Trochę mnie nie było. Takie życie. Wracam do pisania, mam nadzieję, że pary starczy na dłużej, a wszystkim czytelnikom życzę jak najlepszego 2023 roku. Niech te cholerne pandemie i wojny zostaną za nami, a niech przed nami będzie nudny i przewidywalny świat, w którym największe spory toczymy o to, czy mała syrenka powinna być czarnoskóra, a Scarlet Johansson w GitS to whitewashing. Najlepszości kochani!
SF
***
Pierwsza odsłona „Knives Out” wzięła mnie z zaskoczenia. Ryan Johnson przestał psuć stare warsy i wziął się za tworzenie kryminału w stylu Agaty Christie w typowy dla siebie sposób: stawiając wszystko na głowie, bawiąc się formą i co rusz próbując zaskoczyć widza. Druga część o polsko swojsko brzmiącym tytule „Szklana cebula” ponownie przedstawia zagadkę do rozwiązania, ale czy robi to w równie ciekawy i zaskakujący sposób?
Lato 2020, wszechobecne lockdowny, maseczki i COVID-19. Benoit Blanc nudzi się okrutnie, nie wychodzi z wanny i gra w Among Us jak prawdziwy noob. Z pandemicznego marazmu wyrywa go zaproszenie na bardzo nietypowe spotkanie. Oto miliarder i technologiczny guru, Miles Bron (Edward Norton) zaprasza go wraz z paczką swoich przyjaciół na prywatną grecką wyspę. Tam „zamierza” paść ofiarą morderstwa, a reszta ma za zadanie znaleźć i winnego, i motyw. Taki jest przynajmniej początkowy plan, bo – jak to u Johnsona – nic nie jest takie jakie się z początku wydaje. Dosłownie nic.
Norton jako Bron jest świetny, ale będzie to ciężka pigułka do przełknięcia dla fanów Elona Muska. Podobieństwo jest uderzające i nie mówię wcale o tym fizycznym. Pewna ostateczna konkluzja dotycząca tego bohatera też nieźle koresponduje z tym, co zaprezentował światu Musk po przejęciu Twittera. Z jednej strony zabawne, z drugiej: niekoniecznie. Poza tym brakło mi tu trochę subtelności. Wszyscy bohaterowie są grubo ciosani. Kate Hudson jako Birdie Joy – podstarzała modelka i trendsetterka, która próbuje żyć życiem 20-latki. Dave Bautista w roli Duke’a Codyego czyli filmowy odpowiednik Dana Bilzeriana. Do tego w tle skorumpowana polityczka (Kathryn Hahn jako Claire Debella) i naukowiec z dylematami moralnymi (Leslie Odom Jr. jako Lionel Toussaint).
Wszyscy wymienieni są nakreśleni grubymi krechami, jednowymiarowi i bardzo przerysowani, a przez to mało wiarygodni. W pierwszej odsłonie rodzina pokręcona, poszarpana i podzielona, ale gdzieś jakiś wspólny mianownik był. Zresztą – każda rodzina trochę jest, stąd łatwo o uwierzenie w to, co widać na ekranie. Z czasem dowiemy się, co łączy „cebulowych” bohaterów (i na wierzchu i pod spodem), ale same postaci są przeszarżowane. To bardziej migoczące światełka (stereotypy) do podziwiania niż ludzie z krwi i kości. Żadnej głębi, żadnych odcieni szarości (nie proszę o 50, ale może ze 3?;).
Na ich tle genialnie wypada Blanc, czyli Daniel Craig, który ewidentnie pokochał swoją postać i bawi się znakomicie. Tym razem zamiast skupionego i wnikliwego Benoita mamy psa goniącego za kością. Pandemiczne znudzenie tak wypościło umysł najlepszego detektywa na świecie, że na byle zagadkę merda ogonem i rusza w pogoń. Fantastyczna kreacja, mimo że inna niż w „Na noże„. Na koniec zostawiam najjaśniejszy punkt filmu: Janelle Monáe jako Andi Brand, była wspólniczka Milesa Brana. Zagrana brawurowo, ale bez szarżowania i popisywania się. Zdecydowanie najciekawsza bohaterka.
Sama intryga jest w porządku, ale znów: brakuje polotu z jedynki. Niby odkrywamy warstwy obieranej, tytułowej cebuli, ale żaden ze zwrotów akcji nie sprawił, że zbierałem szczękę z podłogi. Mało tego. W mniej więcej 59. minucie filmu pewien zabieg reżysera sprawił, że… uważny widz domyśli się, kto tu jest faktycznym antagonistą*. Trochę słabo jak na kryminał trwający 2 godziny i 11 minut… Na dodatek czasem fabuła razi dziurami**. Brakuje też subtelności i błyskotliwości w tkaniu intrygi. Bohaterowie nudni i przejaskrawieni (wiem, powtarzam się), a brak odpowiednika Any de Armas z jedynki dodatkowo utrudnia emocjonalne zaangażowanie. Niby wiadomo komu kibicować, ale mało tej osoby w filmie.
Nie mam problemu z zamiłowaniem reżysera do dekonstrukcji gatunków. Niektóre… ba! Wszystkie schematy można i trzeba burzyć. Tylko oczekuję czegoś w zamian. Tutaj tego nie dostałem. Na ponad dwie godziny seansu, zabawy dla szarych komórek było niewiele, komediowych scen, które bawiły też raczej jak na lekarstwo. Widać, że Johnson świetnie się bawi, popychając postacie poza granice śmieszności i łamiąc konwencje. Odniosłem jednak wrażenie, że bawił się ze trzy razy lepiej kręcąc ten film, niż ja oglądając go.
Jest kilka krotochwilnych momentów, są: rewelacyjny Norton, świetna Monáe i genialny Craig. Do tego może nie każdy zauważy wspomniany zwrot akcji? Nie wiem, jak jednoznacznie ocenić produkcję. Z jednej strony, po wizycie w kinie, miałbym uczucie niedosyty. Z drugiej: film trafił na Netflixa i można go odpalić w dowolny świąteczny wieczór – a obejrzeć raczej warto. Przyzwoita rozrywka w cenie abonamentu.
Glass Onion: Film z serii 'Na noże' (2022)
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
* –
mamy scenę faktycznej podmiany szklanki, a potem w retrospekcji inną, że niby przypadkowo Duke wypił z nieswojej szklanki; pierwsza scena zagrana jest tak niezdarnie, że od razu widać przekazanie szkła z rąk do rąk i cały czar tajemnicy pryska
** –
skoro Benoit nie był zaproszony to skąd na przystani dezynfekcja i opaska z czakrą, a w związku z tym czekający na niego pokój?
W porównaniu do pierwszego filmu ten mnie znudził. Postacie są tak przejaskrawione że nie da się ich oglądać i z nikim poza craigiem który w gruncie rzeczy nie bawi. Nie wytrzymałem do końca i jak dla mnie dużo gorszy film niż pierwsza część która mnie zachwyciła.
Miałem podobnie – gdyby nie recenzencki obowiązek, chyba rozbiłbym seans na dwa posiedzenia.
Tylko mój powrót nie nastąpiło bo i po co? Ja rozumiem że może była taka konwencja ale dla mnie postacie są tak przerysowane że po prostu nie widzę sensu oglądać tego dalej. Bardzo szkoda.
Recenzja zniknęła?
Ja widzę 🙂
Okazuje się, że uBlock zablokował. Ale jakim cudem u diabła? Reklamy rozumiem, ale tekst posta? Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło.
Bardzo dziwne. Żeby jeszcze tekst chociaż nadmiernie chwalił film… 🙂
No cóż, ta strona ma swoje tajemnice. Jak choćby znana sprawa, że niektórym użytkownikom nie wchodzą posty zawierające imię pewnego relegowanego maestera. 🙂 Trudno, na przyszłość będę już wiedział, że tak może się stać.
Qyyburn?
Pisze się przez jedno „y”, ale owszem, chodzi o to imię. Gdy je wpiszę to post nie wchodzi. Tak samo miał też jeszcze jeden kolega, ale nie pamiętam który. I nie wiadomo dlaczego.
Wiem, ale próbowałem przez dwa 😀
Q yburn może działa?
Próbowałem poprawnie, ale nie wchodzi 😀 Spisek maestrów, ot co!
Q yburn działa. Samo Q również. Spisek maesterów jest bardzo prawdopodobny, wszak dzierżą tu niepodzielną władzę. Koleś został wyklęty i nawet jego imienia nie wolno wymówić. 🙂
Tekst jest „znikany” przez uBlocka, bo kontener, w którym się znajduje należy do klasy „ads” ().
Też tak pomyślałem, dzięki.
Do fanów pana Muska się nie zaliczam, jak też do fanów żadnego innego z tych pieprzonych współczesnych feudałów. Muszę jednak przyznać, że Twitter jest za niego lepszy niż przedtem. Jest na nim dużo więcej wolności niż np. na takim Facebooku, na którym szaleje lewacka cenzura.
Tak, nie ma cenzury, zwłaszcza gdy zablokował któryś dzień temu gościa, co ujawniał trasy jego przelotów, aby wyśmiewać jego i innych bogaczy odnośnie CO2. Nie wiem jaki tam obecnie jest tego status, może się to już zmieniło.
Nie tylko tego gościa, generalnie parę banów poszło. Ja nie widzę żadnych zalet w przejęciu TT (a nie cierpię woke-propagandy) przez Muska. Może tylko tę, że okazało się iż geniusz jest tak naprawdę lekkim przygłupem i rusofilem. To jak bardzo w temacie wojny opowiada się za kacapską propagandą wprawiło mnie w niemałe osłupienie.
TT nie był doskonały wcześniej, ale wyleczyliśmy chore gardło pijąc kwas solny.
Jest to niestety przykre, że tak wielu ludzi nie korzysta z podstawowego prawa do zachowania milczenia i nie zrażania do siebie ludzi 😛 I to ludzie, którzy dla wielu byli jakimś wzorem.
W końcu na tym polega wolność i wolna wola. By pewnych rzeczy nie robić, nie mówić, dać sobie spokój, nie ulegać pokusom czy praniu mózgu.
Niedawno oglądałem sobie koncert Davida Gilmoura podczas którego wystąpił Leszek Możdżer. Wspaniałe było to wykonanie, wspaniały muzyk obok wspaniałej legendy.
Niestety… przypomniały mi się jego wypowiedzi i zrobiło mi się smutno.
Rogera Watersa można jeszcze jakoś przełknąć, ale wielu durnot nie.
w porównaniu z tym co było to jest postęp.
Nigdzie nie napisałem, że już jest idealnie. Muska ogólnie nie lubię, politycznie facet plasuje się gdzieś na poziomie Stevena Seagala i Mel C, ale Twitterowi zrobił na plus. W porównaniu z tym, co tam się odchrzaniało do tej pory, jest postęp i to znaczny. A wiem co mówię, bo z Twittera korzystam codziennie.
Naciągane 6/10. Na podmianę szklanki nie zwróciłem uwagi, ale i tak dość szybko dobrze obstawiałem, bo nie było żadnego zniuansowania postaci, więc albo to albo przypadkowo wylosowana osoba.
>”Niby wiadomo komu kibicować, ale mało tej osoby w filmie”
Komu? Jeśli postaci Craiga nie liczyć to wszyscy raczej irytowali swoją banalnością niż zasługiwali na sympatie.
[spoiler]Andi bis czyli bliźniaczce, bo ona jedyna sprawiedliwa, uczciwa i w ogóle na tle tych skorumpowanych, bogatych i obrzydliwych głupków. Jeszcze jest nauczycielką, no ideał. Tylko właśnie ta jej krystaliczność też była sztuczna i raziła kiczem. [/spoiler]
Z każdym kolejnym dniem film nie tylko zaciera mi się w pamięci, ale coraz gorszy jest jego odbiór, zwłaszcza w porównaniu do jedynki. W przeciwieństwie do recenzenta mam też problem z główną bohaterką – o ile zagrana jest nieźle i podobnie jak w pierwszej części Ana de Armas, tak i tutaj to nie szanowny pan detektyw gra pierwsze skrzypce, jednak w jedynce mieliśmy grę pomiędzy Armas a Craigiem kto kogo przechytrzy (przez sporą część seansu), dlatego tam to zagrało, a sam Craig mógł się bawić w prawdziwego detektywa. Tutaj właściwie (nie licząc wyjawienia przebiegu początkowej gry Nortona) „objawia” się nam jako detektyw dopiero na koniec filmu – większość roboty zrobiła za niego Janelle Monáe w ramch współpracy i to nieraz na zasadzie naszych rodzimych „seriali” typu pamiętniki z wakacji cudownie trafiając i podsłuchując istotne rozmowy. Tych błędów i nielogiczności, o których Sith wspomina, było zresztą więcej. Nie wspomnę o fatalnej końcówce.
Podobno tu była jakaś inna dekonstrukcja schematów, ale ja chyba nie załapałem jakich, bo bawiłem się słabo i film mnie znudził.
Recenzja usunięta?
Podobno adblockowcy/ublockowcy mają pusty ekran z powodu:
Tekst jest „znikany” przez uBlocka, bo kontener, w którym się znajduje należy do klasy „ads” ().
Nienawidzą jednak Muska. Sójka im w bok. Ogląda się jednak w miarę
włodarze fsgk odkryli jeden prosty trick jak zmusić użytkowników do wyłączenia adblocków i oglądania reklam na stronie, zobacz jak!
Niby tak, ale sposób jest tak bardzo prosty, że sami nie wiemy czemu tak jest i nie wiemy jak to odkręcić 😀
A mnie się tam podobał. Daleko mu do genialnej cżęści pierwszej i to jest jego największa wada, bo oczekiwania ma się ogromne. A bez nich wychodzi po prostu sprawny kryminał, być może z jakąś wielką dekonstrukcją (choć ja zauważyweł tylko żart z nieprzydatności zasad cluedo przy ominięciu głównego podejrzanego oraz monolog o banalności samej zagadki w przerysowanej otoczce). Postacie są przerysowane to na pewno na minus, ale za to Craig może rozwinąć swojego bohatera. Zagadka prosta, ale to dojście do niej się liczy.
Mnie najbardziej zdenerwowało przerwanie filmu w połowie żeby wprowadzić długą retrospekcje, całkowicie zabija to tempo. W pierwszej części krótsze cofnięcia czasu działały dłużo lepiej. W sumie podobnh problem mam z nienawistną ósemką Tatantino.
Ale mimo wszystko seans był przyjemny, takie 7/10.
Ja dałem 6/10, bo ja jednak wolę się bawić na seansie niż podziwiać jak się bawi reżyser 😉