Jako, że „Avatar” miał premierę w 2009 roku, podzielę się z wami skrótowo swoją opinią, zanim przejdę do omawiania sequela. Pierwsza część – mówiąc kolokwialnie – zrzucała czapkę z głowy i powodowała opad szczęki, jeśli chodzi o stronę wizualną. To było prawdziwe 3D przez cały seans, żadne tam wstawki. A do tego bogaty, różnorodny świat wymyślony i zbudowany od podstaw. Widać ogromną wyobraźnię twórców i niesamowity wysiłek włożony w stworzenie Pandory. Poza tym fabuła ograna do bólu. Jak słusznie złośliwi zauważyli: Pocahontas w kosmosie. Chyba nie da się lepiej opowiedzieć „Avatara” w trzech słowach. Chciwi ludzie chcą okraść i zniszczyć kolonię, jeden z nich ma się wkupić w łaski tubylców, żeby zrobić rozpoznanie. Poznaje zwyczaje, zakochuje się i staje na czele rebelii przeciwko najeźdźcom.
Z uwagi na powyższe i mimo upływu 13 lat, widziałem pierwszą odsłonę dokładnie jeden raz, w kinie. W domu po prostu nie było sensu powtarzać seansu. To w końcu historia sztampowa, przewidywalna i doskonale obojętna emocjonalnie, a nawet na największym TV „Avatar” nie robi nawet ćwierci tego wrażenia, które robił w kinie. Po wielu przygodach z produkcją i montażem (James Cameron ma podobno pomysł na 3 czy 4 części i niektóre sceny do kolejnych były kręcone razem z dwójką), a także z powodu pandemii pierwszy sequel dostaliśmy w grudniu 2022 i… inżynier Mamoń byłby zachwycony*.
Jeśli lubicie/uwielbiacie/kochacie „Avatara”, istnieje spora szansa, że będziecie zachwyceni. Jeśli jednak pierwsza część nie poruszyła czułych strun waszej duszy – sequel ma na to marne szanse. Dostajemy bowiem po prostu jeszcze więcej tego samego. I to dosłownie tego samego. W teorii mamy przecież wygraną wojnę z najeźdźcami, głównego bohatera Jake’a Sully’ego (Sam Worthington) zintegrowanego z autochtonami i sielankę. Z tej sielanki rodzą się trzy niebieskie bobasy i dochodzi adoptowana córka (o niej jeszcze będzie słowo).
A w praktyce? W praktyce Ziemianie (znów) wracają, Na’vi (znów) są w niebezpieczeństwie i (znów) trzeba stoczyć ostateczną bitwę z chciwymi i zdradzieckimi agresorami. Różnice są, ale kosmetyczne: tym razem na czele korporacji stają ci sami żołnierze, ale już jako awatary Na’vi, a bitwa zamiast na lądzie i w powietrzu, odbędzie się na morzu. I tyle.
Materiału na trzy godziny na pewno taka fabuła nie zapewni, więc jednym prostym trikiem (inni reżyserzy go nienawidzą?:) Cameron załatwia problem. Sully, żeby nie narażać leśnych Na’vi ucieka do wodnych Na’vi, a że to zupełnie inny świat, dostajemy praktycznie kalkę z „Avatara”. Tym razem zagubiony jest nie tylko Jake, ale cała jego rodzina, więc razem z nimi (znów) przez pierwsze dwie godziny będziemy poznawać zwyczaje, filozofię, zasady i generalnie cały świat wodnych Na’vi.
Plus jest taki, że znów jest pięknie, kolorowo, różnorodnie i z mocnym ekologicznym przesłaniem. Minus? Nie dość, że jeszcze raz mamy dokładnie to samo co poprzednio to jeszcze (przez ilość bohaterów) mnogość mniej lub bardziej istotnych wątków przytłacza i z czasem… nudzi. Po godzinie byłem w kinie już odrobinę zmęczony, a po dwóch miałem ochotę się pogryźć, żeby tylko coś się działo. Może po prostu magia Pandory nie jest dla mnie? Tak samo jak wątki typu „krnąbrne dziecko vs rodzice”, „posłuszne dziecko vs rodzice”, „pierwsza miłość nastolatka” i tym podobne, tylko na niebiesko.
Ciekawe elementy fabularne znalazłem dosłownie dwa. Nie będę spojlerował więc napiszę jedynie, że chodzi o postaci najstarszego syna Jake’a, Neteyama i o pewnego chłopaka wychowanego z tubylcami (to Javier „Spider” Socorro). W pierwszej historii podoba mi się odwaga Camerona, a drugiej nieoczywiste rozwiązanie i dorzucenie odrobiny szarości do bardzo czarno-białej baśni.
O technikaliach nie będę się rozpisywał. Jest tak samo pięknie, jak ostatnio, albo i piękniej. Kto nie obejrzy w kinie ten trąba. Raz, że 3D jest bardzo naturalne i robi ogromne wrażenie, dwa: wszystko jest śliczne, dopracowane w najdrobniejszym szczególe, a wyobraźnia twórców do tworzenia (nomen omen) nieziemskiej fauny i flory budzi mój najwyższy podziw. Nawet jeśli komuś nic innego nie podpasuje w filmie Camerona – nie wierzę, że da się narzekać na warstwę wizualną. Uczta dla oczu.
Jedna rzecz zaskoczyła mnie in minus. James Cameron to jeden z najlepszych reżyserów w historii kina, jeśli chodzi o kino akcji, mający na koncie obie części „Terminatora”, „Aliens”, „Prawdziwe kłamstwa”. Nawet sceny pod koniec Titanica czy finałowa bitwa w „Avatarze” do dziś imponują tempem i efektownością. Zazwyczaj reżyser pokazuje nam początek kulminacyjnego starcia, potem mamy przebitki między bohaterami, za chwilę znów widzimy ogólny obraz i tak skaczemy od ogółu do szczegółu, i w drugą stronę. Zresztą podobnie zrealizowano sceny akcji w „Titanicu”. Tam raz widzieliśmy co się dzieje ze statkiem, za chwilę przenosiliśmy się do ładowni, po kolejnej chwili statek się przechylał, następnie widz wraz z Rose wracał po Jacka do ładowni, tylko po to, by krótką chwilę później zobaczyć kolejny przechył statku, ewakuację, itd… Jasne? Jak słońce.
W „Istocie wody” finał wyszedł cokolwiek dziwnie. Mamy wielką bitwę, która przechodzi w kameralne, bezpośrednie starcie głównych bohaterów, po czym… nie wiadomo co się dzieje. Śledzimy losy dzieciaków, Jake’a, Neytiri, ale jakby zupełnie w oderwaniu od pełnego obrazu. Bitwa się zaczęła, ale potem nagle jakby zamiera i „ogół” zupełnie znika z ekranu. Potem na sekundę wraca w formie już nie bitwy, a desperackiej ewakuacji, a później znów znika i już się nie pojawia. Przez to ciężko było mi się rozeznać w sytuacji i skupić, byłem dość mocno zmieszany i nie wiedziałem do końca jakie są losy całego starcia. Dziwne i niespotykane, szczególnie u Camerona.
Jak już narzekam, to dorzucę jeszcze jedną wadę. W filmie pojawia się Kiri, córka urodzona przez awatar postaci granej w jedynce przez Sigourney Weaver. Jako że ów awatar ledwie dycha i cały seans spędzi w śpiączce, Kiri zostaje adoptowana przez Neytiri i Jake’a. Jest Na’vi, jest nastolatką i mówi głosem… Sigourney Weaver. Nie wiem, czy ktoś jeszcze będzie miał z tym problem, ale jakoś mój mózg nie mógł sobie poradzić z odbiorem niebieskoskórej dziewuszki mówiącej głosem kobiety po siedemdziesiątce…
Werdykt? U Camerona bez zmian. Tak jak pisałem na wstępie: fani „Avatara” w większości będą zachwyceni, a ci, którym nie podobało się w jedynce nic poza stroną wizualną, raczej nie znajdą tu nic nowego, ciekawego. Film nakręcony sprawnie, poprawnie, o dobre 30 minut za długi (ale widać, że reżyser kocha ten świat i mnóstwo czasu poświęca na rozwijanie go na ekranie), z dwoma ciekawymi wątkami co jest jednak postępem, bo w jedynce takowych nie uświadczyłem. Byłem w kinie, obejrzałem, zapewne nie wrócę, ale nie mam wątpliwości, że na trzecią odsłonę też wybiorę się do kina (najlepiej do IMAXa).
Avatar: Istota wody (2022)
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
* jakby ktoś jakimś cudem nie znał: w kultowym filmie „Rejs” Inżynier Mamoń, grany przez Zbigniewa Maklakiewicza, stwierdza: „mnie się podobają te melodie, które już raz słyszałem”.
To nie jest pełnoprawny film; to coś pomiędzy kinem akcji, a dokumentem przyrodniczo-etnograficznym. Technicznie wykonany perfekcyjnie, żaden inny film nawet nie zbliża się do takiego poziomu CGI i nawet w małym procencie tak dobrze nie operuje 3D (czytałem, że ten film był od razu kręcony dwoma kamerami właśnie dla 3D; a w innych produkcjach efekt ten dodaje się do już gotowego filmu w postprodukcji; i tą różnicę widać).
Z tym wątkiem trudności w odnalezienie się w nowym środowisku się nie zgodzę, bo rodzina bohatera ma problemy na samym początku, ale już przy drugim podejściu ze wszystkim sobie radzi. Brak tutaj jakiś wyraźnych momentów fabularnych żeby pokazać ich trudności. Dużo jest natomiast teenage drama, ale nie jakoś strasznie napisanego.
Zgodzę się na pewno co do tempa ostatniej bitwy. Wizualnie jest pięknie, ale jest ona podzielona na bardzo wyraźne części, które nie za bardzo się ze sobą łączą.
spoiler
W pierwszym segmencie mamy wielką bitwę kosmitów z wielorybnikami, w następnych segmentach już skupiamy się na kilku potyczkach rodziny Sullego ze złym z poprzedniej części … a ta wielka niebieska armia gdzieś po prostu znika, bez słowa wyjaśnienia. W innym miejscu córki głównego bohatera są zakładniczkami, ale on musi zamknąć najpierw wątek swoich synów. Główny zły natomiast ma co chwila jakąś grupę zakładników, ale broń boże któregoś przykładnie zabić, jak Sully rozprawia się z jego całą armią. Oj dużo tego się nazbierało w tym finale.
spoiler/
Największym moim zarzutem do tego filmu jest brak ostatecznego efektu “wow”. Jak w pierwszej części wlecieli w latające góry, to do dziś wspominam tą scenę jako jeden z tych elementów całkowitego zachwytu nad magią kina. Wizualne arcydzieło. Tutaj tego efektu nie miałem. Film dalej wygląda obłędnie, ale żadna scena nie zachwyciła mnie do tego stopnia, że będę ją wspominał przez lata. Więcej, mam wątpliwości czy prawdziwa rafa koralowa na nurkowaniu w Egipcie nie jest bardziej spektakularna niż to co dostaliśmy w Avatarze.
Czy więc uważam nowego Avatara za dobry film? Tak, może nie jako seans roku czy nawet miesiąca (nowy Kot w butach wygrywa), ale na pewno jako krok w dobrą stronę naprzód. Fabuła ma swoje problemy, ale nie jest infantylna i schematyczna jak w Marvelu; a wspomniane przez Sithfroga dwa wątki zrobiły na mnie wrażenie i dały nadzieję na naprawdę złożoną historię w części trzeciej. Bo właśnie chyba tym jest dla mnie ten film, wstępem i obietnicą że w części trzeciej dostaniemy coś naprawdę niezwykłego (coś jak z Diuną). Poznaliśmy dużo bohaterów, dostaliśmy barwy szarości, usłyszeliśmy o wielu niezamkniętych wątkach … może coś z tego być, a jeszcze zostaje uczta wizualna. Jestem optymistą.
Oczywiście może to wszystko się nie spełnić i dostaniemy trzeci film z prostą czarno-białą fabułą i ekologicznym przesłaniem, w którym za stroną wizualną mało będzie filmu. Wtedy będę bardzo ten film krytykował i pisał o zmarnowanym potencjale. Zobaczymy.
(strasznie się rozpisałem)
„To nie jest pełnoprawny film; to coś pomiędzy kinem akcji, a dokumentem przyrodniczo-etnograficznym.”
Doskonałe i aż zazdroszczę, bo sam na to nie wpadłem. Gdyby narratorem nie byli wodni Na’vi w dialogach tylko jakiś gostek z offu (albo Krystyna Czubówna <3) to byłby w 100% dokumentalny film przyrodniczy. Dopiero w trzecim akcie znów zmienia się w fabularny.
A co do trzeciego filmu. Nie chcę spojlować ani złowróżyć, ale na moje będzie tak: Dżeksali postanawia jednak walczyć, postawić się i zmierzyć z siłami najeźdźców! Oczywiście tamci nie zasypywali gruszek w popiele i są potężni jak nigdy, mają nowe działa, nowe bronie, nowe sposoby walki. Dlatego Na'vi z lasu i z morza to za mało. Trzeba poprosić o pomoc powietrznych/górskich/podziemych/hispterskich (niepotrzebne skreślić) Na'vi, bo bez ich udziału to wiadomo, nie ma nawet co zaczynać bitwy, bo przegrana.
Ale oczywiście powietrzne/górskie/podziemne/hispterskie (niepotrzebne skreślić) plemię Na'vi jest albo w wielopokoleniowym konflikcie z resztą albo jest wyniosłe jak Elfy z LotR i ma w nosie bitwę i resztę. Dopiero dzielny Dżeksali jest w stanie wejść między nich, poznać zwyczaje, zrozumieć (pierwsze 2h), żeby ostatecznie namówić ich do udziału w - tym razem na pewno już ostatecznej (aż do Avatara 4) - bitwie (ostatnia godzina seansu).
Oczywiście w ostatnich sekundach ktoś ucieknie spod topora albo inny dramat się wydarzy: Dżeksuli wygra bitwę, ale zginie i albo Neytiri albo syn przejmą schedę i obiecają pomścić ojca/męża w "ostateczniejszej" bitwie (ale nie tej najostateczniejszej z Avatara 5).
Cameron już chyba zdradził, że w części trzeciej będą „ogniści” (czerwoni? :D) Na’vi, którzy będą złymi Na’vi, prawdopodobnie jacyś kolaborancji. Czyli masz spore szanse na to, że z grubsza trafiłeś z przewidywaniami. 😀
A co do techniki kręcenia, to Sony stworzyło dla tego filmu zupełnie nowy system mocowania, parowania i ustawiania podwójnych kamer niezbędnych do nagrywania w prawdziwym 3D. Taki, żeby byłkompaktowy i dawał maksimum kontroli, a do tego jeszcze dało się go używać pod wodą. Kręcili też zupełnie nowymi kamerami pełnoklatkowymi (coś pomiędzy 4K a IMAXem) Sony. Można o Cameronie i jego ostatnich filmach różne rzeczy gadać, ale jego fascynacja pchaniem technologii do przodu jest godna najwyższej pochwały. Na tym tle produkowane taśmowo koszmarki Marvela wyglądają jak produkcje robione na zaliczenie w podstawówce.
„Na tym tle produkowane taśmowo koszmarki Marvela wyglądają jak produkcje robione na zaliczenie w podstawówce.”
Panie! Dla mnie Thor Love and Thunder czy inne nowe Marvele są technicznie słabsze i brzydsze niż stare Marvele z epoki Infinity saga. Czas goni, speców od FX traktują jak niewolników i takie (d)efekty.
Nom. Żal patrzeć, zarówno jeśli chodzi o sam design, jak i wykonanie techniczne. Tandeta, taniość i pośpiech walą po oczach.
Boję się że masz rację, ale mam jakiś noworoczny optymizm i widzę puzzle na dobry film. Jak będę się mylił to zmienię opinię o całej serii.
„A co do trzeciego filmu. Nie chcę spojlować ani złowróżyć, ale na moje będzie tak: Dżeksali postanawia jednak walczyć, postawić się i zmierzyć z siłami najeźdźców! Oczywiście tamci nie zasypywali gruszek w popiele i są potężni jak nigdy, mają nowe działa, nowe bronie, nowe sposoby walki. Dlatego Na’vi z lasu i z morza to za mało. Trzeba poprosić o pomoc powietrznych/górskich/podziemych/hispterskich (niepotrzebne skreślić) Na’vi, bo bez ich udziału to wiadomo, nie ma nawet co zaczynać bitwy, bo przegrana.
Ale oczywiście powietrzne/górskie/podziemne/hispterskie (niepotrzebne skreślić) plemię Na’vi jest albo w wielopokoleniowym konflikcie z resztą albo jest wyniosłe jak Elfy z LotR i ma w nosie bitwę i resztę. Dopiero dzielny Dżeksali jest w stanie wejść między nich, poznać zwyczaje, zrozumieć (pierwsze 2h), żeby ostatecznie namówić ich do udziału w – tym razem na pewno już ostatecznej (aż do Avatara 4) – bitwie (ostatnia godzina seansu).
Oczywiście w ostatnich sekundach ktoś ucieknie spod topora albo inny dramat się wydarzy: Dżeksuli wygra bitwę, ale zginie i albo Neytiri albo syn przejmą schedę i obiecają pomścić ojca/męża w „ostateczniejszej” bitwie (ale nie tej najostateczniejszej z Avatara 5).”
Niby to jest pisane z przymrużeniem oka, ale wszystko brzmi na tyle prawdopodobnie, że nie zdziwię się, jeśli większość z tych przewidywań się spełni 😀
Bo to jest z przymrużeniem oka, ale na gorzko i myślę, że 30-50% spokojnie się spełni. Już mnie tu ktoś prostował nawet, że Cameron zdradził parę detali. Mają być nowi, czerwoni Na’vi, którzy będą skupieni wokół żywiołu ognia i będą się sprzymierzać z najeźdźcami.
Więc stawiam, że Dżaksali dostanie zadanie iść do nich, spędzić czas, poznać zwyczaje i przekonać, że powinni walczyć po właściwej stronie. Reszta jak wyżej 😉
Miałem napisać też czemu ten rok filmowo był bardzo udany. Ogólnie odpowiedź jest prosta, dostaliśmy dobre kino wysokobudżetowe nie zawierające superbohaterów, a zarazem kino średnie jak zawsze trzyma poziom.
Na pewno ten rok był słaby dla fanów Disneya. Nic co wyszło spod skrzydeł Marvela w tym roku nie było specjalnie udane ( i Dziwago i Odinson byli rozczarowaniem, Wakandy nie widziałem). Trzy wydane w tym roku animacje też raczej nie przejdą do historii (Turning Red było co najwyżej poprawne, Buzz Astral to ogromnie zmarnowany potencjał, a Strange World to chyba sam Disney chciał ukryć nijakość tej produkcji).
Było w tym roku również wiele nieporozumień, filmów słabych lub co najwyżej średnich (idąc od najgorszych: Moonfall, Morbius, JW Dominion, Black Adam, Fantastyczne zwierzęta3, Prey, Uncharted).
Ale aż zaskakująco dużo dobrych rzeczy w tym roku też się pojawiło.
Z rzeczy dobrych i wartych zobaczenia pod pewnymi warunkami, ale nie wybitnych wymieniłbym:
-Enola Holmes 2, czyli pierwszy od dawna film o silnej postaci kobiecej, gdzie główna bohaterka może się mylić i ponosić porażki, a obok niej stoi kompetentna postać męska (ogromny powiew świeżości). Całość psują dwa monologi na koniec, ale nie są one nazbyt istotne 😉
-Glass Onion, film na pewno nie wybitny, ale dla Craiga bawiącego się rolą warto sprawdzić
-Pinokio od del Toro, powiew świeżości w gatunku animacji i pozycja obowiązkowa dla fanów stylu reżysera. Mnie bajka specjalnie nie zachwyciła, ale doceniam starania i ogólną mroczniejszą atmosferę
-Avatar 2, rozpisałem się wyżej dużo o tym filmie; za samo CGI doceniam
-Nieznośny ciężar wielkiego talentu, film lepszy na trailerze niż w rzeczywistości, ale dla fanów Cage na pewno ciekawy
-Bullet Train, w prawdzie tylko dla osób poszukujących prostej rozrywki, ale czy czasem nie każdy tego potrzebuje?
-W trójkącie, nierówny ale ciekawy, polecam obejrzeć nie wiedząc nic o tym filmie
A z rzeczy wybitnych, które każdy powinien w tym rok zobaczyć to wymieniłbym:
-Trzynastu – kurczę prosta historia o której każdy słyszał, a ogląda się to na krawędzi fotela; proszę o więcej
-Podejrzana (Heojil kyolshim), podobnie ten film kupił mnie napięciem tylko tym razem w kryminale, więcej nie zdradzę
-Athena, czyli najlepiej zrobiony zrobiony technicznie film jaki widziałem (bez tony CGI). Otwierająca sekwencja po prostu wpija w fotel nieustającą akcją bez nawet chwili na oddech. Najlepsze długie ujęcia od czasu 1917. I coś co bardzo cenię w kinie, główni bohaterowie będący już nawet nie szarymi ale złymi osobami, ale głęboko moralnymi. Moje prywatne odkrycie roku.
-Kot w butach 2 – coś z zupełnie innej beczki 😉 Powrót DreamWorks do formy. Animacja przyjemna, ale i uderzająca w poważne nuty, a do tego przepiękna wizualnie. Widać mocne inspiracje animowanym Spidermanem
-Batman, raczej nie film roku i nie w pełni udany. Ale wciąż najlepszy film od DC od czasu Mrocznego Rycerza, z mrocznym klimatem, zagadką i dobrymi aktorami. Niech kino superbohaterskie idzie w tą stronę kina autorskiego lub niech powoli umiera
-Wiking – najgorszy film Eggersa, a wciąż byłby w moim top dowolnego roku (co świadczy o klasie reżysera). Prosta archetypiczna historia, choć nie banalna. Realizacyjny majstersztyk choć pod innym kątem niż pozostałych filmów. Definicja jak robić klimat w kinie. To zbrodnia jak słabo się ten film obejrzał.
-Top Gun Maverick – czym dłużej myślę o tym filmie tym go bardziej doceniam. A po obejrzeniu pierwszej części i wyleczeniu się z nostalgii po niej, kontynuacja zyskała u mnie sporo na wartości. Sceny w samolotach są cudowne i wzbudzają tą dziecięca radość z oglądania filmu. Fabuła jest prosta, ale w porównaniu z częścią pierwszą jest nawet złożona. I co najważniejsze daje ona dobre i niebanalne motywacje dla bohaterów. Aż bym jeszcze raz zobaczył go w kinie.
-Wszystko, wszędzie, naraz – dla mnie film roku. Znowu wróci ten motyw, technicznie na bardzo wysokim poziomie. Ale tutaj złożoność fabularna jest niezwykła. Chyba od czasu filmu o którym przez dwie zasady się nie mówi, nie miałem po seansie takiej rozkminy nad różnymi wątkami filmu. Po prócz fabuły mamy tutaj głęboką rozprawę filozoficzną nad nihilizmem; głębokie wątki społeczne zahaczające o role rodzica, depresje, samorealizacje, system urzędniczy i dużo więcej. A do tego mnóstwo absurdalnego humoru i scen akcji, w których mimo szaleństwa jest reguła. Zachwycił mnie ten film w każdym wymiarze.
A tylko zaznaczę że nie widziałem wszystkiego wartościowego w tym roku; muszę nadrobić takie produkcje jak Elvis, Wieloryb, Pamfir, Holy Spider, Tár, Turkusowa suknia, The Banshees of Inisherin, Fabelmanowie, Blisko ( 🙂 ) i przede wszystkim Weird: The Al Yankovic Story
Więc na pewno zaliczę 2022 do lat udanych dla kina 🙂
to niezłe filmy wybitne KEKW
Najpierw dajesz coś takiego: „A w temacie podsumowań roku, to nie zgadzam się z krytyką poprzedniego roku. Więcej, według mnie był to na pewno najlepszy rok od mocnego 2019, a pewnie mógłby spokojnie konkurować z połową roczników z tego wieku.”, a potem wymieniasz jako filmy wybitne takie rzeczy.
Rok 2021 – „Nikt”, „Nie patrz w górę”, „Diuna”, „Free Guy”, „King Richard…”, „Nie czas umierać”, „Legion Samobójców”, „Szef roku”, „Kurier francuski”, „Jeden Gniewny Człowiek”, „Czerwona Nota”, „Psie Pazury”, „Dom Gucci”, to tak na szybko.
Rok 2020 – nawet w tym roku, w którym przez 90% dni niemal wszystko było zamknięte – „Ojciec”, „Na rauszu”, „Proces Siódemki…”, „Psy 3”, „Enola Holmes”, „Susza”, „Nieobliczalny”
Ten rok w porównaniu do 2021 to jest taka zapaść, że masakra.
„Ten rok w porównaniu do 2021 to jest taka zapaść, że masakra.”
Kuba, z całym szacunkiem, ale co Ty obejrzałeś z tych co wymienił EJM (szczególnie z tych co jeszcze nie widział) albo z tych, które ja polecałem w tym samym temacie pod Black Adamem?
Bo jak widzę, że wymieniasz „Nie patrz w górę”, “Legion Samobójców”, “Jeden Gniewny Człowiek” czy “Czerwona Nota” jako jakościowe produkcje 2021 to ja nie wiem co myśleć. Zobacz chociaż The Fablemans, Banshees of Insherim, Wieloryba, Menu, Pinokio od del Toro, Biały szum, Wszystko wszędzie naraz, Nope albo Trzynastu.
Każdy z tych filmów jest w najgorszym wypadku na podobnym poziomie, a od Legionu czy Czerwonej noty lepszy jest każdy.
A o „Nie patrz w górę” to nawet nie chcę wszczynać dyskusji. Pquelim obiecywał recenzję 9/10 i zniknął i przez to ja nie napisałem jak nadęty i beznadziejny jest to film. W sensie: zrealizowany i zagrany super, ale to jest „Supersize me”, wersja fabularna. Tam koleś z wielkim znawstwem przekazuje maluczkim wiedzę tajemną, że żrąc tylko McDonalda ma się kiepskie wyniki i niekontrolowany przyrost wagi.
„Don’t look up” też rżnie się na taką genialną satyrę społeczną, która demaskuje współczesne media i uzależnienie od sociali. Wiedza, której nie posiadł w 21 wieku już tylko emeryt z głębokiej wsi w Bieszczadach. Jestem pewien, że 100% oglądających ten film czuło się jak członkowie tej lepszej części społeczeństwa, która to wie, ale dobrze, że film powstał, żeby otworzyć oczy „tamtym” 😀
Wieloryb i duchy… Maja polską premierę w tym roku i to jeszcze za kawałek więc nie wiem gdzie oglądałeś. Ten pierwszy to nie moja bajka, na ten drugi mocno się nastawiam. Oglądałem Top guna, oglądam Wszystko wszędzie…, Biały szum – żaden nie przypadł mi do gustu. Dobra już nie dyskutuje bo może moje narzekanie na poziom filmów w tym roku wynika z tego że ten rok był ogólnie totalną chujnią.
„ten rok był ogólnie totalną chujnią”
1. Żadne pocieszenie, ale witaj w klubie.
2. Współczuję, życzę (Tobie, sobie, wszystkim), żeby 2023 był lepszy.
2020, 2021 i 2022 sa ultra gowniane nie oszukujmy sie… WOKE zabilo filmy…
Wymieniłeś wszystkie większe produkcje z 2021, nie będące Marvelem.
Nikt, Free guy i Jeden gniewny człowiek to filmy udane, ale czy będzie się do nich jakoś szczególnie wracać; czy dorzuciły coś szczególnego do kina?
Do filmów wybitnych z 2021 zaliczyłbym na pewno Diunę (którą jednak w pełni docenie po 2 części), Nie patrz w górę (czyli według mnie satyra o myślących że to satyra), Encanto (Disney w końcu na poziomie z animacją) i Mitchellowie (Lord i Miller wszystko zmieniają w złoto). Może jeszcze Zielony Rycerz był świetny, a o Ostatniej nocy w Soho mam mieszane uczucia.
Filmy oscarowe były wyjątkowo nijakie lub tak artystyczne że dla mnie ciężkie w odbiorze.
Wiele filmów też rozczarowało jak Dom Gucci, Kurier francuski, Ostatni pojedynek.
A z 2020 to chyba tylko Na rauszu i proces 7 uznałbym za produkcje które mogą pozostać w pamięci na dłużej (w pozytywnym sensie, bo negatywne wspomnienia są silne)
Kurde, tyle razy pada Proces Siódemki, że chyba obejrzę jeszcze raz. Oglądałem zaraz po premierze i wydał mi się doskonale nijaki.
Na tle braku czegokolwiek w 2020 Proces 7 wypada wybitnie, ale w normalnym czasie byłby to tylko porządnie zrobiony film z dobrym aktorstwem. Dla ludzi lubiących dramaty sądowe umiarkowanie trzymających się faktów.
Ja do listy wybitnych filmów dopisalbym napewno rrr i Apollo 10i1/2 ale nie każdemu muszą się one podobac
Kurna, już 4 osoba polecająca RRR. Myślałem, że to jakiś wyrafinowany trolling, ale teraz to chyba normalnie obejrzę.
Cha cha! Też ostatnio się na to natknąłem (RRR) i po trailerze nie wiedziałem, czy ludzie się nabijają, czy o co chodzi. Trzeba będzie sprawdzić.
Chętnie przeczytam jakąś recenzję, po której będę miał pewność co jest żartem a co prawdziwą oceną. Bo po zwiastunie nie jestem w stanie traktować go poważnie.
To jest serio świetnie zrealizowane kino a z Bollywood wiedziałem tylko slumdoga bo mnie odrzucało. Jeszcze do listy można dodać tar i aftersun również świetne filmy.
Tylko Slumdog to nie Bollywood, bo to Dany Boyle, ale rozumiem co chcciałeś powiedzieć. No to czuję się przekonany do RRR.
Aftersun sprawdzę, Tar wybitny.
Gdzieś słyszałem, że Tollywood, którego przedstawicielem jest RRR bardzo różni się od Bollywood. A kultura i język Telugu mocno różni się od tego z Bombaju(Mumbaju) czy Delhi.
Widziałem dwa pełnoprawne filmy z Bollywood, pierwszym był 'Taare Zameen Par’ który musiałem kończyć na przyśpieszeniu bo był tak okropny, wszystkie stereotypy o indyjskim kinie w 100%. Potem widziałem natomiast 'Dangal’ który był na prawdę dobrym filmem, który i na zachodzie mógłby być doceniony.
Więc nie mam zaufania do Bollywood, ale wiem że niektóre tamtejsze filmy mogą być dobre. Więc może jednak sprawdzę to RRR 🙂
Wszystko, wszędzie, naraz pewnie będzie czarnym koniem sezonu nagrodowego. Ciężko zakwalifikować ten film, ale miałem bardzo podobne odczucia. Siadł mi świetnie, sporo się pośmiałem, sporo zamyśliłem i tylko to bardzo nierówne tempo mnie trochę zmęczyło (najpierw jest jazda bez trzymanki, a potem prawie godzina solidnego depresyjnego dramatu egzystencjalnego). Po seansie pomyślałem: to był najbardziej porąbany film od czasu Człowieka scyzoryka. A potem sprawdziłem i okazało się, że to film twórców Człowieka scyzoryka i to bardzo wiele wyjaśniło.
Duchy Inisherin ostrożnie polecam, ale to bardzo smutny i powolny film. Zupełnie inny od Billboardów. Na Fablemanów sobie ostrzę zęby, ale trochę obawiam się, że nie będzie tak dobry, jak go opisują. Czekam też na Babilon Chazelle’a, z powodu obsady, ale recenzje ma średnie. Generalnie trochę solidnych filmów wyszło, ale praktycznie nic nie utkwiło mi szczególnie w pamięci.
„bardzo nierówne tempo mnie trochę zmęczyło (najpierw jest jazda bez trzymanki, a potem prawie godzina solidnego depresyjnego dramatu egzystencjalnego). ”
Moim zdaniem to nieprzypadkowa konstrukcja. W pierwszym akcie jesteś przebodźcowany i masz się poczuć dokładnie tak jak bohaterka przytłoczona tym co się dzieje. Dla mnie wadą jest długość filmu: spokojnie można byłoby ze 20 min wyrzucić. Np. palco-parówko-land był zbędny albo mógł się zakończyć jedną krótką komediową sceną.
Duchy Inisherin to coś zupełnie innego niż Bilboardy, ale ja się zakochałem bez pamięci.
Duchy Inisherin – co to było? Jednoosobowy koncert najwyższych lotów, nie wszystko z tego filmu zrozumiałem, te palce to dla mnie totalna abstrakcja, ale w ogóle to nie przeszkadza bo film jest tak mocny, tak dogłębny, tak kurewsko prawdziwy. To co pokazał Farrell to jest jeden z najlepszych indywidualnych występów jaki kiedykolwiek widziałem, absolutnie nie ma tu przesady, każda mina, każde zdanie wciska w fotel. Nie chce spojlerować reszcie, ale jest kilka takich scen, które wyciskają łzy. Gleeson trochę słabszy, Keoghan momentami irytujący, ale takie były ich role. Pani Condon kapitalna, ale Farrell po prostu taki występ, że to jest w ogóle nie do opisania. Irlandczycy mają wspaniałych aktorów, a ten przygnębiający klimat, przez cały seans czuło się wilgoć i wiatr wiejący od morza.
Tak jeszcze trochę z przymrużeniem oka. Ten film powinien być nominowany do Oscara jako najlepszy film nieanglojęzyczny, to jak oni pięknie mówią to jest poezja. Colin oczarował mnie tym cudownym akcentem w Dżentelmenach, tutaj rozłożył mnie na łopatki, den delikatny lekko taki płaczliwy głos, aż mnie zastanawia jak ktoś mógł mu zrobić taką krzywdę „Aleksandrem”. Mam z tym filmem i z jego rolą trochę tak jak z Bradem w Troji, z wyjątkiem tego, że Troję da się oglądać, Aleksandra nie za bardzo.
W zasadzie zgadzam się z każdym słowem, ale z tymi to wyjątkowo:
„To co pokazał Farrell to jest jeden z najlepszych indywidualnych występów jaki kiedykolwiek widziałem, absolutnie nie ma tu przesady, każda mina, każde zdanie wciska w fotel.”
(jak można to usuńcie pierwszy komentarz, oczekiwał na zaakceptowanie wiec podzieliłem go na dwa)
Niestety oglądałem w 2D bo Łowicz to taka sperdolina, że raz na 14 lat nie potrafią dać jednego filmu, który naprawdę warto obejrzeć tylko w 3D. I to był pierwszy wkurw, choć to nie wina autora filmu. Za to jego długość i w większości bezsensowność już tak. Zaczynając od zasiedlania Pandory, przez to, że znów jest nagle z dupy wymyślone coś jeszcze droższego co jest tylko na Pandorze, i nie wydobywają tego wszystkie możliwe siły, a jeden rybak fanatyk, który dla zabicia białego wieloryba, czy tam jakiegoś tam stwora na końcu jest gotów poświęcić wszystko i wszystkich, aż do sceny gdzie wszyscy skurwiel, przez, którego to wszystko się dzieje zostaje uratowany, bo akurat on zasłużył na ratunek. To mnie zawsze śmieszy i irytuje w filmach, bohater nie ma oporów żeby zabijać po drodze całą masę płotek, ale kiedy dochodzi do zabicia głównego złola to nagle okazuje litość, tutaj jest troszeczkę inaczej, ale znów główny złol przeżywa. Dałbym 5/10, gdybym oglądał w 3D pewnie ocena poszłaby do 8/10 bo widziałem dwa dłuższe zwiastuny w 3D i robiły ogromne wrażenie. Fabuła słaba, wykonanie średnie, widoki cudowne. W trzeciej części poznamy żywioł ognia, a ogniści navi mają być tym razem źli. Tak w ogóle to nagle okazało się, że pierwsza cześć też ma jakiś tam podtytuł i nawiązuje on do żywiołu powietrza.
Ej, a do Łodzi albo Wawy to za dużo kombinowania, żeby raz na pół roku się kopsnąć na Mavericka czy Avatara? Pytam z ciekawości. Nie wiem jak tam z połączeniami.
„Tak w ogóle to nagle okazało się, że pierwsza cześć też ma jakiś tam podtytuł i nawiązuje on do żywiołu powietrza.”
Whaaaaaaaaaaat? Jak? Gdzie? Pierwsze słyszę.
„W trzeciej części poznamy żywioł ognia, a ogniści navi mają być tym razem źli.”
Ja mam inną wizję, ale baza ta sama 😀 , obczaj komentarz:
https://fsgk.pl/wordpress/2023/01/avatar-istota-wody-2022/comment-page-1/#comment-79181
Ciężko. W 2009 na pierwszego Avatar było 3d w Łowiczu, nie rozumiem czemu nie można było się teraz przygotować.
A czy ktoś wie czy warto jest iść na 4DX zamiast na zwykłe 3D? Nie wiem czy dodawać sobie kolejnych efektów przy oglądaniu tego filmu przyrodniczego, czy jednak pozostać przy bardziej tradycyjnej formie.
A masz już jakieś doświadczenia z 4DX? Moim zdaniem to jest niezła opcja raz na ruski rok i na film akcji, który trwa maksymalnie 1,5h. Nie wyobrażam sobie 3 godzin takiej trzęsawki, pryskania wodą i wiatraka w twarz 😉
Ostatni raz to lata temu, ledwie cokolwiek pamiętam (nawet nie pamiętam na jakim filmie). Stwierdziłam, że może jak Avatar, to spróbujmy doświadczać filmu na pełnej, skoro i tak chodzi przede wszystkim o stronę wizualną. Jeżeli jednak nie ma żadnego wow, to odpuszczam, zwykłe 3D też wystarczy 😀
Jak chcesz Avatar 2 na pełnej to polecam IMAX 3D HFR, nie da się na pełniejszej 🙂
4DX to według mnie bardziej wycieczka na kolejkę górską niż do kina. Jak ktoś lubi to ok, ja tego w kinie nie szukam.
No cóż, mówiłem już kiedyś, że wolę Szekspira wystawionego na tle pomalowanej plandeki niż „wgniatające w fotel” nic. Sorry, ale mnie wgniatają w fotel wspaniałe historie o wyjątkowych bohaterach, ciekawych miejscach i czasach. W które to historie można się wczuć, nawet, gdy opowiadający dysponuje tylko maską i koturnami. Nie chcę wyjść na marudę, lubię ładne wykonanie jak każdy. Ale to tylko miły dodatek, który nie zastąpi ciekawej historii nawet w 25%. Już pierwszy Awatar był nudny jak flaki z olejem, rozwój fabuły można było zgadywać na godzinę do przodu i szczerze mówiąc nie przegryzłbym się przez to, gdyby nie Sigourney Weaver. A teraz zapowiada się coś wtórnego wobec już wtórnego pierwowzoru. Poczekam jak będzie w telewizji. I nawet jeżeli stanie się to za 10 lat to z pewnością nie będę miał żadnego poczucia straty. 🙂
Powodzenia! Jakbym miał to oglądać w TV i to jeszcze np. z reklamami, wolałbym chyba cały sezon Korony królów 😀
W telewizji, bo po prostu nie uważam, żeby produkcja ta zasługiwała, abym miał na nią jechać do kina w Gdańsku (prawie godzina subwayem w jedną stronę), kupować nietani przecież bilet i wyjmować sobie kilka godzin z życia wyłącznie w celu poobcowania z kolejną odsłoną Navich, którzy nie zachwycili mnie już w pierwszej części. A w telewizji puszczę i niech brzęczy w tle, podczas gdy ja będę robił coś bardziej zajmującego. Np. grał na kompie albo pił piwo. Na „Decydującym Starciu” byłem w kinie pięć czy sześć razy, ale to był chyba jakiś inny Cameron.
Zdecydowanie inny. Powiedziałbym wręcz, że teraz jest „odwrócony Cameron”. Tam były ciekawe (i momentami szokujące) wizualia jako dodatek do fabuły. Avatar to dokładna odwrotność. Historia jest pretekstowa i opowiadana jest wyłącznie po to, żeby pokazać technologiczne zaawansowanie filmu.
No właśnie. A ja wierzę na słowo, że kino jest już niesłychanie zaawansowane technicznie i nie czuję potrzeby, żeby przekonywać się o tym na własne oczy kosztem wyprawy na pół dnia. 🙂 Przekonam się, gdy będzie coś ciekawszego.
Znaczy jak oceniasz pierwszą część negatywnie, to druga na pewno Cię nie przekona. Takie pytanie powinien zadać sobie każdy bo w jakiś 90% się sprawdzi.
Nie wiedzialem, ze w Gdansku jest metro! Ty to jestes.
A wiedziałeś, że jesteś idiotą?
Druga część fabularnie mimo wszystko nie jest tak jednoznaczna jak jedynka. Wiadomo, główną zaletą filmu nadal są efekty, ale fabuła, przy wszystkich swoich niedociągnięciach, mimo wszystko się moim zdaniem broni. Zwłaszcza jeśli spojrzeć na te dwa wątki wspomniane przez SithFroga.
Dla mnie gniot. Tyle lat czekania. Juz odpuscilem ale kokezanka mnie ponownie namowila i wniosek jest taki, ladnie oddali i przerobili podwodne zycie a wniosek ns kokejna czesc, ” opuszczamy was” czyli komu ry jeszcze zycie spierdolic. Daje 3/10
Dokładnie tak, teraz kolej na następny szczep Na’vi, żeby wpaść i narobić syfu 😀
Ja właściwie wybrałam się do kina tylko dlatego, że chciałam zabrać tatę – bardzo mu się jedynka podobała (mi zresztą też, ale lubiłam to jako miłą, prostą historię zamkniętą, więc nie zależało mi na kontynuacji), a sam by nie poszedł no i tak wyszło. Ani nie czekałam na ten film, ani się kompletnie nie interesowałam o czym ma być, jak ma wyglądać. Właściwie mało brakowało, a poszłabym na wersję 2D, bo na co komu to dziadowskie 3D 😂 skończyliśmy też na wersji z dubbingiem, bo tata już nie te oczy, co kiedyś.
Na seans wybrałam się wobec tego kompletnie nieprzygotowana, nie spodziewałam się niczego, nawet trochę niechętnie myślałam o kontynuacji historii z jedynki, no i wiedziałam jedynie, że film trwa ponad trzy godziny, no i ten nieszczęsny dubbing mnie przerażał… i może to klucz do sukcesu, bo trzy godziny minęły nie wiadomo gdzie, prosta historia była dobrą wymówką do pokazania jeszcze więcej pięknego świata, który sam się chłonął, a i sam dubbing o dziwo wykonano całkiem porządnie i szło nawet zapomnieć, że to doklejona ścieżka 😶
Film jest wizualnie fenomenalny i nie ma sensu się z tym kłócić, sama fabuła jest bardziej wymówką do pokazania jeszcze więcej świata. Mi taki format nie przeszkadza – nie mam problemu z oglądaniem prostych historii, nie mam też potrzeby łechtania swojego ego marudzeniem jak to takie kino jest nieambitne i tego typu pierdoły, których pełno w sieci. Całkowicie nie rozumiem, po co wybierać się do kina na Avatara, jeśli nie potrafi się czerpać przyjemności z prostych historii ¯\_(ツ)_/¯ dlatego ja absolutnie nie żałuję seansu i uważam, że w kategorii zwykłych rozrywkowych filmów, w których fabuła jest tylko pretekstem – film jest naprawdę dobry i bardzo przyjemnie się go oglądało.
Spilerowo marudząc natomiast – kompletnie nie przemówiło do mnie wskrzeszenie głównego złola i próba nadania mu wielowymiarowości, dramat. W jedynce zły pan generał był standardową, wręcz bajkową jednowymiarową złą postacią pozbawioną jakichkolwiek pozytywnych cech, ale oczywiście jako avatar zaczyna zyskiwać ludzie uczucia, bo przecież ma wyciągniętego z czapy syna (specjalnie sprawdziłam – w jedynce nic nie mówili o tym, że miał jakąś kobietę czy syna) i oto nagle powoli zaczyna odnajdować w sobie ludzkie uczucia 🤦♂️ po co, na co. Oczywiście dostaniemy za 4-5 części kolejnego Vadera – naprawdę wolę już format złego złola w takich filmach zamiast zmiany w trakcie, mogli po prostu wrzucić nowego głównego wroga z dylematami. Pani doktor zapłodniona przez boga-drzewo przy okazji umierania (czy jakkolwiek z tego wybrną) i ciąża wyhodowana w żywych zwłokach w próbówce (kiedy nikt nie wiedział o tej ciąży na wczesnym etapie) – no cóż. W ogóle wkurzało mnie tak mało czasu na wprowadzenie takich dziwnych zmian względem jedynki. Pyk, jedno zdanie i lecimy dalej. Główni bohaterowie, motywacja ludzkości – ofkors traktowani po macoszemu, też to trochę słabo wyszło.
Ale i tak polecam 😉
„Mi taki format nie przeszkadza – nie mam problemu z oglądaniem prostych historii, nie mam też potrzeby łechtania swojego ego marudzeniem jak to takie kino jest nieambitne i tego typu pierdoły, których pełno w sieci. Całkowicie nie rozumiem, po co wybierać się do kina na Avatara, jeśli nie potrafi się czerpać przyjemności z prostych historii ¯\_(ツ)_/¯”
Jaka brzydka generalizacja. Ja uwielbiam proste historie i takie w kinie zazwyczaj wypadają najlepiej, ale oprócz samej prostoty mamy realizację, mamy scenariusz i dialogi, mamy (mniej lub bardziej) ciekawe i skomplikowane postaci. Itp. itd. Znam sporo prostych historii pokazanych za pomocą filmu i jedne są genialne, a inne słabiutkie. Ba, zaryzykowałbym, że 90% filmów opowiada proste historie. To nie jest kwestia ambitnego/nieambitnego kina, to kwestia jakościowa ¯\_(ツ)_/¯.
Ale Twoje podejscie i ludzi komentujacych (bo przeciez nie wypada sie nie zgodzic) takie jest. To nie jest ladna wydmuszka, ten film to sa tysiace godzin technicznej pracy wielu ludzi, to JEST arcydzielo pod wieloma wzgledami. Fabula jest typowo familijna, bo ten film musi sie zwrocic, musi przyciagnac ludzi do siebie. Zdecydowanie wolalem Avatar 1, swiat wodny nie jest taki ciekawy, ale uwazam ze i dwojki nie mozna ocenic nizej niz 8/10. Nie ma tu zadnych mudzinow Navi zeby podniesc ocene, ale technologicznie zmiata wszystko inne
„To nie jest ladna wydmuszka”
„Fabula jest typowo familijna, bo ten film musi sie zwrocic, musi przyciagnac ludzi do siebie.”
„ten film to sa tysiace godzin technicznej pracy wielu ludzi, to JEST arcydzielo pod wieloma wzgledami”
Piszesz, że to nie jest wydmuszka i w tym samym poście przyznajesz, że fabuła to familijne pierdu-pierdu, żeby przyciągnąć maksymalną ilość ludzi, a największą zaletą jest strona techniczna. Przecież to definicja wydmuszki 🙂
Poza tym tysiące godzin pracy ludzi nie mają absolutnie żadnego wpływu na to czy film jest arcydziełem czy nie. Nad wieloma filmami prace trwają długo, są trudne i wymagające, a ostatecznie dostajemy kaszankę.
Podsumowując: uważasz, że technicznie to arcydzieło, fabułą jest prosta i familijna, świat wodny niezbyt ciekawy, ale domagasz się minimum 8/10, bo „technologicznie zmiata wszystko inne”?
Nie wiem co to za podejście, ale dla mnie brzmi cokolwiek obco i bez sensu.
Na argument o tysiącach godzin ciężkiej pracy zawsze przypomina mi się dialog bodajże z „Witaj Święty Mikołaju”. Teść Clarka Griswolda ciągle krytykuje zięcia, więc jego córka, żona Clarka, bierze męża w obronę:
– Clark ciężko pracuje.
Na co jej ojciec odpowiada krótko:
– Zmywarka do naczyń także.
🙂
Bardzo fajna recenzja i mogę się niemal pod wszystkim podpisać, bo miałem bardzo podobne odczucia po seansie 🙂 Ja też jedynkę oglądałem tylko raz i to wieki temu i choć generalnie nie należę do wielkich fanów Avatara i nie czekałem specjalnie na dwójkę (a nawet premiera tej części mnie trochę zaskoczyła) to gdy siedziałem w kinie na dwójce i historia zaczęła się rozkręcać to trochę żałowałem, że nie odświeżyłem sobie jedynki, bo niektórych fragmentów historii po prostu nie pamiętałem i wątek Spidera mnie mocno zaskoczył, podobnie nie kumałem skąd się wzięła ta Kiri 😉 A tak poza tym to mam zwyczaj, że co roku w grudniu idę z dwoma dobrymi kumplami z dzieciństwa na film i szukamy przede wszystkim czegoś efektownego, żeby dużo się działo 😉 Stąd wybór padł na Avatar 2 i muszę przyznać, że wszyscy byliśmy zadowoleni. Wizualnie ten film jest rewelacyjny, a efekty są genialne i naprawdę robią wrażenie! Ale koniecznie trzeba ten film oglądać w Imaxie.
A co do fabuły, ja nie nastawiałem się na zbyt wiele, ale generalnie zostałem zaskoczony na plus. Sam wybór złego nawet ciekawy, bo niby to dalej stary wróg, ale jednak nie do końca 😉 Trochę zbyt mocno był przeciągnięty wątek odkrywania i uczenia się świata wodnych Navi przez główną rodzinkę, no i do mnie również nie przemawiały te wątki teenage drama, ale dało się to przeżyć. Finałowa bitwa wizualnie i technicznie kapitalna, ale też mi się nie podobały te szarpane sceny i przeskoki, a najbardziej chyba rzucało się w oczy to zniknięcie armii wodniaków – byli i walczyli z ludźmi, a tu nagle cięcie i do końca bitwy walczy tylko Jake i jego rodzina. Niezbyt dobrze to wyszło. No i były też pomniejsze głupotki jak np. lina, która przecina na pół cały statek, ale zatrzymuje się na ręce złego wielorybnika. To z czego on miał tę rękę, z tytanu? 😉 Choć to, co stało się z samym wielorybnikiem i jego ręką w kolejnej scenie było już bardzo efektowne i satysfakcjonujące 🙂 Można też jeszcze dodać strzały z łuku przebijające szybę w helikopterze i zabijające pilota. Ale ogólnie to były drobnostki, można na to przymknąć oko.
Na plus te dwa wspomniane przez Ciebie wątki, czyli syn Jake’a i Spider. Pierwszy był dla mnie zaskakujący, nie spodziewałem się, że w takim filmie fabuła może skręcić w taką stronę. Drugi wątek z kolei dał nam niejednoznaczną postać, zmuszoną wybierać między jedną a drugą stroną. No i otwarte zakończenie, które właściwie sugeruje nam, że prawdziwa wojna dopiero się zakończy, choć główny wróg już może niekoniecznie być wrogiem.
Ogólnie dla mnie film 7/10, oczywiście w dużej mierze dzięki kapitalnym efektom i stronie wizualnej. Ale i fabuła dała radę. Film do obejrzenia jedynie w Imaxie, ale moim zdaniem warto, nawet jeśli nie należy się do fanów tego rodzaju filmów 🙂
Tam wyżej miało być: „Prawdziwa wojna dopiero się zaczyna”
„niektórych fragmentów historii po prostu nie pamiętałem i wątek Spidera mnie mocno zaskoczył, podobnie nie kumałem skąd się wzięła ta Kiri ”
Ja też, ale ktoś tu pisał, że w jedynce wcale ten wątek Spidera nie jest poruszany.
„a najbardziej chyba rzucało się w oczy to zniknięcie armii wodniaków – byli i walczyli z ludźmi, a tu nagle cięcie i do końca bitwy walczy tylko Jake i jego rodzina”
Dokładnie tak. Pod koniec mamy wrażenie, że zniknęło 75% ludzi i 100% wodnych Na’vi. Dziwaczne.
6 ro bogata ocena, jak dla mnie 4 i to tylko za ten urozmaicony swiat podwodny. Slabiitko jak na tyle lat czekania. A wszystko koncze ttm ze film sie konczy czym z rodzaju , to teraz sie musimy wyprowadzic, wiec gdzie tu jechsc zeby komus zycie spierdo…
Przyznam, ze taka Neytiri moglaby uprawiac na mnie trampling
Whatever turns you on 🙂