Legenda głosi, że Mario Puzo – autor książki „Ojciec Chrzestny” – kiedy pisał scenariusz do filmu, nie miał pojęcia jak to zrobić. Po premierze, kiedy obraz okazał się ogromnym sukcesem, postanowił kupić książkę o tym, jak profesjonalnie pisać scenariusze. W pierwszym rozdziale było napisane: „najpierw przeczytaj dokładnie scenariusz „Ojca Chrzestnego”. Nie wiadomo, ile w tej historii prawdy, ale wiele mówi to o fenomenie filmu o rodzinie Corleone.
O czym jest serial „The Offer”? Jednym zdaniem? O najbardziej znanym filmie świata. W drugiej połowie serialu jest doskonała rozmowa o Mona Lisie. O tym, że na pewno nie jest to najpiękniejszy obraz świata, ale na pewno jest najbardziej znany. Tak samo jest z „Ojcem Chrzestnym”, nie jest to najlepszy film świata, ale każdy o nim słyszał. Każdy jest go ciekawy.
O czym jest serial „The Offer”? Trochę dłużej? O początkach kariery producenta Alberta Ruddiego, o branży filmowej, o studiu Paramount, walce o swoją artystyczną wizję, o miłości do kina i na samym końcu niestety o „prawdziwej” mafii. Przed obejrzeniem serialu warto na pewno obejrzeć najpierw „Ojca Chrzestnego”. Przypomnieć go sobie, lub po raz pierwszy go zobaczyć. Warto podczas seansu zwracać uwagę na jak najwięcej szczegółów, by później w trakcie serialu cieszyć się z niektórych smaczków.
Zacznijmy od ewidentnych plusów. Obsada – najpierw najjaśniejszy punkt, wybijający się ponad wszystkich, kradnący show w każdej scenie, w której występuje, Matthew Goode jako Bob Evans, szef Paramount. Anglik po mistrzowsku wczuł się w rolę i odegrał ją przed kamerą. Jego dialogi, sarkastyczne uśmieszki, docinki, wybuchy złości to moim zdaniem największa ozdoba tego serialu. Wspaniała jest choćby cicha walka Evansa z głównym czarnym charakterem – Barrym Lapidusem. A przemowa szefa Paramount podczas spotkania zarządu to jest esencja tego na czym polega, a raczej na czym powinno polegać kino. Świetnie napisane i jeszcze lepiej zagrane.
Drugi plan to plejada kapitalnych ról. Na słowa uznania zasługuje Nora Arnezeder w roli Francoise Glazer. Zwłaszcza w jej głosie naprawdę idzie się zakochać. Don Fogler jako F.F. Coppola jest rewelacyjny, a Justin Chambers po prostu stał się na chwilę Marlonem Brando. Główny bohater Miles Teller, czyli Al Ruddy, jest dość mocnym punktem (choć nie najmocniejszym) – gra dobrze, bez specjalnych fajerwerków, ale nie ma się do czego przyczepić.
Fabularnie serial się obronił. Nie ma dłużyzn, ogląda się to bardzo przyjemnie, są wspomniane wcześniej smaczki związane z filmem, są bardzo fajnie pokazane walki wewnątrz korporacji a nawet pomiędzy wielkimi filmowymi graczami. Ogólnie bardzo przyjemnie ogląda się produkcje o ludziach, których kojarzy się głównie z branżowych legend. Jest doskonała dbałość o szczegóły. Taki Josh Zuckerman wygląda niemal jak brat bliźniak postaci, którą gra, czyli Petera Barta. To samo dotyczy dosłownie każdego członka obsady.
Są też jednak minusy. Po pierwsze troszeczkę widać, że fabuła opiera się na wspomnieniach samego Ruddego. Jest kilka wydarzeń moim zdaniem mało prawdopodobnych i miejscami przypominało mi to opowieść wujka, który jest bohaterem swoich nieco wyimaginowanych przygód. I to łączy się z drugim minusem – wątkiem mafii w tym prawdziwym, nie wykreowanym przez Puzo świecie. Jest to obraz troszeczkę naiwny, negatywnie przerysowany. Spotkania głównego bohatera z mafią, dziwne negocjacje, a później przyjaźń są delikatnie powiedziawszy mało prawdopodobne. A samo zakończenie wątku przyjaźni Ruddy – Colombo nie jest satysfakcjonujące, biorąc pod uwagę notki biograficzne z końca i fakt, co działo się dalej z szefem mafii.
Kolejnym malutkim minusem jest postać Franka Sinatry, który jest przedstawiony dość dziwnie, jednoznacznie negatywnie i znów chyba mało obiektywnie. Podobnie rzecz wygląda z rolą Ala Pacino, która miejscami jest niezamierzenie karykaturalna. Jego głos w ogóle mi nie pasował, chociaż scena jego rozmowy w toalecie z Coppolą i kwestia schowania pistoletu sprawiła mi sporo radości.
Przedostatnim zgrzytem była dla mnie zbyt duża ekspozycja Bettye McCartt. Niestety nie wiem, czy była ona rzeczywiście taką żywą reklamą feminizmu, ale kilka scen z jej udziałem także nie wydaje mi się prawdopodobnych. Na przykład, kiedy prowadzi samochód pełen chłopów po włoskiej prowincji, albo kiedy jako, mimo wszystko, sekretarka dość swobodnie odzywa się do swoich szefów. Również cała jej relacja z Bluhdornem – kolejny raz przerysowana i mało realistyczna.
Ostatnią rzeczą, która mi nie pasowała, był moment prezentacji nominacji do Oscarów – szef studia i producent filmu dowiadują się o tym na kanapie przed telewizorem? Nie mają żadnych nawet najmniejszych przecieków? Może to czepialstwo, mogę się mylić, ale moim zdaniem nie tak to wyglądało.
Serial jest kawałkiem doskonałej historii. Widz czuje, że ma do czynienia z czymś wielkim, wydaje mu się, że rzeczywiście wchodzi za kulisy megaprodukcji, która powstała głównie dzięki uporowi całej masy ludzi. Plusy zdecydowanie przykrywają minusy. The Offer to wspaniała dziesięcioodcinkowa podróż po jednym z najważniejszych wydarzeń w Hollywood lat 70.
The Offer (miniserial)
-
Ocena kuby: - 8/10
8/10
Ostrze sobie zęby na ten serial, chociaż czasowo mam kolosalne problemy z nadrabianiem takich zaległości.
Warto nadmienic, że serial jest oparty na wydanej u nas niedawno książce „Zostaw broń, weź cannoli” pióra Marka Seala – sama książka to smakowity kąsek dla fanów, chociaż nie jest może najlepszym literackim dziełem. Pierwsza połowa jest ciekawa, ale cała historia sprawia wrażenie nieco fragmentarycznie opisanej i w drugiej części autor dość często skupia się na mało ciekawych szczegółach i przynudza. Niemniej, jest w niej mnóstwo ciekawostek na temat chaotycznego szaleństwa jakim była produkcja pierwszego gangsterskiego hitu w historii kinematografii.
Właśnie zacząłem słuchać. Mama Puzo musiała być przeszczęśliwa, że stała się pierwowzorem Vito Corleone.