The Last of Us szturmem zdobywa listy najchętniej oglądanych seriali i bije kolejne rekordy. Swoje zdanie mam, ale podzielę się pewnie po pierwszym sezonie (trzeci odcinek ani nie zwalił mnie z nóg, ani nie zniesmaczył, oba plemiona mnie hejtują). Pod wpływem pierwszych odcinków postanowiłem w końcu odkurzyć drugą część gry, za którą nie mogłem się zabrać i… jeszcze bardziej rozumiem sukces serialu, ale po kolei…
Jak ktoś nie grał, a zamierza – mogą się pojawić drobne spoilery więc odradzam lekturę, zapraszam po skończeniu gry.
Firmę Naughty Dog zna każdy, kto posiadał kiedykolwiek konsolę od Sony. Nieważne jaką. Najbardziej znani są z serii „Uncharted”, którą pokochałem, a z czasem coraz bardziej średnia ocena graczy odbiegała od mojej. Nie dziwi mnie to ani trochę, bo jak spojrzałem w historię, okazało się, że z każą kolejną odsłoną coraz więcej do powiedzenia miał Neil Druckmann, jeden z szefów firmy i główny twórca obu części „The Last of Us”. Pracuje też przy produkcji serialu i to chyba jest ostateczny dowód na moją teorię.
Neil Druckmann to – niczym David Cage z Quantic Dream – niespełniony filmowiec. Ma niezłe umiejętności opowiadania historii, bardzo dobrze potrafi malować portrety swoich bohaterów, gdyby tylko nie trzeba było dokładać elementów „growych”… ale trzeba. No i dokłada. Dlatego kolejne odsłony „Uncharted” były dla mnie coraz mniej zjadliwe. Stosunek grania do oglądania przerywników filmowych był coraz bardziej zaburzony na rzecz tych drugich, a sam gameplay coraz prostszy. Jakby był zbędny, ale dodany z obowiązku. „The Last of Us Part II” to apogeum tej ewolucji.
Gameplay nie jest prosty. Jest prostacki. Nie skłamię, jeśli powiem, że 75-80% grania polega na chodzeniu z okazjonalnym wciskaniem trójkąta albo iksa tylko po to, żeby pchnąć fabułę dalej, do kolejnych przerywników filmowych albo, żeby wysłuchać co mają do powiedzenia postaci. W pierwszej części chyba dałem się trochę oszukać oszałamiającą (wtedy) grafiką i opowieścią i nie zauważyłem, jak uboga jest to pozycja, jeśli chodzi o to, co jest (powinno być?) esencją grania. Od czasu do czasu mamy powtarzalne i całkiem niezłe sekcje gdzie trzeba eliminować wrogów po cichu i to jedyne elementy, gdzie granie ma sens. Jest tego jednak zatrważająco mało. Reszta to idź, wciśnij iks, idź, wciśnij trójkąt i tak przez kilkanaście godzin.
Żeby chociaż były jakieś wybory, jakieś znaczące urozmaicenia fabularne… Nic z tych rzeczy. Gra jest tak liniowa, że bardziej się nie da. U Cage’a w „Heavy Rain” jak coś się zepsuło – sorry Gregory – trzeba iść dalej i ponieść konsekwencje. Tutaj jak z czymś nie zdążysz (pomóc towarzyszowi) to ekran się ściemnia i zaczynasz sekwencję od początku. Albo musisz iść dokładnie tą ścieżką, którą wyznaczyli autorzy albo wyłącz grę.
Z fabułą też mam problem, bo budzi bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony, patrząc bardzo ogólnie, pomysł jest świetny. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem okazuje się, że każdy ma swoje powody, każdy ma swoją historię i niekoniecznie jest bezlitosną bestią. Pokazanie tego z dwóch perspektyw na pewno wzbogaca opowieść i sprawia, że w kilku momentach można nawet niechcący popełnić refleksję o tym jak bardzo świat nie jest czarno-biały, jak daleko można się posunąć w zemście i czy pewne czyny można w ogóle odkupić.
Z drugiej strony historia zbyt często grzęźnie na mieliźnie. Albo mamy niespecjalnie wiarygodny romans na poziomie „High School Musical” albo… fabułę z gier o Mario. Serio. Idziemy przez wielki obszar, żeby znaleźć osobnika X, bo ma informacje. W końcu znajdujemy, mamy go na muszce, ale oczywiście wywiązuje się walka i w samoobronie zabijamy X zanim wyjawi informacje. No więc przykro mi graczu/Ellie, księżniczka informacja jest w innym zamku miejscu. No to wracamy przez ten sam wielki obszar do bazy, a potem w kolejną podróż, żeby nie znaleźć tego, co nam potrzebne.
Neil Druckmann w swoim zamiłowaniu do „dżordżomartinowskiego” szokowania ciągle zapomina o tym, że robi grę, a nie film/serial. Ellie morduje w samoobronie pewną kobietę. O nie! Denatka była w ciąży! Obserwujemy jaki szok wywołuje to w naszej protagonistce i wygląda to groteskowo. Dlaczego? Ano do tego momentu dziewczyna zamordowała w bardzo brutalny sposób (zachodząc od tyłu, wybebeszając gardło i klatkę piersiową nożem) jakieś pięćdziesiąt mężczyzn, kobiet i psów. Tak. Psów też. No, ale na potrzeby przerywnika musiała być załamana, więc to jedno morderstwo nagle robi wrażenie.
Nie sposób nie wspomnieć też o „woke bingo”. Nie wiem, czy wyszło to naturalnie, czy mieli jakąś check-listę, ale poszli na grubo (i szum po premierze w ramach darmowej reklamy pokazał, że się opłaciło). Otóż homoseksualność Ellie była znana od DLC z jedynki więc czym to przebić? Może tym, że dziewczyna związuje się z Żydówką, która jest biseksualna i w ciąży z poprzedniego związku z chłopakiem (Azjata), ale wszyscy się lubią i jest git. No hard feelings. Dodatkowo mamy dwie siostry. Jedna z nich nie chce być Lilly tylko Levem więc goli włosy i z tego powodu ich plemię (religijnych fanatyków) chce zamordować obie. Oczywiście gracz pomoże uratować Lilly/Leva. Subtelność metafory „religia vs transgender” po prostu powala. Żeby było jasne: „woke bingo” w ogóle nie ma wpływu na jakość (ani moją ocenę) gry. Zauważam z kronikarskiego obowiązku, bo liczba motywów LGBT jest podejrzanie wysoka jak na kameralną opowieść o post-apokaliptycznym świecie.
Ostatecznie jestem zawiedziony i znudzony. Gdzieś tam czai się naprawdę niezła fabuła i inteligentny morał, ale „The Last of Us Part II” – jako gra – jest po prostu słaba. Gameplay dodany na siłę, prostacki i sztucznie rozciągany przez kogoś, kto wolałby tylko snuć swoją opowieść. Dlatego serial może być dużo lepszą formą do zapoznania się z historią Ellie. Jeśli nie zaglądacie w grach w każdy kąt, nie musicie znaleźć i przeczytać każdej „znajdźki”, nie porwie was historia, to ryzykujecie okrutne wynudzenie się. Ja nie polecam. Lepiej zaczekać na serial i nie męczyć się z udawaniem, że to gra.
The Last of Us Part II (2020)
-
Ocena SithFroga - 3/10
3/10
Dla mnie szokująca recenzja, kompletnie się nie zgadzam z autorem. Mimo swoich wad, to wciąż genialna pozycja. Rozumiem, że można tę grę kochać lub nienawidzić za rozwiązania fabularne, ale czepianie się rozgrywki/filmowości, gdzie z góry wiadomo jaki to typ gry to przesada.
Uncharted 4 – jest najlepiej ocenianą grą w serii – nie bez przyczyny.
Recenzja z cyklu ponarzekam bo mogę.
Mimo wszystko szanuję, dzięki takiej recenzji jeszcze chętniej zagram w TLOU Part 2 jeszcze raz.
„Recenzja z cyklu ponarzekam bo mogę.”
Nie, raczej „ponarzekam, bo zagrałem, przeszedłem i mam poczucie zmarnowanego czasu”. Rozwiązania fabularne nie są wielką wadą gry. Chcieli opowiedzieć niezłą historię i polegli w paru miejscach, ale ogólnie zamysł fajny.
„z góry wiadomo jaki to typ gry”
Typ gry czyli „gra od Naughty Dog”? Bo nie kojarzę wielu gier gdzie rozgrywka jest wsadzona na siłę w film/serial animowany komputerowo. Mass Effect 1-3 też są filmowe, a jednak można pograć i mieć na coś wpływ.
To jest właśnie jakaś zbiorowa fatamorgana, której nie rozumiem z grami Naught Dog. Wszyscy pieją, że wybitne, ale jak się zaczyna rozmowa o detalach to padają argumenty j.w., że to taki typ gry. Taki, czyli jaki? 🙂
U4 miało to samo – całkiem niezła historia z powsadzanym na siłę prostackim gameplayem typu „jedź/idź do celu, a my odpalimy filmik”.
Przy czym to tylko moje zdanie i nie mam zamiaru nikogo odwodzić od lubienia gier ND, jak komuś sprawiają frajdę – naprawdę super! 🙂
Nie znam się, ale czy ta gra to jest coś jak CoD WWII gdzie więcej jest filmików i scenek niż samej gry?
Tak, tylko wyobraź sobie, że tylko w co drugiej/trzeciej sekwencji „growej” masz strzelanie. W pozostałych tylko chodzenie, czasem gdzieś musisz podskoczyć albo zebrać apteczkę i tyle.
Mam wrażenie, że to jakiś podejrzany i sztucznie nadmuchany hajp na to całe The Last of Us. I na gry i na serial. Jak dotąd nie usłyszałem ani nie zobaczyłem w nich niczego co mogłoby mnie choć w najmniejszym stopniu zaciekawić. Może po prostu jestem odporny na tę współczesną zbiorową hipnozę, która zdaje się dziś często kierować zachowaniami stadnymi. 🙂
To jest niestety wina wciąż niedojrzałego medium, jakim są gry komputerowe / konsolowe. Jak tylko coś jest lepsze fabularnie od przeciętnej – czyli coś lepszego niż tandetny film klasy C z Seagalem w paśmie TV4 o 22:00 – to dziennikarze i gracze dostają pierdolca, pieją z zachwytu „olaboga najlepsza fabuła, niesamowite, cudowne, świetne, 10/10”.
I tak, są produkcje dobre fabularnie, ale większość nie nadaje się na przeniesienie na srebrny ekran niemal 1:1. Najczęściej ze względu na formę. W grze jednak najczęściej się walczy. Kto by chciał oglądać 3 godziny młócki na ekranie, przerywanej tylko jakimiś krzykami, uwagami, przekleństwami, odgrażaniem się postaci? Tak dla jasności – przykładowa bitwa o Helmowy Jar trwa ok. 20 minut na ekranie. The Last of Us jest jednym z nielicznych wyjątków, z którego wywalając „walkę” albo „gameplay” da się coś sensownego zrobić. Tylko problem z „The Last of Us” a właściwie jej 1-wszą częścią jest niestety taki, że po premierze przypięto jej gwiazdkę najlepszej fabularnej gry komputerowej albo ścisłego TOP 5, jaka wyszła kiedykolwiek.
I teraz jak świadczy o branży gier to, że najlepsza jej „pozycja” fabularna, ponoć taka, która może wstawać w szranki w mniemaniu sporej części graczy z filmami albo serialami to tytuł baaaardzo inspirowany filmem „Droga” z Viggo Mortensenem, który był adaptacją książki McCarthy’ego o tym samym tytule? „Droga” jako film trwa niecałe 2 godziny, ma podobną fabułę, to film w każdym calu bardzo dobry, fabularnie – przynajmniej wg mnie dużo lepszy od gry, robiący mocniejsze wrażenie…. ale takich filmów to medium już miało trochę, film został niezauważony szerzej. Książkę mam w planach przeczytać, czeka na półce na swoja kolej, ale znając życie prawie na pewno będzie lepsza od filmu.
Nie omieszkam obejrzeć również serialu The Last of Us, przynajmniej spróbuje ale zrobię to dopiero, jak większość odcinków będzie na HBO. Wątpię jednak, by to było lepsze dzieło fabularnie od gry. Za dużą Druckmann ma władzy w kierowaniu serialem, pewnie nie raz czy dwa czymś (negatywnie)zaszokuje. Jeśli chodzi o gry to przed The Last of Us 2, to wcześniej miał równorzędnych partnerów do reżyserii i scenariusza, którzy zapewne powstrzymywali jego głupie zapędy, bo jak dostał wolną rękę to okazał się istnym odpowiednikiem D&D growego medium. Nieszczęsna flota Żelaznych, o której „Danka” w GoT zapomniała? Druckmann takich zabiegów fabularnych w dwójeczce zastosował pełno. Obym się mylił ale nie sadzę, by długofalowo serial The Last of Us był dobrym projektem.
Porównanie „Drogi” do TLoU to jak porównanie „Ojca chrzestnego” do filmu Vegi. Oba są o mafii i mają podobne motywy w niektórych scenach.
„Droga” to absolutne mistrzostwo w pokazaniu jak naprawdę będzie wyglądała ewentualna postapokalipsa na świecie. Bez pudrowania, bez cienia nadziei, bez plot armoru. Chore i realistyczne wizje McCarthy’ego przeniesione w (aż za bardzo) naturalistyczny sposób na ekran. Ja się 3 dni zbierałem do kupy po seansie.
TLoU próbuje naśladować powagę i klimat tego filmu, ale jak się bliżej przyjrzeć to jets dokładnie tym co zwykle: nieśmiertelni i niezwyciężeni bohaterowie idą przez zgliszcza obserwując jak ludzie są okropni, bezlitośni i okrutni. Im jednak nic nie grozi i wiadomo, że dojdą do celu cali i zdrowi.
[spoiler] No szczególnie Joel wyszedł cały i zdrowy:D [/spoiler]
Lukasz, ale czytałeś dyskusję? Porównanie dotyczyło filmu Droga i pierwszego TLoU. Drugie nie ma z Drogą nic wspólnego.
Mam wrażenie, że branżę gier zaczyna dotykać ten sam problem co niegdyś wydawców książek, a potem branżę filmową. Namnożyło się do ch… wydawnictw, wytwórni i stacji telewizyjnych, a każdej potrzebne są „gwiazdy”. Chociaż jedna. Wiadomo, Kingów i Martinów dla wszystkich nie starczy, więc w miejsce gwiazd naturalnych zaczęto taśmowo produkować gwiazdy sztuczne. Dwoma sposobami. Pierwszy to klasyczny casting na gwiazdę, jakieś „jak oni śpiewają” czy jakieś inne gówno. Drugi sposób to robienie medialnego szumu wokół jakiejś produkcji, jak w przypadku tego The Last of Us. Pamiętasz ten fragment z Faraona?
– „ażeby każdy kucharz następcy chciał wojny, każdy fryzjer następcy chciał wojny, ażeby wszyscy łaziebnicy, lektykarze, pisarze, oficerowie, woźnice, ażeby oni wszyscy chcieli wojny z Asyrią i ażeby następca słyszał o tym od rana do nocy, a nawet kiedy śpi…”
Jeżeli będziesz od rana do nocy słyszał na każdym kroku, jaka to wspaniała gra, to nawet jeżeli nie uwierzysz na słowo, to i tak kupisz i zagrasz, żeby przekonać się na własne oczy. Lub obejrzysz serial. Tak to działa.
Masz trochę racji, ale uważam, że w sedno trafił Ben w swoim komentarzu. Gry są na tyle młodym i niedojrzałym medium, że minimalnie lepsza fabuła od zwykłej młócki bohater vs świat jest uznawana za kamień milowy i w ogóle wow, szok, arcydzieło. Dodaj do tego jakieś elementy „woke” i masz przepis na sukces.
„To jest niestety wina wciąż niedojrzałego medium, jakim są gry komputerowe / konsolowe. Jak tylko coś jest lepsze fabularnie od przeciętnej – czyli coś lepszego niż tandetny film klasy C z Seagalem w paśmie TV4 o 22:00 – to dziennikarze i gracze dostają pierdolca, pieją z zachwytu “olaboga najlepsza fabuła, niesamowite, cudowne, świetne, 10/10”.”
To jest w zasadzie najlepsze i najbardziej zwięzłe ujęcie tematu. Gratuluję. Szokujące, że wielkie szychy w Hollywood tego nie rozumieją. Wiele gier uznanych za świetne fabularnie są świetne, bo są tylko odrobinę lepsze niż pozostałe, ale bez poważnych modyfikacji nadają się maksymalnie na film/serial taki w przedziale 4-6/10 i widać to po wszystkich niemal „eGranizacjach” do tej pory.
Nie rób jaj. Branża gier to 1962-2023. To spory kawałek czasu. Najciekawszy okres to pewnie lata 1985-2007 pod względem przełomowych rozwiązań i różnorodności. W latach 90′ potrafiły mieć skrajnie lepsze scenariusze niż TLOU2. Nie mówiąc o ile lepsze były wtedy gry pod względem grywalności, kreatywnych rozwiązań, wyzwania. Gry ostatnich kilkunastu lat zmieniły się w odmóżdżacze, które same się przechodzą na jedno kopyto z bliźniaczo podobnym sterowaniem i mechanikami dostosowane pod najsłabszych graczy. Weźmy choćby na warsztat gry RPG, gdzie te obecne są kilkadziesiąt razy prostsze niż te z lat 80′ i początku lat 90′.
„Nie rób jaj. Branża gier to 1962-2023. ”
Jaki 1962? Przecież do połowy lat 80tych gry były proste jak budowa cepa, trzy kwadraty goniły trójkąt 🙂 Ja wiem, że wtedy datuje się pierwsze gry, ale to jakby w miarę okrągły kamień nazwać pierwszym funkcjonalnym kołem…
Myślę, że to kwestia wrażliwości i tego jak reagujesz na ogólnie pojętą sztukę i media. Jak ktoś chłonie tylko emocjami to ma gdzieś gameplay. Wciśnie dowolny guzik, żeby tylko dalej być z bohaterami i dowiedzieć się co ich spotka. Mój „ulubiony” Interstellar to dobry przykład. Jak ktoś chłonie emocjami to przeżywa wielką miłość ojca do córki, ich rozłąkę, tęsknotę, wieczną separację, ale rozumie poświęcenie Coopera.
Jak ktoś oprócz emocji przykłada do takich rzeczy odrobinę chłodnej analizy to film rozpada się na kawałki swoimi bezsensami (syna nie kocha nawet w 1/4 tak jak córki? paradoks czasowy? przewidywalny i żenujący wątek kapitana Ziemniaka (Matt Damon)). Mógłbym książkę napisać o tym jak bardzo Interstellar nie wytrzymuje starcia z podstawową logiką, ale rozumiem wszystkich, którzy są zachwyceni, bo „przeżyli” ten film bez zaprzątania sobie głowy zastanawianiem się co, jak, skąd i czemu?
I nie chcę być źle zrozumiany: każde podejście jest tak samo dobre. Dlatego nie dziwi mnie zachwyt nad Interstellar i nie dziwi zachwyt nad TLoU (1 i 2).
Jestem wrażliwy, ale nie na każdy gatunek filmu, gry, książki. Postapo mnie nie przekonuje i trudno odbierać mi je poważnie, a co za tym idzie trudno uruchomić wrażliwość.
Widziałeś Drogę? Spróbuj. Żadne inne post-apo nie jest nawet blisko tego ponurego, beznadziejnego i koszmarnego „realizmu”.
Obejrzę przy najbliższej okazji.
W grę nie grałem, serial bardzo mi się podoba, a 5 odcinek bije na głowę odcinek 3, i pokazuje jedną ważną rzecz, nie ważne co wydarzy się ze światem jaka epidemia czy inna cholera przyjdzie i tak najgorsi są ludzie, którzy i tak znajdą pretekst by zdobyć władze. Choć tutaj fedra jest przedstawiana jako skrajnie zła zamordystyczna organizacja czego też tak do końca nie rozumiem. Ten grzyb rozprzestrzenia się z łatwością więc jakoś trzeba temu zapobiegać. A ci wolnościowcy oddajcie nam swobode może i możemy się zarazić, ale chcemy swobody. Temat trudny, ale myślę, że mimo wszystko sporo wyczucia jest w tym naprawdę niezłym serialu. Walka z ostatniego odcinka kozak. Ten purchlak też sztos. No i ładunek emocjonalny na koniec, nie chcę za bardzo wyolbrzymiać tego problemu, ale jakby zamiast braci tam była para gejów, to by pół świata płakało nad ich losem przez naprawdę długi czas.
Jeszcze offtop, bo skoro jest okazja. Czy ktoś widział nowego Asterixa, pewnie jestem w totalnej mniejszości ale dla mnie to wciąż naprawdę wysoki poziom. Może dlatego, że kocham wszystkie produkcje(?) no prawie wszystkie produkcje spod znaku dwóch dzielnych galów (dwie nowe bajki. czyli Osiedle bogów i Tajemnica magiczznego napoju, oraz Asterix w Ameryce, to jedyne co nie przypadło mi do gustu, resztę kocham niemal bezkrytycznie).
„5 odcinek bije na głowę odcinek 3”
Let’s agree to disagree.
Podbudowa emocjonalna super, ale ten finał (wielka bitwa) to była tragedia rodem z filmów klasy C. W świecie bez ludzi i ruchu samochodowego zobaczyli wielką kolumnę ciężarówek i Humvee 200 m od siebie, wcześniej nie słyszeli, że coś nadjeżdża. W trakcie walki trup ściele się gęsto, ale nasi bohaterowie w samym sercu zadymy mają plot armor. Straszne to było, ale nie w takim sensie jak twórcy zamierzyli…
W sumie przypadkowa dygresja(napisana pierwotnie jako dłuższa odpowiedź na komentarz Roberta Snowa), bo niezwiązana tak bardzo z artykułem i recenzowaną grą – komputerowe gry fabularne, te najlepsze ostatniej dekady, zapożyczają z innych mediów (za)bardzo, szkoda, że zamiast wykorzystać technologie i zalety formy przekazu do maksimum, aby wręcz poczuć stać się tymi postaciami, którymi kierujemy, albo zaadaptować z książki coś, czego żaden film nie pokaże dobrze, obecnie robi się wydłużone, puste wydmuszki open-world, z copy-paste generycznym gameplayem, jednocześnie gry upodobniają się do filmów – wincyj cinematic experience, renderowanych filmików – przez formę sandboxa w której po kilku godzinach gracz może iść wszędzie, robić co chce wszystko w byle jakiej kolejności, te tytuły jednocześnie są rozciągnięte maksymalnie, jak to tylko możliwe – kończą jako forma karykatury w najlepszym razie przeciętnej w każdym aspekcie a do tego warstwa fabularna, zwłaszcza dialogi, coraz częściej żenują, zaś questy fedexo – podobne z pytajnikami rozlane są na całej mapie, męcząc i zniechęcając do odpalenia.
Trochę mocny komentarz napisałem, jako „konsument” treści, jakim są gry konsolowe / komputerowe, jestem zniesmaczony tym, co się dzieje. Wydaje się, że chłamu wychodzi więcej, niż kiedykolwiek wcześniej, gier wysokobudżetowych naprawdę wartych ogrania – może jedna, góra dwie na rok jak dobrze pójdzie, za cenę ponad 300 cebulionów; PS5 większą część roku służy jako wygodniejszy sposób na oglądanie Premier League i platform streamingowych. Ostatnio ograłem GoW: Ragnaroka – to nie jest zły tytuł… – jak ktoś nie grał niech nie czyta dalej
[spoiler] GoW: Ragnarok jest najdojrzalszym jeśli chodzi o gry z tej serii – tylko to jest jeden z nielicznych przypadków, gdzie to tak mało pasuje, jak do serii wykreowanej na postaci, jaką był przez lata Kratos. W Kratosie w tej części jest za mało boga, za dużo filozofa – stoika, za mało w nim brutala – jeden może mocniejszy finiszer, krwi nie ma wcale, ciała znikają po sekundzie, walka to takie same klepanie toporkiem, ostrzami chaosu jak w poprzedniej części z dodatkiem w postaci dzidy laserowej włóczni. Jest to przyjemne, ale nie ma tu jakiegoś prawdziwego gamechangera.
Jeżeli granie młodym Lokim / Atreusem miało być game-changerem, to ja dziękuje, bo młody swoimi gatkami i postępowaniem irytował, rozdział w Jotunhaimie bardzo się dłużył, zaś jego sposób walki jest niebywale komiczny i nie stanowi wyzwania.
Do tego – ta część kompletne nie wykorzystała potencjału, jaki niosła niezwykle brutalna mitologia nordycka. Zadowolony jestem w sumie jedynie z Thora i nieznacznie Frei, bo już sam Frey jest kreacyjna porażka, postać pseudo-lekkoducha, który tylko by płakał w sukienkę Frei, pytając się ją o każdą pierdołę, nie wiem po co w tej formie jest w grze, Tyr tylko rozczarowuje odkąd go znajdujemy, jest pacyfistą, stoikiem i jest tylko pretekstem, aby mógł się w niego wcielić Wszechojciec… który da się dość łatwo zdemaskować, Odyn jest niewiarygodnie słaby, zaś o jego okrucieństwie, poza jedną sceną, tylko słyszymy na ekranie, finisz Ragnaroku jest bardzo kiepski – na końcu to powinna być wszędzie jucha i epickie pojedynki, coś jak początek God of War 3… czekałem na to 70h gry wykonując większość questów, jakie można wykonać, ale wyszło bardzo słabo „łolaboga chlip chlip Odyn wykorzystuje słabych ludzi z Migdardu” CZEGO NAWET NIE WIDZIMY czy nie można by jednej ale to jednej cutscenki wyrenderować jak to mur tarcz ludzkich wojowników jest po prostu masakrowany przez latające potwory, elfy czy sługi hel a bezbronni chłopi i kobiety są po prostu skazani na rzeź? po chwili z dupy Sif, nienawidząca przez całą grę Arteusa, widząc sceny, których nam nie pokazano, jednak zmienia strony? Czy ktoś próbował czytać ten scenariusz, zanim przyklepali i zabrali się za realizacje?
To jest przyzwoita gra, inaczej nie spędziłbym 80 godzin. fabuła to głównie rozwinięcie części pierwszej i rozwinięcie relacji na linii ojciec – syn, niestety również to jest najgorsza część z cyklu God of War, w jaką przyszło mi zagrać.
[/spoiler]
Kurde, posmutniałem. Miałem nadzieję na Ragnaroka, bo „pierwsza” część (a tak naprawdę siódma?) podobała mi się umiarkowanie i miałem nadzieję, że rozwiną potencjał.
Co do gier – mam podobne odczucia. Dużo szumu, dużo tytułów, a wartych uwagi, nie kopiujących 1do1 innych albo siebie samych w kolejnym sequelu jest coraz mniej. Mnie ostatnio zachwyciły te gdzie fabuła jest super, ale trzeba ją samemu „znaleźć”, a gameplay rzuca kłody pod nogi i nie prowadzi za rękę. Dość powiedzieć, że najwięcej czasu zabrały mi ostatnio Returnal i Elden Ring, a teraz… Sackboy: Wielka przygoda. Wszystkie trzy serdecznie polecam 😉
Polecam różne festiwale dem na Steam, darmowe gry z Epic lub mniejsze pozycje z game pass 😉
Jeśli ktoś oczekuje kilku dużych gier AAA dopracowanych do perfekcji w ciągu roku, to faktycznie ostatnie lata zawodzą. Ale jeśli ktoś poszuka rozrywki wśród gier ze średnim lub małym budżetem, to dojdzie do wniosku, że żyjemy w najlepszym okresie w historii. Bo nigdy nie można było grać w tak dużo, tak tanich oraz tak zróżnicowanych gier.
Na AAA też nie narzekam 🙂 Returnal, Elden Ring – całkiem sporo gier ostatnio dowozi.
TLoU 2 to dla mnie osobiście dziwny przypadek. Osobiście nie grałam, więc o gamepayu się nie wypowiem (ale oglądałam całą serię u któregoś wspaniałego YTubera). Kompletnie nic z fabuły dwójki nie pamiętam, tylko jakieś pojedyncze sceny, które jestem w stanie wymienić na palcach jednej ręki. Oczywiście są to te, które najwięcej kontrowersji wzbudziły i na które ludzie narzekali najbardziej. Nie mam jednak aż na tyle słabej pamięci, żeby zrzucić to na siebie. Ta gra po prostu jakoś nie zapisała mi się w głowie, poza otwarciem, sceną seksu, sceną w teatrze, na farmie i końcówką gry. To są jedyne rzeczy, które z niej pamiętam.
Co do serialu, bo jednak dyskusja tutaj jest głównie o nim. Uważam, że na jeden raz jest dobry i warto na niego poświęcić czas, żeby chociażby przekonać się z czym to się je. Najbardziej podobają mi się sceny z rozpoczęcia pandemii, całej genezy (chociaż naukowy bełkot nawet taka idiotka jak ja jest w stanie momentami podważyć). Serial wygląda przecudownie i w scenach „horrorowych”, potrafi to napięcie tworzyć.
Co jednak odkryłam ostatnio, próbując jeszcze raz obejrzeć serial z chłopakiem, to jezu jezusieńki, jak on się piekielnie przy rewatchu dłuży. Za pierwszym razem, gdy oglądałam w poniedziałek rano w pracy do śniadanka, to wchodził bardzo dobrze. Siedząc wieczorem na kanapie, próbując wyłapywać jakieś smaczki fabularne odkryłam, że ich tam nie ma. Ten serial sprawia wrażenie, jak mawia Bilbo, masła rozsmarowanego na zbyt dużej kromce. Tu są sceny, tutaj się dzieje, za pierwszym razem człowiek wsiąka. Za drugim? Ledwie zmęczyłam dwa odcinki na raz. Nie ma tego czegoś dla ludzi, którzy oglądają ponownie, którzy chcieliby coś odkryć. Gdzie takiego Rodu smoka zdarzało mi się obejrzeć niektóre i trzy razy. Serial mocno stoi Joelem, Ellie niekoniecznie, bo wciąż momentami irytuje.
„Najbardziej podobają mi się sceny z rozpoczęcia pandemii, całej genezy (chociaż naukowy bełkot nawet taka idiotka jak ja jest w stanie momentami podważyć). ”
Stanowczo protestuję przeciwko takim auto-dissom (idiotka) 😛
Co do scen: pełna zgoda, mało tego, ale też najbardziej podoba mi się więcej detali z początku zagłady. Mam nadzieję, że to nie były jedyne momenty i jeszcze wrócą.
A co do gry: obejrzenie całości na YT wydaje mi się mniejszą stratą czasu i sensowniejszym wyborem niż ogrywanie na konsoli.
Nie miałam dostępu do konsoli, a jak pół Internetu krzyczy „NAJLEPSZA FABULARNIE”, a drugie pół, że zakopać, to wiadomo jak to działa (już tutaj wyżej było pisane). Nie żałuję obejrzenia, no ale nie pamiętam nic z drogi, którą Ellie przechodzi w drugiej części, poza jej początkiem i końcem. Pierwsza część moim zdaniem ma zdecydowanie większy inpakt emocjonalny. No i bądźmy szczerzy, trochę strzałem w kolano była decyzja o graniu połowę gry inną postacią, szczególnie taką mało lubialną. Zdecydowanie inaczej poprowadziłabym tę narrację, żeby to się trzymało kupy.
Wydaje mi się, że mogli się nie zorientować, że te sceny naukowe aż tak zassą i raczej nie będziemy mieli ich zbyt wiele w dalszej części serialu. Bardziej mnie martwi, że uważam je za najlepsze, gdzie to jest kilka minut na początku odcinka zaledwie :/ Do końca sezonu jednak jeszcze daleko, a im dalej, tym powinno być lepiej.
„nie pamiętam nic z drogi, którą Ellie przechodzi w drugiej części, poza jej początkiem i końcem”
Tam niewiele jest do pamiętania.
[spoiler]Ellie pała rządzą zemsty do ostatniej sekundy, a potem jednak nie zabija i cofa rękę w ostatniej chwili, bo… tak. Nie wiadomo w zasadzie czemu. Nic pomiędzy nie ma znaczenia.[/spoiler]
„No i bądźmy szczerzy, trochę strzałem w kolano była decyzja o graniu połowę gry inną postacią, szczególnie taką mało lubialną. Zdecydowanie inaczej poprowadziłabym tę narrację, żeby to się trzymało kupy.”
Yop, mogłaby po prostu Ellie odkryć co się stało i kim jest Abby i dlaczego chciała ubić wiadomo kogo. Poza tym Abby na dzień dobry jest tak odrzucająca, że nie chciało mi się nią grać i wbrew mało błyskotliwym zabiegom scenarzystów (pokuta, cierpienie) wcale na koniec nie miałem cieplejszych uczuć do Abby. Ba, jakbym miał fabularny wybór na koniec to bym ją „killim”.
Już kiedyś pytałem się Deala o to czy pojawi się retro recenzja „battlestar galactica”, może ty się tego podejmiesz? 😉
Mamy premierę kolejnego(mam nadzieję że ostatniego) serwisu streamingowego więc jest okazja.
A o które BSG chodzi? Klasyczne czy to z lat 04-09?
Tak właściwie to z 2003. Bo miniseria wyszła w tym roku :p
Kufnia nie. To jest kiszka.
W gry nie grałam, serial oglądam, podoba mi się. Lubię taką tematykę w serialach(w końcu obejrzało się tyle sezonów The Walking Dead). Głównie oglądam ze względu na obsadę, obsada z GoT zawsze mnie mocno przyciąga zwłaszcza Pedro Pascal aka Oberyn Martell, świetnie się spisuje w swojej roli, a i Bella, Lyanna Mormont dobrze sobie radzi.
Jeśli ktoś z redakcji ogląda serial na bieżąco, to powinniście robić recenzje każdego odcinka, tak jak przy Rodzie Smoka, myślę że było by zainteresowanie tym tematem. Ogólnie serial bardzo mocno promowany, nie da się o nim nie usłyszeć.
Chciałbym, ale po pierwsze brak czasu, po drugie chyba miałbym problem z szerszą wypowiedzią, niewiele się dzieje 🙂 Mi póki co też się podoba (mimo kilku wad).
Zupełnie się nie zgadzam z większością recenzji. Dla mnie obok RDR2 jest to najlepszy tytuł w jaki miałem okazję zagrać.
Gameplay jest chyba najprzyjemniejszym z jakim miałem do czynienia, nie rozumiemy zarzutu że polega na wciskaniu jednego czy dwóch klawiszy. Rozumiem że to pewnego rodzaju hiberbola, no ale nie. Owszem gameplay jest tu podporządkowany opowiadanej historii ale przez cały (dość długi dodajmy) czas gry nie byłem znudzony ani razu, może trochę na samym końcu w Santa Barbara. Jest walka, skradanie, eksploracja, prosty crafting… Co jeszcze mieliby dodać ? Prostacki gameplay to jest w tetrisie.
Kolejny raz jakaś osoba ze świata gier (Quaz i ekipa gry on-line też o tym mówili) czepia się rozdźwięku miedzy przerywnikami a rozgrywką. Pomijając to że gra rządzi się swoimi prawami i pewien rozdźwięk między cutscenkami i gameplayem się pojawia to tutaj jest zrobiony w miarę logicznie. Ellie zabija w cutscenkach co najmniej cztery osoby i jakieś wrażenie robi to na niej tylko w dwóch przypadkach – wspomnianym w recenzji oraz w szpitalu w scenie z Norą. W tym pierwszym wiemy o co chodzi – Dina też jest w ciąży, poza tym myślę że nawet w tak zezwierzęconym świecie zabicie kobiety w zaawansowanej ciąży jakieś większe wrażenie na osobie wywrze. Pamiętajmy że Ellie nie jest zła per se. W przypadku z Norą moim zdaniem wielu ludzi nie zrozumiało wydźwięku sceny. Ellie nie płacze bo musi kogoś zabić. Płacze bo tłucze kogoś na śmierć w celu zdobycia informacji w sposób BARDZO podobny do tego w jaki zginęła bliska jej osoba. Uncharted było dużo gorsze pod tym względem bo Drake po masowych mordach w cutscenkach nie był w stanie zabić nikogo, bo to dobry chłopak przecież. Btw czwórka była najlepsza 🙂
Gra ma zamkniętą strukturę i to jest ok. Moim zdaniem jedną z największych zmór dzisiejszych czasów jest wpychanie otwartego świata do każdego tytułu i wypełnianie go nudną zawartością jak robi tu Ubisoft. Tutaj są momenty gdzie poruszamy się po sznurku ale są i takie gdzie mamy więcej swobody i nie eksplorując nie zdobędziemy nowego sprzętu, umiejętności a nawet stracimy trochę na opowiadanej historii.
Jedyny wątek z którym się zgodzę to Lev. Tutaj faktycznie mocno czuć że trochę wciśnięte to na siłę.
Serial oglądam na bieżąco, jest dobry ale osobiście czekam dużo bardziej właśnie na ekranizację dwójki którą uważam za dużo lepszą część.
„Zupełnie się nie zgadzam z większością recenzji.”
Git, nie musimy się zgadzać! Szanuję Twoją opinię.
„nie rozumiem zarzutu że polega na wciskaniu jednego czy dwóch klawiszy”
Ale co tu rozumieć? Przez większość gry szedłem i… tyle. Zwężenie, przeszkoda – wciśnij X. Szuflada, znajdźka, wciśnij trójkąt. A pomiędzy mnóstwo dialogów i przerywników filmowych i skradnka od wielkiego dzwonu.
W Terisie trzeba mieć skilla, refleks i ty decydujesz jak ułożysz klocki. Tutaj jesteś biernym obserwatorem, który od czasu do czasu może wcisnąć guzik, a poza skradanką nie masz wpływu na nic.
„Kolejny raz jakaś osoba ze świata gier (Quaz i ekipa gry on-line też o tym mówili) czepia się rozdźwięku miedzy przerywnikami a rozgrywką.”
Tak i… nie. Bo to jest kwestia logiki i spójności świata/historii, a nie czepianie się. Przesadzając: jak grasz Doomsguyem i w przerywniku on nagle cierpi, że musi zabijać to masz jedno wielkie WTF. A Doom nie próbuje udawać poważnej i dojrzałej historii
„Dina też jest w ciąży”
No tak, ale to niczego nie zmienia. Jak rozprujesz gardła 60 ludziom, z których 1/3 to kobiety (co najmniej) to taka rozpacz wygląda groteskowo. Ile z nich miało dzieci? 😀
„Płacze bo tłucze kogoś na śmierć w celu zdobycia informacji w sposób BARDZO podobny do tego w jaki zginęła bliska jej osoba.”
Owszem i znów: moim zdaniem to są średnio udane nawiązania, bo oczywiste i jednocześnie stoją w dużym kontraście z rozgrywką. Albo próbujesz prowadzić dojrzałą i konsekwentną historię albo robisz Rambo 2. Nie da się połączyć obu i żeby nie ograniczać się do gier. Obejrzałem pierwszy sezon Jacka Ryana na Prime. Próba połączenia zagrożenia terroryzmem i thrillera rodem z Homeland z scenami akcji a’la Szybcy i wściekli albo James Bond. Nijak się to nie spina, a medium inne niż gra. Albo weźmy grę: God of War. Kratos jest masakratorem i brutalnym mordercą w grze i w filmikach. Jest spójność.
„Gra ma zamkniętą strukturę i to jest ok.”
Ja też lubię liniowe gry i nie lubię sandboxów wszędzie i za wszelką cenę, ale dajcie mi chociaż sensowny i wciągający gameplay (Returnal, oba HZD, nie wiem, Elden Ring) albo jakiś wybór co się będzie działo (Heavy Rain, Detroit: Become Human). A tu nie ma niczego z powyższych, jest historia od A do Z zaplanowana jako bardzo długi film, w którym ja czasem mogę kliknąć jakiś guzik, ale jestem tka naprawdę tylko obserwatorem.
Moim zdaniem dobrze napisał Ben powyżej i znów go zacytuję:
„To jest niestety wina wciąż niedojrzałego medium, jakim są gry komputerowe / konsolowe. Jak tylko coś jest lepsze fabularnie od przeciętnej – czyli coś lepszego niż tandetny film klasy C z Seagalem w paśmie TV4 o 22:00 – to dziennikarze i gracze dostają pierdolca, pieją z zachwytu “olaboga najlepsza fabuła, niesamowite, cudowne, świetne, 10/10”.”
„Ale co tu rozumieć? Przez większość gry szedłem i… tyle. Zwężenie, przeszkoda – wciśnij X. Szuflada, znajdźka, wciśnij trójkąt. A pomiędzy mnóstwo dialogów i przerywników filmowych i skradnka od wielkiego dzwonu. W Terisie trzeba mieć skilla, refleks i ty decydujesz jak ułożysz klocki. Tutaj jesteś biernym obserwatorem, który od czasu do czasu może wcisnąć guzik, a poza skradanką nie masz wpływu na nic.”
Przerywników filmowych nie ma tak bardzo dużo, to nie dzieła Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut. Dialogi między postaciami, swoją drogą bardzo dobrze napisane mają miejsce samoistnie podczas rozgrywki.
Obecnie gram we wspomnianego kilka razy God of War Ragnarok i tam rozgrywkę można opisać w ten sam sposób. idziesz, naciskasz kółko żeby skoczyć, potem arena gdzie walczysz z wrogami, potem znów idziesz, naciskasz kółko aby przecisnąć się przez tunel po czym znowu arena z wrogami. I tak od cutscenki do cutscenki. Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.
„Tak i… nie. Bo to jest kwestia logiki i spójności świata/historii, a nie czepianie się. Przesadzając: jak grasz Doomsguyem i w przerywniku on nagle cierpi, że musi zabijać to masz jedno wielkie WTF. A Doom nie próbuje udawać poważnej i dojrzałej historii. No tak, ale to niczego nie zmienia. Jak rozprujesz gardła 60 ludziom, z których 1/3 to kobiety (co najmniej) to taka rozpacz wygląda groteskowo. Ile z nich miało dzieci?”
Mało jest gier które są całkowicie spójne w kwestii gameplayu i opowiadanej historii bo to medium gdzie tą spójność niełatwo zachować. Twórcy serialu sami zwracają uwagę że mogą przedstawić więcej historii bo w grach trup musiał ścielić się gęściej aby gracz się nie nudził. Kratos to nienajlepszy przykład bo God of War zaczynał od bycia tępą naparzanką gdzie fabuła była jedynie pretekstem do mordowania kolejnych fal wrogów i dopiero ostatnie części starały się trochę urealnić i uczłowieczyć postać Kratosa, a i tak do niektórych decyzji scenariuszowych można się doczepić.
„Ja też lubię liniowe gry i nie lubię sandboxów wszędzie i za wszelką cenę, ale dajcie mi chociaż sensowny i wciągający gameplay (Returnal, oba HZD, nie wiem, Elden Ring) albo jakiś wybór co się będzie działo (Heavy Rain, Detroit: Become Human). A tu nie ma niczego z powyższych, jest historia od A do Z zaplanowana jako bardzo długi film, w którym ja czasem mogę kliknąć jakiś guzik, ale jestem tka naprawdę tylko obserwatorem.”
Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale. Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne. Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może niepotrzebnie wybrałeś taką grę jeśli nie lubisz tego rodzaju rozgrywki. Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.
Bez przesady z tym festiwalem przerywników filmowych, to nie gra Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut. Dialogi między postaciami mają miejsce samoistnie podczas rozgrywki, są bardzo dobrze napisane i urealniają rozgrywkę.
Obecnie gram we wspomnianego kilka razy God of War Ragnarok i tam rozgrywkę można przedstawić w ten sam sposób. Idziesz, naciskasz kółko żeby skoczyć, potem arena gdzie walczysz z wrogami, potem znów idziesz, naciskasz kółko aby przecisnąć się przez tunel po czym znowu arena z wrogami. I tak od cutscenki do cutscenki. Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.
Mało jest gier które są całkowicie spójne w kwestii gameplayu i opowiadanej historii bo to medium gdzie tą spójność niełatwo zachować. Twórcy serialu sami zwracają uwagę że mogą przedstawić więcej historii bo w grach trup musiał ścielić się gęściej aby gracz się nie nudził. Kratos to nienajlepszy przykład bo God of War zaczynał od bycia tępą naparzanką gdzie fabuła była jedynie pretekstem do mordowania kolejnych fal wrogów i dopiero ostatnie części starały się trochę urealnić i uczłowieczyć postać Kratosa, a i tak do niektórych decyzji scenariuszowych można się doczepić.
Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale. Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne. Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może po prostu nie pasuje ci model rozgrywki. Ja gry FromSoftware uważam za słabe, nudne i przereklamowane mimo iż wielu ludzie pieje nad nimi z zachwytu. Tylko po co sięgać po grę z nielubianą przez siebie modelem rozgrywki ? Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.
Gry to gry, nic mniej nic więcej. Służą głównie rozrywce i tak jak w przypadku filmów, książek czy jakiejkolwiek innej dziedziny popkultury to co ktoś z nich wyniesie jest wypadkową indywidualnych cech danej osoby. Jej zainteresowań, przeżyć, wrażliwości i tak dalej. Stąd rozumiem że o ile historia może do kogoś trafić mniej niż w moim przypadku, tak 3/10 dla jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji to kpina, jeśli wziąć pod uwagę jak ta gra wygląda, jak dobrze i płynnie działa na nienajmocniejszym już sprzęcie, jak potrafi opowiadać historie za pomocą samych projektów lokacji. Technicznie, pod względem dopracowania i dbałości o detale to jest majstersztyk a mamy czasy gdzie 90% gier w dniu premiery ma ogromne problemy techniczne, są zalewane mikropłatnościami mającymi wycisnąć z konsumenta jak najwięcej pieniędzy i przerośniętymi openworldami wypełnionymi generycznymi questami. Na takim tyle tym bardziej należy TLoU docenić.
„Bez przesady z tym festiwalem przerywników filmowych, to nie gra Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut.”
Zagrałem drugi raz z ciekawości i skipowałem wszystkie przerywniki filmowe, szedłem od punktu do punktu bez zwiedzania każdej szuflady. Czas grania spada o 2/3. Mogę Ci podać dokładne liczby jak chcesz.
„Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.”
Ja nie mam złej woli, pisałem już wcześniej: wiele zależy od reszty i „obudowy”. Albo pewne niedoskonałości da się zamaskować albo nie.
„Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale.”
Telltale daje czasem wybór, a czasem złudzenie wyboru, że mam na coś wpływ. Dla mnie chociaż to jest zaletą wobec TLoU gdzie jest monotonny gampelay, a wyboru nie ma.
„Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne.”
Czym się różni od jedynki?
„Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może po prostu nie pasuje ci model rozgrywki.”
Czyli przyznajesz, że zrobili grę, dali 4 czy 5 poziomów trudności, ale tylko dwa ostatnie nadają się do grania? 🙂
„Tylko po co sięgać po grę z nielubianą przez siebie modelem rozgrywki ? Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.”
Po jedynce miałem dobre wspomnienia (pisałem w tekście), a serial zaczął się fajnie więc sprawdziłem dwójkę. Proste.
„Gry to gry, nic mniej nic więcej. Służą głównie rozrywce i tak jak w przypadku filmów, książek czy jakiejkolwiek innej dziedziny popkultury to co ktoś z nich wyniesie jest wypadkową indywidualnych cech danej osoby. Jej zainteresowań, przeżyć, wrażliwości i tak dalej.”
Oczywiście. Pełna zgoda.
„Stąd rozumiem że o ile historia może do kogoś trafić mniej niż w moim przypadku, tak 3/10 dla jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji to kpina”
…napisał Łukasz, który chwilę temu napisał też „gry FromSoftware uważam za słabe, nudne i przereklamowane mimo iż wielu ludzie pieje nad nimi z zachwytu”. Czyli sam spuszczasz po żylecie gry, które zgarnęły wszystkie możliwe nagrody i wiele ludzi pieje nad nimi z zachwytu, ale już Twojej ulubionej grze nie wolno tak powiedzieć, bo zło i womity? Zdecyduj się. Albo można oceniać po swojemu albo trzeba tak jak Ty 🙂
„jeśli wziąć pod uwagę jak ta gra wygląda, jak dobrze i płynnie działa na nienajmocniejszym już sprzęcie […] Technicznie, pod względem dopracowania i dbałości o detale to jest majstersztyk […] Na takim tyle tym bardziej należy TLoU docenić.”
Należy? Czyli jest prikaz? To mam nadzieję, że dajesz 4 i 5 części Transformers przynajmniej 8/10, bo technicznie te filmy są na niebotycznym poziomie.
Skończyły się znaki, dalsza część:
Oceniam grę jako całość, doświadczenie, „experience”, jakie mi daje. Jak grałem w Ori to i fabuła i gameplay mnie wciągnęły. Przy HZD gameplay bywa generyczny, ale historia to sztos (w jedynce). Za to Elden Ring to sztos gameplayowy, który nigdy nie zamienia się w ja-koks vs cieniasy, zawsze trzeba być skupionym i poprawiać skilla. To samo Returnal tylko jeszcze lepiej, bo i fabuła to doskonałe sci-fi w klimacie Event Horizon.
TLoU to klasyczna i mało oryginalna gra o zombie gdzie gameplay jest nudny i sprowadza się do chodzenia. W dodatku po analizowaniu pół życia tworów popkultury czasem po prostu widzę sznurki za jakie pociągają twórcy, żeby mnie wzruszyć albo zaskoczyć, a jak widzisz „backstage” i nie jest to specjalnie wyrafinowane to ciężko mi się dać ponieść.
Oceniam więc to jak spędziłem czas z grą, a spędziłem głównie na trykaniu analoga, żeby Ellie/Abby szła, oglądaniu cut scenek i okazjonalnemu strzelaniu/skradaniu. Znudziłem się, a historia nie jest ani powalająca, ani oryginalna.
W dodatku jest momentami bez sensu (cała część gry „po farmie” jest kompletnie nielogiczna i nie wiadomo co chodzi Ellie po głowie).
Stąd taka, a nie inna ocena. Moja ocena. Nie musisz się zgadzać, ale nie mów mi proszę jak mam oceniać tak jak ja rozumiem i szanuję jak napiszesz, że gry From Software to lipa i dajesz 2/10. Pozdro i miłej niedzieli!
Przy czym naprawdę cieszę się, że Ci się podobało i nawet trochę zazdroszczę!
„Ale co tu rozumieć? Przez większość gry szedłem i… tyle. Zwężenie, przeszkoda – wciśnij X. Szuflada, znajdźka, wciśnij trójkąt. A pomiędzy mnóstwo dialogów i przerywników filmowych i skradnka od wielkiego dzwonu. W Terisie trzeba mieć skilla, refleks i ty decydujesz jak ułożysz klocki. Tutaj jesteś biernym obserwatorem, który od czasu do czasu może wcisnąć guzik, a poza skradanką nie masz wpływu na nic.”
Przerywników filmowych nie ma tak bardzo dużo, to nie dzieła Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut. Dialogi między postaciami, swoją drogą bardzo dobrze napisane mają miejsce samoistnie podczas rozgrywki.
Obecnie gram we wspomnianego kilka razy God of War Ragnarok i tam rozgrywkę można opisać w ten sam sposób. idziesz, naciskasz kółko żeby skoczyć, potem arena gdzie walczysz z wrogami, potem znów idziesz, naciskasz kółko aby przecisnąć się przez tunel po czym znowu arena z wrogami. I tak od cutscenki do cutscenki. Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.
„Tak i… nie. Bo to jest kwestia logiki i spójności świata/historii, a nie czepianie się. Przesadzając: jak grasz Doomsguyem i w przerywniku on nagle cierpi, że musi zabijać to masz jedno wielkie WTF. A Doom nie próbuje udawać poważnej i dojrzałej historii. No tak, ale to niczego nie zmienia. Jak rozprujesz gardła 60 ludziom, z których 1/3 to kobiety (co najmniej) to taka rozpacz wygląda groteskowo. Ile z nich miało dzieci?”
Mało jest gier które są całkowicie spójne w kwestii gameplayu i opowiadanej historii bo to medium gdzie tą spójność niełatwo zachować. Twórcy serialu sami zwracają uwagę że mogą przedstawić więcej historii bo w grach trup musiał ścielić się gęściej aby gracz się nie nudził. Kratos to nienajlepszy przykład bo God of War zaczynał od bycia tępą naparzanką gdzie fabuła była jedynie pretekstem do mordowania kolejnych fal wrogów i dopiero ostatnie części starały się trochę urealnić i uczłowieczyć postać Kratosa, a i tak do niektórych decyzji scenariuszowych można się doczepić.
„Ja też lubię liniowe gry i nie lubię sandboxów wszędzie i za wszelką cenę, ale dajcie mi chociaż sensowny i wciągający gameplay (Returnal, oba HZD, nie wiem, Elden Ring) albo jakiś wybór co się będzie działo (Heavy Rain, Detroit: Become Human). A tu nie ma niczego z powyższych, jest historia od A do Z zaplanowana jako bardzo długi film, w którym ja czasem mogę kliknąć jakiś guzik, ale jestem tka naprawdę tylko obserwatorem.”
Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale. Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne. Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może niepotrzebnie wybrałeś taką grę jeśli nie lubisz tego rodzaju rozgrywki. Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.
Przerywników filmowych nie ma tak bardzo dużo, to nie dzieła Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut. Dialogi między postaciami, swoją drogą bardzo dobrze napisane mają miejsce samoistnie podczas rozgrywki.
Obecnie gram we wspomnianego kilka razy God of War Ragnarok i tam rozgrywkę można opisać w ten sam sposób. idziesz, naciskasz kółko żeby skoczyć, potem arena gdzie walczysz z wrogami, potem znów idziesz, naciskasz kółko aby przecisnąć się przez tunel po czym znowu arena z wrogami. I tak od cutscenki do cutscenki. Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.
Mało jest gier które są całkowicie spójne w kwestii gameplayu i opowiadanej historii bo to medium gdzie tą spójność niełatwo zachować. Twórcy serialu sami zwracają uwagę że mogą przedstawić więcej historii bo w grach trup musiał ścielić się gęściej aby gracz się nie nudził. Kratos to nienajlepszy przykład bo God of War zaczynał od bycia tępą naparzanką gdzie fabuła była jedynie pretekstem do mordowania kolejnych fal wrogów i dopiero ostatnie części starały się trochę urealnić i uczłowieczyć postać Kratosa, a i tak do niektórych decyzji scenariuszowych można się doczepić.
Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale. Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne. Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może po prostu nie pasuje ci model rozgrywki. Ja gry FromSoftware uważam za słabe, nudne i przereklamowane mimo iż wielu ludzie pieje nad nimi z zachwytu. Tylko po co sięgać po grę z nielubianą przez siebie modelem rozgrywki ? Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.
Gry to gry, nic mniej nic więcej. Służą głównie rozrywce i tak jak w przypadku filmów, książek czy jakiejkolwiek innej dziedziny popkultury to co ktoś z nich wyniesie jest wypadkową indywidualnych cech danej osoby. Jej zainteresowań, przeżyć, wrażliwości i tak dalej. Stąd rozumiem że o ile historia może do kogoś trafić mniej niż w moim przypadku, tak 3/10 dla jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji to kpina, jeśli wziąć pod uwagę jak ta gra wygląda, jak dobrze i płynnie działa na nienajmocniejszym już sprzęcie, jak potrafi opowiadać historie za pomocą samych projektów lokacji. Technicznie, pod względem dopracowania i dbałości o detale to jest majstersztyk a mamy czasu gdzie 90% gier w dniu premiery ma ogromne problemy techniczne.
Bez przesady z tym festiwalem przerywników filmowych, to nie gra Kojimy gdzie nudne cutscenki potrafią trwać 30 minut. Dialogi między postaciami mają miejsce samoistnie podczas rozgrywki, są bardzo dobrze napisane i urealniają rozgrywkę.
Obecnie gram we wspomnianego kilka razy God of War Ragnarok i tam rozgrywkę można przedstawić w ten sam sposób. Idziesz, naciskasz kółko żeby skoczyć, potem arena gdzie walczysz z wrogami, potem znów idziesz, naciskasz kółko aby przecisnąć się przez tunel po czym znowu arena z wrogami. I tak od cutscenki do cutscenki. Przy złej woli każdą grę można sprowadzić do tego sprowadzić.
Mało jest gier które są całkowicie spójne w kwestii gameplayu i opowiadanej historii bo to medium gdzie tą spójność niełatwo zachować. Twórcy serialu sami zwracają uwagę że mogą przedstawić więcej historii bo w grach trup musiał ścielić się gęściej aby gracz się nie nudził. Kratos to nienajlepszy przykład bo God of War zaczynał od bycia tępą naparzanką gdzie fabuła była jedynie pretekstem do mordowania kolejnych fal wrogów i dopiero ostatnie części starały się trochę urealnić i uczłowieczyć postać Kratosa, a i tak do niektórych decyzji scenariuszowych można się doczepić.
Interaktywny film gdzie jest się obserwatorem to produkcje Telltale. Part II w przeciwieństwie do jedynki ma bardzo dobry gameplay. Walka jak i skradanie są świetne. Może problemem jest poziom trudności na jakim grałeś bo The Last of Us poniżej trudnego mija się z celem, a może po prostu nie pasuje ci model rozgrywki. Ja gry FromSoftware uważam za słabe, nudne i przereklamowane mimo iż wielu ludzie pieje nad nimi z zachwytu. Tylko po co sięgać po grę z nielubianą przez siebie modelem rozgrywki ? Ja nie lubię cebuli i jej nie jem a nie jem i narzekam że niedobra.
Gry to gry, nic mniej nic więcej. Służą głównie rozrywce i tak jak w przypadku filmów, książek czy jakiejkolwiek innej dziedziny popkultury to co ktoś z nich wyniesie jest wypadkową indywidualnych cech danej osoby. Jej zainteresowań, przeżyć, wrażliwości i tak dalej. Stąd rozumiem że o ile historia może do kogoś trafić mniej niż w moim przypadku, tak 3/10 dla jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji to kpina, jeśli wziąć pod uwagę jak ta gra wygląda, jak dobrze i płynnie działa na nienajmocniejszym już sprzęcie, jak potrafi opowiadać historie za pomocą samych projektów lokacji. Technicznie, pod względem dopracowania i dbałości o detale to jest majstersztyk a mamy czasy gdzie 90% gier w dniu premiery ma ogromne problemy techniczne, są zalewane mikropłatnościami mającymi wycisnąć z konsumenta jak najwięcej pieniędzy i przerośniętymi openworldami wypełnionymi generycznymi questami. Na takim tyle tym bardziej należy TLoU docenić.
„Czym się różni od jedynki?”
W jedynkę grałem dość dawno, w remastera na PS4 i gameplay był trochę drewniany. Czuć było że to gra która ma już kilka lat na karku, do tego nadużywanie jednej i tej samej mechaniki z podstawianiem drabin/desek. o ile sama historia mnie kupiła, tak rozgrywka niekoniecznie. W dwójce tego problemu nie ma, wszystko jest bardzo naturalne i płynne, pod względem samego gameplayu jedna z fajniejszych gier w jakie grałem.
„Czyli przyznajesz, że zrobili grę, dali 4 czy 5 poziomów trudności, ale tylko dwa ostatnie nadają się do grania?”
Jeśli twierdzisz że gra polega praktycznie na chodzeniu i wciśnięciu guzika raz na jakiś czas, ogólnie że przechodzi się sama to może problemem jest to że grałeś na zbyt niskim poziomie trudności ? Twierdzę że granie poniżej trudnego mija się z celem bo traci się ten element survivalu który mocno komponuje się ze światem przedstawionym w grze. W jedynce na trudnym poziomie amunicja była dość deficytowa i często miałem sytuacje gdzie jeden-dwa pociski decydowały o tym czy potyczka będzie wygrana czy przegrana. W dwójce już problemów tego typu nie miałem – nie wiem czy lepiej wychodziło mi skradanie i po prosty tyle nie strzelałem czy to wypadkowa czegoś innego.
„Napisał Łukasz, który chwilę temu napisał też “gry FromSoftware uważam za słabe, nudne i przereklamowane. Czyli sam spuszczasz po żylecie gry, które zgarnęły wszystkie możliwe nagrody ale już Twojej ulubionej grze nie wolno tak powiedzieć. Należy? Czyli jest prikaz? To mam nadzieję, że dajesz 4 i 5 części Transformers przynajmniej 8/10, bo technicznie te filmy są na niebotycznym poziomie.”
Tutaj należą się z mojej strony przeprosiny, bo miałem zakodowane w głowie ze ten tekst jest recenzją. Patrzę drugi raz i nie jest. Może to przez ocenę na końcu się zasugerowałem. Stąd doczepiłem się 3/10 i zwrócenie uwagi tylko na historię i rozgrywkę jest mocno krzywdzące i że w recenzji wypada tez wziąć pod uwagę technikalia, voiceacting, muzykę, stabilność rozgrywki etc. Tymczasem tekst jest dość luźną opinią na temat dzieła do którego masz prawo, tak jak ja mogę uważać że gry From Software to praktycznie kopij-wklej tych samych mechanik i modelu rozgrywki które z jakiegoś powodu otoczone są dla mnie niezrozumiałym kultem fanów którzy nawet ewidentne bugi i niedoróbki tłumaczą tym że NO ALE TAKI BYŁ ZAMYSŁ TWÓRCÓW.
O HZD mam znowu całkowicie odmienne zdanie 😀 O ile gameplay uważam za bardzo udany (walki z robotami, bo z ludźmi, eksploracja i otwarty świat już tak dobrze nie wypadają) tak fabuła była zupełnie nijaka. Jak i wszyscy bohaterowie. To jest zresztą główny problem jaki mam z tą grą, jest bardzo naiwna i niedojrzała, takie PEGI 12, taki serial dla nastolatków przy którym można się nieźle bawić ale samej treści jest niewiele. Historię z TLoU2 mam wyrytą w pamięci scena po scenie, z Horizona wiem że jakaś tam była ale pamiętam niewiele a grałem nie tak dawno.
„Jeśli twierdzisz że gra polega praktycznie na chodzeniu i wciśnięciu guzika raz na jakiś czas, ogólnie że przechodzi się sama to może problemem jest to że grałeś na zbyt niskim poziomie trudności ?”
No nie, ja grałem na w miarę wymagającym poziomie i jedyne momenty gdzie było jakieś wyzwanie to te mini bossy – gąbki na amunicję. Reszta to tylko chodzenie albo skradanka, która nie była specjalnie wymagająca z tym „szóstym zmysłem”. A elementy survivalowe to ja nie wiem gdzie widziałeś. Gry survivalowe to Minecraft, Don’t starve, Subnautica, nie wiem… Apex? Tutaj masz liniową grę gdzie od wielkiego dzwonu jest skradanka i trzeba czasem znaleźć butelkę, szmatkę i połączyć.
„O HZD mam znowu całkowicie odmienne zdanie 😀 O ile gameplay uważam za bardzo udany (walki z robotami, bo z ludźmi, eksploracja i otwarty świat już tak dobrze nie wypadają) tak fabuła była zupełnie nijaka.”
[spoiler]Serio nie zaskoczyło Cię to, że ludzie na ziemi wyginęli?[/spoiler]
„To jest zresztą główny problem jaki mam z tą grą, jest bardzo naiwna i niedojrzała, takie PEGI 12, taki serial dla nastolatków”
…i nie udaje niczego innego. TLoU natomiast (szczególnie dwójka) ma dokładnie to samo – teen drama na sterydach, ale że jest dużo krwi i Joel ginie to udajemy, że taka poważna, dorosła i ą ę dojrzała. No nie, nie jest taka. Ogrywa po prostu po kolei wszystkie tropy z klasyków zombie.
„W dodatku jest momentami bez sensu (cała część gry “po farmie” jest kompletnie nielogiczna i nie wiadomo co chodzi Ellie po głowie)”
Tutaj się zgodzę, rozumiem zamysł twórców i co chcieli przekazać, ale decyzja aby odpuścić była naciągana i trochę zabrakło pod nią podbudowy. Sama decyzja o wyruszeniu podyktowana wyrzutami sumienia jest dla mnie wiarygodna.
„TLoU to klasyczna i mało oryginalna gra o zombie gdzie gameplay jest nudny i sprowadza się do chodzenia. W dodatku po analizowaniu pół życia tworów popkultury czasem po prostu widzę sznurki za jakie pociągają twórcy, żeby mnie wzruszyć albo zaskoczyć, a jak widzisz “backstage” i nie jest to specjalnie wyrafinowane to ciężko mi się dać ponieść.”
Nie zgodzę się. Moim zdaniem jest tam sporo odważnych i innowacyjnych decyzji. Która gra uśmierca na początku głównego i uwielbianego bohatera ? Która gra nie kończy się happy endem w którym główny bohater pokonuje głównego złego ? Sama próba uczłowieczenia wrogów i pokazanie ich nie jako zbiór pikselów które mamy zabić ku własnej uciesze jest czymś co jest praktycznie banalne a mimo to nigdy z takim zabiegiem się nie spotkałem. I nie mówię tu tylko o graniu 'ta złą’ ale np. mechanice gdzie wrogowie reagują na śmierć swoich towarzyszy gniewem/rozpaczą/strachem. Ta gra ma masę takich niby prostych detali. Ja przez ponad 30h gry nie nudziłem się praktycznie wcale.
Nie chce się spierać co jest pociąganiem za sznurki a co nie bo niby kto i na jakiej podstawie miałby o tym decydować ? Jak pisałem wcześniej moim zdaniem to zbyt indywidualne kwestie by tak po prostu szafować sobie wyrokami. Wiesz, u mnie stosunkowo rzadko zdarza się by jakaś gra po ukończeniu została ze mną na dłużej albo żebym przejął się losem nieistniejących postaci. A Ellie na końcu było mi zwyczajnie żal i przez jakiś czasu czułem jakąś taką pustkę. No i w jakiś sposób coś stara się przekazać, choćby to że warto przebaczać bliskim bo zwykły przypadek/nieszczęście/choroba może sprawić że więcej wspólnego czasu nie będzie nam dane. A jak gra komputerowa choćby w małym stopniu sprawa że zastanawiam się nad życiem to z miejsca ląduje u mnie w rankingu wysoko 🙂
„decyzja aby odpuścić była naciągana i trochę zabrakło pod nią podbudowy. Sama decyzja o wyruszeniu podyktowana wyrzutami sumienia jest dla mnie wiarygodna.”
No dziwne to było. W konfrontacji odpuściła, odnalazła spokój, potem Tony ją naciągnął na wyrzuty sumienia więc znów idzie zabijać, a przed decydującym ciosem znów cofa rękę, bo… nie wiadomo co.
Totalny offtop, ale nie wiem gdzie wrzucić, a może ktoś podejmie mini dyskusje.
https://naekranie.pl/aktualnosci/bohaterki-scenarzysci-smutne-zakonczenie-filmy-seriale-1678276750.
Chciałem wrzucić jako ciekawostkę ile gówna można wymyślić żeby próbować sprzedać jakąś tezę w internecie. Strona, która niby jest poważna robi recenzje filmów i seriali, które czasami nawet są trafne, czasem wrzucą jakiś fajny news. No, ale w tym artykule pani totalnie odleciała. Kilka mniejszych lub większych smieszkow jest, ale mnie totalnie rozwaliły dwie kwestie: „chciała być singielka karierowiczka, ale scenarzyści postanowili że musi wziąć ślub i założyć rodzinę czym zniszczyli te postać.” Drugie jeszcze lepsze: „to kolejny przykład kiedy uśmierca się czarnoskóra kobietę tylko po to by rozwinąć wątek białego mężczyzny”. Co ci ludzie mają w głowach?
Nie no, fajny stek bzdur. W ogóle wyjściowe założenie jest świetne: nie podobało mi się co zrobili scenarzyści więc NA PEWNO ZMIENILI NAGLE SCENARIUSZ, BO PEWNIE MIAŁO BYĆ INACZEJ (czyli tak jak on/ona by chciał(a)).
Żenujące 🙂
W dodatku nie wie o czym mówi i nie rozumie co ogląda. Robin z HIMYM była karierowiczką i singielką do końca, a dopiero po latach związała się z Tedem i zaopiekowała jego dziećmi (nie mając własnych, więc wcale nie „założyła rodziny”).
Jakaś pani Kamila Markowska jest autorką. Zrobiła mi dzień, poprawiła niezbyt dobry humor. Ileż to trzeba się namęczyć żeby wymyślić taki stek bzdur. Znakomite, przykłady wyśmienite i tak doskonale wszystkim znane(?). Kobiety nam krzywdzą źli scenarzyści, bo przecież na pewno, przy żadnym z tych filmów i seriali nie pracowała żadna kobieta. Cudownie jest się dowiedzieć takich rzeczy o świecie, trzeba ludzi uświadamiać.
Pytanie do redakcji, będziecie robić jakieś krótkie omówienie oscarów po weekendzie?
To jeszcze apropo oscarów, ja się tylko wypowiem na temat jednej kategorii, jak za drugoplanową rolę kobiecą statuetkę dostanie Angella Bassett – to to będzie kurwa największa kpina jaką widziałem (u bukmacherów i tych co mają jakieś różne przecieki jest zdecydowaną faworytką).
Uśmieję się po pachy jak tak będzie. Ta rola nie zasługuje nawet na nominację.
To jest najgorszy film w całym MCU, jest gorszy od Thora 2, a to wyczyn niebywały, a sama rola, niezbyt rozbudowana, niewiele miała do grania, no i umówmy się w MCU nie ma jakiegoś wielkiego aktorstwa, poza wyjątkami (Olsen robi naprawdę dobrą aktorską robotę, nie tylko w WandaVision gdzie jest moim zdaniem wybitna, no i Downey jr. zwłaszcza w swojej ostatniej scenie, i parę razy Holland). Co ktoś tutaj zobaczył w roli pani Bassett, ciężka sprawa.
„To jest najgorszy film w całym MCU, jest gorszy od Thora 2”
Agree to disagree. Jest słaby, ale są słabsze.
Nie widzę słabszego, bardziej bezpłciowego, niepotrzebnego i po prostu głupiego filmu w MCU.
Sarah z Chucka jako przykład xD
Dziewczyna zachodzi w ciążę jako kolejny xD
„to kolejny przykład kiedy uśmierca się czarnoskóra kobietę tylko po to by rozwinąć wątek białego mężczyzny”.
Chciałbym poznać inne i dołączyć do grona oburzonych.
„Chciałbym poznać inne i dołączyć do grona oburzonych.”
Przykładów jest cała masa. Na przykład… no w tym serialu z tymi…, albo w tym filmie gdzie ci biali…, no przecież to się zdarza w co drugiej produkcji wystarczy poszukać i się znajdzie, no chyba, że po prostu nie chce się widzieć tego zatrważającego problemu.
Wy czytacie jeszcze to dziadostwo? Przecież tej strony nie można traktować poważnie. Te same teorie można znaleźć na słitaśnych bloguniach panienek o ksywach w rodzaju julka_ajs_2005.
Czasem zdarzają się tam ciekawe artykuły, tak mniej więcej jeden na pięć, a czasem po prostu można poświęcić 10 minut żeby zobaczyć na jakim poziomie jest myślenie „ludzi” w internecie.
KIEDY W KOŃCU TA RECENZJA SERIALU?!
Nie wiem czy będzie tutaj, ale może się pojawi taka, no… mniej klasyczna 😉
https://open.spotify.com/show/7p1OKPReLfbcoTTL90DRWC 😉
HBO robi najlepsze seriale. Dlaczego inne platformy nie potrafią tego robić, albo dlaczego nie oddadzą HBO praw do takiego Wiedźmina? Trzy kolejne strzały, które biją konkurencję na głowę: „Ród Smoka”, „The Last of Us”, a teraz kolejny sezon i wielka „SUKCESJA” – ten serial to jest, trzymając się konwencji serialu pierd…ne złoto.
A jak taki format recenzji Ci się widzi?
Dla mnie może trochę za długi, ale ja jestem od zawsze fanem pisma. Podcasty, audiobooki to nie moja bajka, ale pewnie większości się spodoba. Do czasu słuchało się przyjemnie potem troszeczkę odpłynąłem, ale zgadzałem się z większością argumentów i oceną końcową.
Czwarty odcinek sukcesji lepszy od trzeciego, nie wiem jak tego dokonali, ale to było arcydzieło. No i chyba pierwszy raz w tym serialu naprawdę nie mogłem przestać się śmiać. Mini spoiler moment kiedy Greg mówi czyli ja jestem numerem 2, SZTOS.
ja też wole poczytać, słuchac to mozna muzyki a nie