Różne

Absurdalnie subiektywny ranking odcinek 1 (oscary)

Top 17 największych pomyłek Oscarowych ostatnich 30 lat.

Przede wszystkim pamiętajcie, że ten ranking jest absurdalnie wręcz subiektywny. Dlaczego top 17 i dlaczego ostatnie 30 lat? Bo tak.

Wyróżnienia

Niczym w Szansie na sukces najpierw przyznam dwa wyróżnienia z poza rankingu. Dwie wielkie niewykorzystane okazje by doszło do czegoś spektakularnie legendarnego.

1 wyróżnienie: Rok 2001. Kategoria najlepszy aktor drugoplanowy. Gdzie jest nominacja dla „Wilsona” z filmu Cast Away? Pytam poważnie, gdzie ona jest? Któż się nie wzruszył, kiedy nasz wspaniały bohater, wielki przyjaciel głównego bohatera po prostu go opuszcza? Jedna z najbardziej wzruszających scen w historii. Wspaniałe aktorstwo, które nie zostało docenione.

2 wyróżnienie: Rok 2008. Kategoria najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Tutaj statuetka powinna trafić do Elliota vel Ellen Paige. Z perspektywy czasu cóż to by była za historia! Elliot miałby w swojej karierze nagrodę dla najlepszej aktorki, choć „należy do grona najbardziej utalentowanych i najczęściej nagradzanych AKTORÓW młodego pokolenia, a z kamerą zaczął oswajać się już jako 10-LATEK.” Mimo tego, że już wcześniej był 10-latkiem, nie 10-latką, to jednak mógł zostać nagrodzony jako aktorka. Dodatkowo pan aktor gra tutaj nastolatkę w ciąży. Cóż to byłby za wspaniały fikołek. Ach, akademia nie przewidziała przyszłości i zdecydowała się dać nagrodę Marion Cotillard – cóż za nuda.

Ranking absurdalnie subiektywny

Przechodzimy do właściwego rankingu. Zapnijcie pasy lecimy w podróż przez gwiazdy.

Miejsce 17 – rok 2003. kategoria Najlepszy krótkometrażowy film animowany. „Katedra” przegrywa z filmem „Czubo-czuby”. Ileż lat byłem oszukiwany… Niedawno byłem w kinie na filmie Fantastyczny Matt Parey. Oto jak brzmi jego oficjalny opis: „Film dokumentalny opowiadający o ojcu chrzestnym polskiej fantastyki. Gdyby nie on, nie wiadomo jak potoczyłyby się losy „Wiedźmina”, czy nagrodzonej Oscarem „Katedry” Tomasza Bagińskiego.” Tak więc nie ważne, że film Bagińskiego finalnie nagrody nie dostał, dla Polaków był zwycięzcą i koniec. Po co sprawdzać finalny wynik, lepiej odtrąbić sukces i przez lata oszukiwać mieszkańców kraju nad Wisłą niczym w Korei Północnej. Skandal odkryty po latach boli nieco mniej, ale wciąż dla dumnych patriotów jest to cios niewybaczalny.

Miejsce 16 – rok 2004. Władca Pierścieni: Powrót króla otrzymuje 11 nominacji i zgarnia 11 statuetek. Wszystkie nagrody absolutnie zasłużone. No, ale powoli. Z czym kojarzy się ten film? Przede wszystkim z fantastycznymi zdjęciami, z widokami Nowej Zelandii. Tymczasem w kategorii zdjęcia film Jacksona nie dostał nawet nominacji. Kto wpadł na ten pomysł? Kto wymyślił, żeby w ten sposób pozbawić trzecią części Władcy Pierścieni samodzielnego rekordu w ilości statuetek? Jaki proces myślowy musiał tam zajść? O braku nominacji za montaż dźwięku nie ma co pisać, bo kompletnie nie wiem czym ta kategoria różni się od kategorii najlepszy dźwięk gdzie LOTR zgarnął statuetkę. Kompromitacja level hard.

<Crowley: Ale Pana i władcę na krańcu świata to ty szanuj! Żeglarstwo mi lata kalafiorem, ale te wszystkie statki, maszty i inne takielunki sprawiają, że czuć sól z ekranu. A co do dźwięku, to najprościej rzecz ujmując, „sound editing” dotyczy dźwięków uchwyconych w czasie nagrywania, a „sound mixing” postprodukcji. Dlaczego Władca został ujęty tylko w tej drugiej? Bo pewnie oprócz dialogów, wszystko było dodane w postprodukcji. I żeby nie dostał 12 statuetek. >

Do tej pory było dość bezpiecznie teraz dopiero zacznie się dyskusja:

Miejsce 15 – rok 2016. Kategoria najlepsza muzyka oryginalna. Nienawistna ósemka wygrywa z filmem Sicario. Oscar za nazwisko. Ennio Moricone przegrał wyścig po statuetkę pięć razy. W 2007 przyznano mu nawet Oscara specjalnego myśląc, że Włoch zakończy karierę. Tymczasem Quentin zaprosił go do swojego filmu i trzeba było dać mu wreszcie prawdziwą nagrodę. Szkoda, że stało się to kosztem nieoczywistego arcydzieła muzyki filmowej. Jóhann Jóhannsson musiał obejść się smakiem i niestety on już żadnej statuetki nie dostanie.

<Crowley: Przy całym szacunku i uwielbieniu dla geniuszu Morricone, ta ścieżka dźwiękowa zawierała utwory skomponowane do innych filmów, więc w ogóle nie powinna być brana pod uwagę w kategorii muzyki oryginalnej. A szkołę Jóhannssona kontynuuje jego dobra znajoma Hildur Guðnadóttir, nagrodzona później za Jokera. Jóhan może czuć się moralnym zwycięzcą.>

Miejsce 14 – rok 1995. Kategoria najlepszy aktor drugoplanowy. Statuetkę zdobywa Martin Landau. Tutaj nie jestem w stanie ocenić, czy to jest kontrowersja czy nie. Natomiast gdzie są nominację dla Morgana Freemana za „Skazanych na Shawshank”, ale przede wszystkim dla Garego Oldmana? To dzięki niemu „Leon Zawodowiec” jest filmem wybitnym, legendarnym. Psychopata-policjant-narkoman pamiętna rola, absolutnie niedoceniona.

<Crowley: Freeman był nominowany w kategorii rola główna i przegrał z Forrestem Gumpem. W ogóle cały genialny Skazani na Shawshank poległ niczym nasi piłkarze na Euro. 7 nominacji, zero nagród. No i nominowany był wtedy również Sam Jackson, który jako jeden z niewielu nie krył swojej dezaprobaty kiedy nie wyczytano jego nazwiska. Ale to w ogóle był kosmiczny rok. Powinni byli rozdać dwa komplety nagród. >

Miejsce 13 – rok 2022. Kategoria najlepszy film. Chyba najgorszy filmowo rok 2021. Skoro akademia nie chciała dać nagrody Diunie, to lepiej byłoby całkiem te Oscary odwołać. No jak można było dać główną statuetkę filmowi CODA? Amerykańska podróbka francuskiego filmu „Rozumiemy się bez słów” z 2014 roku. Typowy film lecący na TV Puls (tam zresztą widziałem francuski oryginał). Konkurencja nie była zbyt duża, ale no bez przesady. Naprawdę bez przesady.

<Crowley: Przypominam, że rok wcześniej wygrał Nomadland…>

Miejsce 12 – rok 1996 oraz rok 2000. Dwa wielkie filmy Davida Finchera. Dwie kompromitacje akademii. Najpierw „Siedem” – nominacja za montaż, dodatkowo bez statuetki. Cytując klasyka to policzek w twarz dla wszystkich, którzy przy tym filmie pracowali. Naprawdę lepiej było tej nominacji w ogóle nie dawać. Nie wiadomo, co z tym później robić. Czy o tej pseudo nominacji wspominać, czy raczej ją przemilczeć. Drugi przypadek jest jeszcze bardziej abstrakcyjny. Fight Club otrzymuje nominację za… uwaga uwaga. Najlepszy montaż dźwięku. Najgorzej, najdziwniejsza ze wszystkich kategorii jakie istnieją. Splunięcie w twarz poprawione kopem w jądra. Co to w ogóle jest? Jak to sprzedawać? Kto oglądając ten film mógł zachwycić się akurat montażem dźwięku? Jest dwóch wspaniałych aktorów oraz cudowna aktorka, jest wspaniała historia, świetny scenariusz, wybitny reżyser więc dajmy nominację za montaż dźwięku, rzecz jasna bez statuetki. No, ale Fincherowi Oscarów zwyczajnie się nie daje.

<Crowley: twierdzisz, że Siedem jest lepsze od Babe, świnki z klasą? Mocne słowa…>

Miejsce 11 – rok 2016. Kategoria najlepszy aktor. Leo Di Caprio gra totalną klapę. To nie jest dobry występ, no ale tutaj swoje zrobiło nazwisko oraz niesamowita metamorfoza aktora, który kojarzony był do tej pory jako przystojniak. Leo przechodzi w tym filmie przez piekło, marznie, włazi do konia, jest postrzelony, goniony, walczy z niedźwiedziem, ale ciężko tu dostrzec jakąś specjalnie dobrą grę aktorską. Jest co najmniej dziesięć lepszych ról Di Caprio, ale cóż… Akademia postanowiła, że skoro ten rok jest aktorsko nieco słabszy, to jest okazja by nagrodzić osobę, która została przez nich pominięta aż pięć razy.

<Crowley: Przynajmniej nie wygrał Eddie Redmayne. Może gdyby zjadł niedźwiedzia. Poza tym wszyscy się wtedy skupiali na tym, że Di Caprio nie dostał statuetki mimo tylu nominacji, a ja w takim razie pytam: gdzie Oscar dla Amy Adams? 6 nominacji i nic. Protestuję.>

TOP 10

Miejsce 10 – rok 2010. Ten rok powróci jeszcze kilka razy, bo to, co tutaj się stało, jest co najmniej dziwne. Zacznijmy od najmniejszej z szeregu kontrowersji tegoż dziwnego roku. Najlepsza charakteryzacja. Star Trek pokonuje Avatara. Nie mam słów. Po co ktoś to zrobił? Dla śmiechu?

<Crowley: Widziałem kiedyś Avatara w wersji, gdzie niektóre części ciała aktorów nie były pomalowane na niebiesko, może to przez te niedoróbki. Znaczy kolega mówił, że widział.>

Miejsce 9 – rok 1996. Kategoria Najlepsza muzyka. Braveheart przegrywa z Listonoszem. Jeden z najlepszych soundtracków w historii. Te dudy, ten nieprawdopodobnie oddany klimat Szkocji. Tymczasem Akademii bardziej spodobały się włoskie powolne rytmy, gdzie pierwsze skrzypce gra flet, czy inny akordeon. Idealnie podbijająca emocję podczas monumentalnych bitew muzyka versus ciepłe melodyjki rodem z małego miasteczka, gdzie całe życie społeczne kręci się wokoło maleńkiej rodzinnej pizzerii. Czasami na tym świecie dzieją się bardzo dziwne rzeczy.

Miejsce 8 – rok 2016. Kategoria Najlepszy aktor drugoplanowy. Mark Rylance wygrywa za rolę w filmie „Most szpiegów”. Tymczasem spójrzmy na konkurencję. Mark Ruffallo „Spotlight” świetny film, doskonała rola. Tom Hardy „Zjawa” najjaśniejszy punkt docenianego filmu. „Sly” Stallone „Creed Narodziny Legendy” doskonały powrót Rockiego, fantastyczne redemption, ale niestety nie pierwszy raz Akademii zabrakło odwagi.

<Crowley: Mark Ruffalo został okradziony. Pozostała wspomniana trójka również. Wyjątkowo równy rok w tej kategorii, wyjątkowo niedobra decyzja.>

Miejsce 7 – rok 2023. Kategoria najlepsza aktorka drugoplanowa. Kerry Condon przegrywa z Jamie Lee Curtis. Znane nazwisko, znana twarz, kontra szerzej nikomu nieznana Irlandka z fatalnie kojarzącym się nazwiskiem. No kto mógł tutaj wygrać? Szkoda, że nieprawdopodobny pokaz aktorstwa nie zostaje doceniony przez akademię. Kerry nie dała się zagłuszyć dwóm wielkim aktorom. Wybija się obok Farrella i Gleesona jako trzecia pełnoprawna uczestniczka arcydzieła, jakim są Duchy Inisherin. Wielkie rozczarowanie, ale broni się medialnie, a to dla akademii najważniejsze. Dzięki temu w roku 2024 Jamie Lee Curtis mogła stanąć na scenie jako laureatka i wręczać nagrodę. W przeciwnym razie Akademia musiałaby zaprosić Kerry Condon. A większość członków zadałaby wtedy pytanie „A kto to ku..a jest Kerry Condon?”

<Crowley: Nie wiem, czemu Condon ci się fatalnie kojarzy. Miasto jak każde inne. >

Miejsce 6 – rok 2001. Kategoria najlepsza muzyka. Kolejny raz akademia potwierdza, że jest nie tylko ślepa, ale i głucha. Gladiator – ponadczasowy soundtrack, do tej pory wykonywany na licznych koncertach przez wspaniałych artystów. Przegrywa nie dość, że z Przyczajonym tygrysem to jeszcze z Ukrytym smokiem. Podwójna porażka wielkiego mistrza Hansa Zimmera. Jedna z wielu pomyłek prosto z dalekiej Azji, do której członkowie z akademii mają dziwną słabość.

Miejsce 5 – pamiętny rok 2010. Kategoria najlepszy film. Hurt Locker lepszy od Bękartów Wojny. Najlepszy film w karierze Quentina Tarantino przegrywa z filmem nieoczywistym. Gdybym przypadkowej osobie powiedział, że film „Hurt Locker. W pułapce wojny” zgarnął aż 6 statuetek, nikt by w to nie uwierzył. Kto zna ten film, kto go obejrzał, kto go pamięta? Odpowiedź brzmi raczej niewielu. Z perspektywy czasu ten wybór chyba się nie broni.

<Crowley: Ja pamiętam. Ale podczas tamtej ceremonii chodziło tylko o jedno: dwukrotnie upokorzyć Jamesa Camerona. Jego była żona zgarnia dwa Oscary, on Avatarem zgarnia dwa miliardy dolarów. Ja bym nie nie zamienił.>

Miejsce 4 – rok 2013. Kategoria najlepszy film nieanglojęzyczny. „Nietykalni”. Akademia postanawia zignorować jeden z najlepszych filmów roku w ogóle. Nie uwzględnienie go w zawsze słabo obsadzonej kategorii filmu nieanglojęzycznego, to jest jeden z większych skandali. Wszyscy ten film doceniali tylko nie nieomylna akademia.

<Kapitan Maruda: A ja tam się im nie dziwię, bo to bardzo przeciętny film z parą antypatycznych bohaterów. W dodatku zupełnie nieśmieszny, chociaż miał być w jakimś stopniu komedią. Nie żebym bronił wyboru, bo Miłość Hanekego też mi się nie podobała, ale z zupełnie innych powodów.>

Finałowa trójka

Miejsce 3 – rok 2019. Kategoria najlepszy aktor drugoplanowy. Mahershala Ali pokonuje Sama Elliota. Za każdym razem, kiedy Sam Elliot nie zostaje doceniony za swoją rolę, gdzieś na świecie reprezentacja Polski w piłce nożnej właśnie doznaje kompromitującej porażki z niżej notowanym rywalem. I kiedy wreszcie wydawało się, że karta się odwróci, wszystko jak krew w piach. Bo oto pierwsza w karierze nominacja do Oscara kończy się tak samo jak rywalizacja Polaków ze Słoweńcami 2:0 w plecy. Akademia wpada na świetny pomysł. Zestawmy ze sobą aktora, który naprawdę gra drugi plan, z czarnoskórym panem, który w filmie o rasizmie (kto by się tego spodziewał?), dostaje co najmniej tyle samo czasu na ekranie, co aktor pierwszoplanowy.

To jest skandal. Ali gra tutaj prawie tyle samo co Viggo, a dla samej historii jest chyba nawet o wiele ważniejszy od popularnego „Aragorna”. Aale czego się nie robi, by kolejny raz nie docenić sympatycznego wąsacza z fantastycznym, niepowtarzalnym głosem i charyzmą?

<Crowley: Denzel jest coraz starszy, więc trzeba było znaleźć nowego dyżurnego czarnoskórego aktora do nagradzania. Gdyby Idris Elba nie był Brytyjczykiem, pewnie padłoby na niego. Ale ja nie o tym. To wytwórnie decydują, którego aktora zgłaszają do której kategorii, nie Akademia. Jest to absurd, czasami podyktowany strategią, żeby nie wykosić własnych kandydatów. Najbardziej absurdalny przykład to Christoph Waltz w Django. Był nominowany i nawet wygrał drugi raz za tę samą rolę, tyle że tym razem był przecież postacią pierwszoplanową. Ale wtedy wiadomo było, że Daniel Day-Lewis zgarnie statuetkę za Lincolna. Tylko dlaczego, do diabła, zdecydowano się na Waltza, a nie obłędnego w Django Leonardo Di Caprio? To jest dopiero skandal. >

Miejsce 2 – rok 2018. Kategoria najlepszy film. Kształt wody. Co tu się znowu wydarzyło? Dostajemy „Trzy billboardy…” „Czas mroku”, „Nić widmo”, „Lady Bird”, „Tamte dni, tamte noce”, tymczasem Akademia, jak nie ona, postanawia stanąć na głowie, przewrócić cały postrzegany przez siebie świat do góry nogami i docenić fantasy. Dziwny, obskurny romans kobiety i syrena ubrany w coś jakby przenośnia, ale nie do końca do zrozumienia. Jaki był zamysł? W końcu im bardziej film jest w teraźniejszości nie zrozumiały, tym większa szansa, że będzie klasykiem w przyszłości prawda? Prawda!? Chyba jednak nie. Wielkie filmy muszą uznać wyższość średniej produkcji o człowieku-rybie. Ręce opadają.

Miejsce 1 – rok 1999. Kategoria najlepszy film. Wymienię filmy, które powstały w roku 1998: Szeregowiec Ryan, Cienka czerwona linia, Joe Black, Truman Show, Więzień nienawiści, Armageddon, Człowiek w żelaznej masce, Kod Merkury, Elizabeth. Setki wspaniałych ról, pamiętnych scen, doskonałych pomysłów, tymczasem główną nagrodę zgarnia „Zakochany Szekspir”. To nie jest żart proszę państwa. Niech o tym, jak dobrym filmem jest dla mnie „Zakochany Szekspir”, świadczy fakt, że za każdym razem, jak o nim myślę, myli mi się on z filmem „Anonimus”. Zresztą losy tych dwóch produkcji uroczo się ze sobą przeplatają. Niemniej jednak film absolutnie w dzisiejszych czasach zapomniany zgarnął aż 7 statuetek. Wiwat akademia, wiwat Szekspir, wiwat wszystkie stany.

<Crowley: Wiwat Harvey Weinstein. To on kupił sobie te Oscary i pokazał, że w tamtym czasie rządził Hollywoodem. I wszyscy pchali mu się wtedy do łóżka, żeby móc płakać na scenie jak Gwyneth Paltrow. Trochę szkoda mi tego Szekspira, bo to jest mimo wszystko bardzo fajny film. Nawet nie najsłabszy z nominowanych według mnie. Niestety miał pecha wygrywając z tytanami i nawet nikt za bardzo nie krył się, dlaczego tak się stało.

A jeszcze w ramach ciekawostki warto wspomnieć, że w tamtym roku w rolę Elżbiety I wcieliły się dwie wspaniałe aktorki, obie nominowane do Oscara: Judi Dench właśnie w Szekspirze jako postać drugoplanowa i Kate Blanchett w Elizabeth, niesłusznie pokonana przez Paltrow. Fajnie by było, gdyby dwie statuetki powędrowały do aktorek grających tę samą postać w różnych filmach.>

Na koniec dwie nagrody publiczności.

1 nagroda publiczności trafia do Jeffa Bridgesa. To co prawda nie jego wina, że w roku 2009 zagrał w filmie „Szalone serce”, który jest dziwną, słabej jakości promocją patoli. Wina leży jak zwykle po stronie Akademii, która ten pożal się Boże występ doceniła i wręczyła skądinąd sympatycznemu Jeffowi statuetkę. U mnie zaledwie nagroda publiczności. Gala w 2010 i tak była dziwna. Nie dokładajmy jej jeszcze bardziej. Może nie wspominajmy, że można było nagrodzić Brada Pitta, Johnny’ego Deepa, Russela Crowe, czy Morgana Freemana. Dajmy temu spokój. Jak widać konkurencja była rzeczywiście praktycznie żadna, a werdykt prawie prawie się broni.

2 nagroda publiczności wędruje do… Quentina Tarrantino. Amerykanin urodzony w Knoxville jest powszechnie znany jako reżyser prawda? I to chyba nie byle jaki? Co najmniej wyżej średni? Tymczasem próżno w jego gablocie szukać statuetki za reżyserię. 1995: w łeb od Zemeckisa, pamiętny 2010: w łeb od Kathryn Bigelow, 2013: po co w ogóle dawać mu nominację, za Django, no bez przesady, 2016: Nienawistna ósemka – tu akurat sam poskąpiłbym nominacji, i wreszcie rok 2020 pewniak, teraz na 100% się uda. Akademia może wreszcie zrobić coś dobrze. Tylko po co? Lepiej dać statuetkę panu Joon-ho Bongowi prawda? Po co przyznawać się do błędu już teraz, lepiej po ogłoszeniu przez Tarrantino zakończenia kariery dać mu Oscara pocieszenia za całokształt wspaniałej, nienagradzanej przez nas twórczości. Jako reżysera oczywiście. Inne aspekty jego pracy doceniliśmy, ale jako reżyser mógłby się trochę podszkolić, bo czołówka odjechała mu tak daleko, że ciężko dojrzeć nawet ich plecy.

<Crowley: Oni go po prostu doceniają, stawiając obok Hitchcocka, Lumeta, P.T. Andersona, Finchera, Kubricka, Bergmana, Lyncha, Altmana, Felliniego, Kurosawy i jeszcze paru innych.>

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 7

  1. Generalnie całe życie miałem to wszystko jak Ferdek:
    https://youtu.be/dvsIiBIiN0Q?si=EZVo9OA6uePaS93o

    Ale że Bękarty wojny przegrały z jakimś Slumdog to niesmak mam do dziś.
    A ten 1998 to jeszcze większy ewenement. Nawet sobie z tego sprawy nie zdawałem. Przecież kilka z tych filmów zasługuje na udział w rankingu filmów wszechczasów!

  2. Z całej listy najbardziej szkoda:

    1. Muzyki z Bravehearta. Jest epicka, przejmująca i kultowa. Całkowicie oddaje realia oraz temperaturę filmu.

    2. Całego roku 1999, tego nikt nie musi tłumaczyć. Zwłaszcza, że w Zakochanym Szekspirze, jest rola Benna Aflecka, który gra jak Rasiak, przepraszam jak drewno. Jest fatalny. Do tego kiepskie dialogi i fakt, że przyszły oficer ze Stalingradu się nie połapał i przez sztuczne wąsy przez pół filmu mie potrafił rozpoznać swojej ukochanej. Dramat. Ale film całkiem przyjemny. Tylko, że to absolutnie nie poziom oskarowy.

    3. Bękarty wojny. Ilość meta komentarzy w tym filmie. Świadoma zabawa z widzem, czy nawet mnóstwo foreshadowingow i nic? A reżyseria? W którym filmie obok dynamicznej kamery, szybkich cięć, mamy długaśne dialogi trzymające za jaja jak Gwyneth Patrol Harveya po gali z 1999?

    Fajny artykuł!

  3. Oskar to już od dawna ośmieszony plebiscyt, który stara się utrzymać na powierzchni goniąc za modami i ideologiami zamiast skupiać się na jakości ocenianego materiału. Jak dla mnie dół z wapnem.

  4. Mimo, że mam w sumie wywalone w Oscary, bo to jakiś random woke shit i kolesiostwo, to tekst fajny i dobrze się czytało. Fajna forma i spoko są również komentarze Crowleya. Nie szukacie może chłopaka do trójkąta? Jestem otwarty na wszelkie możliwości, a Robert Snow już mi się znudzil, pozdrawiam

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button