Demaskuj z DaeLemNauka i Historia

Demaskuj z DaeLem: Lądowanie na Księżycu (część 1)

50 lat temu, 20 lipca 1969 roku, o godzinie 20:17 czasu Greenwich, moduł LM-5 z dwoma astronautami – Neilem Armstrongiem i Edwinem „Buzzem” Aldrinem – wylądował na powierzchni Księżyca. Rozpoczęty 8 lat wcześniej program Apollo odniósł sukces. Człowiek po raz pierwszy postawił stopę na innym niż Ziemia ciele niebieskim.

Ale czy na pewno? Chyba nikogo nie zdziwi informacja, iż nie wszyscy Ziemianie wierzą w prawdziwość „oficjalnej wersji”. A pierwszym człowiekiem, który oficjalnie poddał lądowanie na Księżycu w wątpliwość, był Bill Kaysing. Mężczyzna pomiędzy 1956 a 1963 pracował jako redaktor wydawnictwa technicznego firmy Rocketdyne, w której budowano rakiety Saturn V. Te same rakiety, które wyniosły misję Apollo 11 na Księżyc. Jak stwierdził Kaysing, podejrzenia dotyczące sfingowania lądowania na Księżycu miał już w 1969. Pamiętał swoje rozmowy z inżynierami z Rocketdyne, którzy byli przekonani, co do dwóch faktów. Po pierwsze sądzili, że żaden człowiek nie przeleci żywy przez otaczający ziemię pas promieniowania korpuskularnego (tzw. Pas Van Allena). Po drugie – uważali, że o ile istnieje szansa, by wysłać lądownik na Księżyc, to technologia potrzebna, by go sprowadzić z powrotem, jest oddalona o całe dekady.

Człowiek, od którego wszystko się zaczęło.

W 1976 Kaysing opublikował własnym sumptem książkę We Never Went to the Moon: America’s Thirty Billion Dollar Swindle (Nigdy nie polecieliśmy na Księżyc: Amerykański szwindel na trzydzieści miliardów dolarów). Do wspomnianych wcześniej argumentów dołączył również wątpliwości dotyczące anomalii na księżycowych fotografiach, uwagi dotyczące zachowania pyłu na Księżycu, a także hipotezę dotyczącą tajemniczej śmierci Thomasa Ronalda Barona, inspektora bezpieczeństwa z North American Aviation (jednego z głównych dostawców podzespołów dla NASA). Baron zginął w wypadku (w jego samochód wjechał pociąg), osiem dni po tym, jak przekazał jednemu z amerykańskich senatorów swój 275 stronicowy raport na temat zaniedbań w procedurach bezpieczeństwa NASA. Czas tragicznego wypadku jest podejrzany, ale jego świadkowie wykluczyli ingerencję osób trzecich.

W książce Kaysing przedstawił również swoją wizję wypadków. Twierdził mianowicie, że rakieta Saturn V dotarła tylko na ziemską orbitę i nie było w niej astronautów. Ci mieli spędzić kilka dni w Las Vegas (rzekomo widziani przez świadków w trakcie zabaw z „showgirls”), a następnie zostać zrzuceni w kapsule z samolotu Lockheed C-5 Galaxy. Rzekoma transmisja z Księżyca – jak twierdzi Kaysing – była nagrana w studiu w Newadzie. Gwoli ścisłości w 2001 Kaysing zmodyfikował tę część hipotezy, twierdząc, że astronauci znaleźli się jednak na orbicie i nie szlajali się po kasynach, ale nie polecili na Księżyc.

Start misji Apollo 11.

Rozgłos hipotezom Kaysinga nadały dwa ośrodki. Pierwszym było Hollywood. W 1977 swoją premierę miał film Petera Hyamsa pt. Koziorożec Jeden, opowiadający historię misji na Marsa, która okazała się mistyfikacją. W latach 70. tezy Kaysinga podjęło również Towarzystwo Płaskiej Ziemi, które zasugerowało, że mózgiem całej operacji był popularny pisarz science-fiction i popularyzator nauki Arthur C. Clarke.

Jakieś dwadzieścia lat później Clarke musiał ustąpić pierwszeństwa Stanleyowi Kubrickowi. W latach 90. to właśnie słynny reżyser (zresztą współpracujący ze wspomnianym pisarzem przy okazji Odysei Kosmicznej 2001) został oskarżony o pracę dla NASA. Argumentów było kilka. Po pierwsze – Kubrick przemycał w swoich filmach bardzo liczne aluzje do programu Apollo. Po drugie – przy okazji Odysei udowodnił, że jest w stanie stworzyć wiarygodny obraz misji kosmicznej oraz pracy w nieważkości (paradoksalnie – choć jak twierdzą niektórzy celowo – jedyne sceny, które są w filmie nieprzekonujące, toczą się na Księżycu). No i wreszcie – przy okazji tego arcydzieła kinematografii, Kubrick blisko współpracował z NASA. Apogeum popularności hipotezy kubrickowej miało miejsce w 2013, gdy do kin trafił film dokumentalny Pokój 237, opowiadający o różnych sposobach odczytywania symboliki Lśnienia. Oczywiście pojawiło się tam nawiązanie do „fałszywego” lądowania na Księżycu.

Odyseja Kosmiczna 2001.

Naturalnie nie wszyscy wątpiący w lądowanie na Księżycu sądzą, że był w nie zaangażowany Kubrick. Wersji i hipotez jest kilka. I pewnie nie sposób się odnieść do wszystkich. Ale może pora – dla uczczenia rocznicy lotu Apollo 11 – zmierzyć się przynajmniej z jedenastoma najczęściej powtarzanymi bzdurami?

Argument pierwszy – Żaden człowiek nie przeżyje przelotu przez Pas Van Allena.

Istotnie, ten pas radiacyjny (a w zasadzie pasy, bo rozróżniamy wewnętrzny i zewnętrzny) składa się z cząstek o wysokiej energii, może nawet powodować uszkodzenia satelitów, jeśli będą w nim przebywać przez dłuższy czas. Ale w trakcie przelotu na Księżyc astronauci zgarnęli dawkę promieniowania rzędu 0,01 siwerta. Dużą (bo odpowiadającą kilkudziesięciu zdjęciom rentgenowskim), ale sto razy mniejszą od zagrażającej życiu.

Pas Van Allena.

Argument drugi – Rozmówcy Kaysinga twierdzili, że NASA nie ma technologii, by sprowadzić lądownik z Księżyca na Ziemię.

Rzeczywiście. W 1962 jeszcze nie miała. Siedem lat później, realizując projekt wart miliardy dolarów, w który zaangażowane były dziesiątki tysięcy inżynierów i naukowców (nie licząc setek tysięcy innego personelu), taką technologię opracowała.

Argument trzeci – Temperatura w nasłonecznionej części Księżyca sięga 120 stopni Celsjusza, więc aparaty fotograficzne i kamery nie mogły działać.

Aparaty i kamery miały specjalną izolację przygotowaną przez Kodaka.

Argument czwarty – Księżyc nie ma atmosfery rozpraszającej światło, więc na zdjęciach powinny być widoczne gwiazdy. A nie są.

Widoczność źródeł światła zależy od stopnia naświetlenia (ekspozycji) filmu. Naświetlanie ustawione było do warunków dziennych (bo na Księżycu świeciło słońce).

Argument piąty – Robiący zdjęcia astronauci odbijają się w szybach hełmów innych astronautów. I jakoś nigdy nie trzymają przy twarzy aparatów.

Aparaty były zamontowane w kombinezonach, na wysokości klatki piersiowej.

Argument szósty – Cienie na zdjęciach mają różną długość. To dowodzi, że źródłem światła nie było oddalone słońce, ale pobliskie lampy.

Długość cieni jest uzależniona od ukształtowania powierzchni. Tak na Ziemi, jak i na Księżycu.

Cienie mają różną długość i kąt. Ale nie znajdują się na jednorodnej powierzchni!

Argument siódmy – Lądownik powinien (ze względu na swą masę) zapaść się w księżycowym pyle.

Masa lądownika na Księżycu jest taka sama jak na Ziemi. Ale ciężar – ze względu na słabszą grawitację – jest mniejszy. Ponadto lądownik na Księżycu nie miał już znacznej części swego paliwa (co odjęło kilka dobrych ton). No i w końcu jego ciężar nie skupiał się w jednym punkcie, ale rozkładał się na cztery wsporniki o średnicy 1 metra.

Argument ósmy – Amerykańska flaga trzepotała. A przecież na Księżycu nie ma atmosfery i wiatru.

Wewnątrz flagi znajdował się aluminiowe rurki, dzięki któremu była ciągle rozpostarta. Nie łopotała, ale poruszona utrzymywała się w ruchu. Brak atmosfery nie znaczy, że nie można poruszyć materiału.

Słynne zdjęcie z rozpostartą flagą.

Argument dziewiąty – Wewnątrz modułu było cicho. A przecież w trakcie lotu pracowały silniki.

A w jakim ośrodku miał się rozchodzić dźwięk spalanego paliwa? W próżni?

Argument jedenasty – Stanley Kubrick czynił aluzje do programu Apollo. Czy to nie podejrzane?

Nie. Kubrick był głośnym i zagorzałym krytykiem Operacji Spinacz, w ramach której amerykański rząd uratował przed odpowiedzialnością za zbrodnie wojenne niemieckich naukowców. Jednym z nich był Wernher von Braun, współtwórca rakiet V2, a potem ojciec amerykańskiego programu kosmicznego. Aluzje do lotów kosmicznych i ideologii nazistowskiej pojawiające się zarówno w Odysei Kosmicznej, jak i w Lśnieniu, to nie żadna tajna spowiedź Kubricka, tylko atak na Wernhera von Brauna.

Danny w swetrze z symbolem Apollo 11. Scena ze Lśnienia.

Nadal nie jesteście przekonani? Za tydzień, w części drugiej, przedstawię dowody na to, że jednak ktoś (może Twardowski?) na tym Księżycu wylądował.

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 25

  1. Michael Collins chyba jednak na Księżyc nie trafił. Z tego, co pamiętam, został na orbicie w module dowodzenia.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Jak to jest że 50 lat temu polecieliśmy na księżyc i od tego czasu nie jesteśmy tam wstanie wrócić, bo podobno nie dysponujemy taką technologią. Według ostatnich zapowiedzi uzyskamy takie możliwości w 2024 r. Czyli to jedyny przypadek w którym w tej konkretnej dziedzinie nie rozwinęliśmy się przez pół wieku. Rozwój technologi dokonywał się skokowo w wszystkich możliwych obszarach, a w tym wyjątkowo nie.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. To nie tyle kwestia dysponowania stosowną technologią, co dysponowania technologią adekwatną do budżetu i innych standardów (na przykład bezpieczeństwa). I takie przypadki „cofania w rozwoju” zdarzają się dość często. Ostatnim przykładem są pasażerskie samoloty naddźwiękowe. Samolot Concorde przestał być opłacalny w użytkowaniu, wycofano go i od 15 lat trwają nieśmiały próby budowy innego naddźwiękowca pasażerskiego – na razie bezskuteczne. To nie znaczy, że nie potrafimy zbudować naddźwiękowca. Potrafimy. Tylko że jest za drogi, by coś z tego przyszło.
      Z programem Apollo było podobnie. Odbyło się siedem załogowych lotów na Księżyc (sześć zakończonych sukcesem) i… tyle. Nie było powodu, by dalej latać po kamyczki, a program był koszmarnie drogi. Teraz powoli to się zmienia, bo koszty lotów kosmicznych maleją, a Księżyc wydaje się kluczowy w przyszłych misjach na Marsa. Dlatego planujemy tam wrócić. Ale nie przy pomocy odkurzonych rakiet Saturn V, tylko nowej, tańszej i bezpieczniejszej technologii.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Spodziewałem się takiej odpowiedzi, czyli nie latamy bo nam się nie chce (nie ma po co), ale jakby nam się chciało to byśmy polecieli. O powrocie na księżyc mówi się od co najmniej 10 lat i dalej nic.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Program Apollo był rozwijany tylko i wyłącznie ze względu na rywalizację z ZSRR. USA wygrało wyścig, poleciało jeszcze kilka razy i więcej nie było trzeba. Teraz pojawił się nowy konkurent w postaci Chin, a do tego doszły względy ekonomiczne, czyli złoża Helu-3. Jeśli coś może wpłynąć na podbój kosmosu, to tylko ekonomia i polityka.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
        2. To nie tak, że nam się „nie chce”, bo chcieć, to chcemy. Ale nie chcemy na to wydawać tak dużo kasy jak wtedy. Są inne, ważniejsze/ciekawsze/pilniejsze sposoby na marnotrawienie takiej kasy. Szczególnie, że wydanie takiej ogromnej kasy nie przyniesie równie adekwatnych przychodów, wystarczająco na tyle dużych, aby wygenerować choćby minimalny zysk.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
        3. No bo tak działa świat. Nikt już nie będzie wykładał góry mamony tylko po to, żeby udowodnić, że „się da”. To musi być zwyczajnie opłacalne.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
        1. Człowiek do dziś nie byłby na księżycu być może, gdyby nie wyścig zbrojny i kosmiczny między USA i ZSRR w czasach zimnej wojny. Wzajemne pokazywanie siły. Najpierw wygrywało ZSRR lotem załogowym na orbitę, a później USA zdeklasowało rywala 6 lotami załogowymi na księżyc. Było wiele lotów Apollo, ale tylko 6 z lądowanie na księżycu – Apollo 11 i 12 w 1969, Apollo 14 i 15 w 1971, Apollo 16 i 17 w 1972. W Usa między 1981-2011 był program kosmiczny Space Transportation System, a od 2004 roku Tier One finansowany ze środków prywatnych. W ZSRR od 1971-986 program Salut, a od 1986-2000 Mir. W Chinach od 2003 roku wystartował program kosmiczny Shenzhou. Jeśli człowiek chce skolonizować Marsa w okolicach 2050-2100 roku potrzeba ponoć 1000 lotów załogowych po 100 osób co wiązałoby się z gigantycznymi kosztami. Wspólny program Usa z Chinami plus prywatni inwestorzy. Od 20 lat mówi się o pierwszym locie załogowym na Marsa, ale nie sądzę, by to szybciej nastąpiło niż w 2040.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
      1. Po co to jest. Jest kilka fajnych pomysłów, do czego mogłaby się przydać stała obecność człowieka na Księżycu. Myk jest taki, że wymaga to tak horrendalnych wydatków, że nie bardzo widać, jaki rodzaj działalności na Księżycu przyniesie porównywalny strumień przychodów.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  3. Czytałem też, że faktycznie lądowanie się odbyło, ale nie było tak „epickie” więc parę spraw podrasowano w studio (trochę jak sztandar na Iwo Jimie gdzie zainscenizowano pełne dramatyzmu zatknięcie sztandaru bo oryginalnie nie wyglądało to zbyt porywająco) i… w sumie nie zdziwiłbym się gdyby to była prawda. Lądowanie na Księżycu to nie tylko kwestia naukowa, ale też propagandowa. Chodziło o pokazanie wyższości nad ZSRR i przedstawienie trwałego symbolu Amerykańskiej dominacji.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Mogli też konsultować z Kubrickiem w jaki sposób nagrać całe lądowanie. To przecież naukowcy, a nie filmowcy. A trzeba zauważyć, że przekaz miał iść na cały Świat i miałbyś używany do propagowania triumfu USA nad ZSRR w tym wielkim kosmicznym wyścigu…

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. O chorobcia. Rzeczywiście. Tylko, że nie pamiętam już co to było. Będę musiał zrobić erratę przy okazji następnej części.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  5. Ten dziesiąty zaginiony, to spisek, jego wykasowano aby ukryć, że Amerykanie jednak nie wylądowali na Księżycu haahahahaahhaahhaahaha

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Przypomina mi się, że faktycznie kiedyś coś takiego słyszałam. Osoba z którą wtedy rozmawiałam podnosiła argument na temat nie możności zabrania wystarczającej ilości paliwa, żeby polecieć, wylądować, wystartować i wrócić. Z racji tego, że nie mam za dużej wiedzy z fizyki nie jestem w stanie się do tego odnieść, może ktoś tutaj ma większą wiedzę na ten temat. Oczywiście uważam cała teorię za bzdurną, ale ciekawi mnie jak to jest z tym paliwem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. Nie latamy na księżyc, bo fakt, iż coś da się zrobić nie oznacza automatycznie, że warto to robić. 🙂 Każde działanie, a zwłaszcza tak koszmarnie drogie, musi przynieść jakiś zysk inwestorom (nawet jeżeli inwestuje rząd). Polityczny, ekonomiczny, naukowy, militarny. Technologie kosmiczne na razie są deficytowe, więc ich rozwój póki co idzie skur… znaczy kiepsko. Na drugim biegunie są np. technologie łączności, które w ostatnich kilkunastu latach przeżyły szalony rozwój. Ale nowe komórki sprzedają się jak świeże bułeczki, a latać na Marsa po piach i kamienie jakoś nikt nie ma ochoty. 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. Wszystko fajnie ale nie bardzo rozumiem, czemu Kubrick miałby się koncentrować akurat na von Braunie w „Lśnieniu”? Niemiecki naukowiec nie żył już od paru lat więc go ewentualne aluzje nie ruszały, podejrzewam że resztę publiczności jeszcze mniej. Dużo prościej przyjąć, że jednak były to aluzje do misji Apollo (bardziej są czytelne) niż martwego naukowca. 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Aluzje do von Brauna są uzasadnione, jeśli spojrzysz na to z perspektywy motywów przewijających się przez twórczość Kubricka – od koncepcji „grzechu pierworodnego” po powtarzalność cyklów przemocy. Poza tym najlepszym dowodem na to jak gigantycznym problemem była dla Kubricka Operacja Spinacz i jak ją przeżywał jest Doktor Strangelove. Tam nawiązania do von Brauna są jeszcze silniejsze (w tytułowej postaci), a rzecz została nakręcona na pięć lat PRZED lądowaniem na Księżycu.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Owszem, zgadzam się, Doktor Strangelove już bardziej do tego pasuje, jakkolwiek w amerykańskiej kulturze a przynajmniej w jej pacyfistycznie nastawionych kręgach, postaciom demonicznych naukowców nadawano cechy i charaktery także innych niż von Braun uczonych. Przede wszystkim związanemu z programem atomowym Oppenheimerowi a z czasem jeszcze bardziej Edwardowi Tellerowi (vide „The biggest killer in american history”). Myślę jednak, że w przypadku „Lśnienia”, każdy widz jednak będzie bardziej zwracał uwagę na motywy związane z programem Apollo, bo są jednak wyraźniejsze i łatwiejsze w odbiorze.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  9. Czyli w module istniała próżnia ?

    „Argument dziewiąty – Wewnątrz modułu było cicho. A przecież w trakcie lotu pracowały silniki.
    A w jakim ośrodku miał się rozchodzić dźwięk spalanego paliwa? W próżni?”

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button