Czy jest coś fajniejszego od dinozaurów i gier planszowych? Oczywiście gry planszowe o dinozaurach. A jeśli do tego taką grę projektuje Antoine Bauza, autor takich hitów jak 7 cudów świata, Takenoko, Ghost Stories, czy Hanabi, to sprawa robi się nad wyraz ciekawa. O zakupie Draftozaura zdecydowałem od razu po pierwszej zapowiedzi. Czy gra spełniła moje i moich współgraczy oczekiwania? Sprawdźmy.
Elementy
W pudełku niewielkich rozmiarów znajdziemy:
- 5 dwustronnych plansz do gry,
- 60 drewnianych figurek dinozaurów w 6 kolorach,
- Worek na figurki,
- 5 tekturowych miseczek do samodzielnego złożenia,
- dużą drewnianą kostkę,
- instrukcję do gry.
Oczywiście pierwsze, co rzuca się w oczy, to prehistoryczne gadziny. Każdy kolor to inny gatunek dinozaura i każdy, kto ma w domu kilkuletnie dziecko od razu rozpozna tyranozaura, stegozaura, czy triceratopsa. Pionki są śliczne i bardzo dokładnie wycięte. Dyskusyjny może być wybór kolorów czerwonego i pomarańczowego dla dość podobnych kształtem dinków. Osoby mające problemy z rozpoznawaniem kolorów mogą tu mieć kłopot z ich rozróżnieniem, a wystarczyło zamienić jednego z nich z niebieskim stegozaurem i problemu by nie było. Bardzo ładne są plansze dla graczy. Polską edycję zdobią grafiki inne niż w oryginale, według mnie bardziej estetyczne, chociaż odrobinę mniej czytelne. Zasady są jednak na tyle proste, że po jednej rozgrywce nawet dzieciaki łapią bez problemu, co, gdzie i za ile punktów.
Innym elementem, który odróżnia polską edycję od francuskiej są miseczki. W oryginale nie ma ich wcale, a rodzimy wydawca uznał, że będą dobrym dodatkiem, ułatwiającym przekazywanie sobie dinozaurów. Mam mieszane uczucia, chociaż z każdą rozgrywką coraz bardziej przekonuję się do tego patentu. Jak już udało mi się je poskładać, okazało się, że ciężko zmieścić je razem z innymi elementami do pudełka (ale da się to zrobić). Potem pomyślałem, że lepsze byłyby jakieś zasłonki, albo parawaniki do zasłonięcia się przed innymi. Wreszcie na koniec dotarło do mnie, że miseczki są tyle małe, że łatwo schować je w dłoniach i rzeczywiście znacznie ułatwiają zamienianie się figurkami. Ostatecznie więc pomysł oceniam pozytywnie.
Oprócz tego mamy jeszcze materiałowy, przyjemny w dotyku woreczek, z którego dociągamy kolorowe gady oraz bardzo ładną sześcienną kostkę z oryginalnymi symbolami. Instrukcja jest napisana w sposób jasny i przejrzysty*, a po jednokrotnym przeczytaniu można od razu rzucić się w wir grania. Wszystko razem sprawia bardzo dobre wrażenie i cieszy oko. Dyskusyjną sprawą jest co prawda ilustracja na pudełku, która w oryginale była bardziej w dziecinnym, kreskówkowym stylu, a u nas przybrała formę dość groźnego ryczącego tyranozaura. Ostatecznie jednak jakość polskiego wydania oceniam na szkolną piątkę. Drobne usterki nie powinny przesłaniać faktu, że to bardzo ładna i do tego kompaktowa gra, której rozłożenie zajmuje mniej niż minutę.
Przebieg i zasady gry
Ale co to w ogóle jest ten draft i jak się w niego gra? Po wyborze strony planszy, której będziemy używać, odkładamy do pudełka część figurek (w zależności od liczby graczy), a resztę wrzucamy do woreczka. Każdy losuje dla siebie sześć gadów i trzyma je w swojej miseczce, nie pokazując innym. W każdej kolejce jedna osoba rzuca kostką. Wynik rzutu determinuje, w jakich miejscach planszy reszta graczy może ustawić figurkę; rzucający ma dowolność w tym względzie. Następnie każdy wybiera jedną z dostępnych mu gadzin i ustawia na wybranym polu na swojej planszy. Następnie przekazuje miseczkę z pozostałymi dinozaurami sąsiadowi. Podobnie przekazywana jest kostka. Po sześciu rundach dobieramy kolejne 6 figurek, powtarzamy sekwencję i liczymy zdobyte punkty. Te ostatnie zdobywa się za odpowiednie ustawianie dinozaurów na poszczególnych polach. Na jednym z nich trzeba ustawiać gady tego samego gatunku, na innym tylko różne, jest miejsce, gdzie punktują pary oraz gdzie dostaje się punkty tylko w przypadku, kiedy na planszy nie ma drugiego dinozaura tego samego gatunku. Dodatkowe punkty otrzymujemy też za czerwone tyranozaury. Plansza “zimowa” jest nieco bardziej skomplikowana, ale zawiera tyle samo pól i ten sam ich układ. Punktowanie na niej wymaga nieco więcej kombinowania i bardzo dobrze urozmaica grę. Jedna rozgrywka trwa około 10-15 minut, zdecydowanie mniej niż podane na pudełku 25 minut. W pół godziny można spokojnie rozegrać dwie, a nawet trzy szybkie partyjki.
Wrażenia z gry
Draftozaur spełnił moje oczekiwania praktycznie w stu procentach. To prosta, szybka i bardzo ładna gra. Chociaż nie jestem wielkim miłośnikiem mechaniki draftu (wybierania jednego z dostępnych elementów i podawania reszty rywalowi), to w tym wypadku sprawdza się on znakomicie. Co prawda przy rozgrywce pięcioosobowej musimy w zasadzie liczyć na łut szczęścia, bo nie mamy zielonego pojęcia, jakie kolory nam się trafią (przy mniejszej liczbie graczy, z danej miseczki wybieramy więcej niż raz i możemy starać się cokolwiek zaplanować). Powiedziałbym, że gra w trzy osoby jest najbardziej przewidywalna, ale Draftozaur z zasady jest chaotyczny.
W czasie gry trzeba podejmować trudne decyzje i podejmować ryzyko. Są pola teoretycznie zapewniające łatwe punkty, ale zapełniając je na początku, można stanąć przed koniecznością zepsucia sobie samemu koncepcji w późniejszych ruchach. Z kolei zwlekając, możemy nie doczekać figurki odpowiedniego koloru. Do tego dochodzi jeszcze kostka, ograniczająca możliwość wyboru pola (do dolnej, górnej, lewej, lub prawej połowy planszy, pola bez dinozaura lub miejsca bez t-rexa). Trzeba się nakombinować, ale chociaż autorzy określili minimalny wiek gracza na 8 lat, mój umiarkowanie ograny sześcioletni syn od drugiej partii zaczął grać z nami jak równy z równym. Symbole na planszach ułatwiają orientację w sposobach punktowania, więc bardzo łatwo jest wprowadzić do gry nowych zawodników.
Gra jest bardzo szybka i bardzo regrywalna. Rzadko kończy się na jednej partii, bo ktoś od razu chce się odegrać. Duża losowość nie przeszkadza w kombinowaniu, a punkty można zdobywać na różne sposoby. 12 dinozaurów nie pozwala zapełnić nawet połowy dostępnych pól, więc zawsze jest chęć wypróbowania nowych kombinacji. Oczywiście nie ma tu co liczyć na planowanie wielkich strategii – kładziemy dinozaura i liczymy na to, że w kolejnym ruchu uda się zrobić coś mądrego. Pod tym względem jest to gra bardzo podobna do innego imprezowego klasyka: Sushi Go! O ile jednak w kwestiach kulinarnych surowa ryba wygrywa, to na stole planszówkowym dinozaury nie mają sobie równych.
Podsumowanie
Zbliża się sezon przedświąteczny, z pewnością więc będziecie szukać prezentów dla swoich milusińskich, bliskich i znajomych. Draftozaur to znakomity pomysł na taki podarunek. Gra szybka, lekka i przyjemna, pięknie wydana, a do tego pozwalająca świetnie bawić się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. To jeden z tych tytułów, które można postawić gdzieś na regale, żeby zawsze była pod ręką, bo a nuż ktoś wpadnie z nieoczekiwaną wizytą i będzie ekipa do zagrania w coś szybkiego.
Bez prądu: Draftozaur
-
Ocena Crowleya - 8/10
8/10
User Review
( votes)*Chociaż w opisie wariantu dwuosobowego jest drobny błąd w miejscu, gdzie określa się liczbę rund.
Brzmi ciekawie ale… ja nie lubię „7 cudów…”!!!!! Ale dzieciaki w fazie dinozaurów więc pewnie wezmę tę pozycję na tapet 😀
Grałem tylko w 7 cudów – pojedynek, w którym draft jest bardzo specyficzny. I w sumie nie za bardzo rozumiem aż taki HYPE na tę grę. 16 miejsce na BGG? Wolne żarty… Za to Takenoko wyrywa z kapci jako gra rodzinna. Muszę się w końcu zebrać i opisać.
Akurat „7 cudów…: Pojedynek” lubię, bo wbrew pozorom jest fajną grą taktyczną. Też muszę się zabrać za recenzję ;-). Ale starsza siostra… no po prostu nie… Szanuję za pomysł draftu, gdyż ten sam w sobie lubię, ale zwyczajnie nie… a już na pewno nie w składzie 4+. Zresztą wypowiedziałem się na jej temat w recenzji 😉