Przyszedł październik, kilka filmów z poprzedniego odcinka Filmołaza miało już swoją premierę (Ad Astra, To: Rozdział II, Rambo), na kolejne nie będzie trzeba długo czekać, tymczasem na horyzoncie pojawiają się już kolejne nowości warte uwagi. Ale czy na pewno? Zapraszamy na kolejną porcję filmowych zapowiedzi z naszym krótkim komentarzem do nich.
In the Tall Grass (W wysokiej trawie) – Nie wiedziałem, że Vincenzo Natali kręci jakiś nowy film dla Netflixa, a tymczasem okazuje się, że będzie to ekranizacja opowiadania Stephena Kinga i Joe Hilla pod tym samym tytułem.
- Crowley: Normalnie nie ekscytowałbym się kolejnym horrorem, tym bardziej spod znaku czerwonego „N”, ale nazwisko reżysera i scenarzysty pozwala mieć nadzieję na coś przyzwoitego.
- SithFrog: Wygląda obiecująco, kino grozy przeżywa swój renesans. Martwi mnie tylko nazwisko Kinga, bo często w przypadku jego twórczości klimat wciąga, ale finał jest rozczarowujący.
- Crowley: W wysokiej trawie jest opowiadaniem. Tu pointy wychodzą Kingowi znacznie lepiej niż w powieściach. A tak po cichu po prostu chciałbym, żeby Natali znowu stworzył coś na miarę Cube.
El Camino: A Breaking Bad Movie (El Camino: Film „Breaking Bad”) – Czy filmowa kontynuacja kultowego serialu to tylko żerowanie na nostalgii jego miłośników, czy może będzie to pełnokrwista produkcja?
- Crowley: Przyznaję bez bicia, że nie obejrzałem ani jednego odcinka serialu. Warto?
- Razorblade: Serial? Tak. Film? SithFrog nam sprawdzi… prawda?
- Crowley: Jeśli będzie słabe i na Netflixie, SithFrog na pewno to obejrzy. Ale wracając do sedna. Nie ma Bryana Cranstona – domyślam się, że umarł na koniec serialu. Czy on nie był główną siłą napędową? Czy bez niego Breaking Bad będzie miało sens?
- SithFrog: Warto, nie bez powodu “Breaking Bad” uznaje się za jeden z najlepszych seriali w historii TV. Problem w tym, że domknięto go bardzo ładną, szekspirowską klamrą i nie widzę potrzeby dalszego drenowania tej historii. Tym bardziej, że nie wiem czy Pinkmann może to pociągnąć solo…
- Pquelim: Nadal nie wytrzymałem pierwszych sześciu odcinków pierwszego sezonu. Wiem, że warto, ale nie wiem kiedy znajdę czas. Film poleci, lub zadenuncjuje nam SithFrog.
- Crowley: Ciekawe, czy w ogóle da się to obejrzeć bez znajomości serialu. Niestety cztery sezony czegokolwiek to dla mnie w tej chwili raczej abstrakcja.
- Razorblade: Pewnie się da… pytanie tylko po co?
- SithFrog: Sezonów jest pięć. Po takiej historii jak w serialu film bez tego kontekstu nie ma kompletnie sensu.
- Pquelim: Sezonów pięć, ale naprawdę dobrych tylko dwa. Tak słyszałem.
- DaeL: Nie, w zasadzie cały serial trzymał poziom, po prostu zdarzały się pojedyncze irytujące odcinki albo wątki i trochę dreptania w miejscu. Ale jako całość Breaking Bad to jedna z najlepszych produkcji telewizyjnych w historii. To powiedziawszy, przypuszczam, że z filmem stanie się tak jak z serialem “Better Call Saul” – nawet dobry spin-off, po takim zakończeniu, sprawia wrażenie odcinania kuponów.
Lucy in the Sky – Tego filmu prawdopodobnie w Polsce nie obejrzymy w żadnym kinie, ale Natalie Portman i film o lotach w kosmos brzmią obiecująco, prawda?
- Crowley: Niestety po premierze na festiwalu w Toronto film został wręcz zmasakrowany, chociaż wydawało się, że Portman może w tym roku znowu zawalczyć o Oscara.
- Pquelim: Natalie Portman nie ma ostatnio wyczucia w doborze swoich filmowych ról. “Anihilacja” i “Vox lux” nikogo raczej nie porwały, a “Lucy in the Sky” nazywane jest wydmuszką po “Grawitacji” Cuarona. Panią Portman bardzo cenię i życzę samych sukcesów, ale ten film zdecydowanie odpuszczam.
- Crowley: Był czas, że Natalie Portman mogłem oglądać 24 godziny na dobę. Potem zaczęła grać z dziwną manierą i przyznam szczerze, że coraz bardziej mnie zniechęca do oglądania filmów ze swoim udziałem.
- SithFrog: Zgadzam się, gdzieś w okolicy “Black Swan”, od tamtej pory ciągle ta sama zbolała mina “jej, sama przeciw wszystkim”. Lucyna na niebie nie wygląda zachęcająco.
Terminator: Dark Fate (Terminator: Mroczne przeznaczenie) – W kinach morduje właśnie Sylwester Stalone, po raz kolejny wcielający się w rolę Johna Rambo, a już za momencik do boju stanie inna gwiazda minionej epoki – Arnold Schwarzenegger w roli terminatora. Czy dla tej serii jest jeszcze nadzieja?
- Crowley: Ludzi odpowiedzialnych za wszystkie Terminatory nakręcone po części drugiej powinni karnie oglądać filmy Papryka Vege przez 10 godzin dziennie. Jeśli kolejna część to zmieni, będę niezmiernie zdziwiony.
- Razorblade: No… just leave it alone… it’s already dead…
- SithFrog: Rambo w kinach, Terminator w kinach, what year is it??? Niby wraca Cameron, niby ma zignorować trójkę, Salvation (tfu) i Genisys (tfu), ale ja już tak bardzo straciłem nadzieję (no fate!), że nie czekam. Pójdę i w najlepszym razie chcę się pozytywnie zaskoczyć.
- Pquelim: Primo: trzecia część nie była zła. Secundo: reszta to kopanie się po głowie. Zamiast ekscytacji przed premierą nowego Terminatora odczuwam stany lękowe. Tym razem producenci sięgają po rozpaczliwe rozwiązania: wraca nie tylko podniszczony metryką Arnie, ale też równie podniszczona nałogami Linda Hamilton. Reżyseruje człowiek odpowiedzialny za “Deadpoola”. Co może pójść nie tak? Wszystko.
- Crowley: Kiedyś SithFrog też twierdził, że trzeci Terminator nie był zły i zobacz jak skończył. Ogląda słabe filmy na Netflixie. Zderzenie z tym filmem, zwłaszcza po latach, jest bardzo bolesne. Pamiętacie z niego coś poza gwiazdkowymi okularami i pompowanym biustem? Może jeszcze fikołek żurawiem. Sequele pierwszych dwóch Terminatorów dzielą się na złe i tragiczne. Niestety po zwiastunach ten nowy wygląda mi na kandydata do kaszanki sezonu.
- Pquelim: Ja pamiętam jeszcze świetnie zwizualizowaną apokalipse według kubrickowskiego (a co!) motywu z Bronią Zagłady. Robiła duże wrażenie, a i do dzisiaj się tak nie zestarzała.
- SithFrog: Oglądałem niedawno. To nie jest dobry Terminator, ale jako rozrywka do kotleta wchodzi gładko. Also: scena na cmentarzu była dobra.
- Crowley: Ale w ogóle widzicie jakąś szansę, żeby powstała kontynuacja godna dwóch pierwszych części? Bo mi się wydaje, że czas takich filmów (niestety) już minął. Dopieszczone do granic możliwości filmy akcji zastąpiły komputerowo animowane nijakie, taśmowo robione blockbustery i stosunkowo niszowe produkcje w stylu Johna Wicka i Atomic Blonde.
- DaeL: Przede wszystkim nie ma za bardzo sensu robić kontynuacji historii T-800 i Connorów, bo ta została ładnie domknięta drugą częścią. Trzecia była niepotrzebna, choć jako swego rodzaju pastisz nawet zdawała egzamin. Paradoksalnie pomysł na przeniesienie historii w przyszłość w Terminator: Salvation był niezły, tylko wykonanie fatalne. To powinien był być po prostu film wojenny. A na Dark Fate – po tym potworku jakim było Genisys – nawet się nie wybieram do kina. Dziękuję, już wystarczy. Jedyny pozytyw w całej produkcji jest taki, że Arnie nie jest już najbardziej kruchą osobę na całym planie filmowym. Bo jest jeszcze anorektyczna terminatorka i Sarah Connor, która wygląda jakby po każdym wystrzeleniu z broni potrzebowała nowej endoprotezy stawu biodrowego.
Motherless Brooklyn (Osierocony Brooklyn) – Nie jest to co prawda reżyserski debiut Edwarda Nortona, ale jego poprzedni film można uznać za nieistniejący. Czy ten świetny aktor pójdzie śladami swoich kolegów, którzy z sukcesami przeszli na drugą stronę kamery?
- Crowley: Kina noir w detektywistycznych klimatach nigdy dość. Zapowiada się nieźle, chociaż odnoszę wrażenie, że Norton powtarza tu sporo ze swojej roli w Lęku pierwotnym.
- SithFrog: Obsada imponująca, klimat niezły, ale reżyseruje Norton więc byłbym ostrożny z nakręcaniem się. Poza tym po obejrzeniu zwiastuna mam wrażenie jakbym już obejrzał film.
- Pquelim: Mój cichy faworyt na pozytywne zaskoczenie roku. Ed Norton robi w Hollywood tylko rzeczy, na które ma ochotę. Bruce Willis robi tylko takie, których nie chcę (vide “Glass” i ogólnie większość jego filmografii w XX wieku). To może być mieszanka wybuchowa.
Doctor Sleep (Doktor sen) – Adaptacja powieści Stephena Kinga i jednocześnie kontynuacja kultowego Lśnienia. Ewan McGregor w roli Dana Torrance’a, czyli chłopca, któremu udało się przeżyć koszmar przed laty będzie musiał zmierzyć się z tajemniczymi mocami, ale przede wszystkim z legendą arcydzieła Kubricka.
- Crowley: Po trailerach zakładam, że maksymalnie możemy liczyć na poprawny horror. Powieść czeka na półce, może zdążę przeczytać przed premierą.
- Razorblade: Książka daleko na liście więc chyba film sam w sobie też poczeka. Niemniej jestem bardzo ciekaw. Zawsze może być opcja że powieść się zaraz przeczyta i obejrzenie filmu będzie tylko formalnością. Trailer obiecujący.
- SithFrog: Ten film jest jak “Solo”. Nie potrzebowałem wiedzieć jak HanS poznał Czułego, nie potrzebuję wiedzieć co się stało z Dannym. Poprzeczka jest tak wysoko, że nawet nie doskoczą. Wolę zobaczyć “Lśnienie” Kubricka po raz kolejny.
- Pquelim: Ani książka nie była potrzebna, ani jej filmowa adaptacja potrzebna nie jest. Veto, Kubrick vincit.
- Crowley: O powieści też wszyscy mówili, że jest absolutnie niepotrzebna, a podobno trzyma poziom. Może i tu się uda? Za Kinga w końcu wzięto się na poważnie, a jego książki mają gigantyczny potencjał, jeśli chodzi o ekranizacje.
- Razorblade: A wszystko ponoć jest winą jakiegoś fana który powiedział Kingowi, że jest ciekaw co się stało z Dannym… myślicie że da się go namierzyć?
The Irishman (Irlandczyk) – Tego filmu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Scorsese, De Niro, Pacino, Pesci, Keitel razem w akcji.
- Crowley: Nie czarujmy się – to jest kandydat do filmu roku, a może nawet więcej. Pierwsze recenzje uspokajają, że się udało i ja wprost nie mogę się doczekać, kiedy w końcu zarwę noc z kolejnym gangsterskim filmem Scorsese. Nie ukrywam też, że balon mam nadmuchany bardziej niż dziennikarze TVP przed Euro 2016.
- Razorblade: Obsada mówi chcę… Scorsese mówi natychmiast… Netflix mówi „It’s a trap”… ufam pierwszym dwóm.
- SithFrog: Z filmem roku bym nie przesadzał, ale to Scorsese, wiadomo, że w najgorszym wypadku film będzie “tylko” dobry. Najbardziej boję się tych zabiegów z odmładzaniem DeNiro z użyciem CGI. Mam na to alergię.
- Pquelim: Scorsese to chyba najlepszy obecnie reżyser w formie, ale mój balonik przekuł nieco ślamazarny i niekoherentny trailer. De Niro w komputerze to też dosyć ryzykowny pomysł. Nie nakręcam się, chociaż chciałbym.
- Crowley: No raczej nie ma co się spodziewać, że panowie koło osiemdziesiątki będą dziarsko hasać po ekranie. Liczę za to na soczyste dialogi. Co prawda Milczenia nie widziałem, ale Wilk z Wall Street był wręcz napakowany energią. Scorsese pokazał już, że potrafi się odnaleźć w dowolnym gatunku i stylu. Troszkę niepokoją mnie za to informacje o epizodycznej budowie fabuły, co w połączeniu z długością filmu może sugerować ciągoty do stworzenia czegoś w rodzaju miniserialu, a nie zamkniętego filmu.
Midway – Odpowiednik polskiego kina historycznego, czyli Roland Emmerich, kiepskie CGI, flagi, podniosła muzyka, napompowane przemowy i data premiery wybrana nieprzypadkowo.
- Crowley: Nie będzie to Dunkierka ani Szeregowiec Ryan, to pewne. Ale ja bym te tabuny samolotów obejrzał na wielkim ekranie. Trochę jak Sharknado.
- Razorblade: Ale za „Dzień Niepodległości” to Ty Emmericha szanuj. Niemniej mówiąc wprost – ktoś chyba za dużo ctr+c i ctr+v wpakował na samoloty i wybuchy, ale mimo wszystko mam nadzieję że będzie się to lepiej oglądało niż „Pearl Harbor”.
- Crowley: Dzień niepodległości to jeden z bohaterów mojego dzieciństwa. Do tej pory pamiętam okładkę kasety VHS z wypożyczalni i wybuchający Biały Dom. A jeszcze lepsze były Gwiezdne wrota. Potem reżyser niestety gdzieś się zagubił (po drodze był jeszcze niezły Patriota) i Midway raczej nie będzie jego powrotem do chwały.
- Razorblade: Może i nie, ale jeśli zapewni solidne rozrywkowe kino w klimacie wojennym to kto wie… Chociaż trailer niestety bardziej wskazuje że będzie to patetyczna produkcja z motywem „zarządzają nami debile ale i tak sobie poradzimy bo jesteśmy zajebiści”.
- SithFrog: CGI wygląda dramatycznie źle, szykuje się drugie “Pearl Harbor” czyli katastrofa. Poprzednik miał chociaż cudowny kawałek Faith Hill (“There you’ll be”) na OST. Tutaj nie widzę nic, na co warto byłoby czekać. Chyba, że wpadnie w przedział “tak zły, że aż dobry”.
- Pquelim: Emmerich pozazdrościł Michaelowi Bayowi “Pearl Harbor”. Odczekał więc stosowny czas (dokładnie 18 lat) i robi po swojemu. Trailer powala… brzydotą CGI. Szykuje się kolejny przepłacony koszmarek.
- Razorblade: Niech sobie będzie koszmarkiem… byle lepszym od „Pearl Harbor” czyli bez niekończącego się romansu…
- SithFrog: Bycie lepszym od “Pearl Harbor” to nie jest wysoko zawieszona poprzeczka. Raczej taka leżąca na ziemi, a nawet trochę zakopana.
- Crowley: Aż takie złe to było? Przyznam szczerze nie pamiętam, ale sam atak chyba mi się podobał. Ja bym po prostu chciał, żeby ten Midway był samolotowym odpowiednikiem filmu o wielkich robotach walczących w wielkimi potworami. Takim Pacific Rim, tylko dobrym.
The Report – Adam Driver na tropie skandalu z torturowaniem więźniów przez CIA. Amazon rzuca wyzwanie Netflixowi.
- Crowley: Obejrzę dla samego Drivera, chociaż obawiam się jednostronnej agitki politycznej. Z drugiej strony przed seansem Spotlight miałem podobne obawy.
- SithFrog: Zobaczymy jak wyjdzie w praniu, ale zgadzam się. Wygląda to jak nadęta i moralnie słuszna krytyka ówczesnej działalności CIA. Czuć delikatny smrodek idealizmu.
- Pquelim: Mógł być najważniejszy film roku. Recenzję wskazują, że jest niewyważona polityczna agitka. Ale i tak obejrzę, bo temat wyjątkowo mnie rajcuje. No i Kylo Ren w drugiej (po “Milczeniu”) poważnej roli w karierze.
- Crowley: Driver zagrał już dwa razy główną rolę u Jarmuscha, za BlacKkKlansman dostał nominację do Oscara (inna sprawa, czy słusznie), wystąpił w Człowieku, który zabił Don Kichota i zobaczymy go jeszcze w Historii Małżeńskiej, która dla mnie jest absolutnym czarnym koniem końcówki roku (w kolejnym Filmołazie na pewno o niej napiszemy). Nie powiedziałbym, że to dopiero jego druga poważna rola.
- Pquelim: Poważna, a nie trudna. Aktorem jest niezłym, temu nie przeczę. Ale mam starwars effect w jego przypadku. Nie mogę spojrzeć na niego z powagą i nie wybuchnąć śmiechem.
The Lighthouse (Jeśli byłby grany w Polsce, to pewnie pod tytułem w stylu „Dwóch mężczyzn i morze: Latania”, albo „Batman kontra Zielony Goblin”) – To najdziwaczniejszy film w dzisiejszym zestawieniu. Dwóch aktorów, archaiczny wygląd, tajemnica i powszechny zachwyt festiwalowych publiczności.
- Crowley: Przerost formy nad treścią, czy wybitny mały film? Sam nie wiem, ale jestem ostrożny w stosunku do takich wynalazków.
- Razorblade: A ja jestem mocno na tak i nie mogę się doczekać. Mam nadzieję że będzie to fenomenalna uczta. Tym bardziej że zobaczymy tu Willema Dafoe któremu ufam w ciemno. Tyle tylko że ja tam lubię film o facecie jadącym na kosiarce przez USA, więc…
- Crowley: Jeśli masz na myśli Prostą historię Lyncha, to nie jesteś sam. Mi Lighthouse przypomina raczej Pi albo Mandy. Tyle że takie eksperymenty zawsze są na granicy między geniuszem a wariactwem. Na pewno fajnie, że Pattinson próbuje sił w takich produkcjach.
- Razorblade: No raczej że „Prostą historię”. O właśnie. Pattinson… matko, mam nadzieję że tego nie schrzani bo zwyczajnie za nim nie przepadam. Co do przypominania – może to efekt ostatnio odświeżonego „12 gniewnych ludzi” ale jednak mam nadzieję że to eksperyment idący w tę stronę…
- SithFrog: Pattinson potrafi, o niego się nie martwcie (polecam “Good time” jeśli myślicie, że on umie tylko gapić się obleśnie na laski i błyszczeć ;). Tu będzie fifty-fifty. Albo pięknie nakręcona nuda w stylu “Romy” albo coś naprawdę zjawiskowego. Liczę na to drugie, bo Dafoe zazwyczaj gwarantuje jakość.
- Pquelim: Reżyseruje specjalista od designu, więc raczej przerost formy. Już chwalone “VVitch” Eggersa wydawało mi się nieco hermetyczne (chociaż wciąż dobre), teraz zapowiada się eskapizm w niedopowiedzeniach i botakach. Wiele zależy od aktorów (o Dafoe się nie martwię, Pattinson może udźwignie), ale jeszcze więcej – od scenariusza. A ten pisali specjalista od designu, wraz ze swoim bratem – doktorantem na nowojorskiej uczelni artystycznej. Więc..
- Crowley: Masz coś do artystów? 🙂 Ale właśnie Witch nie oglądałem, a podobno warto. Fajne jest to, że z trailerów niewiele wynika, oprócz tego, że będzie wariacko. Dużo zależy od tego, czy szaleństwo pojawi się dopiero w końcówce, poprzedzonej godziną siedzenia w latarni morskiej, czy uda się napięcie utrzymać przez cały seans. Film trwa ponad dwie godziny, więc lepiej, żeby coś się w nim działo.
- SithFrog: Za każdym razem gdy Pq używa argumentu typu “botak” gdzieś na świecie umiera panda.
Pq litości z tym hejtem na Drivera z powodu jednej roli! On już jakiś czas temu udowodnił, że jest dobrym aktorem.
Co nie zmienia faktu, że jeszcze długo będę mu pamiętał tę scenę, w której zdejmuję maskę.
hmmm VVitch Eggersa bardzo mi się podobał, więc z checia skusze sie na Lighthousa xd
a co z bożym ciałem? tez niedlugo bedzie mial premiere 😛
Nie wiem. Z zasady nie uznaję polskiego kina. Najwyżej w telewizji obejrzę. 😛
Czy ktoś z gremium redaktorów obejrzał już Jokera i przygotowuje się do recenzji. Bo ja każdego dnia mam inne zdanie o tym filmie. Mam wrażenie, że reżyser nie podołał, (a może piszący scenariusz). Jest kilka absurdalnych, niewytłumaczalnych scen, kilka nielogicznych i fatalnych rozwiązań. Niestety nie wiem jak tu oznaczyć spojlery bo zapytał bym się o dwie kwestie (jedna do znawców prawa, druga bardziej ogólna.) Mimo to z chęcią zobaczyłbym mroczne uniwersum DC, bo to były dopiero pierwsze kroki Jokera.
SithFrog się wybiera, możliwe, że ja też zobaczę (jeśli czas pozwoli).
Warto.
Recenzje narazie średnio przychylne. Te krytyków, bo widzowie jak zwykle po premierze są zachwyceni.
Kto się zabiera za recenzję Jokera? 😉
SithFrog się odgrażał. Podobno obejrzał już wszystko, co złe na Netflixie i potrzebuje odpoczynku.