Jeśli widzieliście zwiastuny czy zabawne marketingowe virale z obsadą „Spider-Man: No Way Home” to wiecie czego, a raczej kogo, się spodziewać w filmie. Wiecie o pewnych aktorach/postaciach z poprzednich inkarnacji tytułowego bohatera, którzy mają wrócić w tej odsłonie. Ostrzegam jednak na początku: postaram się być maksymalnie dyskretny w poniższym tekście, ale gdybym miał nie zdradzić kompletnie nic, musiałbym, napisać dosłownie trzy zdania. Praktycznie każda scena zawiera coś, co można uznać za spoiler. Dlatego jeśli – jak ja – chcecie obejrzeć film w trybie „tabula rasa”, nie czytajcie nic, nie oglądajcie zapowiedzi i zwiastunów, po prostu idźcie do kina. Jeśli lubicie Spider-Mana w ogóle – warto. Jeśli lubicie wersję Toma Hollanda – warto. Jeśli nie widzieliście filmów Raimiego i serii „Amazing…”, a pajączek was ni ziębi, ni grzeje – odpuśćcie sobie.
To powiedziawszy muszę popaść w swego rodzaju recenzencką schizofrenię. „Bez drogi do domu” widzę bowiem w dwojaki, niemal sprzeczny ze sobą sposób. Opowiem wam jaki ten film jest, ale też jak sprawił, że się czułem podczas seansu. Obydwa te spojrzenia mają punkty wspólne, ale jednocześnie są zadziwiająco daleko od siebie.
No więc jaki jest „Spider-Man: No Way Home”? Oględnie mówiąc: mocno średni. Pod kątem rzemiosła zdecydowanie najsłabszy z trzech części z Tomem Hollandem w roli głównej. Nie dość, że praktycznie nie ma tu ani jednej sceny akcji, którą zapamiętam (jak walkę w Wenecji czy Pradze z „Far from home” albo akcję z samolotem w „Homecoming„). Finał jest zrobiony chaotycznie, dzieje się dużo, szybko, kamera skacze jak szalona, a trójki walczących tam protagonistów nie sposób od siebie odróżnić. Ba! Ogólnie niewiele widać. Produkcja cierpi na bardzo ciemną paletę barw i braki oświetleniowe. Aż mi się przypomniał niesławny „Han Solo: Gwiezdne wojny – historie„, który był pod tym względem koszmarny. Nawet CGI momentami wygląda na tanie i kiepskie.
Scenariusz naszpikowany jest dziurami jak szwajcarski ser, a dialogi momentami są tak niezdarne i żenujące, że bruzdy w mózgu zdają się prostować. Do tego dostajemy kilka nietrafionych nostalgicznych elementów, po których może rozboleć głowa. Pająka z Hollandem lubiłem za brak wujka Bena, słynnego tekstu o odpowiedzialności i genezy super-bohatera. No to już mam powód, żeby lubić tę serię odrobinę mniej.
Na szczęście Tom Holland (wiadomo), Zendaya (MJ) i Jacob Batalon (Ned) ze wspomagającymi ich Marisą Tomei (ciocia May) i Jonem Favreau (Happy Hogan) biorą cały ten majdan na barki i ciągną go swoją charyzmą, talentem i niesamowitą chemią między postaciami. Aktorzy są prawdziwymi super-bohaterami, bo to oni uratowali produkcję od bycia katastrofą. Bezdyskusyjnie najmocniejszy atut „Bez drogi do domu” i jeden z powodów, dla których warto obejrzeć zwieńczenie trylogii.
Drugi to… emocje. Jeśli znacie choć trochę świat komiksów, wiecie, że raz na czas wychodzą jakieś albumy czy serie zwane eventami. Cross-overy gdzie historia opowiadana jest zazwyczaj dla ludzi, którzy bohaterów znają i (zazwyczaj) kochają. Najlepszy przykład to MCU: praktycznie każda kolejna część Avengers to filmowy odpowiednik komiksowego „iwentu”. Nikt nie traci czasu na przedstawianie bohaterów, dostajemy zawiązanie akcji, kolejni herosi dołączają i jedziemy z koksem. Dwuczęściowy finał sagi o kamieniach nieskończoności („Infinity war„, „Endgame„) to chyba najbardziej znany i reprezentatywny komiksowy event na ekranie.
Czemu o tym mówię? Ano dlatego, że „Bez drogi do domu” to kinowo-komiksowy event dla fanów Spider-Mana. Bardzo podobny (i ewidentnie inspirowany – a jak kopiować to od najlepszych!) do Spider-Man: Into the Spider-Verse. Połączenie trzech uniwersów w jedno i przemieszanie ze sobą wątków i relacji niemal wszystkich dotychczasowych antagonistów i protagonistów. Jeśli znacie poprzednie kinowe inkarnacje człowieka pająka – będziecie zachwyceni. Mimo niezdarnych dialogów i niezbyt dobrego scenariusza niesamowicie satysfakcjonującym jest zobaczyć znane twarze (i maski) na ekranie. Pobyć znów z tymi postaciami, dać im nową szansę zaistnieć i to tak, że szkielet historii ma ręce i nogi.
Najważniejszy jednak jest fakt, że w końcu „hollandowy” Peter Parker nie rezonuje z Tonym Starkiem („Homecoming„), nie próbuje wejść w buty mentora („Far from home„), ale staje na własnych nogach i ma szansę pokazać kim jest naprawdę. Ma miejsce i czas, żeby zabłysnąć, żeby przejść przemianę i żeby wykazać się własną inicjatywą. Tu po raz kolejny film ratuje obsada, bo Holland genialnie portretuje i Parkera i Spider-Mana, a emocje, które wylewają się z ekranu, udzielają się widzom. Mimo scenarzystów, którzy z (nie)godną podziwu konsekwencją robią z Petera idiotę (procedura odwoławcza – obejrzycie, zrozumiecie).
Narzekałem na tanie nostalgiczne zagrywki, ale to nie do końca tak. Nostalgii i odniesień do bohaterów, scen czy wydarzeń mamy tu multum, a tylko mały procent jest nietrafiony. Reszta naprawdę dobrze „siada” i zabiera nas w sentymentalną podróż, o której nie wiedzieliśmy, że potrzebujemy.
Biorąc pod uwagę powyższe, stoję w rozkroku. W zasadzie to robię szpagat niczym Van Damme między ciągnikami siodłowymi Volvo. Z jednej strony dostałem cholernie satysfakcjonujący seans, który zabrał mnie na emocjonalny roller-coaster w najlepszym możliwym znaczeniu. Nawet elementy, które kiedy indziej uznałbym za dyskwalifikujące, tu mi aż tak nie wadziły. Z drugiej strony one są i nie ma co udawać, pod kątem filmowym produkcja kuleje i w wielu miejscach cierpi na brak pomysłu, talentu i błyskotliwości twórców. Co więcej – boję się oglądać drugi raz, bo znając już wszystkie niespodzianki zakładam, że emocje nie będą już tak intensywne. Co wtedy? Być może wady pomijalne na emocjonalnym haju okażą się zbyt duże?
Dlatego umówmy się tak: ostateczna ocena będzie prosto z serca, a jeśli chcecie wiedzieć ile film dostałby z podejściem „szkiełko i oko” możecie odjąć dwa-trzy punkty od werdyktu.
Spider-Man: Bez drogi do domu (2021)
-
Ocena SithFroga - 8/10
8/10
A dla mnie był to najgorszy kinowy Spider-Man jakiego oglądałem a licząc animkę o Milesie, było ich dziewięć. Pełno pustego fanserwisu, któremu podporządkowano fabułę, leżącą i kwiczącą. Postacie nie zachowują się out-of-character, one skaczą nad rekinami, przez płonące obręcze. A co gorsza, to dla czego poświęciliśmy scenariusz było zrobione na odpieprz. Między Spideyami brakowało chemii a sporo odniesień do poprzednich serii (zwłaszcza Amazinga) roiło się od błędów. Pozytywne oceny wynikają tylko i wyłącznie z nostalgii, bo scenariusz był chyba nawet gorszy niż u Wdówki.
Roiło się od błędów?
[spoiler]Tak, dla przykładu Connors nie zginął w starciu z Garfieldem, jak to twierdził Electro a, wręcz przeciwnie, zrozumiał swoje błędy po tym jak został wyleczony i nawet uratował mu życie 😉 No i sprawa Gwen Stacy. Andrew dał nam ekspozycję, że po jej śmierci stał się agresywny i przestał się hamować podczas oklepywania złoli. Przepraszam, ale gdzie to było we filmie, bo sobie nie przypomina? Po pogrzebie miał depresję i nie przywdziewał maski aż odsłuchania peptalku zza grobu i TASM2 zakończył się gagową walką z Nosorożcem a z innego dialogu wiemy, że to jego ostatni przeciwnik. Także gdzie ta brutalność?[/spoiler]
Była mowa o tym, że Rhino to był jego ostatni przeciwnik? Wydaje mi się, że nie było i dlatego całe założenie może być błędne, bo nie wiadomo ile po TASM 2 dzieje się No way home.
Tak, jak chwalili się swoimi przeciwnikami to Garfield powiedział, że jego ostatnim przeciwnikiem był typ przebrany za nosorożca a nawet jeśli nie to
[spoiler]w końcówce TASM2 był z powrotem przyjaznym Pajączkiem z sąsiedztwa, więc nie pasuje powiedzenie, że w następstwie śmierci Gwen stał się brutalny. No bo co? Przybił z dzieciakiem piątkę, wykpił Rhino przez megafon i walkę zaczął od „nie ma to jak w domu” i co? Miesiąc później mu się odmieniło i zaczął łamać szczęki jak Batman? To się kompletnie nie sumuje. Tak jak ciocia May w roli wuja Bena.[/spoiler]
Idąc dalej ten film sam ze sobą jest sprzeczny.
[spoiler]Raz Peter i MJ są śledzeni non stop a jak spróbowali się schować w mieszkaniu to podlecieli samolotem pod okna a kilka scen dalej siedzieli na spokoju w cukierni i nikt im nie przeszkadzał. Raz Neda nikt nie rozpoznawał a raz dostał odmowę z MIT, bo jest powiązany ze Spider-Manem.[/spoiler]
Dawno nie widziałem filmu tak niechluj… a nie, Wdówka… i Wonder Woman.
Tylko te kilka scen dalej miało miejsce pare miesięcy po ujawnieniu tożsamości ziom 😉. A skąd to wiadomo? No stąd że na początku filmu mamy początek roku szkolnego a w scenie w kawiarni są ozdoby halloweenowe
Minęło trochę czasu i ludzie odrobinę się uspokoili. A poza tym nie musieli ich cały czas ganiać, celebryci też chodzą w miejsca publiczne, a nasi bohaterowie nawet się woleli nie afiszowac tak jak powiedzmy, flash Thompson 🙂
To powinien powiedzieć „te kilka miesięcy po powrocie z Europy”, ziom 😉 To co powiedział, tj. „tydzień po tym jak się dowiedziałaś” nie ma sensu, tyle.
Ktoś tu nieuważnie oglądał. Scena o której mówisz, czyli kiedy peter gada z mj przez kamerkę, ma miejsce w dniu wyjawienia jego tożsamości przez mysterio, więc minął tydzień od powrotu z europy, a przeskok czasowy do halloween mamy w kolejnych scenach, ziomek, kurcze o co ty się właściwie kłócisz xD. Idź jeszcze raz na ten film mordko.
Ale o czym do mnie piszesz? Nie odnosiłem się do tego kiedy ta rozmowa miała miejsce a nawet jeśli to co to zmienia? Przez tydzień licząc od czasu kiedy MJ się dowiedziała, Peter nie miał prawa czuć się normalnie, tyle… mordko 😉
„Przez tydzień licząc od czasu kiedy MJ się dowiedziała, Peter nie miał prawa czuć się normalnie, tyle”. A co to w ogóle znaczy?? Czemu nie mógł się czuć normalnie?? XD. „To co powiedział, tj. “tydzień po tym jak się dowiedziałaś” nie ma sensu, tyle.”. Nie wiem, albo nie zrozumiałem twojej odpowiedzi albo coś, ale spojrzałem sobie na zwiastun i parker mówi mniej więcej : „ever since i got bit by that spider, i only had one week when my life has felt normal, thats when you found out.”. Czyli jego życie było normalne przez ten jedyny tydzień który minął od poznania przez MJ prawdy do wyjawienia jego tożsamości światu. Nie widzę tu nieścisłości, więc proszę o Twoją pomoc w znalezieniu jej
Z poprzednimi częściami też.
[spoiler]Nie będę się pastwić nad tym jak zmasakrowali post mortem Mysterio, ale czy naprawdę Parker powiedział MJ, że odkąd dziabnął go pająk tylko przez tydzień czuł się normalnie, tj. kiedy ona się dowiedziała. Um… co? Przecież jak ona się dowiedziała to byli w połowie hecy z Beckiem a jak się skończyła to wyjawili jego tożsamość :P[/spoiler]
Nie masz racji i wszystkie zarzuty można wytłumaczyć tym że film nie dzieje się na przestrzeni jednego dnia, ale dłuższego okresu.
Spoiler
Rozmowa o Rhino była o jednym z przeciwników, a nie o ostatnim. Ale umówmy się że drugi Amazing był dość słaby i całkowicie zmarnował ładunek emocjonalny po śmierci Gwen. Tak że minął jakiś czas.
Spoiler
Tutaj też ja to rozumiem że minął jakiś czas i tożsamość Spidermana przestała być top newsem i totalną sensacją. Przecież super bohaterowie są tam na porządku dziennym. Kontrowersje jednak pozostały i stąd decyzja MIT (tak przy okazji to był najsłabszy wątek w filmie z tymi studiami).
Spoiler
Tekst o normalności to była taka typowa romantyczna gadka bez głębszego znaczenia.
Spoiler.
A jeszcze do jaszczura, to nie kojarzę żeby mówili że Conors umarł, wręcz przeciwnie że został wyleczony. No i złoczyńcy byli z różnych momentów w czasie, inaczej zostałyby z nich same kości.
Mogę się założyć, że nazwał go ostatnim, ale nawet jeśli nie to i tak ta brutalność zaprzecza zakończeniu TASM2, tyle. To czy ktoś był jeszcze po Rhino w tym kontekście za wiele nie zmienia. A co do sensacji wokół tożsamości Spideya to sam fakt, że latali za nim helikopterami jest żałosny. Ta franczyza zaczęła się od Starka przyznającego się do bycia Iron Manem i co? I nic :/ Dlaczego więc tożsamość nastoletniego superbohatera z drugiej ligi stała się viralem? Inwazje kosmitów, bogowie nordyccy, ukryte królestwa i blipnięcie. Nie macie ważniejszych tematów, by robić z Parkera najsławniejszej osoby na świecie? I czy naprawdę takie rzeczy się nudzą po kilku tygodniach/miesiącach? Michael Jackson by się nie zgodził…
Tylko to bardziej problem drugiej części Amazing, która całkowicie zmarnowała wątek śmierci Gwen i niepozwolił mu wybrzmieć. Dlatego No way home trochę naciąga ten wątek, żeby mógł odpowiednio się wpasować w całość.
Myślę że większą sensacją było zabicie Mysterio niż sama tożsamość. I jak każdy szokujący news wzbudził sensacje i skrajne emocje, a potem przeminął i został tylko posmak kontrowersji (coś jak w Chicago). Może rzeczywiście to śledzenie śmigłowcem to była przesada.
A napisy typu ,,miesiądz później” na szczęście wyszły z użytku i filmy pozwalają się takich rzeczy domyślać.
Obawiam się, że w większości argumentów masz rację.
@EJM: To prawda. Osobiście wierzę, że jakby powstał TASM3 to zacząłby się miękkim retconem w tej właśnie materii (i być może to co widzieliśmy jest właśnie tego pokłosiem). Ale, że nie wiedzieli co przyniesie przyszłość i/lub chcieli zakończyć TASM2 pozytywnym akcentem to zrobili to co zrobili.
Jasne, ozdoby halloweenowe miały indykować październik i to, że minęło ileś czasu, ale naprawdę? W jednym miesiącu Parker podrapać się po tyłku nie mógł a w następnym nikt już nie zwracał na niego uwagę. Poza momentami kiedy zwracali przez co nie dostał się na studia? No… grubymi nićmi to szyte.
@SithFrog: Niestety. Tak jak doceniam ogromną wartość sentymentalną, tak nie potrafiłem się dobrze bawić przez fatalny scenariusz 🙁
No, po scenie powrotu do nowego jorku, chyba, jest cięcie i peter gada z may i happym o ich związku, więc możemy założyć że w tym cięciu minął tydzień
Ale electro chyba nie powiedział że connors zginął
Powiedział 😉 I Strange powiedział, że ich wszystkich przeznaczeniem jest zginąć.
Nie kojarzę takiej sceny, na pewno Electro mówił że sam zginął, a Sandman potwierdził śmierć goblina i octopusa. Pamiętam natomiast Garfielda mówiązecgo że jaszczura już raz wyleczył.
Pozatym ze wszystkich złoli Connorsa najbardziej olali.
Dokładnie tak
Um… co? Jak Electro mógł powiedzieć, że sam zginął jak clu tej fabuły było takie, że ściągnęło ich z chwili przed final battle? Wszyscy antagoniści w lochu Doktora Dziwago nie byli świadomi swojego losu i usłyszenie go ich ruszyło. A to niby ja czegoś nie dosłyszałem…
Mówił coś w stylu ,,stawałem się czystą energią i wtedy … wtedy musiało coś się stać i umarłem”.
Ale przyznaje że doszukiwanie się bardzo konkretnych szczegółów jest bezcelowe.
Kurde, chłopaku, czytam twoje komentarze i nie mogę sie oprzeć wrażeniu, że musiałeś być mocno zmęczony w czasie oglądania tego filmu bo nie nadążałeś czytać napisów xD. No po co twórcy mieliby wkładać w usta electro takie rzeczy?
Daruj sobie ten protekcjonalno-pretencjonalny ton. No way home mogło Ci się spodobać i szanuję to, ale ja mam prawo zauważać jak dziurawa była ta fabuła i nie musisz mi wmawiać na siłę, że gdzieś się przesłyszałem tudzież czegoś nie doczytałem. Jeśli to najlepsza linia obrony jaką możesz przyjąć to źle to świadczy o Tobie… i filmie.
Myślę że problem leży w tym że próbujesz odnieść się do czegoś obiektywnego (spójność fabularna), a innym pozwalasz tylko na prywatne opinie.
Z drugiej strony, nie ma co robić osobistych wycieczek, bo każdy ocenia film samodzielnie.
Nie wmawiam , tylko widzę że się przesłyszałeś
@EJM: Zarabianie posiadania własnych opinii? Wycieczki personalne? Czy to aby na pewno do mnie? Nie chcę się czepiać, ale to do mnie pisze się per „chłopaku” i szuka się w moich komentarzach dziury w całym, bo wyraziłem zdanie z którym pvvldmnsk się nie zgadza 😉
O wycieczkach personalnych nie było do Ciebie 😉
Electro nie mówił o śmierci connorsa. Garfield nie mówił że rhino był jego OSTATNIM przeciwnikiem. Po co miałby mówić że to jego ostatni przeciwnik skoro w innej scenie opowiadał że w walkach przestał się hamować ? Uważasz że scenarzyści byliby aż tacy nieostrożni ?? A poza tym garfieldowy pająk wygląda na starszego tutaj , niż w końcówce TASM 2
Po prostu mnóstwo rzeczy zapamiętałeś niż było na filmie i tyle
Inaczej niż było na filmie * sory
Czy uważam, że scenarzyści byli tak nieostrożni? Tak, wszak sięgnęli po premise, który jest new low jeśli chodzi o MCU i nawet „One more day” miało pod tym względem więcej sensu. No chyba, że chcesz mi wmówić, że ze Strangem też się przesłyszałem 😛
SithFrogu – najlepszy SpiderMan ostatnich lat to Maguire, Garfield czy Holland?
Nadji Jeter 😉
Kurde, nie wiem. Uwielbiam Hollanda za świetną wersję Parkera-nastolatka. Tobey w moim sercu zawsze będzie numerem jeden więc może ex aequo? No i Morales z Into the Spider-verse. Garfield mi kompletnie nie leżał od A do Z i nic tego nie zmieni. Ładniutki i smukły chłopiec, który byłby królem balu w USA udający niezręcznego nerda zawsze wydawał mi się jakimś kuriozum.
Jak dla mnie Holland jest świetnym Parkerem, ale dyskusyjnym Spider-Manem (bliżej mu do, nie wiem, Iron Boya). Garfield na odwrót, fizycznie najlepiej pasował na Pajączka (szczupły, atletyczny) i reprezentował podobne poczucie humoru, ale Peter z niego żaden. Tak jak mówisz, przystojny 30-latek nijak nie był autentyczny jako licealny nerd. Co do Tobeya to przepraszam, ale nie podzielam sympatii. Jego interpretacja to oferma na pograniczu slapsticku powtarzająca te same błędy 🙁
Każdy z tej trójki był robiony dla innej generacji widzów i wpisuje się w swoje czasy, więc ciężko wybrać najlepszego. Dużo zależy w jakim wieku i z którym pająkiem widz zetknął się po raz pkerwszy
Nie wiem czy Holland jest robiony pod post 30ki a mi osobiście najbardziej leży
A może ktokolwiek z Into the spider verse?
Maguaire był ok jako pierwszy pająk, ale dziś jest strasznie archaiczny w tej roli. Garfield był ok jako bardziej cool Peter, tylko że miał pecha grać w słabych filmach. Holland jest ok, tylko żeby go odróżnić od poprzedników, zbytnio upodobnili go do IronMana i teraz próbują nadać mu więcej z pająka. W into the spider verse nie było żadnego ,,ale”.
Przecie napisałem 😉
” No i Morales z Into the Spider-verse. „
Krótko,gorsze od Into the spider verse.
Dłużej, tak dobre, że pomimo uważania serii Amazing za porażkę, po filmie chcę zobaczyć zakończenie historii Garfilda.
Ten film nie miał prawa wyjść tak dobrze jak wyszedł. Główny wątek filmu co chwila się zmienia i jest dość niespójny. Ale nowe wątki są na tyle ciekawe, a cięcia nie aż tak gwałtowne że nie przeszkadzało mi to w zupełności. Ogrom postaci sprawia że żadna nie dostaje dość czasu aby w pełni wybrzmieć, ale mimo to widz intuicyjnie dopowiada sobie resztę. niektóre dialogi są czerstwe, ale inne są przezabawne.
Najważniejsze, że twórcy kochali postać pająka, znali zarówno słabe i mocne strony poprzednich filmów i wymieszali to perfekcyjnie. Drobne zmiany sprawiły że elektro będący najgorszym vilanem, stał się ciekawy, a goblin z prostolinijnego złola stał się dość zniuansowany. Do tego trzeba docenić, że twórcy nie bali się dość radykalnych posunięć w sprawie finału.
A na stwierdzenie że walki nie zapadały w pamięć to nie wiem co odpowiedzieć. Sceny w tym lustrzanym świecie wyglądały świetnie, a stosunkowo ,,brutalne” bijatyki spidermana z goblinem dość dobrze zapadły mi w pamięć.
Dla mnie uczciwe 8/10
Lustrzany świat był już kilkukrotnie przerabiany i niczym nie zaskakuje. Chodzi mi o coś ikonicznego, co pamiętam 3 lata po premierze jako znak firmowy danego filmu. Tu nic takiego nie widzę.
„Krótko,gorsze od Into the spider verse.”
Dla mnie ItSV jest chyba najlepszym Spider-Manem ever 🙂
Spider-Man 2 > Into the Spiderverse > Spider-Man: No Way Home > Spider-Man 1 > Spider-Man: Homecoming > Spider-Man: Far From Home > Amazing Spider-Man 1 > Arachnofobia > Spider-Man 3 > Amazing Spider-Man 2 > japoński Spider-Man > 3 Dev Adam (turecki Spider-Man).
Kompletna lista filmów o pająkach, od najlepszego do najgorszego, która utnie wszystkie dyskusje. Nie musicie dziękować 😛
A co do Bez drogi do domu, to w sumie podzielam zdanie SithFroga. Bardzo fajny film, choć głupiutki i balansujący na granicy przesady w kwestii „fan service’u”. Ale koniec końców najwazniejsze jest to, że twórcy rozumieli istotę postaci Petera Parkera, rozumieli wagę straty i poświęcenia w rozwoju tej postaci. Dlatego mi się podobało. No i Andrew Garfield byłby świetnym Pająkiem, ale trafił na kiepskie filmy. Ale w Bddd był znakomity.
„Ale w Bddd był znakomity.”
W czym?
Jak chcesz dobrego Garfielda to polecam Tajemnice Silver Lake 😉
Lista przyzwoita, trochę bym pozmieniał, ale najbardziej mnie ciekawi gdzie wyląduje No way home po 2-3 obejrzeniu kiedy wiadomo co się stanie i efekt wow umyka.
W sumie to Bez Drogi do Domu ma tą zaletę, że jego zakończenie sprawia, że widzowi nadal się chce oglądać.
Przecież to zakończenie to nawet mógłby być materiał na Szaloną Teorię – wiemy, że symbiont Venoma zostawił kawałek siebie w wymiarze z którego pochodzi Peter Parker grany przez Toma Hollanda (scena po napisach Venoma 2: Carnage sugeruje, że to nie to samo uniwersum), a wiemy że Venom rozmnaża się przez „pączkowanie” – czyżby w planowanym sequelu „Bez Drogi do Domu” Peter Parker miał zyskać czarny strój? A może Peter, pozbawiony wsparcia ze strony przyjaciela i dziewczyny stanie się nieco brutalniejszy w stosunku do wrogów, a pod wpływem symbionta może nawet stać się antybohaterem? Może pojawi się Miles Morales, jego wujek, Aaron Davis był przecież w „Homecoming”. Może to on będzie musiał pokonać/nawrócić Parkera?
Całkiem spoko recenzja ale nie rozumiem czemu nie podobają Ci się sceny akcji. No, finałowa walka też mi się rozmyła i musiałem pójść drugi raz miedzy innymi z jej powodu, ale za to walka z octopusem, moim zdaniem przebiła większość scen akcji z obecnym aktorem a na pewno walkę z wodą w Wenecji 😉. Inne już nie były tak dobre np. walka z goblinem w korytarzu miała ułamki sekund w których dało się coś zobaczyć a o finałowej już pisałem, ale chciałbym poznać twoją opinię na temat tej walki z ottem
Cała ta sekwencja z doc-ociem była ekstra. Nie tylko walka, ale też rozmowa i to „przejmowanie” macek nanobotami. Świetnie to wymyślili i jeszcze lepiej pokazali.
Spoilery być mogą…
Dafoe to król! <3
Co do filmu to pełna zgoda, jest taki dysonans. Mnie strasznie nie podoba się zakończenie i brak spełnienia obietnicy Parkera względem MJ "bo plaster". Słabo to wyszło bo ewidentnie coś im obiecał, oni podjęli konkretną decyzją związaną z zakończeniem, a on na samym finiszu zupełnie ich olał :/
No ale to taki klasyczny motyw ze Spidermana, że nie mówi aby chronić swoich najbliższych. A cały ten film dość mocno wraca do korzeni serii.
A samo zakończenie i całkowite poświęcenie było dość odważne.
Odważne by było, gdyby Ned był z MJ w związku 😀
MJ&Ned: Peter, całą trylogię pokazujemy Ci że jesteśmy z Tobą mimo grożących nam niebezpieczeństw, masz nas odnaleźć i przypomnieć
Peter: o nie, zrobiłaś sobie ostatnio kuku, mam w tyłku Twoją prośbę, żyj sobie w nieswiadomości
no nie pasuje mi to w cholerę…. jasne że Peter chce w ten sposób chronić swoich najbliższych, jest tak jak mówisz. Ale to nie jest jego decyzyjność. MJ i Ned mają prawo do podjęcia decyzji, wkazdej chwili mogą się wycofać z tego wszystkiego ale tego nie zrobili.
Zrobił ich w wała i tyle 😀
A ja go rozumiem, w sensie: obiecał, ale po pierwsze ludzi, którym obiecał już nie ma (w pewnym sensie), a po drugie: obietnica obietnicą, ale bezpieczeństwo najbliższych ważniejsze.
„Odważne by było, gdyby Ned był z MJ w związku”
Początek tej sceny dawał wrażenie, że tak to się skończyło 😀
Swoją drogą kolejne niedopowiedzenie/dziura fabularna: jak to dokładnie działa? Peter istnieje w próżni? Skoro nikt go w ogóle nie zna to co z jego szkołą, pracą, historią całej edukacji, nie wiem, numerem ubezpieczenia? WTF?
Tak, dokładnie. To jest mocno problematyczne
Jeżeli bezpieczeństwo bliskich najważniejsze to jeżeli tak potraktował Neda i MJ czyli najbliższe sobie osoby to… Wychodzi na to że Peter nie może mieć już żadnych przyjaciół, nie może nawiązać żadnej relacji bo zawsze będzie się to wiązało z ryzykiem. Jeśli teraz hy sobie znalazł jakiegoś nowego kumpla to byłoby to mega krzywdzące wobec Neda.
No właśnie, jeśli będzie kolejna część to albo będzie pustelnikiem albo się wkurzymy 🙂
Myślę że jednak z racji na popularność postaci to i MJ i Ned wrócą w przyszłej części
Świetny fanserwis, dużo gorszy film. Niestety, dużym problemem jest natłok postaci o nazwijmy to 'gościnnym” charakterze i obligacja by każdej z nich dać choć chwilę czasu ekranowego. Dlatego, przynajmniej dla mnie, można momentami odczuć że niektóre wątki są poprzycinane bo nie starczyło czasu by odpowiednio je poprowadzić (dostanie się na uczelnie, problemy prawne, prześladowanie prze media). Co więcej, SithFrog napisał że w nareszcie Spider-man wychodzi z cienia Iron mana i choć jest to prawda, to za chwilę trafia pod skrzydła Doktora Strange’a i w tym kontekście w dalszym ciągu nie jest to film poświęcony tylko i wyłącznie Peterowi Parkerowi i jego najbliższym a zaledwie platforma na które będzie zbudowana następna część przygód pewnego czarodzieja. Pomijając nostalgię i różne smaczki, najlepszą stroną tego filmu jest gra aktorska; główna obsada prezentuje się naprawdę solidnie a sekundują im nieschodzący poniżej pewnego poziomu Cumberbatch, świetni Foxx i Molina oraz rewelacyjny Defoe.
A widzisz, to ja tak nie poczułem. Bo poprzednio Parker robił wszystko albo żeby zaimponować Iron Manowi, a potem, żeby mu dorównać/zastąpić go. Tutaj pojawia się Strange, a potem sam Peter go eliminuje z równania i robi po swojemu.
Chodziło mi raczej o to jak instrumentalny dla tego filmu jest Strange. To od spotkania z nim zaczyna się właściwa fabuła, to on wysyła Petera by porozmawiał z przedstawicielką MIT, to czarodziej daje Parkerowi „nowy sprzęt” i to dobry doktor ostatecznie musi zażegnać kryzys. Ponadto, co chyba nawet ważniejsze, Spider-man pierwotnie przyjmuje punkt widzenia właśnie Strange’a i przez cały film ta mentalność 'to nie mój problem” gdzieś się przebija w co trudniejszych dla bohatera momentach.
Racja, beznadziejnie potraktowali Strange’a w tym filmie. Gość, który przechytrzył Dormamu i stawiał opór Thanosowi został zdegradowany do roli głupka, którego nawet nie trzeba podpuszczać, by rzucił turbo niebezpieczny czar a i wykiwał go nastolatek 😛
Wydaje mnie się, że był to celowy zabieg żeby lepiej uzasadnić czemu Strange będzie potrzebował pomocy w „Multiverse of Madness”, ponadto mogli w ten sposób pokazać że główny błędem tej postaci jest arogancja i niemyślenie o konsekwencjach swoich czynów (wiem, że biorąc pod uwagę „Infinity War” i „Endgame” motyw nieprzemyślanych działań wygląda głupio ale wygląda na to że idą w tym kierunku). Chyba też dlatego w tym filmie pojawiła się informacja, że Stephen nie jest „sorcerer supreme” co również miało go trochę zdegradować w naszych oczach.
Dokładnie i wcale mi to nie przeszkadzało. Zresztą zwiastun kolejnego filmu, który był po napisach potwierdził w 100% tę tezę.
Właśnie obejrzałem drugi raz. Overall w sumie jest ciut lepiej: wady wybrzmiewają mocniej (rany, ta scena pożegnania z MJ i Nedem na szczątkach tarczy Statuy Wolności w kontekście świadomości zakonczenia jest tak zła że masakrejszyn), ale zalety (których dla mnie jest więcej) także wybrzmiewają mocniej. Dla mnie najlepszym Spidermanem ciągle jest Homecoming, ale ta część na pewno w czołówce (nie jestem wiernym wielbicielem dwójki Raimiego czy Spiderverse choć doceniam oba filmy).
Ja widziałem tylko raz, ale
[quote]nie ma bardziej żenującej sceny niż ta, w której pojawiają się dwa nowe/stare Spider-Many. To jest tak żenujące, że mnie głowa rozbolała.[/quote]
Miałem walczyć na 5 minut, obejrzałem cały. Bawiłem się średnio. Miło było zobaczyć starych pajączków ( wiadomo nostalgia ) i zakładać ske z samym sobą co jesscze powiedzą? Do czego się odniosą? Ale na tym koniec. Fabuła to bzdura, kompletny brak logiki. Sceny akcji bez polotu. Momentami słabe CGI ( jaszczur tragedia). Dialogi nierówne, humor również.
Z ogromnej ilości głupot scenariuszowych możnaby pewnie zrobić bardzo długów listę, ale mnie najbardziej rozbawiło to ze Peter Parker, Avengers, SPIDER Man, Nadczłowiek nie ma pieniędzy i chce iść na studia zeby zdobyć zawód:):) koleś mógłby pewnie za wywiad wziąć roczna pensje i to nie robola ale managera wysokiego szczebla. Mógłby napisać ( za niego napisaliby ) książkę, wydać płytę, cokolwiek. Przecież on powinien mieć tysiąc telefonów dziennie z najróżniejszymi propozycjami biznesowymi.
Pomijajac jego sławę, to on potrafi podnieść rękę samochod i przyczepia się do ściany, mógłby samodzielnie budować coś na wysokościach, ewentualnie zastępować wyspecjalizowane maszyny warte miliony, albo zostać żołnierzem, strażakiem, ratownikiem, ochroniarzem, policjantem, drwalem, nurkiem, k… kimkolwiek, ale on cierpi na brak kasy.
Ogólnie mma problem z tym jak ocenić fan service. Bo fabuła, której nie ma jest pretekstem do fan servicu. Wlasociwe to w filmie więcej kest smaczków niż filmu. To taki PRZYJEMNY skok na kasę, ktory przypomina małe dzieci odwiedzające babcie w dzień babci. Wiadomo, po co mówią wierszyk, po co rysują laurki, ale babcia i tak z radością po fakcie wręcza pieniądze. Babcia kocha wnuki i uwielbia je rozpieszczać, nawet nie ważne czy sie pomyla w wierszyku, ważne ze jest wierszyk i ze wierszyk jest dla babci!