Tolkienowskie Q&A 3 (część pierwsza)

“Gdy w bukach wiosną pęka liść i krąży sok w gałązkach” – śpiewał Merry’emu i Pippinowi Drzewiec.  Witam Was w pierwszym dniu kalendarzowej wiosny i zapraszam na trzeci odcinek “Tolkienowskiego Q&A”. Dziękuję za wszystkie pytania, które otrzymałem pod opublikowaną tydzień temu przez DaeLa zapowiedzią. Dziękuję również za te, które otrzymałem w czasie długiej przerwy od poprzedniego Q&A, które ukazało się jeszcze jesienią 2019 roku, a dokładniej w ostatni dzień listopada. Jak dotąd napisałem odpowiedzi na 31 z nich, więc zostało mi jeszcze kilka. W trakcie opracowywania tych tekstów zdałem sobie sprawę, że materiału jest tak wiele, że gdyby opublikować go w jednym tylko artykule, bez wątpienia byłby przytłaczający. Nawet podział planowanego odcinka na dwie części nie wystarczał. Z tego powodu “Tolkienowskie Q&A 3” będzie składało się z kilku części. W pierwszej, zamieszczonej poniżej, odpowiadam na osiem pytań. Kolejne powinny pojawić się wkrótce.

Chciałbym również wyjaśnić na jakiej zasadzie nadaję tytuły wpisom z cyklu “Tolkienowskie Q&A”. Uznałem, że najlepszym rozwiązaniem jest potraktowanie wszystkich pytań, które pojawiły się pod ostatnią zapowiedzią (lub nadpłynęły wcześniej) jako jednej puli. Odcinki w których będę na nie odpowiadał, będą stanowiły kolejne części “Q&A 3”. Oczywiście przez cały czas można zadawać kolejne pytania, do czego gorąco zachęcam. Jednak te, które odtąd wpłyną będą trafiały do puli “Q&A 4” i taki też numer pojawi się w tytule odcinka, w którym zacznę na nie odpowiadać.

Myślę, że warto również przypomnieć, że w przyszłym tygodniu przypada Dzień Czytania Tolkiena, czyli 25 marca. Data nawiązuje do 25 marca 3019 roku Trzeciej Ery, gdy zniszczony został Jedyny Pierścień, zaś potęga Saurona na zawsze się załamała. Badacz twórczości J.R.R. Tolkiena Tom Shippey pokazuje, że taka data nie jest bynajmniej przypadkowa. Według tradycji anglosaskiej właśnie 25 marca został stworzony świat, wierzono również, że był to dzień Ukrzyżowania. W Kościele katolickim, do którego należał Tolkien, 25 marca to również uroczystość Zwiastowania Pańskiego – przypadająca na dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem. Warto tu wspomnieć, że w kalendarzu “Władcy Pierścieni” 25 grudnia to dzień, gdy Drużyna Pierścienia wyruszyła z Rivendell. Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w Dniu Czytania Tolkiena. Jeśli chcecie, wróćcie do ulubionych fragmentów jego dzieł, albo sięgnijcie po coś zupełnie nowego. Chętnie usłyszę, które książki, rozdziały, opowiadania lub wiersze przeczytacie.

Po tym krótkim wstępie możemy przejść do Waszych pytań i moich odpowiedzi, które – jak mam nadzieję – okażą się wyczerpujące.

Albert Bierstadt, “The Emerald Pool” (Wikimedia Commons).
***

Jakim cudem krasnoludy w szczelnie zamkniętych beczkach się nie podusiły podczas spływu rzeką? Przebywały przecież w nich długi czas. (pyta BSanderson)

Wspomniane jest, że w beczkach były otwory powietrzne, być może wykonane przez Bilba, które na początku hobbit pozatykał. Możliwe, że po najbardziej niebezpiecznej części spływu krasnoludy odetkały od środka te otwory i mogły już normalnie oddychać. A sam czas, gdy beczki zanurzały się na tyle, żeby woda mogła zatopić krasnoludów nie był tak długi.

Spływ zaczął się pod wieczór 21 września. W piwnicy siedziby Thranduila była klapa, przez którą beczki spadały do podziemnego tunelu – nie był zbyt długi, ale w całym przedsięwzięciu był to moment potencjalnie najgroźniejszy, sam Bilbo mało się nie utopił, gdy zderzające się beczki spychały go pod wodę. Podziemny tunel kończył się Bramą Wodną, niskim łukiem, który zmykała krata. Gdy elfowie ją podnieśli, beczki wypłynęły pod otwarte niebo i porwał je nurt wartkiej strugi, która po pewnym czasie wpadła do Rzeki Leśnej. Nie wiemy ile czasu minęło od rozpoczęcia „żeglugi”, ale było już ciemno (wcześniej panował półmrok). Na beczki czekali flisacy, którzy zaciągnęli je na płyciznę i zostawili tam na noc. W tym czasie krasnoludowie mogli spokojnie korzystać z otworów powietrznych. Następnego dnia flisacy połączyli beczki w tratwę, więc górna część zawsze pozostawała pod wodą. Oczywiście, nawet pomimo tego do środka dostała się woda. Ale nie tyle, żeby krasnoludowie się utopili. Pod wieczór tego dnia (22 września) dotarli do jeziora, gdzie Bilbo wypuścił kompanów z zamknięcia i udali się do miasta.

Zresztą nie można wykluczyć, że krasnoludowie mają inne zapotrzebowanie na tlen niż ludzie i hobbici, w końcu przywykli do życia w podziemiach i kopania na dużych głębokościach – choćby w Morii, gdzie drążyli w poszukiwaniu mithrilu.

Albert Bierstadt, “Wschód słońca na Mount Tacoma” (Wikimedia Commons).

Co się stało z pierścieniami krasnoludów? Czemu ich właścicieli nie spotkał taki los jak Nazgûli? (pyta EJM)

Krasnoludowie okazali się odporni na wpływ pierścieni pod tym względem i w przeciwieństwie do ludzi, nie udało się ich sprowadzić do widm, co zresztą rozwścieczyło Saurona. Ale pierścienie odcisnęły na nich inne piętno. Pozwalały krasnoludzkim władcom pomnażać swoje skarby. Nie w sposób dosłowny – sprawiały, że powiększały wrodzone zdolności związane z poszukiwaniem złóż, rzemiosłem, kowalstwem i innymi sztukami. Posiadacz stawał się też nienasycony, nieustannie głodny kolejnych bogactw. I tak władcy gromadzili w swoich podziemnych salach złoto, srebro i klejnoty. Ale w ich umysłach rodziła się chciwość, podejrzliwość… „smocza choroba”. Także same smoki zaczęły nękać krasnoludów, wiele ich siedzib splądrowano, a mieszkańcy zginęli.

W czasie tych napadów cztery pierścienie (z siedmiu) zostały zniszczone, stopiły się w ogniu. Smoczy ogień rozpala jeden z niewielu płomieni zdolnych unicestwić pierścienie władzy – za wyjątkiem Jedynego. Dwa kolejne zdołał odzyskać Sauron po swoim powrocie. Nie wiemy, które z krasnoludzkich rodów były wcześniej w ich posiadaniu, ale osobiście jestem zdania, że któreś z tych żyjących na dalekim wschodzie, w Górach Czerwonych. W latach przed Wojną o Pierścień na zachód docierali uciekinierzy z tych plemion, więc najwyraźniej przydarzyło się im coś złego. Ostatni pierścień, najsłynniejszy, należał do rodu Durina. Ostatnim posiadaczem był ojciec Thorina, Thrain II, który miał go przy sobie gdy wbrew rozsądkowi postanowił wyruszyć z małą grupą towarzyszy ku utraconej Samotnej Górze. Zapuścił się zbyt blisko Dol Guldur, warowni Saurona w Mrocznej Puszy, i został pojmany. Być może pierścień celowo go tam przywiódł. Wtedy Sauron odzyskał jego pierścień, a sam król zmarł w lochach.

Nie wiadomo, co Sauron zrobił z tymi trzema odzyskanymi pierścieniami (ani z dziewięcioma, które kiedyś podarował przyszłym Nazgûlom). Można przypuszczać, że w czasie Wojny o Pierścień znajdowały się w Barad-dûr.

Ile było rodzajów smoków i czy ostatnim z nich był Smaug? (pyta Donmordon)

Jeśli chodzi o, nazwijmy to, klasyfikację smoków, w książkach Tolkien daje nam dwa kryteria podziału. Pierwszym z nich jest różnica pomiędzy smokami bezskrzydłymi i skrzydlatymi. Pierwsze smoki wyhodowane przez Morgotha nie miały skrzydeł. Przykładem takiego potwora jest Glaurung, zwany Ojcem Smoków. W czasie Wojny Gniewu, gdy siły Mrocznego Władcy przegrywały z Armią Valarów, Morgoth rzucił do walki swoją ostatnią sekretną broń – skrzydlate smoki, które nadleciały z Angbandu wielką chmarą. Największym z nich, i w ogóle największym smokiem w historii, był Ancalagon Czarny. Siły Valarów znalazły się na chwilę w trudnym położeniu, ale potem nadciągnął Eärendil prowadząc zastępy Wielkich Orłów. Bohater własnoręcznie zabił smoka i strącił go z nieba, by roztrzaskał się o szczyty Thangorodrimu, pod którym znajdowała się podziemna forteca Morgotha.

Drugi podział smoków dotyczy posiadania przez danego osobnika umiejętności ziania ogniem. Smoka, którego to potrafił nazywano Urulokë (liczba mnoga: Urulóki). Smoki ogniste (ang. fire-drakes) kontrastowano ze smokami zimnymi (ang. cold-drakes). Jeden z królów rodu Durina, Dáin I, zginął zabity przez zimnego smoka u bram swojej własnej siedziby u boku syna Fróra. Ataki tych stworów zmusiły ostatecznie krasnoludów do opuszczenia siedzib w Górach Szarych. Ocalali synowie zabitego króla, Thrór i Grór, odeszli i założyli własne królestwa – odpowiednio pod Samotną Górą i na Żelaznych Wzgórzach.

Albert Bierstadt, “Śnieg w Górach Skalistych” (Wikimedia Commons).

W kronice rodu Eorla (w Dodatku A) pojawia się też wzmianka o tym, że zabity przez Frama smok Scatha był „długim żmijem” (ang. long-worm), ale nie wiemy, czy to jakiś inny rodzaj smoków, czy po prostu określenie na przykład zimnych smoków.

W tekstach o etymologii quenejskich wyrazów pojawiają się też słowa na inne rodzaje smoków, ale ponieważ nie pojawiają się one w samych opowieściach, możliwe, że stworzenia te były częścią folkloru Śródziemia. Fealóke to „iskrowy smok” (ang. spark-dragon), lingwilóke to wąż morski lub rybi smok (ang. sea-serpent, fish-dragon), zaś foalókë to “smok tchnienia” (ang. breath-dragon).

Warto też wspomnieć o „żelaznych smokach”, które są wzmiankowane we wcześniejszej wersji opowieści o upadku Gondolinu. Były to mechaniczne monstra biorące udział w ataku sił Morgotha na miasto, a w środku znajdowali się orkowie. Ale to nie żywe istoty, więc tak naprawdę nie jest to rodzaj smoków.

Czy Smaug był ostatnim ze smoków? Zapewne był ostatnim z wielkich smoków, ale nie jest jednoznacznie stwierdzone, że był ostatnim przedstawicielem całego gatunku. Ale nawet jeśli jakieś smoki przeżyły do czasów Wojny o Pierścień, po upadku Saurona i nastaniu dominacji ludzi raczej nie przetrwały długo.

Czy doszło do bitew między Rohańczykami a krasnoludami? (pyta Donmordon)

Nic nam o tym nie wiadomo. Przypuszczam, że chodzi tu przede wszystkim o relacje pomiędzy Rohanem a założonym przez Gimlego krasnoludzkim państwem w Aglarondzie, Błyszczących Pieczarach pod Helmowym Jarem. Myślę, że dopóki panował tam Gimli (odpłynął za morze w roku 120 Czwartej Ery), a w Rohanie Éomer (do 63 r.) i jego syn Elfwine, panowała przyjaźń. Także i później, dopóki pamiętano o wspólnej walce podczas Wojny o Pierścień, raczej nie dochodziło do konfliktów. Ludzie i tak nie potrafiliby ani mieszkać, ani wydobywać kruszców w tym miejscu, a krasnoludowie nie próbowaliby poszerzać swojego terytorium na powierzchni. Ta pewno kwitł handel, tak jak w przypadku Dale i Ereboru, gdzie dwa plemiona długo żyły w przyjaźni i obie strony miały z tego układu korzyści. A w końcu krasnoludowie z Aglarondu albo przenieśli się do odrodzonego królestwa Khazad-dûmu w Morii, albo wymarli.

Ale możliwe, że konflikt pomiędzy krasnoludami i Rohirrimami zdarzył się w przeszłości – a w zasadzie nie z Rohirrimami, tylko ich przodkami z czasów przed osiedleniem się w Rohanie, Éothéodami. Piąty władca tego ludu, Fram syn Frumgara, zabił żyjącego w Górach Szarych smoka o imieniu Scatha i przejął jego skarb. Pojawił się problem, gdyż zrabowane kosztowności należały wcześniej do krasnoludów. Fram odmówił im udziału w bogactwach i wybuchła waśń. Według niektórych opowieści krasnoludowie zamordowali Frama. Mamy więc konflikt pomiędzy krasnoludami i przodkami Rohirrimów. Ale o ile wiadomo, te dwa ludu same nigdy ze sobą nie walczyły.

Albert Bierstadt, “Kalifornijska wiosna” (Wikimedia Commons).

Czy główna brama w Erebor w czasie urzędowania tam Smauga była zamknięta? Jeżeli nie, to dlaczego nikt z Esgaroth nie wyprawił się po złoto. W końcu z wyjątkiem starców mało kto z ludzi wierzył, że Smaug istnieje i strzeże skarbów. (pyta BSanderson)

Na pewno nie była zamknięta, bo Smaug roztrzaskał ją podczas swojego ataku. Na pewno wszędzie było sporo gruzów i szczątków, ale musiała być w części otwarta, gdyż wypływała stamtąd rzeka. Ale oprócz wody wydobywały się również duszące opary i dymy – i już to pewnie mogło zniechęcić wielu ciekawskich.

Warto też pamiętać, że młodsi mieszkańcy Miasta na Jeziorze powątpiewali nie tylko w istnienie smoka, ale również skarbów i Królestwa pod Górą. Wszystkie skarbce, sale, pałace i kuźnie znajdowały się pod ziemią, a na zewnątrz została tylko brama, teraz zamieniona w otwór, z którego wydobywały się opary. Smaug zawalił wszystkie boczne wejścia. Zresztą, nawet gdyby ktoś się tam wybrał, to miałby małe szanse na odnalezienie skarbów, nawet gdyby uniknął smoka. Smaug zgromadził kosztowności w wielkim skarbcu głęboko pod ziemią, więc nasz śmiałek zapewne prędzej by się zgubił w ciemnych locach niż tam dotarł. Erebor był ogromny – Bilbo dostał wskazówki od krasnoludów, którzy doskonale znali to miejsce, a poza tym sekretne drzwi, którymi wszedł prowadziły bezpośrednio do komory ze złotem.

Niewykluczone, że jacyś młodzi Jezioranie postanowili poszukać złota. Ale zapewne nie zdołali wrócić na powierzchnię. Ludzie mogli to sobie tłumaczyć oparami albo utratą orientacji w podziemiach, nawet jeśli tak naprawdę intruzów zabił smok. Po kilku próbach wyprawy raczej by ustały.

Przez większość książki Tolkien malował obraz potęgi smoka a później uśmiercił go na chybcika. Czy tylko mi brakowało w tej scenie napięcia? Z bitwą pięciu armii do pewnego stopnia było podobnie – skończyła się, zanim na dobre zaczęła. Skąd taki pośpiech u Tolkiena? Brak pomysłu? Troska o młodych czytelników? (pyta BSanderson)

W „Drodze do Śródziemia” Tom Shippey stwierdza, że z zabiciem smoka problem mieli nie tylko krasnoludowie, ale także sam Tolkien. Na początku Smauga miał uśmiercić Bilbo, ale autor uznał, że to nie najlepszy pomysł. W „opowieściach Północy”, staroangielskich i staronordyjskich legendach na których wzorował się Tolkien – także tworząc Smauga – smoków jest tylko kilka, w zasadzie tylko trzy, które odgrywają istotną rolę. Tutaj Tolkien mógłby się zwrócić po pomysły na to, „jak zabić smoka”. Mamy Midgarðsormra, czyli Węża Midgardu, zwanego też Jörmungandrem. Potwór oplata zamieszkaną przez ludzi część świata, a według przepowiedni zginie podczas ragnaröku zabity przez Thora. Ten przypadek nie jest zbyt pomocy, bo Thor zabija go w sposób tak niezwykły, że trudno by to wykorzystać w powieści. Dalej mamy bezimiennego smoka z którym walczy wiekowy król Beowulf. Wojownik odnosi śmiertelne rany, ale dzięki pomocy krewniaka Wiglafa zadaje monstrum śmiertelny cios sztyletem (miecz nie zdał się na wiele i bohater go odrzucił). Ten sposób też do „Hobbita” nie pasuje, bo nie mamy żadnego herosa, który stanąłby ze Smaugiem do pojedynku. Wreszcie, mamy zabicie smoka Fafnira przez Sigurda. Ale ten sposób – wykopanie podkopu na drodze, którą nadchodzi smok i wbicie mu miecza w podbrzusze – Tolkien wykorzystał już przy walce Túrina z Glaurungiem.

Beowulf w starciu ze smokiem, ilustracja z książki “Myths and legends of all nations (…)” Logana Marshalla (Wikimedia Commons).

Shippey mówi więc, że zwrócił się ku czemuś nowemu, a raczej połączeniu nowego ze starym. Smauga zabija Bard, potomek dawnych władców Dale, na dodatek przy pomocy szczególnego oręża, Czarnej Strzały. I dotąd wszystko pasuje do dawnego, heroicznego świata, który w „Hobbicie” reprezentują krasnoludy. Książka jest na pewnym poziomie o tym jak ścierają się to co współczesne (Bilbo) i dawne (Thorin). Każda strona ma swoje wartości i reprezentuje coś dobrego, czego nie należy odrzucać. Ale żadna strona nie ma wszystkiego. I dlatego Bilbo musi się nauczyć tego, co dobre w starym świecie (męstwo, honor), zaś krasnoludowie tego co współczesne i odrzucić to co w starych wartościach było złego (szukanie zemsty, nadmierna duma).

Smaug nie może więc zginąć za sprawą jakiegoś herosa, który tnie mieczem na lewo i prawo. Jego pogromcą staje się Bard, który ma związki ze starym światem (Girion, Czarna Strzała), ale reprezentuje też nowe wartości. Shippey zwraca przede wszystkim uwagę na język jakiego Tolkien używa w scenie, w której Bard organizuje ostatni oddział łuczników pośród płonącego miasta. Mamy tam kompanię żołnierzy, trwanie na posterunku, rozkazy, „oficera” podnoszącego innych na duchu… Jednym słowem, obraz wojny z czasów znanych Tolkienowi. A tą nową wartością, której brakowało w dawnych czasach jest dyscyplina, opanowanie. Smaug nie ginie przez jakiś bitewny szał berserków, albo za sprawą jednego śmiałka. Pokonuje go dyscyplina.

Podsumowując, skoro „Hobbit” to opowieść o starciu nowego z dawnym, w wyniku czego obie strony czegoś się uczą, kluczowy moment – zabicie smoka – również musi być z tym motywem związany. I dlatego Tolkien wprowadza tam Barda, którego Shippey nazywa „łącznikiem”.

Co ciekawe, Tolkien pierwotnie planował, żeby Bard zginął wśród zgliszczy. Ale potem zdał sobie sprawę z tego, jakie możliwości daje mu wprowadzenie postaci, która ma rzeczywiste prawa do części skarbu pod Górą. Dzięki Bardowi opowieść może się toczyć dalej w bardzo ciekawym kierunku. I tu dochodzimy do tego uśmiercenia smoka „na chybcika” i „troski o młodego czytelnika” u Tolkiena.

Jak dla mnie jedną z najciekawszych rzeczy w „Hobbicie” jest to, że przez pierwsze kilkanaście rozdziałów wydaje się, że wraz ze śmiercią smoka skończą się wszystkie problemy. I gdyby książka Tolkiena była zwyczajną bajką, to pewnie by tak było. Ale tutaj mamy właśnie wprowadzone bardzo poważne problemy, których próżno szukać w literaturze tylko dla dzieci. Sytuacja staje się bardzo skomplikowana. Smok nie żyje, ale z Miasta na Jeziorze zostały dogorywające albo tonące w wodzie kłody. Ci, którzy przeżyli atak nie mają dachu nad głową i bez pomocy wkrótce umrą.

A krasnoludowie, którym towarzyszyliśmy przez cała drogę razem z Bilbem stają się prawie antagonistami, zwłaszcza Thorin. Smok nie żyje, ale teraz zastąpił go Thorin, toczony smoczą chorobą. Potem mamy oblężenie Samotnej Góry i zaczynają się pierwsze walki pomiędzy stronami, które powinny stać razem – ludźmi, elfami i krasnoludami. I teraz dochodzi do czegoś, co Tolkien nazywa eucatastrophe, dobrą katastrofą. Nadciągają gobliny (orkowie) i zaczyna się Bitwa Pięciu Armii, do której nawiązuje kolejne pytanie, będące kontynuacją poprzedniego.

Albert Bierstadt, “Wodospad Minnehaha” (Wikimedia Commons).

Już miało dojść do starcia krasnoludów z sojuszem ludzi i elfów a tu nagle pojawiają się gobliny. Czy tego i kilku innych szczęśliwych zwrotów akcji nie uważasz za słabość fabularną? Przypominało mi to Harry’ego Stampera detonującego ładunek na dwie sekundy przed czasem. (pyta BSanderson)

Pojawienie się armii Bolga jest właśnie tą pozytywną katastrofą. W pewnym sensie od tego momentu siły dobra nie mogą już przegrać. To znaczy, mogą w sensie fizycznym. Mogą przegrać i zginął. Ale w sensie moralnym już wygrali, bo nie doszło do walki pomiędzy nimi. W zasadzie kulminacyjnym momentem jest ten, w którym Thorin burzy mur zagradzający bramę Ereboru i dołącza do walki. Wyleczył się ze smoczej choroby. I chociaż udział w bitwie przypłaci życiem, już wygrał.

Warto zauważyć, że goblinom najwyraźniej nie przeszło nawet przez myśl, że zgromadzeni pod Samotną Górą elfowie, ludzie i krasnoludowie mogą nie stać po tej samej stronie. Gdyby wiedzieli, że lada chwila dojdzie do wybuchu walk pomiędzy nimi, po prostu by poczekali. Ale nawet nie biorą pod uwagę takiej możliwości. Sytuacja do jakiej doprowadziła żądza złota, smocza choroba, jest aż tak absurdalna. Prawdziwą katastrofą nie byłoby pokonanie sił dobra przez gobliny, tylko właśnie Bitwa Trzech Armii. Odkąd udaje się jej zapobiec, sprawa jest już wygrana.

Bitwa nie musiała się skończyć dosłownym zwycięstwem sił dobra. Ale nawet gdyby wszyscy zginęli, i tak już wygrali.

Wtedy zjawiają się orły. Niespodziewanie, tak jak w scenie na Górze Przeznaczenia, w której Frodo sądzi, że on i sam wkrótce zginą w wybuchach, które nastąpiły po zniszczeniu Pierścienia. W obu przypadkach orły symbolizują chyba łaskę i nagrodę za wytrwałość, a trzeba pamiętać, że Tolkien był głęboko wierzący.

Trudno sobie wyobrazić, żeby stworzył scenariusz, w którym w odpowiedzi na decyzję sił dobra o zaprzestaniu wzajemnych waśni i zjednoczeniu się w „nagrodę” wszyscy zginęli. Oczywiście, „moralne zwycięstwo” nie zostałoby zaprzepaszczone. Ale Tolkien mógł się obawiać, że wielu by je przeoczyło i źle odczytało jego powieść – jako cyniczną historyjkę o tym, że dobro jest słabe i dostaje łupnia.

Trzeba też pamiętać, że to zakończenie jakie mamy jest słodko-gorzkie, a nie cukierkowe. Zginął Thorin, odbywając wcześniej poruszającą ostatnią rozmowę z Bilbem. Zginęli młodzi Fili i Kili. Narrator przypomina, że zginęło wielu elfów, którzy mogli przecież jeszcze przez wieki cieszyć się życiem w pięknym lesie. A Bilbo zostawia za sobą wszystkie przygody i wraca do jakże nudnych i małostkowych sąsiadów z Shire. No i oczywiście pozostaje sprawa kłamstwa Bilba na temat Pierścienia i gdzieś nad tym wszystkim zaczyna się unosić mroczny cień.

Wiemy, że krasnoludowie strzegli swoich prawdziwych imion w khuzdul do tego stopnia, że nawet na grobach ich nie pisali. Czy jednak jest gdzieś znany jakiś krasnolud z prawdziwego imienia? (pyta Asshai Oracle)

Jeśli chodzi o krasnoludów z rodu Durina żyjących w Trzeciej Erze, o których wiemy najwięcej – nie. W opowieściach o Pierwszej Erze jest wspomniany Azaghâl, władca Belegostu. Podczas Bitwy Nieprzeliczonych Łez krasnolud bohatersko stawił czoła Glaurungowi i zadał smokowi poważną ranę, wbijając sztylet w jego podbrzusze. W khzudulu jest też imię słynnego mistrza kowalskiego Gamila Ziraka, którego uczniem był Telchar, twórca Narsila – miecza Elendila. Ale nie jest powiedziane, że są to ich prawdziwe imiona. Możliwe, że zanim krasnoludowie przyjęli zwyczaj zapożyczania “zewnętrznych” imion z języków ludzi żyjących w pobliżu, po prostu posiadali dwa imiona w khuzdulu – jedno sekretne, i jedno którym posługiwali się w kontaktach z innymi plemionami.

Ale istniała grupa krasnoludów, która najwyraźniej nie strzegła prawdziwych imion – Nibin-noeg, czyli krasnoludowie pośledni. Byli to wygnańcy, którzy osiedlili się w Beleriandzie, między innymi na Amon Rûdh. W opowieści o Túrinie występuje Mîm oraz jego synowie Ibun i Khîm. I ta trójka to prawdopodobnie jedyni krasnoludowie, których znamy z prawdziwych imion.

Tu na razie postawimy kropkę. Odpowiedzi na pozostałe pytania pojawią się w kolejnych odcinkach “Tolkienowskiego Q&A 3”. 

***

-->

Bluetiger

Zainteresowania: Legendarium J.R.R. Tolkiena; twórczość George'a R.R. Martina; historia i literatura - zwłaszcza średniowieczna - Wysp Brytyjskich i Skandynawii; mitologie i języki. Proszę o podchodzenie z rezerwą do informacji, którymi dzielę się w swoich tekstach, gdyż nie jestem ekspertem. Staram się, by przekazywane treści były poprawne, ale mogą wkraść się błędy.

Kilka komentarzy do "Tolkienowskie Q&A 3 (część pierwsza)"

  • 21 marca 2020 at 19:58
    Permalink

    Te wędrówki po świecie Tolkiena są wspaniałe. Pamiętam gdy jako dzieciak czytając Hobbita, najbardziej uwielbiałem właśnie motyw wędrówki, który prowadził do kulminacyjnego momentu. Rozwiązania fabularne na koniec nie powinny być oceniane jako same przez się, tylko czy mają sens i uzasadnienie po przebytej wędrówce. To Bluetiger wyjaśnił doskonale.
    Dlatego uważam, że ostatnie sezony GoT to skandal. Postawiono na same rozwiązania fabularne (absurdalne czy nie) kosztem wędrówki. Zapożyczono rozwiązanie z “orły nadlatują” całkowicie olewając wędrówkę, która do tego miejsca prowadziła.
    Zaprzepaszczono kompletnie pierwotny styl.

    Chciałbym w końcu dołączyć do Q&A i zadać pytanie. Może w sumie nie tyle pytanie co prośbę o rozprawienie się z pewnym mitem. Powstał on jako żart zapewne, ale w ostatnich latach zdobywa fanów, zapewne właśnie przez stawianie na tylko i wyłącznie rozwiązania fabularne w wielu produkcjach/utworach.
    Mianowicie, dlaczego cała wyprawa Drużyny Pierścienia lub do Ereboru nie mogła się odbyć na orłach.
    Wiadomo, że orły nie mogłoby polecieć do samego Mordoru i byłyby wytropione przez Nazguli. To nawet miłośnicy tych teorii wiedzą. Twierdzą jednak, że mogłyby pomóc Drużynie Pierścienia dotrzeć bezpiecznie do Gondoru, a krasnoludom do Ereboru, bez przeżywania traumatycznych historii. Według mnie to mrzonki, nie tylko ze względu na potrzeby historii i motywu wędrówki, ale też z uwagi na bezpieczeństwo obu wypraw.
    Kojarzę też informacje, że orły nie angażują się w tamtym świecie, nikomu nie służą, a sporadycznie pomagały ze względu na przyjaźń z Gandalfem.

    Poproszę o wyjaśnienie i ewentualne sprostowanie.
    Dzięki!

    Reply
  • 22 marca 2020 at 01:47
    Permalink

    Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi, które rozwiały część wątpliwość i pozwoliły inaczej spojrzeć na pewne kwestie. Nie przekonuje mnie jedynie ‘piękna katastrofa’ z przybyciem goblinów na sekundy przed pierwszą wystrzeloną strzałą czy cięciem miecza. Za dużo w tym odpowiedniego wyczucia czasu, szczęśliwego zrządzenia losu. Siły dobra mogły zostać zastane w czasie burzliwych, zmierzających w złym
    kierunku negocjacji – historia dalej potoczyłaby się tak samo, tylko to wszystko byłoby bardziej prawdopodobne.

    Nadal uważam również, że Bitwie Pięciu Armii Tolkien poświęcił zbyt mało czasu.

    Reply
    • 23 marca 2020 at 22:06
      Permalink

      Cieszę się, że moje wyjaśnienia okazały się przydatne. I rozumiem te wątpliwości, które pozostały. Może kiedyś uda mi się napisać więcej o “eucatastrophe” i jej wykorzystaniu w dziełach JRRT.

      Reply
  • 25 marca 2020 at 14:14
    Permalink

    Co do losu krasnoludzkich pierścieni to Sauron zaproponował je Dainowi w zamian za sojusz i wydanie Bilba.

    Reply
    • 25 marca 2020 at 15:34
      Permalink

      Zapomniałem o tym wspomnieć, dziękuję za przypomnienie! Faktycznie, proponował to emisariusz Saurona.

      Reply
  • 29 marca 2020 at 18:35
    Permalink

    Natrafiłem dzisiaj na fragment listu Tolkiena, w którym odpowiada on na pytanie, które padło także w tym Q&A – czy Smaug był ostatnim ze smoków. Profesor pisze tak:

    Smoki. Nie przestały istnieć, ponieważ żyły w znacznie późniejszych czasach, bliskich naszym. Czy powiedziałem coś, co sugerowało ostateczną zagładę smoków? Jeśli tak, to powinno to zostać zmienione. Jedyny fragment, jaki przychodzi mi do głowy, to t. I, s. 92: “nie ma już na ziemi takiego smoka, który by po dawnemu ział dość gorącym ogniem”. To chyba oznacza, że smoki wciąż istnieją, nawet jeśli nie w pełnych prastarych wymiarach.
    —List 144 w “J.R.R. Tolkien. Listy”, wybrane i opracowane przez Humphreya Carpentera przy współpracy Christophera Tolkiena, przełożyła Agnieszka Sylwanowicz—

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków