Pewnie powinienem wyjaśnić, dlaczego postanowiłem zamieścić na FSGK recenzję gry jednocześnie kilkuletniej i wysokobudżetowej. Jakoś tak się utarło, że pisaliśmy dotąd albo o bardzo starych klasykach, albo o nowych „indykach”, czyli małych grach niezależnych. Ale w związku z rodzinnym charakterem zbliżających się świąt oraz z faktem, iż w przyszłym roku id Software wypuści kolejną grę z serii, zatytułowaną Doom: Eternal, uznałem, że krótka recenzja ostatniego symulatora mordowania demonów będzie na miejscu.
Zacznijmy od wad. Chyba nic mnie tak nie irytuje, jak zwyczaj rebootowania tytułów gier. Wydany w 2016 roku Doom jest czwartą częścią legendarnej serii, zapoczątkowanej w 1993 roku przed id Software. Pierwszy Doom to na pewno jedna z dziesięciu najważniejszych produkcji w historii gier wideo, a przy tym gra niemal idealna. Dlaczego więc ostatni Doom nie mógł się nazywać po prostu Doomem 4? Dlaczego musiał podkraść tytuł oryginałowi? Nie godzi się, naprawdę nie godzi. Zresztą tak gracze, jak i dziennikarze znaleźli obejście problemu i nazywają nowego Dooma Doomem 2016. Co i ja czynię.
Doskonałość…
I to by było na tyle, jeśli idzie o wady. Bo gra jest perfekcyjna. Trudno mi ująć w słowa, jak wielkim szokiem był dla mnie nowy Doom, jak bardzo zadziwiło mnie kompletne odejście od reguł designu, które królowały w grach FPS przez długie lata. Doom 2016 to jeden z najcudowniejszych powrotów do przeszłości jakie wymarzyć sobie może każdy wychowany na arena-shooterach z lat 90.
Ale może wybiegłem za bardzo do przodu, a tymczasem tym z Was, którzy nie kojarzą Dooma, należy się małe wyjaśnienie. Streszczam pokrótce fabułę i ogólną koncepcję gry. W przyszłości ludzkość potrzebuje energii. Korporacja UAC odnajduje źródło energii na Marsie. Tym źródłem energii jest Piekło. Piekło się złości i robi inwazję. Ale Piekło ma pecha, bo w marsjańskiej bazie znajduje się człowiek, który demony zjada na śniadanie i popija je płonącym spirytusem. Doom Slayer. W poprzednich odsłonach gry człowiek ten był po prostu nadzwyczajnie dzielnym żołnierzem, nowy tytuł wskazuje, że jego historia ma drugie dno.
Doom jest więc dynamiczną strzelanką-horrorem, w którym demony boją się gracza bardziej niż gracz demonów. Ot, i cała filozofia. Może nie brzmi to skomplikowanie, ale przy okazji trzeciej odsłony gry id nie rozumiało źródła swojego sukcesu, robiąc ze strzelanki survival horror. Duży błąd. Doom ma być szybki i dawać graczowi poczucie, jakby był w stanie rozrywać wrogów na strzępy gołymi rękami. Nowy Doom taki właśnie jest. Dosłownie. Wrogów można rozrywać na strzępy rękami.
Wiele mógłbym pisać o fenomenalnej grafice Dooma, o wspaniałej optymalizacji gry (60 klatek na sekundę w 1440p i wysokich detalach na moim sprzęcie – mniam!), o tym jak cudownie twórcy gry żartują ze swojej poprzedniej produkcji, czyniąc fabułę zupełnie pretekstową i pozwalając bohaterowi przerywać nudne audiologi. Mógłbym napomknąć o niesamowitych projektach poziomów i cudownej oprawie dźwiękowej. To wszystko musi robić ogromne wrażenie. Ale ja chciałbym wskazać na inny powód, dla którego Doom 2016 jest tak fantastyczną grą – mianowicie na diabolicznie doskonały design jego systemów.
…dynamika…
Co zrobić, aby gracz zapomniał o wszystkim, czego nauczył się przez ostatnie 10-15 lat ewolucji FPS-ów, w których chowaliśmy się za murkami i strzelali zza zasłonek? Otóż należy zaprojektować sztuczną inteligencję monstrów w taki sposób, aby karała grę ostrożną, a nagradzała szaleńczą odwagę i tempo. Doom 2016 robi to na kilka sposobów. Po pierwsze – sprawia, że ataki wroga są znacznie szybsze i celniejsze, gdy stoimy w miejscu. Biegnąc na wroga mamy większą szansę uniknięcia kuli ognia niż podczas próby chowania się za winklem po przeciwnej stronie planszy. Po drugie – potwory chcą być widziane. Rzadko atakują nas od tyłu, ich SI każe w miarę możliwości pozostawać w zasięgu wzroku gracza. To sprawia, że mamy dobre rozeznanie w terenie i nie jesteśmy obezwładnieni przez ogrom zagrożeń (co wpływa na chęć chowania się). I wreszcie po trzecie – tu nie ma regenerującego się zdrowia ani przeładowywania broni. Zdrowie uzyskujemy przy pomocy glory kills, czyli egzekucji z bliskiej odległości na osłabionych wrogach. Amunicję uzupełniamy zabijając wrogów piłą mechaniczną. Innymi słowy, im gorsza jest nasza sytuacja (mało zdrowia i nabojów), tym większą mamy motywację do tego, by szarżować na wroga. Do tego na arenach walk zawsze mamy jakieś fajowe wspomagacze – ale by je odkryć, trzeba nie kryć się w kącie, tylko biegać, biegać, biegać. Proste? Tak! Działa? I to jak!
… i destrukcja
Oczywiście dobry FPS musi mieć satysfakcjonujące strzelanie. Oryginalny Doom oraz jego pierwszy sequel dały nam do ręki prawdziwie ikoniczny arsenał, do którego przez dziesięciolecia nawiązywali twórcy gier z tego gatunku. Aresenał powraca – z licznymi usprawnieniami – i dostarcza dokładnie tego, o czym wszyscy marzymy. Kinestetycznej ekstazy. Walka jest mięsista, a broń – przez animację, odrzut, a wreszcie efekt wywierany na nieszczęsnych demonach – daje poczucie autentycznej potęgi. id Software czerpało tu pełnymi garściami nie tylko z klasycznych Doomów, ale również powstałych w ostatniej dekadzie modów takich jak Brutal Doom czy Project Brutality. Twórcy modów zdołali uczynić rozgrywkę jeszcze bardziej krwawą i szokującą, a nowy Doom jest po prostu translacją chwytów i pomysłów zawartych w tamtych usprawnieniach w produkt nowoczesny i wysokobudżetowy.
Można byłoby napisać więcej. Cały akapit poświęcić dreszczom, jakie towarzyszyły mi, gdy po raz pierwszy but Doom Slayera dotknął marsjańskiej gleby. Rozpisać się na temat hipnotyzującego piękna roztopionego metalu w odlewni. Wspomnieć, jak satysfakcjonujące jest wyrwanie kończyn demonom. Ba, mógłbym nawet napisać coś więcej na temat fabuły, z którą gra się nie narzuca, ale którą można poznać, czytając teksty prezentowane przez grę w logach. Pewnie warto byłoby też dodać parę słów na temat oprawy muzycznej – na czele z kawałkami industrial metalu i melodic death metalu. Ale mam wrażenie, że tym samym sprzeniewierzyłbym się prostocie, jaka charakteryzuje Dooma 2016. To bezpretensjonalna gra i zasługuje na to, by ją w sposób bezpretensjonalny zarekomendować. Do diabła, zagrajcie, a nie pożałujecie!
Doom 2016
-
Ocena DaeLa - 666/10
10/10
Zwiastun.
I jeden z moich ulubionych memów.
https://www.youtube.com/watch?v=rrlZ1Yas8PA
Jestem za mało sprawny do strzelanek, więc raczej unikam tego typu gier, ale chciałem tylko powiedzieć, że tak jak rozwijają sie wszelkiego typu strzelanki nazwę to s-f, tak nie rozumiem dlaczego tak potęzny regres przeżywa moim zdaniem seria CoD. Kupiłem sobie ponad rok temu CoD WWII i bardzo, ale to bardzo żałowałem wydanych na nią pieniędzy. Więcej filmików niż gry (tak samo jest w CoD MW 2, które tez kupiłem, też żałowałem, gra zrobiona dla Kevina Speceya). Kiedyś to było w zwykłą dwójkę mogłem grać godzinami, a tu taka klapa. W Doomy i takie rzeczy ja nie potrafię grać, w momencie gdy mój brat jest gdzieś przy końcu gry ja męczę się na najłatwiejszych levelach, wolę strategię, ale pamiętam, że chyba Doom zaczynał od walki ze świnio-ludźmi, dobrze kojarzę?
Z świnio-gliniarzami walczyło się w Duke’u. Odrobinę późniejsza gierka.
Zgadzam się, że ten typ gry reprezentowany przez CoD i Battlefielda (nazywany czasem mianem military shooter) przeżywa regres i zamienia się w film interaktywny. Chyba po prostu wyczerpała się formuła. Ale jeśli jesteś fanem tego typu gier, to przyjrzyj się bliżej Battlefield 1 (wbrew nazwie to nie pierwsza część – pochodzi z 2016). Ponoć najlepszy tego rodzaju FPS ostatnich lat.
Jeśli chodzi o kampanię to BF1 jest mierny. Ale moim zdaniem ma najlepsze multi.
W CoD MW2 nie było Kevina Spaceya. A narzekanie na genialne przerywniki w CoDach to bluźnierstwo. Jakim cudem Doom jest dla ciebie trudny? Grasz na padzie czy co?
Był w Advanced Warfare. A Doom – jeśli przesiadasz się właśnie z tych nowoczesnych FPS-ów z chowaniem się za przeszkodami i regenerującym się zdrowiem – może rzeczywiście wydawać się trudny. Zupełnie inna filozofia gry.
Wiem że był w AW, no ale AW to nie MW2.
Mimo to wg mnie Doom to samograj na najniższym poziomie trudności.
Za to najnowsze Modern Warfare jest najlepszym Call of Duty od wielu lat, więc można powiedzieć, że seria wróciła na właściwe tory. Z WW2 miałem ten problem, że spodziewałem się (naiwnie) klimatu rodem z Szeregowca Ryana, a dostałem grę w której pociąg po wjechaniu w Jeepa, lecial 20m nad ziemią
a co to za szatanska ocena? 😀
Nie lubię FPSów. Szczególnie na konsoli. Doom na PS4 skusił mnie letnią czy wiosenną promocją. Nabyłem za circa 20-30 pe-el-enów. A potem nie mogłem się oderwać. Tak miodnej rozwałki pierwszo-perspektywowej nie było od bardzo, bardzo dawna. Przeszedłem dwa razy, a potem splatynowałem. Nie przypuszczałem, że to możliwe, ale czekam na premierę Eternala z dużymi nadziejami.
Po ostatnich zagraniacj Bethesdy trochę się obawiam o nowego Dooma
„Doom 2016: found the game, the only problem is that every level feels the same!”
videogamedunkey 2016
Podpisuję się pod tym. Mimo adrenaliny, tempa i muzyki jest w tym Doomie trochę dużo powtarzalności.