Pierwszy serial Marvela z prawdziwego zdarzenia za nami. WandaVision z przytupem otworzył kolejną fazę gigantycznego przedsięwzięcia filmowego pod wodzą Kevina Feige, po raz pierwszy na małym ekranie. Przez 9 tygodni za pośrednictwem Disney+ cywilizowany świat ekscytował się losami Wandy Maximoff i jej towarzyszy. Ja też dałem się wkręcić tej karuzeli i przyznam uczciwie, że kolejnych odcinków oczekiwałem z niecierpliwością, co chyba zdążyliście zauważyć, jeśli śledziliście moje domysły na temat tajemnic miasteczka Westview. Czas więc na krótkie podsumowanie i wrażenia po finale, żeby zamknąć już ten rozdział Marvel Cinematic Universe.
W przeciwieństwie do redakcyjnego kolegi SithFroga, od samego początku dałem się porwać oryginalnej wizji twórców WandaVision. Pomysł na umieszczenie superbohaterów w dziwacznym świecie stareńkich sitcomów bardzo przypadł mi do gustu i chociaż żadnej z naśladowanych produkcji nigdy nie widziałem, to sposób, w jaki odtworzono klimat tamtych lat ogromnie mnie ubawił. Nawet slapstickowe momenty z pierwszych odcinków, chociaż do bólu czerstwe i pełne sucharów, przywołały szczery uśmiech na mojej twarzy. Wrażenie było tym lepsze, że nagrano je metodami z epoki, praktycznie nie korzystając z pomocy komputerów, lecz posiłkując się odpowiednimi dekoracjami i prymitywnymi efektami specjalnymi. Latające talerze były po prostu rewelacyjne! Podobnie jak zabawa kolorami, formatem obrazu, czy stylizowaniem na różne taśmy filmowe. Pierwsze cztery odcinki to pyszna zabawa dla miłośników filmowego rzemiosła i setki mrugnięć okiem do widza.
Najważniejsza w tym wszystkim wydawała się jednak tajemnica. Serial postawił na modne ostatnimi laty oszczędne dozowanie informacji i szczodrze obdarzył widza zagadkami do rozwikłania. Część z nich fani komiksów rozwiązali od razu, na temat innych zaczęły powstawać dziesiątki teorii, do czego sam dorzuciłem swoje trzy grosze. Szukanie wskazówek w gąszczu nawiązań i ukrytych znaczeń było zabawą samą w sobie i chyba przez to finał tak bardzo mnie rozczarował. Na samym początku wyraziłem obawy, że pomimo intrygującego początku, pewnie na końcu czeka nas typowa marvelowska naparzanka i z całej tej oryginalności nie zostanie nam w głowach zbyt wiele. Okazuje się, że nie pomyliłem się. Kiedy akcja przyspiesza w drugiej części sezonu jest jeszcze ciekawie. Wątki spoza miasteczka świetnie uzupełniają coraz bardziej dramatyczne wydarzenia wewnątrz hexu, jednak czuć, że gdzieś za rogiem czai się Kapitan Marveloza w swojej pstrokatej pelerynie i tylko czeka, żeby wystawić na widok swoje pokraczne oblicze.
Nie dość, że na zakończenie historii państwa Wandy i Visiona zafundowano nam tradycyjne strzelanie laserami z tyłka i latające ludziki, to jeszcze ze wszystkich tajemnic nie zostało praktycznie nic. W zasadzie wszystkie zostały wyjaśnione w przedostatnim odcinku i to tak łopatologicznie, żeby przeciętny Amerykanin nadążył, a na deser zamiast truskawki na torcie dostaliśmy tortem w twarz. Ciężko mi ukryć swoje rozczarowanie faktem, że prawie wszystkie ciekawostki, tropy, mrugnięcia okiem i nawiązania do komiksów okazały się niczym innym jak zwyczajnym fanserwisem, jakby żywcem wyjętym z filmu Ready Player One. Ostatecznie tajemnicy w zasadzie nie było, a wszystko miało służyć jedynie pokazaniu nowych ciuchów Wandy Maximoff. Według mnie koszmarne marnotrawstwo i ogromne rozczarowanie.
Tym niemniej nie sposób nie pochwalić strony realizacyjnej całego przedsięwzięcia. Marvel wpakował w swój pierwszy duży serial ogromne pieniądze i wszystko, co widzimy na ekranie, zostało dopracowane w najmniejszych szczegółach. Może nie jest to ta skala i rozmach, co filmy o Avengerach, ale pomysłowe dekoracje, świetne zdjęcia stylizowane na różne seriale, efekty specjalne, udźwiękowienie, wszystko to stoi na bardzo wysokim poziomie. Jeszcze lepiej wypadli aktorzy. Jeśli ktoś wątpił do tej pory w możliwości aktorskie Elizabeth Olsen, to po obejrzeniu serialu powinien się ich szybko wyzbyć. Nie dość, że w różnych stylizacjach wygląda po prostu obłędnie, to naprawdę miała tu sporo do zagrania jak na film o ludziach w rajtuzach i zdecydowanie podołała w pokazaniu radości, smutku, konfuzji, czy gniewu. Podobnie zresztą Paul Bettany, który trochę tak jak widz, odkrywa rysy na czarno-białej rzeczywistości wykreowanej przez Wandę i próbuje dociec prawdy. Widać też, że para dogadywała się znakomicie i chemia między tymi postaciami nie była udawana. Świetne były również występy drugoplanowe mieszkańców Westview, chociaż niestety w drugiej części sezonu oglądaliśmy ich zdecydowanie za mało. Nie podzielam natomiast zachwytów nad Kathryn Hahn. Może i fajnie pasowała do roli wścibskiej sąsiadki, ale im jej więcej, tym bardziej denerwowała mnie jej pretensjonalność i egzaltacja.
Jak więc ocenić całościowo WandaVision? Za pierwsze 5 odcinków i profesjonalną realizację dałbym mocne 8/10. Z powodu zawiedzionych nadziei, niewykorzystanego potencjału i sztampowego zakończenia odejmę jedno oczko, chociaż powinienem dwa. Mimo rozczarowania na koniec, fajnie było zobaczyć coś nowego u Marvela. Co by nie mówić, była to odważna decyzja ze strony wytwórni i trzeba przyznać, że z nowej formuły udało się wycisnąć całkiem sporo. Ze sporym zainteresowaniem będę czekał na kontynuację w postaci drugiej części przygód Doktora Dziwago, a i kolejnych seriali raczej nie odpuszczę.
-
Ocena Crowleya - 7/10
7/10
Super będzie za jakieś 10 lat wykupić w końcu polskie Disney+ i obejrzeć te wszystkie wspaniałe seriale ciągiem jak cywilizowany człowiek, przy tym bez zbędnych oczekiwań 😉
Podobno w tym roku mają już oficjalnie do nas wejść. Ja bym chętnie zasubskrybował, bo mam syna w takim wieku, że akurat moglibyśmy nadrobić wszystkie animowane Disneya klasyki z lat 90-tych.
+1
Na szczęście dużo tego było w ostatnim roku na HBO, a i w powszechnych kanałach TV co chwila leciały w czasie pandemii stare bajki.
Sam zapewne też wykupie, zwłaszcza jak wejdą nowe seriale Star Wars. Marvela w ogóle nie oglądam nic, nie ogarniam nic i tak raczej zostanie na zawsze, nawet jak dzieciak będzie zmuszał 😀 Chyba raz obejrzałem Iron Man i to chyba tyle. 😀
Podobnież mam zamiar wykupić Amazona, jak tylko wejdzie serial ze świata Tolkiena. Wolny rynek i konkurencja to jednocześnie utrapienie jak i zbawienie 😀 Jakby tylko któraś platforma rzuciła w końcu wersje reżyserskie filmów LOTR, to w ogóle byłaby bajka.
Mam nadzieję, że Mandalorian to ostatni serial jaki musiałem oglądać na „dziko” 🙁 Wojny Klonów na przykład są na HBO do obejrzenia.
już nie, od stycznia musiałam się ratować linkiem od kumpla
No, jak fani mieli oczekiwania nie wiadomo skąd to się nie dziwie, że są zawiedzeni. Dla mnie serial był idealny. Nigdy nie miał być przełomową produkcją w MCU, czymś, co zaszokuje cały świat. Miał odpowiadać o radzeniu sobie Wandy z traumą i w tym poradził sobie bardzo dobrze. Aktorstwo było po prostu cudowne, efekty specjalne, kostiumy, scenografia, udźwiękowienie… Wszystko było idealne. A fani sami są sobie winni. Trzeba było nie wymyślać teorii z dupy o Mefisto czy innym Nightmarze…
No… taka prawda. 😀 Stałem się ofiarą własnych oczekiwań. Ale 7/10 to według mnie wysoka ocena. Wyższa od prawie wszystkich filmów Marvela, które widziałem.
Sytuacja z WandaVision przypomina mi dramę o TLJ. Fani uwierzyli we własne „teorie” nie poparte niczym a potem ogromne pretensje, że się nie sprawdziły. Śmiać mi się chciało czytając artykuły obrażonych redaktorów, którzy oczekiwali Mefisto 😛
Trochę tak, trochę nie. To znaczy naprawdę nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że ostatni odcinek to jest ogromny krok wstecz jeśli idzie o pomysłowość scenarzystów. Sztampa koszmarna, latają, strzelają i gadają głupoty (serio, tylko dialog Visionów dawał w tym odcinku radę).
A co do pomysłów – OK, zgadzam się, że teorie i rzekome przecieki były absurdalne. Aczkolwiek z Pietro twórcy serialu sami sobie strzelili w stopę. I to jak najbardziej przypomina TLJ – scenarzyści i producenci wpadli na chytry pomysł zrobienia zmyłki. Zapomnieli tylko, że jeśli za zmyłką nie ma niczego inteligentnego i satysfakcjonującego, to wystrychnięty na dudka widz wcale nie będzie z tego faktu zadowolony.
Ogólnie uważam, że serial był całkiem fajny, momentami nawet genialny, ale mnie też udzieliło się rozczarowanie zakończeniem.
Daleko mi do obrażania się, raczej żałuję niewykorzystanego potencjału. Wcale nie chodzi o to, żeby w ostatnim odcinku robić nie wiadomo co. Ale pamiętasz na przykład, jak Thanos pojawił się w MCU? W scenie po napisach pokazali go na 5 sekund i ludzie sikali po nogach ze szczęścia. Wystarczyło rzucić tu czy tam sugestię, że nie widzieliśmy wszystkiego i byłbym kontent. No bo jednak tych śladów i sugestii było w serialu bardzo dużo, nie da się zaprzeczyć. To że na ich podstawie wiele osób (w tym ja) nakręciło się ponad miarę, to inna sprawa.
Ja jestem raczej po lekko optymistycznej stronie jeśli chodzi o ocenianie Marvelów, bo Infinity War, Ragnarok czy pierwsi Guardiansi to były dla mnie 9/10, a najniżej mam Hulka na 5. Jeśli chodzi o Wandavision – pierwsze 6 odcinków oceniłbym na mocne 9, na poziomie opadniętej kopary jaką miałem po Infinity War. Odcinek 7 to zwyczajne 8, bo trzymał się oryginalnej konwencji, ale Kapitan Marveloza już wyjrzał zza rogu, a ostatnie dwa to takie 6,5. Kapitan Marveloza w pełnej krasie, z pojedynczymi ziarnkami posypki oryginalnego, ultrajakościowego pomysłu.
Niestety, podążanie za trendami (czy też polityką) zamiast tworzenia od początku do końca dla wartości artystycznej/rozrywkowej, zgodnie z własnymi chęciami, jest co raz powszechniejsze. „Bo przecież ludzie kochają lasery i lasery do światła. A szkoda, że Kevin Feige nie dostrzegł, że oryginalne zakończenia są w jego filmach tymi najbardziej zapamiętanymi.
P.S. Nigdy wcześniej tu nie komentowałem, ale uwielbiam waszą stronę. Z czytania waszych artykułów aż sam w głowie zacząłem układać własne. Świetna robota Panowie!
A dzięki dzięki.
Niestety Marvel to teraz dziecko i oczko w głowie Disneya, więc nie ma co spodziewać się rewolucji ani przesadnie oryginalnych rzeczy. Mają za wiele do stracenia, żeby stworzyć na przykład coś pokroju Jokera, co może przynieść wielki sukces i splendor, a może skończyć się katastrofą (patrz przypadek Watchmen). Sprawdzona formuła na razie przynosi kontenery pieniędzy i będą to doić, dopóki się da.
Bardzo się ucieszyłem na pierwsze zapowiedzi Dr. Strange 2, bo mówiło się o pierwszym horrorze w MCU. Niestety ktoś szybko ukręcił łeb sprawie, wymieniono reżysera, a filmowi obniżono docelową kategorię wiekową. Szkoda, chociaż mam nadzieję, że uda się przemycić chociaż trochę szaleństwa z komiksów Steve’a Ditko.
Wielu tą zmianę reżysera chwali, bo pamięta Spider-Many Raimiego, ale ja jakimś wielkim ich fanem nie jestem. No i też się ucieszyłem na ten horror, zwłaszcza, że ostatnio znowu trafia wiele naprawdę porządnych oryginalnych produkcji z tego gatunku do kin/telewizji – The VVitch, Lighthouse, Terror czy Midsommar.
lasery i światła do nieba*
Ja się zakochałem i nie jestem obiektywny. Marvel po raz pierwszy dał nam coś czego się nie spodziewałem w tym universum zobaczyć. Aktorstwo, niczym nie przysłonięte, prawie niczym nie rozproszone. Finał zawiódł, ale ja tak jak pisałem za pierwsze osiem odcinków no może z wyjątkiem tego poza Westview nie zawahałbym się dać 10/10 w moim osobistym rankingu produkcji, w którym tych dziesiątek jest już pełno, no ale ja po prostu kocham podziwiać aktorów, a to co wyprawiała Olsen to trzeba mówić o majstersztyku, choćby te banalne sceny depresji, autentycznie jej uwierzyłem. W momencie, w którym do kamery mówi, że nie wie co się dzieje i co ma robić i płakała, złapało mnie to za serce. Podróż w czasie Wandy przepięknie zrobiony i bardzo emocjonalny. Ostatni odcinek bardzo rozczarowuje zwłaszcza, że wygląda na zrobiony na siłę. Na finał niestety zabrakło pomysłu. U mnie naprawdę spokojnie 8,5/10 (wcześniej pisałem o 9, ale ten Biały Vision wyciągnięty totalnie z dupy i do dupy szybko powrócił jak małpka w Ace Venturze). Piękna to była podróż i bardzo obiecujące rozpoczęcie kolejnej fazy, aczkolwiek smutno mi bo czegoś podobnego już w MCU raczej nie będzie nigdy. Z zupełnie skrajnie innych powodów niż np. Strażnicy Galaktyki, czy Iron Man 1 WandaVision jest u mnie w topce produkcji MCU.
Kiedy następna część o Gwiezdnych Wojnach? Stajnia Kennedy kontratakuje skałą?
Rodzi się w takich samych bólach, w jakich mi idzie czytanie pierwszej powieści z cyklu High Republic. 😉
Po finale wydaje mi się oczywiste, że WandaVision to po prostu podróż Wandy przez wszystkie stadia żałoby po śmierci Visiona (zaprzeczenie, gniew, negocjacje, depresja i akceptacja). Warto też nadmienić, że po całym zamieszaniu została z tym wszystkim sama. Tak naprawdę jedynymi osobami, z którymi była w jakiejkolwiek pozytywnej relacji, byli Pietro, Vision i Clint, trochę też Steve – a na koniec Pietro i Vision byli martwi, Cap cofnął się w czasie, a Clint wrócił do rodziny. Ten serial w pewien sposób na nowo powiązał ją ze światem Avengersów – po to wprowadzono Monicę, Białego Visiona, dzieci, a nawet Agathę, więc kiedy Wanda pojawi się w DS:MoM, nie będzie już zrozpaczoną „wdową”, tylko osobą z pewnym zapleczem, stojącą na własnych nogach (jak każdy superheros, który pojawił się we wspólnym filmie po swoim solowym).
Ale co mi się szczególnie podoba w tym serialu, to pozwolenie kobiecie na siłę innego rodzaju niż „girl power’. Wanda miała prawo nie chcieć być silna w obliczu tragedii, która ją dotknęła, bo każdy przeżywa je na swój sposób. Jasne, że zewnętrzne bodźce zmuszały ją do ruszenia do przodu, ale tak jest zazwyczaj, inaczej wszyscy tkwiliby w zaprzeczeniu. Elisabeth kapitalnie sobie poradziła z pokazaniem, że siła to nie tylko świetlista aura. W ogóle to strasznie lubię tę aktorkę i cieszę się, że przynajmniej jeszcze w jednym filmie ją zobaczymy, oby nie tylko.
Jeszcze na plus – przepadam z Darcy Lewis, nie macie pojęcia, jak się wyszczerzyłam na jej widok. A skoro mowa o gościnnych występach, to czy ktoś mi wytłumaczy, kto miał być tym wielkim zaskoczeniem na miarę Luke’a Skywalkera, bo jakoś przeoczyłam? Biały Vision? Scarlet Witch? Bo więcej emocji miałam na widok Darcy, szczerze mówiąc. Ale nie narzekam specjalnie, bo to jest serial Wandy i ona powinna być najważniejsza, a nie jakieś Mefisty czy Strendże.
Ale czy ja narzekam? Nie, bo obawiałam się, że to będzie Kapitanka. A skoro nie jest, to przeżyję. I nie mogę się doczekać wyjaśnienia, dlaczego Monica jest tak bardzo anty-Carol. Jak dla mnie wcale nie muszą się godzić.
„A skoro mowa o gościnnych występach, to czy ktoś mi wytłumaczy, kto miał być tym wielkim zaskoczeniem na miarę Luke’a Skywalkera, bo jakoś przeoczyłam? Biały Vision? Scarlet Witch?”
Chyba biały Vision. W kontekście tej tajemniczej postaci Bettany wspominał, że wspaniale mu się współpracowało z legendarnym aktorem i w ogóle.
No dobra, a co sądzicie o TF&TWS i o oburzeniu fanów nowym Capitanem Ameryką, wydaje mi się, że ludzie, którzy piszą o tym, że to nie ich kapitan, że Marvel robi wielki błąd, nie oglądali zwiastunów, przecież tam ewidentnie tarczą posługują się dwaj główni bohaterowie, a ten kapitan będzie tym czym na początku był oryginalny Cap czyli maskotką, aktorem w reklamach, zresztą w zwiastunie była scena gdzie on rozpoczyna SuperBowl czy jakiś mecz Baseballa.
We mnie pierwszy odcinek wywołał mieszane uczucia. Falcon – niby superbohater a jak wraca do miasteczka to wszyscy mają go w dupie mało prawdopodobne zwłaszcza, że w plecaku ma sprzęt za co najmniej kilka milionów.
Rozterki Buckiego na plus choć ciągnie się to już dość długo, wiemy, że ma on problem ze sobą, ale żeby nie przedobrzyli.
Oburzenie fanów będzie obecne zawsze i wszędzie, nie tych, to innych. Nie ma sensu przejmować się takimi rzeczami. Podobno ten fakeCap jest nawet postacią z komiksów, tylko że pojawiał się za życia Steve’a. Osobiście uznaję tylko jednego Amerykę, tak jak jeden jest Iron Man i Thor (i guzik mnie obchodzi, że Jane Foster wg komiksów ma być Thorem, jeżeli Bruce Banner nie podniósł młota, tym bardziej nie jest tego godna irytująca, protekcjonalna Jane).
Nikt nie liczy się z Falconem, bo przez pięć lat go nie było. W pamięci masowej bohaterowie muszą być stale obecni, bo inaczej przestają się liczyć. Dlaczego w tym samym czasie cały świat opłakuje Tony’ego? Bo Tony’ego było wszędzie pełno. Nawet jak wycofał się na farmę, w tym uniwersum logo z jego nazwiskiem jest prawdopodobnie w każdym domu na jakimś sprzęcie, więc nikt nigdy nie miał szansy o nim zapomnieć.
No i Sam ewidentnie musi wyjść z roli pomocniczej. W tym pierwszym odcinku i on, i Bucky są mocno zagubieni w tej nowej rzeczywistości, bo zabrakło kogoś, kto o wszystko zadba. Sam jest tak nieporadny w tej sprawie kredytu, bo przyzwyczaił się do stanu, w którym nie musi martwić się o takie rzeczy. Zapomniał, co to znaczy walczyć o przetrwanie, i trochę tak go też widzą inni ludzie – jak kogoś z innego świata. Jeśli ma być następnym Ameryką, musi się ogarnąć. A Bucky z kolei uwolnić spod tej swojej hipnozy. Trochę jak wyżej wspomniana Wanda – teraz jest czas na doprowadzenie się do porządku.
Fajnie, że poświęcono uwagę przepracowaniu takich spraw, żeby nie zabierać czasu antenowego pełnometrażówkom.
Z tym oburzeniem bardziej chodzi mi o to, że w stanach chyba uwierzono, że to będzie naprawdę nowy CA i bedzie teraz występował w filmach o Avengerach i w ogóle, a mi się wydaje, że on szybko zniknie i Falcon będzie się uczył posługiwania tarczą tak jak to jest w zwiastunach, może ją ukradnie albo coś.