Skoro ustaliliśmy już, że w kategorii najlepszego filmu Akademia popełniła w tym roku wielki błąd, to może warto sprawdzić, czy inne werdykty były bardziej trafne. Oburzenie internetowych trolli wywołała na pewno decyzja o nagrodzeniu statuetką za najlepszą rolę pierwszoplanową sir Anthony’ego Hopkinsa. Większość spodziewała się pośmiertnego uhonorowania Chadwicka Bosemana, zwłaszcza że kategorię tę pozostawiono na sam koniec ceremonii. Tymczasem ubiegłoroczny zwycięzca Joaquin Phoenix wyciągnął z koperty kartkę z zupełnie innym nazwiskiem. Znowu wygrał jakiś biały, stary dziad, ale Akademia wykazała się nie lada sprytem, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie skrytykuje nagrody dla tak legendarnego aktora. Udało się więc zachować status quo, mrugnąć okiem do postępowców, jednocześnie pokazując im środkowy palec, a w razie czego rozłożyć ręce i z rozbrajającą szczerością powiedzieć, że Hopkins to Hopkins.
Trzeba przyznać, że pan Hannibal starzeje się jak wino i nie daje o sobie zapomnieć, przeplatając role w hollywoodzkich wakacyjnych hitach kreacjami dużo bardziej kameralnymi. Drugą w karierze statuetkę Oscara przyniósł panu Hopkinsowi film Floriana Zellera, będący adaptacją jego własnej sztuki teatralnej. Poznajemy w niej pewnego nobliwego starszego pana, którego odwiedza córka. Anthony nie jest zadowolony z zachowania swojej opiekunki, która pomaga mu w codziennych czynnościach. Na drugi dzień mężczyzna znajduje we własnym mieszkaniu obcego mężczyznę, podającego się za męża jego córki i twierdzącego, że to staruszek mieszka u nich, a nie na odwrót. Kiedy córka wraca ze sklepu ze sprawunkami, okazuje się, że ma twarz zupełnie innej kobiety. Podobne sytuacje powtarzają się kilkakrotnie. Czy Anthony traci zmysły? Czy wariuje? Owszem, tak. Ojciec to spojrzenie na demencję starczą, jakiego chyba jeszcze w kinie nie mieliśmy – oczami chorego. Zeller wprowadza widza w niezrozumiały świat, gdzie każda postać wydaje się obca, każde wydarzenie niepowiązane z niczym innym, a dziury w pamięci większe każdego dnia. Proces, który rozpoczyna się od drobnych problemów z przypominaniem sobie nazwisk, czy dat, a kończy śmiercią umysłu, uniemożliwiającą normalne funkcjonowanie.
Konsternacja, jaką wywołują początkowe, wydawałoby się kompletnie pozbawione sensu zdarzenia, towarzyszy nam przez niemal cały seans. W przeciwieństwie jednak do głównego bohatera, widzowi dane jest w końcu powiązać ze sobą wszystkie sznurki, a rozbita mozaika układa się w czytelny obraz. My odkrywamy w końcu, kto jest kim w życiu Anthony’ego i dlaczego postacie, miejsca i wydarzenia pojawiają się w takim a nie innym kontekście. Z narastającym smutkiem obserwujemy, jak ten elokwentny, inteligentny i kiedyś z pewnością sympatyczny człowiek zmienia się w zgorzkniałego, złośliwego starucha, a wreszcie w żałosną, bezbronną istotę, odartą z tego wszystkiego, co czyni nas ludźmi – samoświadomości, pamięci i doświadczenia.
Pod wieloma względami Ojciec przypomina dwa inne filmy. Pierwszy to Motyl i skafander, pokazujący życie niemal całkowicie sparaliżowanego człowieka jego oczami. Drugi to Motyl – Still Alice (nie pytajcie, skąd taki idiotyczny tytuł, w oryginale owada nie ma) o rozwijającej się chorobie Alzheimera u całkiem jeszcze młodej kobiety, z przewyborną i do głębi poruszającą rolą Julianne Moore. Ojciec nie jest może tak dramatyczny i pomysłowy, a na pewno bardziej kameralny i statyczny, jak przystało na adaptację sztuki scenicznej, jednak niesie ze sobą bardzo podobny ładunek emocjonalny i pozwala naprawdę doświadczyć jakiejś cząstki przedstawianego problemu osobiście. O ile na przykład w Still Alice poczucie zagubienia potęgowały zdjęcia robione z minimalną głębią ostrości, sprawiające, że cały świat wokół tytułowej bohaterki był rozmyty i niewyraźny, tak w Ojcu efekt dezorientacji i niekoherencji osiągnięto świetnym montażem. Cała akcja dzieje się prawie w jednym miejscu i w bardzo wąskim gronie ludzi, a każda kolejna scena, z pozoru kontynuująca wątek zapoczątkowany wcześniej, a tak naprawdę zupełnie z nim niepowiązana, burzy spójność i wywraca kolejność zdarzeń na lewą stronę. Poczucie zagubienia i dezorientacji zostały wykreowane w sposób niezwykle sugestywny i myślę, że dobrze oddają stan ducha chorego.
Oczywiście nie sposób nie wspomnieć przy okazji o postaciach tego dramatu. Sir Anthony zagrał niebotycznie, to nie ulega wątpliwości, chociaż nie powiem, żeby jakoś mocno musiał się wysilać. To rola niezwykle naturalna, stonowana (ale na pewno nie leniwa, czy ślamazarna) i chyba dość bliska sercu aktora. Nieprzypadkowo bohater nosi jego imię, a nawet dzieli z nim datę urodzenia. Hopkins nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, lecz rola ojca wyraźnie trafiła w ten idealny punkt, dzięki czemu jest jeszcze odrobinkę bliżej perfekcji. Statuetkę rycerza otrzymał w pełni zasłużenie i nikt rozsądny nie powinien wygłaszać głupot o tym, że ktoś okradł Bosemana.
Ale skoro jest ojciec, to powinna być też córka. Hopkins skradł trochę cały show, ale nominowana w kategorii roli drugoplanowej Olivia Colman jest równie fantastyczna co starszy kolega. Jak pogodzić miłość do ojca z rozpaczą i bezsilnością wobec nieuniknionego rozpadu człowieczeństwa najbliższej osoby? Co zrobić, kiedy ojciec kurczowo próbuje trzymać się resztek życia, zatruwając jednocześnie codzienność reszty rodziny? Jak wybrać między rodzicem a własnymi bliskimi i czy ktokolwiek ma prawo oceniać ten wybór? Czy wreszcie można potępić fantazje o uczynieniu ostatecznego aktu łaski za pomocą puchowej poduszki? Colman musiała pokazać całe spektrum emocji i uczyniła to wspaniale. Nie ważne, czy uśmiecha się dobrotliwie, czy płacze w bezsilnej złości, czy też przeprasza bez słów za nie swoje czyny, jest zawsze autentyczna i po prostu świetna. Gesty, spojrzenia i grymasy często mówią w jej wypadku więcej niż słowa.
Czy w takim razie Ojciec jest filmem bez wad? Nie, ale nie są to poważne uchybienia. Pierwszym, co można mu zarzucić, to teatralność. Nie dla każdego będzie to problem, ja na przykład lubię takie kameralne produkcje, ale nie udało się ukryć rodowodu tej historii. Atmosfera na ekranie jest nierealna, niesamowicie statyczna, sterylna i oderwana od reszty świata – jak na deskach teatru. To jednak sprawa bardzo subiektywna. Poważniejszym problemem był dla mnie fakt, że chociaż przed kamerą spotkali się absolutnie wybitni aktorzy, to praktycznie nie mieli okazji ze sobą zagrać. Tu aż prosiło się o większą interakcję między postaciami, a tymczasem niemal wszystkie rozmowy pokazano w formie monologów do kamery i naprzemiennego pokazywania pojedynczych postaci. Nie wiem, czy zabrakło odwagi i luzu, a może taki był po prostu zamysł, lecz ja czułem narastający niedosyt, bo można było jeszcze bardziej podkręcić napięcie w dialogach, gdyby tylko pozwolić aktorom na więcej… gry. Gdyby nie to, z pewnością dodałbym oczko więcej do oceny.
Nie wiem, czy Ojciec był najlepszym filmem ubiegłego roku. Pewnie nie. Wiem natomiast, że poruszył mnie mocno i pozostawił w długim milczeniu po końcowych napisach. Z pewnością to prawdziwa aktorska perełka i gratka dla miłośników teatru w kinie. To wreszcie jedyna w swoim rodzaju wiwisekcja człowieka, którego umysł umiera ze starości. Przejmująca i smutna, ale wyglądająca na uczciwą i realistyczną. Na pewno film nieporównywalnie lepszy od nieszczęsnego Nomadland.
-
Ocena Crowleya - 8/10
8/10
Cieszy mnie stAtuetka dla Pana Antonego.
Sama nominacja dla Pana Bosemana według mnie była duzym wyróżnieniem, bo aktorem był według mnie drugoligowym.
Według mnie mógł przebić się do pierwszej ligi, ale takie nagradzanie kogoś dlatego, że zmarł wydaje mi się mocno nie na miejscu, choć te nagrody widziały już nie takie dziwactwa. Konkurencja w tym roku słabiutka i chociażby fakt, że więcej mówi się o takich rzeczach jak właśnie nominacja dla Bosemana o tym najlepiej świadczy.
Kim u diabła jest Chadwick Boseman?! :/
serio pytasz? Jeśli tak to to był ten gościu co grał Czarną Panterę. Miał 43 lata więc pewnie gdyby nie choroba w wielu dobrych filmach by zagrał, bo w MCU robił naprawdę dobrą robotę.
Był Czarnym Panterem, ale umarł.
No to już wiem, dlaczego w życiu o nim nie słyszałem. Nie cierpię i nie oglądam kina „superbohaterskiego”. Poza latynoskimi telenowelami nie ma chyba gorszej filmowej tandety („tandety” w znaczeniu artystycznym, nie finansowym).
Widziałem dużo bardziej tandetne rzeczy niż kino superbohaterskie 😉
Prawda, nie stara się ono na artyzm i opiera się na wielokrotnym mieleniu tych samych popkulturowych schematów, ale robi to bardzo sprawnie i czasem z ciekawymi efektami.
Rozumiem, że nie każdemu może się ono podobać, ale nie jest to totalne ,,0″.
Ostatnim filmem z tego nurtu, jaki oglądałem, był chyba „Spiderman” Sama Raimi. A i to tylko dlatego, że Lucy Lawless miała w nim epizod. 🙂 Tym niemniej wiem, co to jest Czarna Pantera i o czym z grubsza jest. Nie czuję tylko potrzeby obejrzenia. Chyba dlatego, że nigdy nie lubiłem amerykańskich komiksów. Zupełnie nie przemawia do mnie ten rodzaj kultury masowej.
To jednak od czasów Spidermana Raimiego gatunek bardzo się zmienił 😉
I bardzo rozbudował bo mieści zarówno gnioty (Batman v. Superman), średniaki i perły w różnych gatunkach. Thor: Ragnarok to świetna komedia, Mroczny Rycerz to kino akcji na najwyższym poziomie, a Watchman (mimo wad) to wizualny majstersztyk. Do tego są filmy komiksowe bez suerbohaterów jak Sin City, czy Scoot Pilgrim, które po prostu wbijają w fotel.
Oczywiście, można herosów w pelerynach nie trawić jak wszystkiego (ja mam poważny problem z komediami romantycznymi), ale na pewno nie jest to gatunek (podgatunek, rodzaj ???) bez ambicji i na najniższym możliwym poziomie. Warto dać mu szansę, szczególnie jeśli ktoś zraził się potworami z lat 90. pokroju Spawn, Batman i Robin czy Steel.
+1… tak na 95%, bo mam sentyment do Smalville, ale to ma mało wspólnego z klasycznym kinem superbohaterskim.
Pisałem o tym chyba nawet kiedyś pod recenzją Ligi Sprawiedliwości, więc tylko trochę pozmieniam poprzedni komentarz.
Kino superbohaterów, Marvele i inne tego typu rzeczy to dla mnie taka straszna nuda, że aż bylibyście zszokowani. W ogóle moja znajomość kina superbohaterów kończy się na Dragon Ball i Smallville, do którego zawsze będę mieć sentyment i kilku starych Supermanach. Później co nie obejrzałem to mnie nie ciekawiło…albo w ogóle nawet się nie podejmowałem. Deadpool to tak strasznie mierny film dla mnie, że aż brak mi słow. Jak sobie o nim teraz pomyślę, że to aż lecę na filmweb zmienić ocenę 4/10 na niższą. Iron Man to był chyba jedyny w miarę porządny film, ale i tak nie powodował żadnych emocji. Może jeszcze Transformers jako fajne kino dla dzieciaków, ale to chyba nie kino superbohaterskie. Ludzie byli po prostu ludźmi…😂
W ogóle jak sobie pomyślę, ze miałbym się orientować co jednego każdego superbohatera z wszystkich uniwersum, to wole sobie włączyć ostatnie sezony Gry o Tron 🙂
Smallville nawet w swoim najbardziej żenującym momencie był dla mnie ciekawsze niż ogromna większość tego co później widziałem. Dragon Ball również 🙂
Generalnie większości recenzji tu nie czytam, bo nawet nie wiem o co chodzi. Poza tym jak pisałem, mam sentyment do Supermana. Nie jakichś pobocznych 46 superbohaterów z jego świata i kilkudziesięciu pobocznych filmów, w których co chwile ma mnie podniecać jakieś nawiązanie czy tzw. easter egg. Dlatego podobała mi się historia Smallville, bo oni byli tylko dodatkiem do historii.
Do meritum, też nie wiedziałem kto to jest, ale na którejś grupce fanów Władcy Pierścieni widziałem lamenty tysiąca ludzi. Nie wiedziałem o co biega 🤷♂️
Tak w ogóle… Batmana chyba żadnego nigdy nie widziałem 🙈 I też pamiętam jak umarł jakiś gwiazdor z któregoś z 27-filmów Batmanów, Jokerów czy kogo tam… i musiałem przytakiwać dziesiątkom osób na imprezach, łączyć się w bólu, pić za pamięć itd. 🤦♂️
Nie chce wyjść na chama, ale nie znam kogoś, nie interesuje mnie coś, toteż nie dotyka mnie taka tragedia. Po ludzku szkoda, ale tylko tyle i aż tyle.
Dragon Ball to nie kino suberbohaterskie !!! To jedno z najlepszych w historii anime !!!
A tak to ok, każdy ma prawo mieć własne zdanie.
Nawet rozumiem, że kogoś kto nie lubi tego gatunku nie śmieszy Deadpool, który właśnie opiera się na żartach z kina superhero. Trochę na zasadzie, że jak nie lubisz Star Wars, to Spaceballs też mogą cię nie rozśmieszyć.
A Ledger zagrał w Mrocznym Rycerzu po prostu wspaniale.
W zasadzie podałem Dragon Ball, bo tam jest ekipa postaci o nadprzyrodzonych zdolnościach, zawsze jest jakiś główny antagonista, jakiś boski ktoś itd itp. Ale najlepsze jak najbardziej! W zasadzie w życiu poza tym obejrzałem jedno anime – Death Note, bo mnie koleżanka zmusiła. Też wspaniałe 🙂
Jako dorosły facet z wypiekami co niedzielę czekałem na nowe Kai, a później Super. Przez kilka lat moja niedziela kojarzyła mi się tylko z jednym i ciągle czuję nostalgię. Wiem, że jest seria krótkich odcinków Super Heroes, ale zatrzymałem się chyba na początku Big Bang Mission. Kiedyś może nadgonię.
Niedawno był news, że powstaje nowy film. Poprzedni mi się bardzo podobał. Zdecydowanie lepsza historia Broly’ego od oryginalnej 🙂
moja mama kiedys zupelnie nieswiadomie kupila mi plecak szkolny w postacie z dragon balla. Niestety bardzo szybko okrzyknieto ze jest PODRÓBA bo przedstawialy postacie o zoltych wlosach… W tym czasie lecialy odcinki w ktorych walczyli z Raditzem, takze nikt nic nie wiedzial o SUPER KOSMICZNYCH WOJOWNIKACH.
Bylo mi smutno i przedziurawilem plecak, niedaleko zamka(zeby wygladalo ze byl przepakowany i sie rozdarl) dostalem nowy, a stary rzucilem w kąt.
Nie masz pojecia co czulem jak Songo sie wkurzyl pierwszy raz i dokonal transformacji, przysiegam ze o malo co nie rzucilem ka me ha me ha przez balkon
Zgadnij w jakim plecaku paradowalem nastepnego dnia po korytarzu szkolnym??
… no w tym nowym bez dziur, bardziej niz anime cenilem sobie wygode oraz funkcjonalnosc zwlaszcza za sprawa utwardzanej powierzchni przylegajacej do pleców:)
a tak serio to w tym z dragon balla!
Dragon Ball jest cudowny i tyle. Nostalgia 100%
pisze ten tekst tylko ze wyrazic szacunek dla Jokera Ledgera, byl swietny
A oglądałeś powrót mrocznego rycerza, czy jakos tak? animacja w ktorej stary batman wraca do gry?
Tak mi sie skojarzylo z Jokerem, bo jest tam MOIM osobistym zdaniem najlepsza zarowno wizualnie jak i pod katem dramaturgii scena konfrontacji gacka z odwiecznym wrogiem
a mialo byc tylko o jokerze, to sie musialem znowu rozgadac! glupi ja
Kino superbohaterskie czesto opiera sie na schemacie od zero do bohatera, czyli:
– ktos jest „leszczem”, jest niewidoczny, nic nie znaczy, zakładam ze w stanach bardzo wiele osob tak sie czuje, w sensie nie potrafi byc szczesliwym jesli nie jest na tak zwanym „szczycie”
– nagle dostaje super zdolności, dzięki którym zaczyna cos znaczyć (w pewnym sensie pnie sie w drabinie spolecznej)
– plus ma kaloryfer i super cialo, wiele scen jest skrojonych / stworzonych tylko po to zeby wyeksponowac atletycznie zbudowane cialo (dla mnie to zenujace)
skoro w stanach jest pelno osob ktore daly sobie wmowic ze szczescie MUSI == sukces zawodowy + sukces w mediach spolecznosiowych + super sylwetka, to kino superbohaterskie jako taki sen o „sukcesie” szybko stalo sie ulubiona rozrywka marzących o byciu zauważonym i docenionym prostych, często grubych ludzi
kiedyś westerny w podobny sposób stanowiły odpowiedz na ówczesne „myslenie” teraz wydaja sie smieszne(spora ich czesc), podobny lost wróże superbohaterskim filmom, po prostu sie przeterminuja
zeby nie bylo, obejrzalem sporo z tych popularnych filmow i trakatujac je jako prosta rozrywke dla zabicia czasu zwykle bawiłem się nienajgorszej, ale nie zdarzyło mi się obejrzeć dwa razy tego samego filmu
Tak jak westerny miały lepsze i gorsze produkcje, tak samo kino superbohaterskie jest zróżnicowane. Ten motyw od zera do bohatera wbrew pozorom nie jest tak częsty. Bardziej powszechny jest motyw ,,z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność” itp. Ale jak wszędzie, są produkcje bez ambicji i są takie, które chcą czegoś więcej
W zasadzie mam tak samo. Tyle że ja mam trzech synów z których jeden za „marvelami” przepada, a drugi przynajmniej lubi. Siłą rzeczy jestem więc nieco bardziej w tym kinie zorientowany. Przynajmniej na tyle, że słyszę o premierach nowych produkcji i z grubsza wiem kto jest kto. Ostatnio nawet udało im się wzbudzić u mnie umiarkowane zainteresowanie, kiedy dowiedziałem się, że niejaka Wonder Woman jest z pochodzenia amazonką. 🙂 Uwielbiam grecką mitologią i amazonki, więc może sprawdzę ten wątek. Choć obawiam się jednak, że w filmie może to być wątek marginalny.
nie sciemniaj! predzej Cie zainteresowalo jak wyglada glowna aktorka w stroju amazonki 🙂 akurat jedyna zaleta tej nowej wonder women (film jest skrajnie beznadziejny) to wonder woman. Nie jej gra aktorska, nie dialogi ale to ze jest bardzo ladna kobieta, ale i tak to nie wystarczylo zebym obejrzal ten koszmarek do konca.
a co z tym trzecim synem? nie lubi marvela z jakiegos konkretnego powodu ? czy po prostu jako niewielki procent osob ma wy… na to co jest aktualnie modne?
To oczywiste, nie ogląda się amazonek dla piękna ich wnętrza. 😛 Seksowny wygląd jest nieodłączną częścią imidżu tej nacji.
A trzeci syn po prostu nie poszedł w ślady ojca i nie interesuje się fantastyką w ogóle, nie tylko marvelami.
Lubię filmy z super herosami ale ostatnią Wonder Woman nie polecam. Może dlatego, że oglądałem małym ekranie, może przepustowość internetu w obecnych czasach wpłynęła na płynność oglądania. A może dlatego, że film w skali do 10 według mojej oceny, zasługuje na 4. Maksymalnie. Nawet jak na kino superbohaterskie.
ten film to istna katastrofa i tyle, dla mnie 2/10. dwojka za ladna Pania w tytulowej roli.
O matko, nie oglądaj tego (tych) filmów! Wonder Woman to zło.
Intryguje mnie ten amazoński wątek w tych filmach. Byłem kiedyś fanem Xeny. Inaczej z pewnością bym nie obejrzał. 🙂
To spróbuj obejrzeć sobie niektóre lepsze filmy Marvela, skoro twierdzisz, że ostatnim superbohaterskim filmem jaki oglądałeś, był spiderman Raimiego. To już zupełnie inna dekada filmów, różnią się swoją koncepcją i założeniami od wcześniejszych. To tak jak nie sposób porównywać starych filmów o Batmanie z tymi od Nolana.
Nie no, ja wiem, że to już inne kino. Efektowniejsze, poważniejsze, może nawet ciekawsze. Ale to wciąż kino superbohaterskie! 🙂 Ja nie lubię tego kina z samego założenia, z tematu, a nie że poszczególne filmy uważam za kiepsko zrobione. To tak jakbym nie cierpiał Godzilli*, a ty byś mi mówił, że powinienem obejrzeć najnowszą Godzillę, bo to już nie to samo co w latach pięćdziesiątych. Pewnie nie. Ale co z tego, skoro dalej to film o Godzilli, prawda? 🙂
*nie jestem wrogiem Godzilli, to tylko przykład, nie strzelać 😉
A Watchnen widziałeś? Bo to film z jednej strony wizualnie przypominający Marvele, a w treści będący kompletnym zaprzeczeniem wszystkich Avengerów. Co prawda to Zack Snyder, więc z automatu dla połowy widzów film nie do strawienia, ale jestem ciekaw, co byś o nim powiedział.
Nie widziałem, ale oczywiście słyszałem o nim. Obejrzę przy pierwszej okazji.
Czytając o demencji czy aizheimerze, mam nadzieję że powstanie jakiś lek na to za mojego życia. Państwa powinny zrobić długie badania nad wpływem diety i stylu życia na zachorowalność na te choroby.
Jest też hipoteza że Alzheimera powoduje wirus opryszczki, bo potrafi on przejść przez barierę krew i mózg.