Jest rok 1780. Książę Mamuwalde próbuje pozyskać hrabiego Drakulę do walki z handlarzami niewolników. Drakula okazuje się jednak być nieprzejednany i rzuciwszy szereg gróźb, przemienił afrykańskiego księcia w wampira – Blaculę. By dopełnić niegodziwości tego czynu, Drakula zamknął w krypcie żonę księcia – Luvę – skazując ją na śmierć.
Ale blisko sto lat później, dwóch dekoratorów wnętrz (homoseksualnych, o czym film nam nie raz przypomni) zakupi należącą niegdyś do Drakuli trumnę i sprowadzi ją do Stanów Zjednoczonych. Otwierając ją, staną się pierwszymi ofiarami Blaculi. W domu pogrzebowym Blacula, szukając swych kolejnych ofiar, natrafi na Tinę Williams, jej siostrę Michelle oraz chłopaka Michelle, Gordona – policyjnego patologa, który zacznie wiązać tajemnicze zgony z legendami o wampirach. Nieumarły książę dostrzeże w Tinie nadzwyczajne podobieństwo do jego zmarłej żony – Luvy. Resztę można sobie dopowiedzieć.
Tak jest, po niezrównanym westernie Boss Nigger, pora by przyjrzeć się kolejnemu filmowi z nurtu blaxploitation (będącego częścią jeszcze szerszego nurtu exploitation). Gwoli przypomnienia – filmy typu exploitation były to zazwyczaj niskobudżetowe produkcje próbujące zgarnąć szybką kasę poprzez „eksploatowanie” jakiegoś chwilowo popularnego trendu, stereotypu lub niezbyt górnolotnych potrzeb. W przypadku blaxploitation chodziło konkretnie o wykorzystanie małej reprezentacji osób czarnoskórych oraz problematyki amerykańskich „gett” w głównym nurcie filmowym lat 70. Oczywiście filmy typu blaxploitation robiły to z całą finezją kina klasy B. Innymi słowy były niskobudżetowymi, pełnymi stereotypów, afroamerykańskimi wersjami innych filmów.
Dlaczego jednak postanowiłem przypomnieć właśnie o Blaculi, podczas gdy nawet wśród horrorów istnieje wiele innych równie interesujących produkcji? Mamy przecież także Blackensteina, Dr. Blacka i Pana Hyde’a oraz Abby (czyli Czarnego Egzorcystę). Otóż Blacula jest pod wieloma względami produkcją szczególną. Owszem, wykorzystuje wszystkie tropy gatunku – funkową muzykę, powiedzonka rodem z lat 70., ogólną frajerowatość wszystkich białych, którzy przewijają się przez ekran. Ale Blacula ma odrobinę większe ambicje. A nawet jeśli nie ma, to świetnie to udaje, w dużej mierze dzięki zaskakująco poważnie zagranej roli tytułowej. William Marshall jako książę Mamuwalde jest postacią naprawdę interesującą, ośmielę się nawet powiedzieć, że bardziej zniuansowaną niż większość filmowych przedstawień filmowych wampirów. Żeby jednak nie było zbyt pozytywnie, dodam, że kobiety są przedstawione jako bardziej… emocjonalne niż myślące. Pojawia się też trudny do przełknięcia dla współczesnego widza problem słownictwa. I nie, nie chodzi o słowa obraźliwe dla jednej czy drugiej rasy. To problem najmniejszy. Ujmijmy więc to inaczej – wspominałem wcześniej, że Blacula wiele razy przypomni nam o homoseksualizmie dekoratorów wnętrz. Otóż nie robi tego używając terminologii naukowej.
Ale wiecie co jest najciekawsze w Blaculi? Otóż sądzę, że film ten zainspirował Francisa Forda Coppolę podczas jego prac nad filmem Bram Stoker’s Dracula. Nie żartuję, tragiczna miłość Drakuli do zmarłej żony nie istnieje w oryginalnej powieści, nie można jej też odnaleźć w żadnej wcześniejszej adaptacji. Pomysł, że Mina to (przynajmniej w oczach wampira) reinkarnacja prawdziwej miłości hrabiego, jest żywcem wyjęty z Blaculi. A to tylko jeden z wielu powodów, dla których film gorąco rekomenduję. Oczywiście zastrzegając, że jest raczej słaby, niechcący śmieszny i prawie w ogóle niestraszny.
-
Ocena DaeLa - 4/10
4/10
Ha, oglądałem kiedyś na wideo. 🙂
Aha, film „Krzycz Blacula Krzycz” z 1973 to sequel czy niezależna historia?
Sequel. Podobno nawet lepszy od oryginału, ale jeszcze nie oglądałem, więc nie mogę się wypowiedzieć.
Ja oglądałem, ale dawno, dawno. Nic nie pamiętam. 🙂
Skoro czarny Dracula to Blacula, wiecie jak nazywa się żydowski Dracula?
Sidney Applebaum
DZIEKUJE, DZIEKUJE, ale niestety nie moje. Klasyk SNL