Książki

Obcy (Alan Dean Foster)

Nie zdradzę żadnego sekretu, jeśli napiszę, że książkowe adaptacje filmowych scenariuszy na ogół jakością bliższe są amatorsko pisanym fanfikom niż czemukolwiek wartościowemu. Zwykle służą jedynie jako dodatek do machiny promocyjnej, pozwalając studiom filmowym wydusić kilka dodatkowych dolarów od żądnych wrażeń fanów. Pierwotnie zaś powstawały jako namiastka kaset VHS i płyt DVD, pozwalając widzom jeszcze raz przeżyć to, co wcześniej widzieli w kinach. Ciężko zresztą spodziewać się, że skoro adaptacja filmowa jest z reguły okrojoną wersją powieści, działanie w odwrotnym kierunku przyniesie jakieś spektakularne efekty.

Do przeniesienia na książkowe karty historii feralnego lotu statku kosmicznego Nostromo wytwórnia Fox zatrudniła człowieka, który już wcześniej sprawdził się w podobnej roli. Alan Dean Foster, chociaż pierwotnie jego nazwisko nie pojawiło się na okładce, był ghostwriterem odpowiedzialnym za nowelizację Gwiezdnych wojen (niektórzy błędnie przypisują mu również autorstwo Star Trek: The Motion Picture, chociaż maczał palce jedynie przy pisaniu scenariusza do filmu). W późniejszych latach dał się poznać raczej jako sprawny rzemieślnik niż wizjoner, ale z pewnością daleko mu do grafomana. Ma zresztą na koncie wiele oryginalnych powieści, w tym kontynuację Nowej Nadziei, której nigdy nie sfilmowano (Splinter of the Mind’s Eye, a w polskim tłumaczeniu Spotkanie na Mimban – przyp. DaeL). Czy w takim razie podołał wyzwaniu i udało mu się przenieść kosmiczną grozę Ridleya Scotta z celuloidowej taśmy na karty papieru?

Z nieukrywaną przyjemnością muszę przyznać, że tak. Podchodziłem do tej książki z wielką ostrożnością, bo film uwielbiam, a nowelizacje staram się omijać szerokim łukiem. Okazało się, że nie taki diabeł straszny i Obcego połknąłem w zasadzie za jednym posiedzeniem. Historia zasadniczo nie odbiega od filmu. Załoga kosmicznego frachtowca Nostromo zostaje wybudzona z kriosnu w drodze powrotnej na Ziemię z powodu odebrania sygnału z niewielkiej planetoidy. Na jej powierzchni dochodzi do kontaktu z obcą formą życia, która dostaje się na pokład i tam sieje spustoszenie, a przeciwstawić się jej próbuje załoga kosmicznych tirowców z Ellen Ripley na czele. I to działa prawie tak samo dobrze, jak na wielkim ekranie.

Zacznijmy od tego, że dialogi między postaciami pochodzą wprost ze scenariusza i są po prostu rewelacyjne. Nie ma w nich głupiej i sztucznej ekspozycji, roi się za to od technicznego żargonu, kapitalnie udającego rozmowy załogi statku kosmicznego. Mechanicy gadają o przepalonych kanałach wlotowych, nawigator o nawigowaniu, oficer naukowy jest podejrzanie mało empatyczny (jeśli wiecie, o co mi chodzi), a Ripley niezbyt sympatyczna. Czyta się to znakomicie, między innymi przez brak zbędnych ozdobników i sztucznych dodatków. Dokładne przeciwieństwo “dialogów” z filmów Christophera Nolana, pełnych przemów, ekspozycji i napompowanych do granic możliwości. Nie wiem, na ile to zasługa Fostera, a na ile ogromny talent Dana O’Bannona, który napisał scenariusz. Zwłaszcza że w filmie wiele z nich było podobno mocno improwizowanych przez ekipę. Efekt jest jednak więcej niż dobry. To z pewnością największa zaleta Obcego.

Ktoś zaraz dostanie buzi.

Drugim elementem jest oszczędność. To nie jest długa powieść, a historia wiernie podąża śladami filmowego kuzyna. Dostajemy sporo dodatkowej wiedzy, która została wycięta z filmu (bądź to na etapie przerabiania scenariusza, bądź już w czasie montażu), kilka sekwencji jest nieco rozbudowanych, jak choćby lądowanie i start z LV-426, poznajemy nieco faktów na temat postaci dramatu. Odnajdziemy też fragmenty, które pojawiły się dopiero w wersji reżyserskiej Aliena, na przykład Ripley odnajdującą Dallasa i Bretta w gnieździe lub też takie, które znamy tylko z krótkich nagranych fragmentów i storyboardów, jak próba zamknięcia kosmity w śluzie przez Parkera. Pojawiają się też pewne rozbieżności. Powieść powstała na podstawie jednej z nieostatecznych wersji scenariusza Dana O’Bannona, a swoją premierę miała dwa miesiące przed filmem. Foster pisząc ją (co zajęło mu ponoć całe dwa tygodnie…), nie widział na oczy xenomorfa, jakiego znamy, jedynie szkice koncepcyjne. Ten książkowy nie ma więc podwójnej szczęki, za to ma oczy, podobnie zresztą jak twarzolub (ten ma jedno). Powierzchnia planetoidy jest skąpana w pomarańczowym blasku, a na pokładzie statku obcych nie ma śladu kosmity w wielkim fotelu, detektor ruchu działa zupełnie inaczej, a postacie giną w nieco innych okolicznościach niż w kinie. Powiedziałbym jednak, że te zmiany stanowią raczej fajną ciekawostkę, niż powód do narzekań. We mnie wzmagały chęć dalszego czytania i wyłapywania takich smaczków. Częściowo znałem je zresztą z komiksowej wersji tej historii. Porównanie tych wszystkich iteracji to zabawa sama w sobie.

Nostromo, czyli statek składający się z zepsutej maszynerii i wytwornic pary.

A czy udało się w jakiś magiczny sposób wykreować duszną, klaustrofobiczną atmosferę i grozę, które są znakami rozpoznawczymi dzieła Scotta? Trochę tak, a trochę nie. Z jednej strony nie da się według mnie straszyć słowami tak dobrze jak obrazem. To nie ta dynamika i w Obcym nie jest inaczej. Z drugiej strony moment “narodzin” obcego, czy atak na twarz Kane’a są naprawdę obrazowe i ciężko Fosterowi zarzucić, że nie dał rady uchwycić klimatu filmu. Wybrnął z tego zadania całkiem zgrabnie i gdybym nie znał tej historii, śledziłbym ją z wypiekami na twarzy. Bo to dobra historia ze świetnymi bohaterami. Wcale nie trzeba mnożyć wątków i gmatwać sprawy, żeby napisać porządne czytadło. Po prostu czytając Obcego miałem wrażenie oglądania filmu i obcowania z prawdziwymi ludźmi, postawionymi w obliczu śmierci. Do tego w latającej kupie złomu. To właśnie sprawia, że pierwszy Alien do dziś wygląda obłędnie – autentyzm. Przy okazji premiery Prometeusza narzekałem, że nie można pokazać super nowoczesnego statku kosmicznego, a na nim super poważnej ekipy naukowców, którzy powinni być profesjonalistami pod każdym względem, a potem kazać im robić głupie rzeczy. Natomiast jeśli kosmiczna krypa syczy parą i działa na popych, to można ją obsadzić jakimiś obdartusami i dziwakami, po których można się spodziewać wszystkiego. I to zadziałało w Obcym, i zadziałało w Gwiezdnych wojnach. Nowelizacja tego pierwszego, chociaż nie jest dziełem wybitnym, to całkiem dobrze i wiernie oddaje ducha kinowego klasyka. W kategorii lekkiej lektury na wieczór sprawdza się znakomicie.

Tego pana w powieści nie ma. Ale jest w książce, znaczy we wnętrzu okładki.

Słowo uznania jak zwykle należy się też poziomowi edytorskiemu. Tradycyjnie dla wydawnictwa Vesper książkę wydano w twardej, matowej oprawie z lakierowanymi wstawkami i mroczną postacią tytułowego stwora na przedzie. Wnętrze zdobi kilka klimatycznych ilustracji Macieja Kamudy, a jako dodatek otrzymujemy jeszcze posłowie Piotra Goćka i fantastyczną zakładkę z grubego kartonu. Wspominałem już kiedyś o tym, ale powtórzę: indywidualne zakładki do książek to strzał w dziesiątkę. Rewelacyjną robotę zrobił też Piotr Cholewa, czyli autor nowego przekładu. Kto czytał Pratchetta po polsku, ten wie, że pan Piotr to ekstraklasa wśród tłumaczy, a porównując Obcego z tekstem oryginalnym, z pewną dozą ostrożności powiedziałbym, że polski tekst jest po prostu lepszy z literackiego punktu widzenia i nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam lekturę. Zwłaszcza że za chwil kilka ukaże się kontynuacja, ponoć równie udana i wydana przez ten sam zespół.

  • Ocena Crowleya - 7/10
    7/10

Egzemplarz do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Vesper.

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 16

  1. Oho, widzę, że dodali podtytuł, widniejący niegdyś na plakatach, gdy Obcy szedł pierwszy raz w naszych kinach (czyli jeszcze za komuny). 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Ale za to zrezygnowano z „8 pasażera Nostromo”. Ten podtytuł pojawił się na pierwszym oryginalnym plakacie jako „In space no one can hear you scream”.
      Swoją drogą ten plakat jest absolutnie fantastyczny.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. A tak z ciekawości, ten „8 pasażer Nostromo” też był z oryginału czy to już swobodna twórczość naszych speców od spolszczania tytułów?

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Coś musiało być na rzeczy, bo w wielu krajach dodawano podobne podtytuły. Z reguły po prostu „8 pasażer”. Nostromo był chyba tylko u nas. W Czechosłowacji mieli za to „Intruza” (Votrelec), a w Niemczech nawet: Alien: Das unheimliche Wesen aus einer fremden Welt. 😀

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
            1. Ech pamiętam jak byłem niepocieszony kiedy rodzice pozwolili moim starszym siostrom iść na ten film do kina. A mi nie :(. I pewnie dobrze, bo też pamiętam jak byłem przerażony kiedy mi go potem opowiadały (one były już w szkole średniej, ja jeszcze w okolicach połowy podstawówki). Za to na dwójkę poszedłem już dam do kina „Skarpa” (RIP) – to był bodajże pierwszy film w pierwszym kinie w Polsce puszczany w Dolby Stereo – ludzie w ciągu pierwszych scen skakali pod sufit :D. Wracając do jedynki, drobny a do dzisiaj rzadko zauważany zabawny szczegół – dając tego „ósmego” w podtytule nasi spece od tłumaczeń popełnili błąd. Bo policzcie dokładnie ile było żywych istot na pokładzie Nostromo? 😉

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
  2. Dokładnie – jedyny z załogi Nostromo, który wrócił do „cywilizacji” i (najprawdopodobniej) dokonał żywota bez udziału obcych 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. Zawsze myślałem, że to „twarzołap” a nie „twarzolub”. A te książki Fostera to w latach 90-tych czytałem. Pierwszego w kinie nie widziałem. Na drugiego załapałem się do kina. A z plakatem z trzeciego gdzieś mam zdjęcie. Ja łysy i Ripley łysa. Matka mnie zabić chciała jak się ogoliłem – a miałem włosy za ramiona…. To były czasy. No i trzeci obcy książkowo bije na głowę film.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. A widziałeś trójkę w alternatywnej wersji, tzw. Assembly Cut? Taka prawie reżyserska, bo Fincher ostatecznie i tak nie chciał się pod nią podpisać. Zupełnie inny film, lepszy niż wersja kinowa i chyba książka bliższa była właśnie tamtego wydania.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Widziałem chyba reżyserską ale podobno to nie to samo. Muszę nadrobić. Byłem maniakiem kiedyś serii. Nawet po trójce kupiłem flyersa zimowego z zamkiem w kapturze. Niestety kolor był czarny i „futerko” białe😅. Kiedyś dawno temu jak ktoś mi powiedział, że jest fanem obcego i ogląda zawsze kiedy może to zadawałem pytanie ” jak się nazywał kot Ripley?”, Albo lalka Newt? Wiem to drugi. Ale jakoś najbardziej mi pasi. Apropos podpisów pod plakatami to miałem taki „aliens – this timer it’s war” pozdrawiam

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. ekhm… To nie był kot Ripley…:) Najbliżej był chyba Bretta, ale generalnie to raczej była maskotka pokładowa niż osobisty kot kogoś z załogi. Coś jak zwierzątka na okrętach w trakcie II wś albo miś Wojtek…

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
        2. Niedawno wyszedł też u nas komiks na podstawie pierwotnego, oryginalnego scenariusza autorstwa Williama Gibsona (tego od Neuromancera). W ogóle wszystkie scenariusze Obcego były wielokrotnie modyfikowane i efekt końcowy był diametralnie inny od pierwotnego zamysłu.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button