Zadecydowaliście! Kilka tygodni temu zadałem Wam pytanie o to który z cyklów poświęconych historii Rzymu najbardziej Was interesuje. Jednogłośności wprawdzie nie było, ale większość optowała za wariantem omówienia całej historii Rzymu w formie krótkich i łatwych do przełknięcia odcinków. I tego będziemy się trzymać. Ale pomysłu z dogłębnym opracowaniem prawa rzymskiego nie odpuszczam (tym bardziej, że niektórzy domagali się publikacji obu cyklów). Po prostu chwilowo schodzi on na dalszy plan. Startujemy zatem z przekrojową, lekką, łatwą, chwilami humorystyczną historią państwa rzymskiego. Zaczynamy od mitów… i prawdy, która może się za nimi kryć.
Broń i męża opiewam, co z Troi wybrzeża
Do Italii, gnan losem, pierwszy na brzeg zmierza
Lawiński, po mórz głębi i lądach pędzony
Mocą niebian, pamiętny gniew znosząc Junony;
Wiele też w boju cierpiał, nim dźwignął mur miasta
I bogi wniósł do Lacjum, skąd plemię urasta
Latynów, ojce Alby i wielkiej gród Romy.
—Eneida, przekład Tadeusza Karyłowskiego—
By poznać najstarsze dzieje Rzymu, musimy wstąpić w mgły legend i mitologii. Najstarsze z nich, traktują o legendarnym królu Romulusie, mitologicznym pół-bogu, porzuconym w niemowlęctwie pośród trzcin, wykarmionym przez wilczycę, wstępującym do nieba za życia. Ale nie od niego, ani od jego brata-bliźniaka – Remusa – winniśmy zacząć. Mit założycielski Rzymian z czasem zaadaptował bowiem kolejne podania i legendy, pożyczając sobie również elementy wielkich dzieł greckiej literatury i z rozmachem sięgając jeszcze dalej wstecz, aż do wydarzeń z epoki brązu. Znajduje to swój wyraz w Eneidzie, wielkim eposie nazywanego Ojcem Zachodu, rzymskiego poety Wergiliusza. Każdy kto miał w szkole średniej lekcje łaciny, pewnie zna to dzieło na wylot. Tym, którzy tej przyjemności nie doświadczyli, polecam lekturę. Nie będę udawał, że czyta się to lekko, łatwo i przyjemnie, więc jeśli nie macie w sobie samozaparcia, to za ersatz lektury może posłużyć esej Bluetigera, w którym znajdował on podobieństwa pomiędzy Eneidą, a fragmentami martinowskiej historii. Esej ma trzy części, przeczytacie je tutaj, tutaj i tutaj. Na plus zaliczam też to, że Bluetiger używa jedynie słusznego tłumaczenia Eneidy! A teraz dajmy już spokój Pieśni Lodu i Ognia i spójrzmy na Eneusza, bohatera Eneidy, prapraprapraprapraprapraprapraprapraprapradziadka (mogłem się pomylić o jedno „pra”) Romulusa i Remusa, trojańskiego herosa, który „bogi wniósł do Lacjum”.
Mit
Wskutek podstępu Ulissesa (dla Greków – Odyseusza) upadła Troja. Ale pamięć o wielkiej cywilizacji Azji Mniejszej i jej bogach, nie miała spłonąć razem z miastem. Oto Eneasz, syn króla sprzymierzonej z Troją (i bodaj będącej trojańską kolonią) Dardanos wyprowadza z miasta resztkę obywateli i zaczyna wędrówkę po morzu w poszukiwaniu nowej ojczyzny. Po drodze liczne dyzgusty czyni mu Junona (dla Rzymian – Hera), która wciąż nie może przeboleć kwestii jabłka księcia Parysa. Zresztą i sam Eneasz przez niefrasobliwość (tudzież sugestie Jowisza) ściąga na swych potomków nieszczęście uwodząc i porzucając królową Dydonę. Dodajmy – założycielkę Kartaginy, która postawiona w tak niekomfortowej sytuacji odbiera sobie życie rzucając wcześniej klątwę. Musiała ta klątwa zadziałać, bo pamiętliwi Kartagińczycy kilkaset lat później wszczynają z tego powodu wojny. Przynajmniej według Wergiliusza.
Ale wyplączmy się na chwilę z węzłów wyraźnie inspirowanej Odyseją opowieści i przeskoczmy w czasie do lądowania Eneasza i spółki na Półwyspie Apenińskim. Ten był wówczas według Wergiliusza zamieszkany przez liczne plemiona, wśród których najważniejszymi są Etruskowie i Latynowie. I to na ziemiach Latynów ląduje Eneasz. Przybysze z dalekiej krainy wzbudzili wprawdzie w mieszkańcach Lacjum lęk, ale ich król chciał zawrzeć pokój, oferując Eneaszowi rękę swej córki – Lawinii (której – skądinąd – wyjście za cudzoziemca przepowiedziano już wcześniej). Taka kolej wydarzeń nie podoba się Junonie, która podburza inne plemiona italików (w tym byłego narzeczonego Lawinii) do wystąpienia przeciw Trojanom. W pierwszym ataku rozgniewanych italików ginie król Latynów, Eneasz staje się więc de facto wodzem jego plemienia. Wysługujący się Junonie italikowie zawierają sojusz z potężnymi Etruskami i wspólnie ruszają na Eneasza. Po licznych przygodach i boskich interwencjach, Jowisz (dla Greków – Zeus) zarządza powstrzymanie bogów od współdziałania z ludźmi i cała awantura zostaje rozstrzygnięta na polu bitwy. Sprawa jest poważna, bo wedle proroctw z krwi Eneasza ma się zrodzić największe miasto ludzkości – Rzym. Więc byłby klops, gdyby tak teraz Trojanie dostali łupnia. Ale na szczęście Trojanie triumfują i przejmują władzę nad Lacjum. Etruskowie zostają zepchnięci za Tybr. A w trakcie „niebiańskiej konferencji pokojowej”, aby ułagodzić Junonę, Jowisz obiecuje jej, że Latynowie i Trojanie połączą się w jedno plemię, a nazwa Troja zniknie z historii.
Za Lacjum proszę, twymi wsławione potomki
Gdy szczęśliwym małżeństwom zakończą bój gromki,
Kiedy przymierze naród z nich jeden uczyni,
Nie daj, by stare miano stracili Latyni,
Nie przemieniaj ich w Trojan, do Teukrów nie wliczaj
Dozwól mowę zachować i stroju obyczaj!
Niech wieczne będzie Lacjum i Alby królowie,
Niech Roma z krwi italskiej moc czerpie i zdrowie.
Niech, raz zginąwszy, ginie razem z mianem Troja!
—Eneida, przekład Tadeusza Karyłowskiego—
A jak było naprawdę?
Tyle mitu, a ile w tym prawdy? Cóż, niewątpliwie ziarenko jest. W rzymskich żyłach rzeczywiście mogła płynąć trojańska krew, choć z zupełnie innego źródła niż domyślał się Wegiliusz. Według archeologów, władająca północną częścią Półwyspu Apenińskiego konfederacja miast etruskich rzeczywiście była założona przez kolonistów z Azji Mniejszej. Świadczyć ma o tym przede wszystkim kultura materialna, broń, pozostałości kultu religijnego, no i całkiem okazałe – jak na warunki niezbyt jeszcze ludnego Półwyspu Apenińskiego – miasta. Jeśli więc jacyś krewni Trojan rzeczywiście pojawili się w słonecznej Italii, to nie tyle walczyli z Etruskami, co byli Etruskami. Drugie przekłamanie w historii opowiedzianej przez Wegiliusza dotyczy zepchnięcia Etrusków za Tybr. Tu ewidentnie odezwała się rzymska duma, która nieco zamazała fakt dziś historycznie niezaprzeczalny – mianowicie taki, że słabiej rozwinięci Latynowie byli poddanymi Etrusków, i nawet Rzym, w okresie królewskim, był miastem klienckim Etrusków. Zresztą niewykluczone, że założonym na polecenie Etrusków, stojącym bowiem dokładnie na szlaku handlowym pomiędzy Etrurią, a Wielką Grecją (czyli greckimi koloniami na południu Półwyspu Apenińskiego). Warto też dodać, że owi Latynowie, o których wyczynach wojennych rozpisywał się Wergiliusz byli tak naprawdę grupką plemion pasterskich, przybyłych z Bałkanów, nie posiadających miast, rzemiosła ani rozwiniętej armii. Nie wiemy nic o ich pierwotnej religii – musiała być podobna do innych religii indo-europejskich, ale bardzo szybko została przekształcona pod wpływami etruskimi i greckimi. No, przede wszystkim greckimi. Najważniejszym z bóstw, jakie Latynowie przejęli od Etrusków byłą Minerwa. Później utożsamiano ją z grecką Ateną, w rzeczywistości jednak jej kult miał inne źródło, a upodobnienie do greckiej bogini było wtórne.
Wiemy natomiast, że Latynowie mieli swój własny język. I że gdy pewna ich część założyła Rzym, rozpoczął się proces, który pozwolił im podbić pół znanego świata. Proces uczenia się od innych i adaptacji tych rozwiązań, które działały. Od Etrusków Rzymianie mieli przejąć elementy ustroju, stosunków społeczno-gospodarczych (system kliencki), spore kawałki architektury, wróżby (auspicja) czy walki gladiatorów. Ale do tego jeszcze wrócimy, wzywa nas przecież znów mit założycielski! Tym razem dajmy już spokój Wergiliuszowi i sięgnijmy po inne legendy.
Alba Longa
Według legend, syn Eneasza, Askaniusz, miał założyć nad jeziorem Albano nowe miasto Latynów – Alba Longa. Legenda mówi też, że później zniszczyć je miał trzeci z rzymskich królów – Tuliusz Hostiliusz – po tym jak miasto podniosło bunt przeciw prymatowi Rzymu. Jest też śliczna legenda mówiąca o tym, jak Horacja, siostra jednego z rzymskich patrycjuszy płakała widząc rzeź mieszkańców Alba Longa. Za co brat poderżnął jej gardło, deklamując przy tym, że tak ma zginąć każda Rzymianka, która opłakuje wroga. Śliczna historia, ale nieprawdziwa, bo Alba Longa nie było miastem, ale osadą, a spalili ją nie Rzymianie, a Etruskowie.
Ale wracamy do mitu. Przez pokolenia Alba Longa rosła i rozkwitała. Aż w końcu królem miasta został Numitor, władca mądry, ale pechowy. Jego brat, Amulius łaknął tronu, zawiązując w końcu spisek, w wyniku którego prawowitego króla wygnano, wszystkich jego synów zabito, a córkę – Reę Sylwię – oddano do świątyni westalek, aby upewnić się, że pretendent do tronu nie powstanie również z żeńskiej linii Numitora. W końcu westalki były kapłankami dziewiczymi, ślubującymi czystość. A jednak stało się coś, czego Amulius nie przewidział. Rea Sylwia została zgwałcona. Co zrobić w takiej sytuacji? Przecież nie można skazać kobiety za to, że dała się zgwałcić!
W następnym odcinku
Rea Sylwia zostaje skazana za to, że dała się zgwałcić. Poznajemy też tożsamość tajemniczego gwałciciela, ukrywającego się pod słodkim mianem popularnego batonika. I dowiadujemy się co stało się z potomstwem Rei Sylwii.
Gdyby wierzyć kronikarzom na słowo, Enej byłby też protoplastą królów Brytanii. Sam Artur miał – według Geoffreya z Monmouth – być potomkiem niejakiego Brutusa, pochodzącego od Eneasza. Z kolei Snorri Sturluson utrzymuje, że grupa nordyjskich bóstw – Asowie – była tak naprawdę uciekinierami z Troi.
Zaś gdyby wierzyć filmowcom, Artur był synem ostatniego cesarza zachodniorzymskiego, ewakuowanym do Albionu przez hinduską wojowniczkę i Colina Firtha 😉
Celnie 🙂
Myślę, że przy okazji można tu zareklamować kanał Dovanhatty na którym już od jakiegoś czasu też powstaje seria o Rzymie: „Unbiased History”, która chyba jako jedyna jest wierna „prawdzie” z kronik (bez obrazy :)). Moim zdaniem świetna jeśli ktoś lubi czarny humor i ironiczne szanowanie bardziej kontrowersyjnych elementów Rzymskiej kultury (np. nienawiści do plebsu, czy G#rmanów). Tutaj dodam link do pierwszego filmiku, też z tego okresu: https://youtu.be/9EOzr15h8S8
Jeszcze warto by chyba dodać, że ze strony technicznej jest duży rozwój zarówno w długości jak i jakości wraz z rozwojem serii (od filmiku o 5 dobrych cesarzach regularne openingi).
No i fajnie, takimi porcjami można przyswajać wiedzę! Dopiero po latach człowiek odkrywa, jak wielką krzywdę może wyrządzić kiepski nauczyciel historii… Póki co najfajniejszym źródłem informacji o Rzymie była dla mnie literatura wysokich lotów czyli przygody Asterixa 😉
„Junona (dla Rzymian – Hera)”
Raczej dla Greków 🙂
We wczesnej historii Rzymu zawsze najbardziej fascynowała mnie ilość tych wszystkich plemion, „królestw” i „królów” występująca na terytorium niewiele większym od kurzej fermy. 🙂 I to zupełnie ze sobą niespokrewnionych, często nawet o nieindoeuropejskim pochodzeniu. Od wodopoju do kępy pokrzyw jedno państwo, a od kępy do chaty czarownika już inne. 😛 Z drugiej strony fakt, że genetycznie nigdy nie istniał żaden rzymski naród, ustrzegł ich od ksenofobii właściwej choćby Grekom i był jedną z przyczyn późniejszego dziejowego sukcesu.
Świetny cykl, choć odcinki trochę przykrótkie.
„Poznajemy też tożsamość tajemniczego gwałciciela, ukrywającego się pod słodkim mianem popularnego batonika.”
Hmm… Snickers?
Błąd! Książę Polo, założyciel Imperium Lechitów.
Czy coś w zakresie cyklu tego się dzieje? Tudzież rodzi się w bólach – wszak już prawie 9 miesiąc czekamy na kolejny odcinek 😉