FilmyRecenzje Filmowe

Motyl Still Alice (2014)

Dość często zdarza się, że w polskiej dystrybucji tytuł filmu otrzymuje jakiś kompletnie niepotrzebny dopisek. Tak stało się również przy amerykańskiej produkcji Still Alice, bo nie wiedzieć czemu zostało dodane słowo Motyl. Tak, wiem, to nazwa książki, na podstawie której film powstał. Owad ten rzeczywiście przewija się w filmie, ale nic nie wskazuje na to, że jest on dla fabuły tak fundamentalnie ważny. Sama zbitka sprawia problem, bo jest trochę po polsku, trochę po angielsku. No, ale to nie pierwszy i nie ostatni raz kiedy tytuł w polskiej dystrybucji jest kompletnie nietrafiony. Zresztą do oryginalnego tytułu jeszcze wrócę. Najpierw porozmawiajmy o twórcach.

Duet Richard Glotzer i Wash Westmoreland nie ma na koncie wielkich sukcesów – cztery nisko budżetowe filmy, jednym z nich jest np.: „The Fluffer” (słowo fluffer oznacza osobę odpowiedzialną za podniecenie aktora porno, by mógł wystąpić przed kamerą.) I oto ci dwaj dżentelmeni biorą na warsztat książkę „Motyl” Lisy Genovy. Tworzą scenariusz, stają za kamerą, ale przede wszystkim przekonują do współpracy wspaniałą Julianne Moore.

I tworzą film Still Alice, opowiadający o profesor Alice Howland, matce trójki dorosłych dzieci, pracującej na uniwersytecie Columbia gdzie wykłada językoznawstwo. Pewnego dnia główna bohaterka gubi się podczas uprawiania joggingu, nie poznaje znajomych murów uczelni, kompletnie nie wie, gdzie się znajduje. Badanie lekarskie kończy się miażdżącą diagnozą – Alzheimer we wczesnym stadium. I tu wracamy do tytułu. Still Alice – bo ten film jest o próbie pamiętania siebie, czy jeśli zapomnimy swojej przeszłości, jeśli nie będziemy poznawać teraźniejszości, to czy możemy pozostać sobą. Czy Alice wciąż będzie mogła mówić, że jest sobą, jeśli wszystko dookoła niej stanie się obce?

To poważny, poruszający temat, który film potrafi unieść. Wzrusza tu niemal każda scena, każda pojawiająca się postać jest ważna. Widzimy męża, kochającego swoją żonę, a jednak niepotrafiącego wspierać jej w wystarczający sposób, niepotrafiącego wielu rzeczy zrozumieć, emocjonalnie naskakującego na nią w kilku sytuacjach za to, że o czymś zapomniała. Równie interesujące są też role córek. Zwłaszcza młodsza, buntowniczka grana przez Kristen Stewart jest postacią ciekawą i skomplikowaną.

Dzięki świetnym kreacjom film jest bardzo ludzki, ściska gardło niemal przez cały seans. Ogromne wrażenie zrobiły też na mnie momenty pełne ogromnego napięcia np.: kiedy Alice ma potrzymać na rękach wnuczkę. Człowiek patrzy na to i czeka drżąc z niepewności, czy za chwilę nie wydarzy się tragedia. Muzyka jest dopasowana niemal idealnie, podkreśla emocje, które chce przekazać obraz.

Są jednak minusy, coś co wydawać by się mogło powinno być kluczowym momentem filmu czyli folder w komputerze o nazwie „Motyl” jest potraktowany po macoszemu. Dostajemy bardzo dramatyczną scenę bezpośrednio z nim związana, ale można było wycisnąć z tego wątku zdecydowanie więcej, akurat tego scenarzyści i reżyserzy nie udźwignęli. To nie jest wielki zarzut, ale takich wątków, które toczą się za szybko, albo zostają potraktowane zbyt płytko, jest jeszcze kilka.

Natomiast Julianne Moore zagrała wybitnie, tutaj nie ma jednej fałszywej nutki, to najwyższy możliwy poziom aktorstwa, za który zgarnęła zasłużone nagrody – Oscara, Złoty Glob i statuetkę BAFTA. Moore była w tym roku absolutnie bezkonkurencyjna. Jej występ przykrywa wady filmu, niedociągnięcia scenariusza. Kiedy mówi do męża: „I fell like my brain is fucking dying” aż przechodzą ciarki.

Still Alice to film zdecydowanie godny polecenia, opowiadający poruszającą historię w sposób poprawny. Nie jest to pierwszy raz kiedy scenariusz nie nadąża za talentem aktora/aktorki, która taszczy film na własnych plecach i wynosi dzieło na wybitny poziom. Moore tchnęła w swoją postać niesamowite pokłady życia, widz zaczyna wierzyć w jej chorobę, wydaje się ona być tak bliska tak bardzo prawdziwa.

  • Ocena kuby - 8/10
    8/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 6

  1. Gratuluję debiutu na łamach FSGK. Dziękuję z recenzję, przyjemnością było ją przeczytać. Warto dodać, że dużo siłą filmu jest jego autentyczność. Glotzer cierpiał na stwardnienie zanikowe boczne i zmarł niedługo po premierze. Sam film był zaś nie tylko artystycznym, ale i komercyjnym sukcesem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Chodzi za mną ten film od premiery, Moore to kapitalna aktora, ale ze względu na tematykę jakoś nigdy nie miałem 'ochoty’ go obejrzeć.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button