Co by było, gdyby Keanu Reeves postanowił wystąpić w gniocie pod tytułem Speed 2? Zapewne nie miałby czasu zagrać Kevina Lomaxa w Adwokacie diabła. A gdyby nie zgodził się przy tym na obniżenie swojego honorarium, żeby producentów stać było na zatrudnienie Ala Pacino, pewnie mało kto pamiętałby o tym filmie (ja bym pamiętał, pewne sceny śnią mi się do tej pory…) i pewnie nikt nie odważyłby się na wydanie w Polsce powieści, która posłużyła za pierwowzór scenariusza. Na szczęście Keanu to fajny gość, o czym ostatnio napisali już chyba wszyscy w internecie, więc wydawnictwo Vesper sprawiło nam miłą niespodziankę, umieszczając w swoich planach wydawniczych Adwokata diabła autorstwa Andrew Neidermana.
W powieści śledzimy losy Kevina Taylora, dwudziestoparoletniego adwokata, który błyskotliwym występem w roli obrońcy kobiety oskarżonej o molestowanie uczennicy zwraca na siebie uwagę tajemniczej kancelarii prawniczej z Nowego Jorku. Skuszony wizją wielkiej kariery przyjmuje ofertę Johna Miltona i zostaje jednym z jego wspólników. W nowej pracy przyjdzie mu bronić najgorsze szumowiny, ale nagrodą za uśpienie swojego sumienia są luksusy, o jakich inni mogą tylko marzyć. Piękne mieszkanie, przyjęcia i ogromny zastrzyk gotówki, a także wielkie uznanie “w branży”. Z czasem jednak Kevina nachodzą wątpliwości. Zarówno w kwestii moralności tego, co robi, jak również związane z tajemnicą, która jest źródłem sukcesów jego przełożonego.
Jak nietrudno zgadnąć, a kto oglądał film, będzie wiedział o tym od razu, Kevin znajduje posadę u samego szatana. Jego kariera to nic innego, jak alegoria zaprzedania duszy diabłu i jednocześnie przestroga, bo konszachty z panem rogatym nie mogą skończyć się dobrze. Można trochę zgrzytać zębami, że w powieści będącej typowym czytadłem autor stara się poruszać tak poważne wątki i nie udaje mu się przy tym uniknąć pewnej pretensjonalności. Nie ma co się oszukiwać, Adwokat diabła to nie arcydzieło na miarę dokonań Bułhakowa, czy Dostojewskiego, chociaż nie sposób odmówić mu pewnych ambicji. Mamy tu zresztą bardzo wyraźne nawiązania do Raju Utraconego, czy Fausta. Do pewnego momentu ton powieści jest całkiem nieźle wyważony i łączy w sobie elementy moralitetu, dramatu sądowego, z wyraźną nutą nieopisanej grozy.
Jeśli chodzi o ten ostatni element, to jest on znacznie subtelniejszy i mniej wyraźny niż w filmie. W zasadzie ogranicza się do opisów koszmarów Kevina, podczas których widzi żonę w bardzo niedwuznacznych sytuacjach oraz delikatnych sugestii na temat kulisów pracy kancelarii. Nie ma ludzi, których twarze nagle zmieniają się w oblicza demonów, dzieci bawiących się krwawymi wnętrznościami, nie ma ogni piekielnych, ani wody święconej, syczącej pod dotknięciem diabła. Tych różnic jest zresztą znacznie więcej. Zupełnie inaczej przedstawiona została żona Kevina. W powieści to ona szybciej ulega czarowi rzuconemu przez Miltona i chociaż jej rola jest całkowicie odmienna od tej filmowej, to wcale nie mniej ciekawa. Wszystko to, choć inne, gra naprawdę dobrze. Do pewnego momentu…
Niestety końcówka sprawia wrażenie, jakby pochodziła z zupełnie innej książki. Nagle spokojna narracja przyspiesza w takim stopniu, że w ciągu kilku stron dzieje się to, co wcześniej w kilku rozdziałach. Neiderman od początku unika rozwlekłych opisów i pisze dość suchym, gładkim stylem, ale w końcówce przeskakuje od sceny do sceny niczym sprinter. Przez to przemiana Kevina, jego odkrycie, przerażenie i późniejsza próba pokonania zła są niezbyt przekonujące. Dodam jeszcze, że samo zakończenie jest całkowicie inne od filmowego, za to znajduje się w nim jedno zdanie, które ewidentnie podsunęło trop scenarzystom, co do możliwości zaprezentowania alternatywnego finału historii. Szkoda mi tych ostatnich kilkudziesięciu stron, bo zepsuły fajną książkę. Można było zrobić to wolniej, bardziej precyzyjnie i tajemniczo. Historia o istocie zła, paktowaniu z diabłem i próbie odkupienia win zasługuje na lepsze zwieńczenie.
Osobny akapit muszę poświęcić wydaniu, bo zrobiło ono na mnie spore wrażenie. Powieść wydano na dobrym, cienkim papierze, w twardej, częściowo lakierowanej oprawie, a okładkę zdobi sugestywna grafika Krzysztofa Wrońskiego, nawiązująca do innych pozycji wydawnictwa. Wewnątrz znalazło się miejsce na kilka kolejnych ilustracji tego autora, a także posłowie Wiesława Kota – nieco zbyt entuzjastyczne według mnie, niemniej całkiem ciekawe. Można więc rzec, że wydanie jest bogate i z pewnością książka będzie ozdobą każdej półki, nawet pomimo niedostatków warstwy fabularnej, przede wszystkim ostatniej części.
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Vesper.
-
Ocena Crowleya - 6/10
6/10
Keanu Reeves to dla mnie pewien fenomen. Nie lubię go i jego gry i właściwie nie umiem powiedzieć dlaczego. Zaczęło sie od Matrixa, którego (pewnie narażę się większości ludzi) niecierpię. Potem widziałem go jeszcze w naprawdę wielu filmach i w żadnym nie zachwycił, Choćby dzień, w którym zatrzymała się ziemia, czy reakcja łańcuchowa. Ostatni to bodaj 47 roninów, film tak słaby jak rola KR. Może jestem uprzedzony, ale nie trawie żadnego filmu, w którym ten gość wystepuję – tym bardziej nie rozumiem tej całej podniety w związku z jego udziałem w CyberPunku.
Hmm. Nie bez powodu Kranu wielokrotnie był nazywany bardzo drewnianym aktorem. Nie oszukujemy się – nie jest to Al Pacino. ALE miał szczęście zagrać w kilku filmach, które po prostu są kultowe: Speed, Matrix, Johnny Mnemonic, czy nawet Adwokat diabła. Poza tym to podobno miły gość, którego życie dość mocno doświadczyło, więc po prostu wzbudza w wieku osobach sympatię.
Może być fajnym i milym gościem, który ostatnio udzielił nawet bardzo intymnego i wzruszającego wywiadu, ale na aktora to on się nadaje srednio i ilekroć go widzę w jakim filmie to mam przeczycie ze nie będzie on dobry. Podobnie mam z Cagem i choc filmy z nim lubię to jego gra pozostawia bardzo wiele do życzenia. Są poprostu dobrzy aktorzy jak Hardy, Bale, Gibson, czy Sean Pean, którego aż wstyd sie przyznać „odkrylem” dopiero oglądając professor and the maddman, a potem obejrzałem z nim cztery kolejne filmy. I są tez slabi wedle mnie jak Cage, Reavs, Damon czy Affleck. Pierwsi mogą być dupkami, drudzy przemilymi gośćmi co nie zmienia faktów kto umie grać a kto mocno srednio.
A ja mimo że wiem że Reavs gra drewno lubię jego role ?(oczywiście jednak nie wszystkie, w 'dniu którym zatrzymała się ziemia’ był okropny)
tak z ciekawosci – jakie zakonczenie bylo w ksiazce?
[spoiler]Kevin odkrywa, że Milton to diabeł oraz znajduje w firmie komputer m.in. z zapisami o zbrodniach, które jeszcze się nie wydarzyły. Udaje się z tym do prokuratora, który z kolei kieruje go do zaprzyjaźnionego księdza, badacza okultyzmu. Ksiądz daje Kevinowi Biblię i sztylet w kształcie krucyfiksu. Kevin spotyka Miltona, dowiaduje się od niego trochę szczegółów, po czym pokazuje mu książkę. Ten reaguje jak wampir na czosnek, co jest dowodem na jego szatańskość, w związku z czym Kevin wbija mu sztylet w serce i dzwoni do księdza, który każe mu wezwać policję. Następuje przeskok, Kevin znajduje się w areszcie, czekając na proces w sprawie o morderstwo Miltona. Jego żona nie ginie jak w filmie, ale zostaje przekabacona (w sumie już wcześniej) przez pracowników kancelarii i ich żony. Namawia go, aby jako linię obrony przyjął swoją niepoczytalność. Po tym jak inny prawnik odmawia reprezentowania go, postanawia bronić się sam i w czasie procesu zdemaskować szatańską kancelarię. Powołuje lub próbuje powołać kolejnych świadków, ale albo okazują się niezdolni do zeznań, albo bez mrugnięcia okiem wypierają się faktów, przez co John zostaje skazany i idzie do więzienia. W pace nachodzą go współwięźniowie, ale zamiast zgwałcić, proponują mu współpracę: od tej pory będzie ich adwokatem i jego zadaniem będzie przygotowywanie wszelkiej maści pism i listów w imieniu więźniów, które mogą przyspieszyć ich wyjście na wolność. John chcąc nie chcąc się zgadza, po czym udaje do więziennej biblioteki, gdzie ma mu pomagać lokalny książkofil. Okazuje się, że to nie kto inny jak John Milton, który sprawił, że bohater do końca życia będzie robił to, za co się znienawidził, chyba że targnie się na własne życie. [/spoiler]