Jeśli kiedykolwiek będziecie zwiedzać hinduską część Himalajów, miejcie się na baczności. Jakieś 70-80 km od granicy z Nepalem, na wysokości 5000 metrów nad poziomem morza, znajdziecie tajemnicze jezioro zwane Roop Kund. A w nim oraz w jego najbliższej okolicy… ponad sześćset ludzkich szkieletów. Polodowcowe jezioro nie należy do szczególnie dużych, w najgłębszym miejscu ma raptem trzy metry, przez co większość szkieletów jest widoczna gołym okiem.
Skąd się wzięły ludzkie szczątki w tak malowniczej, ale jednocześnie trudno dostępnej dla człowieka okolicy? Tego nie wie nikt. Kiedy po raz pierwszy odkryto je w latach 40. ubiegłego wieku, pierwsza hipoteza wiązała je z japońskim oddziałem inwazyjnym, który musiał zaginąć w górach i zginąć – prawdopodobnie z głodu. Hipotezę tę szybko zweryfikowały kolejne znaleziska – wśród nich pozostałości włóczni z żelaznymi grotami. Pod koniec XX wieku, używając nowoczesnych metod datowania, udało się ustalić wiek trzydziestu spośród sześciuset szkieletów. Miały one pochodzić… z połowy IX w. n.e. Było to kompletnym zaskoczeniem, jako że w przypadku wielu zwłok zachowały się nie tylko kości, ale również fragmenty innych tkanek. Ten zadziwiający fakt można wszakże wyjaśnić niskimi temperaturami i pokrywą lodowo-śnieżną, która zabezpieczała ciała przez większą część tysiąclecia.
Co ciekawe datowanie 600 szkieletów na IX wiek świetnie koresponduje z legendą na temat średniowiecznego króla hinduskiego miasta-państwa Kannauj, który ponoć zginął podczas pielgrzymki ze swoją ciężarną żoną do świątyni Nanda Devi w Indyjskich Himalajach. Królowi miał towarzyszyć orszak złożony z kilkuset żołnierzy, służących i tancerzy, co pasuje do skali znaleziska. Licząca setki lat legenda wspomina też, że orszak królewski miał się rozdzielić pod wpływem gradobicia – a burza z gradem, być może połączona także z lawiną, na pewno wyjaśniłaby tak nagłą śmierć wielu ludzi na bardzo małej powierzchni.
Dziś jezioro Roop Kund jest atrakcją przyciągającą przede wszystkim himalaistów zmierzających na pobliski szczyt Trisul. Ale do jeziora trafiają też mniej ekstremalni turyści. Naturalnie ten ruch wokół jeziora wywołuje troskę o stan szkieletów, i o to, czy turyści nie zechcą sobie niektórych kości „pożyczyć”. Władze Indii stoją jednak przed bardzo trudną perspektywą. Przeniesienie zwłok w inne miejsce pozbawiłoby bowiem jezioro tego magicznego (choć grobowego) uroku. Cóż, biorąc pod uwagę wydarzenia roku 2020, mam nadzieję, że z naruszaniem spokoju zmarłych wstrzymają się przynajmniej przez kilka miesięcy.