Sezon rozdawania nagród w zasadzie można uznać za zakończony – została tylko ostatnia, największa gala oscarowa. Dystrybutorzy dają nam chwilę oddechu i luty nie wydaje się zbytnio przeładowany premierami. Co nie znaczy, że nie ma o czym pogadać i ponarzekać. Zapraszamy na kolejny odcinek Filmołaza.
Sonic. Szybki jak błyskawica – Polacy mają Jeża Jerzego, a reszta świata jeża Sonica. Czyżby szykowała się kolejna spektakularnie zła egranizacja popularnego tytułu? Na razie wytwórnia musiała wpompować miliony zielonych banknotów, żeby przerobić wygląd głównego bohatera, który nie spodobał się widzom. Polski dystrybutor tymczasem zatrudnił sztab fachowców do wymyślenia polskiego tytułu. I wymyślili…
Razorblade: Ktoś chyba stwierdził że skoro można nakręcić 3 filmy (i to oskarowe) o idących ludziach, to można i jeden o biegnącym jeżu. Cóż… przynajmniej Sonic przestał wyglądać jak przemalowany na niebiesko Peter Shepherd zmieniony w małpę z oryginalnego „Jumaji”.
DaeL: Słyszałem teorię spiskową, wedle której ten pierwszy trailer to była podpucha służąca wygenerowaniu szumu wokół filmu. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, bo jednak ostatecznie film mocno opóźnili, a pozostały ślady pierwotnych umów z sieciami kinowymi na wcześniejsze rozprowadzanie filmu. Ale trzeba przyznać, że bez tej pierwszej, horrendalnej wersji Sonica, to pewnie by większość z nas nawet o filmie nie usłyszała.
Crowley: Pytanie, czy dzieci dziś wiedzą w ogóle, kto to jest Sonic? Są jakieś nowe gry z nim? Bo ja tu widzę film dla dzieci, ale ludzie, którzy do Sonica czują sentyment zbliżają się do wieku, kiedy należy regularnie wykonywać badania okresowe prostaty. Ale przynajmniej Jim Carrey zdaje się nieźle bawić.
SithFrog: Wygląda mi to na projekt spóźniony o jakieś 15 lat. Nie wróżę sukcesu mimo licznych przeróbek i opóźnienia. Poprzednia wersja zwiastuna wyglądała przerażająco i dziwacznie, ale nowa jeszcze gorzej: nijako. Nie czekam.
Pquelim: Od Sonica zawsze wolałem Mario. Jedno i drugie wydaje mi się nieekranizowalne.
Crowley: A był nawet taki film Super Mario Bros. Widziałem na VHSie i najbardziej przeraża mnie to, że chyba nawet nie byłem nim zniesmaczony.
Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) – Czyżby los wreszcie uśmiechnął się do DC i po Jokerze dostaniemy kolejny dobry film spod tego znaku? A może to tylko kolejny z serii obrazów, gdzie trailer jest znacznie lepszy od ostatecznego rezultatu? W tym akurat DC ma bardzo długą tradycję.
Razorblade: W czymś co nie powstało, czyli w Legionie Samobójców jeśli miałbym wskazać pozytyw to byłaby to Harley Quinn. Trzymam więc kciuki, ale pewnie poczekam, aż Żaba opisze jak już będzie na Netflixie.
DaeL: Nie mam nic do powiedzenia na temat tego filmu poza jednym – czemu ci tłumacze muszą tak udziwniać tytuły? W oryginale jest Birds of Prey, czyli Drapieżne Ptaki.
Crowley: Zwłaszcza że w tradycji komiksowej jest raczej nie tłumaczyć imion, pseudonimów, ani nazw grup. Zwiastuny wyglądają nieźle, ale to nie dziwne, bo Harley była przecież jedynym jasnym punktem we wspomnianej katastrofie pod tytułem “Legion samobójców”. Margot Robbie jest teraz w gazie i życzę jej jak najlepiej, ale trochę obawiam się tego całego “girl power”.
Pq: Prawem serii, po Jokerze teraz się uda.
SithFrog: Ja protestuję a propos wstępu typu “Czyżby los wreszcie uśmiechnął się do DC i po Jokerze dostaniemy kolejny dobry film spod tego znaku?” Wonder Woman, Aquaman, Shazam!. DC/WB wyciągnęło wnioski po porażkach z Legionami samobójców i Snyder-verse i od tamtej pory są na wznoszącej więc nie tylko Joker! Bardzo jestem ciekaw, ile wyciągną z tego tematu w “Birds of Prey. Obsada świetna, a Harley – jak Razor słusznie prawi – była najjaśniejszym punktem tamtego dziadostwa.
Crowley: Finansowo może i tak, ale WW i Aquaman to nie były dobre filmy. Po prostu nie były tak katastrofalne jak poprzednie. Shazama nie widziałem, więc się nie wypowiem. Jeśli Ptaki okażą się sukcesem, to pewnie będziemy mieć sporą szansę na crossover z nowym Jokerem. Ciekawe, czy Phoenix się zgodzi grać dalej pana klauna.
Guns Akimbo – Harry Potter biega po mieście z pistoletami przyklejonymi do rąk, grając w grę na śmierć i życie, żeby uratować swoją byłą. Jakieś wariactwo.
https://youtu.be/0lKEj0dbc5c
Razorblade: Wszystko brzmi tu tak głupio że aż może być zabawnie.
DaeL: Filmy reżyserowane przez gości, którzy całe życie zajmowali się efektami specjalnymi, mają tendencję do bycia równie głupimi co fajnymi (patrz: Crank). Więc autentycznie czekam z niecierpliwością. I podoba mi się, że Radcliffe ma sprzęt, który sam przeładowuje następną avadękedavrę.
Crowley: No właśnie widzę tu potencjał na bezpretensjonalne łubudubu. John Wick pokazał, że się da, więc czemu nie? A Radcliffem musimy się nacieszyć, bo ponoć zaraz zacznie kręcić nowego Pottera i znowu będzie latami musiał udowadniać, że umie grać bez różdżki w dłoni.
SithFrog: Trafiłem na ten zwiastun… tutaj, w Filmołazie. Nie wiem jakim cudem wcześniej mi ukmnął. Wygląda jak idealna mieszanka totalnego szaleństwa, wybuchów, przesady, komedii i tęgiego tripa na LSD. Jestem na tak.
365 dni – 50 twarzy Antonio Kowalskiego. 52 i pół tygodnia na Sycylii. Najodważniejszy polski film od czasu Pana Tadeusza. Będzie się działo.
Crowley: Nikt nic? Nie czujecie tego mrowienia w kręgosłupie? Ja z ciekawości sięgnąłem po książkę i muszę wam powiedzieć, że to jest jeszcze gorsze od Greya. Gdzie popełniłem błąd?
Razorblade: Jak to gdzie? Sięgnąłeś po książkę. Sam. Teraz z tym żyj.
SithFrog: Nawet mi cię nie szkoda Crowley. Tym bardziej, że “to jest jeszcze gorsze od Greya”. Czyli Greya też czytałeś…
Pq: Pójdą wszystkie kobiety, które nie znają p0rnhuba.
Crowley: Tak, Greya też sprawdziłem i przyznaję bez bicia, że nie przebrnąłem. Ba, czytałem nawet książkę Sashy Grey i to całą. Taki jestem chojrak – czytam wszystko, co popadnie. I teraz mogę ze spokojem się wyzłośliwiać. Takie książki to jest koronny argument dla tych, którzy deprecjonują wartość czytania. No bo to są rzeczy na poziomie całkowicie amatorskim i bez żadnej wartości. Podobnie jak filmy na ich motywach zresztą.
Zew krwi – ekranizacja klasycznej powieści przygodowej Jacka Londona. Kto ma ochotę wybrać się na Alaskę w czasy gorączki złota? Na pewno będzie tam Harrison Ford i sfora komputerowych zwierząt.
Razorblade: Podoba mi się. Znaczy krajobrazy i kamera mi się podobają. Zwierzęta z CGI już mniej. Ale i tak myślę, że miło będzie się to oglądało
Crowley: No właśnie te zwierzęta wyglądają fatalnie moim zdaniem. A szkoda, bo książki Londona wspominam z ogromnym sentymentem i raczej nie były to kolorowe widoczki, ale twarda walka o przetrwanie. Chciałbym, żeby to był dobry film, fajnie, że zatrudnili Forda, ale te animacje są strasznie sztuczne.
Pq: Psy w CGI. To już wolę psy Pasikowskiego.
SithFrog: Właśnie. Zwiastun widziałem już w kinie i to mnie po prostu rozbiło. Pies CGI, dlaczego? DLACZEGO?
Zenek – Jeśli zastanawiacie się, na co idzie abonament radiowo-telewizyjny, którego nie płacicie, to ten film jest odpowiedzią. Bohemian Rhapsody na miarę starożytnych Słowian, czyli biografia Zenona Martyniuka, wykreowanego na króla disco polo.
Razorblade: Było „Bohemian Rhapsody”, był „Rocketman„, czemu miałoby nie być „Zenonman’a”… Zenon odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest Zenon na miarę naszych możliwości… a nie, czekaj…
DaeL: Muszę się wam do czegoś przyznać. Nie oglądam telewizji, więc autentycznie nie kojarzę ani jednej piosenki Martyniuka. Czuję się wyobcowany z tego narodu. I to nawet z obu jego części, bo ponoć połowa go kocha, a połowie jego popularność nie daje spać po nocach.
Crowley: Wszyscy tak mówią DaeLu, a tak naprawdę nucą sobie pod nosem “Oczy zielone”. Żartowałem. Poza wspomnianymi oczami nie znam absolutnie nic Zenona i uważam, że kreowanie tego skądinąd sympatycznego człowieka na bohatera narodowego jest po prostu żenujące. Nie ukrywam, że na punkcie muzyki jestem dość mocno skrzywiony, ale mogę słuchać naprawdę różnych rzeczy. Promowania disco polo zdzierżyć nie mogę i nie pogodzę się z tym, a robienie tego za państwową (czyli moją) kasę mnie po prostu wkurza.
Pq: (szmer skręcanego sznura, w tle ujadanie skowyjców i narastający plusk deszczu na leśnej ściółce)
SithFrog: Polskie Bohemian Rhapsody, na które nie zasługujemy, ale którego potrzebujemy. Chyba.
Crowley: Najgorsze jest to, że można zrobić dobry film o fatalnym artyście. Trzeba tylko się wysilić i pokombinować (vide Disaster Artist, Nazywam się Dolemite). Obawiam się, że tu dostaniemy właśnie bieda wersję Bohemian Rhapsody.
The Plot Against America – Sześcioodcinkowa miniseria HBO na podstawie kontrowersyjnej powieści Philipa Rotha. Rzecz dzieje się w USA gdzie historia potoczyła się inaczej niż w rzeczywistości. Wybory prezydenckie w 1940 roku wygrywa Charles Lindbergh, a naród amerykański ulega fascynacji faszyzmem, co prowadzi do prześladowań społeczności żydowskiej.
Razorblade: Serio. Nie mogę się doczekać.
Pq: Ja też. To będzie dobre.
Crowley: Zaraz się podniosą głosy o żydowskich spiskach, ale po Czarnobylu nie mogę się doczekać kolejnych miniseriali od HBO. Bardzo podoba mi się format kilku godzinnych odcinków, a technicznie te produkcje nie ustępują w niczym filmom kinowym. Czekam z zaciekawieniem.
Bad boy – Papryk Wege prezentuje: mroczne sekrety piłkarskiej szatni. Czy trzeba pisać więcej?
Crowley: Niby wszyscy znowu się będą śmiać z pana Papryka, a i tak tabun ludzi pójdzie do kina.
SithFrog: Martyniuka też słuchają miliony, ale nie podnosi to wartości artystycznej tego, co prezentuje. Dla mnie Vega to filmowe disco polo, wyczuł że kasa leży na ziemi, trzeba zrobić tylko pseudo-kontrowersyjny temat, wrzucić 50 przekleństw na minutę, trochę krwi, flaków, cycków i alkoholu. Ciemny lud to kupi.
Pq: Stop makin’ stupid people famous!
Crowley: Ale zobaczcie jaka to jest kasa, skoro tylu dobrych przecież aktorów gra w tym badziewiu bez mrugnięcia okiem.
Boże widzisz nie grzmisz nad biedną Polską. Blanka Lipińska, Zenon Martyniuk, Patryk Vega – to jest poziom narodowej kultury filmowo – książkowo – muzycznej. Płakać się chcę. Im większe gówno tym bardziej trzeba promować. Pani Lipińska w trzy lata zdążyła wydać całą trylogię (kto nie wie tego ostrzegam są trzy części) a w TVN-ie pojawiła się już osiemnaście razy w tym u Wojewódzkiego. Z jednego wywiadu dowiedziałem się – uwaga na spojler, że do pierwszego stosunku włoski amant naszej głównej bohaterki nie zmuszał, za to do pierwszego stosunku oralnego już tak.
Nie wiem czy tu można takie rzeczy, ale wrzucę de dwa fragmenty dzieła 365 dni:
– Moim oczom ukazał się obraz, którego bałam się najbardziej. Jego piękny, równy i niebywale gruby ku**s sterczał niczym świeczka wetknięta w tort, który dostałam w hotelu w dniu swoich urodzin. Był doskonały, idealny, nie za długi, ale gruby prawie jak mój nadgarstek
– Poczułam, jak jego penis opiera się o moje gardło, przesuwając się po nim w dół. […] Odepchnęłam go delikatnie i złapałam dłonią jego ciężkie jądra. Bawiłam się nimi, głęboko biorąc penisa do ust.
To jest poziom pisarstwa w Polsce, który promuję się w ogólnopolskich mediach.
A odpowiedzią na to drugiej strony jest Zenon Piszcząca Żaba (przepraszam) Martyniuk, ani słowa, ani wykonanie, ani przekaz. W nich nie ma nic tylko ogłupianie i tak już strasznie prymitywnych ludzi. Mówię to z przykrością, ale uważam ludzi słuchających NAGMINNIE disco polo za prymitywów pierwszej wody.
Zresztą tak samo ludzi, którzy obejrzeli wszystkie filmy Patryka Vegi. Co to trzeba mieć w głowie. Jak zwykle przerysowany kolejny fragment gównianego, obszczanego, przesączonego brutalnością świata. Środowisko kibicowsko-prezezowsko-sportowe chce się z Vegom sądzić. Tak jak wcześniej chciał Misiewicz. Pani, która podobno nie jest tą panią, a która ma europejski list gończy jest przez pana reżysera zapraszana na premierę, policja mówi, że będzie na nią czekać pod kinem, do którego przybędzie. Idealna reklama. Ludzie prymitywni na to pójdą. A może trafi się hat-trick – chciałbym poznać osobę, która deklaruje, że obejrzy 365, ogląda Vegę i słucha Martyniuka. Taka osoba powinna zostać prezydentem bo idealnie łączy gusta 90% Polaków.
Ale czemu się dziwisz? Od 20 lat mamy kino w totalnej zapaści, a i w latach 90. w dużej części leciała tylko na oparach. Niezbyt liczne wyjątki od reguły tego nie zmienią.
Dosadnie ale niestety trafnie. Tak się teraz robi łatwe pieniądze.
Ta pani udająca pisarkę, z zawodu wizażystka, to jak rozumiem „twarz produktu”? Bo autorem jest pewnie jakiś ghostwriter a pomysłodawcą całej akcji z książką i filmem pewnie jeszcze ktoś inny.
Wiesz co? Sądząc po jakości produktu, podejrzewam, że ona to faktycznie mogła sama napisać. To jest poziom pornograficznych opowiadań w internecie, tak językowo, jak i fabularnie. Na pewno jakiś edytor miał sporo roboty, żeby doprowadzić dzieło do ładu, ale naprawdę nie wymagało ono zbyt wiele talentu pisarskiego.
Faktycznie przeczytałeś sam początek…. 🙁
Po czym wnosisz?
’To jest poziom pornograficznych opowiadań w internecie, tak językowo, jak i fabularnie’.
To jest sam początek książki. Dalszy ciąg z pornograficznymi opowiadaniami, których sporo znam, nie ma z książką nic wspólnego.
Po tym wnoszę.
Kurde, chciałbym się zgodzić i dołączyć tu do wyśmiewania fanów disco polo czy filmów Vegi, ale też chyba trzeba wrzucić na luz. Ci „twórcy” nie ukrywają tego, że tworzą prostą rozrywkę dla prostych ludzi. Ta Lipińska chyba nawet to wprost zaznaczyła i powiedziała, że jak ktoś szuka głębi to niech idzie Tokarczuk czytać.
Rozumiem to ubolewanie i też mnie to niesamowicie żenuje, że w tym kraju są tacy a nie inni celebryci, ale nie możemy być też szeryfami dobrego smaku.
Prymitywna rozrywka od zarania dziejów świeci triumfy i nie dzieje się tak bez powodu. Rozrywka jednak często służy „odmóżdżaniu” się.
Odmóżdżać to się można raz na jakiś czas, jako przerwę wyrwanie się na chwilę ze świata. Tu jest odwrotnie. Normalny świat jest na chwilkę przerwą w odmóżdżaniu. Naprawdę poziom pani Blanki Lipińskiej jest żenująco niski, to nie jest prosta rozrywka, to jest nic. Mi chodzi o promowanie takich osób w telewizji. Przecież są w literaturze rozrywki – jest fantastyka, jest s-f, jest kryminał jest nawet romans, czy erotyka na minimalnym poziomie literackim. Dlaczego TVN nie może w tym czasie wypromować czterech dobrych autorów. Niestety telewizja tak ogłupia ludzi, że pani Lipińska była w 2019 najlepiej zarabiająca w Polsce autorką zaraz obok kolejnego pupilka TVN-u R. Mroza. A jaka to przepraszam bardzo rozrywka słuchać 150 razy w ciągu jednego filmu słowa kurwa i 100 ja pierdole, oraz 120 razy chuj – rozrywka. Te trzy postaci przyprawiają mnie o wisielczy nastój i naprawdę chce mi się płakać: B. Lipińska, P. Vega (filmem polityka miał rozwalić całą scenę polityczną, rzeczywiście nie ukrywa tego, ze tworzy prosta rozrywkę dla prostych ludzi.) i Z. Martyniuk (który swoja drogą skromnością nie grzeszy i nie uważa, że u niego nie ma głębi i żeby jak ktoś chce głębi to niech posłucha Czterech Pór Roku Vivaldiego – (najlepiej w wykonaniu Ary Malikina – gorąco polecam) on uważa się za króla polskiej muzyki i prawdziwie wielkiego artystę). Cóż zakończenie tej wypowiedzi jest takie, że i tak takie gadanie nie ma sensu, bo całą tą trójkę kochają miliony Polaków. Jednak niech ten świat bawi się w to całe gówno beze mnie.
Ale my nie jesteśmy szeryfami. Po prostu nie nazywamy szamba perfumerią jak mawiał klasyk 🙂 Ale, że taka „twórczość” istnieje i ludzie chcą na to chodzić? Ich czas, ich pieniądze, co kto lubi 🙂
Poza tym z Vegą nie byłbym taki pewny. Albo tak świetnie gra w wywiadach i jest tak głęboko cyniczny, albo naprawdę wierzy, że robi coś (po)ważnego i zdradzającego kulisy władzy/służby zdrowia/sportu/mafii.
„Crowley: Finansowo może i tak, ale WW i Aquaman to nie były dobre filmy. Po prostu nie były tak katastrofalne jak poprzednie. Shazama nie widziałem, więc się nie wypowiem. Jeśli Ptaki okażą się sukcesem, to pewnie będziemy mieć sporą szansę na crossover z nowym Jokerem. Ciekawe, czy Phoenix się zgodzi grać dalej pana klauna.”
Crowley, awansowałeś w moim rankingu największego dzbana fsgk na 1 miejsce. Wybacz, SirhFrog.
– W Legionie Kupy jest Leto jako Joker
– W trailerze Ptaków Złotej Maliny jest tekst, że zerwała z Jokerem
– Mr Crowley zastanawia się czy Phoenix nie pojawi się jako Joker w następnej części tej śmierdzącej kałem serii
AHA, fajnie
Oczekujesz logiki od franczyzn komiksowych? Leto się lepiej sprzedał, więc o ile będą mogli to bankowo będą w niego celować, a nie w Phoeniksa.
znaczy na odwrót 😛
Skoro jest największy dzban wśród komentujących, niezawodny i zawsze śmieszny (śmieszna?) jak polski kabaret furgonetka, to musi być i dzban redaktor. Doborowe towarzystwo.
Leto przestał być Jokerem jeszcze przed premierą Jokera z Phoenixem. Studio go więcej nie chciało. Nie ma żadnego powodu, dla którego nowy Joker nie mógłby się w jakiś sposób pojawić razem z HQ na ekranie. Nie takie kwiatki już się działy w komiksach. A film z Margot Robbie i Phoenixem z marszu zarobi miliard dolarów w tym momencie, na sto procent wytwórnia chciałaby zrobić coś takiego, nie ważne czy z sensem czy bez.
Kochany Crowleyu
Po 1: WW i Aquaman to są dobre filmy
Po 2: Nowy Joker nie spotka się z Harley z DCEU bo to inne uniwersa
Mi WW i Aquaman przypominały pierwsze filmy od Marvela. Nie były może tragiczne, ale absolutnie nic z nich nie pamięta, oprócz masy komputerowych animacji. To są fajni bohaterowie, z dużym potencjałem, ale potrzebują dobrej historii, wykraczającej poza sztampowe origin story.
A co do Jokerów, nie takie fuzje widział ten świat. 😉
’365 dni’ i 'Zenek’. Jednak liczyłem na wyższy poziom niż ten w komentarzach na filmwebie 🙁
https://media.makeameme.org/created/a-kto-to-24543a.jpg
Ja niszczę dobrą zabawę, a wy hejtujecie 'Zenka’ i Zenka. Weź się zdecyduj.
Albo się dobrze bawimy i śpiewamy 'Oczy zielone’ albo rozmawiamy poważnie.
To kojarzenie 'Zenka’ z 'Bohemian rapsody’ to jest jakiś owczy pęd. Przecież sam zwiastun pokazuje, że to kompletnie inne klimaty i inne filmy są. Poza tym, że oba są o muzykach, to nic ich nie łączy! Gdyby nie ten głupi plakat to by nikt nie skojarzył jednego z drugim.
„Albo się dobrze bawimy i śpiewamy ‘Oczy zielone’ albo rozmawiamy poważnie.”
Nie rozumiem tego zdania, nie bawię się przy disco polo jak nie muszę. A skojarzenie z BR jest symboliczne, dla mnie BR to modelowy przykład na beznadziejną i przelukrowaną laurkę na cześć muzyka. Tu pewnie będzie podobnie.
Obrazek Crowleya mówi, że ja niszczę swoimi wrednymi komentarzami dobrą zabawę. Czyli robię to samo, co robią wasze opinie pod zwiastunem 'Zenka’. Jest w tym dość niefajny dysonans.
Zwiastun 'Zenka’ pokazuje, że to będzie znacznie inny film niż 'BR’. Lepszy. Zwłaszcza z uwagi na ten bazarowy retroklimat. No i na pewno nie będzie laurką, bo to nie jest potrzebne. W biografii Martyniuka nie ma żadnych kontrowersji, które trzeba wybielać!
'La bamba’, 'Idol’, 'Spinal Tap’ oraz of kors 'Disco polo’ z Kotem i Ogrodnikiem to znacznie lepsze klucze skojarzeniowe.
Co do samego Martyniuka to jednak dopraszam się o szacunek. Ten facet od trzech dekad jest na scenie i od trzech dekad robi swoją muzykę. Można nie trawić disco polo, ale takie coś na scenie muzycznej mało komu się udało.
„Co do samego Martyniuka to jednak dopraszam się o szacunek. Ten facet od trzech dekad jest na scenie i od trzech dekad robi swoją muzykę. Można nie trawić disco polo, ale takie coś na scenie muzycznej mało komu się udało.”
Mam zacząć wymieniać? Takie coś udało się pierdylionowi artystów i to takim, którzy tworzą wartościową muzykę. Przypomnę również, że zanim prezes Kurski wyciągnął rzeczonego artystę z szafy, Zenek i zespół Akcent objeżdżali remizy, wesela, wiejskie dożynki i prowincjonalne kluby, tak jak większość tak zwanych gwiazd disco-polo. Nie nazywajmy po prostu szamba perfumerią.
A co do kontrowersji, to jest chociażby temat co najmniej kilku plagiatów piosenek zza wschodniej granicy, których nasz piosenkarz się dopuścił. Całkiem wdzięczny temat do wyjaśnienia w filmie.
Kontrowersje. Tu warto wspomnieć, że cały gatunek DP opierał się na podróbie. Z włoskiego nurtu italo disco. Zenek też kopiował. O ile wiem twórcy DP nigdy się z tym nie kryli.
Chylińska, Gawliński, Piasek, Michael Jackson, Elvis, wg wielu Metallica, 3/4 raperów od Puffa Daddy’ego po Peję. To są np. ci twórcy, którzy konsekwencji Zenka nie zachowali. Kiepsko znam dzieje Zenka, gdy DP było na dnie. Może faktycznie grał po remizach. Ale w tych remizach dalej robił swoje. Między 'Psotnym wiatrem’, 'Królową bądź’, a 'Oczami zielonymi’ minęły jakieś dwie dekady. Zenek się nie zmienił.
Co do Kurskiego można się spierać, co było pierwsze. Mi się zdaje, że na YT sukces 'Oczu zielonych’ żaden polityk nie wpłynął. To już bardziej polscy piłkarze pomogli Zenkowi puszczając go w szatni.
„W biografii Martyniuka nie ma żadnych kontrowersji, które trzeba wybielać!”
To jeszcze gorzej! Nuda 😛
Jeśli to będzie film na poziomie „Spinal Tap” to ja wygram kolejne konklawe 😛 Crowley już pisał komu się co udało (Rolling Stones anyone? 🙂 ), ale nie o to chodzi. Ja nie hejtuję samego Zenka i nie mam zamiaru pisać o nim źle. Facet znalazł swoje miejsce, robi kasę i karierę, ludzie go uwielbiają – nie moja broszka.
Natomiast na innym poziomie mam problem: nie nazwę tego, co robi wartościowym, nie mam kompletnie szacunku do 3 nut zapuszczonych w pętli na keyboardzie i nie uważam, że to jest rodzaj twórczości, który zasługuje na medialny pomnik, a czymś takim jest np. film. W dodatku sam piszesz, że kontrowersji brak więc o czym to będzie? Że facet był, zaczął śpiewać, a potem pół Polski śpiewa „Oczy zielone”? Nie mówiąc już o tym, że robienie takiej twórczości benefisu w 2gi dzień świąt w prime time, w TVP to jest już jakieś totalne nieporozumienie.
Na bronienie Lipińskiej już nie mam sił. Sama się obroni w BO. Ktoś z fsgk w ogóle przeczytał całość, czy przerwaliście po stu stronach, jak większość hejterów?
„Sama się obroni w BO.”
Jak Vega?
Auć. Celny przytyk 🙂 Może odpowiem w ten sposób, że Vega też kiedyś miał klasę. Dawno, bo dawno, bo za czasów 'Pitbulla’, ale miał. Może za trzy książki Lipińska też skończy jak Vega, ale na razie casusem niech będzie 'Pitbull’. Dobra rzecz z zasłużonym finansowym sukcesem.
No Crowley napisał przecież że przeczytał. No i serio – nie można przerwać książki po 100 stronach i stwierdzić że to dno? Ano można. Tak jak przerwać ogladanie fatalnego filmu. I stwierdzić że to badziewie. Tak po prostu.
Widziałem, że Crowley napisał, że przeczytał, ale nie uwierzyłem.
I nie. NIE MOŻNA ! Filmy dają na to sto dowodów. Matrix, Skazani na Shawshank, Podejrzani, Memento, Siedem… Albo ocenia się po całości albo w ogóle. Tzn. sam często oceniam seriale po jednym odcinku, ale wtedy zawsze podkreślam w swoim komentarzach tą okoliczność biorąc poprawkę na fragmentaryczność oceny.
Sęk w tym, że książka Lipińskiej robi w pewnym momencie istotną przewrotkę, która w ogóle zmienia jej perspektywę i książka z chorej fantazji o gwałcie zmienia się w klasyczną historię miłosną. Wszystkie argumenty osób wrogich Lipińskiej sugerują mi, że wszyscy albo do tego momentu nie dotarli albo- co jest jeszcze gorsze- go zignorowali.
Eeee… dobra. Zgłupiałem trochę… Przepraszam bardzo, ale w którym momencie ma się ochotę przestac oglądać wspomnianego „Matrix’a”, „Skazanych na Shawshank” czy „Siedem”.
Co do książki Lipińskiej to może wyjaśnię – ja rozumiem że może się podobać i nic mi do tego. Ale błagam, nie zaklinajmy się że to literatura wysokich lotów. Zresztą podobnie jak z popularnością Remigiusza Mroza. Ludzie się zachwycają, sprzedają się tysiące egzemplarzy a ja po „Kasacji” nie mam na niego siły mimo obietnicy że dam jeszcze kiedyś szansę. Mi osobiście podoba się „Przenajświętsza Rzeczpospolita” Piekary ale na Latającego Potwora Spaghetti to NIE JEST ani dzieło wybitne, ani przełomowe ani nawet „dobrze doprawione”. I oczywiście można się przy tym dobrze bawić. Tylko nie dorabiajmy ideologii nt. wybitności dzieła.
Co do możliwości oceny – możemy się nie zgodzić, ale oczywiście że można ocenić po fragmencie. Widzisz – Ty mi dasz wówczas kontrargument do którego nigdy się nie odniosę merytorycznie, ale mogę powiedzieć że zwyczajnie było to tak słabe że nie do przejścia dla mnie. Fragmentaryczność oceny akurat rozumie się sama przez się i często nie wymaga podkreślenia bo wynika z kontekstu.
Życie jest zwyczajnie zbyt krótkie żeby marnować czas na słabe filmy (tu akurat marnujemy go relatywnie najmniej), słabe i nie pasujące nam książki czy granie w fatalne i zepsute gry… no chyba że to nasza praca ;).
Ja zapewniam, że oceny wydaje tylko jeżeli zapoznam się z daną rzeczą do końca. I nie dlatego, że czuje że muszę, tylko tam naturalnie mam nastawiony moment, kiedy czuję się do oceny upoważniony. I tak na przykład ’50 twarzy Greya’ przeczytałem w całości. Kompletny gniot, żenujący romans, absolutnie literatura najniższych lotów.
Ale nie wszyscy internetowi recenzenci tak mają, najlepszy przykład to gry komputerowe, gdzie wiele ocen jest wystawianych po ograniu 30-70% gry. Ja takich recenzji nie lubię, ale istotnie wpływają na ocenę gier również przez fanów. W konsekwencji traci tytuł, ja sam kojarzę co najmniej kilka (kiedys np Gothic, a z nowszych Vanquish, LA Noire, Splatterhouse, Deadly Premonition) , które zebrały niesprawiedliwie niskie oceny, by z biegiem czasu zyskać co najmniej kultowy status.
W przypadku niektórych dziel, zwłaszcza w literaturze, ale myślę, że również w grach kompozycja utworu, możliwości jej dynamicznej zmiany są argumentem za ocenianiem ich w całości.
Można jednak nad tym dyskutować. Nawet ja sam mam kontrprzykład: obejrzałem pierwszy 'Zmierzch’ i nie chce więcej. A przecież jest to fragment całości, która na podstawie pierwszej części zakwalifikowałem jako szrot.
Myślę, że to są tematy na dyskusję akademickie, a optymalnego rozwiązania i tak raczej nikt nie zaproponuje. Moim zdaniem warto znać autora, którego opinie się czyta. Kojarzyć styl, rozumieć sposób argumentowania, ale też lubieć go czytać. Recenzja to w końcu gatunek publicystyczny, a publicystyka to nie suche fakty, trzeba umieć prowadzić narrację.
Jeżeli znamy, rozumiemy dlaczego recenzent punktuje wady/lauduje nad zaletami, to łatwiej jest dostosować wyobrażenie o filmie do swoich własnych oczekiwań. A w konsekwencji znacznie łatwiej jest podjąć decyzję, mimo że np recenzja nie jest pamfletem.
Czekaj czekaj Pq. Ja nie mówiłem o recenzjach gdzie jest to oczywiste a o ocenie. Żeby zrozumieć różnicę – jeśli zasnę na filmie bo był tak słaby i nudny to nie podejmę się jego recenzji, ale moją własną ocenę mam na jego temat już wyrobioną. Tylko tyle i aż tyle.
Nie traci się ochoty na oglądanie wspomnianych filmów. Zwracam raczej uwagę, że konkretne rozwiązania fabularne zmieniają ogląd dzieła. Tak, jak u Lipińskiej konkretny twist sprawia, że chora fantazja o gwałcie staje się czymś innym.
Nigdy nie pisałem, że '365 dni’ to Sztuka Wysoka. Mówię, że to bardzo przyjemne love story z istotnym wątkiem erotycznym. Kiedy dorabiałem do tego ideologię? Raczej ciągle bronię Lipińską przed hejterami. To inni robią z Lipińskiej hasło na sztandarach i kojarzą ją z różnymi ideologiami.
„Sęk w tym, że książka Lipińskiej robi w pewnym momencie istotną przewrotkę, która w ogóle zmienia jej perspektywę i książka z chorej fantazji o gwałcie zmienia się w klasyczną historię miłosną. Wszystkie argumenty osób wrogich Lipińskiej sugerują mi, że wszyscy albo do tego momentu nie dotarli albo- co jest jeszcze gorsze- go zignorowali.”
Atosie, co innego przewrót gatunkowy w trakcie utworu, a co innego sam poziom dzieła. Słaby warsztat, ubogi język, pretensjonalne postacie i koszmarne dialogi nie zmieniają się ani po 100, ani po 400 stronach. Nie o pruderię i o niechęć do erotyki mi chodzi, ale o ogólny poziom tej powieści.
Warsztat jest okej. Takie zwykłe komercyjne czytadło. Mnie kupiło z uwagi na emocjonalny styl obecny zwłaszcza w refleksjach Laury.
’ Ja z ciekawości sięgnąłem po książkę i muszę wam powiedzieć, że to jest jeszcze gorsze od Greya. ’.
To mnie zraziło. Więc pytam. DLACZEGO uważasz, że to jest gorsze od Greya?! Bo dla mnie jest o wiele klas lepsze. Fajniej zarysowane realia, fajniejsza dramaturgia, lepszy zarys. Bo u E.L.James akurat nie miałem pojęcia, czemu Christian w ogóle zainteresował się tym chuchrem, a Lipińska daje na to fajną, z lekka metafizyczną odpowiedź.
Językowo jest podobnie. Psychologicznie pustacka Anastacia wypada o wiele słabiej od bardziej samej siebie świadomej Laury. Mogę uznać, że postacie są pretensjonalne. Zakładając, że to jest w tym gatunku wada. Ale już rozkład emocji między nimi to już jest emocjonalna klasa. Wszystko od momentu powrotu Laury do Warszawy. Ból, smutek, tęsknota, miłość… Może zacząłem książkę licząc na parę pikantnych momentów, ale gdzieś w tej chwili zacząłem im szczerze kibicować 🙂
Jeszcze podkreślę. To nie jest i nie miała być wielka literatura. To miał być emocjonujący romans z ważnym wątkiem erotycznym.
Bo to jakiś dziwaczny przykład syndromu sztokholmskiego. W Greyu powiedzmy, że ta chora relacja między skrzywionym psychicznie bogaczem, a zauroczoną w nim dziewczyną, która swoją miłością chce go uleczyć powiedzmy, że ma jakiś tam sens. W 365 dniach mimo wszystko mamy faceta, który porywa i więzi kobietę, a ona się w nim zakochuje, bo lubi ostry seks i dostawanie drogich prezentów. A, on tak przy okazji, łapie ją na dziecko… Może dlatego, że nie jestem kobietą, nie rozumiem tej pokrętnej logiki i nie rozumiem, skąd tu się mogło wziąć uczucie. Zresztą sam Massimo i jego sposób bycia to taki bardziej polski gangster z Wołomina, niż włoski Don. No nie kupiłem tego zupełnie.
Ale jest też inny, większy problem. Zarówno 365 dni, jak i Grey pokazują jakiś wypaczony obraz fetyszyzmu BDSM, uległości i dominacji. Nie żebym był fanem tego typu fantazji, ale polecam poczytać serię komiksową Sunstone. Tam jest pokazane uczucie, są pokazane fetysze, miłość, rozterki i pikanteria, na tle których wspomniane powieści wyglądają po prostu jak dzieła kiepsko poinformowanych nastolatek.
No i co by nie gadać i jakiej filozofii by do tego nie dorobił, seks bez zgody drugiej połowy to jednak gwałt, a seks analny w basenie, bez odpowiedniego poślizgu to… aż skóra cierpnie. 😛 😉
Nie zapominajmy dodawać tego co mówi sama autorka. W tym utworze nie ma żadnego gwałtu. Gwałt oralny to nie gwałt. „Autorka” podkreślała to w wielu wywiadach i teraz po premierze filmu dalej obstaje przy swoim. To tak tylko gwoli ścisłości, bo ktoś czytając twój komentarz mógłby pomyśleć, że w owej powieści ktoś zostaje zgwałcony, a to jest całkowitą NIEPRAWDĄ.
A tak jeszcze dla humoru fragment wywiadu z Patrykiem Vegą apropos filmu, który miał zniszczyć polską scenę polityczną:
Uważam, że nie powinienem robić, chociażby „Polityki”. To było apogeum zapędzenia się w grzech w moim życiu. Zrobiłem ten film tylko po to, by sięgnąć do portfeli ludzi, a nie do ich serc. Jestem bodaj ostatnią osobą, która powinna zabierać się za tego typu kino. Byłem tylko raz na wyborach – w wieku 18 lat. Nie czytam ani gazet, ani publicystyki w internecie. W ogóle nie interesuje mnie scena polityczna. Co więcej, mam gdzieś, kto rządzi w naszym kraju. W związku z tym polityka to ostatni temat, za który powinienem się brać. No ale zapędziłem się w pogoni za sukcesem i pieniędzmi. Dziś żałuję, że nakręciłem ten film.
I mówi to raptem pół roku od premiery filmu i kilka miesięcy od przerobienia go na serial i sprzedania do canal plus BRAWO