Google Cardboard, tudzież Google Karton, to bardzo tani zestaw rzeczywistości wirtualnej. Zestaw można już kupić za 10zł i 78 groszy (wysyłka gratis). Moje zamówienie dotarło w jakieś 10 dni z hakiem z samych Chin.
Co dostajesz w paczce? Karton. No dobra, więcej niż karton, acz niewiele więcej. W skład zestawu wchodzą jeszcze dwie soczewki, dwa magnesy, trochę rzepu, gumka, glut (do trzymania telefonu), tag NFC do odpalania automatycznie aplikacji i trochę taśmy dwustronnej.
Aby wejść w świat wirtualnej rzeczywistości potrzebujesz jeszcze telefon z Androidem albo iPhone’a.
Twój telefon będzie się trzymał na kawałku glutopodkładki z odzysku. Rozwiązanie to jest zaskakująco skuteczne. Dwa problemy:
- Telefon musisz ustawić równo, inaczej będziesz widzieć podwójnie.
- Często trzeba dorzeźbić otwory na przyciski, żeby się samoczynnie nie wciskały.
Google opracowało ciekawy „przycisk”. Jest to wspomniany wcześniej zestaw dwóch magnesów. Przesuwasz magnes w dół, co magnetometr w twoim telefonie (taki elektroniczny kompas) wykrywa jako kliknięcie. Proste i skuteczne.
Niektórzy na tym etapie będą myśleć „ale badziewie…”. Warto zaznaczyć, że Google Karton to nie jest „produkt”. To tylko demonstracja technologii. Schematy urządzenia są dostępne i każdy może produkować swoje zestawy. Google Karton to także jeden z projektów który powstał w 20% czasu, który pracownicy Mountain View mogli przeznaczać na dowolne inne projekty, dopóki wpływały pozytywnie na korporację. Wcześniej te 20% stworzyło GMail i AdSense.
No dobra, tak więc co widać przez ten karton? Obraz 3D, mniej więcej taki jak w kinie. Dodatkowo telefon śledzi ruchy głowy, jak więc jak się obracasz czy pochylasz to obraz reaguje odpowiednio. Bajer. Dostępnych aplikacji jest nie za dużo. Można sobie polatać na Google Earth, niestety tylko w kilku wybranych lokacjach, można sobie obejrzeć piosenkę Paula McCartney’a „stojąc na scenie” itp.
Jedna z ładniejszych aplikacji to oglądanie różnych rzeźb z góry, z dołu, z boku – jak tylko sobie przekręcisz głowę. Gry niby są, ale nie robią dobrego wrażenia. Jest jedno demo jazdy kolejką górską – rozumiem dlaczego podobną symulację stworzono dla Oculus Rift (wirtualna rzeczywistość z wysokiej półki) – jest efektowne i rozumiem, że niektórzy ludzie nieobeznani z technologią mogą sobie krzyknąć, szczególnie jeśli na co dzień krzyczą na widok karalucha.
Całkiem fajnie prezentuje się YouTube. Jest to jakby wirtualna sala kinowa gdzie rozglądając się można wybrać film. Jest też opcja rozpoznawania mowy aby wyszukać sobie coś konkretnego.
Czy Google Karton jest fajny? Bardzo. Czy jest jednak dobry? Niestety nie.
Normalnie jestem fanem nowych rozwiązań. Używałem telefonu z Androidem kiedy to dostępne były tylko dwa (HTC Magic). Myszkę optyczną miałem chyba pierwszą na całym osiedlu. Pierwszy monitor LCD kupiłem po roku oszczędzania (i rodzice nieco pomogli) za 1250zł, ekran w rozmiarze 15 cali – wtedy zupełna nowość. Zawsze miałem zainstalowany najnowszy Windows, nawet jeśli była to tylko wersja Beta.
Google Karton jednak sprawił, że nie jestem już tak entuzjastycznie nastawiony do wirtualnej rzeczywistości. Nie chodzę na filmy 3D, ponieważ obraz zawsze jest ciemniejszy a oczy bardziej się męczą. Nie odczuwam większego zanurzenia się w filmie, imersji, ponieważ irytują mnie te okulary na nosie.
Podobnie jest z wirtualną rzeczywistością.
Pierwszy problem – aspekt społeczny. Zabawę w wirtualną rzeczywistość możesz mieć tylko sam w pełnej izolacji. Różnica między graniem na monitorze a graniem z wirtualnym hełmem jest taka, jak między czytaniem książki a czytaniem książki pod kocem. Jedno jest akceptowalne na kanapie po południu, drugie już nieco mniej.
Drugi problem – kontroler. Nie mam tu na myśli nawet problemu z klawiaturą czy szukaniem myszki po omacku – można się tego nauczyć albo i grać na padzie. Google Karton śledzi rotację we wszystkich osiach, Oculus Rift śledzi także translację (ruchy lewo-prawo, góra-dół, przód-tył). Tylko co z tego? Wykorzystać to możesz chyba tylko na boisku albo na hali, gdzie inni będą pilnować, abyś nie wpadł na ścianę. Grasz siedząc w relatywnym bezruchu. Wirtualna rzeczywistość tego nie może zmienić
Problem trzeci – rozdzielczość. Karton testowałem na Galaxy Note 4, telefonie o najwyższej rozdzielczości, jaka jest dostępna – w urządzeniach przenośnych (nie licząc tabletów), 2560 x 1440. Jest to prawdopodobnie identyczny wyświetlacz, jaki używa najnowszy prototyp Oculus Rift. Poprzednia wersja miała ekran z Galaxy Note 3 – nawet logo Samsunga się wtedy ostało. Niestety ta rozdzielczość musi wystarczyć dla oka tak prawego, jak i lewego. Daje to mocno pionowe 1280 x 1440. Jako że gry i filmy są obecnie zazwyczaj bardziej poziome, przekłada się to na ekwiwalent 1280 x 720.
Nie jest to taka straszna rozdzielczość, zgadza się? Kilka dodatkowych danych – zdrowy człowiek ma pole widzenia 180 stopni w poziomie. Oculus Rift generuje kąt widzenia około 90 stopni, na które przypada te 1280 pikseli. 20th Century Fox za idealny kąt, pod jakim oglądamy ekran w kinie, uważa 45 stopni. Tak więc aby sobie wirtualnie wyświetlić szerokokątny film kinowy (proporcje 2.39:1), otrzymasz obraz w rozdzielczości 640 x 267! Typowy film z Hollywood będzie w nieco lepszej, 640 x 346. Normalnie symulator wiejskiego kina, gdzie film leci z VHSu.
Sprawdziłem, jak się to ma do mojego kartonu. W aplikacji YouTube wyszło mi mniej więcej 856 x 534. Jest to lepszy wynik, ponieważ karton daje znacznie mniejsze pole widzenia, na oko jest to pewnie z 60 stopni. Obraz jest ostrzejszy, ale wyraźnie widać boki kartonu.
Nie oceniam jeszcze definitywnie wirtualnej rzeczywistości. Za Oculusem stoi Facebook i John Carmack, ojciec Dooma i Quake’a. Głupio by też było oceniać Oculusa na podstawie wersji wykonanej z kartonu. Obie technologie jednak dzielą niektóre wspólne problemy.
Myślę, że w najlepszym przypadku wirtualna rzeczywistość będzie mieć takie samo miejsce, jak kierownica. Bardzo fajny dodatek do niektórych typów gier, posiadający niestety szereg wad.
Co do kartonu – jeśli masz wolne 10zł 78 groszy, które możesz przeznaczyć na gadżet, którym się pobawisz dwa dni i wsadzisz do szafy, aby wyciągnąć okazyjnie i pokazać gościom – to warto. Jeśli spodziewasz się, że będziesz tego używać dłużej – nie warto. Do oglądania filmu w podróży we własnym prywatnym kinie – obejrzałem dwa odcinki Two and a half men i wolę jednak obejrzeć zwyczajnie na ekranie telefonu, jak człowiek.
O tym i o pozostałych odcinkach Rozkręcaj z LLotharem rozmawiamy na FORUM.