![](https://fsgk.pl/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_Lead.jpg)
Czy film pod tytułem “Człowiek, który zabił Hitlera, a potem Wielką Stopę” może być zły? Pierwsze moje skojarzenie to oczywiście klasyczne kino klasy Z i piersiaste blondynki walczące z dwugłowymi rekinami, co spowodowało u mnie przyspieszone bicie serca. Trailer co prawda nieco tonował oczekiwania, ale nadal przed seansem miałem nadzieję na jakieś niebywałe ciekawostki przyrodnicze. Prawda okazała się jednak nieco inna…
![](https://fsgk.pl/wordpress/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_03.jpg)
Zgodnie z tytułem, film opowiada historię niejakiego Calvina Barra, który (niespodzianka) zabił Hitlera i stał się legendą amerykańskich sił specjalnych. Obecnie żyje spokojnie i samotnie, dzieląc ostatnie chwile życia jedynie z psem i szklanką whiskey. W założeniu film Roberta D. Krzykowskiego miał być dekonstrukcją bohatera i opowiadać o rozliczaniu się z historią. W tym celu do roli Barra zatrudniono znakomitego Sama Elliotta, który swym niskim głosem i aparycją człowieka poważnego, żeby nie powiedzieć dostojnego, idealnie nadawał się do sportretowania weterana na późnej emeryturze. Niestety już na samym podstawowym poziomie film zawodzi, gdyż jest najzwyczajniej w świecie nudny. Można nakręcić obraz powolny i niespieszny, leniwy wręcz, ale trzeba dać widzowi coś w zamian. Tak robi Jim Jarmusch, budując narrację na rewelacyjnych, błahych na pozór dialogach. Krzykowskiemu, który jest nie tylko reżyserem, ale i autorem scenariusza, ta sztuka kompletnie się nie udała i powolność, z jaką Sam Elliott przechadza się po ekranie, staje się w pewnym momencie nie do zniesienia.
![](https://fsgk.pl/wordpress/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_05.jpg)
Nieco lepiej wypadają retrospekcje, z których dowiadujemy się, jak faktycznie wyglądał tytułowy zamach na Hitlera. Sekwencja ta, stylizowana na film szpiegowski, została zrealizowana całkiem sprawnie i mogła posłużyć za dobrą bazę do rozważań na temat przemijania, poświęcenia dla dobra ogólnego – Barr, lecąc do Europy, zostawia w Stanach miłość swojego życia – czy też wpływu heroicznych czynów na historię – okazało się, że zabójstwo Fuhrera niewiele zmieniło, bo miał sobowtórów. Z tych elementów dałoby się stworzyć całkiem zgrabny i ciekawy film, ale twórcy Człowieka, który zabił Hitlera poszli kilka kroków dalej (i w konsekwencji o kilka kroków za daleko).
![](https://fsgk.pl/wordpress/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_02.jpg)
Najpierw widzimy głównego bohatera, który z gracją godną Johna Wicka pacyfikuje kilku osiłków. W tym momencie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, bo to by oznaczało, że filmy z podstarzałymi superherosami wkroczyły w nową erę, gdzie Liam Neeson, piorący bandytów po ryjach, jawi się jako młodzieniaszek. Nie pociągnięto dalej tego tematu, chociaż może i szkoda. Zamiast tego, zgodnie z tytułem, ojczyzna wezwała Calvina do walki z Wielką stopą, aby ocalić całą ludzkość. I ten biedny emeryt faktycznie jedzie na jakieś odludzie, żeby niczym Rambo, albo inny Predator uganiać się za mitycznym stworem. Przyznacie, że to już brzmi cokolwiek absurdalnie i zapewniam, że takie właśnie jest. Można co prawda tę walkę odczytywać na poziomie symbolicznym, ale byłoby to doszukiwanie się na siłę drugiego dna w historii, która jest najzwyczajniej w świecie słaba i naciągana do bólu.
![](https://fsgk.pl/wordpress/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_04.jpg)
Zamiast studium bohatera u schyłku życia, otrzymaliśmy ciężkostrawną mieszaninę kilku całkowicie różnych filmów. W dodatku żaden z nich nie jest w żaden sposób wybitny. Fragmenty z życia codziennego Barra są przeraźliwie nudne. Retrospekcje, stanowiące najjaśniejszy element, niepotrzebnie poszatkowano na krótkie segmenty. Cały wątek Wielkiej Stopy to wreszcie zwyczajna kpina z widza. Gdyby to zrobiono w jakiejś innej formie, z dystansem, być może wyszłoby coś ciekawego. Nawet Sam Elliott, który ciągnie film w pojedynkę i bardzo dobrze nadaje się do roli zmarnowanego, zmęczonego życiem bohatera, nie jest w stanie przykryć swoją grą, ani fantastycznym głosem wszystkich wad.
![](https://fsgk.pl/wordpress/wp-content/uploads/2019/04/MHKH_01.jpg)
Nie można odmówić “Człowiekowi…” pewnych walorów artystycznych. To na pewno bardzo ładnie, momentami wręcz poetycko nakręcony film. Statyczne ujęcia, spokojne prowadzenie kamery,ślicznie skomponowane kadry i skupienie na hipnotyzującej postaci kreowanej przez Elliotta to niewątpliwe zalety, o których nie wypada nie wspomnieć. Szkoda, że cała reszta leży na łopatkach. Dawno się tak nie wynudziłem przed ekranem, a nie jestem uprzedzony do powolnych filmów, jeśli w miejsce akcji mają do zaoferowania coś innego. Robert Krzykowski niewątpliwie ma zadatki na oryginalnego twórcę. Jego debiut, chociaż należy do nurtu kina niezależnego, wygląda na produkt całkowicie profesjonalny i przemyślany. Szkoda tylko, że twórca nie skonsultował z kimś tych przemyśleń. Może wtedy jego film nie byłby tak nudny. I miałby więcej sensu.
-
Ocena Crowleya - 3/10
3/10
Jestem bardzo rozczarowany. Po tytule spodziewałem się arcydzieła.
Doceń moje poświęcenie.
Szacuneczek 🙂
Na reckę drugiej części 'Iron sky’ czekam. Tam to będzie prawdziwy Hycler! 😀