Zaczął się październik, a więc okres, w którym na ulicach miast możemy dostrzec poruszające się z największym wysiłkiem blade, bełkoczące, półżywe istoty. To studenci medycyny, którzy zaczęli nowy rok akademicki. Nie powinno więc dziwić, że październik kojarzy się nam wszystkim z grozą, trwogą, dziadami i ogólnie rzecz biorąc horrorem. W FSGK wykorzystamy tę okazję, by przybliżyć Wam kilka ciekawych i być może mniej znanych horrorów. Na pierwszy rzut idzie [REC] – hiszpański tytuł z 2007 roku.
Pamiętam bardzo dobrze, że w okolicy roku 2007, kiedy [REC] miał swoją premierę, filmów z gatunku found footage miałem po dziurki w nosie. Sukces Blair Witch Project wywołał lawinę naśladowców oraz parodii, i przez dobrych kilka lat wydawało się, że każde beztalencie z dużą ilością pasji i dostępem do kamery nakręciło swój własny horror w tym gatunku. Jako młody fan horroru czekałem już, kiedy ten trend w końcu umrze śmiercią naturalną. Dlatego kiedy w 2007 roku wybrałem się do kina na [REC], mimo zapewnień znajomych, iż film jest świetny, pozostawałem sceptyczny. Ale już po kwadransie hiszpański horror „kupił” mnie całkowicie.
Historia opowiedziana w [REC] nie należy do skomplikowanych. Reporterka i jej kamerzysta realizują materiał na temat pracy strażaków na nocnej warcie. Po nakręceniu paru ujęć w remizie ruszają wraz ze strażakami z akcją ratunkową do jednej z kamienic. Przybywszy na miejsce, strażacy chcą pomóc starszej kobiecie… która rzuca się na nich z zębami. Na domiar złego po kilku minutach wojsko otacza budynek kordonem i ogłasza kwarantannę. Tyle że w budynku obok normalnych mieszkańców grasują ludzie ogarnięci żądzą krwi. Reporterka, kamerzysta i strażacy, szukając wyjścia z sytuacji, natrafiają na ślady jakiejś tajemnicy. Czy w kamienicy rozpylono broń biologiczną zamieniającą ludzi w zombie? A może grasuje tu demon? Nic nie zostanie do końca wyjaśnione, ale jedno jest pewne – po drodze będzie parę okazji, by się solidnie wystraszyć.
Najlepiej o tym, jak dobrym filmem jest [REC], opowiedzą nam Amerykanie. Otóż jak się okazało, hiszpański horror był sporym sukcesem w Europie, ale nie zdobył popularności w Stanach – taki już los filmów obcojęzycznych w Ameryce. Ktoś wpadł więc na genialny pomysł przygotowania amerykańskiego remake’u. Ale miał to być remake szczególny, zrealizowany metodą „shot by shot”, czyli odtwarzający oryginał ujęcie po ujęciu. I rzeczywiście, film zatytułowany Quarantine powstał, prezentując w ponad 90% dokładnie tę samą treść. Zmiany były nieliczne i – choć głównie na gorsze – nie wpłynęły za bardzo na odbiór filmu. Ot, Amerykanie zdołali na przykład uczynić strażaków irytującymi – bo zamiast sympatycznej grupy mężczyzn w różnym wieku, dostaliśmy brygadę identycznych, 30-letnich i lekko dupkowatych bęcwałów. Ale nie w tych drobnych zmianach leżał problem. Tym, co naprawdę wpłynęło na odbiór obu produkcji były tysiące elementów warsztatu filmowego, których w amerykańskiej wersji brakło. Uważam, że obydwa filmy powinny być obowiązkowym seansem dla studentów szkół filmowych. Bo pokazują zatrważający kontrast pomiędzy filmem bardzo dobrym i słabym – nawet, gdy nakręcone są według tego samego scenariusza i scenorysu.
Co więc różni obie produkcje? Przede wszystkim gra aktorska. Do diaska, w hiszpańskim filmie jest po prostu niesamowita i pozwala uwierzyć w prawdziwość tej opowieści. Autentyczne są niepokój, paranoja i histeria. Od prostych mieszkańców kamienicy aż po główną bohaterkę – wszystkie kreacje są wiarygodne, podczas gdy w Quarantine trącą fałszem. Równie istotną rolę odgrywa oświetlenie i praca kamery. Hiszpański horror nie stroni od gry świateł, pokazywania głębokich cieni i ciemności. W amerykańskim remake’u wszystko oświetlone jest tanim, niebieskim światłem, które udaje mrok w mniej ambitnych hollywoodzkich produkcjach. Te dwa elementy wystarczyły, by stworzyć jedną z moich ulubionych kontrastowych scen z obu filmów. W pewnym momencie jeden z panikujących mężczyzn sięga po broń. W [REC] nie widzimy trzymanego przez niego pistoletu – dostrzegamy tylko zarys jego sylwetki na tle okna, ale domyślamy się, co się dzieje, na podstawie mowy ciała i zachowania innych postaci. W Quarantine jest dokładnie na odwrót – broń jest dobrze widoczna, ale zachowanie wszystkich postaci kompletnie odbiega od tego, czego spodziewalibyśmy się od ludzi, do których ktoś celuje z pistoletu.
No i do tego dochodzi wspomniana praca kamery i umiejętność kadrowania. Doprawdy to zdumiewające jak nieporadni w odtwarzaniu ujęć byli Amerykanie. W hiszpańskim oryginale praca kamery jest chaotyczna tylko wtedy, kiedy wymaga tego akcja. Zazwyczaj jednak wychwytuje istotne dla fabuły lub atmosfery detale. Nieraz prezentuje nam jakiś istotny szczegół na drugim planie. Czasami „dołączamy” do rozmowy już po tym, jak się rozpoczęła. Całość sprawia wrażenie, jakbyśmy naprawdę przenieśli się do budynku ze spanikowanymi ludźmi, którzy próbują z niego uciec i nie dać się zabić. W Quarantine mamy po prostu scenki odgrywane przed trzęsącym się kamerzystą.
Wybaczcie, że tak wiele czasu poświęciłem filmowi Quarantine, który moim zdaniem nie zasługuje na niczyją uwagę. Ale naprawdę tylko w ten sposób potrafiłem przekazać, jak świetną, choć bardzo prostą produkcją jest [REC]. Hiszpański horror to po prostu triumf filmowego rzemiosła. I gorąco go Wam polecam!
[REC]
-
Ocena DaeLa - 8/10
8/10
To chyba jedyny horror jaki oglądałem z przyjemnością.
Generalnie w ogóle nie jestem fanem tego typu kina i podobnie jak Ty Daelu, obejrzałem film w tamtym czasie będąc mocno sceptycznym. Kupił mnie jednak jak najbardziej.
Jednakże nie aż tak by sięgać po inne tytułu gatunku 🙂 Po prostu jestem „nie-horrorowym” człowiekiem 🙂
Z tego co wiem, powstało kilka kontynuacji tego filmu. Pytanie czy dorównują poziomowi?
Warto dodać, że w tamtym czasie byłem nastolatkiem i oglądałem film z innym nastolatkiem (kuzynem) .Cholera jacy my byliśmy wystraszeni! Groza bijąca w tym filmie była wręcz niesamowita. Do dzisiaj to pamiętam, choć minęło kilkanaście lat. Filmu też nie oglądałem od tamtego czasu ani razu, a mimo to pamiętam wiele z niego.
Rec 2 jest niezły, choć to już nie to samo. Najwięcej traci przez „naciągane” powody dla których ktoś realizuje zdjęcia. Rec 3 był dużo słabszy (choć nie tak zły jak Quarantine). Rec 4 nie oglądałem.
Dla mnie Rec i Kwarantanna mają ten sam problem, co większość found fottage. Po prostu w takiej sytuacji normalny człowiek myślałby o wszystkim, tylko nie o trzymaniu kamery. I dla mnie ten absurd rozwala cały film.
Lepiej to wyszło w Rec 2. Kamery przytwierdzone na stałe do hełmów żołnierzy okazały się idealnym uprawdopodobnieniem całej konwencji.
Blair Witch Project, Rec i Paranormal Activity to jedyne found footage, które obejrzałem, bo miały dobre opinie. Inne omijałem, bo bałem się, że to mega gnioty.
Dael, polecisz jeszcze jakiś found footage? Czy oprócz BWP i Rec nie ma już nic na tym samym poziomie?
Jeśli w grę wchodzą nie tylko horrory, to polecam Chronicle. Naprawdę świetny film. A jeśli mowa o horrorach… hmm… Cannibal Holocaust to klasyk, ale nie jestem pewien czy przetrwał próbę czasu. Z nowszych rzeczy to pamiętam, że Łowca Trolli był dziwny, ale w sumie ciekawy. Było jeszcze The Visit, ale do tego filmu mam mieszane odczucia. Miał niezłe fragmenty, ale ogólnie był raczej średni.
Kiedys w akademiku czekalem razem z kolega na moja siostre ktora miala wrocic z pracy w restauracji. Bylo to lada dzien przed okresem swiatecznym takze miala sporo wieloosobowych rezerwacji, a my czekalismy z utesknieniem na jedzenie ktore miala przyniesc( po duzych rezerwacjach zazwyczaj zostaje duzo szamki) Chyba nie musze dodawac, ze za ostatnie pieniadze kupilismy alkohol, takze glodni bylismy jak diabli. Niestety goscie bawili sie wysmiecie takze, zamiast o 22.30 siostra wrocila po 4.00 rano.
Naturalnie dzwonilem do niej od 20.00 i pytalem kiedy bedzie i co kazdy telefon miala byc 30 minut:).
Tamtej nocy z Radkiem (pozdrawiam jesli czyta) obejrzelismy najstraszniejsze horrory( wedlug opini internautow) Paranormal Activity, pozniej cos jeszcze, pozniej własnie REC. Paranormal byl beznazdziejny, ten kolejny film raczej tez skoro go zupelnie nie pamietam. Rec zrobil na nas dobre wrazenie, ale tez nie byl straszny. Plan byl prosty -> jesli sie wsytraszymy to w strachu nie bedziemy myslec o jedzeniu Niestety zaden z tych fimow nie wzbudzil w nas strachu. Az do czasu, gdy Radek wlaczyl film „Koralina i tajemnicze drzwi”. To byla bajka dla dzieci, ale pelna niedomowien ( mega istotona sprawa w horrorach) stworzona w dziwnej jakby kukielkowej animacji, okropna, balismy sie jak dzieci. o czym byla? wyobrazcie sobie mala dziewczynke, ktora przeprowadza sie z rodzicami do innego domu w ktorym znajduje male drzwi. Po przejsciu trafia do na sile radosnego alternetywnego swiata w ktorym w przeciwienstwie do rzeczywistosci rodzice maja dla niej mase czasu, chca sie z nia bawic itp. Sa mili, tak przesadnie mili, ze wiesz ze cos kombinuja, a poza tym …. maja zamiast oczu guziki, ku… guziki! Przyznaje ze nie obejrzelismy tego do konca, bo strasznie wchodzilo na psychike. Poza tym przybyla siostra z salatka grecka i jakims tam ciastkiem. Wybor nie duzy, ale za to salatki bylo cale mnostwo, zjadlem tyle ze do dzisiaj mam dosyc sosu winegret.
Urzekła mnie ta historia!
A Koralinę czytałem. Jak zwykle u Gaimana jest dziwacznie i chociaż to niby książka dla dzieci, to dla mnie była właśnie mocno niepokojąca i… nieprzyjemna. Ostatecznie niezbyt mi się podobała, więc i film odpuściłem, chociaż recenzje ma dobre.