Seriale

Nocna msza (miniserial)

Na wyspie Crockett jest tylko jedna mała wioska, zamieszkiwana przez niewiele ponad sto osób, w większości parafian niewielkiego katolickiego kościoła. Kiedyś to miejsce było prosperującą osadą rybacką. Ale czasy się zmieniają. Zarzucane sieci nie przynoszą obfitych połowów. Ludzie odchodzą. Choć są też tacy, którzy wracają, tyle że odmienieni. Tak właśnie jest w przypadku Rileya Flynna, który po burzliwej karierze na kontynencie i czterech latach spędzonych w więzieniu za spowodowanie wypadku śmiertelnego w trakcie jazdy po pijaku, nie może znaleźć dla siebie innego miejsca niż rodzinny dom. Nie ma już w nim żarliwej wiary, jaką kiedyś wyznawał, jest tylko ból i poczucie winy. Ale tym samym statkiem, którym przypłynął Riley, na wyspę dotarł jeszcze ktoś. Tajemniczy ksiądz, przedstawiający się jako ojciec Paul Hill, młody kapłan i tymczasowy zastępca starego prałata Pruitta, który po wypadku w trakcie pielgrzymki nie może jeszcze wrócić do swoich obowiązków w parafii. Wiedziony najlepszymi intencjami, ojciec Hill wierzy, że zdoła ocalić społeczność wyspy Crockett, pomóc ludziom niewidzącym sensu w życiu i ulżyć cierpiącym. Nawet jeśli będzie to wymagało cudu. I rzeczywiście cuda zaczynają się dziać. Choć mają swoją cenę.

Jak na horror, Nocna msza ma w sobie zaskakująco wiele ciepła i dojrzałości.

Nocna msza (w oryginale: Midnight Mass) to jeden z najbardziej zaskakujących seriali, jakie oglądałem w ciągu ostatnich kilku lat. Przytłoczony popularnością Squid Game (według SithFroga – niezasłużoną), przeszedł może nie bez echa, ale na pewno nie przyciągając takiej uwagi, jaką powinien. Ten krótki, siedmioodcinkowy miniserial, jaki dla Netfliksa zrealizował Mike Flanagan (twórca m.in. filmów Oculus i Ouija oraz serialu Nawiedzony dom na wzgórzu) jest tymczasem jednym z najlepszych obrazów z pogranicza horroru i kina obyczajowego od czasu… hmmm… Chyba od czasu Twin Peaks. Nie wiem, czy to najlepsze porównanie, bo to jednak produkcje innego rodzaju, horror jest w Nocnej mszy bardziej namacalny, mniej tu surrealizmu, a wątki obyczajowe są zrealizowane w sposób bardzo klasyczny, nie będąc zabawą formą… Ale mimo zupełnie różnych środków wyrazów, nie jest wymienianie obu produkcji jednym tchem jakimś strasznym nadużyciem.

Nocna msza potrafi człowieka oczarować fantastycznym przedstawieniem prostego życia w małej rybackiej wiosce gdzieś na końcu świata. A potem wciąga nas w wir niesamowitych zjawisk, których natury zaczynamy się w pewnym momencie domyślać, ale co do których pewności mieć nie możemy. Mike Flanagan osiągnął to, czego – bezskutecznie – próbowało osiągnąć wielu twórców przymierzających się do ekranizacji powieści Kinga (zresztą i samemu Kingowi w swoich książkach nie zawsze się to udawało). Przedstawił wycinek życia małej wspólnoty, umiejętnie i powoli przemieniając go w horror. Przyznam, że zawsze uważałem Flanagana za bardzo solidnego rzemieślnika kina grozy, ale Nocną mszą i tak zdołał mnie pozytywnie zaskoczyć. Serial toczy się tempem spokojnym, akcja nie musi pędzić do przodu w nadziei, że widz nie zauważy tego jak jest głupia. Wszystkie postaci nie dość, że postępują w sposób zrozumiały i naturalny, to jeszcze rozmawiają ze sobą jak ludzie dorośli. Przed widzem stawiane są pytania o Boga, śmierć czy wiarę, ale twórca nie sufluje nam wyłącznie jednej, poprawnej odpowiedzi. A nim zobaczymy ostatni kadr ostatniego odcinka, wszystkie, nawet najdrobniejsze wątki, nawet detale z pierwszego odcinka, zostaną wykorzystane, by domknąć opowieść w satysfakcjonujący sposób. Nocna msza to nie Lost, które rzucało w nas kolejnymi „niesamowitościami” bez żadnego głębszego pomysłu. W Nocnej mszy wszystko się „dopina” na ostatni guzik.

Hamish Linklater w roli ojca Hilla jest po prostu niesamowity.

Trzeba też wspomnieć, że serial wygląda po prostu świetnie, a dobór aktorów jest wręcz doskonały. Pierwsze skrzypce gra tu Hamish Linklater, wcielający się w rolę księdza. Cóż to za fantastyczna rola. Jeśli Linklater nie dostanie za nią jakiejś nagrody i nie zacznie być rozchwytywany, to stanie się wielka niesprawiedliwość. Czy znaczy to, że Nocna msza jest dziełem doskonałym, pozbawionym wad? Nie. Znajdziemy tu parę dłużyzn wynikających z pewnego dydaktyzmu – serial próbuje poruszyć kwestię tolerancji wobec odmienności, robi to w sposób czytelny i widz już po kilku minutach orientuje się w sytuacji… niestety to nie koniec, bo wszystko to jest potem kilkukrotnie wałkowane aż do przesady. Szkoda, bo w innych kwestiach Flanagan jednak wierzył w inteligencję odbiorców i był bardziej subtelny. Ten drobny szkopuł nie zmienia jednak faktu, że Nocną mszę ogląda się wyśmienicie. Czasem z rozrzewnieniem, czasem z zapartym tchem, zawsze z fascynacją. Polecam gorąco!

  • Ocena DaeLa - 9/10
    9/10

https://www.youtube.com/watch?v=y-XIRcjf3l4

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 28

  1. Ten serial nie przypadnie do gustu wszystkim, zwłaszcza tym którzy przyszli tylko po horror. Mi osobiście podobało się jego świeże spojrzenie na wiele spraw jak i naprawdę dobre dialogi i scenariusz.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. horror jest najgorszą częścią tego filmu. [spoiler]Wszystkie ataki tego wampira były bardzo słabe[/spoiler] i mówiąc uczciwie, ani troche nie traktowałbym tego serialu jako horror.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Wiadomo, że Netflix musi odfajkować tolerancję w każdej swojej produkcji, nawet jeżeli nie ma się to w najmniejszy sposób do fabuły. Przynależność do jednej z 400 korporacji Koalicji Biznesu na rzecz LGBT do czegoś zobowiązuje. 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Nie w tym rzecz. Tam są wątki związane z brakiem tolerancji dla odmienności i one same z siebie nie są wymuszone, ani nie wybijają się na pierwszy plan. Problem polega na tym, że najpierw widz ma okazję, żeby pewne rzeczy zrozumieć na podstawie pewnych luźnych stwierdzeń. Np. szeryf, który jest muzułmaninem, trafił na wysepkę, bo na kontynencie po 11 września miał jakieś problemy w policji. To jest fajny wątek, postać jest sympatyczna i ma w sobie empatię do innych, którzy są „wyrzutkami”. Tyle wystarczyło. Niestety jest też później ciągnąca się w nieskończoność scena, w której tłumaczy jak to z jego karierą było i jakich rasistów po drodze napotkał – kompletnie niepotrzebna, kto miał załapać w czym rzecz, ten załapał, a to jest po prostu niewnosząca niczego dłużyzna.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Nie no, chodziło mi raczej, że Netflix musi się pokazywać jako ten zawsze kroczący w awangardzie lewicowego postępu. Nie musi to być akurat tolerancja dla osób LGBT. Tutaj mamy rasizm, gdzie indziej mogliby to być imigranci, a jeszcze gdzie indziej klimat. I właśnie po to jest ta łopatologiczna wstawka, choć postać spokojnie obyłaby się bez tego, jak twierdzisz. Żeby na pewno wszyscy zrozumieli. A zwłaszcza, żeby zrozumieli dystrybutorzy lewicowego szacunku, rządzący dzisiejszym światem mediów.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Popatrz na aferę z stan-upem 'The Closer’ Chappella. Według mnie Netflixowi zależy na taniej reklamie ich produkcji poprzez różne afery, na zasadzie nie ważne co, ważne że mówią.
          Wiele osób przez to się odbija od platformy, ale skoro w to idą, to musi się to opłacać.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Owszem, to także. Dowodzi tego afera z tym filmem „Cuties” czy jakoś tak. Zauważ jednak, że zawsze są to ruchy w jedną stronę. Netflix przy okazji Chapella od razu spozycjonował się jako nieustraszony obrońca LGBT, mimo iż show nie usunął (podobnie zresztą było przy Cuties). Jego pracownicy zrobili to w jego imieniu. To stary numer lewaków. Identycznie było z Facebookiem. Zuckerberg rozkładał ręce i biadolił, że może lepiej nie usuwać tego faszysty Trumpa, bo każdy powinien mieć prawo do wypowiedzi, a jego pracownicy urządzali demonstracje i grozili buntem, jak nie usunie.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Myślę że to jednak zbyt skomplikowane techniki manipulacyjne, a Netflixowi jak każdej korporacji nie zależy na kwestiach światopoglądowych, tylko na zyskach.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. To prawda, jednak dziś zyski korporacji, zwłaszcza medialnych oraz internetowych, zależą też od kwestii światopoglądowych. Nie ma już miejsca na wolnych strzelców i niezależne myślenie. Wspomniana przeze mnie Koalicja Biznesu na rzecz LGBT to fakt. Przyjrzyj się, jakie w niej są firmy:
                https://dorzeczy.pl/swiat/183718/usa-ponad-400-korporacji-lobbuje-na-rzecz-prawa-lgbt.html
                Albo jesteś z nami, albo cię nie ma. Netflix to doskonale rozumie. A pamiętasz jak rozprawiono się z serwisem Parler, kiedy próbował wyłamać się z bojkotu Trumpa i prawicy?

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
              2. A dzieje się tak ponieważ najbogatsze korporacje skolonizowały ruchy lewicowe i przekierowały ich aktywność. Nie po to Soros, Bezos czy Gates wykładają miliony na lewicowe organizacje, żeby te pozabierały im te Gulfstreamy i prywatne wyspy na Pacyfiku. Dlatego w lewicowym dyskursie zupełnie zniknęli przodujący jeszcze w nim kilkanaście lat temu antyglobaliści. I nikt już nie mówi o tym, że 1% bogatych posiada 99 % zasobów świata ani nie żąda wprowadzenia podatku Tobina czy demonopolizacji. Zamiast tego mamy ciągłe pieprzenie o „prawach” LGBT i klimacie. Bo to bezpieczne dla korporacji, a bywa, że i zyskowne.
                Notabene, ostatnio Gates i Bezos zainwestowali kupę szmalu w produkcję sztucznego mięsa i nabiału. Zapewne przypadkiem jest, że właśnie teraz ekolodzy zaczęli podnosić kwestię nadzwyczajnej szkodliwości metanu dla klimatu, który to ma być jeszcze gorszy niż dwutlenek węgla. A wiadomo, że najwięcej metanu produkują zwierzęta hodowlane… 😉

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Znaczy nie mogę się z tym zgodzić, bo to oznaczałoby że teorie spiskowe są prawdziwe, a tysiące naukowców i dziennikarzy są opłacanymi agentami, których celem jest wyłącznie manipulowanie społeczeństwem i pomnażanie zysków tego 1%.
                  Zgadzam się z dużo bardziej mroczna wizją świata, że nie ma jakiegoś globalnego planu zapanowania nad światem, a bogacze to po prostu oportuniści, próbujący zarobić na tym co się dzieje, zamiast kształtować opinię publiczną na 20 lat do przodu.
                  O zmianach klimatu mówi się chyba od lat 70., rola krów była od zawsze w tej kwestii poruszana przez ekspertów, ruch antyglobalistów upadł też dlatego, że codzienność stała się maksymalnie zglobalizowana przez Internet, o demonopolizacji mówi się coraz więcej w różnych kontekstach, a ruch praw LGBT stał się głośny też dlatego że jest bardziej namacalny niż inne idee.
                  Nie twierdzę że miliarderzy nie promują tego tylko w czym mają bezpośredni interes, ale nie wierzę w ich realny spisek w celu objęcia władzy nad światem.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                2. To nie jest spisek sensu stricto, tak jak je rozumiano kiedyś. Światem nie rządzi siedmiu Żydów ze świątyni Salomona w Nowym Jorku ani sprzysiężenie bogaczy spotykających się w tajnym bunkrze pod Wall Street. I bez żadnego zorganizowanego spisku właściciele korporacji wiedzą, co dla nich dobre i co robić, żeby osiągnąć cel. Gdyby nie wiedzieli, nie zrobiliby majątków. Zaś media już dawno nie są tym, czym były kiedyś. Nie zapewniają żadnej kontroli społecznej. Dzisiaj żadna większa gazeta nie utrzymuje się ze sprzedaży i żadna telewizja nie utrzymuje się z abonamentu. Wszystkie mają właścicieli, którzy płacą i wymagają. Czyja fujarka, tego melodia. A internet? Praktycznie cały jest w rękach dosłownie kilku firm. Słynne GAFAT się kłania.

                  Owszem, o zmianach klimatu mówi się od lat 70, a nawet wcześniej. Różni szaleńcy zawsze trąbią na alarm. Tylko za mojego życia groziło nam już zlodowacenie, głód, przeludnienie i efekt cieplarniany. Padały wciąż nowe daty graniczne, po których to miał następować koniec, a świat wciąż istnieje. Tyle że dopiero teraz przybrało to formę pseudonaukowej histerii, o wręcz religijnym wymiarze. Ze swoimi świętymi i prorokami. Zbyt grubymi nićmi szyte, żeby nie sądzić, że po prostu ktoś chce na tym wszystkim zarobić grubą kasę. W końcu od zarania dziejów marzeniem różnych cwaniaków było, żeby ludzie płacili za powietrze. Teraz im się udało.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                3. Znaczy jeśli odrzuca się dane świadczące o zmianach klimatu, to chyba nie ma o czym dyskutować na tym polu …

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                4. Klimat się zmienia. Nie trzeba do tego żadnych specjalnych danych. Wystarczy wyjrzeć za okno. Pytanie tylko czy dzieje się tak za sprawą człowieka. Klimat na ziemi zawsze się zmieniał. Bywały okresy gwałtownego ocieplenia i nawroty zlodowaceń. Działo się tak całkiem niedawno i w czasach przed epoką przemysłową, a nawet, gdy ludzi w ogóle nie było. Mam uwierzyć, że akurat ta zmiana, to przez to, że nie chcemy pozamykać tradycyjnych elektrowni i jeździć elektrycznymi samochodzikami?

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                5. Tysiące naukowców są opłaconych, a dane do ich raportów są tak manipulowane żeby nikt się nie zorientował vs. „zdrowy rozsądek” osób nie wykształconych w danej dziedzinie … Dziękuję, postoję

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                6. Tysiące naukowców, panie kolego, kiedyś twierdziło, że słońce krąży wokół ziemi, a tysiące innych naukowców przedstawiało naukowe dowody, że Żydzi są niższą rasą. Także ostrożnie może z tymi naukowymi argumentami. To po pierwsze. Po drugie, wedle naukowych szacunków człowiek odpowiada tylko za 5% światowej emisji CO2. Reszta to źródła naturalne, niezależne od człowieka. Nie wiadomo czy nawet całkowite zaprzestanie emisji CO2 przez człowieka cokolwiek by zmieniło w klimacie. A nawet jeżeli, to weź jeszcze pod uwagę, że emisja CO2 przez wszystkie kraje UE to tylko kilka procent światowej emisji. Za całą resztę odpowiadają takie kraje, jak Chiny, USA, Indie, Rosja, które o żadnych ograniczeniach słyszeć nie chcą. To my w Polsce, kurła, którzy odpowiadamy za jakiś ułamek promila światowej emisji, mamy siedzieć przy świeczkach, skoro tacy jankesi mają to w dupie? Bogate kraje zachodu przez 150 lat hajcowały węgiel rozbudowując swój przemysł i niczym się nie przejmowały, a teraz od nas chcą, żebyśmy się ograniczali? Może tak zrobimy – za 150 lat. :/

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                7. @RobertSnow Kilka uwag. Przykłady na “błądzenie nauki” podałeś fatalne, bo jeden dotyczy stanowiska przednaukowego, a drugi nie był nigdy przedmiotem konsensusu naukowego. Ale co do samego mechanizmu masz oczywiście rację, to znaczy nauka jest procesem i nic nie jest ustalone raz na zawsze. Przekonanie co do jakiegoś stanu rzeczy może w każdej chwili być obalone. I tak się wielokrotnie działo. Ale w drodze badań i dowodów spełniających rygory metodologii naukowej, a nie “brania na zdrowy rozsądek” (który im bardziej oddala się od przyziemnych problemów, tym częściej zawodzi) czy socjotechnicznych sztuczek.
                  Dobra, idziemy dalej. Napisałeś – “Po drugie, wedle naukowych szacunków człowiek odpowiada tylko za 5% światowej emisji CO2. Reszta to źródła naturalne, niezależne od człowieka.” I przyznam, że jestem trochę zszokowany, bo nie wiem, czy to z Twojej strony właśnie socjotechniczna sztuczka, czy na serio nigdy nie zastanawiałeś się nad tym problemem głębiej. Otóż owszem, antropogenicznie generowane gazy cieplarniane stanowią ułamek tych, które trafiałyby do atmosfery i bez naszego udziału. Ale to dokładnie ten niewielki proces zaburza homeostazę, wyprzedzając naturalne mechanizmy przechwytywania CO2. Jeśli codziennie wydawałeś 100 złotych, a od jutra zaczynasz wydawać 105 złotych, to na pozór różnica jest żadna. Zaczynasz ją dostrzegać dopiero, gdy skonfrontujesz to z faktem, że Twój dzienny przychód to od 98 do 102 złotych dziennie.
                  Dalsza część Twojej argumentacji na temat tego, że Polska włącza się w kosztowny proces redukcji CO2, podczas gdy inne państwa oszukują, albo mogą sobie na to pozwolić, bo zdyskontowały długie dekady “brudnej” industrializacji jest jak najbardziej słuszna. Natomiast ona niczego nie zmienia. Gdyby jutro cały świat uznał, że w ramach redukcji CO2, należy każdemu Polakowi walnąć trzy razy młotkiem w łeb, to moglibyśmy krzyczeć na temat tych zbrodniczych metod, ale to dalej nie miałoby nic wspólnego z istnieniem bądź nieistnieniem antropogenicznego globalnego ocieplenia.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                8. Dael pełna zgoda.
                  Ja tylko dodam że takie Indie i Chiny mogą mieć dużą emisję całkowitą, ale po przeliczeniu na liczbę mieszkańców wychodzą na stosunkowo zielone kraje w porównaniu z Europą. A według mnie to hipokryzja nie pozwalać osiągnąć krajom biedniejszym takiego samego poziomu rozwoju jak my mamy. Bo jednak każdy chciałby mieć w domu lodówkę i ciepłą wodę w kranie, a to generuje emisję CO2.
                  Do tego Chiny są liderem w rozwoju OZE.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                9. @DaeL
                  Masz rację, że na to, co się dzieje, wpływu nie mamy. Mamy jednak wpływ na siebie. I wcale nie musimy dawać się „okładać młotkiem po łbie”, ani podążać w to energetyczne szaleństwo, które zrobi z naszych obywateli wykluczonych energetycznie nędzarzy i zrujnuje naszą gospodarkę.
                  Zresztą, dalej uważam, że to wszystko to po prostu ogólnoświatowy szwindel podparty pseudonaukowym blablabla i przede wszystkim szantażem moralnym. Kolejny element lewackiej rewolucji i rozwalania wszystkiego co tradycyjne, albo, co bardziej prawdopodobne, jeden z frontów wojny korporacji starego typu – przemysłowo-wydobywczych – z nowymi korporacjami – technologicznymi. Tak czy siak za 20 lat narracja może całkowicie się zmienić, jak zmieniła się z ogólnoświatowym przeludnieniem i klęską głodu. Młodzi jesteście to nie pamiętacie, ale w czasach mojej młodości to był główny światowy straszak, który wałkowano na wszelkich możliwych sympozjach, spotkaniach i szczytach. Ba, a jakie piękne naukowe dowody były na nieuchronność tego procesu. Nie gorsze niż dzisiaj na klimat. I co? I ucięło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pewnie nie dało się już więcej na tym zarobić, więc wrzucono nową płytę. I teraz będzie tak samo. Tylko my – jak zwykle nadgorliwi – znowu zostaniemy z ręką w nocniku. Już taka nasza narodowa skłonność do zaszywania się z trupem w worku.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
  3. Tego serialu nie oglądałam, ale z niedawnych premier znalazłam serial Chapelwaite z Adrien Brody w roli głównej, niby to horror jest, ale mnie jakoś na razie nie przestraszył, fajny serial, klimat jest niesamowity, zdjęcia, muzyka, czołówka, wizualnie wszystko świetne.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Świetny serial do połowy, potem już netflixiwy średniak i przeciągnięty o minimum 1 odcinek. Ale i tak nie żałuję zarwanej nocki 🙂

    Więcej takich polecanej, bo jesień idzie i nie ma co oglądać!

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  5. Dzięki Wam zaczęłam oglądać, żadne wybitne dzieło, ale przyjemne. I kurczę po tym serialu Hamish Linklater z marszu u mnie wskoczył na top 1 do grania Regisa. I to nie tylko z powodu hm… tematyki, on ma w sobie odpowiednią charyzmę, tragedią i jeśli trzeba grozę.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. O nie, pierwszy raz zawiodłem się na polecajce z fsgk :/ „serial toczy się tempem spokojnym, akcja nie musi pędzić do przodu w nadziei, że widz nie zauważy tego jak jest głupia.” – nocna msza wlecze się jak ślimak oraz jest strasznie głupia (elementy horrorowe i główna zła postać pod koniec – motywy fanatyzmu religijnego byłyby ciekawe gdyby nie idiotyczne działania postaci). Dialogi byłyby znośne gdyby tylko każda scena nie była przeciągnięta do granic możliwości. Postacie nie rozmawiają ze sobą tylko prowadzą filozoficzne monologi. Długie monologi. Nudne monologi. Rozwleczone monologi. Wypada to okropnie. Ojciec Hill jest charyzmatyczny ale tylko do momentu ujawnienia jego motywacji w połowie serialu. Szeryf też jest spoko a najciekawszy chyba jest alkoholik z psem – pewnie dlatego, że jest mało scen z jego udziałem, scenarzyści nie zdążyli rozwlec jego wątku i ma psa. Dla mnie nocna msza to bez ironii – 2/10. Serial byłby znacznie lepszy gdyby był o połowę krótszy.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. Druga połowa wyraźnie słabsza ale ogólnie uczciwe 7/10. Uwiera głupie zachowanie większości postaci ale najwidoczniej scenarzyści umyślili sobie rozpierduchę na koniec i nie znaleźli ciekawszej drogi do niej prowadzącej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button