Ach, trailery! Zwiastuny filmów emitowane przed właściwym seansem. Jedyne reklamy, które wzbudzały w nas ekscytację. W dawnych, niepamiętnych czasach, gdy ludzie chodzili jeszcze do kin, trailery pełniły szereg przydatnych funkcji. Pozwalały wczuć się w magię kina, stopniowo przyzwyczajając nas do ciemnej sali. Zdradzały fabułę nadchodzących przebojów. Dawały sygnał, kiedy można zacząć pałaszować popcorn. Ba, w czasach przed popularyzacją szybkich łącz internetowych, ludzie wybierali się do kina na filmy często po to, aby obejrzeć zwiastuny. Słynny był przypadek trailera do Epizodu I Gwiezdnych Wojen. Zwiastun emitowano przed filmami Joe Black, Kariera frajera i Stan oblężenia. Fani Star Wars kupowali więc bilety na te seanse, oglądali zwiastun… i wychodzili z kina, żeby nie marnować czasu.
Ale czy wiedzieliście, skąd wzięła się nazwa „trailer”? Otóż – uwierzcie lub nie – ale niegdyś zwiastuny filmowe były emitowane PO właściwym filmie. A „to trail” to nic innego jak „iść szlakiem, podążać za czymś”. Ten stan uległ zmianie w latach 30., głównie ze względu na to, że sama perspektywa obejrzenia ruchomych obrazków nie wystarczała, by przykuć widzów do siedzeń, więc gdy kończył się właściwy film, publiczność opuszczała kina. Ale choć zwiastuny przeniosły się na początek, nazwa trailer pozostała.
Choć oczywiście trendy w tworzeniu zwiastunów nieustannie się zmieniały. Jest to szczególnie widoczne, gdy oglądamy trailery filmów z lat 50. i 60. Ich schemat wydaje się wręcz uwłaczać inteligencji odbiorcy – taki zwiastun to zazwyczaj zlepek krótkich fragmentów filmu (kiepsko przyciętych), którym towarzyszy narrator wyjaśniający widzowi, co w danej chwili ogląda. I tak, jeśli scena przedstawia kłótnię małżeńską, narrator tłumaczy, kim jest mąż i żona, po czym zachęca nas, byśmy obejrzeli, jak żona policzkuje męża. Spójrzmy na przykład na trailer Kleopatry:
Były jednak zwiastuny, które wyrywały się z tego schematu. Alfred Hitchcock kręcił króciutkie mini-dokumenty na temat swoich filmów. Najsłynniejszym tego rodzaju zwiastunem jest oczywiście legendarny, ponad sześciominutowy trailer Psychozy, w którym sam reżyser oprowadza nas po miejscu zbrodni.
Drugim wyjątkiem od wspomnianej reguły był naturalnie Stanley Kubrick. Tak jak Hitchcock, on też montował swoje zwiastuny osobiście. I przykładał do ich realizacji nie mniejszą uwagę niż do tworzenia filmu. Najlepszym przykładem była ekranizacja skandalizującej powieści Lolita. Kubrick nie mógł pokazać w zwiastunie fragmentów filmu, sprawił więc, że trailer rozbudza ciekawość widza na temat tego, czego reżyser im nie pokazuje.
Warto jednak pamiętać, że sztampowość trailerów nie odeszła w przeszłość. Od końca lat 80. do początków XXI wieku mieliśmy na przykład do czynienia z obłędnie głupim i parodiowanym tysiące razy schematem, wedle którego trailer winien zaczynać się od słów narratora: „In a world, where…”. Co najmniej, jak gdyby film mógł toczyć się w innym miejscu. Co ciekawe, po raz pierwszy słów tych użył – w całkowicie uzasadniony sposób – zwiastun Mad Maksa 2. Niestety wkrótce rozwiązanie to za bardzo spodobało się hollywoodzkim fiszom, skutkując dziesiątkami powtórzeń tego schematu.
Ale choć „In a world…” odeszło już do przeszłości, zwiastuny nadal podlegają trendom i modom. Ale może to dobrze? W końcu dzięki temu pozostają takimi samymi symbolami epoki jak właściwe filmy. Nawet jeśli montują je nie reżyserzy, a spece od marketingu. A jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda schemat współczesnego trailera, to myślę, że poniżej znajdziecie niezłe jego podsumowanie.
Mam wrażenie, że takim nowym „In a world…” jest voiceover w stylu „All the choices you’ve made have brought you here/have lead to this”.
Oczywiście „led”, nie „lead”. Wygląda na to, że jak dalej będę czytał tyle archaizujących tekstów, zapomnę jakie są te współczesne formy nieregularne. Można się czasem natknąc na dawnę formę „leadeth”, i chyba stąd wzięło się moje „*lead” powyżej.
A zaczęło się chyba od trailera Powrotu Króla 🙂
„This is your test. Every path you have traveled through wilderness, through war, has led to this road”.
BWAAAA
RLM o trailerach:
https://www.youtube.com/watch?v=Pc71YvWG0GQ
Szkoda, że zabrakło w tekście miejsca dla trąb z „Incepcji”, która była odpowiednikiem „In a world…” z „Mad Maksa” w latach dwutysięcznych.
Filmik z typowym trailerem świetny, ale brakuje żarciku po napisach 🙁