Możemy pogadać sobie o światopoglądach, o utopii, równości, patriarchacie i wszystkich innych zagadnieniach na granicy damsko-męskich relacji, ale nie znajdzie się chyba odważny/a, który zaprzeczy, że „Barbie” jest najważniejszym filmem roku 2023. Nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym.
Liczba widzów, sumy w box office przyprawiające o zawrót głowy, wiele pochwał i trochę krytyki, celebryci i politycy dyskutujący żywo o problemach poruszanych w fabule. Żaden inny film nie wzbudził nawet ułamka tego zainteresowania. Co więcej – w teorii ryzykowne – zestawienie dnia premiery z nolanowskim „Oppenheimerem” okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie pamiętam od dobrej dekady ani tak udanej przypadkowej kampanii promocyjnej, ani takiego kinowego wydarzenia, mobilizującego miliony ludzi na całym świecie.
„Barbenheimer”, róż kontra kapelusz, bomba kontra sex-bomba, zabawka kontra genialny naukowiec. Kontrast idealny, miliony memów, obrazków i przerzucanie się żartami na temat obu produkcji zestawionych razem. Napisałem o przypadkowej kampanii, bo żaden marketingowiec nie mógł przewidzieć tego, co się wydarzyło, a większość ze wspomnianych haseł i memów wymyślili zwykli ludzie, bawiąc się tym i przy okazji walcząc o zasięgi w social mediach.
Samo kino też wygrało, bo liczby mówią same za siebie – „Barbie” jest krótsza, lżejsza i bardziej przystępna niż trzygodzinny, przegadany film biograficzny, ale nikt tu nikomu nie zabrał widowni. Byłeś już na „Barbie”? Nie? No coś Ty! Ja widziałam, ale ciągle szukam dobrego miejsca na „Oppenheimera”. Takie dialogi były na porządku dziennym. Mnóstwo facetów w kapeluszach, mnóstwo ludzi obu płci z różowym elementem odzieży.
Naprawdę niesamowite święto kina i wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Nie wypadało nie iść do kina, wręcz wypadało obejrzeć obie produkcje, żeby mieć o czym rozmawiać na kawie w pracy czy przy dystrybutorze z wodą. Tak, wiem drogie marudy, na pewno wśród was są tacy, których to ominęło i którzy są „ponad to”, ale faktów nie zmienimy. Działo się tego lata coś oryginalnego i coś, czego w kinie nie było od dawna.
To powiedziawszy, wypada zadać pytanie kluczowe. O czym właściwie jest „Barbie” i czy warto obejrzeć? Od razu napisze, że warto choćby z powodów wymienionych wcześniej, ale nie tylko. Greta Gerwig i Noah Baumbach napisali całkiem interesującą historię, która bierze na tapet relacje damsko-męskie i pokazuje, że żadna skrajność nie jest dobra. Czasem wychodzi zabawnie, czasem prawdziwie, a czasem dość hm… krzywo (i nie do końca uczciwie), ale ostatecznie po seansie byłem raczej ukontentowany.
Mamy tu Barbieland gdzie mieszkają wszystkie lalki, mają się świetnie, matriarchat im służy, a każdy Ken jest tu tylko tłem i całe życie spędza na próbach zaimponowania Barbie. Co ważne – wszystkie plastikowe panie uważają, że ich wzorowe społeczeństwo jest lustrzanym odbiciem realnego i dzięki istnieniu Barbie, kobiety są w pełni wyemancypowane i wręcz rządzą światem. Przychodzi jednak moment, w którym klasyczna Barbie (Margot Robbie) musi wyruszyć w podróż do naszej rzeczywistości i to, co odkrywa, będzie dla niej… zaskakujące, mówiąc najdelikatniej.
W podróży towarzyszy jej plażowy Ken (Ryan Gosling), który odkryje uroki patriarchatu i zrozumie, że może być czymś więcej niż ledwie dodatkiem do świata zdominowanego przez żeńskie lalki. Po drodze do pary zabawek dołączy też Gloria (America Ferrera), sekretarka w firmie Mattel i jej córka, Sasha (Ariana Greenblatt), z którą Gloria jest w odwiecznym konflikcie pokoleń.
„Barbie” jest komedią i muszę przyznać, że bawiłem się podczas seansu całkiem nieźle. Wiele żartów na styku męskiego i damskiego świata trafia w punkt, wyśmiewane są i utopijne wizje „państwa kobiet”, i głupota facetów myślących penisem lub w jego imieniu. Aseksualność lalek w zderzeniu z pełnym seksu światem realnym czasem bawi, czasem budzi ciarki zażenowania, ale nie jest to jedyny temat na żarty w filmie.
Problem pojawia się, kiedy scenarzyści zaczynają przekazywać nam swoje przesłanie. Proces wygląda tak: twórcy biorą wielki kij bejsbolowy, przyklejają do niego kilka prawd o równouprawnieniu, różnicach między płciami i stereotypach i walą nas tym po łbie z wdziękiem kibola-szalikowca. Pewien monolog w 2/3 filmu, który wyrzuca z siebie Gloria, jest jedną długą litanią pretensji do wszystkich (mężczyzn) o wszystko.
Niech jednak będzie – edukacji nigdy za wiele, poszanowania praw innych tak samo. Problem w tym, że ten film pod względem misji byłby przełomowy, odważny i kultowy, gdyby wyszedł… 2-3 dekady temu. Dziś wygląda to na mocno spóźniony i bardzo umiarkowany feminizm. Mówienie o szklanym suficie i nierównościach płacowych w czasach, gdy „kobiety z jądrami” zdobywają medale w damskich konkurencjach sportowych, otyli i niezbyt atrakcyjni mężczyźni wygrywają konkursy piękności albo tytuły „kobiety roku”? Kiedy feministki walczące o lepszą sytuację i prawa kobiet nazywane są TERFkami, bo nie chcą się zgodzić na umowność płci i antynaukowe bzdury w stylu „facet może urodzić dziecko”?
Nie te czasy, nie te problemy kochani. Najlepszym zobrazowaniem niech będzie sam film „Barbie”: Will Ferrell gra CEO Mattela, a wraz z nim radę nadzorczą stanowi 12 facetów. Jeden głupszy od drugiego, przedstawieni jako kompletni idioci, których sumaryczne IQ będzie niższe niż sekretarki Glorii. A jak wygląda rzeczywistość 2023 roku? Na 11 osób w „board of directors” mamy 6 facetów i 5 kobiet… Wnioski pozostawiam wam.
Dodatkowo im dalej w las, tym bardziej skłaniamy się jednak przy antymęskiej narracji (zaznaczam tu jednak wyraźnie: może być to tylko mój indywidualny odbiór z uwagi na moją płeć, chętnie podyskutuję z inną opinią). Ken do końca jest trochę ofiarą losu i jego przemiana tak naprawdę jest iluzoryczna, a jedyny jej „objaw” to napis na bluzie w ostatniej scenie. Mężczyźni z rzeczywistego świata są albo odrażającymi świniami (na deptaku), albo idiotami (wspomniana rada dyrektorów), albo są zbędni i pomijalni (ojciec Sashy/mąż Glorii). Mało? Na koniec lalki Barbie odbijają z rąk Kenów swój świat, stosując sztuczki, którymi (jak zakładam) w teorii powinny gardzić. Udawanie słodkiej idiotki i mamienie biustem. Oczywiście Kenowie (Keny?) dają się nabrać, bo przecież są głupimi osiłkami sterowanymi przez popęd.
Im bliżej końca, tym bardziej ucieka nam „śmiejemy się z wszystkich” na rzecz „faceci są głupkami, w najgorszym wypadku złem koniecznym”. Z oczywistych względów nie mogę się z tym zgodzić, ale to już kwestia interpretacji własnej, bez wpływu na ocenę. Podkreślam tylko, że jeśli lubicie komedie zabójczo inteligentne, mówiące wiele między wierszami i subtelne – „Barbie” nawet nie leżała obok tej kategorii.
Na osobne słowa uznania zasługują odtwórcy głównych ról. Margot Robbie po raz kolejny pokazuje całą paletę barw i z plastikowej zabawki zrobiła skomplikowaną postać w kryzysie egzystencjalnym. Partnerujący jej Gosling wypada świetnie jako czystej wody talent komediowy, nie pierwszy raz zresztą („Nice guys”, „Crazy stupid love”). Reszta obsady poprawnie, ale bez szału.
Pochwalić muszę też koniecznie kostiumy i scenografię. Barbieland żyje, oddycha pełną piersią i wygląda po prostu idealnie. Odtworzono stroje, domki, auta i akcesoria z całej – ponad sześćdziesięcioletniej – historii marki. Pojawiają się tu i hity, i zupełnie nietrafione projekty. Wszystko powołano do życia na ekranie z taką pieczołowitością, że ręce same składają się do braw. Będą Oscary w kategoriach technicznych jak nic, nominacje to minimum przyzwoitości.
W zasadzie tyle. Jak oddzieli się otoczkę i święto kina z okazji premiery „Barbie” i „Oppenheimera” od seansu, to zostaje nam przepięknie zrealizowana komedia z kilkunastoma zabawnymi scenami, łopatologicznym (ale słusznym) przekazem spóźnionym o dobre dwadzieścia lat. Można zobaczyć, warto znać, ale nie jest to film w żadnym razie rewolucyjny ani społecznie, ani dla kinematografii. Ba, Mattel po spektakularnym sukcesie zapowiada już swoje własne filmowe uniwersum na wzór MCU tylko z zabawkami. Czyli dzieje się to, co w teorii krytykuje i obśmiewa Greta Gerwig w swoim filmie. O ironio…
Barbie (2023)
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
No nie wiem, chyba jednak trzeba być Amerykaninem, żeby dostrzegać coś w takich filmach (oraz tych wszystkich Transformersach, Batmanach i innych Marvelach). Ewentualnie może urodzić się po 1989 roku. Ponieważ nie dotyczy mnie ani jedno, ani drugie, to chociaż bardzo lubię Margot Robbie (ma się rozumieć po Pewnego razu w Hollywood) to na wspomniane w tekście pytanie (czy byłem już na Barbie) postukałbym się wymownie w czoło.
Nie rozumiem ani jednego zdanie z tej wypowiedzi. Rozumiem treść, ale nie wiem jak Batman, Transformers czy MCU mają się do opisywanego filmu. Ani ta sama kategoria, ani ten sam typ, zero, dosłownie zero części wspólnej.
Z jednej strony przygodowe kino superbohaterskie oparte o kreskówki albo komiksy z drugiej komedia z komentarzem społecznym i ambicjami gdzie popularna lalka jest tylko nośnikiem pewnych motywów znanych z codzienności. Jak to połączyłeś? Nie mam pojęcia.
O każdym filmie można powiedzieć, że jest nośnikiem pewnych motywów znanych z codzienności. I w znakomitej większości będzie to prawda. Ale nie zmienia to w niczym najważniejszego faktu – TO JEST FILM O LALCE. O popularnej w USA zabawce, u diabła. Zrobiony tylko po to, żeby przy okazji nakręcić sprzedaż firmie Mattel. Tak samo Transformersy. Dzieci bawią się barbie i transformersami i wymyślają sobie na potrzeby tej zabawy różne niesamowite historie dla nich. Od dawna socjologowie twierdzą, że Amerykanie to naród niesamowicie infantylny (drugi taki to Japończycy), ale czy cały świat już zdziecinniał? Ja w każdym razie nie zamierzam się w to bawić.
Tak samo możnaby podsumować prawie każdy film z marką. Ale czy na przyklad Lego Movie da się sprowadzić tylko do roli reklamy klocków? Albo czy nowy Spiderman ma tylko skłonić do kupna zabawek? Czy twórcy takich filmów nie mają nic innego do przekazania?
Zapewne mają. I z chęcią bym się zapoznał z ich przekazem, gdyby miał on formę poważną. Przekazu w formie przygód superbohatera z komiksu Marvela czy DC, albo wręcz naprawdę istniejącej zabawki prawdziwej firmy nie mogę uznać za poważny. To coś spoza kręgu europejskiej kultury. Jak manga i Bollywood. Istnieją i bardzo dobrze. Ale niech się nimi jarają Amerykanie, Japończycy i Hindusi.
Tutaj wychodzi teraz twoje zacietrzewienie we własnych poglądach. Nie twierdzę, że ta Barbie to wybitne dzieło niosące świetliste przesłanie, ale twierdzenie, że powstał tylko aby sprzedać lalkę, jest co najmniej ignoranckie. Jest zabawny, przemyślany, momentami ma wady jak wspomniane w recenzji, ale nie jest wytworem czysto marketingowym. Gdyby Barbie miała na imię, nie wiem, Bogusława, i nie była podpięta pod żadną konkretną markę, to już byłoby ok?
Moim zdaniem to jest w ogóle odważne założenie, bo może i Mattel miał takie zapędy, ale jeśli tak to zatrudnili zdecydowanie niewłaściwych twórców, bo to nie jest film dla dzieci. Żeby cokolwiek zrozumieć z historii, przesłania i generalnie dobrze się bawić trzeba mieć minimum 14-16 lat, a to nie jest target kupujący i bawiący się Barbie.
Daj spokój, kultura amerykańska wręcz słynie z serwowania dzieciom treści, których właściwego przesłania albo w ogóle nie rozumieją, albo rozumieją opacznie.
Nie byłoby, ale taki film nigdy nie powstanie, bo w Europie społeczeństwo nie tworzy sobie zastępczych bożków w rodzaju lalek i superbohaterów imitujących ludzi doskonałych. Na szczęście mamy inne pojęcie doskonałości.
Nie wiem skąd masz to (błędne) przekonanie, serio. Bo czym się różni mitologia Marvela od mitologii greckiej, rzymskiej, nordyckiej? Wszystkie zmyślone, wszystkie mają bogów, pół-bogów i ludzkich herosów, wszystkie powielają podobne schematy (od zera do bohatera, poświęcenie, kara boska). W zasadzie jedyna różnica to czasy, kiedy powstały utwory i nikt na serio nie wierzył w bajki Marvela i nie mordował ludzi w imię Iron Mana 🙂
O tym, że w Europie komiksów też jest w opór tylko są mniej popularne niż amerykańskie nawet nie wspominam. Masz jakieś dziwne poczucie wyższości nad Amerykanami (subiektywna sprawa, czemu nie), tym zabawniejsze, że ten – w Twoich oczach – głupi naród zapatrzony w komiksowe zabawki rządzi generalnie całym światem od mniej więcej 100 lat 😉
Czym się różni piszę w poście poniżej. Swoją drogą dziwne, że można w ogóle o to pytać.
I nie. Nie mam poczucia wyższości nad Amerykanami. Mam tylko poczucie odrębności kulturowej. Nigdzie nie napisałem, że są głupi. Napisałem tylko, że są infantylni. Nie znaczy to wcale, że infantylne społeczeństwo nie może odnosić sukcesów. Kto wie, może nawet odnosi je łatwiej? Może też być okrutne i niebezpieczne, bo to często towarzyszy infantylnemu widzeniu świata. Przykładem właśnie USA i Japonia.
Aha, naturę amerykańskiej mitologii masz w pigułce wyłożoną w filmie Ted – Flesh Gordon, rozgrywający Jetsów, jako zbawca świata. 🙂
Samo w sobie nie jest to niczym złym, ale proszę, nie porównuj tego z Grecją, Rzymem czy Skandynawią. Mały przykład z dziedziny religii – z człowiekiem wyznającym np. buddyzm możemy się nie zgadzać, ale nie jest dla nas żadnym kuriozum. Stoją za nim wieki tradycji. Ale kogoś kto przechodzi na religię Jedi mamy za głupka. Nawet jeżeli uznajemy, że to jego prawo, to w duchu patrzymy na niego z przymrużeniem oka, prawda?
Skończyły się komentarze pod tamtym więc dam tu i tylko krótko, bo mamy tu temat na 6h pasjonującej dyskusji 🙂
„Mały przykład z dziedziny religii – z człowiekiem wyznającym np. buddyzm możemy się nie zgadzać, ale nie jest dla nas żadnym kuriozum. Stoją za nim wieki tradycji. Ale kogoś kto przechodzi na religię Jedi mamy za głupka. Nawet jeżeli uznajemy, że to jego prawo, to w duchu patrzymy na niego z przymrużeniem oka, prawda?”
Prawda, ale nie do końca, ja tak samo patrzę na wyznawcę dowolnej religii (nie jak na głupka, ale powiedzmy, że z przymrużeniem oka*), bo dla mnie różnica między Jedi i mocą, a innymi religiami to czas powstania. Metryka. Jakby Lucas z taką wyobraźnią wypłynął 500 czy 5000 lat przed naszą erą to dziś może w moc wierzyłoby pół świata.
* – z przymrużeniem oka patrzę na dorosłego, który wierzy w wyższy byt co stworzył wszystko z niczego, kocha nas, ale jak nie zrobimy tego co chce to będziemy się smażyć w piekle po wieczność – i teraz: nie kpię do imentu; jak komuś to w życiu pomaga duchowo – rewelacja, nie moja broszka, jak ktoś robi coś dobrego z powodów religijnych – szacun, byle nie zmuszać do tego innych. Nie jestem antyreligijny ani nic z tych rzeczy.
„Jakby Lucas z taką wyobraźnią wypłynął 500 czy 5000 lat przed naszą erą to dziś może w moc wierzyłoby pół świata.”
Ale nie wypłynął. Wypłynął teraz, a my o tym wiemy. Zresztą on sam nie aspiruje do roli założyciela nowej religii. Jeżeli za dwa tysiące lat ludzie będą święcie wierzyć w religię Jedi to wspaniale, bo w sumie przekaz niesie pozytywny.
A ogólnie religia jest spoko. Znakomicie się sprawdza w roli środka dyscyplinującego społeczeństwo do życia zgodnie z prawem naturalnym. I to jest jej prawdziwa rola, nie jakaś wydumana metafizyka. Jeżeli ktoś nie kradnie i nie zabija, bo boi się piekła, to tylko przyklasnąć. Jak mawiają orkowie – jak Boga nie ma to i ojca w mordę można. Jak dotąd nie wynaleziono niczego świeckiego, co sprawdzałoby się równie dobrze.
Czyli w Czechach, tym laickim kraju, to ogólnie się zabijają, zdradzają i biją ojca w mordę? Wydaje mi się, że to ma jednak większy związek z dobrobytem społeczeństwa i jego dojrzałością mentalną, a nie religijnością. Mamy przecież kraje arabskie, które są bardzo religijne, a kobiety nie mogą same wychodzić na ulice i umierają pobite, jak odkryją włosy niezgodnie ze zwyczajem.
Mówiłem, że religijność sprzyja przyrostowi naturalnemu, nie że rozwiązuje wszystkie problemy społeczne. Na te ma wpływ znacznie więcej czynników, zaczynając choćby od tradycyjnej kultury. A ta w państwach arabskich jest jaka jest (i była taka na długo przed islamem). Nie zaprzeczysz chyba jednak, że w państwach arabskich jest wysoki przyrost naturalny. I dotyczy to również tych bogatych, jak Arabia Saudyjska. Zobacz ile rodzeństwa miał Osama oraz ile dzieci sam posiadał.
dlaczego odmawiasz całym narodowościom jaraniem się tym, czym chcą? Co jest złego w niepoważnej formie przekazu? Oglądałeś kiedyś komedię?
Gdzie komuś czegoś odmawiam? Cały czas piszę tylko o sobie.
Zupełnie się nie zgadzam i uważam, że to nie ma nic wspólnego z kręgiem kulturowym, a jak już to prędzej przykleiłbym „Barbie” do Europy niż do USA. Inteligentna komedia z misją i przekazem społecznym ubrana w pastiszowe ciuchy różowej opowieści o lalce. Dużo trudniej nakręcić coś takiego niż typowy film według standardowego schematu.
Tzn. rozumiem, że Ty masz alergię na formę i jak forma nie pasuje to koniec i umarł w butach, ale to osobista preferencja, która nie umniejsza wartości filmów. Na tej samej zasadzie można napisać, że Monty Python jest nieoglądalny, bo dorośli faceci robią z siebie idiotów, przebierają za baby, wrzucają koślawe animacje albo udają, że jadą na koniu. Zero powagi i wstyd, a nie poważne kino…
Widzę, że ani trochę się nie rozumiemy. Odwołanie do Europy i Monty Pythona pokazuje to dobitnie. Ty tu widzisz inteligentną komedię, a ja hołd oddawany bożkowi. Plastikowej idolce wtłaczanej od dziesiątek lat młodym amerykańskim dziewczynkom jako wzór do naśladowania. I to wtłaczanej skutecznie, co widać choćby w stosunkach społecznych panujących w amerykańskich szkołach.
To ma właśnie wiele wspólnego z kręgiem kulturowym. Barbie, superbohaterowie, komiksy, wrestling są właśnie typowe dla amerykańskiego kodu kulturowego, który wykształcił się stosunkowo niedawno, praktycznie z niczego, i nie nabrał jeszcze właściwej innym kulturom powagi i patyny. Jest jednak typowy dla USA, jak Bollywood jest typowy dla Indii, kino kung-fu dla Chin czy kawaii dla Japonii.
Filmu nie oglądałem, a recenzję przeczytałem dwa razy i jej nie zrozumiałem.
Na pewno fajnie, że film zrobił taki ruch w interesie, ale w kontekście tego co się teraz dzieje w Hollywood czy to, że filmy zarabiają ma jakiekolwiek znaczenie. MCU na samych dwóch częściach Avengers zarobiło luźno licząc 4 miliardy dolarów, a zaraz potem szefowie oszczędzali i żyłowali ludzi od CGI. Producenci zarabiają na filmach miliardy a najważniejsze osoby bez których nie ma filmów czyli aktorzy i scenarzyści są traktowani jak zło konieczne.
Jestem rozczarowany przełożeniem daty premiery Diuny – choć myślę, że nie tylko strajk aktorów był tego przyczyną. Jestem rozczarowany tym w jaką stronę idą zwłaszcza seriale obecnie produkowane, zatrudnia się scenarzystów za grosze, w większości ludzi bez większego talentu (patrz: scenarzyści Pierścieni Władzy czy Wiedźmina, żeby daleko nie szukać).
„Filmu nie oglądałem, a recenzję przeczytałem dwa razy i jej nie zrozumiałem.”
Ale czego konkretnie? Komedia z komentarzem społecznym spóźnionym o 20 lat i ambicjami bycia czymś więcej, całkiem zabawna, ale nie bez wad. Tyle 🙂
A Diuna mnie załamała, na nic tak w tym roku nie czekałem jak na drugą część.
Mówienie o szklanym suficie i nierównościach płacowych w czasach, gdy „“kobiety z jądrami” zdobywają medale w damskich konkurencjach sportowych, otyli i niezbyt atrakcyjni mężczyźni wygrywają konkursy piękności albo tytuły “kobiety roku”? Kiedy feministki walczące o lepszą sytuację i prawa kobiet nazywane są TERFkami, bo nie chcą się zgodzić na umowność płci i antynaukowe bzdury w stylu “facet może urodzić dziecko”?”
Transfobii bym się tutaj nie spodziewał
Prawidłowo, bo jej tu nie znajdziesz.
Ludziom (których jest promil promila) z kliniczną dysforią współczuję tak mocno jak się da. Życzę jak najlepiej. Uważam, że państwo powinno maksymalnie pomóc im w procesie prawnego uzgodnienia płci i podobnie z medyczną stroną przejścia na tę płeć, którą determinuje ich rozwinięty mózg.
Nie mam natomiast żadnych pozytywnych uczuć do ludzi, którzy uważają, że płeć to spektrum, że można ją sobie dowolnie zmieniać i wybierać tylko na podstawie deklaracji i bez całego procesu jaki za tym idzie u ludzi, którzy NAPRAWDĘ mają ten problem.
Krótko mówiąc: osoba, która nie ma dysforii tylko nie radzi sobie jako facet i nagle chce być uznana za kobietę (odwrotnie dziwnym trafem rzadziej), ale nie ma zamiaru brać hormonów i przechodzić fizycznej przemiany jest albo chora psychicznie i musi szukać pomocy albo wykorzystuje debilizm aktywistów i świetnie się bawi. Dla takich przebierańców nie ma miejsca ani w damskich toaletach ani na zawodach ani nigdzie indziej gdzie są przestrzenie przeznaczone dla kobiet.
To naprawdę proste rozróżnienie i nie ma nic wspólnego z transfobią.
Jeśli mogę się wtrącić, najstraszniejsze jest to, że nikt nie mówi o pomocy psychologicznej, bądź psychiatrycznej dla osób, które nie potrafią odnaleźć się w swojej płci, zamiast tego zostało wymyślone coś koszmarnie głupiego i szkodliwego dla ludzi czyli ta słynna niebinarność – czyli bycie tak naprawdę nikim, albo tym czymś. Nie ma szukania przyczyn dlaczego źle się czuje jako kobieta bądź mężczyzna tylko wmawianie ludziom to normalne bo płeć tak naprawdę nie istnieje. To są bardzo często ludzkie tragedie i dramaty a zamiast znajdywać na nie rozwiązanie wymyślono ideologię sprzeczną z naturą i zdrowym myśleniem.
„Nie ma szukania przyczyn dlaczego źle się czuje jako kobieta bądź mężczyzna tylko wmawianie ludziom to normalne bo płeć tak naprawdę nie istnieje.”
Bo 90% aktywistów i krzykaczy to nie są ludzie dotknięci prawdziwym problemem dysforii tylko przebierańcy albo wręcz hetero i bez żadnych problemów w życiu. Znaleźli niszę gdzie mogą kwitnąć w środowisku – jak młodzieżowa sub-kultura – i jadą na tym do oporu, a żeby być zauważonym trzeba się prześcigać w radykalizmie.
Dlatego wychodzi Navratilova, lesbijka walcząca o prawa osób LGB od dekad, odważna i ujawniająca się w czasie, kiedy wymagało to odwagi, mówi, że faceci podający się za kobiety w sporcie to dramat i niesprawiedliwość i jest glanowana przez najbardziej progresywnych aktywistów, bo jak ona może!
Zresztą to samo spotkało Rowling. Powiedziała, że tylko kobiety mają menstruację i wystarczyło…
Historia J.K. Rowling (pomijam jej historie jej życia z przed wydania książki, bo też fascynująca, ale nie o tym) to jest coś niesamowitego i smutnego na samej tylko jej karierze widać jak ludzie bardzo idą w skrajności: Pamiętam jak chodziłem do przedszkola gdzie zakonnica na lekcjach religii mówiła o Harrym Poterze i muzyce Ich Troje, że i jedno i drugie to ogromne zło. Potem jak chodziłem już do podstawówki (przyzakonnej) jaka wtedy była jazda na Harrego Potter. Na religii, na rekolecjach, że to diabelska książka. Księża na kazaniach mówili, żeby tego nie czytać. W związku z tym pani Rowling była bohaterką dla ludzi zwalczających kościół, anarchistów i tym podobnych. Jak jeszcze ogłosiła światu, że Dumbledore jest/był homoseksualistą to już w ogóle twarz „lewicy”, a kiedy zaczęła wygłaszać swoje umówmy się niezbyt radykalne i odkrywcze poglądy stała się jedną z najbardziej znienawidzonych osób na świecie, to ile prawdziwego hejtu się na nią wylewa to jest koszmar.
Hah! Zapomniałem o tym, super uwaga kuba! Dobry przykład na to jak bardzo ci ludzie traktują pewne sprawy przedmiotowo i jesteś ok dopóki idziesz za coraz radykalniejszą rewolucją, jak nie to „kto nie z nami ten przeciw nam”.
Tutaj pełna zgoda.
Zgadzam się film jest spóźniony. Zamiast łamać schemat, wyznaczać nowy kierunek, otwierać oczy, po prostu płynie z aktualnymi trendami.
Sam pomysł i realizują na duży plus.
Gdyby film był o Kenie, który trafia do świata przeżywającego kryzys męskości, wtedy byłby aktualny.
Widziałem ostatnio jakiś krotki filmik o chłopaku, który nie chce postawić drinka dziewczynie, w zamian za co zostaje wyzwany przez ów dziewczynę od gejów. W komentarzach burza, gość zostaje często nazywany bohaterem, ktoś inny pisze ze to musi byc ustawiane bo to niemożliwe żeby ładnej dziewczynie nie chcieć kupić drinka, jeszcze inni nawołują do tego żeby sie „jednoczyć” przeciwko wstrętnym kobietom…
Przeraziła mnie ilość komentarzy oraz ich treść. Jasne cześć to trole, ale okazuje się współcześni faceci najwyraźniej zgubili gdzieś pewność siebie i w pewien sposób zaczynaja powoli grupować się w obliczu frustracji.
Nie rozumiem więc dopytam: co jest złego w tym, że nie chciał postawić dziewczynie drinka? To jakiś obowiązek?
słuchaj ja też nie widzę w tym nic złego, ale po lawinie komentarzy nacechowanych skrajnymi emocjami, ciężko nie zauważyć, że coś dziwnego się dzieje, że nastroje społeczne zaczynają się ostrzyć, polaryzować. Myślę, że jakieś 15 lat temu taki filmik przeszedłby bez echo. Ot kobieta się wkurzyła, bo liczyła na drinka i tyle. Natomiast teraz zwyczajna sytuacja wywołuje ideologiczne dyskusje.
Dla mnie to dziwne na obu poziomach. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie ktoś krytykuje faceta za to, że nie chciał postawić dziewczynie drinka i nie rozumiem dziewczyny, która robi z tego jakąś zadymę. Całkowicie abstrakcyjna sytuacja dla mnie.
Wystarczy spojrzeć na to jakie negatywne poruszenie spowodował ten film, żeby dostrzec, że jednak nie jest tak, że jest spóźniony o 20 lat i nic nowego nie wnosi.
Może z pespektywy mężczyzn nie ma już o co walczyć, feministki osiągnęły sukces i nie ma co dalej wałkować, bo przecież nikt nam niczego nie zabrania, ale prawda jest taka, że wcale tak idealnie nie jest. Niestety z pozycji uprzywilejowanej ciężko jest dostrzec dyskryminację, to tak samo jak mówić, że w USA nie ma już rasizmu bo przecież podział na strefy „białe” i „czarne” został dawno temu zniesiony. Stare podziały ról społecznych nadal są powielane, ostatnio przechodziłam koło przedszkola, na oknie plakat chłopca przebranego w garniturek do pracy i dziewczynka z patelnią w ręce…
A jeżeli chodzi o przedstawienie mężczyzn, no to cóż… Tak ich widzimy, co tu dużo mówić. Pracuję w stoczni – dużo więcej chyba nie trzeba tłumaczyć.
O jakim negatywnym poruszeniu mówisz? Bo ja widziałem tylko jakąś hałaśliwą mniejszość w stylu fanów Konfederacji, ale w kinie spokojnie 40-50% widzów to faceci.
Nie napisałem, że jest idealnie. Oczywiście, że nie jest. Mam córkę więc wiem ile jeszcze jest do zrobienia. Dlatego sam dokładam od siebie cegiełkę i tłumaczę jej, że może być kim chce i nie ma dla niej zaplanowanej przyszłości, którą determinuje bycie kobietą.
„A jeżeli chodzi o przedstawienie mężczyzn, no to cóż… Tak ich widzimy, co tu dużo mówić. ”
Tylko to trochę przykre, że z jednej strony jest (słuszne) oburzenie na stereotypowe traktowanie kobiet, ale już mężczyzn można tak traktować i generalizować, bo „tak ich widzimy”. Przy tym podejściu nigdy nie opuścimy błędnego koła.
Należałoby się zastanowić, czy dotychczasowe role społeczne były kategorycznie złe?
W końcu doprowadziły do dobrobytu. Dlaczego zachęcanie dziewczynek do posiadania rodziny, rodzenia dzieci, zaś chłopców do pracy niby jest niepoprawne? Większość szczęśliwych kobiet które znam, poczucie szczęścia bierze z macierzyństwa i stabilności, zapewnianej przez oparty na miłości i zaufaniu związek. Powiem więcej 100% moich koleżanek, które NIE pracują, bo nie muszą (mąż utrzymuje) nie czuje się uciskanych przez narzuconą z góry rolę społeczną:)
Mam trochę znajomych wśród terapeutów i wśród kobiet 20-40 lat uczęszczających na różnego rodzaju terapie, niemalże nie ma tych które NIE muszą pracować i zajmują się wychowywaniem dzieci.
Naturalnie, każdy niech sobie decyduję jak chce, ale czemu nie zachęcać kobiet do modelu, który na ogół przynosi im szczęście?
Nie były złe i nie są złe, ale niedobre jest wtłaczanie w nie z automatu i sekowanie tych, którzy wolą inne. Czym innym jest opowiadanie, że rodzina jest super, a dzieci dają niesamowitą frajdę i szczęście (to jest ok i ja się z tym zgadzam), a czym innym jest krzywe patrzenie i niegrzeczne pytania do par czy kobiet 30+ „ale jak to? jeszcze nie macie dzieci? nie planujecie? no jak to tak”. Ktoś chce – proszę bardzo, nawet niech państwo ułatwia i zachęca. Ktoś nie chce – nie nasza brocha, nie chce, nie musi, ma prawo i nie zasługuje na głupie uwagi.
To kluczowa rzecz: zachęcać tak, ale wyłącznie pozytywnie.
„Mam trochę znajomych wśród terapeutów i wśród kobiet 20-40 lat uczęszczających na różnego rodzaju terapie, niemalże nie ma tych które NIE muszą pracować i zajmują się wychowywaniem dzieci.”
To akurat dowód anegdotyczny, bo ja znam inne przypadki, poza tym w dzisiejszej ekonomii facet musi mieć (w dużym mieście) pensję 5-cyfrową i raczej bliżej 2 z przodu niż z 1, żeby utrzymać dom/mieszkanie, żonę, auto i np. 2-3 dzieci.
Ba, tylko jak utrzymać właściwy kierunek rozwoju ludzkości bez choćby symbolicznego „sekowania” zbaczających z niego?
Nie wiem, dać każdemu żyć tak jak chce i zachęcać do tego, czego oczekujemy? Na razie zdaje się, że jest nas więcej niż mniej (na świecie). I ja wiem, że jest dysproporcja w przyroście krajów biednych i bogatych, ale to jest też clue. Tylko to polityczna dyskusja na inny czas, ale w Polsce ludzi na dzieci nie stać, a żyjąc na niezłym poziomie – nie chcą go obniżać o 2-3 klasy, żeby tylko mieć dzieci.
Nie można dać każdemu żyć jak chce, bo wtedy nikt nie będzie chciał wypełniać obowiązków wobec wspólnoty. Obowiązki są męczące i niefajne. A wspólnota jest konieczna, żebyśmy w ogóle przeżyli. Wniosek – nadmierna wolność szkodzi nam samym. To są proste prawa natury i nie da się ich przeskoczyć, choćbyśmy nie wiem jak udawali i chowali głowy w piasek. Chętnych do zastąpienia każdej zasobnej populacji w przyrodzie nigdy nie brakuje.
Nad spadającym przyrostem naturalnym głowią się naukowcy na całym świecie (przynajmniej z tych krajów, których ten problem dotyczy). I jedno jest pewne – poprawa warunków bytowych społeczeństwa nie ma żadnego wpływu na wzrost poziomu dzietności jego członków. Wręcz przeciwnie – najwięcej dzieci mają właśnie te społeczności, których na nie nie stać. 🙂 A odkryto tylko jedną stałą zależność. Mianowicie im wyższa religijność danego społeczeństwa tym lepszy przyrost naturalny. I dotyczy to właściwie każdej religii, która wynika z wielowiekowej tradycji, a nie jest doraźnym wymysłem jakiegoś wariata. Jak się nad tym zastanowić, to jest oczywiste. Religie zostały przecież pomyślane tak, żeby promować te zachowania, które dobrze służą społeczności, nie wydumanym egoizmom. Mają ją integrować, nie rozbijać. Nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, załóż rodzinę, pracuj na rzecz swojej społeczności i rób nowych jej członków. Natura to premiuje. Tu niczego nowego nie da się wymyślić.
„Mianowicie im wyższa religijność danego społeczeństwa tym lepszy przyrost naturalny.”
Mogę linka do naukowych badań? Bo brzmi to dość niewiarygodnie. Porównałem sobie na szybko bogate państwa islamskie z biednymi i wychodzi, że bieda jest głównym czynnikiem. Które bogate państwo z czuba ma większą dzietność niż pozostałe z uwagi na religię?
Ostatnio jest baby boom w Czechach, które są praktycznie państwem laickim…
Nie zgadzam się z tezą, że religia implikuje chęć pomocy/poczucie obowiązku wobec wspólnoty. Jest mnóstwo laickich krajów gdzie nadal nie ma z tym problemu.
Generalnie chętnie poczytam jakieś naukowe opracowanie na ten temat. Jak masz – dawaj 🙂
Nie mam notesu z linkami na każdą okazję. I nikt mi nie płaci za przekonywanie już przekonanych do czegoś innego. Prowadzę tylko rozmowę, nie wykład. Nie chcesz, nie wierz. Zresztą z prawdziwymi skutkami głupoty współczesnych ludzi zachodu i tak pewnie będą się borykać dopiero nasze wnuki.
I jaki jest ten czeski boom? Z 0,5 dziecka na osobę do 0,7? 🙂
I które to laickie kraje z takim poczuciem obowiązku wobec wspólnoty? Mam nadzieję, że nie mówisz o Korei Północnej.
Tak tylko wtrącę, że każdy kraj rozwijający się w pewnym momencie hamuje przyrost i to jest normalne 🙂
Polecam analizę.
https://www.youtube.com/watch?v=QsBT5EQt348
Filmu nie oglądałam, mam zamiar zobaczyć jak będzie w jakimś stremingu. Ogólnie to jestem zaskoczona że film okazał się takim fenomenem i odniósł sukces. Kiedy pojawił się pomysł na film to można było przypuszczać że to może być klapa. Film o lalce Barbie, hmm dlatego dziwi mnie ten sukces. Za dużo różu w tym filmie, nie wiem czy to zniosę.
To trochę jak z The Lego Movie. Też wszyscy myśleli, że będzie klapa, bo 2-godzinna reklama klocków najwyżej, ale jak zatrudniasz dobrą obsadę i utalentowanych twórców – nawet z filmu o lalce może wyjść coś ciekawego.
Zgodzę się z prawie całą recenzją. Ładna komedia, świetna scenografia i aktorzy, humor czasem trafia czasem nie. Pod koniec film przesadza i trochę staje się tym co wyśmiewa (ale nie w jakimś strasznym stopniu). Ogólnie mało tu fabuły, a więcej przekazu.
Nie zgodzę się tylko, że film spóźniony. Prawda, że dziś jest wiele nowych kwestii w dyskusji o równouprawnieniu, ale są to tak nowe wątki że mało kogo obchodzą. Tutaj jednak mamy zebranie przemyśleń na temat ról półciowych z ostatnich 50 lat i ich podsumowanie. Dla osób śledzących dyskusję może wydać się to przestatzałem, ale dla osób niezainteresowanych (oraz zbyt młodych) to szybkie przekazanie najważniejszych ustaleń. Nie każdy śledzi tą dyskusję, a dzięki temu filmowi wielu osobą mogą poszerzyć się horyzonty myślowe.
Masz rację. Ja może za bardzo jestem przy temacie i dla mnie to powtórzenie po raz kolejny tego samego, ale też nie do końca.
W sensie: np. zawodowo widzę jak się zmienia moja branża i jaki jest zasys i docenienie kobiet w zespołach przez ostatnie 10-15 lat. Do tego przykład z board of directors w Mattel pokazuje trend, ale masz rację. Jak ktoś nie ma styczności z tematem albo został wychowany w tradycyjnym modelu rodziny to może być nadal bardzo dobra edukacja.
Zresztą, mam córkę, duże miasto, a i tak kiedyś po przedszkolu miałem z nią rozmowę i powiedziała z żalem, że dziewczyny nie mogą być kierowcami rajdowymi i miałem niezłe WTF i długo tłumaczyłem, że to bzdura. Podobnie jak szukałem dla niej książek na wczesnym etapie: same klasyki gdzie szczytem ambicji jest być uratowana przez księcia i oddać mu się w ramach nagrody jako żona 😛 Dlatego dobrze, że są pozycje w stylu „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet”.
A ile lat miała wtedy córka ? Bo umówmy się twierdzenia kilkulatki to nie jest dowód na ucisk kobiet.
Poszerzyć horyzonty? To są niziny intelektualne i zwykły bullshit
A po przedszkolu teraz doczytałem. Gdyby ktoś jej to mówił w liceum to byłby problem/
Serio? Przecież właśnie o to chodzi, że w przedszkolu się zaczyna… No bez jaj.
A w kwestii Barbie zgadzam się z Robertem Snow. Jak przeczytałem że powstał taki film to myślałem że to żart. Natomiast czy Amerykanie są infantylni bo są młodym narodem ? Australijczycy również a nie słyszałem aby mieli ten problem, Japończycy mają dłuższą historię niż my i są trochę dziwni kulturowo z mangą przebierankami itd. więc to żadna reguła.
Australijczycy bardzo różnią się od Amerykanów. Oni tam mocno kultywują swoje narodowe tradycje. W odróżnieniu od Amerykanów, którzy zawsze starali się ulepić z siebie całkiem nowy naród.
Infantylizm Japończyków może wynikać z czegoś całkiem innego niż amerykański (nie wiem, nie zgłębiałem tego tematu), ale nie zaprzeczysz chyba, że istnieje?
1/10 najbardziej szkodliwy społecznie film jaki jest, do tego nacechowany nienawiścią do mężczyzn. Jeżeli jakiejś kobiecie się podoba to od razu wiadomo, że to 304 i należy ją odsiac