Z jednej strony „Czarna Wdowa” czyli Natasza Romanoff długo musiała czekać na własny film (z „głównych Avengersów” został już tylko Hawkeye, ale do tego raczej nie dojdzie), a jak już obraz powstał to zderzył się z pandemią i był przesuwany ostatecznie zaliczając obsuwę o 14 miesięcy.
Z drugiej strony film wydawał się idealnie skrojony na powrót do MCU po tak długiej przerwie. Niby kolejna produkcja nowej fali, po rozstrzygnięciach w „Endgame”, ale tak naprawdę powrót do przeszłości i wydarzeń zaraz po „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”. Czyli niby nowe, a jednak stare i znane.
Fani Marvela nie potrzebują ściągi, ale dla wszystkich innych: stronnictwo Kapitana Ameryki, które nie chciało podpisać ustawy o kontroli super bohaterów jest albo w więzieniu, albo ucieka przed Thaddeusem Rossem i jego oddziałami. Natasza próbuje zaszyć się na pustkowiu i przeczekać burzę. Nie dane jej będzie odpocząć, bo z racji pewnej paczki zaczyna ją ścigać nieustępliwy i bezwzględny Taskmaster.
Czarna Wdowa traktowała Avengers jak rodzinę, której nigdy nie miała. Okazuje się jednak, że jakąś tam miała i tę historię także poznamy lepiej niż dotychczas. Dowiemy się też czym są czarne wdowy i kto je… napisałbym, że szkoli, ale chyba bardziej pasuje tu słowo „produkuje”.
Zacznę od pozytywów. Scarlett Johansson wraca jako Czarna Wdowa prawdopodobnie po raz ostatni i po raz ostatni udowadnia, że zatrudnienie jej do tej roli było strzałem w dziesiątkę. David Harbour jako „tato”/Red Guardian dwoi się i troi, żeby dać widzom rozrywkę, Rachel Weisz grająca „mamę” to uznana marka i nie mam zastrzeżeń do jej występu. Najlepszym i najjaśniejszym punktem obsady okazuje się jednak (bez zaskoczenia) Florence Pugh. Wciela się w „siostrę” Nataszy, Jelenę. Wypada genialnie, ocieka charyzmą, ma fantastyczną chemię z Johansson, a jej kpiny na temat pozerstwa Czarnej Wdowy to najzabawniejsze elementy w filmie.
Pochwaliłem aktorów, a teraz skrytykuję… postacie. Bo o ile każdy członek obsady robi co może, o tyle scenariusz wziął sobie za punkt honoru popsucie filmu. Red Guardian to pajac i „comic relief” od początku do końca. Rubaszny debil, nic więcej. Natasza ciekawsze i lepie zrealizowane wątki miała w filmach Kapitan Ameryka, Iron Man 2 czy kolejnych Avengers. Jej historia we własnym filmie nie jest ani przesadnie ciekawa, ani odkrywcza, opowiedziana chaotycznie tak, jakby ktoś chciał połączyć rodzinny dramat, kino szpiegowskie i standardowy film spod znaku Marvela. Mamy tu elementy z każdego rodzaju, ale nie składa się to w koherentny obraz. Osobiste i w założeniu mocne momenty nie wybrzmiewają wystarczająco mocno, albo wcale, bo za chwilę jesteśmy zasypywani wybuchami, pojedynkami i komiksowymi: bum, wziuuum, ka-blam, bam!
Dodatkowo żadna ze scen akcji nie zapada w pamięć, nie jest w żaden sposób oryginalna czy niestandardowo nakręcona. Ot, taka średnia „marvelowska” bez szału i bez dramatu. Chociaż momentami efekty specjalne wyglądają jakby ktoś się nie przyłożył do post-produkcji i czasem różnica między bohaterami a tłem mocno razi.
Scenarzysta Eric Pearson sprezentował nam skrypt chałturniczy. Miał do wykonania normę, film miał mieć tyle i tyle minut, zawierać takie i takie elementy. Nie miał ciekawej historii o Nataszy do opowiedzenia. Miał zadanie do wykonania i tyle zrobił, zachowując minimum przyzwoitości. Jakby tego było mało, usłyszycie podczas seansu dwa prawdopodobnie najbardziej żenujące teksty w MCU do tej pory. Nie podam szczegółów, bo to jednak spoiler, ale jeden dotyczy pomysłu na to, dlaczego tytułowa bohaterka nie jest w stanie czegoś zrobić. Drugi wyjaśnia jakiego „zbędnego” zasobu świat ma najwięcej… Generalnie postać głównego czarnego charakteru (można tak jeszcze pisać) jest groteskowa, przeszarżowana i budzi raczej śmiech niż strach. Podobnie rzecz ma się ze wspomnianym Taskmasterem. Przewidywalne i bardzo rozczarowujące wyjaśnienie.
Jedyne naprawdę ciekawe momenty są kiedy Natasza po prostu siedzi i rozmawia z Jeleną, albo kiedy się przekomarzają. Czuć tu chemię, wielki talent i ogromny (niestety zmarnowany) potencjał. Dlatego żałuję, że nie ma więcej kameralnego dramatu najmniejszej komórki społecznej, że nie zdecydowano się pójść w mroczny i niepokojący thriller szpiegowski na małą skalę. Musiało być obowiązkowe kopanie się po głowach, wybuchy, wielka skala starć i inne takie rozpraszacze. Mieliśmy tego na pęczki, łącznie z wojną na kosmiczną skalę, naprawdę nie można raz trochę spokojniej? Tym bardziej, że materiał był idealny.
Ach, no i jak mógłbym zapomnieć: Avengersi zmienili dealera samochodów. Do tej pory wszędzie woziło ich Audi, a Natasza z rodziną zdecydowanie wolą BMW.
Szkoda. Wielka szkoda. Czarna Wdowa to świetna postać dobrze wpasowana w MCU. Zasłużyła na coś lepszego niż zwyczajne odfajkowanie jej solowego filmu idąc po linii najmniejszego oporu. Duże rozczarowanie. Choć i tak polecam seans (niekoniecznie w kinie, można poczekać na jakiś streaming), bo dla samej Florence Pugh warto. Coś czuję, że to nie ostatni jej występ w marvelowskim uniwersum.
Czarna Wdowa (2021)
-
Ocena SithFroga - 5/10
5/10
Przyłączam się do jęków zawodu – jeżeli to miało być to słynne pójście Marvela w kierunku zwiększenia roli kobiet w uniwersum, to czarno to widzę. Film nudny, przewidywalny, a większość postaci źle skrojona. Można powiedzieć, że przed seansem był swoisty foreshadowing, albowiem reklamowano któryś film z DCU i od razu nasuwa się porównanie do Wonder Woman. I tak się czułem podczas seansu. Tak jakbym oglądał film DCU, a nie Marvela. Marvel jednak przyzwyczaił nas do raczej większej klasy filmów, bo wpadki były, ale mam wrażenie, że mniej spektakularne. A tutaj poszli na zasadzie dzisiejszych filmów, czyli wszystko musi być odfajkowane według przyjętych wzorców, przez co to, co miało być śmieszne czy przejmujące wychodziło groteskowo lub na zasadzie „do olania” (niezamierzony spojler). Tak złego filmu się nie spodziewałem, serio. Scarlett Johannson sama chyba miała już dość tej roli albo tego, że zmuszono ją do podkreślania silnej roli kobiet, co w rezultacie prowadziło do wygłaszania monologów z miną Wonder Woman. A popsucia Taskmastera im nie daruję. Po prostu do tej postaci nie pasuje kobieta (to żaden spojler, można się tego błyskawicznie domyślić), to musi być facet. Dobrym filmem byłby film z elementami szpiegowskim, co pokazywano chociażby (nie w pełni niestety) w drugie i trzeciej części Kapitana Ameryki. Liczyłem na coś w podobie, a wyszło fatalnie. Dla mnie maks 3/10.
A i jakby ktoś nie wychwycił – serio, miałem wrażenie oglądać marvelowską wersję Wonder Woman, te same drętwe i czerstwe teksty o potrzebie poświęcenia, trudności w relacjach międzyludzkich, dobroci i złu ludzi etc. Było to deklamowane (dokładnie, wbrew regule kina pokaż a nie mów) w tak przeraźliwie nudny sposób, że nawet nie śmieszyły mnie te wstawki Florence Pugh, mimo że w innym filmie pewnie by tak było. Serio, nie idźcie do kina, obejrzyjcie w domu jak będzie.
„A tutaj poszli na zasadzie dzisiejszych filmów, czyli wszystko musi być odfajkowane według przyjętych wzorców, przez co to, co miało być śmieszne czy przejmujące wychodziło groteskowo lub na zasadzie “do olania” (niezamierzony spojler). ”
Dokładnie. Jakby to był jakiś obligatoryjny projekt do odfajkowania, a nie fajna historia do opowiedzenia. Z Taskmasterem przeżyłbym płeć, ale ja czekałem na postać, a dostałem narzędzie fabularne. Jakby to był dowolny zakapior w stylu jakiegoś byłego wrestlera czy innego koksa to nic by się nie zmieniło. Potencjał Taskmastera kompletnie spuszczony w toalecie.
Ja w piątek do kina i jaram się strasznie pierwszy raz w kinie od lutego 2020.
Baw się dobrze, fajnie wrócić na salę kinową 😉
Zaspoileruj proszę te dwie najbardziej żenujące teksty, bo ich nie wyłapałem
Dołączam się do pytania. Film oglądałem a nie pamiętam o co chodziło
[spoiler]
1. Nieprzeciętnie ubawił mnie pomysł z tym „pheromonal lock”, że czujesz feromony i nie możesz gościa zdzielić. Sens to miało jako dyrektywa w jednym z niewielu filmów idealnych (RoboCop), ale tutaj? Obśmiałem się jak norka.
2. …ale nawet to nie przygotowało mnie na wygłoszone mrocznym i złowieszczym tonem hasło:
„And with you, an Avenger under my control, I can finally come out of the shadows using the only natural resource that the world has too much of. Girls.”
Zabrakło jeszcze żeby na koniec zawarczał, oblizał się i podkręcił wąsa.
[/spoiler]
A co powiesz o tym jak:
[spoiler]Kapitan ZSRR minutę po zostaniu uratowanym przez córki, których nie widział 20 lat zapytał Jeleny… czy ma okres? Wyjechanie z czymś takim samo w sobie było beznadziejne. A fakt, że poruszył tę kwestię tylko po to by móc przemycić jakże subtelną ekspozycję o sterylizacji tylko potęgowało cringe.[/spoiler]
O MÓJ BOŻE!!! Jak mogłem zapomnieć! Przecież to był szczyt szczytów cringe’u! Wplecenie do dialogu sterylizacji i przymusowego wycinania jajników żeby zrobić z tego żart, bo się stary chłop zawstydził. Ja pi….lę. Jakby przyznawali Oscara cringe’owego to ta scena wygrywa w przedbiegach.
A wcześniej ten sam temat ogrywano tak:
https://youtu.be/eUosv677ucA?t=122
Dramatycznie i z odpowiednim… szacunkiem?
Chociaż z tego co pamiętam i tak debile od politycznej poprawności zżymały się na tę scenę, że prezentuje pogląd „kobieta tylko do rodzenia”, ale dla nich nie ma już ratunku…
Kolejny CGIdalny produkt quasi-filmowy o facetach w rajtuzach. Niech ta moda wreszcie minie…
Tym razem w rajtuzach głównie babeczki 😉
Pójde dalej w spekulacjach na temat Florence Pugh… wedlug mnie ten film był po to, żeby ona mogła błyszczeć. Zrobic dobry grunt pod inte… pod przyszłe filmy marvela.
Wiem i wcale mi to nie przeszkadza, ale można zrobić fajne intro nowej postaci „na plecach” starej i tej starej też oddać cześć, a nie potraktować z buta. A tu tego zabrakło 🙁
Początek filmu nastawił mnie na to, że dostaniemy jakiś bardziej poważny, jak na standardy MCU, szpiegowski akcyjniak. Och jak bardzo się przeliczyłem. Wielka szkoda, że w filmie o Czarnej Wdowie było mało Czarnej Wdowy, a takie postaci jak Taskmaster, czy Red Guardian zostały ostro zmarnowane…
No właśnie zaczęło się jak MCU-owy odpowiednik Mission: Impossible albo Bourne. A potem lipa :/
A mnie się podobało. Pierwsza połowa filmu lepsza od drugiej, ale nie ma tragedii.
Red Guardian w swoim komicznym wystąpieniu był żałosny, ale przez to tragiczny. Jak człowiek złamany, który śmieszkując próbuje się jeszcze ochronić od zupełnego opadu na dno.
Florence kapitalna, Scarlett jak to Scarlett.
Radziecki generał bardziej jako symbol niż pełnokrwista postać, ale w tym filmie jako dysponujący armią Czarnych Wdów pasował bardzo dobrze.
Taskmastera faktycznie szkoda: nawet mógłby zostać w postaci w jakiej był, ale można by rozbudować potyczkę z Red Guardianem i pokazać go bardziej jako takiego nemesis, przed którym trzeba uciekać, a nie walczyć, bo fizycznie bohaterowie nie mogą się z nim mierzyć i trzeba tu sposobu.
Niby tu w filmie wszystko było (bo pokonany został właśnie sposobem), ale no… można to było trochę bardziej rozwinąć.
Dla mnie to idealny film poziomu 7/10. I wygląda faktycznie na taki, który powinien pojawić się w pierwszej fazie obok pierwszego Iron Mana czy Kapitana Ameryki, tam by wyglądał bardzo dobrze (tylko oczywiście trzeba byłoby przesunąć linię czasową z tej post-CW).
„nie ma tragedii”
5/10 to średnia ocena, dokładnie w centrum skali. Jakby było tragicznie dałbym 2-3 😉
„ale przez to tragiczny”
No właśnie nie, może taki był zamiar, ale on praktycznie NIE MIAŁ scen i dialogów, które nie robią z niego clowna.
„Radziecki generał bardziej jako symbol niż pełnokrwista postać, ale w tym filmie jako dysponujący armią Czarnych Wdów pasował bardzo dobrze.”
Dla mnie to w ogóle jest jakiś syndrom star warsów. Zamiast dysponować siatką ukrytych kobiet-szpiegów wtopionych w otoczenie, facet ma armię pochowanych w piwnicy lasek, które na ulicy poznać po stroju można na kilometr. Nie mówiąc już o tym, że Czarna Wdowa wydawała się codename Nataszy, a nie wszystkich kobiet. No i te stroje… Skoro BW tak się ubierała wcześniej to dorobiono filozofię. Coś jak pustynne szaty Bena Kenobiego, które nie wiedzieć czemu stały się potem oficjalną pidżamą Jedi 😉
Dla mnie mimo wszystko rozczarowanie, film robiony bez pomysłu.
Nie wiem , czy tylko mi ray Winston w roli złoczyńcy, przypominał z wyglądu, osławionego Harveya weinsteina ?? Bo chyba film był zapowiadany jako kobiece kino wśród superhero Marvela l , więc może to było celowe podobieństwo ze strony twórców w nawiązaniu do afery #metoo ?? Nie wiem , czy ktoś ma może jakieś bardziej wnikliwe spostrzeżenia na ten temat ??
Chętnie bym usłyszał coś mądrzejszego od moich wypocin na ten temat
Pisałem po pijaku, jalby xo
XD
Nie tylko Tobie, pisałem o tym nawet pod jednym z obrazków w recenzji 🙂
Definitywnie… obleśny starszy typ, mający pełną władzę nad rzeszą młodych kobiet, z którymi bezkarnie robi co chce, a one nie mogą mu oddać. Przypadek? 😉
Koherencja is back, bitch! 😎
Wiadomix 8D
Jestem po sensie. I tak dwie rzeczy od razu się rzucają gdyby ten film powstał w 2016, byłby 8/10 dla mnie tak uważam, możecie się śmiać, ale praktycznie nie ma tu tego czego nie mogliśmy się spodziewać i jednocześnie tego co jest mankamentem każdego praktycznie filmu marvela (chodzi mi o niezwykle słabe czarne charaktery – nawet Thor Ragnarok się tego nie ustrzegł). Gdyby nie to, że Nataszy nie ma już wśród nas to ten film miałby sens, a tak – pożegnanie z universum (lub jeśli ktoś oglądał już całość Lokiego Multiversum) co najmniej przeciętne. A jeśli ktoś myślał, że w amerykańskim filmie nie zgnoją radzieckiej odpowiedzi na Capitana A, to chyba na chwilę wylogował się z naszej planety. TO JEST OBOWIĄZEK – gnojenie historii ZSRR i przedstawianie ich nawet po latach jako największej zarazy, którą udało się opanować. Mimo wszystko ja mam prymitywne poczucie humoru i co najmniej trzy teksty Red Guardiana to były perełki i ta filozoficzna przypowieść dlaczego ojciec jest ważny i to pytanie o Capa, którego rzekomo RG jest największym adwersarzem i ta powtarzana dwukrotnie przemowa do Nataszy, której ta finalnie nie usłyszała ani razu. To jest humor, który towarzyszy nam chyba od Ragnaroku – wiem teraz polecą na mnie ataki, ze porównuje tamten humor Waititiego z tym. Porównuję bo i tam i tu mi się podobał. Tylko no właśnie – bez sensu, że to wszystko teraz, że nie można było poczuć praktycznie nic poza tym, że to wszystko nie ma znaczenia bo Natasza już nie żyje. Co do Taskmastera – casus Zimowego Żołnierza, wszystko poprowadzone niemal identycznie – tam byłem rozczarowany tu też jestem, tam wyszło to na dobre tu nie bo świat z tego filmu nie ma absolutnie nic wspólnego z MCU. 5/10 zasłużone, film spóźniony o 5 lat, gdyby powstał zaraz po CivilWar byłoby 8 na bank i sporo zachwytów. A tak przykro odfajkowane bez większych emocji. A no i w polskim dubbingu nie jest powiedziane, że tym surowcem są dziewczynki a ludzie.
No i tak się rozpisałem a zapomniałem o najlepszej scenie filmu, absolutnie rozwalającej czaszkę. Ta przeróbka NIRVANY to był kosmos w połączeniu z tymi przeskakującymi klatkami. Dawno czegoś takiego nie widziałem.
Montaż był ok, ale przez to, że wzięli taki hit to cały czas z tyłu głowy miałem obawę, że to Zack Snyder reżyserował 😀
To było takie kozackie. Że jeszcze przez chwilę łudziłem się, że się pomyliliście i ten film będzie epicki. I tak jeszcze raz zgadzam się z oceną i jeszcze raz uważa kilka lat temu ten film znalazłby się w środku stawki filmów MCU. Nie żałuję że poszedłem do kina i nie jestem rozczarowany bo dostaliśmy typowy produkt MCU że słabym złolem.
No ja się nie zgadzam. Pozostanę przy swoim. Dla mnie konstrukcja filmu pokazuje, że nie było pomysłu na film, a sceny akcji wyglądają na oderwane od scen budujących fabułę 😉
„gdyby ten film powstał w 2016, byłby 8/10 dla mnie tak uważam, możecie się śmiać”
Śmiać się nie będę, ale fundamentalnie się nie zgadzam. Niby dlaczego? Moim zdaniem to, że dzieje się w przeszłości nie ma znaczenia. Chodzi o samą konstrukcję, która jest do bani, historia nie trzyma się kupy, a film jest chaotyczny i źle skrojony. Oglądałem kilka razy filmy o prawdziwych wydarzeniach znając finał (bo znam historię), a i tak trzymały w napięciu, albo chwytały za serce. Nie ma znaczenia gdzie jest teraz BW w uniwersum dla jakości filmu.
Fajnie, że humor Ci się podobał, ale porównanie z Ragnarokiem to owszem, bluźnierstwo 😉
„A no i w polskim dubbingu nie jest powiedziane, że tym surowcem są dziewczynki a ludzie.”
Dlatego nienawidzę dubbingu, nie dość, że głosy zazwyczaj średnio pasują, usta nie pasują wcale to jeszcze tłumaczenie jest z czapy.
Na swoją obronę, porównałem tylko trzy sceny z humorem ragnaroku gdzie było go o wiele więcej. Tak wiem, że to bluźnierstwo zdaje sobie z tego zdanie, a jednak ten humor spokojnie by się w filmie podobnym do Ragnaroku moim zdaniem obronił. A co do roku produkcji, chodzi mi o to że każdy myślał że ten film będzie hołdem dla postaci a był po prostu kolejnym filmem z serii o superbohaterach. I tak jak pisałem rozwiązanie z taskmasterem nie różni się zbytnio od zimowego żołnierza a generał od tego gościa co go grał Redford. Dlatego czepianie się tego jest powtarzaniem wszystkich skarg pod adresem MCU oni nie umieją w czarne charaktery. No i dajcie proszę ocenę Lokiego.
„No i dajcie proszę ocenę Lokiego.”
Soon!
1) W końcu obejrzałem Czarną Wdowę i nie, tego to się nie spodziewałem. Niby przed tym właśnie ostrzegała każda jedna, recenzja (oprócz tych od fanbojów z NaEkranie), ale myślałem, że stawiane zarzuty to były w jakimś stopniu figury retoryczne. Nic z tego, jest dokładnie tak jak pisali. Dawno nie widziałem filmu tak ewidentnie nagranego na odpieprz. Twórcy nawet nie próbowali potraktować Black Widow jak fajną historię do opowiedzenia, dla nich to był projekt do odfajkowania. Przez to zabrakło polotu, ikry czy pomysłu na siebie a co za tym idzie, fabuła była nudna, przewidywalna i dziurawa. Ewidentnie chcieli odwrócić od tego uwagę scenami akcji, ale to tylko pogarszało sprawę. Żadna scena nie miała nawet szansy wybrzmieć, bo jak tylko kiełkowały jakiekolwiek emocje to wlatywali przeciwnicy i znowu trzeba było się prać po gębach. Przecież robiliśmy to 5 minut temu, dajcie mam przerwę. Ech, konstrukcja to kolejna z wad tego obrazu, ale po kolei..
2) Pierwszy akt był jak granie w GTA z omijaniem cut-scenek. „O, jest jakaś babka. Zaraz, dlaczego my walczymy? Niepotrzebnie omijałem filmiki, teraz nic nie rozu… o, zaczyna gadać, skip! Że co? Teraz ściga nas transporter opancerzony!?” Co chciałem przekazać to to, że bijatyki, pościgi i wybuchy są fajnie jakby wynikały z fabuły a nie zastępowały ją. Skąd się w środku Budapesztu pojawiła się Taskmaster w wozie bojowym? Nie wiadomo, ot zespawnowało ją. Chyba Natasza z Jeleną wbiły 5 gwiazdek czy coś XD Dziwne, że wyzerowały ich sobie kodami, skoro już na nich jechały. Bo bądźmy szczerzy, one to powinny zginąć ze 3 razy a wychodziły z opresji niemal bez szwanku. Dla przykładu Czarna Wdowa spadła z 6 piętra odbijając się od stalowych konstrukcji i wylądowała na płask na ziemi i nic. Babka, która leciała razem z nią złamała nogę, ona nawet nie była pobrudzona. Albo to, Taskmaster staranował ich samochód i wylądowały na dachu w stacji metra. Wyczołgały się ze środka jakby nigdy nic. Natasza zero obrażeń, Jelena bubu mniejsze niż ja po próbie pogłaskania kota. Ewentualnie scena z rozwaleniem silniku helikoptera. Dobry ziomek wybuch, najpierw zrobił odrzut ostrzegawczy a dopiero potem poszły ognie. Dzięki temu Jelena przeżyła. Ktoś tu ewidentnie wklepał kody na nieśmiertelność XD
No i osobną sprawą jest to, że scen akcji było dużo, ale szału nie robiły. Ot defaulty typu „Czarna Wdowa vs X henczmenów” bez jakiegokolwiek urozmaicenia. Jak zrobić przegląd filmów MCU to prawie każdy próbował to w jakiś sposób urozmaicić a tutaj co? Jest do pólu generycznie a często także głupio. Może jestem jakiś dziwny, ale mnie niemożebnie śmieszyło jak wymuszone było pozowanko na tle wybuchu. Normalnie w filmie bohater coś rozwala, idą ognie, protagonista stoi za nim płomienie. Jak było tutaj? Natasza biegnie i znikąd eksplozja zza winkla. Nie wiem, ściany dokonywały samozapłonu na widok Scarlett Johansson?
3) Ale wróćmy jeszcze na chwilę do struktury jako takiej, bo to temat na dłuższe rozważania. Zacznijmy od tego, że akcja z jakiegoś powodu się w 2016 i jest bezpośrednim sequelem Civil War. Przepraszam, ale umie mi ktoś wytłumaczyć dlaczego? Przecież z tego, że solowy film martwej bohaterki rozgrywa się w czasach przejściowych organizacji, która już nie istnieje, nie wynika nic. Jak zresztą z połowy decyzji kreatywnych. Jeszcze dostaliśmy dwa przeskoki czasowe (trzy jeśli liczyć post-credit) co czyniło całość zwyczajnie nieczytelną. Zwłaszcza, że sceny rozgrywające się w przeszłości w teorii miały dawać kontekst a w praktyce tylko gmatwały. Jaki był cel wysłania rodzinki do Ohio i czy to co się stało na Kubie bło częścią planu? A czort wie! Nie sposób odpowiedzieć po obejrzeniu tych fragmentów a reszta filmu wcale nie daje odpowiedzi a wręcz przeciwnie.
No dobra. Uchylili rąbka tajemnicy, że Komunistyczna Nie-Hydra zleciła zleciła swojej czołowej uczonej i jedynemu radzieckiem superżołnierzowi niańczenie dwóch randomowych test subjectów, ale to jest głupie samo w sobie a oni jeszcze z jakiegoś powodu mieli to robić ta terenie wroga. To, że potem je chyba zdradzili nie wytłumaczyli. Ba, na dobrą sprawę nie wiemy czy aby na pewno dobrze to interpretujemy i była to zdrada. No, ale jak widać trafienie do organizacji terrorystycznej, która robiła na Tobie chore eksperymenty i zmuszała do zabijania to nic takiego, bo jakoś specjalnie nie rozdrapywali tej rany. Ale nawet w oderwaniu od tego to nie wydawało Wam się dziwne, że ludzie, którzy rozstali się 20 lat wstecz w dziwnych okolicznościach i przez ten czas nie szukali siebie nawzajem, po reunion zachowują się jak może trochę dysfunkcyjna, ale rodzina, której zależy na sobie i są dla siebie gotowi podejmować ryzyko. Kapitan ZSRR, który został wykiwany przez Matuszkę Rasiję i wylądował na dożywociu we więzieniu, jest jeszcze kryty (co dziwne, mu oberwało się bardziej), ale Rachel Weisz? Po wszystkim wróciła do pracy dla złola jakby nigdy nic. Niby dali wymówkę, że jej mózg wyprali, ale w ogóle po niej nie było tego widać.
Z dziwactw strukturach mieliśmy jeszcze ustalanie rzeczy kluczowych dla intrygi… off-screen. Jak zaskoczyć widza? Nie pokaż mu coś, najtańsza sztuczka z możliwych. Co prawda nie wiem kiedy ww. sytuacja do końca miała się wydarzyć, ale mniejsza. Ciekawym zjawiskiem był też niesamowity timing. Papa Komuna wchodzi casualowo do domu i mówi „nie jest dobrze” a dwie minuty mają obławę. Albo końcówka kiedy to agenci SHIELD przybywają na miejsce minutę po wszystkim. Co prawda akcja miała miejsce w Rosji, ale co tam. Nie wiem, chyba film im montował stażysta, który nie umiał pokazać mijającego czasu. Dlatego walka Wdowy z Taskmasterem w powietrzu wyglądała tak dziwnie. Są ponad chmurami, mrugasz okiem, wylądowały. Co to miało być?
A i Budapeszt, prawie o nim zapomniałem. O tej epickiej akcji Nataszy i Bartona słyszeliśmy od lat, jak więc wyszła jej ekranizacja? Jednym słowem, XD Nie było Sokolego Oka, całość trwała z 2 minuty i oglądaliśmy wszystko z samochodu. Nie no, tak to właśnie sobie wyobrażałem. I taka uwaga, skoro cała dalsza fabuła wynika z tego co się tam stało to nie lepiej byłoby zrobić z Czarnej Wdowy prequel z czasów kiedy Romanowna jeszcze nie była Mścicielem? Tak byłoby czyściej i przejrzyściej a to, że mieliśmy 2016 na nic nie wpływało.
4) To teraz skrytykuję bohaterów. Bo co z tego, że masz gwiazdorską obsadę jak scenariusz nie pozwala im się wykazać? Johansson nie miała okazji by się pokazać. Prawie w ogóle nie miała scen, w które byłoby można włożyć ładunek emocjonalny czy zrobić coś efektownego. Jelena z kolei była irytującą jęczybułą z absurdalnie przesadzonym akcentem. Harbour to świetny aktor, ale kazali mu robić za klauna walącymi tekstami jak podpity wujek na weselu. Czułem się zażenowany tym co przyszło mu grać. Przecież jego kwestie to był cringe czystej postaci. Na przykład zapytał Jeleny czy… ma okres. Scenarzysta napisął tę linię tylko po to by móc dać ekspozycję o tym, że Red Room sterylizuje swoje agentki. Jeszcze zrobili z tego scenę humorystyczną, bo stary dziad się zgorszył. Nie no, boki zrywać. Co dalej? No Rachel Weisz to drewno i dostała drewnianą rolę, więc chociaż tyle się zgadza.
Co do złoli to szkoda strzępić ryja. Szefem złych był… Harvey Weinstein. Znaczy się, we filmie nazywał się inaczej, ale po jedno nie pamiętam jak a po drugie aluzja była tak oczywista, że nie zamierzam go nazywać inaczej. Stary, obleśny dziad otaczający się atrakcyjnymi kobietami, z którymi może zrobić co chce a one nie mogą zareagować (bo feromony, bardzo głupi plot point). Jeszcze w kilku momentach wygląd jakby zaraz miał obmacać Johansson, ale to Disney, więc wymowne spojrzenie i stanie 10 cm od niej to maks co mogą pokazać. Jeszcze tekst, który powiedział. To było jeszcze gorsze niż pytanie Kapitana ZSRR. Otóż stwierdził, że przejmie władzę nad światem korzystając z jedynego zasobu, którego mamy w nadmiarze… dziewczynek. Brakowało tylko żeby się oblizał mówiąc to.
No i Taskmaster. Jeśli są tu jacyś jego fani to mam złe wieści, zrobili z niego… Transmasterkę. Ki czort? Otóż w słynnej akcji w Budapeszcie Nataszka wysadziła Harveya w kosmos… razem z córką. Jak ją tatuś poskładał to zrobił z niej bezmózgie zombie w techno-kombinezonie, który z jakiegoś powodu maskował jej płeć. Jeden z najgorszych reveali w historii kina. A co z Weinsteinem? Jakimś cudem wyszedł bez szwanku. Ba, nawet miał dokładnie te same okulary co wtedy. Pewnie oprawki z adamantium czy coś.
5) Podsumowując to więcej jak 5/10 nie jestem w stanie dać Czarnej Wdowie. To i tak wysoko jak na film, którego jedynymi zaletami są efekty specjalne i obsada (która nawet nie została dobrze wykorzystana).
Nie wiem co Ci odpisać. Walnąłeś profesjonalną recenzję (szacun!), a z każdym punktem zwyczajnie zgadzam się w pełni.
No i „Chyba Natasza z Jeleną wbiły 5 gwiazdek czy coś XD” – 😀 😀 😀 😀 😀
DaeLu rekrutuj! 😉
@Crowley: @SithFrog: W sumie… mógłbym napisać recenzję Władców Wszechświata: Rewelacji, bo właśnie obejrzałem pierwszy sezon i mam dużo przemyśleń, oj mam 😉
To jest pomysł do realizacji, stay tuned 🙂