Wstyd się przyznać, ale ja, zdeklarowany miłośnik horroru i wielbiciel H.P. Lovecrafta, o twórczości Stefana Grabińskiego nie wiedziałem nic. A raczej wiedziałem tyle, ile przekazaliście mi w komentarzach, drodzy czytelnicy, ilekroć poruszano temat Samotnika z Providence. Powiadaliście, że Grabiński jest ciekawy, że unikalny, że to polski Lovecraft, i że warto. No więc w końcu, wiedziony ciekawością, która tyle dusz niejednokrotnie zgubiła, dałem się skusić. Sięgnąłem po wydany przez Vesper zbiór opowiadań i noweli polskiego pisarza. I rzeczywiście było warto.
Ale zacznijmy od małego wyjaśnienia. Nazywanie Grabińskiego polskim Lovecraftem – jak się to bardzo często czyni – chyba nie do końca oddaje istotę jego twórczości, bo stwarza wrażenie, jakoby polski pisarz był jednym z następców Samotnika, kontynuującym Mitologię Cthulhu, albo przynajmniej mocno się nią inspirującym. Tymczasem Grabiński, choć – tak jak Lovecraft – tworzy w nurcie literackim nazywanym opowieścią niesamowitą, to nie jest twórcą kosmicznego horroru. Owszem, znajdziemy podobieństwa pomiędzy stylem obu pisarzy… ale wydaje mi się, że bardziej pasuje do Grabińskiego określenie „polski Poe”.
Lat temu już dziesięć. Zdarzenie przybrało już kształty rozwiewne, niemal senne – zasnuło się błękitną mgłą rzeczy minionych. Dziś wygląda jak wizja lub jak szalone marzenie; a jednak wiem, że wszystko do najdrobniejszych szczegółów było naprawdę tak, jak pamiętam. Od owej chwili wiele zajść przesunęło mi się przed moimi oczyma, dużo przeżyłem – lecz wspomnienie wypadku pozostało niezmienione, obraz dziwnej chwili wyrzeźbił się w duszy głęboko na zawsze; patyna czasu nie przyćmiła silnego rysunku, owszem, zda mi się, z lat ubiegiem podkreśla cienie w sposób tajemniczy…
—Ultima Thule—
A tak naprawdę, to lepiej nie porównywać go do nikogo, bo Grabiński jest… po prostu wyjątkowy. Snuje swe opowieści nadzwyczajnym językiem rodem z powieści realistycznej z przełomu XIX i XX wieku i przesyca je fantastycznym klimatem Polski międzywojennej. Daję słowo, czytając jego dialogi jakoś mimowolnie przenosimy się w lata 20. ubiegłego wieku. I już to wystarczyłoby za zachętę. Ale Grabiński wlewa w tę realistyczną konstrukcję nutę niesamowitości. Coś się wymyka logice, coś jest w na pozór zwyczajnej codzienności – bardzo niepokojącego. Bramy szaleństwa może otworzyć przypadkowe spotkanie na ulicy ze starym znajomym, zasłyszana rozmowa, widok sadzy, albo buchający z komina dym. Wszystko to jest groźne i wciągające. A wierzenia i przestrogi ludowe są jak najbardziej zasadne.
Szczególnie ciekawi są bohaterowie Grabińskiego. Odnajdujemy w nich tę samą obsesję, która często dręczyła protagonistów Lovecrafta. Widzimy w nich ten sam zaczyn szaleństwa, który doprowadzi ich do nieuchronnego kresu (życia lub równowagi psychicznej). Czy to z własnej woli, czy wskutek dziwnego splotu wydarzeń, dążą do zatracenia. Lecz – i to było prawdziwym zaskoczeniem – są też od bohaterów lovecraftowskich inni. Prostsi, bardziej zwyczajni. Dla Lovecrafta wyjściowym archetypem jest poszukiwacz prawdy, dziennikarz, profesor uniwersytecki, miłośnik nauki. U Grabińskiego bohaterowie to (na ogół – z kilkoma wyjątkami) ludzie zwyczajni, mijani na ulicach. I to chyba jeszcze bardziej przerażające.
Znużyły go twarze: przeszedł na odludną ulicę.
Była wypełniona po brzegi mlecznymi złożami oparów. Szedł ostrożnie, by nie natknąć na latarnię. Po pewnym czasie uczuł ną plecach czyjąś rękę:
– Serwus, Władek!
– A! to ty… Nie poznałem – ale bo mgła zakuta!
Wrzecki serdecznie ściskał podaną mu dłoń.
-Dokąd?
-Do prosektorium
-A! do trupiarenki, operacyjka? Krajanie nieboszczyka? Co?
-Coś w tym rodzaju.
-Co to za cenny szpargał w kieszeni?
-Rzecz dość ciekawa: O samozatruciu u wężów.
—Po stycznej—
Wciągnąłem się w wyobrażony przez Grabińskiego świat bez reszty, a od ciągu zdań wzrok odrywałem tylko w celu – znów wstyd się przyznać – sprawdzenia dość licznych archaizmów i neologizmów. Język pisarza – jak już wspomniałem – jest wyjątkowy. Ale dla współczesnego czytelnika może być pewną barierą. Boję się, że jeśli ktoś nie trawi realizmu Prusa, a niesamowitość Poego go nie kręci, to i Grabiński może odstręczyć. Aczkolwiek uważam, że dać szansę pisarzowi trzeba. I nie robić sobie zawczasu wymówek.
Tym bardziej, że zbiór opowiadań i nowelek wydany przez Vesper naprawdę wyszedł fantastycznie. Na blisko sześciuset stronach znalazły się 34 utwory literackie wydane wcześniej w tomikach Na wzgórzu róż, Demon ruchu (stąd pochodzą opowiadania kolejowe – to chyba moja ulubiona część zbioru), Szalony pątnik, Księga ognia, Niesamowita opowieść i Namiętność. Aha, i jest jeszcze osobna nowela pt. Świadek Materna. Książka okraszona jest świetnymi, klimatycznymi ilustracjami Macieja Kamudy, zawiera też posłowie Macieja Płazy znanego jako najnowszy (i chyba najlepszy – mimo paru drobnych zastrzeżeń) tłumacz Lovecrafta.
Grabiński umarł w biedzie, niedoceniony. Jego opowieści były zbyt dziwaczne i niesamowite jak na gusta ówczesnych Polaków. I to na nas spoczywa obowiązek, by tę krzywdę wyrządzoną pisarzowi naprawić. Wiem, że to nie książka dla każdego. Ale każdy powinien się z nią zmierzyć.
Muzeum dusz czyścowych
-
Ocena DaeLa - 8/10
8/10
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Vesper.
Bardzo dobre opinie słyszałem o tym pisarzu. Książkę mam już na półce, jeszcze czeka w kolejce. Natomiast wydanie Vesper jest znakomite, zresztą jak większość tego wydawnictwa. Fajnie że na FSGK pojawiają się takie recenzje, szczególnie, że pisarz niestety trochę zapomniany.
Meh, i tak wolę Micińskiego. </3 On bardziej przypomina naszego rodzimego Poego. Polecam bardzo jego tomik wierszy "W mroku gwiazd" i aranżacje niektórych jego utworów przez zespół Radogost. Czarny romantyzm rządzi, a jego wpływy są ponadczasowe. :3
Dzięki, sprawdzę.
Zabieram się od dawna i zabrać się nie mogę. Może mnie ten tekst zmotywuje 🙂
Zachęciłeś.
Brzmi naprawdę zachęcająco. Też o gościu wcześniej nie słyszałem, ale lubię taki klimat.
Przesłuchałem, warto było!
Trochę nie zgodzę się z tymi bohaterami. W wielu opowiadań Grabiński ma ten sam typ bohaterów, co Lovecraft. Są lekarze, psychiatrzy, profesorowie, architekci, inżynierowie, inteligenci… Jeśli coś ma ich faktycznie różnić, to typ grozy. U Grabińskiego nie ma tej kosmicznej, obcej siły. A zła moc wynika raczej z lokalnego folkloru lub ze sfery duchowości.
http://lubimyczytac.pl//ksiazka/109388/demon-ruchu-i-inne-opowiadania
Ja mam za sobą ten zbiór i pod tym adresem jest moja szersza recenzja. Nick i avatar ten sam, co na fsgk.