Książki

Tolkienowskie Q&A 4 (część siódma)

Czwarte Tolkienowskie Q&A dobiega końca – przed Wami jego siódmy i ostatni odcinek, a w nim odpowiedzi na sześć pytań, wyniki ankiet poświęconych przyszłości serii oraz nowa sonda z tym związana. Serdecznie zapraszam!

Mieszkańcy Ardy

Czy w Ardzie można znaleźć [osoby ciemnoskóre] i [osoby o oczach typowych dla mieszkańców Dalekiego Wschodu]? Jeśli tak, to gdzie? (pyta Joe Cool)

BT: Jak wspominał J.R.R. Tolkien, Arda to po prostu Ziemia w zamierzchłej przeszłości. Z tego powodu wszystkie grupy żyjące obecnie będą tam miały przodków. Jednak utwory składające się na legendarium koncentrują się na wydarzeniach rozgrywających się w północno-zachodniej części jednego z kontynentów, Śródziemia, która odpowiada Europie. (Warto dodać, że sama nazwa Middle-earth – Śródziemie – nawiązuje do dawnych określeń “znanego świata” takich jak staroangielskie Middangeard i staronordyjskie Miðgarðr). W opowieściach widzimy tylko wycinek świata, i z tego powodu są ludy, które nie są opisane (lub nie są opisane zbyt dokładnie), choć niewątpliwie zamieszkiwały regiony Ardy położone dalej od obszarów, na których skupia się narracja. Wiemy, że ciemną skórę mieli Haradrimowie, czyli plemiona zamieszkujące na obszarze na południe od Gondoru, który zwano Haradem. A co do “Azjatów”, być może ziemie, z których przybyły niektóre szczepy Easterlingów można by określić jako należące już do tego, co dzisiaj nazywa się Azją. Jednak z tego co pamiętam, nie ma wzmianek o tym, że niektórzy z nich mieli oczy typowe dla mieszkańców Dalekiego Wschodu. Niektórzy fani w ten sposób interpretują określenie squint-eyed, przełożone jako kosoocy, którego użyto w opisie niektórych ludzi wchodzących w skład armii Sarumana, której wymarsz z Isengardu obserwowali Merry i Pippin. Jednak użyte w oryginale wyrażenie oznacza raczej, że byli albo dosłownie zezowaci, albo że po prostu mieli gniewne, pełne złości spojrzenia i nie jest to opis cech fizycznych. Jako squint-eyed opisany jest też pewien bywalec gospody w Bree, którego podejrzewano o bycie szpiegiem Sarumana – jednak ponownie, tutaj może chodzić albo dosłownie o to, że człowiek ten miał zeza, albo że rzucał ukradkowe, groźne spojrzenia i wydawał się nieprzyjazny. Zdaniem hobbitów niektórzy z ludzi służących w armii Sarumana przypominali im tego mężczyznę z gospody Pod Rozbrykanym Kucykiem, więc oba te przypadki są ze sobą bezpośrednio związane. Sam skłaniam się raczej ku temu, że opisane tak osoby miały srogie, wrogie spojrzenie i nie ma to związku z fizycznymi cechami ich oczu. Po polsku też mówi się “spojrzeć na kogoś z ukosa”, i zapewne chodzi tutaj właśnie o coś takiego.

Johannes Herman Brandt, „Bornholmski krajobraz” (Wikimedia Commons).
Czy wypowiedzi bohaterów „Władcy Pierścieni” są sztuczne?

Czy nie uważa Pan części wypowiedzi postaci we Władcy Pierścieni za sztuczne? Czasami odnosiłem wrażenie, jakby bohaterowie odczytywali z kartki przygotowane przemowy. W innych przypadkach było wręcz przeciwnie: jakby autor przepisał dialogi ze szkolnych wypracowań, np. Sam: “Wyjeżdżam i zobaczę elfów? Hurra!!!” Czy na prawdę ktoś w taki sposób wyraża zadowolenie? 😉 (pyta Laik)

BT: Sam nie odniosłem takiego wrażenia. A różnice w stylu wypowiedzi wynikają przede wszystkim z tego, o czym w książce J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia pisał Tom Shippey – we Władcy współistnieją postaci należące do wszystkich trybów literackich w ujęciu Northropa Frye’a: mitu, romansu, wzniosłem mimesis, pospolitej mimesis i ironii. Dlatego Dziadunio Gamgee mówi zupełnie inaczej niż król Théoden, a ten z kolei posługuje się innym językiem niż Saruman. Style najbardziej przeplatają się chyba w rozdziale o naradzie u Elronda, gdzie autor robi z tych różnic doskonały użytek, żeby oddać charakter poszczególnych postaci, ich sposób myślenia itd. Na przykład to, w za pomocą jakiego języka i jakich środków Saruman przekazuje Gandalfowi to, co chce powiedzieć mówi o nim samym przynajmniej tak wiele jak sama treść wypowiedzi. Elrond przemawia dostojnie, używając słów i składni, które oddają to, że jest dostojnym mędrcem, który w ciągu wieków zgromadził wielką mądrość. W jednym z listów Tolkien wyjaśniał, że mógłby bez żadnego problemu zapisać wszystko to, co mówi król Théoden w sposób współczesny, ale “powstałaby wtedy jednak nieszczerość myśli, rozdzielenie słowa od znaczenia. Bowiem król, który mówiłby współczesnym stylem, w rzeczywistości wcale nie myślałby w takich kategoriach” (List 171). Poza tym istnienie takich kontrastów pokazuje czytelnikowi różnicę pomiędzy postaciami z “dawnych czasów” (królowie, wojownicy, czarodzieje), a bohaterami, którzy na pewnym poziomie odzwierciedlają osoby z “naszych czasów” (hobbici), które zostają wciągnięte w ten dawny świat pełen heroicznych czynów i niebezpieczeństw. 

A co do przywołanej wyżej wypowiedzi Sama – myślę, że tego typu słowa jak najbardziej mieszczą się w granicach tego, co ktoś mógłby powiedzieć, czy raczej wykrzyczeć, gdyby tuż po tym, jak znalazł się w bardzo stresującym położeniu nagle dowiedział się, że nie tylko nie stanie mu się coś złego, czego się spodziewał, za to będzie miał niespodziewaną szansę na spełnienie swojego największego marzenia. A tak właśnie było z Samem – został przyłapany na podsłuchiwaniu i sądził, że spotka go sroga kara ze strony czarodzieja, a więc kogoś niezwykłego i budzącego podziw, ale przy tym i pewien lęk. Okazuje się jednak, że nic takiego nie będzie miało miejsca, a ponadto będzie mógł towarzyszyć Frodowi w podróży, podczas której mogą spotkać elfów – o których Samwise wiele słyszał i których zawsze chciał ujrzeć. Jednocześnie Sam nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak z jakim ryzykiem wiąże się cała wyprawa. Stąd myślę, że taki okrzyk jak najbardziej mógłby mu się wyrwać, szczególnie biorąc pod uwagę stosunkowo młody wiek (jak na hobbita).

Johannes Herman Brandt, „Omszałe głazy w Paradisdalen na wyspie Bornholm” (Wikimedia Commons).
Czy dzieła Tolkiena promują podziały klasowe?

Czy tylko mnie razi jak silnie są promowane podziały klasowe u Tolkiena? Wszystkich ważnych rzeczy dokonują potomkowie królów, którym jest to przeznaczone (bo przecież zwykły łepek nie zabiłby smoka, gdzie tam), Drużyna Pierścienia to sami arystokraci i właśnie potomkowie królów (Frodo, Merry i Pippin pochodzą wszak z najlepszych rodzin) i tylko jeden Sam nie reprezentuje władzy dziedzicznej. No, ale jego najważniejszym zadaniem jest bycie wiernym i mimo deklarowanej przyjaźni nigdy nawet nie dostępuje zaszczytu by zwracać się po imieniu do Froda. Po powrocie do domu znów najważniejsze jest czy był wierny (zarzut Różyczki), a władza w Shire trafia później do Merry’ego i Pippina. Ja wiem, że Tolkien był Anglikiem żyjącym na początku XX wieku, ale mam z tym problem za każdym razem jak wracam do Trylogii. (pyta Nadia)

BT: Na pewno nie powiedziałbym, że są “silnie promowane”. Królowie, wojownicy i mędrcy odgrywają dużą rolę, ale to wynika m.in. z konwencji form, do których nawiązuje Tolkien (romans, epos), a po części z tego, że po prostu takie są realia opisywanego świata, który ma być Ziemią w mitycznej prehistorii, ale jednocześnie wiele czerpie z okresu choćby wczesnego średniowiecza. Można powiedzieć, że ich obecność jest konieczna także z tego powodu, że na pewnym poziomie opowieści takie jak Hobbit czy Władca Pierścieni opowiadają o zetknięciu się tego co przynależy do dawnego, “heroicznego” świata, z tym co “nowe”, dzisiejsze. Szczególnie widoczne jest to w tym pierwszym utworze, o czym pisze Tom Shippey – Bilbo reprezentuje tam wartości bliższe czasom autora, zaś postaci takie jak np. Thorin wartości dawne, które można by określić jako heroiczne. Na początku brakuje wzajemnego zrozumienia i wydaje się, że obie strony dzieli w zasadzie wszystko, ale później okazuje się, że możliwe jest znalezienie równowagi i dostrzeżenie, że obie mają coś do zaoferowania i mogą się od siebie wzajemnie wiele nauczyć. 

Z kolei we Władcy mamy hobbitów, którzy symbolizują “zwykłych ludzi” i odgrywają kluczową rolę w chwili, gdy królowie, wojownicy i mędrcy – czyli “Wielcy” – okazują się bezsilni. W adresowanym do Miltona Waldmana liście 231 Tolkien pisze o tym w ten sposób:

Opowieść ma jak najwyraźniej ilustrować powracający temat: miejsce, jakie w “światowej polityce” zajmują nieprzewidziane i nieprzewidywalne akty woli oraz piękne czyny osób pozornie małych, wcale nie wielkich, zapomnianych w przedsięwzięciach Mądrych i Wielkich (tak dobrych, jak i złych). Morał całości (…) jest oczywisty: bez tego, co wysokie i szlachetne, to, co proste i pospolite, jest całkowicie nędzne; a bez tego, co proste i zwykłe, to, co szlachetne i heroiczne, nie ma znaczenia.
—J.R.R. Tolkien. Listy, przełożyła Agnieszka Sylwanowicz—

W końcu w decydującej chwili rola Aragorna, potomka dawnych królów i dziedzica tronów Gondoru i Arnoru, polega na tym, że dosłownie odwraca uwagę przeciwnika, żeby Frodo i Sam mieli szansę dotrzeć do celu i wypełnić swoją misję. I to właśnie na ich cześć wznosi okrzyki zebrana na polach Cormallen armia. 

Oczywiście, także wśród hobbitów widzimy różnice w statusie – ale Shire nie ma być utopią, tylko pewnym odwzorowaniem Anglii. Wśród hobbitów z wyższych sfer mamy pewien snobizm, ale przejawia się on przede wszystkim wśród postaci takich jak Sackville-Bagginsowie (którzy okazują pogardę rodzinie Gamgee pogardę, a przynajmniej lekceważenie). Jednak bohaterowie bardziej pozytywni (np. Bilbo) traktują mniej zamożnych sąsiadów z szacunkiem. Jest też moment, kiedy Sam ze smutkiem zauważa, że po pokonaniu zbirów Sarumana hobbici przypisują wszystkie zasługi Merry’emu i Pippinowi, którzy wywodzą się z hobbickiej “arystokracji”, podczas gdy Frodo zostaje pominięty i zapomniany. Jednak to Sam zostaje w końcu wybrany burmistrzem Michel Delving i sprawuje ten w zasadzie najwyższy urząd przez siedem kadencji. To jemu zostają też powierzone księgi, w których przechowa się pamięć o Wojnie o Pierścień i innych ważnych wydarzeniach.  W pewnym sensie to on jest największym bohaterem w książce. – w końcu to on pozostaje wierny misji do samego końca i odrzuca pokusę Pierścienia (podczas gdy Frodo w kulminacyjnym momencie jednak ogłasza się jego Władcą).

Z kolei relacja pomiędzy Samem i Frodem, jak zauważa John Garth, w pewnym stopniu jest oparta na czymś, co Tolkien znał ze służby w armii podczas pierwszej wojny światowej – Sam jest odzwierciedleniem angielskich szeregowców i ordynansów, których autor uważał za bardziej wartościowych od siebie. Samwise jest więc pewnego rodzaju hołdem dla tych osób. 

A co do “Pana Froda” – oczywiście z punktu widzenia części współczesnych czytelników może się wydawać, że w tej relacji Sam jest tylko sługą – ale jak dla mnie wobec wielkiej przyjaźni łączącej tą dwójkę, to czy Sam zwraca się do Froda per pan czy jakoś inaczej ma znaczenie drugorzędne. Podejrzewam, że gdyby Sam zapytał się Froda, czy może mu mówić po imieniu, ten nie miałby nic przeciwko temu – jednak najwyraźniej o tym nie pomyślał, bo ich przyjaźń rosła w takich okolicznościach, że po prostu były ważniejsze sprawy niż to, jak będą do siebie się zwracać i z przyzwyczajenia zostało tak, jak było, kiedy Sam był tylko ogrodnikiem, a nie przyjacielem Froda. Więź rodziła się na głębszym poziomie niż ten związany z tytulaturą. (Zresztą nie bez znaczenia mógł być również fakt, że w książkach Frodo był jednak “dojrzałym”, ustatkowanym hobbitem, a Sam był dopiero od niedawna pełnoletni). W każdym razie ja nie odbieram tego “Pana Froda” jako wyrazu służalczości, bez wątpienia Sam to dla Froda ktoś więcej, niż tylko sługa, czy nawet giermek. 

F.C. Kiærskou, „Z nad jeziora Starnberger” (Wikimedia Commons).
Odcienie szarości we „Władcy Pierścieni”?

Czy bohaterowie, szczególnie członkowie drużyny pierścienia, nie są zbyt czarno-biali? (pyta Laik)

BT: W moim odczuciu nie są – mają słabości, stają przed dylematami, muszą się zmierzyć ze sprzecznymi racjami i nie zawsze wybierają najlepiej. Boromira do próby zawładnięcia Pierścieniem doprowadza miłość do ojczyzny i chęć jej ocalenia, Éomer staje wobec dylematu, czy bronić Rohanu, czy przestrzegać nakazów króla; Beregond łamie przysięgę daną Namiestnikowi ze względu na coś, co jest dla niego wyższym dobrem; Denethor też nie jest jednoznaczną postacią; Faramir pozwala Frodowi i Samowi kontynuować podróż, chociaż jego ojciec uważa, że powinien przejąć Pierścień i uratować za jego pomocą Gondor; Frodo byłby gotów zabić Golluma, gdyby na zmianę jego postawy nie wpłynął Gandalf; Sam Gamgee traktuje Golluma dość okrutnie w kluczowym momencie, gdy ten jest już na granicy przemiany; Galadriela mierzy się z ogromną pokusą, podobnie jak Gandalf; Merry i Éowina łamią polecenie Théodena i jednak ruszają z armią na wojnę… W innych utworach też mamy wiele postaci, które trudno jednoznacznie ocenić (np. Túrin, Thingol, Fëanor i jego synowie). W Hobbicie Thorin w pewnym momencie staje się niemal antagonistą… Praktycznie wszystkim “dobrym” postaciom grozi to, że upadną, i muszą się zmierzyć ze złem nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz siebie, nikt nie jest tak kryształowy, żeby nie istniała możliwość, że ulegnie pokusie Pierścienia (no dobrze, pomijając Toma Bombadila, jednak to zupełnie wyjątkowy przypadek). I niektórym z “dobrych” się to nie udaje (Denethor, Boromir, Thorin), chociaż później części z nich udaje się podnieść (Boromir i Thorin). Taka wewnętrzna walka jest chyba największa u Sméagola-Golluma. 

Jednak oczywiście w utworach Tolkiena na ogół wyraźnie widać, która strona ma moralną przewagę. Nie uważam tego jednak za wadę, jeśli sama opowieść jest dobra, szczególnie w przypadku dzieł, którym pod wieloma względami bliżej do mitu, romansu czy eposu niż do współczesnej powieści. I nie powiedziałbym, że Władca Pierścieni to utwór, w którym ze złem walczą nieskazitelnie czyści bohaterowie. To raczej dzieło, w którym z jednej strony mamy “wielkie zło”, które uosabia Sauron (jednak nie wszyscy, którzy mu służą są przedstawieni jako zupełnie źli – wielu zostało przymuszonych albo oszukanych), a z drugiej postaci, które starają się wybierać dobro i nim się kierować, ale nie zawsze im to wychodzi, a często nie do końca wiedzą, co jest w danej sytuacji dobre (np. czy wykorzystać Pierścień przeciwko Sauronowi?) – i to czyni je ludzkimi. I pewnie tak w przypadku dzieł Tolkiena można rozumieć “szarość”.

P.C. Skovgaard, „Letni krajobraz z Vejle z trzema bocianami nad wijącym się strumieniem” (Wikimedia Commons).
Poprawiamy Tolkiena?

Czy jest coś co Ci się w twórczości Tolkiena nie podoba albo mogłoby być zrobione lepiej? (pyta TheRuddy0709)

BT: Trochę żałuję, że część z informacji, które znajdują się w listach albo dodatkach nie została jakoś wpleciona w fabułę samego Władcy – choćby historia Pierścieni Władzy (mam tu na myśli przede wszystkim rolę, jaką przy ich stworzeniu odegrali elfowie z Eregionu i jakie były ich motywacje i cele). Może gdyby te sprawy zostały tam bardziej rozwinięte, czytelnikom łatwiej byłoby zrozumieć z jednej strony późniejszą postawę elfów, a z drugiej to, jaką konkretnie moc mają Pierścienie. I szkoda, że Tolkienowi nie udało się wydać Silmarillionu i WP tak jak zamierzał – jako jedną “Sagę o Klejnotach”, być może wtedy dla czytelników pewne motywy i myśli w nich zawarte bardziej by wybrzmiały. 

Poza tym, zastanawiam się – może nie do końca na poważnie – czy książce nie wyszłoby na dobre wyjaśnienie bezpośrednio dlaczego Wielkie Orły nie mogły pomóc wcześniej, wtedy dałoby się uniknąć całego tego zamieszania z czytelnikami, zdaniem których mamy tu wielką dziurę fabularną, przez którą cała opowieść jest pozbawiona sensu. 

Fenomenu Tolkiena przyczyny

Na czym polega fenomen książek Tolkiena? Zabrałam się do “Drużyny” w pierwszej dekadzie tego wieku, dziecięciem uczącym się jeszcze będąc, i ledwie przebrnęłam. Myślałam, że będzie łatwiej, jeśli obejrzę filmy, ale nic z tego. Nic mnie tam nie zachwyca, nie przyciąga, a postaci wydają się zwyczajnie nudne. Bardziej jest to prośba, niż pytanie, ale czy mógłbyś mi przybliżyć, co właściwie tak zachwyca tylu ludzi na świecie w tych książkach? To trochę taki mój konik, obserwacja “ulubieńców publiczności”, i o ile niektóre z nich, jak Harry Potter, wampiry, Pieśń Lodu i Ognia czy te wszystkie Greye są dla mnie w miarę jasne, to popularności Tolkiena zrozumieć nie potrafię. (pyta Val)

BT: Podejrzewam, że to między innymi kwestia tego, że jest wiele osób, które potrzebują opowieści takie jak te, które napisał Tolkien – opowieści, które są jednocześnie niezwykłe i głęboko zakorzenione w naszym świecie. Śródziemie jest pełne cudownych miejsc, zdarzeń i postaci, ale to wszystko na jakimś poziomie wydaje się czytelnikowi znajome, a przez to bliskie, gdyż autor czerpie tak wiele z mitów, dawnej literatury i folkloru (a ma w tych dziedzinach rozległą wiedzę, podobnie jak w wielu innych). Ze wszystkich światów fantasy jakie znam żaden tak bardzo nie zbliża się do tego, co można by określić mianem mitologii dla naszych czasów – Tolkien chciał stworzyć mitologię dla Anglii, która była pozbawiona takich opowieści, jakie miała np. Skandynawia, ale być może udało mu się coś innego, stworzenie mitologii bardziej uniwersalnej. I myślę, że tego właśnie wielu czytelników szukało, a znalazło właśnie u Tolkiena – historie, co do których wiemy, że nie są prawdziwe, ale jednocześnie przedstawiony świat jest tak wewnętrznie spójny, że “zawieszenie niewiary” przychodzi łatwo, a opowieści mówią o sprawach uniwersalnych, czy przynajmniej powszechnych na tyle, że odnoszą się także do doświadczeń, które sam czytelnik zna i przez to nie wydają się obce. Przynajmniej dla mnie legendarium Tolkiena jest właśnie w ten sposób “realne”, oczywiście w zupełnie innym sensie niż rzeczywisty świat. Jednak nie wszyscy odnoszą takie wrażenie i do wielu osób te książki nie “przemawiają”. Być może tacy czytelnicy po prostu nie odczuwają takiej potrzeby, albo w ich przypadku została ona spełniona jakoś inaczej – i wtedy legendarium Tolkiena nie będzie się im podobało. Poza tym pewnie jest także wiele innych przyczyn, dla których utwory Tolkiena tak bardzo zachwycają niektórych odbiorców – i tutaj zachęcam do podzielenia się swoimi przemyśleniami czytelników tego Q&A, którzy mieliby na to ochotę. 

Godfred Christensen, „Widok pagórkowatego krajobrazu” (Wikimedia Commons).

Fragmenty książki „J.R.R. Tolkien. Listy” podano w przekładzie Agnieszki Sylwanowicz.

Podsumowanie i przyszłość serii

W pierwszej edycji Tolkienowskiego Q&A odpowiedziałem na 15 pytań. W kolejnej, która ukazała się niedługo później, znalazły się 23 odpowiedzi. Trzecia edycja, podzielona na pięć odcinków, to 33 pytania. Czwarta, która właśnie się kończy, składa się z siedmiu odcinków, w których zawarłem łącznie 39 odpowiedzi. Sądzę, że to dobry moment, by podziękować tym, którzy te pytania zadawali, a także wszystkim, którzy czytali artykuły z tej serii. Teraz czas na przerwę w tym Q&A – jednak zanim zakończę tą edycję, chciałbym jeszcze napisać kilka słów odnośnie przyszłości cyklu. Dwa tygodnie temu pod piątym odcinkiem poprosiłem Was o wzięcie udziału w dwóch sondach właśnie tego dotyczących. Poniżej przedstawiam ich wyniki:

[yop_poll id=”226″]

oraz

[yop_poll id=”227″]

Wobec takich wyników zdecydowałem, że Tolkienowskie Q&A będzie kontynuowane, jednak w innej formie niż miało to miejsce w przypadku trzeciej i czwartej edycji. Odcinki będą się pojawiały w regularnych odstępach – i właśnie o preferowaną długość tych odstępów chciałbym Was dzisiaj zapytać. Co do długości samych odcinków, podejrzewam, że gdyby okres pomiędzy nimi miał wynosić miesiąc lub dwa, na ogół zawierałyby maksymalnie 6-8 odpowiedzi, a gdyby miał być dłuższy, byłoby ich nieco więcej – choć oczywiście wiele zależy tutaj od samych pytań, które się pojawią. Nie wykluczam również, że ich liczba mogłaby się zwiększyć, np. gdyby pytania nadeszły bardzo licznie.

Johannes Herman Brandt, „Krajobraz bornholmskiego wybrzeża” (Wikimedia Commons).

Sądzę, że przerwa w Tolkienowskim Q&A będzie trwała przynajmniej miesiąc, zapewne nawet nieco dłużej, a później kolejne odcinki powinny pojawiać się w odstępach, jakie ustalę biorąc pod uwagę wyniki ankiety. Możliwe jednak, że pojawią się od tego odstępstwa, np. gdyby pytań nadeszło na tyle dużo, że nawet po zwiększeniu liczby odpowiedzi w pojedynczym odcinku czas oczekiwania na odpowiedź nadzwyczajnie by się wydłużył,  lub w odwrotnej sytuacji – gdyby pytania były nieliczne, lub w szczególnych okolicznościach. Po pewnym czasie ocenię, na ile taki sposób się sprawdza – jeśli widzicie jakieś lepsze rozwiązanie, lub macie inne sugestie związane z serią, proszę o komentarz. Sam zastanawiałem się nad formatem, w którym staram się odpowiadać w miarę możliwości na bieżąco na zadawane pytania w komentarzach, po czym jedynie część z nich pojawia się również w osobnym tekście. Jednak wówczas rodzi się problem: według jakich kryteriów decydować, które tematy poruszyć w samym Q&A? Choćby z tego powodu przynajmniej w najbliższej przyszłości zostanę przy rozwiązaniu, które wskazała większość z Was w ankiecie sprzed dwóch tygodni – pojedynczych odcinkach w regularnych odstępach czasu. A o to, jak często Waszym zdaniem powinny się one ukazywać, chciałbym zapytać właśnie teraz:

[yop_poll id=”233″]

Mam nadzieję, że nie przegapiłem żadnego z pytań, które dotąd nadeszły. Gdyby niestety tak się stało, przepraszam i proszę o zwrócenie na to mojej uwagi w komentarzach. Nowe pytania można zadawać przez cały czas, najlepiej pod moimi tekstami związanymi z Tolkienem – tutaj miałbym prośbę, żeby w takim komentarzu umieścić dopisek „Do Tolkienowskiego Q&A”. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy zadawali pytania oraz wszystkim czytelniczkom i czytelnikom.

Bluetiger

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Bluetiger

Proszę o podchodzenie z rezerwą do informacji, którymi dzielę się w swoich tekstach, gdyż nie jestem ekspertem. Staram się, by przekazywane treści były poprawne, ale mogą pojawić się błędy.

Related Articles

Komentarzy: 4

  1. Pytanie:
    W filmowej trylogii, nazwa tomu/dwóch ksiąg pojawia się w rozmowie bohaterów; tak samo jak i w książce. Jednak czemu zwrot ” Władca Pierścienia” pojawia się tylko (mogę się mylić) trzy razy?
    2. razy u Elronda, najpierw mówi to Sam, potem Gandalf bo poprawia, mówiąc, że to Sauron jest jego władcą; i drugi raz na moment przed zniszeczeniem.
    I pytanie nr 2, które de facto wynika z pierwszego: dlaczego Władca Pierścienia ostatecznie został nazwany tak, a nie inaczej? Przecież jest to książka o zniszczeniu pierścienia przez Hobbitów, a wszystkich informacji o Sauronie dowiadujemy się z drugiej ręki.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Tolkien był osobą głęboko wierzącą, dla której istnieje tylko jeden Bóg – Jahwe. Skoro natomiast Arda to Ziemia w zamierzchłych czasach, to kim jest w takim razie Eru Illuvatar? Tym samym Bogiem, co u chrześcijan?

    W jaki sposób Tolkien odpowiadał na zarzuty środowisk religijnych? W jaki sposób godził bóstwa, magię czy różne stwory z nauczaniem kościoła?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Tolkien nie chciał przepisywać Ewangelii na nowo, choćby dlatego, że stwierdził, że żadna powieść jej nie dorówna.
      Arda to Ziemia dawnych czasów w sensie bardziej symbolicznym, jeżeli dobrze pamiętam, to Tolkien ostatecznie odrzucił pomysł połączenia swojego świata z prawdziwym.
      Nie wiem, czy „Władca” był krytykowany przez środowiska religijne, ale jest to powieść bardzo katolicka w wymowie, nawet, jeśli nikt nie wspomina o Jezusie. W samym „Władcy” nie ma też chyba wzmianek o jakiejkolwiek religii, zaś w Silmarilionie inne kulty są w większości negatywne (kulty Morgotha i Saurona, hipotetyczne kulty założone przez Błękitnych Czarodziejów itp.)

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. Jak Narsil znalazł się w posiadaniu Numenortjczyków. Został przecież wykuty przez kowala Telchara jeszcze w pierwszej erze. Czy wiadomo jakie były późniejsze losy miecza?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button