padł wcześniej z ust wiedźm w trakcie rytuału. Można domniemywać, że wszystko kręci się wokół diady mocy. W Epizodzie IX diadą była Rey i Kylo. Czy w Akolicie jest nią Osha i Mae? Na pytanie o bliznę na plecach sugeruje, że był ofiarą zdrady i ktoś chciał się go pozbyć. Nie odpowiada za to, czy był mistrzem jedi. Pierwsze, co przychodzi na myśl, to że Qimir był uczniem Vernestry i w pewnym momencie dostał od niej biczem po plecach.
Następnie Qimir potwierdza, że jego hełm jest zrobiony z cortosis, czyli materiału odpornego na działanie mieczy świetlnych, ale też izolującego od mocy. Zachęca Oshę do przymierzenia sprzętu. Cortosis to pomysł zaczerpnięty z niekanonicznego już Expanded Universe, więc nie ma co się złościć na twórców serialu, ale według mnie sama idea takiej substancji jest niepotrzebna. Powstała tylko po to, żeby jedi nie byli niepokonani i można było tworzyć komiksy i książki z coraz bardziej wymyślnymi gadżetami i wrogami.
Drużyna Vernestry bez problemu dociera na miejsce masakry. Na pewno znacznie szybciej niż wcześniejsze wyprawy. Odnajdują ciała i w magiczny sposób odtwarzają wydarzenia z poprzedniego odcinka. Wiedzą, że napastnik był jeden, świetnie wyszkolony i zależało mu na braku świadków. To prowadzi do oczywistej konkluzji: Sol jest upadłym jedi i stoi za wszystkimi wydarzeniami. Jest przywiązany do Oshy, wyszkolił ją, przeszedł na ciemną stronę, pozabijał jedi, a teraz gdzieś uciekł ze swoją podopieczną i prawdopodobnie jej siostrą, z którą są w zmowie. Serial skończy się walką Vernestry z Solem, można się rozejść. Oprócz tego Vernestra demonstruje też kolejną fanaberię ze starego kanonu, czyli bicz świetlny, którym zabija atakującą ćmę. Ja rozumiem, że to może wyglądać efektownie, ale głupszą i bardziej niebezpieczną dla użytkownika i jego otoczenia broń trudno sobie wyobrazić.
Mae budzi się po ogłuszeniu. Jest przypięta do łóżka, a Sol gapi się na nią z miną rasowego zwyrodnialca. Tłumaczy, że musi znaleźć Qimira i Oshę. Czy jego przywiązanie do drugiej z sióstr ostatecznie zgubi Mae? Sol w tej scenie ma obłęd w oczach. Zaślepiają go uczucia i chęć obrony Oshy. Przypuszczam, że to doprowadzi do kolejnej tragedii. Po 16 latach jedi znowu zrobi coś złego. Tymczasem jednak zapowiada, że opowie wreszcie prawdziwą historię wydarzeń na Brendock.
Na sam koniec wracamy do Oshy, która decyduje się wreszcie założyć hełm Qimira. Muszę przyznać, że podoba mi się jego design. Hełmy w Gwiezdnych wojnach generalnie są głupie, bo ograniczają mocno pole widzenia. Ten jest wręcz posunięty do ekstremum, bo posiada jedynie wąskie szparki, przez które ledwo co widać. Ale w związku z tym, że ma izolować od świata i pomóc skupić się na mocy, taki wygląd ma sens. Daję plusik. A zaraz potem minusik, bo gdy Osha zakłada gadżet, ewidentnie widać, że to rekwizyt zbudowany z czegoś miękkiego, bo rozszerza się w trakcie przekładania przez głowę. To niby niewielki detal, ale całkowicie psuje atmosferę, kiedy razem z bohaterką patrzymy na świat z wnętrza hełmu. Partanina na sam koniec odcinka.
Czy był to odcinek przełomowy? Jak na warunki serialu tak. Wreszcie została odkryta część kart. Qimir zapowiada się na w miarę ciekawy czarny charakter (będzie szary, bo przecież o tym jest ten serial – o spojrzeniu na motywacje złoli z innej strony). Sol byłby w stanie załatwić wszystko jedną krótką rozmową, ale przybiera się do tego jak facet do oświadczyn. Co do Vernestry, to nadal nie wiem, jaka będzie jej rola w finale, ale podejrzewam, że zabije Sola i uzna, że to on stał za wszystkimi wydarzeniami. W ten sposób Rada jedi faktycznie nigdy nie dowie się o sithach. Opcja, że to ona jest tą, która steruje wszystkim z głębokiego ukrycia wydaje mi się zbyt wydumana.
Decyzja
Odcinek 7 jest bliźniakiem 3. To ta sama retrospekcja z Brendock, ale widziana oczami jedi. Wreszcie dowiemy się, jakie zbrodnie zostały popełnione! Nareszcie wszystko się wyjaśni. Tyle że nie, ale po kolei.
Brygada Indary przebywa na Brendock poszukując wergencji – pewnego rodzaju koncentracji mocy. Czemu robią to za pomocą wykrywaczy min? Nie wiem, ale wygląda to dziwacznie. Wspomniana zostaje wielka katastrofa, opisana w pierwszej książce z projektu High Republic, która doprowadziła do zniszczenia życia na wielu planetach. Padawan Torbin, jak przystało na głupiego, rozkapryszonego dzieciaka nie może już wytrzymać z dala od domu i chce wracać po 7 tygodniach nieobecności. Niecierpliwość to główny motor napędowy tego serialu. Najpierw Mae, znudzona łażeniem po lesie, zmusiła Qimira do przedwczesnego ujawnienia się, teraz Torbin rozwali wszystko, bo nie lubi spać w namiocie. Może byłoby mu łatwiej zrozumieć, co tu robią, gdyby wcześniej ktoś powiedział mu, że szukają wspomnianej wergencji. Serio, Sol mówi mu to po 7 tygodniach poszukiwań, przy ognisku, bo trzeba wyjaśnić widzowi cel poszukiwań. Nie ważne, że postacie powinny to wiedzieć. W myśl pokracznej zasady “tell, don’t show”, ekspozycja musi być zrobiona wprost, żeby każdy, nawet najgłupszy widz zrozumiał.
Ekipa rozdziela się. Sol na koszmarnie animowanym śmigaczu (kiedy mija kamerę, ta się trzęsie, co za kretynizm) dociera do żółtego drzewa, pod którym spotyka Mae i Oshę, a następnie matkę Koril. Znowu zawodzi łączność, więc na własną rękę śledzi dziewczynki do kamiennej twierdzy, zakamuflowanej tak, że nawet Qimir w swoim hełmie zauważyłby ją z daleka. Sol zakrada się na szczyt niczym Jerzy Kukuczka i dociera na miejsce w samą porę, żeby z ukrycia obserwować bliźniaczki i wiedźmy oraz ich rytuały. Dziewuchy, chociaż się ukrywają i w tym momencie wiedzą już o jedi (tak wynika z 3 odcinka), nie wystawiają żadnych straży ani obserwatorów.
Po powrocie do obozu Sol zdaje relację Indarze. Mówi o kulcie mocy, Torbin rzuca hasło “Siostry nocy”, ale my wiemy, że to nie one, bo Headland tak powiedziała w którymś z wywiadów. Dave Filoni pozwolił jej pożyczyć wiedźmy, ale kazał stworzyć swoje, nowe. Sol wyraża obawy, że wiedźmy krzywdzą dziewczynki i chce je ratować bez powiadamiania Rady. Jedi przybywają do twierdzy i wparowują do środka. Indarze wydaje się dziwne, że wśród ponad 50 kobiet jest tylko 2 dzieci. Chce iść sama, ale Sol upiera się, że w kupie raźniej.
Następnie dochodzimy do momentu, kiedy jedi pojawiają się wśród wiedźm. Zanim Anisseya przejmuje władzę nad umysłem Torbina, okazuje się, że od samego początku zaczęła mu mieszać w głowie. W czasie jakiegoś rodzaju wizji, rozgrywającej się w jego czaszce, Anisseya mówi, że da mu wszystko, czego ten pragnie. I chociaż brzmi to jak znakomity początek sceny z pornoparodii, to niestety chodzi tylko o powrót do domu. Dlaczego szefowa wiedźm od pierwszych sekund, nie czekając na żadne wyjaśnienia, zaczyna po kryjomu konfrontować się z jedi? Po co za moment atakuje Torbina, mając przed sobą trójkę jego towarzyszy? Przecież w tym momencie Anakin, gdyby tu był, posiekałby wszystkie siostrzyczki na plasterki. Indara jeszcze w żaden sposób nie zagroziła wiedźmom. To jest tak idiotycznie napisane, że rozum i godność człowieka wzięły wolne. Ale to dopiero początek, bo za moment okaże się, że mieszając w głowie Torbina, Anisseya sprowadziła na wszystkich zagładę.
Na statku jedi Sol przyznaje się, że poczuł więź z Oshą i chce, żeby została jego padawanką. Ktoś z ekipy od scenariusza musi bardzo lubić Mroczne widmo. Indara jest zdziwiona, bo myślała, że sugerując przetestowanie dziewczynek, Sol chciał tylko zyskać na czasie i umożliwić kontakt z Radą na Coruscant. Ale nie. On po prostu chce uratować Oshę przed tajemniczym rytuałem. Tę samą Oshę, która twierdzi z jakiegoś powodu, że chce być jedi, a nie wiedźmą. To, jak się okazuje, jest największy grzech Sola – jako jedi chce ratować życie osoby czułej na moc. Potwór.
Bliźniaczki przybywają na statek. Mae tłumaczy, w dziecięcy sposób, że dzięki rytuałowi ascendancji miały z Oshą stać się matkami plemienia. Według mnie to, co mówi, sugeruje, że wiedźmy w trakcie rytuału umierają. Stąd ich dziwaczne, potężne zdolności. One nie żyją w tradycyjnym sensie, są jakąś formą duchów połączonych z mocą. Dlatego też Sol jest tak zaniepokojony – nie chce, żeby Osha umarła, więc pomaga jej zdać test.
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu Rada nie zgadza się na sprowadzenie bliźniaczek. Torbin odczytuje wyniki badań ich krwi. Poziom midichlorianów wywaliło poza skalę, ale ciekawsze jest to, że Mae i Osha okazują się nie być bliźniaczkami, ale jedną jaźnią w dwóch ciałach. Tylko wergencja mogła spowodować coś takiego, więc Torbin zlobotomizowany wcześniej przez Anisseyę wskakuje na śmigacz i rusza do twierdzy. Skoro bliźniaczki są dowodem na istnienie wergencji, to zabierając je, mogliby wreszcie odlecieć z Brendock i wrócić do domu. Koniec ze spaniem pod chmurą!
Sol rusza w pościg. W siedzibie wiedźm Anisseya godzi się z tym, że Osha chce zostać jedi. Tymczasem Koril szczuje Mae na jedi i siostrę. Podburza też resztę do stawienia oporu najeźdźcom. Jedi wyczuwają, że dziewczynkom grozi niebezpieczeństwo i znowu wspinają się na górę. Mae wywołuje pożar, Indara przylatuje z Kelnakką na miejsce konfrontacji. Nie wiadomo, po co się rozdzielali, skoro dotarli na miejsce w tym samym czasie. Sol pyta matki o to, jak narodziły się bliźniaczki. W odpowiedzi Anisseya przepowiada upadek zakonu w nieokreślonej przyszłości. Ma to niby sugerować, że tak jak teraz Sol w dobrej wierze chciałby zabrać siostry, aby je szkolić, tak samo wiele lat później upór Qui-Gona, doprowadzi do powstania Imperium z Palpatinem i Vaderem u władzy. Nie mogła po prostu odpowiedzieć mu na pytanie…
Potem następuje absolutnie idiotyczny moment. Mae przybiega wołając o pomoc z powodu pożaru, który wywołała. Dorośli zamiast biec po gaśnicę, robią zaś rzeczy kompletnie irracjonalne:
Koril zamierza się halabardą na jedi;
Torbin wyciąga miecz;
Anisseya się drze i zamienia siebie oraz Mae w czarny obłok;
Sol włącza miecz i zabija obłok-Anisseyę na oczach jej córki i żony;
Przed śmiercią Anisseya zdąża jeszcze powiedzieć Solowi, że chciała pozwolić Oshy odejść z jedi;
Mae rozpacza nad ciałem matki;
Koril nakazuje atak i zaczyna się jatka.
Nic w tej scenie się nie klei. Śmierć Anisseyi następuje zupełnie bez powodu, a jeśli już to i tak można uznać, że Sol zabił ją w samoobronie. Wiedźmy strzelają do jedi z łuków, Torbin odbija strzały. Koril zamiast użyć voodoo, próbuje powalić sola z karata, ale ten jak każdy Azjata, nawet kosmiczny, potrafi się bić jak Bruce Lee. Nie chce też zabić kobiety, chociaż by mógł. Następuje wybuch (jeszcze nie reaktora). Moje przewidywania, że to jedi doprowadzą do eksplozji, okazały się funta kłaków warte. Tak naprawdę to jednak lampa naftowa spaliła kamienną twierdzę.
Sol obcina Koril halabardę, a ona zamienia się w czarny obłok. Wiedźmy znikają i przejmują sterowanie nad mistrzem Kelnakką. Rozpoczyna się walka na miecze między trójką jedi. Dość gwałtowna, kwadratowa i mało finezyjna. Na szczęście przylatuje Indara, wygania wiedźmy z głowy Kelnakki i… w ten sposób zabija/pozbawia przytomności wszystkie wiedźmy. I znowu – po 3 odcinku spodziewałem się, że ci paskudni jedi zabiją je w jakiś nieelegancki sposób, ale wygląda na to, że w świecie Disneya nieelegancka jest samoobrona. Jeśli widz ma w tym momencie współczuć w jakikolwiek sposób wiedźmom, to nie mam pojęcia, z jakiego powodu. Wszystkie fatalne wydarzenia miały miejsce z ich powodu. Każda decyzja, jaką podjęły, miała opłakane skutki. Wydźwięk całego odcinka jest taki, że rozhisteryzowane baby zawsze wszystko popsują. Nie wiem, czy o to chodziło twórcom.
Wreszcie Sol rusza na pomoc dzieciom. Mae i Osha spotykają się na przerwanym moście, Sol próbuje je ratować, ale nie jest w stanie utrzymać mocą całej konstrukcji. Musząc wybierać, w ostatniej chwili decyduje się uratować Oshę, Mae spada w czeluść. Na statku Indara ma za złe Solowi, że postąpił wbrew rozkazom. Dochodzi do szarpaniny, po czym wszyscy ustalają wspólną wersję wydarzeń, jaką przedstawią Radzie. Że Mae spaliła fortecę, a jedi udało się uratować jedynie Oshę. Sol wolałby powiedzieć prawdę, ale Indara zaleca kłamstwo, żeby nie dokładać traum dziewczynce. Zamiast wrzeszczeć na Sola, wszyscy powinniśmy mu współczuć, bo musiał podjąć straszną decyzję o uratowaniu jednej siostry, kosztem drugiej. Czy naprawdę nikt nie dostrzega tu tragedii? I po co te kłamstwa wobec Rady? W najgorszym wypadku Osha trafiłaby do sierocińca, tymczasem wiemy, że i tak w jakiś sposób trafiła do młodzików.
Jeżeli do tej pory serial słabo się kleił, a historia wydawała się niepełna z powodu jednostronnej relacji z Brendock, to teraz już wiadomo, że nic nie będzie sklejone. Cała tajemnica, przewrotność, dwuznaczność jedi nie istnieją. To, co miało być twistem i poddać w wątpliwość motywacje przedstawicieli zakonu, nie ma zupełnie sensu. To wiedźmy swoimi działaniami sprowadziły na siebie zagładę. Owszem, jedi popełnili błędy, ale z dobrych pobudek i w wyniku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Sol wykazał się słabością wobec Oshy, ale nie z powodu jakichś szemranych motywów, tylko w próbie ochrony życia. Winowajczynią jest Koril, która w swoim zadufaniu sprowokowała Mae, a potem jedi do popełniania kolejnych błędów. Odcinki 7 i 3 nie powinny być rozdzielone. To nie jest historia opowiedziana z dwóch różnych punktów widzenia. To ta sama historia, tylko za pierwszym razem nie pokazano wszystkiego. Wielka tajemnica okazała się nie być tajemnicą i sam nie wiem, czy być z tego powodu zły. Zapowiadało się na wylewanie pomyj na jedi, a jednak tak nie jest. Tylko w takim razie ten serial i jego fabuła są kompletnie bez znaczenia. Ot, taka tam historyjka, która miała być pełna tajemnic. Ale te tajemnice polegają wyłącznie na tym, że twórcy cedzą informacje tak, jak cedzi się nalewkę – bardzo powoli. Nie ma żadnego uzasadnienia, żeby odcinek Decyzja był dopiero siódmym, przedostatnim. Wydarzenia na Brendock mogłyby być pokazane w pilocie i nic byśmy na tym nie stracili.
Tymczasem został już tylko jutrzejszy finał. Z dużej chmury, zapewne spadnie mały deszcz. Nie widzę sposobu na uratowanie fabuły Akolity, chyba że w ostatniej chwili będziemy mieć prawdziwe wejście deus ex machina. Zobaczymy. Spotkamy się jeszcze na podsumowaniu i jednocześnie pożegnaniu z tą fantastyczną katastrofą.
Czyli potwierdza się moja teoria:
– Albo Torbin skoczył z padawana na mistrza w rekordowe 4 lata (tyle co Anakin z padawana do stołka w Radzie, ale 1) decyzja wojenno polityczna i 2) nie był mistrzem)
– Albo tytuł mistrza uzyskuje się automatycznie po 15 latach wstrzymywania stolca
Jedna opcja nie wyklucza drugiej…
Nie wiem co było głupsze w 7 odcinku, łatwopalna i wybuchowa kamienna twierdza, Sol napalony na ośmiolatkę jak szczerbaty na suchary czy zbiorowa śmierć wiedźm. Nie zgadzam się że to wszystko ich wina, nie były zbyt mądre to prawda ale to Sol z niewytłumaczalnego dla mnie powodu się uparł na ratowanie randomowej dziewczynki przed swoją matką (matkami?), Sol zaczął wymachiwać jarzeniówką bez powodu i Sol zabił wiedźmę bez powodu. Ogólnie Sol robił wszystko żeby eskalować sytuację bez żadnej sensownej motywacji do tego.
Samo rozdzielenie odcinka 3 i 7 przypomina mi scenopisarski kunszt wiedźmina i odcinka z balu na Thaned w którym chyba 3 razy są pokazywane te same wydarzenia tylko zamiast zmieniać perspektywy serial pokazuje te same sceny tylko za drugim i trzecim razem dłużej 😀
No ja zakładam, że Sol po prostu poczuł pociąg, znaczy moc Oshy i to go pchało do prób ratowania jej. Jedi – obrońca życia – czuje, że osoba wrażliwa na moc jest zagrożona, więc próbuje ją ratować. OCZYWIŚCIE w głupi sposób, który ma opłakane skutki, bo przecież tę historię pisali imbecyle, ale jednak nie przypisywałbym mu złych pobudek. A wiedźmy nie miały powodu, żeby atakować jedi. Po trzecim odcinku myślałem, że oni faktycznie na nie polują, więc miały się czego bać. Ale okazało się, że nikt ich nie próbował ruszać. Nawet nie chcieli zabierać Mae, skoro nie chciała.
No Sol nie chciał źle ale to jest tak nieudolnie przedstawione że brakuje mu tylko czarnego vana i lizaków do zwabiania dzieci 😀 A czy wiedźmy nie miały powodu się bronić? Typy wbijają im bez pozwolenia na kwadrat i to więcej niż raz, chcą porywać dzieci i wymachują jarzeniówkami. Do tego użycie miecza przez Sola jest kompletnie nieuzasadnione, wyszedł na zwykłego mordercę. W moim headcanonie Jedi nie zachowują się jak gangusy z Pruszkowa. Szkoda mi tylko wątku Quimira bo to naprawdę interesująca postać a został zepchnięty na trzeci plan. Przy okazji ja też miałem skojarzenie że jego blizny są po biczu świetlnym ale może to zmyłka scenarzystów – chociaż nie pokładam w nich zbyt dużej wiary
O przepraszam. Ankh-To to jakas szkocka wyspa a Unknown to Madera 🙂
Ankh-Morpork. 😀
Jak dla mnie wyglądaja podobnie.
Ała. Tera finał szybko róbcie,
Nie mam siły…
Wychodzi na to, że Anisseya była kosmicznym Georgem Floydem.
Po 8 odcinku. Nie będę spoilerować, ale powiem jedno –
Dooku powinien pokładać bomby z Barriss Offee, to jego przejście na Ciemną Stronę, to po prostu… nie wiedział połowy, co tam się działo. Anakin miał w pokręcony sposób rację, a Obi Wan to chyba jak Rejtan rozerwałby szaty, gdyby wiedział.
edit – podkładać