W pierwszym odcinku Tolkienowskiego Q&A odpowiedziałem na 15 pytań. Tym razem było ich o osiem więcej, więc podejrzewam, że muszę sobie powinszować, gdyż tekst jest tylko nieznacznie dłuższy od poprzedniego. Podobnie jak wówczas, i tym razem podpowiadam, by rozłożyć sobie poniższy materiał w czasie. Niektóre z poniższych pytań nawiązują w ten czy inny sposób do tych, które pojawiły się tydzień temu. Z tego powodu przy niektórych zapytaniach umieściłem w kwadratowych nawiasach numery tych tematów z Q&A 1 do których się odnoszą. Część odpowiedzi była podzielona na „rozdziały”, więc w takich przypadkach podaję również śródtytuły – na przykład zapis [4, „Nazgûle”] oznacza, że pytanie jest w jakiś sposób związane z sekcją o Nazgûlach z zeszłotygodniowego artykułu.
I tym razem pytania były bardzo zróżnicowane – będzie mowa między innymi o zarzuconej przez J.R.R. Tolkiena kontynuacji „Władcy Pierścieni”, Czwartej Erze i kolejnych epokach w historii Śródziemia, losie miejsc takich jak Mordor czy Isengard, pochodzeniu imienia Sauron, Aragornie w kontekście królewskiego ziela i Domów Uzdrowień, Beorningach, pochodzeniu orków oraz wielu innych sprawach.
Serdecznie zapraszam do lektury, i mam nadzieję, że moje odpowiedzi okażą się wyczerpujące (pod względem omówienia tematu, nie dla Czytelnika lub Czytelniczki). Nie pozostaje mi nic innego, jak rozpocząć tę podróż w nadziei, że dotrzemy do wielu ciekawych miejsc.
„A droga wiedzie w przód i w przód…”
1. O czym miała być kontynuacja Władcy Pierścieni? I czy sam może byś przedstawił parę własnych domysłów jak mogła się dalej potoczyć historia Śródziemia? (pyta Joe Cool)
Rzecz miała się dziać za panowania Eldariona, czyli syna i następcy Aragorna, jakieś 220 lat po wydarzeniach „WP” (chociaż istnieje kilka wersji, w jednej okres jest bliższy wiekowi). Jednym z bohaterów był Borlas, syn Beregonda, czyli gondorskiego żołnierza, z którym zaprzyjaźnił się Pippin Took. Istnieje tylko kilka stron tej opowieści, i jest to w zasadzie dialog pomiędzy tym właśnie Borlasem i jego młodszym przyjacielem, Saelonem. Pojawiają się wzmianki o „Mrocznym Drzewie”, czyli odradzających się siłach zła, na których czele stoi postać zwana Herumorem. Jest też mowa o młodzieży, która zabawia się w orków i czyni przy okazji różne szkody. W jednym z listów Tolkien streścił o czym miała być ta książka – o Gondorze, którego mieszkańcy popadają w dekadencję, znudzenie i apatię, przez co zaczyna się odradzać zło, którego w Śródziemiu nie uda się wypelnić aż do końca świata. Miał się też pojawić mroczny kult Morgotha, którego członkowie najwyraźniej uknuli spisek w celu przejęcia władzy w państwie. Powieść miała być o wykryciu i udaremnieniu tych planów, ale Tolkien uznał, że byłby to tylko „dreszczowiec” i doszedł do wniosku, że nie warto się tym dłużej zajmować.
Pytałeś o moje domysły na temat dalszych dziejów Śródziemia, ale nie powiem tu chyba nic szczególnie odkrywczego. Po prostu możemy pójść nieco dalej tymi ścieżkami, które zarysował przed nami sam Tolkien. A więc, w Czwartej Erze krasnoludowie pod wodzą Durina VII (zwanego Ostatnim) powrócili do Khazad-dûmu (Morii) i odbudowali stare królestwo. Zapewne jakiś czas przetrwała również kolonia, którą Gimli założył w Aglarondzie, Błyszczących Pieczarach za Helmowym Jarem. Wiemy jednak, że w końcu, choć nie znamy okoliczności, rasa krasnoludów zupełnie znikła ze Śródziemia. Zapewne przez jakiś czas wśród ludzi przetrwały bliskie prawdy opowieści na ich temat, ale później the historie zamieniły się w mity i legendy. Podobnie było ze wspomnieniami o elfach, entach i innych istotach.
Gondor i Arnor na nowo rozkwitły pod rządami Aragorna, i zapewne przez długie wieki dominowały w Śródziemiu, rządzone przez monarchów z zapoczątkowanej przez niego dynastii. Ale wszystko w podległych śmierci krainach musi przeminąć, i w końcu nawet potężne Odrodzone Królestwo przestało istnieć. Przetrwały jednak pewne przekazy na temat Dunedainów, a także cień pamięci o dumnym Numenorze i jego upadku – stąd legendy o Atlantydzie i królach przybywających na okrętach z zachodu (na przykład historia króla Sheafa/Snopa z „Beowulfa”). Nie zapomniano również o Valarach, choć opowieści na ich temat zostały wypaczone (zapewne z powodu wpływów Morgotha i Saurona) i wiele ludów uznało Władców Zachodu za bóstwa, umieszczając ich w swoich panteonach.
W liście 211 Tolkien zauważa, że jego opowieści są mityczne i trudno pogodzić je z tym, co o prehistorii mówi nam nauka. Pojawia się tam następujące zdanie:
Gdyby opowieść nie rozwinęła się na taką skalę, mógłbym wszystko dopasować z większym prawdopodobieństwem, zanim jeszcze ta sprawa przyszła mi do głowy. Wątpię, czy byłby z tego jakiś pożytek, i mam nadzieję, że wyraźnie długa, lecz nieokreślona przerwa, istniejąca pomiędzy upadkiem Barad-dûr i naszymi czasami, jest wystarczająca dla „literackiej wiarygodności” (…)
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 211—
W przypisie do tej wypowiedzi autor zdradza, że wyobraża sobie, że akcję „WP” od naszych czasów oddziela jakieś 6000 lat – mielibyśmy więc koniec Piątej Ery. Wyraża jednak przypuszczenie, że kolejne ery było coraz krótsze, więc żyjemy pod koniec Szóstej albo na początku Siódmej.
Moim zdaniem ta przerwa powinna być jednak dłuższa niż 6000 lat – odmienny wygląd „Śródziemia” = „Europy i Azji” można by jakość wytłumaczyć tym, że w międzyczasie doszło do zlodowaceń, jakichś wypiętrzeń, zmian w linii brzegowej, zalania jednych ziem i wynurzenia się innych, i tak dalej. Jednak najlepiej chyba traktować legendarium Tolkiena jako bliżej nieokreślony „mityczny czas” w przeszłości naszej planety, i nie przejmować się datowaniem aż tak bardzo.
Tak czy inaczej, w końcu Arda i kontynent Śródziemia stały się tą Ziemią i tą Eurazją, którą znamy. Łącznikiem pomiędzy tymi dwoma światami mógł być anglosaski żeglarz Ælfwine, który dzięki łasce Valarów zdołał wpłynąć na Prostą Drogę i dotrzeć do Tol Eressëi, wyspy u wybrzeży Valinoru, gdzie poznał język elfów, dzięki czemu mógł usłyszeć i przeczytać prawdziwe dzieje świata – to, co my nazywamy legendarium Tolkiena. Nasz bohater sporządził potem tłumaczenia wszystkich tych przekazów na język staroangielski, z którego po wiekach mogłyby być przełożone na współczesną angielszczyznę i inne języki, w tym polski. Niestety, możemy tylko zastanawiać się, na jakie dokładnie rozwiązanie zdecydowałby się sam Tolkien, i czy historia Ælfwine’a znalazłaby się w takim „Silmarillionie”, jaki opublikowałby sam autor.
2. No i jeszcze ostatnie króciutkie pytanie – po upadku Saurona, jak wygląda układ sił Ardy ? Mam na myśli, które z królestw zyskały najwięcej i co się stało z upadłymi państwami (jak np. Isengard czy Mordor). (pyta Joe Cool)
Najwięcej zyskał Gondor i ziemie dawnego Arnoru, gdyż po powstaniu Odrodzonego Królestwa Dunedainowie znów byli największą potęgą w Śródziemiu. W „Atlasie Śródziemia” Karen Wynn Fonstad wyliczyła, że zjednoczone państwo Aragorna – po odzyskaniu należących niegdyś do Gondoru prowincji na południu i wschodzie – zajmowało obszar około 910 000 mil kwadratowych, czyli – jeśli nie pomyliłem się w liczeniu – jakieś 2 356 000 kilometrów kwadratowych. Dla porównania na Wikipedii znalazłem tabelkę największych państw w historii. Gdyby uwzględnić tam królestwo Aragorna, znalazłoby się pomiędzy cesarstwem Napoleona i Demokratyczną Republiką Konga. Było jednak znacznie mniejsze od Cesarstwa Rzymskiego (według artykułu na anglojęzycznej Wikipedii: około 5 milionów kilometrów kwadratowych).
Po Wojnie o Pierścień swoje terytoria istotnie powiększyło również królestwo Thranduila z Mrocznej Puszczy, a także Lothlorien i Beorningowie. Do Shire król Aragorn włączył nowe ziemie – Marchię Zachodnią, aż do Wieżowych Wzgórz. Rohan również rozkwitnął pod rządami króla Éomera, który odbudował państwo po wyniszczających działaniach Sarumana. Nadano mu z tego powodu przydomek Éadig, czyli Błogosławiony. Zapewne na upadku Saurona skorzystali również ludzie z Esgaroth (Miasta na Jeziorze) i Dale, a także krasnoludowie z Ereboru (Samotnej Góry), którzy nie musieli się już obawiać ataku Easterlingów podjudzonych przez Mrocznego Władcę.
Oczywiście, w przypadku elfickich państw wszystkie te korzyści były krótkotrwałe i w ostatecznym rozrachunku niezbyt istotne, gdyż ich plemię i tak opuszczało Śródziemia. Największymi wygranymi byli bez wątpienia ludzie (z Gondoru, Rohanu, Dale itd.), a na drugim miejscu postawiłbym krasnoludów, którzy zdołali później odzyskać Khazad-dûm (choć podobnie jak w przypadku elfów, nie dane im się im było tym cieszyć wiecznie), a także zasiedlić Aglarond pod przywództwem Gimlego.
Co do upadłych państw w Śródziemiu, o tym co stało się z Mordorem opowiadam przy okazji 20 pytania w tym Q&A, więc nie ma potrzeby, żebym się powtarzał, więc po prostu wyjaśnię tu los Isengardu. Entowie doprowadzili do końca swoje dzieło zniszczenia, które rozpoczęli atakując warownię Sarumana. Pierścień Isengardu, czyli potężny mur okalający fortecę, został zrównany z ziemią. Bieg pobliskiej rzeki został zmieniony w taki sposób, że jej wody zalały wszystkie szyby i podziemia Isengardu, tak że powstało koliste jezioro. Dookoła entowie zasadzili sady i Z jego środka wyrastał Orthanc, zbudowana przez Dunedainów wieża, którą później oddano Sarumanowi. W całej Dolinie Czarodzieja – Nan Curunír – zasadzono drzewa, tak że z czasem powstał tam las zwany „Lasem Strażników” (ang. Watchwood), która to nazwa nawiązuje do tego, że entom powierzono zadanie pilnowania zamkniętego w Orthancu Sarumana (którego Drzewiec w końcu wypuścił, co doprowadziło do tragicznych konsekwencji w Shire). Król Aragorn przekazał cały ten obszar entom, i tak oto dawna siedziba Sarumana stała się Ogrodem Orthancu (ang. Treegarth of Orthanc).
3. Jeśli to nie tajemnica, to w jakiej dziedzinie się widzisz “InRealLife”? Coś humanistyczno-lingwistycznego, czy raczej nauki ścisłe, a humanistyka jako pasja? Czy w ogóle na przykład praktyczne prawo? (pyta Plot)
Nie lubię tego podziału na „humanistów” i „ścisłowców”. Wielu najwybitniejszych „humanistów” miało bardzo ścisły, analityczny umysł (np. Tolkien), a dobry „ścisłowiec” musi też być do jakiegoś stopnia „humanistą” (w przeciwnym razie grozi mu to, że zamieni się w kolejnego Sarumana technokratę). Spoglądając na moją edukacyjną przeszłość, powiedziałbym, że zawsze byłem jakoś pośrodku – krótko mówiąc, jestem absolwentem „mat-przyru” (rozszerzone: biologia, chemia i matematyka), którego pasją są angielski, historia oraz literatura, ale interesowałem się też bardziej „przyrodniczymi” sprawami. Ale jeśli muszę należeć do którejś kategorii, to chyba do „humanistyczno-lingwistycznej”. Mówiąc mniej enigmatycznie, studiuję filologię angielską i jeśli chodzi o „praktyczne” aspekty tej dziedziny, to chyba najbardziej ciekawią mnie tłumaczenia.
4. O ile dobrze pamiętam (bo film widziałem lata temu) scena wizyty Nazguli w gospodzie “Pod Rozbrykanym Kucykiem”, z filmu Jacksona, jest skopiowana jeden do jednego, z animowanej ekranizacji “Władcy Pierścienia” z 1978. Przy czym faktycznie robi wrażenie. (zauważa Nieznajomy odnośnie chwalonej przeze mnie sceny w której Upiory Pierścienia napadają na karczmę w Bree) [4, „Nazgûle”]
Znalazłem sobie tę scenę, i rzeczywiście, najwyraźniej Peter Jackson silnie się tu zainspirował animowanym “Władcą”. Przy okazji natknąłem się też na animowaną wersję tego momentu, gdy Frodo i trzej pozostali hobbici zeskakują z drogi w ostatniej chwili i kryją się pod skarpą. Potem nachyla się nad nimi Nazgul – taką samą scenę mamy też u Jacksona. Podobieństwa pomiędzy animowanymi ekranizacjami „Władcy” a trylogią PJ-a to ciekawy temat, któremu warto się kiedyś przyjrzeć.
5. Czytając fragment o krasnoludzkich rodach przypomniał mi się z Dzieci Hurina krasnolud Mim, opisywany jako krasnolud pośledni (czy jakoś tak, niestety dzieła Tolkiena czytałem dosyć dawno). Którego rodu mógł być członkiem? Z chęcią przeczytałbym Twoje przemyślenia na jego temat. (pyta mormont91) [1 i 5]
Wymieniając siedem rodów zapomniałem wspomnieć o ósmej grupie – Nibin-Nogrim, w polskim tłumaczeniu “krasnoludach poślednich”. Nibin-Nogrim powstało z tych krasnoludów, którzy z różnych powódów zostali wygnani ze swoich społeczności. (Przypomina to trochę Nocną Straż). Mîm był własnie jednym z nich. Wydaje się, że po Pierwszej Erze ta grupa zupełnie zanikła, a już wcześniej utracili wszystkie swoje siedziby w Beleriandzie (np. jedną z nich była kryjówka, którą przejął Turin). Jeśli chodzi o Mîma, to podejrzewam, że albo on albo jakiś jego przodek był wygnańcem z któregoś z krasnoludzkich miast w Górach Błękitnych, czyli Nogrodu albo Belegostu. Ale to tylko taki domysł na podstawie odległości – raczej nie pochodził z któregoś z czterech plemion z dalekiego wschodu, bo trudno wówczas wyjaśnić w jaki sposób dotarł do Beleriandu na zachodzie. Oczywiście, jest możliwe, że właśnie tak było, albo że pochodził z siedzib rodu Durina… po prostu Belegost i Nogrod są bliżej miejsca w którym ostatecznie zamieszkał.
6. I pytanie – piszesz o planowanym przez Tolkiena dalszym ciągu “Władcy”, o wewnętrznym upadku Gondoru i utracie “busoli moralnej”. Gdzieś można więcej o tym przeczytać? Być może w “Niedokończonych opowieściach” albo “Pisarzu Stulecia”? (pyta Plot) [15, „przegięty podział na dobrych i złych”]
Chodzi tu o “Nowy Cień”, który dzieje się za panowania syna Aragorna, Eldariona. Tolkien zarzucił tę opowieść po napisaniu kilkunastu stron, które można przeczytać w 12 tomie “Historii Śródziemia” – w “The Peoples of Middle-earth”, które nigdy nie zostało wydane po polsku. Innym źródłem na ten temat jest krótki list Tolkiena do Colina Baileya (numer 256 w “Listach” edytowanych przez Humphreya Carpentera). JRRT pisze tam, że opowieść była zbyt przygnębiająca, i mógł to być co najwyżej polityczny thriller, skupiający się wyłącznie na ludziach.
7. I jeszcze jedno pytanie – czy czytałeś Ostatniego Władcę Pierścienia? Jeżeli tak – co myślisz o tej alternatywnej historii? (pyta mormont91)
Nie, i nie sądzę, żebym w najbliższej przyszłości sięgnął po tę pozycję. Może się mylę, ale chyba nie oferuje ona zbyt wiele poza tym „rewizjonizmem” przed którym Tolkien przestrzegał w „Nowym Cieniu”. Pewnie z samej ciekawości przeczytałbym „Ostatniego WP”, ale po prostu jest wiele „lepszych” (to niewłaściwe słowo, ale nie umiem tego lepiej określić) książek które chcę przeczytać, że tego typu pozycje znajdują się na samym końcu mojej listy.
8. Mam kolejne pytanie. Gollum nazywał słońce i księżyc “żółtą” i “białą” twarzą. Sądzisz, że długoletni wpływ pierścienia na jego ciało pozwalał mu dostrzegać Arienę i Tiliona? (pyta Wszechwiedzący R’hllor)
Chodzi tutaj o określenia jakim Gollum – po wiekach przebywania w mrocznych jaskiniach pod Górami Mglistymi – nazywa księżyc i słońce. Wszechwiedzący R’hllor sugeruje, że dzięki posiadaniu Jedynego Pierścienia Gollum posiadł umiejętność dostrzegania „świata niewidzialnego”, i tym sposobem ujrzał Arienę i Tiliona, czyli parę Majarów (duchów pokrewnych Valarom, lecz o mniejszej mocy, Majarami byli m.in. Gandalf, Sauron i Saruman). Ariena była strażniczką słońca, zaś Tilion opiekunem księżyca.
Ciekawa teoria, faktycznie używając Pierścienia mógł widzieć część “niewidzialnego świat”, tego w którym przebywają Nazgule. Ale z drugiej strony, ten świat widm na pewno nie jest tą samą ukrytą rzeczywistością w której przebywają Valarowie i Majarowie.
Skłaniam się raczej ku temu, że takie określenia są jakąś pozostałością jego hobbickiej tożsamości – w końcu tu u hobbitów znajdujemy żartobliwe wierszyki o “Człowieku z Księżyca”. Być może ten “Człowiek” jest jakąś pozostałością pierwotnych hobbickich wierzeń na temat opiekunów ciał niebieskich (których mogli uważać za bóstwa). Potem u hobbitów z Shire takie tradycje zanikły, i została tylko żartobliwa personifikacja księżyca… ale Gollum mógł nadal zachować wspomnienie o dawnych wierzeniach.
Co do Arieny, warto zauważyć, że w ostatniej zwrotce piosenki o Człowieku z Księżyca którą Frodo śpiewa w Bree słońce to “ona”. Czyli hobbici postrzegali księżyc jako mężczyznę, a słońce jako kobietę. W mitologiach z naszego świata na ogół jest na odwrót, ale Tolkien zdecydował się na takie rozwiązanie jakie widzimy w mitologii nordyckiej – gdzie księżyc (Máni) jest mężczyzną, a słońce (Sól lub Sunna) – kobietą. W Śródziemiu oczywiście taki podział wynika z istnienia Tiliona i Arieny, ale trudno powiedzieć, czy hobbici mieli taką świadomość.
Sam Gollum używa w odniesieniu do tych ciał niebieskich rodzaju niejakiego (gdyby mówił „ona”, wzmacniałoby to teorię o Arienie). Uważam zatem, że bardziej prawdopodobne jest, że Gollum po prostu zapomniał słów „słońce” i „księżyc” (gdyż przed tak długi czas ich nie widział), więc porównuje okrągłe kształty na niebie do twarzy – i możliwe, że tutaj pojawia się jakaś szczątkowa forma przewijającej się w folklorze hobbitów postaci Człowieka z Księżyca, i prawdopodobnie odpowiadającej mu kobiecej postaci związanej ze słońcem.
9. Zauważyłem, że w tabelce o Ainurach, pomiędzy Iluvatarem a Niezniszczalnym Płomieniem widnieje jakiś Yon. Czyżby chodziło o Yona Snowa? 😛 (pyta Wszechwiedzący R’hllor) [tabelka pod 10]
“Yon” to “Syn Boży”. Na przykład w tłumaczeniu modlitwy “Chwała Ojcu” Tolkien używa tego określenia w stosunku do Chrystusa: “Alcar i ataren ar i yondon ar i airefean” (gdzie indziej JRRT używa formy “Eruion”, czyli “Syn Eru [Iluvatara]”. “-ion” z małej litery to quenejski patronimik (jak angielskie “son” albo rosyjskie “owicz”), pojawia się na przykład w imieniu “Anarion” (syn słońca) albo “Aldarion” (syn drzew).
W ten sposób “Iluvatar”, “Yon” i “Niezniszczalny Płomień” to odpowiednio: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, cała Trójca Święta.
W opublikowanym w “Morgoth’s Ring” (Pierścieniu Morgotha) tekście “Athrabeth Finrod ah Andreth” pojawia się wzmianka o tym, że Edainowie wierzyli, że pewnego dnia Jedyny wejdzie w stworzony przez siebie świat i naprawi wyrządzone zło. Elfowie nigdy o tym nie słyszeli i król Finrod Felagund usłyszawszy tę nowinę zaczął się zastanawiać czy to z tego powodu Iluvatar sprawił, że Edainowie (ludzie którzy wyrzekli się Morgotha) spotkali elfów – żeby przekazali im tę nadzieję.
10. Mam pytanie – czy grałeś może w gry Śródziemie: Cień Mordoru i Cień Wojny? Jeśli tak, co o nich sądzisz? (pyta TheRuddy0709)
Nie grałem, ale widziałem kilka cutscenek z obu gier. Oczywiście na takiej podstawie trudno jakoś konkretnie się do nich odnieść, ale z tego co udało mi się dowiedzieć, jeśli chodzi o oddanie Tolkienowskiego świata, największym błędem serii jest – łagodnie mówiąc – luźne podejście do chronologii (na przykład „prawdziwe tożsamości” Upiorów Pierścienia). Chyba daje też o sobie znać brak wykupionych praw autorskich do całości legendarium – z tego powodu twórcy gier, tak jak wcześniej Peter Jackson, o pewnych rzeczach po prostu nie mogą wspomnieć.
11. Mam pytanie, nie związane z samym światem, co z samym autorem: jakie były poglądy polityczne Tolkiena? Czy porównanie Saurona z Hitlerem i Sarumana ze Stalinem ma jakiś sens czy to nadinterpretacja? (pyta PanSowa)
Tolkien bardzo rzadko o tym wspominał, a nawet kiedy to czynił, na ogół nie mówił bezpośrednio. Istnieją jednak takie fragmenty jak poniższy z listu do syna Christophera (list z 29 listopada 1943 roku, oznaczony jako 52):
Moje poglądy polityczne coraz bardziej skłaniają się ku anarchii (w rozumieniu filozoficznym, w którym oznacza ona zniesienie wszelkiej kontroli, nie zaś mężczyzn z bokobrodami podkładających bomby) – lub ku monarchii „niekonstytucyjnej”. (…) najbardziej niewłaściwym zajęciem dla ludzi, nawet świętych (którzy przynajmniej nie chcieli się go podjąć), jest dyrygowanie innymi. Nie jest do tego przygotowana nawet jedna osoba na milion, a już najmniej ci, którzy szukają takiej możliwości.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 52—
Nasz autor na ogół używał samego słowa „polityka” w negatywnym znaczeniu – określił na przykład Denethora jako „skażonego polityką”. Był też przeciwnikiem kolonializmu (a przynajmniej w taki sposób można odczytać to co pisał o Numenorejczykach jako kolonizatorach i zdobywcach) i w ten sposób wypowiadał się o traktowaniu miejscowej ludności w Południowej Afryce (sam Tolkien urodził się w Bloemfontein w Wolnym Państwie Orania, a podczas II wojny światowej syn Tolkiena, Christopher, przebywał przez pewien czas na terenie dzisiejszego RPA jako pilot RAF-u):
Jeśli chodzi o to, co mówisz lub sugerujesz na temat „miejscowych” warunków: znam je. (…) Słyszałem, jak mówiła o nich moja matka i odtąd szczególnie interesowałem się tą częścią świata. Traktowanie koloru [skóry] prawie zawsze przeraża wszystkich przyjeżdżających z Wielkiej Brytanii, i to nie tylko w Afryce Południowej. Niestety, niewiele osób zachowuje to szlachetne przekonanie na długo.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 61—
Tolkien był też zagorzałym przeciwnikiem nazistów i ich teorii rasowych, jeszcze przed wybuchem wojny oburzył się na to, że gdy jego brytyjski wydawca chciał sprzedać prawo wydania „Hobbita” pewnemu niemieckimi wydawnictwu, tamtejsi urzędnicy zaczęli się dopytować o to, czy autor ma aryjskie pochodzenie. W „Listach” pod numerem 30 znajduje się szkic odpowiedzi jaką Tolkien – pisarz stworzył dwa listy (jeden w mocniejszych słowach i bardziej umiarkowany) i powiedział, że jego angielski wydawca może wybrać który zostanie przekazany dalej. W tym który się zachował, Tolkien (ironicznie) pisze, że niestety nie rozumie co wspomniani urzędnicy rozumieją przez arisch (aryjski). Stwierdza, że nie jest aryjskiego pochodzenia, jeśli rozumieć przez to słowo „indo-irański”. Z tego co było mu wiadome, jego przodkowie nie mówili językiem hindustańskim, perskim albo którymś z pokrewnych. Dalej Tolkien pisze:
Jeśli jednak pytają mnie Państwo, czy jestem pochodzenia żydowskiego, to mogę jedynie z żalem odpowiedzieć, iż najwyraźniej nie mam przodków wśród tego utalentowanego narodu.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 30—
Z kolei w liście z tego samego okresu do swojego brytyjskiego wydawcy Tolkien zaznacza, że woli raczej żeby „machnąć ręką” na niemiecki przekład „Hobbita”, niż żeby musiał publikować jakieś oświadczenia, że jest aryjskiego pochodzenia (w rozumieniu nazistów). W tej korespondencji (list numer 29, z 1938 roku) autor zaznacza:
nie chciałbym dawać powodów do sądzenia, że wyznaję tę całkowicie szkodliwą i nienaukową doktrynę rasową.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 29—
W liście 45 Tolkien nazywa Hitlera między innymi szaleńcem, diabłem i tajfunem. Stwierdza, że poświęcił wiele czasu studiowaniu zagadnień germańskich (języków, mitów i literatur anglosaskich i skandynawskich), więc znacznie lepiej niż większość ludzi rozumie jakim zlepkiem bzdur są teorie nazistów na temat „nordyckości” (Tolkien nie używał słowa nordic, gdyż „przywłaszczyli” je sobie hitlerowcy, zamiast tego pisał Norse, w polskim przekładzie jego „Legendy o Sigurdzie i Gudrun” tłumaczki wyjaśniają, że z tego właśnie powodu w książce zawsze używany jest przymiotnik „nordyjski” zamiast „nordycki” – nordycki = nordic, nordyjski = Norse). Tolkien nazywał też Adolfa Hitlera „diabelnym małym ignorantem”, który jak pisał:
Niszczy, wypacza, sprowadza na manowce i skazuje na wieczne potępienie owego szlachetnego północnego ducha, stanowiącego najwyższy wkład do dziedzictwa Europy, ducha, którego zawsze kochałem i próbowałem przedstawić w jego prawdziwym blasku. Przypadkiem nigdzie nie był on szlachetniejszy niż w Anglii i nigdzie nie został wcześniej uświęcony i schrystianizowany […].
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 45—
Tolkien był również przeciwny komunistom, a Stalina nazywał „krwiożerczym starym mordercą”. Potępiał też ślepą wiarę w postęp technologiczny i był przerażony, gdy w sierpniu 1945 roku Amerykanie użyli broni jądrowej. Napisał do syna, że jej stworzenie jest równie mądre jak rozdanie broni palnej osadzonym w więzieniu i naiwne powtarzanie, że w ten sposób zaprowadzi się pokój. Gdzie indziej wypowiadał się przeciwko „mechanizyzmowi” (czyli właśnie temu bezmyślnemu postępowi technologicznemu), „naukowemu materializmowi” oraz „socjalizmowi” w odmianach, które wówczas ze sobą walczyły. Tolkien ubolewał też nad niszczeniem naturalnego środowiska przez przemysł i ludzką chciwość.
Wracając do Twojego pytania, Tolkien zawsze stanowczo zaprzeczał, jakoby jego opowieść była alegorią. Sauron nie jest Hitlerem, a Saruman Stalinem (albo na odwrót). Jeśli istnieją jakieś podobieństwa pomiędzy nimi, to wynikają one albo z tego, że w pewnym sensie zło zawsze jest podobne i te same „wzorce” powracają, albo po prostu z tego, że jednak Tolkien był pisarzem XX wieku i w jego dziełach można dostrzec pewne nastroje albo obrazy, które wówczas przesiąknęły zbiorową świadomość. Ale żadnej alegorii tam nie ma. Zresztą, próba odczytania „WP” w ten sposób jest absurdalna – po prostu nie da się podstawić rzeczywistych wydarzeń pod fikcyjne tak, żeby to miało jakiś sens.
Skoro już mowa o polityce, w książce „J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia” dr. Tom Shippey zauważa, że język którego używa Saruman w scenie „kuszenia” Gandalfa (gdy namawia go do przejścia na stronę Saurona) najwyraźniej stanowi parodię stylu w jakim wypowiadali się niektórzy brytyjscy politycy tamtego okresu.
12. I jeszcze jedno: kiedyś rzuciło mi się w oczy, że postać Sama to Tolkienowski hołd oddany anonimowym żołnierzom I Wojny Światowej, czy to prawda czy również nadinterpretacja? (pyta PanSowa)
To prawda, Tolkien wspomina o tym w jednym z listów. Ten fragment jest przytoczony w „Biografii” Tolkiena autorstwa Humphreya Carpentera:
Mój Sam Gamgee to w istocie odzwierciedlenie postaci angielskiego żołnierza, jednego z licznych szeregowców i ordynansów, z którymi zetknąłem się podczas pierwszej wojny i uznałem za o wiele wartościowszych ode mnie.
—fragment listu Tolkiena przytoczony w „J.R.R. Tolkien. Biografia” Humphreya Carpentera—
Carpenter pisze też, że Tolkien nie lubił większości starszych oficerów, w większości weteranów wezwanych z emerytury, którzy źle traktowali rekrutów i podwładnych, a na dodatek zatrzymali się w poprzedniej epoce i żyli wspomnienami z Indii albo wojny burskiej. Szanował za to niższych oficerów i szeregowców. Sam Tolkien był porucznikiem i służył jako oficer sygnałowy w jednym z batalionów regimentu Strzelców z Lancashire. Regulamin zabraniał mu spoufalania się z szeregowcami, ale Tolkien miał szansę dobrze poznać kilku z nich, gdyż przydzielano mu ordynansów (żołnierzy niskiego stopnia którzy był służącymi oficera). Wielu badaczy twórczości Tolkiena zwracało uwagę na to, że właśnie taką rolę pełni Sam w stosunku do Froda.
13. I jeszcze jedno, tym razem językowe: jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że jeden z pomniejszych złoczyńców z uniwersum Marvela nosi imię Sauron. W komiksie jest on wielkim pterodaktylem, który chce zamieniać ludzi w dinozaury. Jakie było zatem pochodzenie nazwy u Tolkiena? (pyta PanSowa)
U Tolkiena imiona własne pochodzą z dwóch głównych źródeł: albo z języków stworzonych przez samego pisarza, albo z języków (w większości wymarłych). którymi interesował się jako filolog. Do tej pierwszej grupy należą wszystkie imiona elfów, a do drugiej większość imion krasnoludów (staronordyjski), Rohirrimów (staroangielski) albo Ludzi Północy (na ogół uznaje się, że to gocki). Imię Mrocznego Władcy zalicza się do pierwszej kategorii – pochodzi z języka quenejskiego, którym posługiwały się Elfy Wysokiego Rodu (ang. High Elves, czyli Vanyarowie, Noldorowie i część Lindarów). Jak czytamy w indeksie „Silmarillionu”:
Sauron „Ohydny ” (w języku sindarińskim Gorthaur), najwyższy rangą ze sług Melkora; pierwotnie jeden z Majarów, pomocnik Aulëgo
Z kolei inny dodatek, Cząstki słowotwórcze w imionach własnych w językach quenejskim i sindarińskim, informuje nas, że:
thaur „obrzydliwy, odrażający”, w Sauron (z Thauron), Gorthaur.
Imię Sauron znaczy zatem „Odrażający” (ang. The Abhorred) i było pogardliwym określeniem jakim elfowie nazywali swojego przeciwnika. Podobnie było z Morgothem, który naprawdę nazywał Melkor (Ten, który Powstaje z Mocą), ale Fëanor przeklął go jako „Mrocznego Nieprzyjaciela” i od tego czasu znano go tylko pod tym określeniem. Sam Sauron nazywał się pierwotnie Mairon (Wspaniały, Godny Podziwu, ang. The Admirable) i tego właśnie imienia używał w Drugiej Erze gdy przebywał w Numenorze – tam dodając królewski przedrostek „tar” zwał się „Tar-Maironem”, czyli Wspaniałym Królem. Prawdopodobnie Mroczny Władca nienawidził określenia „Sauron”, którym nazywali go wszyscy wrogowie. Z tego powodu scena w której jego emisariusz przedstawia się jako „Rzecznik Saurona” jest nieco dziwna, ale można wyjaśnić pozorną niespójność na kilka sposobów: wysłannik użył takiego a nie innego imienia, żeby nie było wątpliwości o kogo chodzi; Sauron w końcu doszedł do wniosku, że skoro i tak nazywają go w ten sposób, równie dobrze może z tego uczynić oręż – słowo „Sauron” budzi przerażenie; Rzecznik użył wyrazu „Mairon”, ale kiedy Frodo spisywał całą opowieść, użył słowa „Sauron”.
Wracając do Twojego pytania, w pewnym sensie we „Władcy” pojawia się pterodaktyl – wierzchowiec Czarnoksiężnika z Angmaru, który przypomina upiornego ptaka bez piór. Zapytany o do, czy ten stwór jest pterodaktylem, autor odparł, że nie miał zamiaru uczynienia swojego potwora czymś takim, ale oczywiście jest on „pterodaktylowaty”. Tolkien stwierdza tu też, że monstrum mogło być „ostatnim pozostałym przy życiu stworem ze starszych epok geologicznych”.
14. Aragorn i Domy Uzdrowień [15, „Aragorn wskrzeszający zmarłych”]
Zdaniem Atosa jednym ze słabych punktów „WP” jest scena w której Aragorn wskrzesza zmarłych. Zastanawiałem się, czy chodziło tutaj o przywołanie nieumarłych Wiarołomców z Dunharrow, czy może raczej o scenę w której Aragorn leczy tych, którzy w bitwie na polach Pelennoru mieli kontakt z Upiorami Pierścienia i zapadli na chorobę zwaną Czarnym Tchnieniem. W pierwszym Q&A postawiłem na pierwszą opcję, i jak się okazuje, nie trafiłem. W komentarzach pod tekstem Atos napisał:
„Aż się bałem, że z tym Aragornem pomyliłem, ale nie, sprawdziłem, a ty się do tego nie odniosłeś. ‘Po bitwie na Polach Pelennoru Aragorn udał się do Domów Uzdrowień. Najpierw, dzięki athelasowi zebranemu przez Bergila, uzdrowił Faramira, a później Meriadoka i Éowinę. Po wyjściu czekały na niego tłumy ludzi, którzy prosili o wyleczenie bliskich. Aragorn wraz z Elladanem i Elrohirem pracował do nocy.’. To robienie z Aragorna Jezusa… (…)”
Jeśli chodzi o motyw uzdrawiających rąk króla, to Tolkien nawiązuje tu do rzeczywiście istniejącej tradycji, że dotyk monarchy (prawowitego) miał moc ratowania ciężko chorych. W Anglii takie zdolności miał posiadać jakoby Edward Wyznawca (panował w latach 1042 – 1066), i zwyczaj praktykowano jeszcze za Henryka VIII, a nawet za Karola II i Jakuba II. We Francji praktyka przetrwała jeszcze dłużej, ostatnim “uzdrowicielem” był Karol X (chociaż oczywiście później traktowano to tylko jako element ceremoniału).
Tolkien, jak mówiłem, nawiązuje do tego zwyczaju, no i oczywiście do uzdrowień dokonanych przez Chrystusa. Ale w jego powieści nie jest do końca jasne, czy król rzeczywiście uzdrawia – w książce dzieje się coś takiego: po bitwie na polach Pelennoru wiele osób cierpi na chorobę którą wywołał kontakt z Nazgulami (i ich zatrutą bronią). Gondorscy medycy nie są w stanie im pomóc, ale wtedy wiekowa pielęgniarka i zielarka, Ioreth, przypomina sobie starą legendę, według której “ręce króla są rękami uzdrowiciela, i w ten sposób prawowity król zostanie rozpoznany” (nie pamiętam jak to zostało przetłumaczone na polski, a nie chce mi się sprawdzać 😉 – w oryginale jest to: “The hands of the king are the hands of a healer, and so shall the rightful king be known”. W tej sytuacji posyłają po Aragorna, który zgadza się pomóc.
I tu jest “haczyk”. Aragorn jako strażnik północy doskonale zna się na roślinach leczniczych, i wie, że pewne zioło – athelas, zwane “królewskim zielem” – może uleczyć tę chorobę. Roślina rośnie w Gondorze, ale nikt nie wie o jej właściwościach (bo zapominano o nich wszędzie oprócz dalekiej północy). To dzięki athelas Aragorn jest w stanie ocalić umierających. Po mieście zaczynają krążyć plotki o uzdrawiających dłoniach króla, co w opinii ludu dodatkowo wzmacnia prawa Obieżyświata do tronu. Substancja zawarta w roślinie, czy królewskie dłonie – co naprawdę tutaj uzdrawia? Pytanie pozostaje otwarte. GRRM też nawiązuje do królewskiego dotyku, w “Ogniu i krwi” krążą plotki, że Aegon III ma taką moc.
A co do podobieństw pomiędzy Aragornem i Chrystusem, to oczywiście wiele z nich jest jak najbardziej celowych. W grudniu ubiegłego roku w ramach mojej adwentowej serii napisałem esej (The Return of the Queen) na temat kilku które zwróciłem uwagę – na przykład Białe Drzewo Gondoru to nawiązanie do słów “wyrośnie różdżka z pnia Jessego” i tego w jaki sposób to drzewo było przedstawiane w sztuce. Z kolei królestwa Gondoru i Arnoru odpowiada Izrealowi – w obu przypadkach najpierw mamy jedno królestwo, które potem dzieli się na południowe i północne. Mamy potężnego króla – Elendila i Dawida, który przekazuje zjednoczone państwo swojemu synowi – odpowiednio Isildurowi i Salomonowi. Ale za rządów syna tego następcy północ i południe się rozchodzą (u Tolkiena powstaje niepodległy Arnor, w Biblii wybucha bunt północnych plemion, które ogłaszają Jeroboama królem, w wyniku czego powstaje Północne Królestwo i Królestwo Judy). Z innych paralel mamy Dawida który walczy z Goliatem, i Elendila, który staje przeciwko przybierającemu postać olbrzymiego mężczyzny Saurnowi.
15. Halbarad (zauważa Argotin) [4, „Wiarołomcy”]
W poprzednim odcinku omawiając zmiany wprowadzone w filmowej trylogii „WP” wspomniałem o jednej z wyciętych książkowych postaci, Halbaradzie, który stał na czele Szarej Kompanii. Była to grupa Dunedainów z Północy, którzy przybyli by walczyć u boku Aragorna. Napisałem, że Halbarad był krewnym Aragorna – w komentarzach Argotin zwrócił uwagę na to, że w tym kontekście użyte przez Tolkiena słowo „kinsman” oznacza raczej „rodaka”. Najwyraźniej kwestia ewentualnego bliskiego pokrewieństwa pomiędzy Aragornem i Halbaradem nie jest nigdy poruszona, więc chyba rzeczywiście chodzi tu o „krewniaka” jako po prostu członka tego samego narodu. Warto zwrócić uwagę na to, że terminem Kinslaying (znane z „Pieśni Lodu i Ognia” zabójstwo krewnych) Tolkien określa trzy masakry, w których elfowie (a dokładniej Noldorowie) mordowali elfów z innego plemienia.
16. Czy oprócz Leśnych Elfów, jacykolwiek Pierworodni zostali w Śródziemiu ? Jeśli nie, to kto obecnie zamieszkuje Przystań i Rivendell ? (pyta JoeCool)
Również Leśni Elfowie w końcu odeszli na Zachód. Po upadku Morgotha Valarowie nie tylko zezwolili Noldorom na powrót, lecz również ponowili zaproszenie dla pozostałych elfów. Nie znamy dziejów plemion Avarich żyjącymi gdzieś na dalekim wschodzie i południu, ale prędzej czy później także i oni musieli opuścić Śródziemie.
W jednym z tekstów Tolkien wspomina o tak zwanych „Zwlekających”, czyli elfach którzy odmawiali przybycia. Jednak i oni nie mogli żyć w Śmiertelnych Krajach bez końca, gdyż z powodu skażenia Ardy przez Morgotha równowaga pomiędzy elficką duszą i elfickim ciałem (pomiędzy fëa i hröa) była zaburzona i jeśli elf zbyt długo pozostawał w podległemu śmierci Śródziemiu, dusza zaczynała „przepalać” ciało, powoli je wyniszczać. (Przypomina się scena w której opuszczająca ciało dusza Fëanora spopiela jego fizyczne ciało). Taki elf po prostu po woli „zanikał”, jego ciało stopniowo przestawało być widzialne dla innych i stawało się mniej materialne. Być może pierścienie władzy to dzięki działaniu pierścieni władzy elfowie w ogóle byli w stanie pozostawać w Śródziemiu aż do końca Trzeciej Ery.
Na pewnym etapie Tolkien zamierzał w ten sposób wyjaśnić dlaczego wśród ludzi przetrwały dwa obrazy elfów – jako dostojnych istot i jako „duszków” (np. ze „Snu nocy letniej” Szekspira). Jeśli nawet wówczas elf odmawiał przybycia do Valinoru i stanięcia przez Mandosem (po czym mógłby otrzymać nowe ciało), świadczyło to o tym, że najprawdopodobniej upadł. Takie zabłąkane elfickie dusze mogły być niebezpieczne dla śmiertelników, gdyż czasem próbowały przejąć ludzkie ciała i „wyeksmitować” duszę gospodarza.
Trudno powiedzieć, ile z tych pomysłów przetrwało, ale w każdym razie czwarta era i kolejne okresy były już czasem panowania człowieka, i w jakikolwiek sposób do tego by nie doszło, ostatecznie w Śródziemiu nie pozostali żadni elfowie.
Co do Szarych Przystani, zapewne zostały opuszczone gdy odpłynął ostatni statek, na którym do Valinoru miał się udać sam Círdan Szkutnik, najstarszy ze wszystkich elfów w Śródziemiu. A jeśli chodzi o Rivendell, po odpłynięciu Elronda przez jakiś czas mieszkali tam jego synowie, Elladan i Elrohir, do których dołączył później dziadek – Celeborn, małżonek Galadrieli (Celeborn i Galadriela byli rodzicami Celebriany, żony Elronda). Jednak w Czwartej Erze również oni odeszli – nie znamy dokładnej daty, ale najwyraźniej było to jeszcze za panowania Aragorna, gdyż w jednym z dodatków „WP” żegnając się na łożu śmierci z Arweną Aragorn wspomina o tym, że pierwszy raz spotkali się „pod białymi brzozami w ogrodzie Elronda, po którym nikt już się dziś przechadza”. Również wspaniałe lasy Lothlorien zwiędły. Po śmierci Aragorna przez pewien czas samotnie żyła tam Arwena. Tam też umarła:
Tam zieleni się jej mogiła i będzie tak, dopóki świat się nie odmieni. Ludzie, którzy przyszli potem na ziemię, zapomnieli o Arwenie i nic nie wiedzą o jej życiu, a elanory i nifredile nie kwitną już na wschodnim wybrzeżu Morza.
—J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni”, Dodatek A, „Opowieść o Aragornie i Arwenie”—
Podejrzewam, że po odejściu ostatnich elfów ludzie z Arnoru (który odrodził się jako część królestwa Aragorna) przez jakiś czas dbali o miejsca takie jak Rivendell i Szare Przystanie, jednak później popadły w ruinę, w końcu sam Gondor i Arnor w końcu przestały istnieć.
17. Co się dzieje z Radagastem? Również odpłynął na zachód ? (pyta JoeCool)
Myślę, że pozostał w Śródziemiu dłużej niż Gandalf, zajmując się nadal zwierzętami i roślinami. W pewnym sensie ten czarodziej zawiódł Valarów i nie wypełnił do końca swojej misji (co zrobił tylko Gandalf), jednak nie można chyba powiedzieć, że upadł w tym sensie co Saruman. Zresztą, tak naprawdę nigdy nie poznajemy szczegółów zadania, które przypadło Radagastowi – może robił właśnie to, do czego go wyznaczono. W każdym razie nie sądzę, żeby Valarowie odmówili mu prawa powrotu. Można sobie wyobrazić, że Radagast stał się z czasem kimś w rodzaju Toma Bombadila, by potem zupełnie zniknąć z kart historii i nie mieszać się w sprawy ludzi. Zresztą, po upadku Saurona misja Istarich (czarodziejów) dobiegła końca, a to na jej potrzeby przybrali fizyczne ciała, które mogły się starzeć, odczuwać zmęczenie, ból i tak dalej… może Aiwendil (bo tak nazywał się Radagast w języku quenejskim – Przyjaciel Ptaków) zrzucił „ciało” i na powrót stał się anielskim duchem mogącym przybrać dowolną postać albo stać się niewidzialnym. Może na zawsze pozostał takim „duchem Śródziemia”. Z tego co o nim wiemy, chyba spodobałaby mu się taka rola.
18. Jak potoczyły się losy Beorna ? Z ,,Hobbita” wiemy, że między Mroczną Puszczą, a Górami Mglistymi zaczęli osiedlać się ludzie, a po Bitwie Pięciu Armii Beorn ze swoim potomstwem zawładnął tymi ziemiami. Czy wiadomo coś o tym by ten kraj brał udział w walkach z Sauronem ? Czy w ogóle ma jakiś potencjał gospodarczy lub militarny ? (pyta JoeCool)
W zasadzie ludzie nie zaczęli się tam osiedlać dopiero w tamtym okresie, ten region – dolina Anduiny – był domem dla wielu ludów w ciągu tysiącleci, na przykład to właśnie tam (na północy) mieszkali przodkowie Rohirrimów, Eotheodowie, a bardziej na południe, na polach Gladden, przed migracją na drugą stronę Gór Mglistych mieli swoje siedziby hobbici. Potem te ziemie wyludniły się ze względu na zagrożenie ze strony orków z gór i Czarnoksiężnika z Dol Guldur. Ale faktycznie, w czasie poprzedzającym akcję „Hobbita” pewne grupy osadników z południa zaczęły powracać na ten obszar. To własnie ich domostwa miały zamiar zaatakować do spółki z wargami gobliny, jednak ich plan pokrzyżowała śmierć Wielkiego Goblina i zamieszanie wywołane pojawieniem się kompanii Thorina.
Po Bitwie Pięciu Armii ci ludzie mogli cieszyć się spokojem, więc urośli w liczbę i siłę. Swoim przywódcą wybrali Beorna, a po nim godność ta przeszła na jego syna, który w „WP” jest już dość wiekowym człowiekiem i zwie się Grimbeornem Starym. Lud ten zaczęto nazywać Beorningami, ale niestety nie wiemy o nim zbyt wiele. Podejrzewam, że byli drwalami i bartnikami, a ich gospodarka opierała się na handlu drewnem, miodem i innymi dobrami pochodzącymi z lasu. Powiedziałbym, że mogli też sprzedawać skóry, ale z „Hobbita” wiemy, że Beorn nie chciał nawet słyszeć o takich sprawach. Co do potencjału militarnego, to raczej nie było państwo w takim sensie w jakim współcześnie to rozumiemy, raczej luźne stowarzyszenie porozrzucanych osad i domostw, i może ewentualnie jakichś fortów albo niewielkich grodów.
Z „WP” wiemy, że dzięki Beorningom kupcy i podróżni są w stanie przebyć Góry Mgliste na Wysokiej Przełęczy, w przeciwnym razie gobliny zupełnie opanowałyby te tereny. Krasnoludowie utyskują jednak na to, że pobierają za przejazd zbyt wysokie myto – co zdradza nam jakie było kolejne źródło utrzymania Beorningów. Jeśli chodzi o ich potencjał militarny, pewnie są w stanie zebrać co najwyżej kilkuset wojowników, dość żeby zapewnić sobie jako takie bezpieczeństwo, ale nie dość, żeby w istotnym stopniu wesprzeć inne zagrożone przez Saurona ludy. W końcu za sąsiada mieli Dol Guldur, gdzie urzędował jeden z Upiorów Pierścienia.
Po upadku Saurona siły elfów z Lorien prowadzone przez Galadrielę pomaszerowały na złowieszczą fortecę, teraz pozbawioną dowództwa. Mroczna Puszcza stała się wolna od wpływów zła i znów możliwe było jej zasiedlenie. Na północy swoją domenę powiększył król Thranduil, a na południu do krainy Galadrieli i Celeborna włączono część Puszczy znaną odtąd jako Wschodnie Lorien. Cała środkowa część przypadła Beorningom. Można przypuszczać, że po odejściu ostatnich elfów potomkowie Beorna zasiedlili również dawne ziemie Leśnego Królestwa i Lothlorien. Tolkien wspomina, że w rodzie Beorna nadal pojawiała się zdolność przemiany w niedźwiedzia. Niektórzy z nich mieli się stać okrutni i źli, ale większość przypominała przodka.
Nie wiemy jak dalej potoczyły się dzieje Beorningów.
19. I ostatnie : czy Bree uznaje zwierzchnictwo jakiegoś króla/księcia/lorda? (pyta JoeCool)
Jako że miasteczko leży na ziemiach wchodzących niegdyś w skład Arnoru, północnego królestwa Dunedainów, można się spodziewać, że było kiedyś jego częścią. Po podziale Arnoru na Arthedain, Cardolan i Rhudaur ten obszar przypadł pierwszemu z tych państw, więc to z nim związane było Bree. Zresztą, położone nieopodal Shire podlegało królom Arthedainu. To jeden z tamtejszych królów, Argeleb II, zezwolił hobbitom na osiedlenie się na tym wyludnionym obszarze (w zamian za uznanie jego władzy, utrzymywanie królewskich dróg i mostów oraz pomaganie królewskim posłańcom). Gdy Arthedain upadł, Bree najwyraźniej stało się samorządne. Warto tu wspomnieć, że oprócz miasteczka Bree trzy pobliskie wioski – Combe, Archet i Staddle – tworzyły razem twór zwany „Bree-land”, krajem Bree. Najwyraźniej należał do niego również las Chetwood (nawiasem mówiąc, „las Chetwood” to potrójny pleonazm – „wood” to angielski „las”, zaś „chet” oznacza to samo w jednym z języków celtyckich, w tekście o Anglosaskiej Heptarchii wyjaśniłem w jakim celu Tolkien stworzył taką nazwę).
Podejrzewam, że Bree było czymś w rodzaju „wolnego miasta” albo „republiki kupieckiej”, choć oczywiście struktury państwowe były szczątkowo rozwinięte – w zasadzie oprócz wzmianek o dozorcach strzegących bram (których ktoś musiał przecież ustanowić i opłacić) nie mamy żadnych urzędników. Miasteczko utrzymywało się chyba głównie z obsługiwania podróżnych, na przykład krasnoludów udających się do kopalń w Górach Błękitnych albo różnych innych kupców. Choć nigdy nie jest to powiedziane wprost, po odrodzeniu się Arnoru Bree najwyraźniej stało się częścią królestwa Aragorna. Leżące od wieków w ruinie miasta odbudowano i przybyli nowi osadnicy. Cały ten ruch zapewne sprzyjał rozwojowi Bree.
20. Mam pytanie odnośnie Mordoru, czym była ta kraina zanim osiedlił się tam Sauron? Czy była niezamieszkana, a może Sauron podbił ją i tamtejsze ludy z pomocą orków i innych ciemnych stworów? Czy Gondor nigdy nie planował oczyścić gór z Szeloby, aby mieć alternatywną drogę, w razie powrotu Saurona? W filmie Mordor dosłownie zapadł się pod ziemię, co jest kompletnie bezsensowne: co potem, zrobili tam jezioro w tej dziurze? (pyta Nowy)
Mordor powstał jeszcze w Pierwszej Erze, najwyraźniej wówczas, gdy Morgoth z jakiegoś powodu postanowił wzbudzić tam wulkan, Górę Przeznaczenia. Być może był to kolejny element jego „muru” przeciwko wypadom Valarów (a konkretnie Oromëgo) do Śródziemia, w tym celu wypiętrzył wcześniej Góry Mgliste… a może chciał w ten sposób utrudnić elfom wędrówkę na zachód i zniechęcić ich do dalszej drogi. A może chciał w ten sposób odgrodzić ziemie na wschodzie, gdzie pojawili się pierwsi ludzie, od Beleriandu, gdzie mogli się zetknąć z Noldorami i Sindarami. Możliwe też, że Mordor i jego wulkaniczna aktywność ma swoje korzenie w jeszcze odleglejszej przeszłości, na przykład wielkich starciach Melkora z Valarami podczas kształtowania Ardy. W każdym razie jeszcze przed przybyciem Saurona osiedliła się tam Szeloba ze swoim potomstwem (które potem rozlazło się po innych ziemiach, na przykład Mrocznej Puszczy). Mroczny Władca zjawił się tam około roku 1000 Drugiej Ery, zaludniając krainę podległymi sobie istotami, takimi jak orkowie i trolle. Nic nam nie wiadomo o ewentualnych wcześniejszych mieszkańcach.
Jeśli chodzi o Szelobę, pewnie w czasie gdy Gondor trzymał straż nad opuszczonym Mordorem po prostu starała się nie rzucać w oczy – tylko od czasu do czasu upolowała sobie jakiegoś zabłąkanego wartownika z któregoś z fortów albo jakichś ukrywających się w górach orków-niedobitków. Można sobie wyobrazić scenę, w której do gondorskiego komendanta Cirith Ungol przychodzi sierżant i melduje, że ubiegłej nocy zniknął żołnierz, ale wysoki oficer zbywa wątpliwości i stwierdza, że pewnie spadł z urwiska. Mało kto wiedział o istnieniu Szeloby, a jeszcze mniej liczni byli ci, którzy pożyli dość długo by podzielić się z kimś nowo zdobytą wiedzą na ten temat. A jej kryjówka była jeszcze bardziej sekretna.
Odnoście „zapadania się Mordoru” – w filmie można odnieść takie wrażenie, bo ze względów przypuszczalnie dramatycznych PJ umieścił Barad-dûr naprzeciwko Morannonu (Czarnej Bramy). W książce w chwili zniszczenia Jedynego Pierścienia runęła potężna Czarna Wieża, Barad-dûr, a także Morannon i stojące na jego obu końcach fortece, odpowiednio Narchost i Carchost. Stało się dlatego, że moc Pierścienia „spajała” te budowle, na przykład w przypadku Barad-dûr Sauron wykorzystał Pierścień przy wznoszeniu fundamentów warowni. Jedną z „mocy” pierścieni władzy jest spowalnianie rozkładu i przemijania, więc podejrzewam, że gdyby nie Jedyny, Barad-dûr i inne wspominane miejsca po prostu już dawno rozsypały by się ze starości. Gdy „konserwująca” je potęga zniknęła, budowle natychmiast się zawaliły.
Sam Mordor oczywiście został. Ta jego część którą przemierzali Frodo i Sam nie nadawała się do zamieszkania, i zapewne taki stan utrzymywał się jeszcze przez wiele wieków albo nawet tysiącleci. Ale Mordor to nie tylko równiny pełne popiołów, siarki i żużla, albo posępne góry i wzgórza. W kraju Saurona znajdowało się również ogromne „morze” (a raczej jezioro) Núrnen. Otaczający je region nazywał się Núrn, i paradoksalnie był dość żyzny, gdyż docierały tam popioły niesione przez wiatr z Góry Przeznaczenia, a jak wiadomo, wulkaniczne gleby są żyzne. To dzięki temu (a także żywności dostarczanej przez podległe Mordorowi ludzie plemiona ze wschodu i południa) Mroczny Władca był w stanie wyżywić swoje ogromne armie. Uprawą na polach Núrnu zajmowali się niewolnicy, których wyzwolił Aragorn. Nowy król przyznał im również krainę Núrn na własność. Możliwe, że w Czwartej Erze powstało tam jakieś państwo, albo że ostatecznie te ziemie weszły w skład Odrodzonego Królestwa Gondoru i Arnoru.
21. Sprowokowałeś mnie zdaniem o tym, jak jedno zdanie zostało przetłumaczone na polski, stąd moje pytanie 🙂 Miałeś to (nie)szczęście trafić na ‘Władcę’ w wersji pana Łozińskiego? Jeśli tak, to jak się do tego odnosisz? Łoziński był kretynem, sabotażystą, czy po prostu potraktował ‘LotR’ jak bajkę dla dzieci? Ja pierwszy raz czytałem ‘Dwie wieże’ w jego wersji i do dziś mam traumę… (pyta Atos) [odpowiedź na 15]
Przekład pana Łozińskiego cieszy się taką sławą, że ciężko o nim nie usłyszeć. Ale osobiście nigdy nie czytałem „Władcy Pierścieni” w tym tłumaczeniu, miałem tylko okazję poczytać o co bardziej nietypowych rozwiązaniach translatorskich tam zastosowanych i zapoznać się z kilkoma fragmentami. Podejrzewam, że w tym przypadku tłumacz przekombinował i tak, zależało mu na pokazaniu stworzonego przez Tolkiena świata polskiemu czytelnikowi, że postanowił spolszczyć co tylko się da… problem polega na tym, że szczególnie w przypadku dzieła tak głęboko osadzonego w angielskiej kulturze i języku takie przedsięwzięcie po prostu nie może się udać.
W zamierzeniu p. Łozińskiego jego sposób tłumaczenia imion i nazw miejscowych miał pewnie ułatwić odbiorcy zanurzenie się w tym świecie, a przez to w opowieści – cała sceneria miała być, że tak powiem, naturalna i płynna. Ale potencjalne korzyści (to, że pewna liczba osób która nie byłaby w stanie docenić książki z angielskimi imionami) są drobne w porównaniu ze szkodami jakie takie działanie przyniosło (dla wielu ten przekład „Władcy” ociera się o parodię albo o farsę, imiona takie jak „Radostek Gorzaleń” albo nazwisko „Bagosz” budzą co najwyżej śmiech i politowanie). Sępna (Mroczna) Puszcza, Starzyk (Dziadunio Gamgee)… wreszcie „Tajar” (konia z rzędem temu, kto domyśli się, że ten wyraz to nie nazwa jakiejś potrawy albo nie wiadomo czego jeszcze, lecz osady), czyli Rivendell. „Tajar” powstał z „utajonego/tajemnego jaru”, czyli ukrytej doliny.
Tolkienowskie Rivendell oczywiście nią jest, ale sama nazwa to „riven” (rozszczepiony) + „dell” (dolina). Jeśli robimy z tego Tajar, równie dobrze Zakopane mogłoby się stać „Góromiastem”, bo przecież taki opis też jest prawdziwy. Albo „Hollin” (Eregion) – region Śródziemia, którego angielska nazwa nawiązuje do rosnących tam licznie ostrokrzewów – staje się w tej wersji „WP” Swentem. Najwyraźniej tłumacz uznał, że Tolkien nawiązywał to przymiotnika „holy” (święty), a nie rzeczownika „holly” (ostrokrzew)… i w ten sposób otrzymujemy jakiś „Swent”, który ma się chyba kojarzyć ze świętością. W późniejszych wydaniach Swent staje się Ostrokiem.
Przy tej okazji warto wspomnieć, że istnieje kilka wersji „WP” Łozińskiego, w tych nowszych co dziwniejsze imiona i nazwy znikają… ale całość poprzedzona jest kuriozalnym wstępem, z którego dowiadujemy się, że nowa edycja powstała wbrew woli tłumacza, ale za jego zgodą. To trochę tak, jakby poprzedzić artykuł na FSGK dłuższą notką w której kłócą się naczelny i autor.
Z drugiej strony, są fani Tolkiena, którym właśnie ten przekład podoba się najbardziej – ich zdaniem jest napisany pięknym językiem, doskonale oddana jest atmosfera Śródziemia… Trudno zaprzeczyć, że tłumacz to erudyta, który doskonale posługuje się literacką polszczyzną… ale w odczuciu dużej części wielu odbiorców, ten przekład jest po prostu „przekombinowany”.
Przy okazji warto wspomnieć co sam Tolkien zalecał tłumaczom „Władcy Pierścieni”. W liście 188 (w numeracji z „Listów J.R.R. Tolkiena” opracowanych przez Carpentera) pisarz stwierdza, że trudno przełożyć taką książkę bez pomocy ze strony autora, więc jest gotów takie wsparcie zapewnić (między innymi odnoście słów staroangielskich albo takich, których nie ma w słownikach). Tolkien wspomina tutaj, że chce uniknąć powtórki ze szwedzkiego wydania „Hobbita”, w którym pojawiły się niezrozumiałe zmiany. W liście 190 Tolkien odnosi się do listy proponowanych przekładów nazw miejscowych, którą przesłał mu niderlandzki tłumacz „Władcy”. Czytamy tam:
Z zasady wyrażam absolutny sprzeciw wobec „tłumaczenia” nazewnictwa (nawet przez osobę kompetentną). (…) Przecież książka jest angielska, napisał ją Anglik i prawdopodobnie nawet ci, którzy chcieliby przeczytać ją we własnej mowie, nie będą żądać od tłumacza, by celowo starał się zniszczyć koloryt lokalny.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 190—
Dalej stwierdza, że gdyby czytał książkę, której akcja rozgrywa się w Holandii, nie chciałby natknąć się na „Żywopłot”, „Książęcy Krzew”, „Orlą Siedzibę” albo „Jabłkocierń” – wolałby, żeby zostały 'sGravenHage, Hertogenbosch, Arnhem i Apeldoorn. Co do tego pierwszego zestawu nazw, Tolkien mówi, że: „Te <przekłady> nie są angielskie, one są po prostu bezdomne”.
Tolkien zwraca też na do uwagę, że jeśli w wymyślonym świecie mamy jakieś nazwy miejscowe, które zostały tak skonstruowane, że wydają się prawdziwe – są spójne i pasują do uniwersum, przekładając powieść nie można od po prostu przetłumaczyć znaczenia. Jeśli tłumacz decyduje się na taki krok, powinien zadbać o to, żeby dla (na przykład Holendra) pojawiające się w niderlandzkim „WP” toponimy w Shire rzeczywiście brzmiały jak nazwy, które naprawdę mogłyby gdzieś w Holandii istnieć, a nie jakieś językowe dziwolągi, które rażą sztucznością. Według Tolkiena to tak jakby umieścić w książce Kwitnienie, Nowomiasto, jezioro Jak, Dokumenty, Bekonogród i Pąs, w miejsce Florencji, Neapolu, Lago di Como, Chartres, Hamburga i Flushing.
Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem jeśli chodzi o przekład „WP” jest ingerować w nazwy jak najmniej, ale za to na przykład dodać na końcu słowniczek dla czytelników zainteresowanych znaczeniem tych toponimów. Dalej nasz autor mówi: „Nie zamierzam tolerować jakiegokolwiek podobnego majstrowania przy imionach”.
Na uwagę zasługuje tu list oznaczony jako 217, w którym pisząc do wydawnictwa Allen & Unwin Tolkien omawia kwestię polskiego przekładu „WP” (chodzi tu o tłumaczenie pani Marii Skibniewskiej):
[p. Skibniewska] Powinna kierować się ogólną zasadą, by jak najmniej tłumaczyć czy zmieniać nazwy. Jak sama zauważa, jest to angielska książka i jej angielskość nie powinna ulec zatarciu. (…) Moim zdaniem nazwiska osób powinny zostać nietknięte. Wolałbym też nie ruszać nazw miejscowych, łącznie z Shire.
—”J.R.R. Tolkien. Listy”, list 217—
Czy Tolkien ma tu rację i tłumacz powinien przestrzegać tych wskazówek? A może rozwiązanie Łozińskiego się sprawdza? Na te pytania chyba każdy czytelnik i każda czytelniczka muszą sobie samemu odpowiedzieć.
22. Czy orkowie są nieśmiertelni? Zgodnie z “Silmarillionem” orkowie powstali z elfów pojmanych przez Morgotha, który jak wiemy, nie miał mocy stwarzania. Mógł tylko przekształcać. Skoro tak, pojawia się pytanie, co z orkami po śmierci, czy trafiają do Valinoru do Domu Mandosa ? 🙂
Wiem, że problem ten powstał w wyniku zmiany podejścia Tolkiena do swojego świata. “Silmarillion” jest wersją historii Śródziemia zmienioną tak, aby była zgodna z teologią chrześcijańską. We wcześniejszych wersjach problem pochodzenia orków nie istniał, bo Morgoth miał moc stwarzania bytów. Opisanie więc natury orków nie jest łatwe. Życzę powodzenia i liczę na odpowiedź 🙂 (pyta Dlg)
Jak zauważasz, sam Tolkien nigdy nie doszedł tu do jednego rozwiązania, więc nie ma szans, żebym ja podołam tutaj takiemu wielkiemu zadaniu 😉 . Mogę jedynie powiedzieć, w jaki sposób na swój własny użytek tłumaczę sobie tą zawiłą sprawę.
Na początek, jak to czynił Sherlock Holmes, musimy wyeliminować niemożliwe, a to co pozostanie, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdziwe. Niestety, jeśli nasze wiadomości są niepełne, po pozbyciu się tego co na pewno nie jest prawdziwe, pozostaje na ogół kilka równoważnych możliwości, i tak niestety musi być w tym przypadku.
Zatem, na wstępie odrzucam wersję którą odrzucił i sam Tolkien, tą z pierwotnej mitologii, gdzie orkowie zostali stworzeni z ziemi przez Morgotha i byli tylko marionetkami albo kukiełkami. W świecie Tolkiena zło nie ma mocy sprawczej i może jedynie przedrzeźniać i deprawować… ale co lub kogo? Scenariusz z orkami pochodzącymi od zwierząt również nie jest prawdopodobny. Zostają zatem Majarowie, elfowie, ludzie i krasnoludy. Nie istnieją żadne wskazówki kierujące nas ku krasnoludom, więc tę teorię odkładamy. Wcielonymi Majarami można wytłumaczyć niektórych orków, ich przywódców z Pierwszej Ery, ale raczej nie prymitywne gobliny, które kryją się po górach. Tolkien wspomina o boldogach, czyli Majarach, którzy przybrali postać orków, ale oni byli dowódcami całych zastępów (na przykład podczas ataku na Gondolin), i najwyraźniej wszyscy zginęli w Wojnie Gniewu. Być może od boldogów pochodzą niektórzy z bardziej długowiecznych orków (na przykład Azog i Bolg, ten drugi żył przynajmniej 150 lat)… ale na pewno nie szeregowi żołnierze Saurona.
Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej z powodu sceny w której Szagrat i Gorbag rozprawiają o „Wielkim Oblężeniu” Mordoru i wspominają stare dobre czasy przed powrotem Saurona… czy byli przy tych wydarzeniach, czy może po prostu wspominają to, co usłyszeli z jakichś orkowych legend? Mamy też fragment „Niedokończonych opowieści”, który pochodzi z opisu starcia na polach Gladden – Tolkien pisze tam, że orkowie, którzy zaatakowali wracającego na północ Isildura prawdopodobnie nie wiedzieli o upadku Saurona i sądzili, że zbliżający się oddział zbrojnych do wycofujące się niedobitki armii Ostatniego Sojuszu. Sądzili, że władca wynagrodzi ich za wybicie tych „ostatnich” żołnierzy Dunedainów. Zeszli zatem z gór i zaatakowali ludzi Isildura, i rzeczywiście zdołali ich pokonać…
Nie zaskarbili sobie wszakże jego wdzięczności. Nawet gdyby któryś z tych orków dożył odrodzenia Saurona, wówczas czekałyby go nie nagrody, lecz tortury, a i tak zapewne żadne katusze nie ukoiłyby gniewu pana na tych ostatnich głupców, którzy wypuścili z rąk największy skarb Śródziemia.
—J.R.R. Tolkien, „Niedokończone opowieści”, Klęska na polach Gladden—
Czy autor chce nam tutaj zasugerować, że ci orkowie, którzy nie zabrali Isildurowi Pierścienia rzeczywiście mieli z biologicznego punktu widzenia szansę przeżyć przynajmniej te tysiąc lat do jego odrodzenia, gdy zamieszkał w Dol Guldur? A może to po prostu taka figura retoryczna, i naprawdę orkowie nie są w stanie żyć tak długo? Niestety, nie wiemy…
Jeśli pochodzili od pojmanych przez Morgotha elfów, rzeczywiście mogli być długowieczni – ale czy nieśmiertelni? Może ta cząstka elfickiej duszy która w nich pozostała chciałaby się wyrwać i stopniowo niszczyłaby ciało, więc bo upływie wielu wieków dany ork by się zestarzał i umarł? A może orkowie pochodzą od ludzi (choć tu pojawiają się pewne niespójności z podanym w oficjalnym „Silmarillionie” czasem pojawianie się ludzi – możliwe jednak, że Tolkien zamierzał zmienić tę chronologię) i żyją mniej niż sto lat? Na swój własny użytek myślę o tym w ten sposób: pod względem pochodzenia orkowie nie są jednolitą grupą. Są wśród nich potomkowie tych nieszczęsnych elfów, którzy dostali się do niewoli Morgotha, ale również tacy wywodzący się od ludzi. Jest też znacznie mniejszy odsetek orków, którzy tak naprawdę byli Majarami, którzy przybrali taką postać. Ci boldogowie byli generałami armii Morgotha, i jeśli mieli dzieci, to właśnie od nich wywodzą się „rody” takie jak ten, którego przedstawicielami byli Azog i Bolg. Może takie rozwiązanie nie jest zbyt eleganckie, ale przynajmniej łączy jakoś te wszystkie teorie, które poznajemy z różnych źródeł. A jeśli chodzi o „kanon” oficjalnego „Silmarillionu”, Christopher Tolkien uczynił z orków zdeprawowanych przez Morgotha elfów, a o pozostałych opcjach nie wspomniał, zapewne po to, żeby nie wprowadzać zamieszania.
Kwestia pochodzenia orków to tak naprawdę temat na dłuższą rozprawę, a gdyby dodać do tego dyskusję na temat ich pośmiertnego losu… cóż, powstałby opasły tom, choć podejrzewam, że i tak nie udałoby się podać żadnego konkretnego rozwiązania. W końcu nie dotarł do niego sam Tolkien. Co do mnie, podejrzewam, że orkowie musieli mieć dusze, które po śmierci trafiały do jakiejś zarezerwowanej dla nich części Mandosu, gdzie oczekiwali na sąd Iluvatara, gdyż nie wydaje mi się, żeby Valarowie czuli się na siłach rozsądzić tak skomplikowaną sprawę. Iluvatar uleczy kiedyś Ardę, więc może wtedy orkowie wrócą do swojej dawnej postaci, elfów lub ludzi. Pewnie inna kara spotka takich, którzy nawet jak na orków byli wyjątkowo bezwzględni i okrutni (Uruk-hai, dowódcy jak Szagrat i Gorbag), a łagodniej potraktowani zostaną tacy, którzy w zasadzie nie mieli żadnego wyboru (jak plemiona orków zmuszane przez poganiaczy Saurona do maszerowania na wojnę).
Przy tej okazji podzielę się czymś czego dowiedziałem się z jednego z dostępnych na YouTube wykładów doktora Toma Shippeya o „Beowulfie” w kontekście tolkienowskim. Otóż, nasz autor nie jest pierwszym, który musiał zmierzyć się z problemem pochodzenia „nie-ludzkich istot”. Był to również kłopot dla ludzi okresu staroangielskiego, w tym twórcy „Beowulfa” – skąd wzięły się istoty takie jak elfy i przeróżne potwory? W tamtym czasie pojawiały się na ten temat teorie takie jak następująca: „nadprzyrodzone stworzenia” są potomkami dzieci Adama i Ewy. Gdy pewnego razu Bóg przechadzał się po ogrodzie Eden i miał zajrzeć do domu tej pary, Ewa zorientowała się, że niektóre z jej dzieci są okropnie brudne i aby uniknąć wstydu, ukryła tych potomków, jednak oczywiście Bóg doskonale o tym wiedział i orzekł, że skoro próbowano ich ukryć przed Nim, będą na zawsze ukryci przez wzrokiem ludzi – i stąd mamy elfy, różnego rodzaju złośliwe skrzaty i tym podobne. Według innej hipotezy oprócz wiernych i upadłych aniołów istniała jeszcze taka grupa, która zachowała neutralność podczas Wojny w Niebie. Są więc czymś pomiędzy. To właśnie oni trafili potem na ziemię i stali się elfami i innymi podobnymi istotami. Z kolei autor „Beowulfa” preferował wyjaśnienie, że zagrażające ludziom potwory, takie jak Grendel i jego matka, są przeklętymi potomkami Kaina.
Drugim z „problemów” z którymi Tolkien zetknął się w „Beowulfie” jest kwestia tego, czy wielcy bohaterowie z przeszłości (jak tytułowy bohater eposu) byli chrześcijanami, czy poganami – a w konsekwencji, czy zostali zbawieni, czy raczej potępieni. Staroangielski poeta wprowadza tutaj trzecią kategorię, „cnotliwych pogan”, którzy wprawdzie żyli w pogańskim świecie i nie znali Chrystusa, lecz jednak byli „sprawiedliwi” i nie oddawali czci fałszywym bożkom, lecz mieli jakieś bardzo mgliste wyobrażenie o Bogu i starali się „postępować słusznie”. Według Shippeya właśnie takimi ludźmi są bohaterowie „Władcy Pierścieni” – na przykład Theoden nie jest chrześcijańskim (ochrzczonym) monarchą, ale nie jest też pogańskim królem, na którego pogrzebie, dajmy na to, składano by ludzi w ofierze albo odprawiano jakieś rytuały. Ludzie Śródziemia wiedzą, że są Valarowie, ale nie są oni bogami, gdyż nad nimi jest Jedyny.
23. Która z obecnie dostępnych na rynku wersji dzieł Tolkiena – szczególnie tych najważniejszych i podstawowych, tj. Silmarillionu, Trylogii Władcy Pierścieni oraz Hobbita – jest najbardziej “prawilna” ? Które wydanie, którego wydawnictwa, spośród dostępnych do kupienia TERAZ, sam byś z czystym sercem polecił komuś, kto pragnąłby się wreszcie zapoznać z tą klasyką gatunku, w związku z czym planowałby sprezentować ją sobie na gwiazdkę?
Wydań Władcy jest wszak całkiem sporo, podobno na dzień dzisiejszy wszystkie już są oparte na tłumaczeniu Marii Skibniewskiej, jednakże tzw. “poprawione” tłumaczenie Jerzego Łozińskiego również ma swoich zwolenników, którzy co więcej podpierają swoje zdanie solidną argumentacją (…)
Ciekaw jestem więc twojego zdania, nie tylko jako autora planowanej serii artykułów na temat prac Tolkiena, ale przede wszystkim – jako znawcy języka angielskiego, w ogóle naszego obecnie największego FSGKowego speca od języka – dałeś się nam bowiem do tej pory poznać od tej strony już bardzo wyraźnie. (…) Ktokolwiek bowiem byłby poszczególnymi dziełami zainteresowany, od razu zapozna się z twoim – w gruncie rzeczy nie będzie dużym nadużyciem określenie go: eksperckim – zdaniem na ten temat. (pyta Czacha)
Dziękuję za pytanie! Bardzo miło usłyszeć, że jest się „znawcą języka angielskiego” i „specem od języka”, ale muszę niestety zdementować takie opinie 😉 Jestem po prostu zwykłym człowiekiem, który może nieco bardziej interesuje się takimi sprawami i czytał trochę na ten temat, jednak moja wiedza nie jest zbyt rozległa. Moja wiedza na temat lingwistyki jest jeszcze bardziej ograniczona.
Ale przechodząc do rzeczy, jak sam wspomniałeś, obecnie na tolkienowskiej części polskim rynku wydawniczego prym wiodą „Władca” w tłumaczeniu pani Marii Skibniewskiej i w tłumaczeniu pana Jerzego Łozińskiego. Oba przekłady mają swoich przeciwników i zwolenników, co pokazuje, że pod pewnymi względami każdy jest dobry. Sam preferuję ten pierwszy, ale możliwe, że jest to spowodowane po prostu tym, że to właśnie w tym tłumaczeniu pierwszy raz czytałem „Władcę”. Nigdy nie czytałem „WP” w tłumaczeniu Łozińskiego.
Gdybym miał coś poradzić komuś, kto zastanawia się na którą wersję książki się zdecydować, zasugerowałbym, żeby – oczywiście o ile istnieje taka możliwość – po prostu będąc w księgarni albo bibliotece wziąć z półki oba przekłady, otworzyć na tym samym fragmencie i przeczytać po stronie. Taka próbka zapewne pomoże w podjęciu decyzji.
Muszę tu zaznaczyć, że od dość dawna nie czytałem polskiego „WP” (w całości, bardzo często sięgam po książki, gdy prowadzę swoje „badania” nad tekstem albo szukam polskojęzycznej wersji danego cytatu). W każdym razie, mój polski „WP” to zestaw trzech tomów opublikowanych w 2012 roku przez wydawnictwo MUZA. Książki są dość dużych rozmiarów (wysokie na jakieś 25 cm), w twardych żółtych okładkach, które zdobią obrazy Pietera Breugla Starszego (sceny walki karnawału z postem, nigdy nie udało mi się ustalić, co to ma do powieści Tolkiena). Tłumacznie jest Skibniewskiej.
Jeśli chodzi o „Silmarillion”, mam XVI wydanie Amberu z 2010 roku (rozmiary podobne jak wspomniany „WP”, okładka czarna, z obrazem Teda Nasmitha przedstawiającym spalenie okrętów Telerich. Bardzo imponująca scena, pamiętam, że gdy pierwszy raz zobaczyłem tę okładkę – było to w Wigilię, a książka była prezentem od moich rodziców – zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Tłumaczenie również jest Skibniewskiej (podejrzewam, że są zalety czytania obu książek w przekładzie tej samej osoby). Później kupiłem sobie drugi polski „Silmarillion” – tym razem w cienkiej oprawie, bardzo mały (kieszonkowy), wszystkie ilustracje Nasmitha są w nim czarno-białe. Po prostu natknąłem się na niego przypadkiem na przecenie w księgarni i nabyłem za jakąś śmieszną – szczególnie jak na takie dzieło – cenę. Ten drugi „Silmarillion” okazał się bardzo przydatny – świetnie nadaje się do czytania w podróży albo zabrania ze sobą na wakacje (co oczywiście zrobiłem). Nazywam go „użytkowym”, bo to jego używam, gdy szukam cytatów do moich tekstów. Pierwszy stoi teraz dumnie na półce i jest w zadziwiająco dobrym stanie, biorąc pod uwagę ile razy go czytałem.
„Hobbita” mam z Amberu, tej samej wielkości co pierwszy „Silmarillion”(twarda oprawia, wyd. IX, 2008), w tłumaczeniu Pauliny Braiter i z ilustracjami Alana Lee. Jakoś nigdy nie interesowałem się szczególnie pozostałymi polskimi wydaniami i tłumaczeniami – odkąd opanowałem w dostatecznym stopniu język angielski zajmowałem się głównie tekstami Tolkiena w oryginale. Tak się zdarzyło, że w piątek byłem w księgarni i rzuciłem okiem na półkę z książkami Tolkiena. Stały tam „WP” w przekładzie Łozińskiego – z wydawnictwa Zysk i ska, na okładkach są ilustracje Alana Lee (kolejno: Moria, Orthanc i Minas Tirith). Był też „WP” z Muzy w tłumaczeniu Skibniewskiej – w jednym tomie długim na prawie 1300 stron. Czy taka książka jest wygodna w czytaniu? Na to chyba już potencjalny nabywca sam musi sobie odpowiedzieć. Pamiętam, że kiedyś były w sprzedaży „WP” w jednym tomie, a na okładce była Czarna Wieża z Okiem Saurona, ale nie wiem czyje to tłumaczenie (jeśli ktoś wie, bardzo proszę o napisanie w komentarzu).
Co do „Silmarillionu”, widziałem tylko ilustrowane wydanie z Zysku, w przekładzie Marii Skibniewskiej i z ilustracjami Nasmitha. Na okładce jest nadbrzeżne białe miasto, za którym wznosi się góra z wieżą na szczycie. Z przodu widnieją dwa białe statki płynące po zatoce. Było też tegoroczne wydanie „Niedokończonych opowieści” z Zysku, w tłumaczeniu Agnieszki Sylwanowicz i Pauliny Braiter, z Błękitnymi Czarodziejami wędrującymi przez góry na okładce. Na pewno są też inne wydania, ale akurat tak się złożyło, że ich nie widziałem.
Moja rada jest zatem taka: porównać sobie fragment tłumaczenia Skibniewskiej z tym Łozińskiego (i ewentualnie przekładami innych osób, jeśli takie będą dostępne) i w ten sposób zdecydować. Warto się też zastanowić, gdzie będzie się czytać „Władcę” albo inną książkę – jeśli to ma być taka książka do czytania w domu, która może też ozdabiać domową biblioteczkę, twarda okładka może się okazać trafnym rozwiązaniem. Ale jeśli zamierza się czytać „WP” w autobusie, pociągu albo w przerwie w szkole/na uczelni/w pracy – godna rozważenia jest miękka oprawa. No i oczywiście trzeba wybrać, czy woli się „WP” w trzech tomach, czy w jednym. A jeśli warunki będą takie, że książka raczej szybko się podniszczy, można się też zastanowić nad zakupem używanego „WP” (a jeśli potem zapragnie się mieć na półce wydanie, które wygląda pięknie, zawsze można potem sprawić sobie drugą książkę).
Jak jednak wspominałem, nie jestem w tej sprawie najlepiej poinformowany, bo od dłuższego czasu nie interesowałem się polskimi wydaniami dzieł Tolkiena.
Tak oto dotarliśmy do końca odpowiedzi na ostatnie pytanie. Dziękuję Wam za uwagę i do zobaczenia!
– Bluetiger
***
Jako obrazka wyróżniającego użyto fragmentu ilustracji Nowella Conversa Wyetha do cyklu arturiańskiego.
W tekście przytoczono cytaty z następujących publikacji:
- „J.R.R. Tolkien. Listy”, wybrane i opracowane przez Humphreya Carpentera przy współpracy Christophera Tolkiena, przełożyła Agnieszka Sylwanowicz, wydawnictwo Prószyński i Sk-a, Warszawa 2010
- J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni”, przełożyła Maria Skibniewska, wydawnictwo MUZA, Warszawa 2012
- J.R.R. Tolkien, „Silmarillion”, pod redakcją Christophera Tolkiena, przełożyła Maria Skibniewska, wydawnictwo AMBER, Warszawa 2013
- J.R.R. Tolkien, „Niedokończone opowieści”, pod redakcją Christophera Tolkiena, przełożył Radosław Kot , wydawnictwo AMBER, Warszawa 2013
- Humphrey Carpenter, „J.R.R. Tolkien. Biografia”, przełożyła Agnieszka Sylwanowicz, wydawnictwo W.A.B. , Warszawa 2016
1 miła to ok 1,6 km, więc królestwo Aragorna liczyło ok 1 450 000 km kwadratowych
Mila angielska to oczywiście około 1600 metrów (w dokładniejszym przybliżeniu 1609), ale tu jest mowa o zamianie mil kwadratowych na kilometry kwadratowe. 1 mila kwadratowa to 640 arów, czyli ok. 2,59 kilometra kwadratowego. Dlatego podaną w „Atlasie” wartość ok. 910 000 mil kwadratowych trzeba pomnożyć razy 2,59 = ok. 2 356 000 kilometrów kwadratowych.
W każdym razie, mój polski “WP” to zestaw trzech tomów opublikowanych w 2012 roku przez wydawnictwo MUZA. Książki są dość dużych rozmiarów (wysokie na jakieś 25 cm), w twardych żółtych okładkach, które zdobią obrazy Pietera Breugla Starszego
Po wpisaniu w Google, że chodzi mi o wydanie od Muzy z 2012 roku, znalazłem tylko coś takiego.
https://muza.com.pl/fantastyka/3347-wladca-pierscieni-9788328713215.html
https://www.literatura.gildia.pl/tworcy/j_r_r_tolkien/wladca-pierscieni-wyd-2012/recenzja
Jednak opis okładki przez ciebie podany, nie zgadza się z tym, co widzę na załączonym obrazku. Czy jednak możliwym jest, iż jest to „to samo” wydanie, a po prostu w innej okładce?
Mam jeszcze jeden cytat z pewnej recenzji:
https://goodstory.pl/polecane-ksiazki/ktore-tlumaczenie-wladcy-pierscieni-jest-najlepsze/
Uważam, że najlepiej czytać powieść J.R.R. Tolkiena w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej i pod redakcją Marka Gumkowskiego. „Władcę Pierścieni” w tej wersji wydaje wydawnictwo Muza. Lubię ten przekład i za każdym razem jestem pod wrażeniem tłumaczonej przez Marię Skibniewską historii
Więc moje pytanie do ciebie – czy to właśnie ta twoja wersja? W sensie – pod właśnie tą redakcją, która jest tutaj podawana?
Co do Silmarillionu.
Czy chodzi ci o to wydanie:
https://aros.pl/ksiazka/silmarillion-wersja-ilustrowana
Nigdy nie widziałem książkowego „WP” z taką okładką jaka jest na stronie Muzy, ale dokładnie tak samo wyglądają opakowania audioboka „Władcy”, którego mam (nagrania trwają łącznie prawie 58 godzin). Na pudełku pisze, że to tłumaczenie Marii Skibniewskiej, a MUZA jest podana jako wydawca.
Co do Gildii, wydaje mi się, że po prostu ten obrazek przedstawia nie tą okładkę co trzeba. W każdym razie dokładnie tak wygląda wznowienie „Władcy” w jednym tomie Muzy z tego roku (tłum. Marii Skibniewskiej).
„Więc moje pytanie do ciebie – czy to właśnie ta twoja wersja? W sensie – pod właśnie tą redakcją, która jest tutaj podawana?”
Sprawdziłem w swoim egzemplarzu, i rzeczywiście, za redakcję merytoryczną odpowiadał Marek Gumkowski.
„Co do Silmarillionu.
Czy chodzi ci o to wydanie:”
Nie, to jest nowe wydanie z 2017 roku. Ale tłumaczenie i ilustracje są najwyraźniej te same, po prostu inny obrazek znalazł się na okładce.
Natknąłem się dzisiaj na trzynastominutowy filmik w którym pan Ryszard Derdziński „Galadhorn”, człowiek niezwykle zasłużony dla polskiej (i światowej) tolkienistyki, odpowiada o różnych polskich przekładach „Władcy Pierścieni”. Wprawdzie video jest sprzed czterech lat, jednak omawiane tam sprawy nadal są aktualne i warto posłuchać: Galadhorn o tym jakiego „Władcę Pierścieni” kupić (link do YouTube)
Dzięki za link. Na pewno pomoże w wyborze. Pozdrawiam.
Z dumą ogłaszam, że powstało już tyle tekstów poświęconych w ten czy inny sposób dziełom Tolkiena, że „J.R.R. Tolkien” pojawił się w tabelce z tagami 😉
Witam i pozdrawiam. Skąd u Ciebie określenie boldogi, pierwszy raz się z tym spotykam ? W moim wydaniu Silmarillionu z 1990 w tłumaczeniu M. Skibniewskiej są Balrogi ” Demony Mocy”.
Boldogowie to zupełnie inna kategoria upadłych Majarów niż balrogowie. Ci pierwsi przybrali kształt orków, ci drudzy są związani z płomieniem i cieniem. Pierwotnie „Boldog” było imieniem konkretnego dowódcy wojsk Morgotha w Pierwszej Erze, ale później Tolkien zdecydował, że to ogólne określenie Majara, który przybrał postać orka. W „Silmarillionie” nie są wspomniani – Boldog jako pojedyncza postać pojawia się w „Lays of Beleriand”, a boldogowie jako grupa w „Morgoth’s Ring” – czyli w nigdy nie wydanych w Polsce tomach „Historii Śródziemia”.
* Boldogowie vs Balrogowie
Mam kolejne pytanie. Czy jakaś opowieść mówi o losie Amandila, ojca Elendila który popłynął do Amanu prosić o pomoc w walce z Ar-Pharazonem? ( lub Amandil chciał ostrzec Valarów przed zagrożeniem z Numenoru ) Czy Valarowie pozwolili mu żyć ale zabronili opuszczać Valinor?
Jego los na zawsze pozostanie zagadką. Wiemy tylko, że w 3316 roku Drugiej Ery Amandil, osiemnasty i ostatni lord Andúnië, zaginął na morzu. Jego odległy potomek, Éadwine (ojciec Ælfwine’a), również zaginął podczas podróży po Atlantyku – w roku 878, na pokładzie „Éarendela”. Również kolejny potomek, Edwin Lowdham, zaginął na morzu – w roku 1947, na pokładzie kolejnego statku o nazwie „Éarendel”. Każdy z tej trójki – Amandil, Éadwine i Edwin – nosił imię, które znaczy „przyjaciela szczęśliwości” (bliss-friend). Każdy zostawił też syna, którego imię można przetłumaczyć jako „przyjaciel elfów” – odpowiednio: Elendila, Ælfwine’a i Alwina Arundela Lowdhama. Ten ostatni jest jednym z bohaterów „The Notion Club Papers”, opowieści Tolkiena o podróży w czasie.
Dzięki wielkie za to Q&A, mimo, że nie jestem wielkim fanem Tolkiena i WP, bardzo lubię takie ciekawostki i oba teksty połknąłem za jednym posiedzeniem. 🙂
Mam pytanie co do Toma Bombadila, kim on jest i jak interpretować jego zachowanie? Wiem, że nie da się jednoznacznie określić kim był, ale wydaje mi się (przynajmniej z tym się spotkałem), że w fandomie uważa się go, za niezwykle potężną istotę, która mogłaby zmieść Saurona pstryknięciem, ale nie chce. Wydaje mi się to trochę dziwne i mimo, że próbowałem czytać jakieś teorie o nim, ciężko jest mi wyrobić sobie swoje zdanie. Mógłbyś coś powiedzieć na ten temat? Na przykład w kolejnym (mam nadzieję) Q&A?
I dzięki za piękne, zimowe obrazy. Jestem wielkim fanem zimy i zimowych krajobrazów, więc ich obecność bardzo umiliła mi czytanie. 🙂
Dziękuję za miłe słowa, co do pytania – chyba zostawię je sobie do ewentualnego kolejnego Q&A 😉
Odnośnie obrazków – pomyślałem, że skoro tekst ukaże się w ostatni dzień listopada, na samym progu adwentu i grudnia, takie a nie inne ilustracje będą odpowiednie. Zresztą, bardzo trudno znaleźć takie związane z dziełami Tolkiena obrazki, które można wykorzystać bez naruszenia praw autorskich. Mam nadzieję, że piękno tych dawnych obrazów rekompensuje brak związku grafik z tekstem. Czasem udaje mi się znaleźć takie obrazy, które okazują się idealnie pasować do treści artykułu… ale kiedy indziej muszę „maskować” tę nieistotoność tego typu podpisami:
Ebenezer Newman Downard (1829–1894), “Zimowy krajobraz z lisem i królikami. Według Toma Shippeya porównywanie Bilba Bagginsa do królika (ang. rabbit) ma pewne głębsze znaczenie. Jako ciekawostkę można dodać, że wśród POV-ów “Władcy Pierścieni” jest pewien lis, którego w wielkie zadziwienie wprawił widok czterech hobbitów śpiących nocą w lesie Shire’u.
– Tak jakby dodanie dwóch przypadkowych uwag zmieniało fakt, że obrazek nie nic do tekstu który ma ilustrować 😉
Tak swoją drogą – będzie Tolkienowskie Q&A 3?
Jeśli tak, to można zacząć kolejną porcję pytań. 😉
1. Był już artykuł na temat inspiracji Anglosaską Heptarchią, a co myślisz na temat analogii między losami tworów politycznych zakładanych przez Numenorczyków, a tych powstałych wskutek rozpadu Imperium Rzymskiego?
Imperium Romanum podzieliło się na wschodnią (południowo-wschodnią) i zachodnią (północno-zachodnią) część. Powstały dwa odrębne polityczne byty. U Tolkiena mamy bardzo podobnie geograficznie umiejscowione Gondor i Arnor.
Imperium Rzymskie w swoim czasie czasowo rozpadło się na trzy osobne imperia (no dobra, było to jeszcze zanim oficjalnie podzieliło się na wschodnie i zachodnie, ale – był taki epizod), które wzajemnie się zwalczały, do czasu, aż to „prawowite” z powrotem wchłonęło pozostałe dwa – u Tolkiena taki los przypadł konkretnie Arnorowi. Który zresztą później, podobnie jak Cesarstwo zachodnio-rzymskie, również się ostatecznie rozpadł.
2. Jakie organizmy polityczne – poza wspomnianym w artykule powyżej Bree-landem – powstały po ostatecznym upadku Arnoru? Czy w ogóle istnieją tam jakiekolwiek „państewka” poza wspomnianym? Czy to możliwe, że nie ma żadnych, a to zapewne ludne niegdyś królestwo (a więc zapewne i odpowiednio żyzne) stoi sobie teraz opustoszałe odłogiem?
3. Jak tak analizowałem tą powyższą koncepcję geograficzno-historyczną, to coraz bardziej narastało we mnie takie wrażenie pewnego „podobieństwa” Gondoru do Bizancjum. Kiedyś spotkałem się z takim wyjaśnieniem, że poziom rozwoju społeczno-gospodarczego w czasie akcji Władcy Pierścieni odpowiada czasom naszego wczesnego średniowiecza (w przeciwieństwie do chociażby Westeros, które przedstawia pełne średniowiecze(i chyba tylko prochu mu brakuje do renesansu), tudzież wielu współczesnych rzekomo „średniowiecznych” fantasy, przedstawiających pełny renesans, z obowiązkowym bankiem w każdym mieście) – zresztą twoje ostatnie artykuły zdecydowanie dowodzą, iż właśnie „vibe” tego właśnie okresu (V – X wiek, jeśli dobrze pamiętam, tak?) Tolkien chciał uchwycić.
W okresie tym ostatnią ostoją takiej „wielkiej” cywilizacji było w Europie właśnie Bizancjum – było ono takim ostatnim bastionem starożytnego Imperium Romanum. Podobnie, jak Gondor jest ostatnim bastionem po Królestwie Numenoru.
I tutaj mam dwa pytania do ciebie.
3. Czy faktycznie w zamyśle Tolkiena Gondor intencjonalnie miał pełnić taką samą rolę, jaką Bizancjum pełniło w Europie w okresie wczesnego średniowiecza?
4. Czy ty sam – jako znawca twórczości Tolkiena – dostrzegasz jeszcze jakieś inne wyraźne podobieństwa – natury, np. kulturowej – między Gondorem, a Bizancjum? Tj. czy da się odnaleźć jakiekolwiek dowody wskazujące na to, że faktycznie Gondor był ściśle „stylizowany” na Bizancjum – tak samo, jak Rohan na państwach wczesno-anglo-germańskich?
P.S.
Na kiedy planujesz następny w kolejności artykuł z serii „zadam wam pytanie w ankiecie, a wy wybierzcie” – tj. konkretnie: Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia?
Odnośnie Tolkienowskiego Q&A 3 – myślę, że kiedyś coś takiego powstanie, ale teraz warto na pewien czas odejść od tego formatu, żeby nie doszło do przesycenia. Prawda jest taka, że legendarium Tolkiena jest tak bogate, że mógłbym pisać takie Q&A długie na 10 000 słów przez najbliższe 55 tygodni, a i tak omówilibyśmy tylko wycinek jego mitologii. Istnieją jednak liczne inne tematy, którym też chciałbym poświęcić uwagę – jest oczywiście „główna seria” Tolkienowskiej Pieśni Lodu i Ognia, która prędzej czy później zacznie się pojawiać, są odcinki z listopadowej ankiety, jest też seria „Taniec z Mitami”, no i różnego rodzaju recenzje i pojedyncze teksty.
Tak się w tym roku złożyło, że w grudniu mamy tylko cztery soboty, więc pewne sprawy muszą na razie zostać odłożone – gdybym napisał na najbliższą sobotę kolejne Q&A, byłby to już trzeci tydzień z rzędu bez „normalnych” tekstów – artykuł „Shire i Rohan…” ukazał się 16 listopada. Tydzień wcześniej, dziewiątego, pojawiła się ankieta. Od opublikowania ostatniego „Tańca z Mitami” minął równo miesiąc. W tej sytuacji Q&A trafia na boczny tor.
Gdyby teraz pojawiło się kolejne Q&A, kolejno odcinek „z ankiety” od poprzedniego dzieliłyby w najlepszym wypadku cztery tygodnie. Gdyby po Q&A 3 pojawił się „Taniec z Mitami”, od poprzednika z tej samej serii dzieliłby go sześć tygodniu. Trudno w takiej sytuacji mówić o jakichś regularnych cyklach. Na dodatek mam w planach jeden odcinek związany poniekąd z konkretną datą, więc liczba „wolnych miejsc” w grudniu z góry się zmniejsza. Mam też pomysł na inny tekst, ale i w tym przypadku nie mam dużej swobody z wyborem terminu, bo im dłużej będę zwlekał, tym bardziej temat się zdezaktualizuje. W zasadzie zostają dwa wolne miejsca w grudniu i teoretycznie tylko w tym drugim miejscu Q&A 3 miałoby rację bytu – ale prawdopodobnie i wtedy pojawi się coś innego, z powodu pewnych przesunięć.
Bardzo dziękuję za pytania, z pewnością w przyszłości (oby jak najbliższej) do nich wrócę – ale niestety nie w tą i zapewne nie w kolejną sobotę.
„Na kiedy planujesz następny w kolejności artykuł z serii “zadam wam pytanie w ankiecie, a wy wybierzcie” – tj. konkretnie: Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia?”
Drugie miejsce w tej ankiecie zajął temat „Czy PLIO to fantasy w stylu tolkienowskim”, ale nie jestem pewien, czy to właśnie ten tekst pojawi się jako kolejny. Po prostu inny z pewnych względów znacznie bardziej pasuje do grudnia. W każdym razie, ostrożnie zapowiem, że w grudniu pojawi się przynajmniej jeden artykuł „z ankiety”.
No to właśnie o ten tekst mi chodziło.
Po prostu nie chciało mi się sprawdzać, jak tam dokładnie nazwałeś ten temat. Ale właśnie to miałem na myśli – „Czy PLIO to fantasy w stylu tolkienowskim”.
Jak nie w grudniu, to może być i w styczniu – to nawet lepiej, byś dłużej sobie nad nim posiedział i jak najbardziej go sobie doszlifował.
Byle byś nie zapomniał. 😛
Mam kilka Twoich tekstów do nadrobienia, a i „Silmarillion” dopiero przede mną, także jeśli na poniższe pytania pojawiły się już odpowiedzi, proszę mnie przekierować 😉
Czy hobbici to plemię ludzkie? Z jednej strony na początku „Hobbita” dowiadujemy się, że „są mniejsi od krasnoludów, ale więksi od liliputów”, co sugeruje, że trzeba ich rozpatrywać jako osobną rasę, jednak we wstępie do WP autor pisze, że choć wzrostem im bliżej do krasnali, to są zdecydowanie bliżej spokrewnieni z ludźmi. To jak to w końcu z nimi jest?
A propos, czy w Ardzie żyły liliputy? Czy to relikt początkowego oddzielenia „Hobbita” od Legendarium?
Tak, są ludźmi. W liście 131 Tolkien pisze: „Hobbici, oczywiście, mają być gałęzią ludzkiej rasy (nie elfami ani krasnoludami”. To stwierdzenie jest przypisem istniejącym bardziej „w uniwersum” do wzmianki o tym, że pochodzenie hobbitów nie jest znane ani im samym, ani innym ludom. Z kolei w „Niedokończonych opowieściach” w krótkim tekście o numenorejskich miarach odległości pojawia się wzmianka o tym, że skarlenie hobbitów było wynikiem ich trybu życia – „Duzi Ludzie” (czyli ludzie nie-hobbici) zagernęli ich ziemie, zmuszając hobbitów do przeniesienia się do lasów i na pustkowia.
Nowe spostrzeżenie odnośnie tematu omawianego w pytaniu 8:
Mam kolejne pytanie. Gollum nazywał słońce i księżyc “żółtą” i “białą” twarzą. Sądzisz, że długoletni wpływ pierścienia na jego ciało pozwalał mu dostrzegać Arienę i Tiliona? (pyta Wszechwiedzący R’hllor)
Mój przypis: Chodzi tutaj o określenia jakim Gollum – po wiekach przebywania w mrocznych jaskiniach pod Górami Mglistymi – nazywa księżyc i słońce. Wszechwiedzący R’hllor sugeruje, że dzięki posiadaniu Jedynego Pierścienia Gollum posiadł umiejętność dostrzegania “świata niewidzialnego”, i tym sposobem ujrzał Arienę i Tiliona, czyli parę Majarów (duchów pokrewnych Valarom, lecz o mniejszej mocy, Majarami byli m.in. Gandalf, Sauron i Saruman). Ariena była strażniczką słońca, zaś Tilion opiekunem księżyca.
W odpowiedzi napisałem, że
Sam Gollum używa w odniesieniu do tych ciał niebieskich rodzaju niejakiego (gdyby mówił “ona”, wzmacniałoby to teorię o Arienie). Uważam zatem, że bardziej prawdopodobne jest, że Gollum po prostu zapomniał słów “słońce” i “księżyc” (gdyż przed tak długi czas ich nie widział), więc porównuje okrągłe kształty na niebie do twarzy – i możliwe, że tutaj pojawia się jakaś szczątkowa forma przewijającej się w folklorze hobbitów postaci Człowieka z Księżyca, i prawdopodobnie odpowiadającej mu kobiecej postaci związanej ze słońcem.
…ale gdy niedawno czytałem drugi rozdział księgi pierwszej „Władcy Pierścieni” (The Shadow of the Past) zwróciłem uwagę na taki fragment (Gandalf opowiada tu historię Golluma, jesteśmy w momencie w którym Smeagol został wygnany ze swojego plemienia i wędruje po pustkowiu):
„at her” – gdy Gollum ostatni raz spogląda na Słońce, grozi JEJ pięścią. I gdy to przeczytałem, przypomniało mi się to pytanie z ostatniego Q&A i pomyslałem, że warto tutaj o tym wspomnieć. Widzę tu przynajmniej kilka wyjaśnień:
a) teoria Wszechwiedzącego R’hllora jest poprawna, dzięki Pierścieniowi Smeagol rzeczywiście widział „duchowy” wymiar Słońca, czyli jego strażniczkę Arienę
b) ale trzeba pamiętać, że to Gandalf jest tu narratorem. Być może Gollum dokładnie tak to powiedział. A może nie, bo z tego co później mówi czarodziej wynika, że opowieść Smeagola była nieskładna i trzeba było z niego wyciągać kolejne informacje niemal przemocą. Możliwe, że Gollum użył tam jakiegoś innego zaimka (it, him), ale przedstawiając historię Frodowi Gandalf powiedział „her” (choćby dlatego, że wiedział, że kulturze hobbitów Słońce to ona. Albo dlatego, że jako Majar z Valinoru znał Arienę).
c) Gollum rzeczywiście powiedział „her” gdy opowiadał swoje dzieje Gandalfowi, ale nie dlatego, że wiedział cokolwiek o Arienie, tylko dlatego, że tak było przyjęte w kulturze hobbitów, a jego lud był spokrewniony z przodkami Stoorów (jednego z trzech hobbickich plemion), a być może nawet był Stoorem.
W każdym razie to użycie „her” w opowieści o Gollumie można odczytać w taki sposób, że wzmocni przytoczoną wyżej teorię.
To fajnie, że pamiętasz wciąż o tych pytaniach i jak tylko znajdziesz nowe poszlaki to się tym dzielisz z nami 🙂 Pozdrawiam!